niedziela, 6 lipca 2014

Part II

Dark Knight                                           UWAGA +16!!!



Budowla była we włoskim stylu, liczyła dwa piętra, a na jej terenie znajdował się bujny ogród z labiryntem z bujnych krzewów oraz kryty basen. Przed wejściem kręciło się kilka par i samotnych, młodych panienek, szukających szczęścia wśród bogatych gości, którzy postanowili wziąć udział w bankiecie z okazji rocznicy pani i pana domu. Oczywiście, nie obyło się bez ochroniarzy. Dwumetrowe, nafaszerowane sterydami, dwa byki stały po obu stronach wejścia. Rivaille bez słowa zaczął się wspinać po marmurowych schodach, pogrążony w zamyśleniu.
- L-Levi-san…! Jak zamierzasz się dostać do środka, co?! Widziałeś tych ochroniarzy?! - usłyszał za sobą wołania zdenerwowanego bruneta.
- Zamknij się i patrz - odwarknął. Chłopak zmarszczył brwi i umilkł. Zdążył się już dowiedzieć, że agent Levi to arogancki dupek bez zasad, ale i tak z minuty na minutę nienawidził go coraz bardziej...
- O co chodzi? - spytał ochroniarz, mierząc nowo przybyłych gości podejrzliwym wzrokiem. Czarnowłosy wyglądał przy nim jak mała pchła, ale to w żadnym wypadku nie zmniejszyło jego pewności siebie…
- Nazywam się John Walter, a ten tu obok to mój asystent- Barney Rolf. Byliśmy zaproszeni przez pana Snow’a - oznajmił ponuro.
- Momencik… - odpowiedział i wyjął listę nazwisk, którą trzymał w kieszeni. Mężczyzna przez dłuższą chwilę przeglądał i wyczytywał powoli wszystkie nazwiska na literę „W”. Ciężko mu szło, a Rivaille coraz szybciej zaczął tracić cierpliwość...
- John! To ty! - nagle usłyszeli kobiecy pisk. Szatynka w okularach i zielonej, prostej sukience podbiegła do nich z szerokim uśmiechem na ustach. - Tak dawno się nie widzieliśmy! Co u ciebie słychać?
Mężczyzna spojrzał zdziwiony na okularnicę, a następnie podrapał się po potylicy. Lista nazwisk była bardzo długa, a skoro kobieta, którą wcześniej sprawdził została wpuszczona, to chyba oni też byli na liście… Prawda?
- Wejdźcie… - mruknął i wpuścił niebieskookiego wraz z zszokowanym jego nieodpowiedzialnym zachowaniem Erena do środka.
Jeager dokładnie przyjrzał się malunkom na ścianach i suficie w korytarzu. Wyglądały tak niesamowicie, że Leonardo da Vinci czy Michał Anioł mogliby się nieźle zdziwić. Ta ogromna posiadłość musi kosztować więcej niż suma pensji wszystkich tu obecnych! - stwierdził, wchodząc do obszernego salonu, w którym było dobrze ponad sto osób. Pokój przypomniał salę balową z XVIII wieku, a zaproszeni goście, ubrani w bogate suknie lub garnitury tańczyli walca w takt do muzyki granej przez wynajęty zespół muzyków na podeście. Natomiast eleganccy kelnerzy kręcili się wśród młodych, już "lekko" wstawionych dam, pragnąc spełnić ich wszystkie zachcianki. Levi nie mogąc już dłużej oprzeć się pokusie, sięgnął po kieliszek szampana, który stał na srebrnej tacy, idącego w ich stronę kelnera.
