czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział XVII

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



W piątkowy dzień odbyły się kolejne zajęcia w prywatnej szkole. Tym razem z języka łacińskiego, którego nie rozumiałem wręcz wcale oraz przedmiotów ścisłych. Na przerwie zdecydowałem się rozejrzeć za klubem zainteresowań. Chodziłem po holu i podziwiałem kolorowe plakaty zachęcające do udziału.
- Wybrałeś już coś?- usłyszałem za sobą głos Armina.
- Jeszcze nie. Ciężko mi podjąć decyzję, ale z naukowych raczej sobie odpuszczę.- oznajmiłem z lekkim uśmiechem. Blondyn stanął przy mnie. Trwaliśmy przez chwilę w błogiej ciszy.
- Dzisiaj mam sesję z Petrą-san.- wyznałem. Musiałem to komuś powiedzieć...
- Serio? Dlaczego?- zapytał niebieskooki.
- Dzięki temu może moja pamięć szybciej wróci... Ale trochę się denerwuję. Już teraz słabo sobie radzę z moimi wspomnieniami i snami...- opowiedziałem. Po pewnym czasie zerknąłem na Armina. W pierwszej chwili jego mina wyrażała ból i zatroskanie, później złagodniała.
- Eren... Nie sądzisz, że twoja amnezja może mieć głębsze znaczenie? Kiedyś wielokrotnie powtarzałeś, że niewiedza o naszym świecie byłaby lepsza, ale sam w to nigdy nie wierzyłeś. Chciałeś coś zmienić, ale ten ciągły strach i niemoc nas przerastały. Mogliśmy jedynie marzyć i czekać na cud.- rzekł smutno blondyn.
- Wiele razem przeszliśmy. Cała nasza trójka. Chociaż nie mogę powiedzieć, co działo się z wami dalej. Tamtej nocy widziałem was po raz ostatni. Coś się tam wydarzyło. Czuję to.- dokończył chłopak. Patrzyłem w jego błękitne oczy, a w sercu czułem odwieczny niepokój...

***

- Nowy! Wybrałeś już jakiś klub?!- usłyszałem wołanie Conniego z drugiego końca sali. Odwróciłem się do niego i pokręciłem głową.
- Jeszcze nie? A nie chcesz dołączyć do nas?- zapytał chłopak.
- Baseball, tak? No nie wiem. Nie jestem zbyt szybki, ani wysportowany.- odparłem niezbyt przekonany.
- Spokojnie! Mięśnie się wyrobią, uwierz mi! A tak poza tym...- podszedł do mnie i sięgnął do mojego ucha.
-... laski za tym szaleją!- dodał po cichu.
- A-Aha...- zamrugałem lekko zdziwiony. Springer uśmiechnął się szeroko.
- To co? Może chociaż wpadnij na trening! Brakuje nam kogoś na miejsce tego idioty Jeana.- zaproponował uczeń.
- No...- mruknąłem zerkając w bok.
- Nie daj się prosić, Jeager!- mruknął.
- Niech będzie.- zgodziłem się.
- Super brachu! Będzie ekstra! Zobaczysz!- zapewnił.

***

- Biegnij Marco! Baza! Baza!- krzyczał Connie na sali gimnastycznej. Ciężko było mi się połapać w zasadach tej gry. Biegi, wymachy kijem, bazy... To nie była moja bajka.- myślałem w duchu. Mój znudzony wzrok skierował się na boisko obok. W tamtym czasie miały miejsce zajęcia siatkówki dla dziewcząt. W pewnym momencie napotkałem piękne, błękitne oczy ślicznej blondynki. Crista w białej koszulce z bordowymi rękawkami i krótkimi spodenkami stała na korcie razem z innymi dziewczynami w identycznych strojach. Była drobna, ale także smukła i wysportowana. Gdy odnaleźliśmy się wzrokiem, szesnastolatka kiwnęła do mnie głową oraz lekko się uśmiechnęła. Również się jej ukłoniłem, lekko speszony tym, że odkryła iż ją obserwowałem.
- ...er! Jeager! Ruszaj się! Biegnij!- usłyszałem krzyki. Członkowie drużyny kazali mi biec. Odrzuciłem kij na bok i ruszyłem ile sił w nogach. Jedna, dwie...- liczyłem bazy.
- Dajesz, Jeager!!- wołał Connie. Kiedy dobiegłem z powrotem byłem zdyszany i zmęczony. Chłopak stanął przy mnie oraz położył mi dłoń na ramieniu.
- To było niesamowite! Śmigasz jak po jakiś używkach! Musisz do nas dołączyć!- zawołał uradowany Connie.
Żywy „Forrest Gump”!- zaśmiał się umięśniony blondyn o zielonych oczach, który podszedł do nas. Miał na sobie brązową koszulkę, krótkie spodenki we wzór moro i sportowe buty.
- Kapitanie, widziałeś to?!- zapytał podekscytowany Connie.
- W rzeczy samej. Jesteś Eren Jeager? Nowy uczeń? Miło mi cię poznać. Nazywam się Reiner Braun i jestem kapitanem drużyny baseball’a, a to jest nasz vice kapitan- Bertolt Hoover. Jesteś już w jakimś klubie?- przedstawił się starszy chłopak. Obok niego pojawił się ciemnowłosy, chudszy od blondyna uczeń w podobnym stroju.
- Nie... Jeszcze... Nie... Wybrałem...- wydyszałem kładąc dłonie na kolanach.
- W takim razie dobrze się zastanów, czy nie chcesz dołączyć do nas. Masz talent, chłopie!- pochwalił mnie umięśniony kapitan.
- Dzięki...- skinąłem słysząc komplement.
- Czekamy na twoją odpowiedź!- rzekli odchodząc w stronę szatni.
- Ja cię, nowy! Czemu nic nie mówiłeś?!- zapytał Springer z szerokim uśmiechem
- Tak jakoś wyszło...- odpowiedziałem tylko.

