niedziela, 28 grudnia 2014

♥Christmas Special!♥

Merry Kurisumasu! Soshite… Happy New Year!

Część III



* Opowiadanie powiązane z serią “Dark Knight”. Zapraszam do czytania!! *





Dwudziesty czwarty grudnia. Nadszedł czas świątecznej kolacji u Erena i Leviego w mieszkaniu. Do tego czasu, apartament był wysprzątany na błysk i udekorowany na specjalną okazję. Mikasa i Armin mieli przyjść na osiemnastą. Rivaille i jego ukochany zaczęli się ubierać.
- Leeevi! Widziałeś gdzieś moją koszulę? - zawołał brunet z łazienki.
- Jest na łóżku - usłyszał odpowiedź z sypialni.
- Aaa, ok - mruknął i podłączył suszarkę do kontaktu. Kiedy skończył suszyć i układać swoje włosy, wszedł do sypialni. Ujrzał tam odwróconego w stronę lustra Leviego. W odbiciu ujrzał mężczyznę w ciemnofioletowej koszuli z czarnymi guzikami oraz eleganckim krawatem.
- I jak? - zapytał Rivaille, 
- Perfekcyjnie - bąknął, na co ciemnowłosy zmarszczył brwi i odwrócił się do niego przodem.
- Oy, oy… jeszcze będziesz się ślinił - stwierdził, wpatrując się z obawą w chłopaka.
- Ee-ech? Co? - bruneta całkowicie zamroczyło. Na ustach Leviego pojawił się niekontrolowany uśmieszek. Następnie wziął białą koszulę z pościeli oraz podszedł do zielonookiego.
- No już, musisz się ubierać. Niedługo przyjdą goście... - rzekł i posłał mu swoje zalotne spojrzenie. Eren zarumienił się lekko i odwrócił wzrok z zawstydzenia. - Eren… - powiedział cicho i chwycił za nadgarstki szatyna. Od razu wyczuł jego szybki puls.
- Levi - wyszeptane przez bruneta imię brzmiało niczym prośba, błaganie i modlitwa w jednym. Jeager spojrzał w kobaltowe tęczówki, schowane za długimi i czarnymi rzęsami. Wyraz twarzy młodego mężczyzny wyrażał tylko jedno palące odczucie… Pragnienie. Rivaille nie mógł zostawić go w tym stanie samego. Szarpnął za nadgarstki bruneta i już miał pochwycić jego delikatne usta swoimi, kiedy nagle usłyszeli dźwięk dzwonka. Oboje zastygli, mierząc się wzrokiem.
- To nie Mikasa… Mieli przyjść o szóstej - wymamrotał, czując, jak nogi zmieniały mu się w watę z powodu bliskości ukochanego.
- Pójdę sprawdzić, a ty się w końcu ubierz - odpowiedział i niechętnie puścił go wolno. Młodzieniec posłał mu stęsknione spojrzenie i zaczął się ubierać. Wtedy czarnowłosy udał się do drzwi. Nie musiał zaglądać przez judasza, ponieważ dobrze wiedział, kto stał za drzwiami...
- Czego chcesz Hanji? - warknął na przywitanie.
- Leeeevi!! - wrzasnęła brunetka w stroju świętego Mikołaja i rzuciła się na szyję mężczyzny, który gwałtownym ruchem ją od siebie odsunął.
- Nie. Dotykaj. Mnie - wycedził przez zęby.
- No weź przestań! Są Święta! Ho ho ho! - roześmiała się głośno. Levi zlustrował wzrokiem strój kobiety w okularach. Miała na sobie za duże czerwone spodnie, wypchaną, czerwoną koszulę, czerwoną czapkę z białym pomponem na końcu i białą, włochatą, sztuczną brodę.
- Co to jest? - zapytał, wskazując palcem na lniany worek, który trzymała w dłoniach.
- A byłeś grzecznym chłopcem? - odparła z szerokim uśmiechem. Mężczyzna skrzywił się i szybkim ruchem chwycił za klamkę, by zatrzasnąć drzwi, ale Hanji była szybsza. Zdążyła podłożyć swoją stopę, aby Rivaille nie zdołał ich zamknąć.
- Żartowałam! Leviiii~! Wpuść mnie! - wołała, siłując się z nim przez parę minut.
- Przestań, ty stuknięta czterooka! - Hanji nagle popchnęła drzwi z całej siły, a ciemnowłosy z hukiem upadł na drewnianą podłogę.
- Ha ha ha! I kto tu teraz rządzi, co?! - zaśmiała się. Mężczyzna spiorunował ją swoim zabójczym wzrokiem. W tamtej chwili naprawdę miał ochotę rzucić się jej do gardła.
- Levi! Co się tak-O! Hanji-san! Dobry wieczór! - na holu pojawił się chłopak, który dopinał ostatni guzik białej koszuli. Brązowooka podniosła wzrok na bruneta. Promienny (i trochę dziwny) uśmiech pojawił się na jej ustach.
- Eeereeen! - zawołała i rzuciła się do biegu, lecz Rivaille złapał i pociągnął gwałtownie za jej lewą stopę. Szatynka zachwiała się i również upadła na podłogę.
- Ha-Hanji-san! - zawołał Eren i kucnął obok niej. Kobieta podniosła się chwiejnie na łokciach. - Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony. Kiedy spojrzał na kochanka, ten uśmiechał się ze znaczną wyższością. - Porąbało cię do reszty?! - krzyknął na niego.
- Ona zaczęła. Odpłacam jedynie swoje krzywdy - oznajmił, krzyżując ręce na piersi.
- Ha?! Oszalałeś?! To przecież pani Hanji! Nie możesz…! - wołał zdenerwowany.
- Eren-kun… nie szkodzi. Levi ma rację - usłyszeli ciche łkanie.
- Hanji-san! Ty krwawisz! - zawołał chłopak. Z nosa okularnicy spływała strużka jasnoczerwonej krwi. - Pójdę po lód i chusteczki! - powiedział i pospiesznie pobiegł do kuchni. Rivaille oparł się plecami o ścianę i westchnął.
- Po co tutaj w ogóle przyszłaś, co?
- Hi hi hi… - usłyszał szaleńczy chichot.
- I co się tak cieszysz?! - brunetka z błyskiem w oczach, podniosła się, wytarła krew z nosa o wierzch dłoni, po czym położyła dłonie na sztywnych ramionach Leviego.
- Co znow-?
- Levi! - spojrzała na niego poważnie. Chwila grozy… - pomyślał sarkastycznie. - Tak się cieszę! Tym razem ci wybaczę ten wypadek, bo w innym razie zginąłbyś w strasznych męczarniach w moim tajemnym laboratorium, oddając swoje organy na badania! - wołała z uśmiechem, potrząsając za ramiona czarnowłosego, który za każdym razem trafiał o twardą ścianę.
- Oy… - warknął wkurzony.
- A! Właśnie! Mam coś dla was! - zawołała i zaczęła grzebać w swoim worku. Po chwili wręczyła mu trzy paczuszki.
- Proszę! A teraz co się mówi Levisiuuu…?
- Won, zgiń, przepadnij? - zgadł. Kobieta wcisnęła mu pakunki do rąk i w czasie jego chwilowej dezorientacji, cmoknęła go w policzek, zostawiając na nim czerwony ślad po szmince. - Hanji! - syknął. Okularnica szybko zebrała swoje rzeczy i wyszła za drzwi.
- Wesołych Świąt! Eren, zaopiekuj się nim, dobrze? Ho ho ho! - roześmiała się „mikołajowo” i uciekła. Ciemnowłosy odwrócił się w stronę stojącego w holu chłopaka, który wydawał się równie zmieszany.
- Puk, puk! Już jesteśmy! Co tak stoicie? Wszystko w porządku? - usłyszeli po chwili głos, dochodzący zza otwartych drzwi wejściowych. Po chwili ich oczom ukazali się młody blondyn o błękitnych oczach, ubrany w ciemnobrązowy płaszcz oraz dziewczyna w kruczoczarnych, prostych włosach do ramion, otulona w długi, czarny płaszcz. Oboje trzymali siatki i kolorowe torebki z prezentami.
- Eren, po co ci lód i chusteczki? - zapytał Armin.
- Raczej, czemu ten typ ma ślad damskiej szminki na policzku? - warknęła Mikasa, mierząc Rivaille morderczym wzrokiem.
No pięknie… - pomyśleli równocześnie Levi i Eren.



