Dark Knight UWAGA +16!!!
Tajemniczy mężczyzna
wyglądał przez okno w zupełnie ciemnym pokoju, który znajdował się w najwyższym i najbardziej
ekskluzywnym wieżowcu w całym Nowym Yorku. Patrzył na panoramę kończącego się dnia i rozpoczynającej
nocy, a w jego kobaltowych oczach odbijały się migające światła uliczne. Czuł, że ta noc nie będzie taka sama jak inne. Odczuwał nieprzyjemny chłód już od paru
dni...
Zaciągnął
się dymem z papierosa, który już powoli gasł i odłożył go do popielniczki, znajdującej się na
szafce. Nagle usłyszał brzęczenie w tylnej
kieszeni spodni. Wyjął czarnego Samsunga i bez wcześniejszego spojrzenia na ekran, odebrał.
-
Czego? - warknął do słuchawki.
-
Rivaille? Wszystko gotowe. Możesz ruszać do akcji. Czekam na Ciebie za dwadzieścia
minut w White Mansion - usłyszał znajomy, kobiecy głos.
-
Zaraz tam będę - odpowiedział krótko i się rozłączył. Po raz ostatni spojrzał za
okno. Nigdy nie był pewien, czy powróci z misji cało do swojego miejsca. Swojego
spokojnego królestwa, w którym nikt oprócz niego samego nie mógł przebywać.
Dotknął chłodnej szyby i przeczesał kruczoczarne włosy. Wiedział, że chowanie
się w mieszkaniu nic by mu nie dało… Choć bardzo nienawidził ludzi, z
którymi musiał pracować, a tym bardziej tych, których musiał się pozbyć, musiał
stawić czoła ciemnej i niebezpiecznej nocy.
Kiedy
wyszedł z apartamentu od razu spostrzegł czekające na niego, czarne BMW.
Otworzył drzwi od strony pasażera i wszedł do środka.
-
Tak ci księżyc pizga w oczy, że musiałeś założyć okulary? - zapytał cynicznie kierowca.
-
Żebyś kurwa wiedział, niedoświadczony gnojku - odwarknął mu jeszcze bardziej zirytowany niż dotychczas. -
Dlaczego ze wszystkich ludzi, Erwin musiał wybrać właśnie ciebie na mojego
jebanego partnera? Nie mogę tego pojąć… - głowił się po drodze Levi.
-
Może dlatego, że najlepiej ze wszystkich zdałem test sprawnościowy? - podsunął
mu chłopak.
- Nie sądzę… Chyba chodziło o to, że jesteś pyskatym skurwysynem i przy tobie moja choroba psychiczna się pogorszy… - mrukną, spoglądając za okno.
- Nie sądzę… Chyba chodziło o to, że jesteś pyskatym skurwysynem i przy tobie moja choroba psychiczna się pogorszy… - mrukną, spoglądając za okno.
-
Hah, ciekawe… Wspominali, że jesteś jebnięty, ale żeby od razu choroba
psychiczna?Może jednak odejdę z tej roboty... - odpowiedział mu sarkastycznie. Mężczyzna zsunął ciemne okulary z nosa i posłał piorunujące spojrzenie młodemu brunetowi o zielonych oczach, ubranego w czarny garnitur i
skórzane rękawiczki, na których zaciskał kierownicę. Był to jego nowy, a zarazem pierwszy partner- Eren Jaeger. Ciemnowłosy nie mógł zapomnieć ich pierwszego spotkania...
***
-
Levi! Znowu zabiłeś tych drani! - zawołał nieźle wkurzony Erwina.
-
Nie musisz dziękować… - prychnął Rivaille i opadł na skórzaną kanapę, w gabinecie blondyna.
-
Pojebało cię?! Miałeś ich tylko złapać i poczekać! Czego kurwa nie zrozumiałeś
z mojej wypowiedzi?! Czy to takie trudne?! - wydzierał się na niższego mężczyznę, który
spoglądał na niego znudzony. Po chwili wyjął z kieszeni płaszcza
paczkę papierosów i zapalniczkę. -
Chyba sobie, kurwa kpisz! - warknął, kiedy wyjął fajkę ustami.
-
No co znowu? - wymamrotał, po czym zaciągnął się
odurzającym, słodkim dymem.
-
Zgaś to, bo ci wjebię - ostrzegł.
-
No to czekam - mierzyli się przez dłuższą chwilę wzrokiem.