***

- Klub baseball’a?- zdziwił się Levi w drodze powrotnej do posiadłości.
- Podobno bardzo szybko biegam i nalegają żebym dołączył.- odrzekłem z dumą.
- No nie wiem, Eren. Ostatnio prawie się udusiłeś podczas snu, a teraz zamierzasz biegać i uprawiać sporty?- powiedział mało przekonany Rivaille.
- M-może i ma pan rację, ale... chciałbym chociaż spróbować.- odparłem nieco przygaszony.
- Rób jak chcesz.- rzekł oschle Levi. Dlaczego taki jesteś? Coś się wydarzyło, czy to tylko moje przywidzenia?- myślałem spoglądając przez okno w zupełnej ciszy. Czułem narastające napięcie między nami. Nigdy wcześniej tak nie było, więc dlaczego?
Kiedy dojechaliśmy do domu, w drzwiach wejściowych przywitała nas urodziwa, młoda dama o miodowych włosach i oczach. Miała na sobie jasnoniebieską koszulę z marszczeniami, białą spódnicę do kolan oraz białe obcasy, które już wcześniej widziałem.
- Witajcie w domu Levi, Eren.- uśmiechnęła się serdecznie.
- Przyszłaś zbyt szybko, Petra.- odezwał się Rivaille zdejmując płaszcz.
- Skończyłam dziś o godzinę wcześniej, więc postanowiłam przyjść i zrobić wam obiad.- oznajmiła uradowana. Ciemnowłosy spojrzał na nią, ale nic nie odpowiedział.
- Jak ci idzie w szkole, Eren?- zapytała kobieta podając mi talerz pełen smakowicie pachnącego jedzenia.
- W porządku, dziękuję.- odrzekłem.
- To dobrze.- powiedziała Petra siadając obok mnie.
- Smacznego wszystkim! Mam nadzieję, że będzie wam smakowało!- uśmiechnęła się promiennie. Naprawdę się starała.- pomyślałem przyglądając się bogatemu w gotowane warzywa daniu.
- Same zdrowe produkty!- spojrzałem ukradkiem na Leviego. Byłem ciekaw czy cokolwiek zje. Nigdy wcześniej niczego przy mnie nie spożywał. Jedynie popijał swoją gorzką i czarną jak smoła kawę. Ku mojemu zdziwieniu pojął rzeźbiony widelec do ręki i wsunął kawałek zielonej szparagi do bladych ust. Po chwili jego kobaltowe oczy odnalazły moje.
- Jeżeli myślisz, że odejdziesz od stołu bez wylizania talerza do czysta, to ostrzegam, nie zrobisz tego.- zagroził ciemnowłosy.
- Hai. Zrozumiałem.- kiwnąłem i zacząłem jeść. W głębi duszy ucieszył mnie fakt, iż w głębi duszy Rivaille nadal martwił się o mnie. Pomimo tamtej napiętej sytuacji w aucie oraz innych nieprzyjemnych wydarzeń... Ciągle troszczył się o najdrobniejsze rzeczy. Jedną z nich było właśnie jedzenie. Po posiłku podziękowaliśmy Petrze za wyborną potrawę i chwilę porozmawialiśmy o mojej szkole.
- Więc jednak macie łacinę? W ostatnim roku nie było tych zajęć, bo pani Maria ciężko chorowała. Cieszę się, że jest w pełni sił.- powiedziała z uśmiechem Petra.
- A co o niej sądzisz? Kobieta z klasą, prawda?- dodała.
- Zgadzam się, ale jest też całkiem surowa...- odparłem, na co miodowłosa zachichotała.
- Cała Maria... Lepiej na nią uważaj. Łatwo dać się jej zwieść.- ostrzegła mnie.
- Wybaczcie mi, ale mam jeszcze trochę roboty. Petra, daje ci wolną rękę.- rzekł ponuro Levi wstając od stołu.
- Możesz na mnie liczyć.- odpowiedziała kobieta. O co im chodziło? Następnie Rivaille omiótł mnie badawczym wzrokiem i wyszedł z jadalni.
- My też mamy swoje sprawy.- zwróciła się do mnie młoda kobieta. Spojrzałem w jej ciemnozłote oczy.
- Dziś nasza pierwsza sesja, Eren-kun.- wyjaśniła miodowłosa. Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz oraz cały się spiąłem.
- Nie obawiaj się! Nie będę robiła niczego wbrew twojej woli.- obiecała.
- Idziemy?- zaprowadziła mnie do pokoju, który wyglądał jak gabinet psychiatryczny. Spore, drewniane biurko znajdowało się przed ogromnym oknem wychodzącym na morowe jezioro, przodem do drzwi. Po prawej, przy ścianie stała skórzana, brunatna kozetka. Za to po lewej znajdował się drewniany stolik oraz regał na książki o tematyce psychologicznej. Na czekoladowych ścianach wisiały różne obrazy przedstawiające abstrakcję oraz kilka zegarków.
- Usiądź proszę na kozetce.- poleciła Petra.
- Skąd tutaj są te rzeczy...?- wcześniej ich tam nie było...- przypomniałem sobie, jak sprzątałem wszystkie pokoje, oprócz sypialni Leviego. Pomieszczenie wyglądało zupełnie inaczej.
- To miał być mój pokój, ale po tym jak zamieszkałam z narzeczonym, przerobiłam go na prywatny gabinet.- oznajmiła z delikatnym uśmiechem.
- Więc jak to będzie wyglądało?- zapytałem ochrypłym głosem siadając na twardym meblu.
- Najpierw sobie porozmawiamy, a potem chciałabym czegoś spróbować.- kobieta usiadła za biurkiem. Następnie wzięła do lewej ręki notes w twardej oprawie, a do drugiej srebrny długopis.
- Zacznijmy od początku. Pamiętasz coś z przeszłości? Jakieś nowe wizje?- zadała mi pytanie Petra.
- Nie za bardzo. Pamiętam tylko urywek tamtego... piekła. Byłem przywiązany łańcuchami do podłogi. Wszyscy się na mnie patrzyli. Ich oczy były takie... złe. Pożerali mnie wzrokiem. Krzyczeli, robili duży hałas... Myślałem, że umarłem.- w pewnym momencie złapałem się za ramiona, ponieważ poczułem doskwierający chłód z niewyjaśnionych przyczyn.
- Rozumiem. A ostatnio... Zmieniło się coś? Przypomniały ci się jakieś sytuacje, osoby...?- zapytała notując coś na kartce.
- Czasami widzę postacie w moich snach. Ostatnio rozmawiałem z Mikasą...- oznajmiłem. Kobieta zrobiła wielkie oczy.
- Opowiedz mi, proszę.- poprosiła zainteresowana.
- Widziałem ją. Była w białej sukience, a jej ciało było lepie od krwi... Mówiła, że tęskni za mną i Arminem.- odpowiedziałem.
- Fascynujące... Widziałeś może jej zarys? Mógłbyś mi ją opisać?- poprosiła pisząc szybko na papierze.
- Była drobna, wychudzona... Miała ciemne włosy do ramion. Nie widziałem jej twarzy.- oznajmiłem przyglądając się miodowłosej.
- Dobrze. Coś jeszcze?- pokręciłem przecząco głową.
- A na cmentarzu...? Kogo tam widziałeś?- spojrzałem w ciemnozłote oczy.
- Moją... matkę.- powiedziałem cicho. Coś ukuło mnie w piersi.
- To dosyć świeża sprawa. Na razie sobie ją odpuścimy, co?- zaproponowała czytając moje ruchy. Kiwnąłem zgadzając się.
- A co myślisz o Arminie? Jaki jest twój stosunek do niego?- spytała.
- Szczerze? Czuję jakbym ranił go samym patrzeniem. Przypomina sobie dawne lata i jego napaść... Czuję się strasznie. Mam wyrzuty sumienia, tak samo jak on. Chciałbym żeby był szczęśliwy, żeby już nigdy więcej się nie poddał... ale do tego jest potrzebna Mikasa.- powiedziałem.
- Lubisz go? Ufasz mu?
- Tak, oczywiście. Nawet teraz, bez moich wspomnień darzę go ogromnym szacunkiem i traktuję jak przyjaciela. Nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu tak czuję.- odparłem wprost.
- Mam jeszcze jedną kwestię do omówienia...- Petra zerknęła na swoje kartki.
- Jaki masz plan? Na przyszłość. Na życie. Co chciałbyś robić? Jakieś konkretne cele?
- Nie mam bladego pojęcia... Wszystko jest takie pokręcone. Jednak chciałbym wiedzieć. Chciałbym mieć wspomnienia o mojej matce oraz przyjaciołach, a moim największym celem jest odnalezienie Mikasy oraz... szczęście dla niej i Armina. Potem będę musiał jeszcze podziękować za wszystko panu Rivaille i panu Erwinowi... No i pani oczywiście.- uśmiechnąłem się do niej.
- Eren... Nie musisz mi za nic dziękować ani się odpłacać! Leviemu i Erwinowi też! Robimy to, bo to nasza praca i...- spojrzała na mnie z czułością w oczach.
- ... Bardzo, ale to bardzo nam na tobie zależy. Na twoim losie w tym parszywym mieście. Pragniemy zmiany dla wszystkich. Dla ciebie, dla nas oraz innych ludzi w potrzebie.- powiedziała przyjaźnie Petra.
- Właśnie za to chciałbym wam podziękować. Nie jesteście obcy. Nie zostawiacie innych w potrzebie. Jesteście niesamowici... Dlatego chciałbym wam pomóc i się zrewanżować...- mówiłem, gdy nagle poczułem, jak drobne, drżące ramiona obejmują moje ciało.
- Petra-san...
- Dziękuję ci, Eren... Nie masz pojęcia jak cieszą mnie twoje słowa. Sama czasem wątpię, czy to co robimy jest ważne.- wyszeptała ze łzami w oczach. Odwzajemniłem jej uścisk.
- Gdyby nie wy... Nie byłoby mnie tutaj i nigdy nie zobaczyłbym już Armina.- powiedziałem cicho. Po paru minutach odsunęliśmy się od siebie i uśmiechnęliśmy się.
- Przepraszam, że się tak rozkleiłam. Tak mi wstyd, nie powinnam...- otarła mokre policzki.
- Niech pani nie przeprasza.- odrzekłem.
- No dobrze. Myślę, że możemy zaczynać.- odezwała się po dłuższej chwili i podeszła z powrotem do biurka.
- Chciałabym czegoś spróbować. Możliwe, że się nie uda, bo wielu moich pacjentów było odpornych na stan hipnozy, ale zawsze warto spróbować...
- Hipnoza?- zdziwiłem się.
- Tak. W stanie półsnu mogę sprawić, że powiesz mi jakieś ważne informacje. Coś co chciałbyś nam podświadomie powiedzieć.- objaśniła i usiadła przede mną ze złotym wisiorkiem w dłoni.
- Myśli pani, że to zadziała?- zapytałem z nadzieją. Kobieta kiwnęła i spojrzała mi w oczy.
- Jesteś gotowy?
- Myślę, że tak.- potwierdziłem.
- W takim razie zaczynamy. Spójrz na ten przedmiot i się zrelaksuj...



*****

Witam wszystkich! :D


Kolejne spotkanie z naszymi bohaterami! Fu fu fu... Te moje metody psychiatryczne xd Biedny Eren...