*****

Witajcie!~


Wybaczcie za to opóźnienie, chciałam Wam wstawić post wczoraj, ale wciągnęłam się oglądaniem filmu z rodzinką i nic nie dodałam xD

Została mi do napisania ostatnia część… Czas na wspólną Wigilię! Będzie się działo... ^^

UWAGA! W następnym rozdziale mogą pojawić się HOT sceny! Levi x Eren (Bo któż by inny? No na przykład Mikasa x Armin…? Hahaha! Dobre xD)

PS Za wszelkie uszczerbki na zdrowiu lub duszy nie ręczę :)


Joleen :*

piątek, 26 grudnia 2014

♥Christmas Special!♥

Merry Kurisumasu! Soshite… Happy New Year!

Część II



* Opowiadanie powiązane z serią ,,Dark Knight”. Zapraszam do czytania!! *





To nie był dobry dzień dla Leviego, oj nie. Po małej sprzeczce z Erenem, mężczyzna postanowił skupić się na pracy. Niestety nie znalazł dla siebie żadnej ciekawej sprawy i Erwin kazał mu uporządkować papierkową robotę, której nie cierpiał z całego serca. Ciemnowłosy wszedł do swojego biura ze stertą papierzysk w rękach. Położył je na blacie biurka, po czym usiadł na obrotowym krześle. W środku cały aż się gotował. Znalazł jedyne wyjście z sytuacji - jego najlepsza i niezawodna przyjaciółka nikotyna. Z westchnieniem wyjął paczkę papierosów. Gdy już podpalał zbawczą fajkę, zobaczył, że ktoś stał tuż obok niego. Jego oczy zwróciły się ku górze. Ujrzał nad sobą piękną kobietę o miodowych włosach. Miała na sobie krwistoczerwoną marynarkę oraz spodnie z wysokim stanem. Wyglądała jak nowoczesna pani Mikołajowa...
- Wiesz, że nie możesz tu palić, prawda? - posłała mu swój anielski uśmiech. Levi przeklął pod nosem i wsunął papierosa z powrotem do pudełeczka.
- Czego chcesz, Petra? - zapytał oschle, po czym zaczął przeglądać dokumenty. Rall schowała kosmyk włosów za ucho i oparła się rękami o biurko.
- Widziałam, jak kłóciłeś się z Erwinem. To nie pierwszy raz w tym tygodniu. Wszystko ok? - Levi odłożył kartki na bok.
- Jeżeli chodzi o tego bałwana bez piątej klepki, to gdybyś nie zauważyła, kłócimy się non stop. Oprócz tego wszystko jest po staremu.
- Przy mnie nie musisz kłamać - ciemnowłosy spojrzał w złote oczy kobiety. Wpatrywali się w siebie dłuższą chwilę. Następnie westchnął i przeczesał włosy palcami.
- Lubisz Święta, Petra? - zapytał ze spokojem.
- A kto nie lubi! Przecież to Święta Bożego Narodzenia! To taki magiczny okres, kiedy wszyscy się godzimy, siadamy razem do wigilijnego stołu i dzielimy się nawzajem życzliwością płynącą prosto z naszych serc! - powiedziała podekscytowana. Rivaille zaczęło robić się niedobrze. Ja naprawdę z nią chodziłem? - pomyślał kąśliwie i potarł wierzchem dłoni swoje zmarszczone czoło.
- Ale co lubisz w nich najbardziej? Jaki mają sens? Dlaczego ludziom tak bardzo na nich... zależy?
- Co najbardziej lubię, tak? Hmm... - mężczyzna obserwował jej idealną, porcelanową twarz. Ciągle coś czuł do jego byłej. Nie to samo, co przed laty, ale z niewiadomego powodu darzył ją... zaufaniem. Nie chciał, żeby ich relacja uległa zmianie. Wciąż była drogą przyjaciółką...
- Wiesz co, Levi... Myślę, że każdy ma inny powód, dla którego wprost uwielbia Święta. Ja na przykład co roku jadę do mojego rodzinnego miasta. Członkowie mojej dalszej rodziny są nieodpowiedzialni, ciągle wszędzie brudzą, nie przestrzegają manier, hałasują, ale są też zabawni, entuzjastyczni i... bardzo ich kocham. Kiedy jemy wspólnie kolację, wymieniamy się prezentami i uśmiechamy jak idioci, wiem, że... to dla mnie najwspanialszy podarunek. Wtedy właśnie czuję tę „świąteczną magię” - wyjaśniła rozpromieniona. Levi wpatrywał się w nią, a myślami powrócił do rozmowy z rana. Właśnie tego życzył sobie Eren? - zastanawiał się Rivaille.
- Nie patrz tak na mnie! To takie zawstydzające…! - zawołała lekko zarumieniona Petra. Levi zamrugał kilkakrotnie.
- Wybacz... Zamyśliłem się. Możliwe, że jest tak jak mówisz, ale...
- Wiesz, w czym tkwi problem, prawda? - przerwała mu. Czarnowłosy potrząsnął przecząco głową. - Od kiedy cię znam, zawsze spędzałeś Święta sam. Teraz masz osoby, które się o ciebie troszczą i martwią. Nie zawiedź tych osób - poradziła mu i odwróciła się w stronę wyjścia. - Samotność jest wygodna, natomiast miłość wymaga wiele wysiłku... - dodała, zamykając za sobą drzwi. Przez pewien czas mężczyzna wpatrywał się w białe drzwi w milczeniu. W jego głowie wciąż rozbrzmiewały ostatnie słowa kobiety...

Samotność jest wygodna, natomiast miłość wymaga wiele wysiłku...


***


- Wróciłem! Eren, musimy porozmawiać! - zawołał Levi, kiedy przeszedł próg ich wspólnego mieszkania.
- Jestem w salonie! - usłyszał wołanie chłopaka. Ciemnowłosy odłożył płaszcz, zdjął buty i skierował się w stronę pokoju. - Uważaj! - zdążył krzyknąć Jeager. Po chwili, tuż pod stopami Rivaille upadło niewielkie drzewko, a po podłodze rozsypały się zielone igiełki. Mężczyzna spojrzał ze złością na bruneta.
- Co to ma być? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Jak to co?! Mamy choinkę! - rzekł z promiennym uśmiechem.
- Mam rozumieć, że świąteczne przyjęcie się odbędzie? - zapytał na poważnie. Chłopak wzruszył lekko ramionami, na co Levi westchnął i wycofał się w stronę kuchni.
- Dzwoniłem do Mikasy i Armina. Zgodzili się pomóc - oznajmił Eren i zaczął stawiać drzewko do pionu. - Zajmą się jedzeniem i... Jak to Armin określił? „Rozrywkami”? Ja natomiast muszę udekorować cały dom, kupić prezenty i...
- Rozrywkami? - zdziwił się Rivaille.
- Lepiej nie pytać - zaśmiał się.
- Chcesz herbaty? - zaproponował ciemnowłosy, kiedy czajnik zaczął piszczeć.
- Nie trzeba. Mam jeszcze trochę roboty - agent wrócił do salonu z kubkiem herbaty i usiadł na kanapie. Nastała długa cisza. Nie było już odwrotu. Mężczyzna nie mógł mu niczego zabronić. To przecież było ich wspólne mieszkanie. Zawsze zostaje inne wyjście... W postaci ucieczki - myślał, popijając ciepły napój.
- Skąd masz to drzewko? - zagaił.
- Kupiłem je na rynku. Wybrałem najlepsze. Ładne, prawda? - odparł brunet.
- To zwykły kikut z lasu... - mruknął od nosem.
- Nieprawda! Poza tym, jeszcze nie jest gotowa! Jak je udekoruję, będzie jak ta lala! Zobaczysz! - odpowiedział pełen zapału i zaczął szperać w kartonie z napisem „bombki i ozdoby”. Niebieskooki nie spuszczał z młodszego wzroku. ,,Samotność jest wygodna, a miłość wymaga... - nagle przypomniały mu się słowa Petry.
- Kso... - przeklną na głos Rivaille i przeczesał kruczoczarne włosy palcami.
- Mówiłeś coś? - zapytał Eren, obwijając drzewko łańcuchem z kolorowych lampek. Po chwili starszy zebrał się w sobie i stanął tuż obok szatyna.
- Pomóc ci? - zaproponował uprzejmie (i nieco nieśmiało). Szmaragdowe tęczówki rozbłysły niczym pochodnie. Levi nie mógł pojąć wymalowanej ekscytacji na twarzy młodego chłopaka.
- Pewnie! - uśmiechnął się szeroko i podał mu przezroczyste, plastikowe pudełko z bombkami.