-
Ja już z tobą nie mogę! Kurwa! - złapał się za głowę. Natomiast ciemnowłosy założył nogę na
nogę i oparł głowę o kanapę, wydmuchując wstrzymywany dym z płuc. -
Dawałem ci szansę… teraz to ja stawiam warunki - powiedział ostatecznie, na co Levi parsknął ze śmiechu.
-
Stawiać, to ty wiesz, co sobie możesz…
- W
tym tygodniu razem z Petrą wybraliśmy dla ciebie partnera - oznajmił, ignorując jego słowne zaczepki.
-
Jakiego partnera? Po co? - dziwił się.
-
Bo nie mogę już ciebie znieść! Ot co! Dlatego postanowiliśmy wybrać kogoś, kto miałby cię
na oku i w dodatku pomógł ci się nie zabić.
-
Oby to była jakaś seksowna laseczka... - odparł z westchnieniem.
-
Dajcie mu jakąś cholerną popielniczkę, bo mi kanapę podpali! - krzyknął Smith.
Po chwili do pokoju wszedł młody chłopak z blond grzywką i dużymi, błękitnymi oczami.
Na stoliku przy sofie położył białą popielniczkę.
-
Dzięki, Armin - uśmiechnął się do niego Erwin.
-
Do usług - odrzekł i zwrócił się do wyjścia.
-
To twój syn czy jak? Wyglądacie identycznie! Tylko on jest bardziej spedalony... - skomentował agent.
- Żaden syn, ty pojebie, tylko mój nowy
sekretarz i księgowy! - odwarknął.
-
No i na dodatek daje ci dupy… - mruknął pod nosem i odstawił wygaszonego papierosa do
popielniczki.
-
Stul pysk, psie! - walnął pięścią w stolik -
Współczuję temu chłopakowi, co będzie jego partnerem, ale to moja jedyna nadzieja… -
szepnął do siebie.
-
Ha? - spojrzał na niego z wyrzutem. Niebieskooki wyjął telefon z kieszeni i wybrał odpowiedni numer.
-
Petra, przyprowadź go - wydał komendę i rozłączył się.
-
Kurna… Czyli jednak jakiś gnojek… - powiedział lekko zawiedziony Rivaille.
- Obyś
smażył się w piekle - syknął przez zęby.
-
Tylko odwiedź mnie na herbatę - prychnął, wyjmując kolejnego papierosa. Niedługo później do pomieszczenia weszła piękna kobieta w białej marynarce. Miała proste, miodowe włosy
do ramion oraz anielską twarz. Spojrzała najpierw na blondyna, a następnie omiotła wzrokiem mężczyznę, siedzącego na sofie. Ich oczy się spotkały na krótką chwilę, lecz Levi szybko spuścił wzrok. Znał ją bardzo dobrze. Petra Rall -
najlepsza przyjaciółka oraz jego była sprzed kilku lat. Nigdy nie mieli zbyt wiele czasu, aby
na spokojnie porozmawiać o tym, co było nie tak w ich związku. Jedno było pewne, większa część winy leżała po stronie Rivaille.
-
Wprowadź go - rozkazał blondyn. Jasnowłosa kiwnęła głową i wyjrzała za drzwi, dając gościowi do zrozumienia, że miał wejść. Do
pokoju, wszedł młody chłopak. O wiele za młody, zdaniem Leviego. Jego
uroda nie była ani niezwykła ani pospolita. Mężczyzna zauważył, że różnił
się od niego wzrostem, kolorem włosów i niesamowicie zielonymi
oczami. Doświadczeniem zapewne również...
-
Levi, to jest twój partner - Eren Jaeger - przedstawił ich sobie Smith. Brunet podszedł do
czarnowłosego i podał mu rękę.
-
Jestem Eren. Miło mi cię poznać - przywitał się z grzecznością.
-
To się jeszcze okaże… - wyszeptał starszy.
***
-
Wciąż nie mogę uwierzyć, że przydzielili mi takiego gówniarza... - mruknął
Levi, wpatrując się w chłopaka, który prowadził auto.
-
Podobno jesteś najlepszy ze wszystkich… - wspomniał Eren.
-
Fakt.
-
Jakoś nie mogę uwierzyć w te wszystkie akcje. Wydają się takie... nierealne.
-
Czyli?
-
Na przykład operacja D4 w Monako.
-
To była łatwizna - podsumował.