Nareszcie majówka! :D (myślałam, że naprawdę nie dożyję! :O)
Z faktu, iż chodzę do drugiej klasy, nie muszę męczyć się, (jeszcze) jak nasi biedni maturzyści, ale nie ukrywam, że mój tydzień wolnego również będzie bardzo... naukowy x(

Ale nie martwcie się! ^^ Samą nauką człowiek nie żyje! (przynajmniej w moim wypadku ;p). Zajmę się jeszcze opowiadaniami i one-shotami z moim rozgrzanym do czerwoności laptopem ^^

PS. Wypatrujcie na blogu czerwonych włosów i złotoczerwonych tęczówek... ^^ (taki mały spoiler ;p)


Joleen :*

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział XVI

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- C-Co?- myślałem, że się przesłyszałem. Levi zerknął na mnie z poważnym wyrazem twarzy.
- To co słyszałeś. Chciałbym żebyśmy tam pojechali. Może znajdziemy jakiś ślad albo sobie coś przypomnisz...- powiedział Rivaille.
- M-Moment. Czy moja matka przypadkiem... nie umarła? Przynajmniej tak mi wszyscy mówili i...- byłem w istnym szoku. W moim sercu zapaliła się iskra nadziei.
- Mieli rację.- odparł tylko ciemnowłosy. Mój tajemniczy płomyk od razu zgasł. Nie potrafiłem zrozumieć. To w takim razie... Gdzie my jedziemy?- myślałem w duchu.
- Już prawie jesteśmy na miejscu.- rzekł mężczyzna skręcając. Po chwili zaparkował auto przed jakimś wysokim ogrodzeniem.
- Wysiadaj.- rozkazał. Kiedy wyszliśmy z samochodu skierowaliśmy się w kierunku wysokiej, żelaznej bramy. Levi otworzył pokaźną furtkę i znaleźliśmy się na terenie pełnym... kamiennych nagrobków.
- Cmentarz...?- zgadłem rozglądając się dookoła. Miejsce było bardzo spore oraz tajemnicze. Z jednej strony otaczał go ciemny i ponury las, a z drugiej widniały odległe budynki z miasta. Oprócz nagrobków i pomników, na środku cmentarza znajdowała się niewielka, gotycka kaplica oraz tuż obok niej, mniejsze katakumby. Atmosfera nieco przypominała jezioro w posiadłości. W powietrzu wyczuć można było unoszącą się mgłę, zapach kwiatów i dopalających się świec. Kilka osób chodziło między grobami na wyznaczonych ścieżkach.
- Dokładnie tak. Chodź, zaprowadzę cię.- polecił i ruszył w przód. Minęliśmy parę metrów. Pod koniec wydzielonego terenu skręciliśmy na prawo. Levi podszedł do nagrobka z czarną płytą i wyrytym na niej napisem. Stał on pod drzewem młodej, japońskiej wiśni, która była w stanie jesiennego uśpienia.
- Czy to...?- Rivaille kiwnął powoli i spojrzeliśmy na grób. Odczytałem napis: „Wspaniała kobieta, kochająca matka, najdroższa żona, Carla Jeager. Zawsze żywa w naszych sercach”. Poczułem ścisk w klatce piersiowej. To była prawda. Moja matka... naprawdę nie żyła.
- Kwiaty?- zdziwiłem się widząc wiązankę białych, świeżych róż na ziemi.
- To pewnie Armin i Erwin.- wyjaśnił Levi, przykucnął przy grobie oraz złożył ręce w geście modlitwy. Uczyniłem to samo, lecz w głębi duszy czułem rozterkę. Co chciałbym jej przekazać? O czym porozmawiać? Nic nie pamiętałem... Jedyne czego pragnąłem to... Odnalezienia Mikasy i wyjaśnienia wszystkich niejasności. Uchyliłem powieki i potajemnie skierowałem swój wzrok na mężczyznę obok. Wpatrywałem się w jego skupioną twarz. Idealne i spokojne rysy, ciemne rzęsy wywołujące cień na policzkach, kosmyki kruczoczarnych włosów opadające na czoło... Wyglądał jak istny anioł. Mogłem patrzeć na niego przez całą wieczność. Tylko co tak naprawdę miało to na znaczeniu...?
- Eren. Wiem, że...- zaczął mężczyzna.
- Proszę. Powiedz mi prawdę, Levi-san. Chcę wiedzieć... Czy moja matka zginęła przez tych samych ludzi z mafii, co mnie ścigają i przetrzymują Mikasę?- spojrzałem błagalnie w kobaltowe oczy.
- Chyba nie ma co cię oszukiwać... Tak, to prawda. Tak jak mówiłem, ta grupa jest mocna. Walczymy z nią już od kilku miesięcy. To jest ich miasto. Dlatego ty i Mikasa jesteście tak ważni w tej sprawie. Dzięki temu, że mamy ciebie w posiadaniu jesteśmy o krok dalej. Możemy działać i obserwować, co zrobią dalej.
- Myśli pan, że wiedzą gdzie jestem?- zapytałem z obawą.
- Nie sądzę, ale jestem pewien, że nie zajmie dużo czasu zanim się dowiedzą.- dostałem zimnej skórki, a serce zaczęło kołatać mi w piersi. Nie... Nie chcę tam wrócić!!- usłyszałem głos w głowie.
- Eren?- Rivaille zerknął na mnie, po czym złapał delikatnie za moje drżące ramiona.
- Za-zakręciło mi się w głowie. To nic.- upewniłem go. Jednak cały czas czułem jakby ktoś wiercił mi dziurę w mózgu.
- Wracajmy.- zaproponował czarnowłosy. Kiwnąłem twierdząco. Kiedy szliśmy do wyjścia, odwróciłem się, aby po raz ostatni spojrzeć na grób mojej matki i wtedy się zaczęło...

***

- Eren! Eren! Gdzie jesteś?!- kobieta w bladożółtej sukience i białym fartuchu krzątała się po mieszkaniu poszukując swojego syna.
- Buuu!- mały brunet w brązowym sweterku oraz ciemnych spodniach pojawił się znikąd.
- Boże! Eren!- kobieta prawie podskoczyła i złapała się za pierś z zaskoczenia.
- Dlaczego tak mnie straszysz?! A jeśli dostanę zawału?! Kto się wami zajmie?!- nakrzyczała na niego. Podbródek bruneta zaczął drżeć, a jego szmaragdowe oczęta zrobiły się niezwykle błyszczące.
- P-przepraszam!- po chwili chłopczyk zaczął głośno płakać.
- No już, już. Nic się nie stało... Nie powinnam była na ciebie krzyczeć.- powiedziała szatynka i kucnęła przy synku. Potem zbliżyła jego drobne ciało do siebie i objęła w uścisku. Malec po kilku minutach się uspokoił.
- Pomożesz mi z obiadem? Zaraz przyjdzie tata z pracy.- poprosiła ocierając zbłąkane łzy z policzków Erena. Brzdąc pokiwał głową i przytulił matkę.
- Mamo...- szepnął bawiąc się jej włosami.
- Tak synku?
- Kocham cię!- wyznał obejmując ją mocno za szyję.
- Też cię kocham.- wzięła go na ręce i uśmiechnęła się łagodnie.
- Jesteś dla mnie najważniejszy, mój skarbie. Mama zawsze będzie przy tobie.- obiecała i poszła z chłopcem na rękach w stronę kuchni...

***

- Eren...? Co się stało? Ty... płaczesz?- usłyszałem lekko zdziwiony głos Leviego. Faktycznie. Po moich policzkach ciurkiem płynęły łzy.

- Tak bardzo kochałem moją matkę... Byliśmy tak blisko... A ona umarła... przez mnie.- powiedziałem łamliwym głosem.
- To nie była twoja wina. Zabiły ją te pieprzone mendy. Nie obwiniaj się. Tylko na to liczą, żebyś dał im wygrać.
- Ale to prawda! Ja... To wszystko moja wina! Armin wcale nie miał racji... Jego pobicie, więzienie Mikasy... to wszystko przeze mnie!- zawołałem łapiąc się za głowę.
- Nie mogę spojrzeć im w oczy... Nie mogę ich stracić...!- moje myśli zaczęły robić się coraz bardziej chaotyczne, a mój stan się pogarszał.
- Eren, spokojnie. Spójrz na mnie, słyszysz co mówię?- powtarzał Rivaille podchodząc do mnie bliżej.
- Nie mogę tak dłużej żyć... Nie mogę ich stale okłamywać! Dowiedzą się i po mnie przyjdą!- O czym ja mówiłem? Czułem, jakby ktoś inny opanował moje ciało. Te myśli, zachowanie...
- Eren, o czym się dowiedzą?- powiedział poważnie ciemnowłosy.
- Ja...- po tym urwał mi się film i obudziłem się dopiero w aucie.
- Levi-san?- podniosłem się powoli do siadu na tylnych siedzeniach samochodu.
- Pamiętasz co się wydarzyło?- zadał mi pytanie Levi.
- Nie za bardzo. Majaczyłem coś... Wpadłem w panikę. Te wspomnienia...- potarłem czoło dłonią. Było mi niedobrze. Kręciło mi się w głowie i bolał mnie brzuch.
- Pokazałeś mi dziś swoje stare „ja”. Chaotyczne, cierpiące i mające miliony wyrzutów do samego siebie. To już coś. Poza tym wpadłem na pewien pomysł. Muszę jak najszybciej skontaktować się z Petrą.- oznajmił spokojnie Rivaille. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Dla mnie to nie było coś przyjemnego... Coraz bardziej traciłem kontrolę nad własnym umysłem i ciałem. O to w tym chodziło...?