- Co tutaj robisz? - zapytał brunetkę, która wciąż dziwnie się uśmiechała.
- Jak to co? Wykonuję swoją misję…! Ach! Czy to nie twój partner?! Witaj, jestem Hanji, ale teraz mów na mnie Bernadet! - kobieta uścisnęła dłoń chłopaka.
- Miło mi - odwzajemnił jej uśmiech. Levi przyglądał się jego cudnym dołeczkom na twarzy, popijając w ciszy swój ukochany trunek.
- Nie czas na pierdoły. Gdzie ten gnojek Snow? - warknął po chwili, odstawiając pusty kieliszek.
- Erwin go zagaduje. Jest w salonie obok - tłumaczyła - Musisz dostać się na górę. „To” musi być w jego sypialni. Macie czas do północy. Wtedy mafia się pojawi i będzie po ptakach... Wiesz co robić? - wymieniła z nim porozumiewawcze spojrzenia.
- Nie, kurwa! Robię to po raz pierwszy! - odparł poirytowany. Brązowooka skarciła go wzrokiem. - Zajmij się Panią Snow, a ja zrobię resztę... - oznajmił z westchnieniem, a Hanji zaczęła powoli odchodzić.
- Nie spartolcie tego - rzuciła przez ramię, zanim zdążyła zniknąć w tłumie. Rivaille schował swoje okulary przeciwsłoneczne do kieszeni marynarki i poprawił garnitur.
- To co robimy? Jaki masz plan, szefuniu? - spytał sarkastycznie Eren.
- Mam pewien pomysł. Czytałeś akta córki Snow’a? - ciemnowłosy zdobył kolejnego szampana.
- Hmm… Cynthia Snow? Młoda, bogata i nieusłuchana córeczka tatusia?
- Dokładnie. Można dodać jeszcze do jej opisu łatwowierna i niezwykle puszczalska - zerknął na bruneta z delikatnym uśmiechem na kuszących wargach.
- Tego nie wiedziałem… - wymruczał, uciekając wzrokiem.
- Ja też nie, ale prawie każda bogata i osiemnastoletnia dziewczyna nie jest już dziewicą… tylko głupią rozdaj dupą na prawo i lewo - dodał, dopijając drinka.
- No i? Do czego zmierzasz?
- Prosta piłka. Jeden z nas weźmie małą i się z nią zabawi w sypialni tatusia, po czym przeszuka pokój, a drugi będzie stał na czatach przed drzwiami - wyjawił swoją strategię.
- „Zabawi się”, czyli…? - spojrzał z obawą na Leviego.
- Chodzi o seks, ośle! - warknął starszy, na co kilka kobiet niedaleko zachichotało.
- A-Ale… Skąd ta pewność, że się zgodzi? - spytał nieco ciszej.
- Zaraz się okaże. Idziemy - mężczyzna ruszył pewnym krokiem w stronę tłumu gości.
- Le-! John! Poczekaj! - zawołał za nim. Zanim się obejrzał, już go zgubił. Było tam tak wiele ludzi... nie mógł dojrzeć ciemnej czupryny niższego partnera. - Kurwa… - zaklął pod nosem, rozglądając się na prawo i lewo. Nagle poczuł, że ktoś łapie go za nadgarstek i ciągnie w swoją stronę. To był Rivaille. Patrzył na niego tymi ciemnymi, burzowymi oczami, pełnymi tajemnic i namiętności…
- Nie mówiłem ci, żebyś trzymał się blisko, idioto? - zawstydzony młodzieniec spuścił wzrok.
- Możesz mnie już puścić… - bąknął po pewnym czasie, gdy nie puszczał jego ręki.
- Nie chcę… - odparł szeptem czarnowłosy, na co puls Erena przyspieszył, a na policzkach pojawił się szkarłatny rumieniec. Czuł na sobie chłodne palce, które wywoływały pożar na nagim nadgarstku. Tak samo, jak wtedy...