***


- Gotowe! Levi, gaś światło! - rozkazał podekscytowany Eren, spoglądając na swoje dzieło.
- Hai, hai… - Rivaille wykonał jego prośbę. Cały salon wypełniły jaskrawe kolory, pochodzące z udekorowanej choinki. Była naprawdę piękna. Bogate bombki, różne łańcuchy, wiszące ozdoby... Natomiast na samym szczycie znajdował się aniołek w białej sukience, który dopełniał cały obrazek.
- I jak ci się podoba? - zapytał brunet.
- Może być… Chociaż przez te lampki można dostać oczopląsu…
- Weź przestań! Moim zdaniem jest idealna! Najlepsza jaką widziałem w życiu! - na ustach mężczyzny pojawił się lekki uśmiech. Następnie podszedł do Erena, którego już po chwili znajdował się w jego ramionach. Zielonooki wtulił się z westchnieniem w ciepłe ciało ukochanego.
- Cieszysz się? - szepnął w brązowe włosy.
- A ty?
- Jeżeli to cię uszczęśliwi… to tak - przyznał niechętnie.
- Nie gniewasz się na mnie? - zapytał, kiedy Levi pocałował jego różowy policzek.
- Niby za co? Za to, że chciałeś spędzić ze mną Święta? To prawda, byłem nieco wkurzony…
- Myślałem, że mnie udusisz… - dopowiedział z uśmiechem.
- … za to, że podjąłeś decyzję beze mnie? - dodał ostro, na co młodszy spoważniał. - Ale... - dodał niepewnie.
- Ale? - czarnowłosy wziął jego twarz w obie dłonie.
- Ale teraz… zgadzam się. Możemy urządzić tu, te twoje Święta… - mruknął i próbował zbliżył swoje usta do warg szatyna, jednak chłopak w ostatniej chwili się odsunął.
- Nie moje, tylko NASZE - poprawił go.
- Zgoda. Nasze - odrzekł, przewracając oczami. Brunet obdarował go swoim najsłodszym uśmiechem. - Chodź tu, mój świąteczny elfie - wyszeptał i złączył ich wargi w pocałunku.




*****

Witajcie, moje Słodziaki!


Wybaczcie, że nie zdążyłam wstawić żadnej części przed Wigilią! Gomen! :( Musiałam zająć się przygotowaniami, a potem zanim się obejrzałam, to już stałam przy świątecznym stole...

A teraz ponownie złożę życzenia tym, którym już składałam oraz tym, którym jeszcze nie ;p
Więc, na te Święta (które już się zaraz kończą ;-;) życzę Wam spełnienia marzeń, samych genialnych anime do obejrzenia, ciekawych opowiadań do czytania, odpoczynku, smacznych przysmaków, wymarzonych prezentów pod piękną i bogatą choinką, mnóstwo miłości, radości, śmiechu i wszystkiego, co najlepsze! *(^.^)*

PS Część trzecią wstawię pod wieczór, a ostatnia najprawdopodobniej pojawi się jutro :)


Joleen :*

poniedziałek, 22 grudnia 2014

♥ Christmas Special! ♥

Merry Kurisumasu! Soshite… Happy New Year!

Część I



* Opowiadanie powiązane z serią ,,Dark Knight”. Zapraszam do czytania!! *





Eren leżał na skórzanej kanapie i czytał kodeks karny. Kątem oka oglądał wieczorne wiadomości z nieskazitelnie czystego obrazu nowej plazmy. Minęło już pół roku, od kiedy zamieszkał razem z Levim. Jeager nie mógł sobie wyobrazić lepszego życia. Jego związek z ukochanym mężczyzną rozwijał się i kwitł niczym japońska wiśnia na wiosnę. Jednak Rivaille ciągle ukrywał przed nim swoje mroczne sekrety z przeszłości. Gdy chłopak próbował coś od niego wyciągnąć, ten zmieniał temat albo zamykał mu usta swoimi... W ten sposób chłopak postanowił mu trochę odpuścić, ale nie długo.
- Boże, jakie to jest nudne... - mruknął, przeglądając niekończące się strony, które musiał opanować przed zbliżającą się sesją. Nagle usłyszał odgłos przekręcanego klucza w zamku i otwieranych drzwi. Zielonooki spojrzał na hol. W jasnej poświcie światła zobaczył czarnowłosego w zimowym płaszczu.
- Chcesz, żeby twój wzrok się pogorszył?! - warknął Levi, zapalając światło w salonie.
- Tobie też dzień dobry, panie nadąsany... - mruknął pod nosem, po czym powrócił do lektury. Rivaille zdjął buty i płaszcz, który następnie odwiesił go na wieszak. Chwilę później wszedł do salonu i pochylił się nad głową Erena. Ich twarze dzieliły centymetry. Puls szatyna nieco przyspieszył...
- Wróciłem - szepnął i sprawił, że dzieląca ich przestrzeń zniknęła, złączając ich usta w pocałunku. Młodzieniec odpowiedział na jego powitanie, pozwalając mu eksploatować wnętrze swoich warg.
- Co tak długo? - zapytał, gdy się od siebie odsunęli.
- Praca się przedłużyła... w pewnym sensie - odpowiedział i usiadł na fotelu obok.
- Niech zgadnę... Znowu namieszałeś, prawda? - spojrzał podejrzliwie na ciemnowłosego w ciemnozielonym swetrze i czarnych spodniach.
- Jak ten Erwin mnie wkurwia... - warknął w odpowiedzi i wyjął z kieszeni paczkę swoich ulubionych papierosów.
- Nie miałeś przestać? - syknął Jeager.
- To jego wina, że jest skończonym idiotą. Sam wziąłby się do robot-
- Nie mówię o szefie! Fajki! Miałeś je rzucić! - zawołał wkurzony brunet. Levi spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami. Szmaragdowe oczy aż płonęły.
- Skąd ci przyszło do głowy, że rzucę? - zdziwił się, szukając zapalniczki.
- Hmm, pomyślmy... Kiedy to było... Wczoraj?! - warknął.
- Poproszę o dokładny opis tego zdarzenia - odparł, podpalając swojego papierosa.
- Nie pamiętasz, co się działo wczoraj? Co z tobą nie tak?! - rzekł oburzony. Przez ułamek sekundy na twarzy Leviego pojawił się zadziorny uśmiech.
- Po prostu jestem zmęczony, a ty jeszcze wymagasz ode mnie przyznania się do jakiś debilnych obietnic. Chyba, że się poddajesz i kończymy temat - Rivaille zaciągnął się dymem z rozpierającą go satysfakcją.
- Wczoraj, jak wróciłem do domu... zjedliśmy obiad i... no i... potem rozmawialiśmy o tym, że ostatnio wykryli jakieś fałszywe fajki, które były powodem zgonów aż sześciu osób i...
- Zaraz, zaraz! A co ja robiłem po tym obiedzie? - nagle policzki chłopaka oblały się krwawym rumieńcem.
- N-Nie rób ze mnie idioty! Dobrze wiesz co robiliśmy! - zawołał zawstydzony. Ale sprawię, żebyś to powiedział na głos… - pomyślał chytrze starszy.
- W takim razie, chyba pamięć mi szwankuje, bo nic a nic nie pamiętam.
- Kłamca! To nawet nie jest śmieszne! - Racja. To nie było śmieszne. Tylko przezabawne! Mężczyzna uwielbiać wprowadzać bruneta w zakłopotanie. Jak mógłby zapomnieć o tym, że wczoraj przypiął go do łóżka policyjnymi kajdankami i przejął kontrolę nad całym ciałem oraz umysłem kochanka? Najlepsze w tym wszystkim było to, że Eren nie chciał przyznać, iż mu się to podobało...
- Co teraz poczniesz, młody panie Jeager? - szelmowski uśmieszek pojawił się na ustach czarnowłosego. Student otworzył usta, ale nie wypowiedział ani jednego słowa. Po chwili wstał, sięgnął po kodeks karny i miał zamiar skierować się do wyjścia z pokoju. Jednakże, Levi był od niego o wiele szybszy. W krótkiej chwili odłożył papierosa, chwycił kochanka i usadowił na swoich kolanach. Książka z hukiem upadła na drewnianą podłogę.
- Co ty robisz?! Puść mnie! - zawołał szatyn i zaczął się szarpać. Rivaille złapał za jego nadgarstki i spojrzał w zarumienioną twarz.
- Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo za tobą szaleję? Ty mały, głupkowaty i niedojrzały... studenciku? - wymruczał, śmiejąc się w duchu z faktu, iż Eren ciągle chodził do szkoły wyższej. Dowiedział się o tym niedawno, przypadkiem. Nie podobał mu się fakt, że chłopak zataił to przed nim, tłumacząc się słowami „tak po prostu wyszło”. Chciał wiedzieć o nim wszystko. Każdy, najmniejszy szczegół...
Ciemnowłosy schował swoje chłodne wargi w zagłębienie szyi towarzysza. Eren przestał się poruszać. Wtedy Rivaille objął go i zamknął w swoich ramionach.
- Nie lubię, jak robisz ze mnie idiotę... idioto - mruknął cicho, wtulając się w ciało agenta.
- Tylko ja mogę robić z ciebie idiotę. Nikt inny. Dlatego tak bardzo to lubię - wyszeptał wprost do ucha bruneta. Po ciele zielonookiego przeszedł dreszcz. Właśnie tak działał na niego Levi. Elektryzująco, magnetyzująco... Żar, który nigdy nie zgaśnie - tak właśnie określał swoje uczucie do ukochanego mężczyzny.
- Jesteś porąbanym sadystą... - westchnął szatyn, opierając głowę na jego ramieniu. Wtulił nos w porcelanową skórę Rivaille i wyczuł słodki, wręcz odurzający zapach. - Moim sadystą... - dodał po chwili, muskając ustami wystający obojczyk. Levi wplótł swoje szczupłe palce w brązowe włosy i odciągnął chłopaka od swojej szyi. Spojrzeli sobie w oczy, a po chwili złączyli ich spragnione usta na nowo.
Właśnie tak miało być. Oboje byli bardzo szczęśliwi i zakochani. Razem zaczęli nowy etap w swoim zwariowanym życiu. Nic nie mogło ich rozdzielić.