***

- Aaach, nie chcę robić lekcji...- westchnąłem kładąc się na łóżko. Nie podobało mi się tamto zajście. Co ten Levi sobie myślał? Chciał wymusić na mnie wspomnienia? Taki był cel?- zastanawiałem się. Czułem się nieco oszukany i... nieźle wkurzony. Dlaczego? Przecież wcześniej mówił żebym nie robił nic na siłę, a sam tak zrobił! Zaufałem mu, a on...!
Nie. Źle. O czym ja myślę? Levi jest przecież moim wybawcą. Robi dla mnie tak wiele... Jak mógłbym go tak osądzać?- wersje zaczęły mi się mieszać. Postanowiłem zająć się nauką. Musiałem zrobić parę zadań z matematyki i angielskiego. Mój „okres próbny” w szkole niedługo dobiegał końca i miałem być brany za normalnego ucznia. Wejść w wir sprawdzianów i odpowiedzi ustnych. Trochę obawiałem się niektórych przedmiotów oraz faktu, że przez moją zachwianą równowagę emocjonalną i zamartwianie się nad poszukiwaniami Mikasy, może mi się nie powieść. Jednak zawsze trzeba być dobrej myśli, więc obiecałem sobie, że postaram się jak mogę. Nawet chciałem poprosić Armina o pomoc w nauce. Był dobry ze wszystkiego i nauczyciele go uwielbiali.
Spojrzałem za okno. Granatowe chmury rozpostarły się na wieczornym niebie, a wiatr pociągał za zdrewniałe gałęzie.


„Mikasa... Odnajdę cię.
Już niedługo...
Będziesz wolna.”


*****

Cześć Słodziaki! ;)


Dzisiejszy rozdział krótszy i dosyć chaotyczny. Taki też jest potrzebny, co nie? ^^ W następnych częściach spotkanie z psychiatrą-Petrą i wielki powrót Jeana ;)

Dziś, po raz pierwszy od pewnego czasu (chyba od lutego xd) odwiedziłam mój empik i oniemiałam! :O Na zwykle pustych półkach leżały wspaniałe wydania moich ulubionych mang! Kuroshitsuji, Pandora Hearts, Tokyo Ghoul, Shingeki, a nawet Kuroko no Basuke! :O Jak to u Was wygląda? Chętnie się dowiem ;D

PS. Liczę na Wasze dalsze głosy w ankiecie ^^ Niedługo spodziewajcie się kolejnej ;D (możliwe, że powstanie nowy one-shot ^^)


Joleen :*

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział XV

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- Eren? Mogę wejść?- usłyszałem pukanie do moich drzwi. Siedziałem skulony pod kołdrą na moim łóżku. Po powrocie do domu, Levi był jeszcze w pracy, a ja potrzebowałem chwili samotności... Czułem narastający strach i ból. Nie wiedziałem co mam zrobić. Tkwiłem w martwym punkcie, z którego nie mogłem uciec...
Po chwili w drzwiach stanął znajomy mężczyzna w czarnej koszuli. Omiótł mnie wzrokiem, a następnie przymknął drzwi.
- Coś się wydarzyło u Armina?- zapytał, tak jakby znał już odpowiedź... Zacisnąłem palce na kołdrze i spuściłem głowę.
- Im więcej dowiaduję się o mojej przeszłości... Tym bardziej zastanawiam się, czy aby na pewno chcę ją poznać i wszystko sobie przypomnieć.- oznajmiłem cicho. Levi usiadł na krańcu mojego łóżka i westchnął cicho.
- Wiem, że nie było ci łatwo... Dodatkowo ta amnezja...
- Wszystko jest takie cholernie trudne...! Dlaczego... Dlaczego to musiało się stać? Cała nasza trójka... Jesteśmy jacyś przeklęci!- zawołałem przytulając do piersi podciągnięte, drżące kolana.
- Opowiedz mi.- poprosił Rivaille po chwili ciszy.
- Ja... nie jestem w stanie... tego powtórzyć...- wydukałem czując zbierające się łzy w kącikach moich zmęczonych oczu.
- Eren.- Levi wypowiedział moje imię. Po chwili poczułem dotyk jego dłoni na głowie. Delikatnie wczepił swoje palce w moje brązowe włosy. Nie dotykaj mnie... Jestem zbyt słaby... Zrobię coś głupiego, czego oboje będziemy potem żałować...- myślałem chlipiąc w kołdrę.
- Spójrz na mnie.- rozkazał. Pokręciłem przecząco głową. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Eren...- usłyszałem szept, po czym Levi szarpnął za moją rękę i przysunął mnie do siebie. Prawie wylądowałem na jego kolanach. Nasze twarze dzieliły centymetry i to nie był zamierzony efekt. Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Następnie Levi objął mnie i przytulił do swojego ciała. Myślałem, że śnię. Moje serce zaczęło bić w nieregularnym tempie i cały się spiąłem. Czułem jego umięśniony tors, niesamowity zapach, bicie serca...
- Levi-san...- szepnąłem.
- Nie duś tego w sobie. Jestem tutaj żebyś mógł mi wszystko powiedzieć. Zaufaj mi.- poprosił Rivaille. Kiwnąłem twierdząco, wtedy czarnowłosy wyzwolił mnie ze swojego uścisku. Oddaliłem się od niego parę centymetrów, abym mógł wygodnie usiąść. Czułem się roztrzęsiony, zawstydzony i zmieszany. Z jednej strony poczułem naruszenie mojej prywatności w niemiły sposób, ale z drugiej... To przecież był Levi...
W końcu opowiedziałem Rivaille czego dowiedziałem się od Armina. Słuchał mnie bardzo uważnie i wpatrywał się badawczo w moją twarz.
- Rozumiem. Czyli ta mafia z przeszłości dalej funkcjonuje i ma to duży związek z wami.- odezwał się Levi.
- Według Armina mszczą się za to, że uciekliśmy z Mikasą, ale...
- Sprawa jest poważniejsza, niż się wydaje. Nie sądzę, że jedynie przez ucieczkę was ścigają. Mają jakiś powód, żeby was odnaleźć i trzymać pod kluczem...- oznajmił mężczyzna.
- Tylko jaki?
- Tego nie wiem. Sam będziesz musiał sobie przypomnieć albo znajdziemy Mikasę.- odparł Levi. Znowu to samo. Moja amnezja jest barierą, która wszystko spowalnia. Gdybym tylko wiedział, co się stało lub dlaczego nas ścigają...- myśli krążyły w mojej głowie.
- Będziemy się starać, aby odnaleźć tą dziewczynę. Jednak jedyne co możemy teraz zrobić, to czekać.- postanowił czarnowłosy.
- A jeśli oni ją zabiją?- martwiłem się.
- Nie mamy pewności, ale nie sądzę żeby była nieżywa.- oznajmił patrząc w dal. Chciałem spytać dlaczego, ale w tamtej chwili Levi wstał i zwrócił się ku drzwiom.
- Muszę zadzwonić do Erwina, kiedy odzyskasz siły, zejdź na kolację.- powiedział do mnie, po czym wyszedł zostawiając mnie samego. Po rozmowie z Rivaille poczułem się nieco lepiej, lecz ciągle nie byłem w stanie zapomnieć słów Armina...

Czy na tym świecie jest tylko ból i cierpienie...?"


***

Eren... Eren... Eren!- słyszałem znajomy głos. Otworzyłem oczy. Znajdowałem się w czarnej próżni. Tylko w niektórych miejscach znajdowały się łuny światła.

Eren... Tak się cieszę... Ty żyjesz!
Kim jesteś? Gdzie ja jestem?
Nie poznajesz mnie...
Pokaż się!
...własnej siostry?

Odwróciłem się. W półświetle ujrzałem młodą dziewczynę w śnieżnej, halkowej sukience na ramiączkach, która sięgała jej do kolan. Widziałem ją już w moich wizjach. Taką samą sukienkę nosiła dziewczynka w słomianym kapeluszu. Zauważyłem również, iż postać miała hebanowe, proste włosy do ramion. Jej twarz była skryta w cieniu...

M-Mikasa...?
Eren! Pamiętasz!- ucieszyła się.
Mikasa! Gdzie jesteś?! Kto cię więzi?!
Tak bardzo chciałam cię zobaczyć... Ciebie i Armina... Tęsknię za wami tak bardzo, że... wypala to moje całe ciało.
Mikasa!!- podbiegłem do niej i potrząsnąłem ją za ramiona.
Nee, Eren... Jesteś prawdziwy...?

Poczułem coś lepkiego na palcach. Kiedy spojrzałem na swoje dłonie zobaczyłem jasnoczerwoną substancję.

Mikasa! To jest krew! Ty krwawisz!- przeraziłem się. Kiedy spojrzałem na nią, całe jej porcelanowe ciało było pokryte ciemnymi siniakami i bliznami. Zacząłem się trząść ze strachu.

Nie martw się o mnie, Eren. Żyj, bo ja żyję dla ciebie i umrę za ciebie... Jesteś moim sercem, a serce nie może przestać bić...- po tych słowach osunęła się na podłogę, a następnie wpadła w czarną dziurę, w próżni. Jej drobne ciało spadało coraz szybciej i szybciej, aż straciłem ją ze wzroku.

MIKASA!!!- wydarłem się.