-
No nie wiem… A co z tą masą cywili? Wszyscy tak po prostu zniknęli i sam poradziłeś sobie z najniebezpieczniejszym gangiem
na całej półkuli?
-
Widzę, że ktoś nielegalnie zajrzał do mojej kartoteki… - odrzekł, zbaczając
z tematu. Nie lubił opowiadać o swoich „przygodach” z
misji. Było ich dużo i prawie każda kończyła się tak samo… Nikt nie miał jaj,
żeby zabijać tych bezmózgich bandytów, siejących spustoszenie. Dlatego przypodobali sobie tajnego agenta-zabójcę, który nienawidził ich wszystkich, a zwłaszcza tego, kto to wymyślił. Na początku
wszystko wydawało się to normalne. Złych należy karać i zabijać. Nic prostszego. Tylko,
czy na pewno było to właściwe? Przecież sam nie był bez winy…
-
Nie nielegalnie. Erwin mi ją pokazał. Chciał się upewnić, czy wiem na co się
godzę… - odgryzł się.
-
Nie wiedziałem, że jesteście na „ty”… A byłeś już u Erwina w domu? Oglądaliście
jego wielkie akwarium… w sypialni? - zapytał podejrzliwie, na co Eren ścisnął kierownicę i
spojrzał gniewnie na pasażera obok.
-
Wiesz co? Wal się! - warknął głosem pełnym jadu.
Resztę trasy spędzili w ciszy i zaparkowali nieco dalej od posiadłości, do której się wybierali.
-
Jesteśmy - oznajmił, wyjmując kluczyk ze stacyjki.
-
Pokaż, co masz - chłopak wyjął zza paska spodni dwa pistolety M9.
-
Za mało… Minimum to trzy - westchnął i przeczesał włosy dłonią.
- A
ty?
-
Nie muszę ci nic pokazywać - odparł i rozejrzał się, czy okolica była czysta od gapiów.
-
Przestań pieprzyć i pokaż! - rozkazał mu.
- Nie
takim tonem gówniarzu. Pamiętaj, kto tu jest szefem - ostrzegł.
-
Na pewno nie ty… - kiedy już chciał wyjść, Levi pociągnął go za łokieć
z powrotem do auta. -
Co do…?! - wydarł się, gdy mężczyzna przycisnął go do fotela i spojrzał mu w
oczy. Ich twarze dzieliły centymetry. Rivaille mógł poczuć ciepły oddech
na policzku, ujrzeć tą niezbadaną iskrę w zielonych oczach... Hmm… ciekawy dzieciak… - przeszło mu przez myśl.
-
Nie wkurwiaj mnie. Masz się mnie słuchać co do słowa, jeżeli chcesz wyjść z tego
cało. Rozumiemy się? - powiedział lodowatym tonem głosu.
-
Puść mnie - wycedził przez zęby. Levi przejechał palcami po szyi i żuchwie szatyna, obserwując z zaciekawieniem, jak reagował na jego
dotyk. Po chwili jednak zdecydował puścić go wolno. Potem wysiadł z samochodu i poczekał na bruneta. Następnie podszedł do niego, wyjął dodatkowy
F40 i wcisnął mu broń w obie dłonie.
-
Masz tu prezent, dupku.
-
Nie dziękuję, popaprańcu - na twarzy niebieskookiego przez ułamek
sekundy pojawił się zadziorny uśmieszek.
-
Idziemy. Pamiętaj, żeby trzymać się blisko mnie. Jakbyś widział coś niepokojącego , mów - poinstruował go starszy. Następnie obaj ruszyli w stronę białego,
podświetlonego budynku.
*****
Krótka
notka od autorki ;)
Siedziałam
tak sobie na geografii i jak zwykle przysypiałam. Wtedy do mojej głowy wpadł
pomysł na napisanie nowego Special’a.
Jak
pewnie zauważyliście, jest to część pierwsza. Kolejne części będą się pojawiać
w następnych dniach lub w tygodniach, zależy od weny i obowiązków szkolnych.
Lubię
opisywać historie Leviego i Erena bez wątku tytanów i tego odstępu czasowego.
Czasami jak piszę rozdziały opowiadania to się zastanawiam: „Czy w 800 roku
było już to…? A tamto…?” : )
Mam
nadzieję, że się Wam spodobał mój Special.
Mogę
już zdradzić, że w kolejnych jego częściach Levi i Eren nieco bardziej się do
siebie zbliżą… ^^
Joleen :*
Joleen :*