Tak przynajmniej im się zdawało...


***


- Święta? - Levi zmarszczył nieco brwi i spojrzał na bruneta, siedzącego przy niewielkim stole w kuchni. Miał na sobie szary sweter, należący do Rivaille oraz czarne bokserki. Jego włosy można było opisać, jako istny nieład. Chłopak kiwnął twierdząco.
- Masz już jakieś plany? - zapytał, obracając swój biały kubek w dłoniach. Mężczyzna upił łyk porannej kawy i oparł się o kuchenny blat.
- Chodzi ci o to, czy mam jakieś swoje rytuały, tak? Na przykład wyjazd w góry albo...
- ... do rodziny - dokończył za niego i zerknął znacząco na ciemnowłosego. Twarz starszego agenta przybrała poważny wyraz. Eren wiedział, że to nie był jeden z ulubionych tematów Leviego. Co prawda, miał znikome pojęcie o relacjach mężczyzny z jego bliskimi. Gdy raz się o nie zapytał, mężczyzna określił je jako: „były do dupy”.
- Nie, nie mam żadnych - odparł krótko.
- W takim razie, jak spędzałeś ostatnie święta?
- Tak, jak każde inne. Najpierw Hanji zabierała mnie na jakąś cholerną imprezę policyjną, a potem musiałem się włóczyć z zespołem całe dwa dni. Na szczęście drugiego dnia świąt wszyscy jechali do własnych rodzin...
- To... niezbyt fajnie - bąknął zmieszany. Ciemnowłosy odsunął kubek od ust i posłał młodemu jedno ze swoich zabójczych spojrzeń.
- Tylko na tyle cię stać? „ Niezbyt fajnie”? - brunet zaśmiał się sztucznie i podrapał po karku.
- Emm no... - odchrząknął, zbierając się na odwagę, by dotrzeć do sedna sprawy. - Zmieniając temat. Chciałbym...
- Nie - uciął ostro.
- Ale jeszcze nie wiesz...!
- Wiem bardzo dobrze. Chcesz, żebyśmy razem spędzili święta, prawda? Odpowiedź brzmi następująco: NIE - odrzekł i upił kolejny łyk kawy.
- Ale dlaczego?! - zawołał, wstając na równe nogi.
- Po pierwsze - nie obchodzę Świąt i nie lubię Świąt. To beznadziejne i zbędne zawracanie dupy i kupowanie chińskich ozdób z jakimiś szpetnymi aniołkami. Po drugie - nie wyobrażam sobie sytuacji, jak twoja zaborcza siostra zgadza się na oddanie jej ukochanego braciszka w szpony obcego, starszego pana, który jedyne, co potrafi, to wykorzystuje psychicznie i seksualnie dzieci. Po trzecie - Hanji na pewno znowu się tutaj wpieprzy razem z całym zespołem, żeby zatruć mnie swoimi „świątecznymi smakołykami”, a ja znowu będę je trawił przez pół tygodnia... Po czwarte - masz rodzinę, z którą powinieneś spędzić czas. Jedź z Mikasą do rodziców. Po piąte - jeśli Święta są dla ciebie ważne, to chcę abyś spędził je jak najlepiej. Rozumiesz? - Eren potrzebował chwilę na przyswojenie wszystkich informacji. Potem westchnął ciężko i spojrzał wprost na Leviego.
- Właśnie o tym chciałem pomówić! Po pierwsze - nie wyobrażam sobie nie spędzenia z tobą Świąt. Po drugie -nie lubisz Świąt, bo zawsze spędzałeś je w zły, a raczej niepoprawny sposób. Po trzecie - zgadzam się, Mikasa nie pozwoli mi spędzić bez niej Świąt, bo tylko wtedy ma wolne i to jedyna okazja na spotkanie. Po czwarte - postanowiliśmy z siostrą, że w tym roku nie jedziemy do rodzinnego miasta. Mikasa ma pracę po drugim dniu Świąt, a ja nie wytrzymam sam w domu z moją matką-choleryczką. No więc, podsumowując... Levi, chcę, abyśmy te święta Bożego Narodzenia spędzili razem... tutaj - uśmiechnął się do niego.
- Słucham? - zmarszczył ciemne brwi.
- Chcę. Spędzić. Święta. Tutaj. Z. Tobą. I. Mikasą. No i może z Arminem... Naprawdę muszę ci to przeliterować?
- Święta... tutaj? Razem? Eren, czyś ty do reszty oszalał?! - zawołał zbulwersowany.
- Może i tak, ale co ci szkodzi? Poza tym, ja też tu mieszkam i mam prawo do...
- Nie, nie masz! - spiorunował go wzrokiem.
- Ale dlaczego nie? Co jest takim wielkim problemem?
- To, że te twoje wspólne Święta są już za dwa dni? A my nie mamy nic gotowego. NIC! Nawet zakupów! Poza tym, twoja siostrunia z FBI może zdemaskować i zgłosić Erwinowi, że łączy nas coś więcej niż praca? Pomyślałeś o tym?!
- Mówiłem jej przecież, że jesteśmy parą! Mikasa nigdy by tego nie...! - Eren zamilkł wpół zdania. Nie miał przecież stu procentowej pewności. Gdyby Mikasa chciała, mogłaby to zrobić w mgnieniu oka. Nienawidziła Leviego z całego serca... - No już, już! Nie martw się! Jakoś sobie poradzimy! - zaśmiał się nerwowo.
- Nie licz na mnie. Rób, co chcesz, ale na mnie nie licz! - powiedział stanowczo, wychodząc z kuchni.
- A ty dokąd?! - zawołał za nim.
- Do pracy. Wrócę późno - odpowiedział, ubierając na siebie wyjściowy płaszcz. Następnie wyszedł z głośnym trzaskiem drzwi.
- Ale się porobiło... - westchnął zawiedziony Jeager.