***

Obudziłem się zalany zimnym potem. Coś okropnie ściskało mnie w gardle. Tak mocno, że nie mogłem spokojnie oddychać, a moje ciało przechodziły dreszcze.
- Le...vi...- nie mogłem go zawołać. Spadłem z łóżka na podłogę i próbowałem doczołgać się do drzwi. Jednak bardzo opornie mi szło. Aż w końcu moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa.
- Matko Boska!- usłyszałem niespodziewany głos Verde.
- Panie Levi!! Szybko!- zawołała go i podbiegła do mnie. Odwróciła mnie na plecy i sprawdziła oddech.
- On się dusi!
- Eren! Co się stało?!- podszedł do nas Rivaille. Miał na sobie piżamę- białą koszulkę z krótkim rękawem oraz jasnoniebieskie spodnie. Napotkałem jego przerażone spojrzenie.
- Niech pan szybko przyniesie papierowy worek z mojej torebki na dole!- rozkazała. Niedługo później czarnowłosy przyniósł przedmiot i podał kobiecie. Ona podniosła mnie do siadu oraz przyłożyła worek do moich ust.
- Oddychaj! Spokojnie!- poleciła. Zacząłem nabierać powietrza i je wydmuchiwać. Po paru minutach wszystko wróciło do normy.
- Bogu dzięki, że akurat usłyszałam jak spadłeś z łóżka i postanowiłam tu zajrzeć!- powiedziała wychudzona kobieta w czarnej, koronkowej sukni do kostek.
- Dziękuję, Verde. Mogłabyś przynieś chłopakowi szklankę wody?- poprosił Levi. Kobieta wstała i wyszła z pokoju. Spojrzałem w kobaltowe oczy Rivaille.
- W porządku?- zapytał czarnowłosy. Kiwnąłem twierdząco.
- Nieźle nas wystraszyłeś.- odetchnął mężczyzna.
- Przepraszam... Znowu miałem koszmar i...
- Już wszystko dobrze. Jestem tu.- powiedział dotykając mojego policzka.
- Levi... san.- wyszeptałem i oparłem czoło o jego lewe ramię. Ciemnowłosy pogłaskał moje zmierzwione od potu włosy.
- Spokojnie, wszystko jest w porządku...- powtarzał. Po moich policzkach spłynęły łzy.
- To było straszne... Myślałem, że ja...
- Ciii...
- Levi-san, przyniosłam wodę.- usłyszeliśmy głos Verde. Po chwili Rivaille podał mi szklankę i wypiłem jej zawartość. Ciemnowłosy otarł moje łzy kciukiem i spojrzał mi w oczy.
- Chcesz wziąć coś na uspokojenie?- zaproponował. Pokręciłem przecząco głową. Obserwowali mnie jeszcze trochę, a później Verde poszła do siebie. Levi pomógł mi wrócić do łóżka i usiadł obok.
- Znowu narobiłem kłopotu...- wyszeptałem, gdy przykrywał mnie kołdrą.
- Eren... Zaraz oberwiesz.- ostrzegł ciemnowłosy krzywiąc się. Uśmiechnąłem się lekko i przymknąłem powieki.
- Będziesz w stanie iść dzisiaj do szkoły?- zapytał mnie Rivaille.
- Myślę, że tak. Nie chcę mieć zaległości.- odparłem.
- Najważniejsze jest twoje zdrowie. Zwłaszcza psychiczne. Jeżeli nie będziesz na siłach...
- Proszę się o mnie nie martwić. Muszę stać się silniejszy. Czuję, że to nie jedyne utrapienia, jakie na mnie czekają.- powiedziałem ze smutkiem. Niedługo potem, znowu poczułem się senny.
- Eren...- usłyszałem melodyjny głos Rivaille, który towarzyszył mi we śnie aż do świtu.

***

Rano, po szybkim, porannym prysznicu Levi przyszedł do mnie sprawdzić jak się czuję i przy okazji dał mi przezroczysty pakunek.
- Co to?- zapytałem zaciekawiony.
- Twój szkolny mundurek. - odpowiedział.
- Naprawdę? Tak szybko doszedł?
- W tej szkole nie ma zbyt wielu uczniów, którzy zapisują się już w trakcie roku szkolnego. Nie było większych problemów z załatwieniem tej sprawy.- oznajmił ciemnowłosy.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że zapomniałem o tych uniformach, ale twoje ubrania na pewno się nie zmarnują, prawda?- dodał zapalając papierosa. Ja w tym czasie rozerwałem pakunek i wyjąłem szyte na miarę szare spodnie, marynarkę, krawat i białą koszulę.
- Poczekam na dole.- oznajmił Levi i zostawił mnie samego. Po kilku minutach zszedłem na parter ubrany w mundurek, z torbą szkolną pod pachą. Od razu poczułem na sobie wzrok ciemnowłosego. Podszedłem do mężczyzny w szarym swetrze z wycięciem w serek i czarnymi, dopasowanymi spodniami.
- I-i jak?- zapytałem czując lekki rumieniec na policzkach.
- Obróć się.- polecił Rivaille. Zaprezentowałem się i ponownie spojrzałem na Leviego.
- Nieźle. Dobrze na tobie leży.- przyznał skanując mnie oczami.
- D-dziękuję.- odrzekłem speszony. To chyba był... komplement? Tak mi się przynajmniej wydawało...
- Jedziemy.
***

- Ohayo, Eren. Ładny mundurek.- przywitał mnie blondyn przed wejściem do szkoły.
- A-ach, ohayo i... dziękuję.- powiedziałem z wymuszonym uśmiechem. Kiedy patrzyłem na Armina, ciągle przypominały mi się jego słowa. Miał jeszcze grosze ciężary oraz wyrzuty sumienia niż ja. Nosił je w swoim skrwawionym sercu i nie mógł się nimi z nikim podzielić...
- Proszę... Nie patrz tak na mnie...- powiedział niebieskooki spuszczając wzrok.
-... boli mnie wtedy jeszcze bardziej. Od razu bym się rozryczał na środku ulicy.- wyszeptał zaciskając dłonie w pięści.
- Armin...- przygryzłem dolną wargę.
- Przepraszam, Eren. Tak bardzo cię przepraszam...- rzekł łamliwym tonem.
- Ar-
- Cześć chłopaki~!- nagle usłyszeliśmy dziewczęcy głos. Po chwili poczułem, że ktoś obejmuje mnie za szyję. Podniosłem wzrok na brunetkę o jasnobrązowych oczach.
- Co macie takie ponure miny? Chodzi o pogodę? Pfff! Tutaj jest słońce raz na pół roku, więc się tym nie martwcie!- roześmiała się pełna energii szatynka.
- Baka! Zamknij jadaczkę! Może na serio coś im się stało!- warknął chłopak stojący niedaleko.
- Łeee! Serio...?!- spojrzała badawczo na mnie i Armina.
- To chyba przez tą pogodę...- rzekł blondyn z lekkim uśmiechem. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- Hah! Wiedziałam!- zawołała Sasha, po czym pokazała chłopakowi język.
- A my się jeszcze nie znamy!- puściła mnie szatynka, po czym uścisnęła moją dłoń.
- Pozwól, że nas przedstawię. Ten łysy krasnal, o tam, to Connie. Mój B-O-Y~!- roześmiała się dziewczyna wskazując palcem na gotującą się postać.
- A ta szajbuska, zawsze nienażarta to Sasha Braus.- odgryzł się chłopak kładąc dłonie na biodrach.
- Ale za to, ze sobą jesteśmy nie na żarty!- po chwili wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- To było genialne...- złapał się za brzuch Connie.
- Tylko pogratulować.- Armin wytarł łzy z kącików oczu wierzchem dłoni.
- Ohayo Minna, co was tak rozśmieszyło?- pojawiła się drobna blondynka o niebieskich oczach.
- Ooo! Christa! Właśnie Sasha zarzuciła swoim nowym sucharem!- powiedział do niej chłopak.
- Co tym razem?- zapytała poprawiając torbę na ramieniu.
- Powiem ci w szkole, bo jeszcze chwila... i wszyscy będziemy spóźnieni!- wszyscy ruszyliśmy pędem w stronę szkoły.

***

- Nee, widzieliście gdzieś Jeana? Wisi mi kasę za wczoraj.- na długiej przerwie usiedliśmy razem przy jednym stoliku.
- To chyba moja wina.- oznajmiłem nieśmiało. Cztery pary zdziwionych oczu skierowały się na moją osobę.
- He?- mruknął Connie.
- Jean mu przywalił już pierwszego dnia, nie pamiętasz?- zapytała Sasha z buzią pełną makaronu.
- Nie mów do mnie z japą pełną jedzenia!- warknął chłopak zatykając jej usta dłonią.
- Słyszałam, że został zawieszony w prawach ucznia... Niewiadomo jeszcze na jak długo.- odezwała się Crista.
- A tak poza tym, jak twoja szczęka Eren-kun?- zapytała blondynka.
- Aach... W porządku. Gorzej z biodrem. Mam na nim wielkieeego siniaka.- oznajmiłem z uśmiechem.
- Ten Jean to debil. Mam nadzieję, że już nie wróci.- mruknęła Sasha znad miski.
- Może i debil, ale ja tam lubię się z niego pośmiać.- zachichotał Connie.
- Mogę spytać... Pokłóciliście się o coś?- rzekła Crista.
- Nie. Pierwszy raz widziałem go na oczy.- powiedziałem, ale chwilę później zacząłem tego żałować. Przecież Jean mnie znał. Tylko ja tego nie pamiętałem...
- Idiota!- potwierdziła swoje przekonania Sasha. Jej chłopak westchnął i oparł się wygodnej o krzesło.
- Skąd pochodzisz, Eren?- zadała kolejne pytanie Crista.
- Stąd. Wychowałem się w dzielnicy Shina...
- Ja jego! To przecież gniazdo mafii!- zawołał zaskoczony Connie.
- Spotkałeś się już kiedyś z nimi?- usłyszałem głos chłopaka. Zamilkłem. Co mogłem powiedzieć?- „Pewnie, że tak! Nawet porwali mnie i moich przyjaciół! Na dodatek zniszczyli mój dom i zabili moją matkę!”.