***

- Teraz! Strzelaj! - nacisnął spust rewolweru i wystrzelił. Pudło.
- Kurwa… znowu… - zaklął pod nosem brunet i zdjął słuchawki z uszu.
- Co to miało być do cholery?! Nie umiesz wycelować, czy co? - usłyszał krzyki wściekłego mężczyzny. Chłopak ścisnął broń w dłoni. Cały aż się gotował. Gdyby nie fakt, że ten koleś był jego przełożonym i w dodatku partnerem, już dawno dostałby kilka kulek w łeb. - No słucham! Co jest z tobą nie tak?! - warknął zirytowany ciemnowłosy. Eren zaczął piorunować go swoim spojrzeniem.
- Co to za hałasy? Nie mogę się przez was skupić! - wrzasnął w pewnej chwili Erwin, otwierając drzwi od strzelnicy, która znajdowała się w piwnicy, należącej do domu (oraz głównej bazy) Erwina na oścież.
- Ten debil nawet nie umie porządnie strzelić! - odparł Rivaille.
- Gdybyś mi nie wrzeszczał nad uchem, może bym i strzelił… - bąknął pod nosem szatyn.
- Ha?! Co żeś powiedział?! - złapał go za kołnierzyk koszuli.
- SPOKÓJ!! - krzyknął blondyn, po czym zapadła błoga cisza. - Jeżeli się nie dogadacie do soboty, to żaden z was nie pojedzie na misję! Zrozumiano?!
- Tak jest - zasalutował Jeager, natomiast Levi był jak zwykle niczym nieporuszony.
- Dobrze. A teraz jeżeli jeszcze raz usłyszę jakikolwiek krzyk, to przysięgam, że spotkasz się z szatanem jeszcze szybciej niż myślałeś! - ostrzegł i wyszedł trzaskając drzwiami.
- … a sam się kurwa wydziera - mruknął pod nosem starszy agent. Eren potarł czoło wierzchem dłoni i westchnął ciężko. Miał już serdecznie dość. Cały dzień miał jakieś chore testy psychologiczne, a teraz jeszcze resztę dnia miał spełnić na ćwiczeniach z tym tyranem na strzelnicy. Gdyby mógł, wyszedłby stamtąd i nigdy nie powrócił do tego piekła…
Nagle Levi usiadł na krześle i wyjął z kieszeni czarnej marynarki paczkę papierosów. Wyciągnął jednego i zapalił. Eren wpatrywał się w niego wkurzony.
- Chcesz…? - zapytał, wyciągając fajki w jego stronę.
- Nie palę - odpowiedział mu i przeładował broń. - Nie zrozumiem, jak taki palant jak ty, może być najlepszy ze wszystkich agentów? - powiedział na głos to, co myślał.
- Może to dlatego, że sam nigdy nie byłem ideałem… - chłopak słysząc te słowa zdziwił się i spojrzał wprost na mężczyznę.
- Co masz na myśli? - Levi zaciągnął się papierosem i wydmuchał szary dym z płuc.
- Nie rodzisz się z talentem do strzelania z karabinu czy walką wręcz, jeżeli sam nie brałeś udział w takich walkach - odpowiedział krótko.
- Kiedy przeglądałem twoją kartotekę… Nie było tam ani słowa o twojej przeszłości. Tylko kilka słów o tym, że mieszkałeś przez jakiś czas w Nowym Orleanie…
- To prawda. Właśnie tam odsiadywałem swoją karę na trzy dożywocia - po plecach przebiegł mu zimny dreszcz.
- Słucham…? - wydusił po długiej chwili napiętej ciszy.
- To co słyszysz. Nigdy nie byłem ideałem - powtórzył.
- Jak się stamtąd wydostałeś…? A co z karą? - spytał coraz bardziej zaintrygowany.
- Wszystko dzięki Erwinowi. To on dał mi szansę na nowe życie. Kiedy stamtąd wyszedłem… wiedziałem, że część mnie umarła, a inna się narodziła.
- A-?
- Dzieciaku, dosyć tych pogawędek - uciął, przyciskając papierosa o ziemię. Cieszył się w duchu, że wkurzy tym Erwina. - Jak zostaniesz moim partnerem, odpowiem na każde twoje pytanie. Umowa stoi? - wyciągnął do niego swoją szczupłą dłoń. Eren zamrugał kilkakrotnie, po czym uścisnął ją. - Świetnie. To teraz poćwiczymy to strzelanie, bo idzie ci mega chujowo - mruknął, zakładając słuchawki. Jeager poszedł w jego ślady. - Po pierwsze- palce - brunet złapał broń w obie dłonie i wyprostował ręce. Rivaille natomiast mówił mu różne wskazówki. W pewnym momencie ich ciała znajdowały się bardzo blisko siebie. Zdecydowanie za blisko... Ciemnowłosy ujął dłonie chłopaka w swoje, a Eren poczuł miłe, niezidentyfikowane mrowienie na skórze...
- Teraz… - usłyszał niski głos tuż przy lewym uchu. Nacisnął spust, wycelował i strzelił w  sam środek celu.
- Udało się! - ucieszył się.
- Brawo. To już jakiś postęp - pochwalił go starszy. Młodzieniec spojrzał w błyszczące, kobaltowe tęczówki, po czym szybko się odwrócił, ustawiając nową tarczę, by ukryć swoje palące rumieńce na policzkach…

***

- ... to ona.
- Eh? Co? - głos Rivaille sprawił, że Jeager wrócił na ziemię.
- Skup się, dzieciaku. Inaczej źle się to skończy… - ostrzegł mężczyzna. Brunet kiwnął twierdząco głową, dając znak, że już zaprzestał niebezpiecznego bujania w obłokach.
- Która to?
- Tamta w różowej sukience.
- Tej skąpej?
- Obie są skąpe…
- Ta w blond włosach.
- Widzę ją - cztery, młode dziewczęta śmiały się i tańczyły przy zespole muzyków. W pewnej chwili dwie z nich usiadły na czarnym fortepianie i zaczęły dopijać swoje w połowie puste kieliszki od szampana.
- Do dzieła. Zróbmy swoje i wracajmy do kochanej, szarej rzeczywistości - polecił, po czym ruszył razem z Erenem w kierunku ich celu.



*****

Kolejna notka po dłuuugim czasie J


Druga część „Dark Knight” umieszczona specjalnie na rozpoczęcie wakacji.
Zamiary były takie żeby ta historia specjalna miała dwie części, ale jednak postanowiłam trochę to podzielić.

Wybaczcie, obiecałam jakąś scenkę pomiędzy moją ukochaną parką, no i nic z tego nie wyszło... Chociaż uważam, że krótki flashback Erena był słodziutki ^^

PS Specjalne podziękowania za te wspaniałe komentarze od Caroline Jeager! Dałaś mi nową motywację do pisania ^_^  


Joleen :*