*****

Ohayo~!

Niespodzianka! Świąteczne Special'e ze mną (tak jakby xd)! Postanowiłam zrobić krótką serię świąteczną! :D Co Wy na to? ^^ Pewnie większość, będzie mało zainteresowana, ponieważ sami mają zapieprz związany z przygotowaniami (znam to za dobrze...), ale właśnie wpadłam na taki pomysł i zamierzam go zrealizować ;P

Części nie będzie za wiele. Przewiduję dwie lub trzy części. Raczej... dwie, ale zobaczymy. Jeżeli Wam się spodoba, to mogę trochę rozwinąć ten świąteczny special... Tylko wtedy dajcie mi znać pod postem! ;)


Joleen :*

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział IX

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Nadeszło upragnione południe. Siedziałem w swoim pokoju, zerkając nerwowo na zegar, stojący na komodzie, tuż obok lustra. Było już po czternastej, więc postanowiłem się przebrać w ciemnoniebieską bluzę z kapturem oraz czarne spodnie. W pewnym momencie zorientowałem się, że cały się trząsłem. Nerwy i strach opanowały moje ciało, lecz umysł był spokojny. Nie wiedziałem, czego się tak obawiałem, ale z każdą kolejną minutą zaczął doskwierać mi coraz większy ból brzucha i głowy. Nie wspominając już o moim sercu... Usiadłem z powrotem na łóżku i zgiąłem się wpół. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Myślałem, że zwymiotuję. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Z zaskoczenia prawie podskoczyłem pod sam sufit...
- T-Tak? - zapytałem drżącym głosem, po czym złapałem się za gardło. Co się ze mną dzieje? To jakaś trauma, czy jak…?! Przecież nic się nie dzieje! - ścisnąłem dłonie w pięści.
- Masz zejść na dół - usłyszałem głos niezadowolonej Verde. Wziąłem kilka głębszych wdechów i skierowałem się w stronę drzwi. Muszę wziąć się w garść! Nie mogę się poddać! Jeżeli będę się wszystkiego obawiał, to nigdy nie poznam prawdy ani mojej przeszłości!


,, I nie znajdziesz swojej siostry...”


Usłyszałem tajemniczy szept w głowie. Co-Co to było? Chodzi o Mi-Mikasę? - myślałem przez chwilę.
- Co się tak guzdrasz?! Ile Pan ma czekać?! - usłyszałem warknięcie.
- Aaa... Przepraszam, już idę - mruknąłem i wyszedłem z pokoju. Od razu skierowałem swój wzrok na kobietę, której twarz ukazywała wyraźną irytację oraz zdegustowanie moją osobą. - Już… jestem - przerwałem głuchą ciszę. Verde prychnęła jak oburzony, nadęty kocur i bez słowa zwróciła się w stronę schodów. Podążałem tuż za nią, ściskając nerwowo rękawy bluzy. Następnie uniosłem wzrok na postać, stojącą przy drzwiach. Mężczyzna o ciemnych włosach i bladej cerze we czarnym płaszczu opierał się o ścianę z przymkniętymi powiekami i skrzyżowanymi rękami na piersi. Wyglądał jakby spał albo był pogrążony w zamyśleniu. Gdy wpatrywałem się w niego dłużej niż minutę, od razu uniósł powieki i nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Gotowy? - zapytał krótko.
- Tak myślę... - odrzekłem nieco zmieszany, podczas gdy Levi wiercił mi wzrokiem dziury w całym ciele. Potarłem dłonią ramię i zacząłem wpatrywać się w kamienną podłogę.
- Nie musisz się tak denerwować. To nie potrwa długo. Przynajmniej mam taką nadzieję... - kiwnąłem w odpowiedzi głową. Ciemnowłosy westchnął, po czym chwycił za moją żuchwę i skierował ją w swoją stronę. - Patrz mi w oczy, kiedy do ciebie mówię, a teraz powiedz, co się dzieje - rozkazał. Moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Jego chłodne, szczupłe palce, muskające moją skórę... Nie potrafiłem uciec od jego wzroku, nie potrafiłem skłamać, nie potrafiłem mu się oprzeć...
- Po prostu... obawiam się tego wyjścia. Jeżeli znowu zemdleję albo zrobię coś nieodpowiedniego... - spróbowałem wytłumaczyć.
- Głupek - mruknął i puknął mnie lekko w głowę. Następnie skierował się w stronę drzwi. - Właśnie z tego powodu jadę z tobą - wyjaśnił. Zamrugałem powoli. Czy... Dlaczego...? - To prawda, mogłem wysłać cię razem z Verde, ale postanowiłem sam cię przypilnować. Poza tym, mamy różne sprawy do załatwienia, prawda? - powiedział i podał mi czarny płaszcz z wieszaka.
- R-Racja... - zgodziłem się i założyłem (wyglądający na drogi) płaszcz. 
- Wychodzimy, Verde. Nie czekaj na nas. Poinformuję cię o naszym powrocie - zwrócił się do zgrzytającej zębami kobiety.
- Tak jest, panie Rivaille - odpowiedziała i ukłoniła się lekko. 
- Chodź za mną, Eren - rzekł, otwierając drzwi. Nagle poczułem chłód powietrza pochodzącego z zewnątrz. Postawiłem kilka kroków poza drzwi domu. Ujrzałem przed sobą wiele zdrętwiałych drzew, pochylających się nad ścieżką, prowadzącą do głównej bramy. Na niektórych wisiały pojedyncze, brązowe liski, ale na większości nie było już nic. Czyżby wczesna jesień…?
- Jaki dziś mamy dzień? - zapytałem, wdychając zapach pobliskich sosen.
- Sobota, 4 października 2014 roku - odrzekł, badając moją reakcję. Spojrzałem w zachmurzone niebo. - Chciałbyś zobaczyć cały teren? - zaproponował niespodziewanie.
- Nie będzie miał pan nic przeciwko?
- Skądże.
- W takim razie bardzo chętnie się przejdę - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. To pomogłoby mi się choć trochę uspokoić…
- Myślę, że jak przejdziemy się dookoła domu, to wystarczy. Nie ma tutaj nic specjalnego. Są tylko drzewa i jezioro.
- Opowie mi pan o tym domu? - poprosiłem, idąc u jego boku. 
- Co chcesz wiedzieć?
- Na przykład... Dlaczego kupił pan tą posiadłość? - Levi westchnął i spojrzał na korony drzew.
- Nie mam bladego pojęcia, co mi strzeliło żeby kupić tą budę. Może chciałem się odseparować od miasta, a może zrobiłem z litości, bo chłopak, który mi ją zaoferował był tak zdesperowany, że oddał go za pół początkowej ceny? Kto to wie... - szczerze zdziwiłem się odpowiedzią Rivaille. Jak to? Nie wiedział? Postanowił kupić ją w ciemno?
- Więc... dlaczego się pan zdecydował, jeżeli się panu nie podoba?
- Wystrój, wnętrze czy wielkość nie miały dla mnie znaczenia. Po prostu musiałem kupić w pośpiechu jakieś mieszkanie. 
- Gdzie pan wcześniej mieszkał? - odważyłem się zadać kolejne pytanie.
- W Londynie. Męczyło mnie to ciągłe jeżdżenie i postanowiłem się tu osiedlić dla dobra interesów i pracy. Chciałem też, żeby wprowadził się do mnie mój zespół, ale oni woleli zostać w swoich domach. Niektórzy z nich mają już własne rodziny. Nie próbowałem naciskać. Nie to nie.
- Rozumiem... - zacząłem się rozglądać. Niczym tajemniczy ogród... Wiosną musi tu być pięknie… - pomyślałem, biorąc głęboki wdech. Powietrze było chłodne, ale też orzeźwiające i przyjemne. Podobało mi się to. Postanowiłem wychodzić częściej z domu, oczywiście jeżeli pan mi pozwoli...
- Tam jest jezioro - w pewnym momencie Levi wskazał w dal. Wytężyłem wzrok. Niestety im dalej próbowałem się czemuś dobrze przyjrzeć, tym gorzej było mi cokolwiek rozpoznać.
- Nic nie widzę... - powiedziałem zrezygnowany.  
- Nic dziwnego. Trudno je dostrzec, bo nad jeziorem unosi się mgła - wyjaśnił i spojrzał na moją twarz. Nastała niezręczna cisza.
- Coś nie tak? - zapytałem. Czarnowłosy nie odzywał się jeszcze przez minutę, a potem zwrócił się w stronę mgły.
- Nieważne. Chodź. Zobaczysz jezioro z bliska i jedziemy - odparł. Przeszliśmy kilka kroków. Po chwili ujrzałem ciemną taflę wody. Widok był naprawdę niesamowity. Jezioro było otoczone bujną roślinnością i wyglądało na dosyć głębokie. Niedaleko wody, pod ogromną wierzbą stała stara, drewniana ławka.
Nagle usłyszałem cichy szelest za sobą. Obejrzałem się za siebie. Zza krzaków wybiegła mała, ruda wiewiórka. Kiedy spojrzała na nas, od razu zbiegła w kierunku drzew. Uśmiechnąłem się i spojrzałem nieco wyżej. Wtedy ujrzałem dom w pełnej krasie. Był spektakularny, niczym z jakiegoś sławnego filmu, a raczej horroru. Przypomniał willę z osiemnastego wieku. Wysokie kolumny, białe ściany, które zalewały się kolorem z gęstą mgłą oraz duże, przestronne okna, które ostatnio z zacięciem pucowałem.
- Z tej strony wygląda lepiej - skomentował, zapalając papierosa. 
- Ma pan rację. Wygląda wspaniale... To miejsce ma coś w sobie. I myślę, że pasuje do pana - zerknąłem na niego nieśmiało.
- Jeżeli tak mówisz... - mruknął nie dostrzegając komplementu i zaciągnął się odurzającym dymem. - Już ci lepiej?
- Słucham? - zamrugałem kilkakrotnie.
- Kiedy obaczyłem się na holu, myślałem, że będę musiał dzwonić po ambulans. Twoja cera była koloru zgniłej trawy, stąd moje pytanie.
- Tak, o wiele - czarnowłosy dopalił papierosa, upuścił go i wdeptał w ziemię swoim czarnym butem. 
- W drogę - rzekł, a ja kiwnąłem twierdząco. Kilka minut później staliśmy przed bramą wjazdową. Okazało się, że cała posiadłość była ogrodzona wysokim, czarnym, metalowym płotem. Levi przytrzymał dla mnie drzwi od bramki, a potem wskazał na czarne auto, czekające na nas na podjeździe. Wyglądało bardzo elegancko i drogo. Niestety nie mogłem rozgryźć marki...
- Wsiadaj - wykonałem jego rozkaz i usiadłem na skórzany fotel od strony pasażera.
- Gdzie się wybierzemy? - spytałem zaciekawiony, gdy Rivaille wszedł do auta i zapiął pasy bezpieczeństwa.
- Najlepiej będzie, jak pojedziemy do centrum handlowego kilka kilometrów stąd. Jest w nim wiele sklepów, które możemy odwiedzić - oznajmił.
- Duże jest to centrum?
- Zobaczysz - odrzekł, jednocześnie zapalając silnik.