„Żałosne... Nienawidzę ich...”

- Nowy...?
- Hej, przypomniało mi się, że Eren nie należy do żadnego klubu pozalekcyjnego, może mu coś polecicie?- zaproponował Armin. Reszta jakoś przestała brnąć dalej w temat o mojej przeszłości. To wszystko była zasługa blondyna...
- Ja chodzę na baseball.- pochwalił się z dumą Connie.
- Ja... kulinarny...- odpowiedziała Sasha znowu z pełną buzią.
- Klub naukowy.- dodał Armin z uśmiechem.
- A ty, Crista?- zapytałem dziewczynę. Blondynka spojrzała mi w oczy.
- Lubię filmy, więc wybrałam filmowy, choć uczestników jest niewielu.- oznajmiła.
- Musisz się do jakiegoś zapisać! To niezła frajda!- polecił Connie.
- Zastanowię się nad tym.- odparłem lekko zgaszony.

***

- I jak dzisiaj było?- zapytał mnie Levi w drodze powrotnej.
- W porządku. Poznałem kilka nowych osób z klasy. Są naprawdę mili i zabawni.- odrzekłem.
- To... chyba dobrze.- spojrzał na mnie badawczo. Kiwnąłem w odpowiedzi.
- Coś nowego w śledztwie?
- Rozmawiałem z Erwinem. Mamy parę pomysłów, ale na razie jeszcze zbieramy potrzebne informacje.- odpowiedział spokojnie.
- Rozumiem...- Idioto, przecież nie znajdą jej tak od razu...- skarciłem się w myślach.
- Eren, chciałbym cię jeszcze gdzieś zabrać zanim pojedziemy do domu...- rzekł Rivaille skręcając w innym kierunku niż zwykle.
- Gdzie?- zapytałem zaintrygowany.
- Do twojej matki.



*****

Cześć Kochani! ;*


Mam dobrą wiadomość- rozkręciłam się w pisaniu Lost'a i mam dużo pomysłów, więc oby tak dalej! :D
W zeszłym tygodniu obejrzałam nowy odcinek „No Regrets” z Levim i powiem szczerze, że był naprawdę niezły, chociaż spodziewałam się czegoś bardziej... Bardziej... No nie wiem... Lepszego? o_O  xD

Jeszcze dwa zdania co do nowych odcinków KnB... UBÓSTWIAM!!! Kocham Teiko, kocham nowy opening i ending (który ustawiłam na dzwonek w telefonie), kocham Akashiego jako kapitana, kocham te smutne sceny z Kuroko i Aomine, po prostu nie mogę się nacieszyć, chociaż chętnie obejrzałabym już mecz finałowy z Rakuzan <3 ^^ (chyba jak każdy xd)

PS. Wybaczcie mi, że nie udaje mi się odpisywać na wszystkie Wasze (wspaniałe) komentarze, ale mam teraz straszne urwanie głowy :'(


Joleen :*

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział XIV

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Obudziłem się leżąc na niewygodnej kozetce w jakimś małym pomieszczeniu. Obok mnie stali Armin, Crista i starsza kobieta w krótkich, kręconych włosach oraz dużych okularach na nosie. Po białym kitlu, który miała na sobie łatwo było się domyślić, że to pani pielęgniarka.
- Eren! Nic ci nie jest?- zawołał Armin, kiedy się ocknąłem.
- Boli mnie szczęka i biodro...- powiedziałem dotykając badawczo policzka. Od razu poczułem ból i pieczenie.
- Poczekaj, zaraz podam ci jakieś leki przeciwbólowe. Arlet, podaj mu lód.- poleciła starsza kobieta. Blondyn wziął ciemnoniebieski woreczek i przyłożył mi do szczęki.
- Dziękuję.- podziękowałem mu.
- To nic. Tak mi przykro, to moja wina...- obwiniał się blondyn unikając mojego wzroku.
- Eh? Przecież to nie ty rzuciłeś się na mnie z pięściami...
- Ale miałem ciebie pilnować! Obiecałem to! Obiecałem...!- wołał, a w oczach zbierały mu się łzy. Komu? Komu obiecałeś, Armin?- chciałem zapytać, ale nie miałem odwagi. Poza tym, było tam kilka obcych osób... Mogło powstać niezłe zamieszanie.
- Armin, uspokój się. To nie twoja wina.- dodała niebieskooka blondynka.
- A-Ale...!
- To nie ty go uderzyłeś, tylko Jean!- ucięła jego wypowiedź. Armin spuścił głowę i kiwnął. Dziewczyna westchnęła oraz skierowała swój wzrok na mnie.
- Spójrzmy na pozytywy. Gabinet pielęgniarki to jedyne miejsce, które zapomniałam ci wskazać. Nie myślałam, że wylądujesz tutaj już pierwszego dnia!- uśmiechnęła się niebieskooka. Była o wiele bardziej przyjacielska niż tamtego ranka. Może zaczęła mi ufać?- zastanawiałem się.
- Masz rację.- odpowiedziałem posyłając im swój szczery uśmiech.

***

- Pierwszy dzień w szkole i już wracasz z obitą twarzą?- zapytał Levi, kiedy wracaliśmy autem do domu.
- Też chciałbym wiedzieć dlaczego.- mruknąłem wpatrując się w okno, za którym znów padał deszcz.
- Następnym razem postaraj mu się zrewanżować...
- Namawia mnie pan do bójki?- zdziwiłem się.
- Mówię o rewanżu, nie o zasadzie „oko za oko”.- westchnął ciemnowłosy i skręcił w stronę wjazdu do posiadłości.
- To w jaki sposób mam mu się „zrewanżować”?- zapytałem ciekawy. Rivaille spojrzał na mnie, ale nic nie odpowiedział. Znowu to samo... Pożera mnie swoim wzrokiem, a raczej prześwietla moją duszę...- pomyślałem. Po chwili zbliżył dłoń do mojej twarzy. Podłożył mi palec wskazujący pod brodę, a kciukiem otarł mój podbródek, tuż pod dolną wargą. Moje ciało przeszedł dreszcz.
- Boli?- zapytał Levi swoim nieziemskim, niczym pomruk głosem.
- N-nie. Dostałem leki przeciwbólowe i...- zacząłem tłumaczyć.
- Ciii...- uciszył mnie oraz obrócił mój podbródek badając wzrokiem moją twarz. Znajdował się tak blisko... Wpatrywałem się w jego piękną twarz. Kruczoczarne włosy opadające na czoło. Długie, kocie rzęsy otaczające magnetyczne, kobaltowe oczy oraz niepełne, ale kuszące różowe usta. Jak to jest możliwe, że nie ma żadnej... sympatii?- rozmyślałem.
- Levi-san... Ma pan kogoś?- po zdziwionej minie Rivaille zorientowałem się, że powiedziałem to na głos.
- J-ja przepraszam! Nie powinienem...! Wiem, że to nie moja sprawa i...!- zacząłem się tłumaczyć.
- W porządku.- odpowiedział ciemnowłosy ucinając moją wypowiedź. Jednak przez całą naszą podróż powrotną milczał niczym grób, więc nie otrzymałem odpowiedzi...

***

Zjadłem obiad w towarzystwie Rivaille, a później opowiedziałem mu o moich wrażeniach po pierwszym dniu.
- Więc Armin nie puścił pary z ust, a jakiś typ o imieniu Jean cię uderzył?- podsumował ciemnowłosy zapalając papierosa.
- W skrócie, to były najważniejsze wydarzenia z dzisiejszego dnia.- odrzekłem popijając herbatę z białego kubka. Levi zaciągnął się odurzającym dymem i wydmuchał go przez usta.
- Zadzwonię do szkoły. Chłopak zostanie zawieszony do końca tygodnia.- zapewnił Rivaille.
- Przepraszam za kłopot. Nie miałem pojęcia, że posiadam takowych wrogów. To trochę zaskakujące...- przyznałem.
- Mówisz?- mruknął mężczyzna strącając popiół z papierosa na popielniczkę.
- A jak było w pracy? Pani Hanji coś znalazła?- zapytałem. Kobaltowe oczy skierowały się na moją osobę. A jednak...
- Chciałem właśnie do tego nawiązać.- oznajmił Levi opierając plecy o oparcie swojego fotela.
- Hanji przeszperała akta i dane o tej twojej Mikasie i...- nastąpiła krótka, napięta przerwa.
- Nie znalazła zupełnie nic.- dopowiedział Rivaille.
- Jak to możliwe?- odparłem zszokowany. Przez moment myślałem, że kubek wypadnie mi z rąk...
- Możliwe, że zmieniła nazwisko albo w ogóle nie trafiła do naszych danych. Oba przypadki są jednak skrajne. To niemożliwe, żeby ktoś tak po prostu nie był zarejestrowany w naszych aktach.- powiedział poważnie Levi.
- Czyli... Co teraz?
- Musimy dowiedzieć się czegoś więcej. Niestety możemy liczyć tylko na wiedzę Armina, który nam nie ufa.- westchnął ciemnowłosy. Niedobrze... Niczego sobie jeszcze nie przypomniałem, dodatkowo Armin zacięcie milczy... Musiałem coś zrobić.
- W takim razie ja to zrobię. Przekonam Armina do rozmowy.- postanowiłem pomóc.
- Sam wspominałeś, że nie jesteś pewny czy potrafi ci zaufać. Zamieniliście góra dwa zdania...
- Zrobię to! Postaram się jak mogę!- zapewniłem zaciskając dłonie. Nawet próbowałem utrzymać jego wzrok na dłużej niż krótką chwilę...
- Niech będzie. Liczę na ciebie, Eren.- zgodził się Rivaille. W kobaltowych oczach ujrzałem aprobatę i... nadzieję.
- Dziękuję, Levi-san.

***

Kolejnego dnia znów zawitałem w szkole, nieco zmęczony po ciężkiej nocy. Po raz kolejny śniła mi się dziewczynka z chłopcem przy starym domu, ale tym razem byli z nimi starszy mężczyzna o lasce oraz kobieta. Cały czas rozmyślałem o nowych postaciach...
- Eren!- usłyszałem męski, równocześnie cienki głos za sobą.
- Cześć Armin.- przywitałem się z lekko zdyszanym blondynem.
- Słyszałem od pana Leviego, że poprosiłeś pana Smitha o mundurek dla mnie. Dziękuję.- podziękowałem mu. W pierwszej chwili wyglądał na zdziwionego, ale po sekundzie zobaczyłem zrozumienie w jego błękitnych oczach.
- Drobiazg. Stwierdziłem, że warto było o tym wspomnieć.- odpowiedział blondyn. Zdjęliśmy swoje buty i przebraliśmy je na szkolne trampki.
- Eren, możemy się umówić po szkole? Chciałbym dowiedzieć się paru rzeczy...- poprosił błękitnooki.
- Ja również. Tylko będę musiał poinformować pana Leviego...- oznajmiłem spokojnie.
- Erwin go zawiadomi.- upewnił chłopak.
- To co? Idziemy?- ruszyliśmy obok siebie w stronę klasy. Nie wiadomo czemu, poczułem dziwną oraz znajomą nostalgię...