*****

Witajcie Kochani! :*


Wybaczcie, że tak długo nic nie dodaję :( i wiem, że ten rozdział nie należy do najdłuższych, ale nie mogę tak po prostu rzucić wszystkiego i zacząć pisać (choć bardzo bym chciała). Zajmuje mi to bardzo dużo czasu, a muszę się skupić teraz na nauce, bo inaczej będzie lipa xd.

Jeszcze tylko ten tydzień (pięć sprawdzianów) i będę mogła tworzyć moje rozdziały, więc poczekajcie jeszcze trochę, ok.? :)


Joleen :*

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział VIII

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!




Nastał kolejny dzień - piątek. W sobotę miałem wybrać się z Rivaille na zakupy do miasta. Wyjście z posiadłości miało być dla mnie czymś zupełnie nowym. Czułem strach, ale chciałem też zobaczyć okolicę, w której się urodziłem i wychowałem. Nie mogłem się również doczekać spędzenia wspólnego czasu sam na sam z Levim…
Cały ranek i południe wykonywałem swoje obowiązki, myśląc zawzięcie o sobocie. Dzień minął mi w mgnieniu oka. Było już po dwudziestej, a mężczyzny wciąż brakowało w posiadłości… Wyszedłem ze swojego pokoju i poszedłem do salonu. Omiotłem spojrzeniem fotel, w którym siedział, kiedy rozmawialiśmy z Hanji i Petrą. Czułem coś w rodzaju pustki. Chciałem go zobaczyć i z nim porozmawiać, zapytać jak minął mu dzień, gdzie był, co robił… do momentu aż utonąłbym w tych kobaltowych oczach…
- Pan wróci dzisiaj później niż zwykle - usłyszałem głos. Kiedy się odwróciłem, ujrzałem wychudzoną kobietę w szarej bluzce z długim rękawem i spódnicy do kostek. Verde swoim stylem ubierania przypominała surowe zakonnice. Gdyby była jedną z nich, to pewnie byłaby tą najzłośliwszą, lubiącą władzę i… udrękę młodych, biednych dziewcząt.
- Pani Verde? - zdziwiłem się, ukrywając lekkie niezadowolenie z jej obecności.
- Ma dzisiaj ważne spotkanie, więc zjedz kolację i marsz do siebie! - rozkazała ostro, po czym poprawiła swoje okulary na nosie. Gdy odeszła, westchnąłem z ulgą i poszedłem do jadalni. Usiadłem na swoje miejsce i zacząłem jeść posiłek. Sam. Brakowało mi unoszącego zapachu kawy Rivaille i jego rozłożonych gazet na stole. Czułem, jak kawałki potrawy stawały mi w gardle… Odechciało mi się praktycznie czegokolwiek. Zjadłem zaledwie połowę porcji i odstawiłem ją do kuchni. Pewnie dostanę za to opieprz, ale jakoś mnie to nie obchodzi… - pomyślałem i skierowałem się na górę. Mój wzrok padł na ciemne, drewniane drzwi ze złotą klamką. Pokój Leviego... Może jednak wrócił? Może Verde po prostu kłamie… albo jest o mnie zazdrosna?
Podszedłem do drzwi i zapukałem dwa razy. Cisza. Postanowiłem nacisnąć klamkę, ale niestety drzwi były zamknięte. Niezadowolony, wróciłem do siebie. Dlaczego nie mogę wejść do jego pokoju? Wysprzątałem przez te kilka dni prawie całą posiadłość, ale do tego pomieszczenia nigdy nie pozwalano mi wejść. Mówi się, że to właśnie po pokoju pozna się człowieka… a ja tak bardzo chciałem wiedzieć o nim więcej, o tym skąd się znamy… Lecz z drugiej strony, nie wypadało tak po prostu wejść do czyjegoś pokoju bez zaproszenia! Może kiedyś, Levi mnie do niego zaprosi…


***

Eren! Znowu wyszedłeś z domu i nic nikomu nie powiedziałeś!

Ach, przepraszam. Musiałem się przewietrzyć…

Mogłeś powiedzieć! Poszła bym z tobą!

Zawsze wszędzie za mną pójdziesz, co nie Mikasa?

Oczywiście! Przecież jestem twoją siostrą!


***


Przebudziłem się w środku nocy i usiadłem, opierając się o ramę łóżka. Kim jest ta Mikasa? Przecież nie mam siostry. Rivaille mówił, że moją jedyną rodziną był ojciec, więc skąd mogłem mieć siostrę? A może to tylko złudzenie? Może ona w ogóle nie istnieje, tylko ją sobie wymyśliłem? - przeczesałem włosy dłonią. Następnie wstałem i podszedłem do okna. Przez otaczającą posiadłość mgłę ujrzałem rażące, żółte światła. Czy to nie są reflektory samochodu? - wytężyłem wzrok. Zauważyłem osobę, wychodzącą z czarnego auta. Stała przez chwilę na ulicy, porozmawiała z kierowcą wozu, a później odeszła. Czy to nie pan Rivaille? A może któryś z członków jego grupy? - rozmyślałem. Podszedłem do drzwi i uchyliłem je na centymetr. Widziałem promienie zapalonego światła ze strony schodów. Czyli jednak… Ten ktoś wszedł do domu... - wysunąłem głowę za drzwi i spróbowałem coś usłyszeć.
- … nie możesz. Wiesz która godzina? - usłyszałem niski głos, który od razu rozpoznałem. To był Levi.
- Przecież jest jeszcze wcześnie… Ach, no tak. Zapomniałam, że masz u siebie jakąś zabłąkaną owieczkę… - odpowiedział mu kobiecy chichot.
- Wybacz… wynagrodzę ci to kiedy indziej... - odparł Rivaille. Następnie nastała dłuższa cisza.
- Trzymam… słowo… cię… - usłyszałem urywki wypowiedzi jego towarzyszki.
- Ja… - wypowiedzi ciemnowłosy nie usłyszałem w ogóle, ponieważ mówił niezrozumiałym szeptem. Po chwili usłyszałem odgłos zamykanych drzwi. Ukryłem się w głębi pokoju i wyjrzałem za okno. Tajemnicze auto zniknęło z ulicy. Kim była tamta kobieta? To nie był głos pani Hanji ani Petry… więc czyj? Wydedukowałem jedno- tamta nieznajoma chciała zostać u Leviego, ale on ją zbył z mojego powodu. Musiała być dla niego kimś ważnym. Spotykali się o tej późnej porze w nocy... Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to… nieważne. Położyłem się do łóżka i próbowałem znowu zasnąć. Niestety nie udało mi się zmrużyć oka ani na chwilę. Myślami powracałem do tamtej urwanej rozmowy. Wyobrażałem sobie piękną, wysoką brunetkę w objęciach czarnowłosego. Ten obraz nie opuszczał mnie aż do samego poranka. Jestem takim wielkim idiotą! Przecież Rivaille to przystojny i bogaty mężczyzna. Może przebierać w dziewczynach jak w rękawiczkach! Nic się przecież między nami nie zmieniło… Jestem podopiecznym Leviego. Nic więcej. NIC!

Tylko czemu… czuję ostre ukłucie gdzieś w głębi mojego serca?

***

- Mogę wejść? - usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Właśnie ubierałem swoją ciemnozieloną, ocieplaną bluzę, którą dostałem kilka dni temu od Rivaille. Założyłem ją pospiesznie przez głowę.
- Proszę! - zawołałem. Do pokoju wszedł Levi w kremowym golfie i czarnych spodniach. Omiótł wzrokiem pomieszczenie, a potem skierował go wprost na moją osobę.
- D-Dzień dobry, sir - przywitałem się grzecznie.
- Twoje włosy… - mruknął w odpowiedzi. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem w lustro. Na mojej głowie panował kompletny nieład. Każdy kosmyk był skierowany w zupełnie inną stronę. To skutek wiercenia się przez całą zeszłą noc…
- N-Nie zdążyłem się nimi zająć… - odparłem zawstydzony.
- Wybacz, że nachodzę cię z rana… Chciałem cię tylko poinformować, że muszę wyjść pilnie do pracy, ale powinienem wrócić około trzeciej. Musisz się uwinąć z obowiązkami i… koniecznie przebrać do mojego powrotu - dał swoje instrukcje.
- Tak jest, sir - kiwnąłem twierdząco głową. Stał przede mną dłuższą chwilę i wpatrywał się we mnie swoimi kobaltowymi tęczówkami. Zacząłem czuć się niezręcznie. - C-Coś nie tak? - odważyłem się zapytać. Ciemnowłosy zmrużył lekko oczy i oparł się o framugę.
- Przypominasz mi kogoś… zastanawiam się nad tym od kilku dni… - rzekł, zerkając w bok.
- Musieliśmy się już kiedyś spotkać - odrzekłem z westchnieniem.
- Skąd ta pewność? Przypomniałeś coś sobie? - zapytał podejrzliwie.
- Nie, po prostu… Kiedy widziałem pana po raz pierwszy miałem takie odczucie… - zacząłem mówić i potarłem dłonią swoje drugie ramię.
- Kontynuuj - poprosił.
- … odczucie, że kiedyś już pana spotkałem. Niestety nie wiem gdzie ani w jakich okolicznościach - dopowiedziałem. Levi westchnął cicho, a napięta atmosfera zelżała.
- Rozumiem. Jeżeli coś ci się przypomni to nie zapomnij mi o tym powiedzieć - rzekł, naciskając klamkę.
- Dobrze.
- Do zobaczenia później.
- T-Tak - mężczyzna posłał mi swoje tajemnicze spojrzenie, po czym wyszedł. Usiadłem na łóżku i przeczesałem włosy dłonią. Jest ze mną coraz gorzej... 



*****

Ohayo!


Wybaczcie, ale nie dałam rady napisać jeszcze Shoppingu z Levim L. Mam tyle pomysłów na ten rozdział… Tylko problem jak zwykle jest z czasem.
Ten tydzień naprawdę dał mi w kość, a przyszły wcale nie jest lepszy… (Ci co mają cztery prace klasowe w ciągu pięciu dni, plus kartkówki i pełno zadań domowych… High Five! :D).

Jeżeli dotrwam do przyszłego piątku… to dam Wam znać nowym postem ;)


Joleen :*

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział VII

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- W niedziele odwiedzą nas goście - oznajmił przy kolacji Levi.
- Pańscy przyjaciele? - zapytałem, przynosząc dzbanek z kawą.
- Szef ze swoim podopiecznym - odparł, a ja po chwili uzupełniłem filiżankę ciemnowłosego gorącym napojem i odstawiłem naczynie na porcelanowy spodek. - Chłopak jest w twoim wieku i również wyrwaliśmy go z łap terrorystów - oznajmił.
- Naprawdę? To… Jak do tego doszło? - zapytałem, siadając obok mężczyzny.
- Mieszkał z dziadkiem, który posiadał niewielki majątek oraz dom. Pewnego dnia, terroryści napadli na ich posiadłość. Zabili dziadka, który był jego jedyną rodziną, a chłopaka pobili w bardzo brutalny sposób i nie tylko... - przerwał na chwilę - Na końcu zostawili go, myśląc, iż nie żyje - opowiedział i unosząc filiżankę do ust.
- To… okrutne - szepnąłem, nieco przybity. Moje myśli powędrowały do mojej własnej historii. Sam nie miałem pojęcia, co się ze mną działo. Czy mi też zrobili coś podobnego? - Czy… Czy on… doszedł do siebie?
- Na początku był w zupełnym szoku. Nie było z nim żadnego kontaktu. Nic nie mówił, odmawiał przyjmowania posiłków... Dopiero później zaczął normalnie funkcjonować. Zobaczył światełko w tunelu i postanowił wziąć się w garść. Jego rany się zagoiły i w końcu mógł wyjść ze szpitala. Erwin wziął go pod swoje skrzydło. Jest dosyć słaby, ale bardzo inteligentny oraz zaradny. Chłopak sprzedał dom dziadka, mieszka u Erwina i chodzi do tej samej szkoły, do której również niedługo będziesz uczęszczał. Można by rzec, że wyszedł na prostą.
- To naprawdę wspaniałe! - oznajmiłem pełen podziwu.
- Tak sądzisz? - mruknął mało przekonany.
- Gdyby nie wasza praca i dobroć, ten biedny chłopak na pewno dawno by zginął! Jedyna osoba jaką miał odeszła i jeżeli ma tyle lat co ja, to nie poradziłby sobie sam. Jesteście naprawdę niesamowici...
- To nie jest nasza zasługa - odparł, odstawiając filiżankę i skupiając na mnie swoją całą uwagę - Chłopak mógł ze sobą skończyć w każdej chwili. Poddać się. Widzieliśmy już na własne oczy kilka przypadków, kiedy ludzie pomimo pomocy z naszej strony, kończyli marnie...
- Ale przecież…! Wasze akcje… ratujecie zupełnie obcych ludzi! Jeżeli to miasto jest tak podłe… Musicie być tutaj bohaterami! - zaczęły ponosić mnie emocje.
- Wręcz przeciwnie - zaprzeczył. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie mogłem tego zrozumieć.
- C-Co?
- To miasto zawsze było piekłem na ziemi i niektóre fakty nigdy się nie zmienią. Poza tym, nie wszyscy z nas są bez winy… - odrzekł tajemniczo. Nie mogłem pojąć tych słów. Co takiego chodziło mu po głowie? Robili coś złego?
- Może i tak, ale nie sądzi pan, że dobre uczynki zniwelują popełnione grzechy? - zapytałem, spoglądając w jego kobaltowe tęczówki.
- Też tak kiedyś myślałem. Niestety nie jest to do końca prawdą... - zanim zdążyłem cokolwiek mu odpowiedzieć, ubiegł mnie następującymi słowami - ... ponieważ niektórych grzechów nie da się zniwelować.
- Aż tak ciężkie grzech… nosi pan ze sobą? - zapytałem, Levi zerknął na mnie z błyskiem w oczach. Mogłem tego nie mówić... - przeszło mi nagle przez myśl. Nastała długa i krępująca cisza. Levi dopił swoją kawę, po czym wstał. Nie chciałem, aby się na mnie obraził...
- Panie Rivaille, ja... przepraszam. Nie powinienem był… - Poczułbym się okropnie, gdyby mnie teraz znienawidził… To dla mnie jedyna osoba, która...
- Nie musisz. Po prostu mnie... zaskoczyłeś - odpowiedział, przymykając oczy. To nie tak miało być… Chciałem mu się odwdzięczyć, a tymczasem zadaję głupie i wścibskie pytania, które zadają najwięcej bólu… Nagle poczułem, że po moich policzkach spłynęły łzy. Dlaczego… ja płaczę? Czuję się taki słaby i… To tak bardzo boli…
- Eren? Co się stało? - schowałem twarz w dłonie.
- J-Ja p-przepraszam… bardzo… - próbowałem otrzeć łzy trzęsącymi się dłońmi. Nagle usłyszałem jak mężczyzna podszedł do mojego krzesła i kucnął przy mnie. Skuliłem się jeszcze bardziej.
- Eren… - usłyszałem cichy szept. Zauważyłem, że chciał wyciągnąć dłoń w stronę mojej głowy, ale się zawahał. Potrzebuję tego… proszę…
- P-Proszę… - jęknąłem błagalnie.
- Co mogę zrobić?- zapytał - Dotknąć cię? - ton jego głosu podrażniał mój każdy nerw. Bicie mojego serca dudniło mi w uszach, nie mogłem opanować łez, a mój głos drżał…
- Wybacz mi… sir… - łkałem cicho, pochylając głowę w dół. Levi zmrużył lekko powieki i już po chwili poczułem jego delikatne palce, przeczesujące moje włosy. Prawie podskoczyłem z zaskoczenia. O dziwo… zacząłem się dzięki temu uspokajać.
- Boisz się?
- To nie tak… Ja wcale… nie boję się pana i… - zacząłem zaprzeczać.
- Wiem. Już rozumiem - przerwał mi i próbował odciągnąć moje dłonie od twarzy. Dotyk jego nagich palców na mojej skórze wywołał dreszcze i mrowienie na skórze. Były przyjemnie chłodne oraz niezwykle delikatne.
- Pokaż mi swoją twarz… - poprosił, muskając kciukiem wierzch mojej dłoni.
- N-Nnnie… - załkałem.
- Dlaczego?
- Nie chcę, aby pan mnie takiego widział…
- Wszystkie dzieciaki płaczą - wzdrygnąłem się.
- Ale ja jestem mężczyzną! - zaprzeczyłem.
- Hoo… Naprawdę? - zadrwił.
- Na to wskazuje moja płeć… - usłyszałem, jak Levi wydał dźwięk przypominający parsknięcie.
- Może i tak, ale ciągle jesteś gówniarzem. Masz prawo do płaczu. Zwłaszcza po tym, co przeszedłeś - zapewnił. Nic mu na to nie odpowiedziałem. - nie miałem ani krzty siły, aby mu się oprzeć… Nie chciałem mu się opierać. Potrzebowałem czegoś, kogoś… Zwłaszcza w tamtej chwili słabości. Levi odciągnął moje dłonie i spojrzał na moją zapłakaną twarz. Nie patrzyłem mu w oczy. Wzrok miałem wlepiony w podłogę pod naszymi stopami. Wtedy Rivaille westchnął i złapał za mój podbródek, po czym zwrócił go w swoją stronę. Nasze spojrzenia się odnalazły. Nie mogłem oderwać wzroku od widoku nocnego nieba w jego magnetycznych tęczówkach. Ciemnowłosy wytarł kciukiem zbłąkaną łzę z mojego policzka. - Jeżeli cokolwiek będzie cię dręczyło, zawsze możesz do mnie przyjść i porozmawiać. Nie wiem, czy uda mi się wyprowadzić cię na prostą, tak jak udało się to Erwinowi, ale wiedz, że będę się starał - obiecał.
- Dziękuję... - serce waliło mi jak szalone.
- Tak lepiej… - oznajmił zadowolony.
- Chciałbym dowiedzieć się o panu więcej… - bąknąłem nieświadomie.
- Ja o tobie również, Eren - odparł. Znajdował się tak blisko... Nie mogłem się poruszyć, odwrócić wzroku. Byliśmy tylko my...
Nagle nasz wspólny moment przerwał zegar, stojący w rogu jadalni, który zaczął głośno wybijać wieczorną godzinę.
- Już dziesiąta? - mężczyzna zerknął w bok i momentalnie puścił mój podbródek.
- Naprawdę? Niemożliwe! - zdziwiłem się, spoglądając na zegar. Levi odsunął się na bezpieczną odległość i wstał od stołu.
- Porozmawiamy jutro. Jeżeli dobrze się nie wyśpisz, to nie będziesz miał siły na pracę za dnia - poradził.
- Ma pan rację... - Obudź się idioto! Po prostu dałeś się ponieść chwili i… byłem słaby. To wszystko! Może pan Rivaille jest miły i uważam go za bohatera, ale to… to nie… To nie jest w porządku, że moje serce tak przy nim szaleje! Muszę się uspokoić i…!
- Idziemy? - zamrugałem kilkakrotnie i spojrzałem na czarnowłosego, który wyglądał, jakby na coś czekał. Przygryzłem lekko dolną wargę. Kurde… - Odprowadzę cię.
- Ach! No… dobrze - kiwnąłem i stanąłem przy nim. Wyszliśmy z jadalni i zaczęliśmy wspinać się po schodach. Idąc ramię w ramię obok Leviego towarzyszyły mi różne sprzeczne uczucia… Dlaczego tak bardzo mu ufałem i nagle zapragnąłem zostać przy jego boku…? Znam go zaledwie kilka dni! To i tak niemożliwe. Sam przecież mówił, że jeśli tylko pojawi się rodzina zastępcza, to stamtąd zniknę... Dlatego przez tamten czas, kiedy u niego będę… nie mogę sprawiać mu kłopotów. To mój obowiązek.
- To tutaj - z zamyśleń wyrwał mnie melodyjny głos.
- Eh? - wyrwało mi się. Spojrzałem na drzwi od mojego pokoju. - R-Racja - Levi patrzył na mnie swoim czujnym okiem.
- W takim razie, dobranoc. Zobaczymy się jutro - pożegnał się ze mną.
- Tak. Dobranoc, sir - Proszę, idź już… Ciemnowłosy pogłaskał mnie po głowie, a następnie odszedł w ciszy. Stałem tam jeszcze chwilę, po czym nabrałem powietrza do płuc, wszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. To wszystko przez zmęczenie... - podsumowałem i odpłynąłem do świata snów.



*****

Ohayo!~


Eren zaczyna rozumieć, że to właśnie Levi jest jego jedyną ostoją w tym niedorzecznym świecie, ale nie może dopuścić aby te uczucia się pogłębiły… To przecież byłoby niedorzeczne! Bo co tak naprawdę Levi czuje do Erena? Za krótko się znają żeby to wywnioskować…

Czas na… Spoiler! ^^
W następnym rozdziale wspólne wyjście z Levim do miasta! (Shopping z Levim XD) Co kryje się za murami posiadłości? Gdzie mężczyzna zabierze bruneta? Co będzie się działo? Dowiecie się już niedługo ;)


Joleen :*