***

- Niesamowity...- pochwaliłem, widząc za oknem potężny dom z ciemnoczerwonej cegły, czarnym dachem oraz drewnianymi kolumnami na ganku. Z przodu posiadłości znajdował się niewielki ogród oraz garaż. Za domem rozprzestrzeniało się pasmo ciemnozielonych, wysokich drzew.
- Miło mi to słyszeć.- odrzekł Erwin parkując samochód.
- Poczekaj aż zobaczysz wnętrze!- powiedział Armin z lekkim uśmiechem. Wyszliśmy z auta, a później starszy blondyn zaprowadził mnie do wielkich, drewnianych drzwi. Wnętrze domu było utrzymane w eleganckim i staromodnym stylu. Od wejścia powitały nas ogromne, drewniane schody oraz nieskazitelnie czysta i błyszcząca podłoga, na której można by ćwiczyć tańce towarzyskie. Na prawo był salon, a na lewo jadalnia. Po odwieszeniu naszych płaszczy skierowaliśmy się na prawo. Kiedy weszliśmy do pomieszczenia o kremowych ścianach i miękkim, czekoladowym dywanie, moją uwagę przykuł biały fortepian w kącie pokoju. Stał na niewielkim podeście, a obok niego była umieszczona piękna wiolonczela. Na drugim końcu salonu znajdowała się długi, ciemny narożnik z dużymi poduszkami w złote i srebrne wzory. Przed meblem stał szklany stolik do kawy. Zaintrygowały mnie także stare portrety kobiet oraz mężczyzn w mundurach na ścianach. Wszystko skupiało się w jednym, „ludowym” kąciku. Stary zegar z kukułką, obrazy, dziwne przedmioty, które widziałem po raz pierwszy oraz stary gramofon ze złotą tubą. Podszedłem nieco bliżej, aby móc mu się lepiej przyjrzeć.
- Podoba ci się?- zapytał Erwin przystając przy mnie.
- To takie... Fascynujące. Tyle tu antyków i drogocennych pamiątek...
- W rzeczy samej. Należały do moich prapradziadków.- oznajmił blondyn zakładając ręce za siebie.
- Niesamowite... A te portrety, to...?
- To właśnie moi przodkowie. Tutaj na przykład mamy moją babcię Elizabeth, a tu jej męża Henry'ego. Tam natomiast jest mój prapradziadek Johnson z moim wujem Georgem- wskazywał mi kolejne postacie Erwin.
- Wspaniałe.- pochwaliłem dotykając kamiennego stolika z różnymi pamiątkami.
- Jest ci pewnie ciężko... Nic nie pamiętasz ze swojej przeszłości, prawda?
- Tak, doznałem szoku i poskutkowało to amnezją. Dlatego też nie pamiętam Armina ani moich rodziców.- wyznałem.
- Przykro mi. Mam nadzieję, że uda nam się pomóc, a z czasem wszystko sobie przypomnisz.- pocieszył mnie niebieskooki.
- Dziękuję, ja też mam taką nadzieję.- dodałem. Wydaje się naprawdę miły... Tak samo jak Levi.- pomyślałem.
- Zrobiłem kawę.- usłyszeliśmy głos Armina. Usiedliśmy przy stoliku na ogromnej kanapie i wypiliśmy aromatyczną kawę. Musiałem jednak dosypać z cztery łyżeczki cukru, aby zniwelować gorzki smak napoju. Wymieniliśmy parę zdań o szkole i pracy w policji, po czym Smith powiedział, że możemy odejść pod pretekstem odrobienia lekcji. Armin zaprowadził mnie w stronę schodów. Na piętrze znajdowały się trzy sypialnie, gabinet Erwina, łazienki oraz niewielka siłownia. Po oprowadzeniu, blondyn zaprowadził mnie do siebie. Jego pokój był nieco większy od gabinetu Smitha, ale nie większy niż zabytkowy salon. Pomieszczenie miało ciemnoniebieskie ściany oraz jasne panele podłogowe. Pojedyncze łóżko stało pod ścianą, na prawo, obok drewniane biurko, a niewielki regał na książki po lewej. Pod oknem Armina rozłożony był prawdziwy teleskop. Pokój wyglądał na bogaty w książki i tym samym we wiedzę. Blondyn odstawił nasze torby obok drzwi oraz poprosił żebym usiadł gdzie zechcę, więc wybrałem obrotowe, czarne oraz jak się okazało bardzo wygodne krzesło, które stało przy biurku. Chłopak usiadł na swoim łóżku, naprzeciwko mnie. Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem w jego niebieskie oczy, które w tamtej chwili wydawały się nieco ciemniejsze niż zwykle.
- Chciałbym zacząć od tego, że... Po prostu... Eren wybacz mi za moje wcześniejsze zachowanie. Może za bardzo naciskałem i...
- Nie przejmuj się tym, naprawdę.- upewniłem wprost, że nie żywię do niego urazy. Nastała niezręczna cisza, ale nie trwała ona zbyt długo...
- Eren... To prawda, że niczego nie pamiętasz?- zapytał niepewnie Armin.
- Tak, moje wspomnienia zaczynają się dopiero od kilku dni wstecz. Nie pamiętam niczego więcej.
- A mnie? Wiedziałeś jak mam na imię!- zawołał z nadzieją niebieskooki. Pokręciłem przecząco głową.
- Niestety. Mam jedynie pewne urywki, wizje, sny... ale nie potrafię do końca ich zrozumieć. To, że przypomniałem sobie twoje imię, również mnie zdziwiło. Jednak to wszystko co udało mi się wygrzebać z pamięci...
- Boże, Eren... Tak bardzo mi przykro... To moja wina! To wszystko moja wina... Po tym, co razem przeszliście tam z Mikasą... Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczycie...- Armin zakrył usta dłonią i się skulił.
- Armin... Proszę cię... Powiedz mi prawdę. Co się stało z Mikasą? Co się w ogóle wtedy wydarzyło?- niebieskooki zacisnął swoje powieki. Myślałem, że serce wyrwie się z mojej piersi, a całe moje ciało zaczęło lekko drżeć. Nerwy? Strach? Może to i to...
- Chyba nie przejdzie mi to przez gardło...- powiedział blondyn kuląc się jeszcze bardziej.
- Musimy odnaleźć Mikasę, Armin. To nasz priorytet. Kiedy Levi-san próbował dotrzeć do jej akt, nic nie znalazł. Wiesz coś o tym?- chłopak spojrzał na mnie zszokowany i załamany.
- Ty naprawdę nic... Boże...- wydukał jedynie niebieskooki kręcąc głową w niedowierzaniu.
- Armin, proszę współpracuj ze mną. Muszę ją odnaleźć. Ona... Ona mnie woła!
- C-co?- zamrugał zdziwiony blondyn.
- To ona, Armin. Ona żyje. Przez kilka dni słyszałem jej głos... w głowie. Wiem, że to absurd, ale musimy ją znaleźć. Tylko proszę opowiedz mi wszystko, co wiesz! Powiedz mi prawdę!- poprosiłem. Nastała cisza. Mierzyliśmy się spojrzeniami przez dłuższą chwilę, po czym Armin westchnął i kiwnął głową.
- M-Mikasa... Ona nie pochodzi stąd. Jest pół Japonką. Twoja matka zaopiekowała się nią, gdy miała z siedem lat. Po tym jak... Napadli ją ci ludzie z mafii. Uratowałeś ją. Udało wam się uciec i zatrzeć ślady. Mieszkaliście kilka ulic ode mnie. Wychowywaliśmy się razem dopóki... Twoja matka...- głos blondyna się załamał.
- Umarła, tak?- chłopak kiwnął twierdząco.
- To było straszne... Napadli na twój dom, kiedy wyszliście z Mikasą na targ. Budynek cały się zawalił, a twoja matka nie zdążyła się zorientować... Ten wybuch i dym...- Armin zaczął się trząść.
- Spokojnie. Mów co było dalej.- położyłem mu dłoń na ramieniu.
- Przyjechała policja. Śledztwo nie doszło do skutku. Był tam też młody policjant... Chciał wam bardzo pomóc, nawet sam zaczął śledztwo, ale nie udało mu się ich złapać. Potem zniknął i już więcej się nie pokazał. Nie było dla was żadnej rodziny zastępczej, dlatego mieszkaliście razem ze mną i dziadkiem.  Postanowiłeś im się odpłacić... Nie ufałeś już policji. Nie dziwiłem ci się. Po tym jak was potraktowali... Kilka dni później był pogrzeb twojej matki. Twój ojciec się nie pojawił, okazało się, że miał jakieś nielegalne badania za granicą i go przymknęli. Następnie mój dziadek stracił pracę i zaczął chorować, nie mieliśmy na leki dla niego, więc musieliśmy zacząć sami pracować. Pewnego dnia spotkałem mężczyznę, który powiedział, że ma dla nas świetną robotę. Jeżeli ją wykonamy zapewni nam leki dla dziadka i opłaci naukę. Byłem taki bezmyślny, że wciągnąłem was w to i razem tam poszliśmy. Na początku wszystko było w porządku, dopóki nie okazało się, że to tamta mafia, która porwała Mikasę. Złapali was oboje. Strasznie się darłem, wołałem o pomoc... Chciałem pomóc wam uciec, a oni powiedzieli, że to nie mój biznes i tylko mnie złamią. To był ostatni raz kiedy was widziałem. Ogłuszyli was i zapakowali w lniane worki, po czym wrzucili do jakiejś furgonetki. Mnie zaczęli lać. Kiedy nie mogłem już utrzymać się na nogach, zostawili mnie na ulicy, w nocy, w deszczu. Dokładnie nie pamiętam co jeszcze mi zrobili... Obudziłem się dopiero w szpitalu. Czułem jakbym nie żył, a raczej tego pragnąłem. Moje ciało było jak... nie moje. Obolałe i gnijące. Każdy kolejny dzień oraz noc gryzłem się z myślami. Ciągle myślałem o was, o tym co zrobiłem... Aż w pewnym momencie po prostu się poddałem. Miałem dość bólu, dość tego bezsensownego życia... Jednak pewnej nocy przyśnił mi się sen. Wiesz jaki? Sen o tym, jak zawsze trzymaliśmy się razem. Jak Mikasa po raz pierwszy się do nas uśmiechnęła, jak ciocia Carla nazwała ją swoją córką, a nas swoimi synami, jak razem uczyliśmy się czytać u mojego dziadka... Coś we mnie pękło i wróciłem do żywych. Przysiągłem sobie, że muszę żyć. Będę żywym dowodem naszego istnienia. Naszej historii i naszego wspólnego życia. Kiedy wyszedłem ze szpitala, nie powiedziałem o was policji. Wiedziałem, że gdzieś w swoich szeregach mają wyciek. Widziałem jednego z nich... W mundurze! Eren, oni są wszędzie! Musiałem działać sam. Zacząłem was szukać, ale Erwin i Levi zaczęli mnie szpiegować. Eren, ja nie chcę żeby im też się coś stało. Pan Smith jest dla mnie jak ojciec. Przygarnął mnie i zadbał o moją przyszłość. Jest niesamowitym człowiekiem. Nie mogę pozwolić na kolejne śmierci z mojej winy! Nie mogę nikomu powiedzieć...!
Przestali mnie przesłuchiwać i naciskać jakiś tydzień temu. Słyszałem, że znaleźli chłopaka, którego uratowali podczas misji. Nigdy bym nie pomyślał, że to mógłbyś być ty. Mogłem wreszcie zacząć działać, gdy zostawili mnie na chwilę w spokoju, ale wtedy postanowili nas sobie przedstawić... Jednak okazuje się, że ty nic nie pamiętasz... Nie mogę nic zrobić. Nie mogę ci pomóc... Złamałem wszystkie obietnice.- Armin zasłonił twarz dłońmi i spuścił głowę.
- Jakie... obietnice?- zapytałem. W kącikach oczu blondyna zaczęły zbierać się łzy.
- Kiedy nas związali... Mikasa prosiła mnie, żebym cię znalazł i zaopiekował się tobą. Zawsze martwiła się o ciebie. O mnie oczywiście też, ale... To ty byłeś dla niej najważniejszy... I pewnie z tego powodu nigdzie jej nie ma...
- Co masz na myśli?- mój głos prawie się załamał. Nie mogłem tego pojąć... Nie mogłem już wytrzymać...!
- Ona tam została, Eren. Została razem z mafią, która ją wciąż maltretuje za dawne czasy, za wasz wspólny błąd z przeszłości, a ona cię kryje i bierze wszystko na siebie. A ty... słyszysz w nocy jej krzyki i wrzaski... Jej lament rozpaczy oraz bólu.
- Nie... Ona...- po moim ciele przeszedł zimny dreszcz, a po policzkach spłynęły gorzkie łzy.

„Kocham cię, Eren.
Zawsze będziemy razem...
Pamiętaj...
Nie możesz... umrzeć."


*****

Witajcie ^^

Armin uchyla rąbek strasznej tajemnicy z przeszłości. Niestety to nie jedyne sekrety. Eren ma dużo więcej na sumieniu niż Wam się zdaje...


*Story Time :)*

Po tym jak wyjaśniłam Akashiemu mój plan na przyszłość z jego udziałem, pogodziliśmy się i obejrzeliśmy razem nowy odcinek KnB oraz najlepsze wycinki ich meczu z Shutoku.
- Akashi-sama... Teraz to ja mam focha.- swierdzam krzyżując ręce na piersi.
- Eh? Niby z jakiej racji?- marszczy delikatnie brwi.
- Co to miało być w tym ostatnim odcinku, co?!- wołam strasznie wkurzona.
- O co ci chodzi?- pyta.
- Ty już dobrze wiesz! Co to za flirty bez mojej zgody?! Ja i Shin-chan jesteśmy bardzo zazdrośni!
- Shintaro? Flirty? Aaa... Chodzi o to dziewczę z Teiko.- na jego ustach pojawia się szelmowski uśmiech.
- C-c-co to za uśmiech?! Akashi-sama!! Czyli jednak...!
- Uspokój się. Nic między nami nie zaszło.- zapewnia mnie Akashi.
- I ja mam w to uwierzyć?
- A masz inny wybór?
- Będę musiała zadzwonić do Shin-chana... I Kisi! On wie co w trawie piszczy!- postanawiam szukając telefonu w torbie.
- Ach... Baka-zazdrośniki.- wzdycha Seijuro i ponownie się uśmiecha.

PS. Coraz bardziej podobają mi się notki z Akashim ^^


Joleen :*

sobota, 4 kwietnia 2015

Love Error

Opowiadanie yaoi - Aru Akise x Yukietru Amano UWAGA +18!!!





Kolejna, długa i bezsenna noc. Yukiteru leżał w swoim pokoju, na miękkim łóżku oraz wpatrywał się w biały sufit. Cały czas rozmyślał o tym, co spotkało go przez te kilka dni... Był właścicielem „pamiętnika przyszłości” jak jedenaście innych osób, które chętnie pozbawiłyby go cennego życia, żeby wygrać i zostać Bogiem Czasu i Przestrzeni. Yukiteru ciągle nie mógł uwierzyć, że postacie wymyślone w jego głowie okażą się być prawdziwymi i zaproponują mu grę życia…
Chłopak przewrócił się na bok oraz przymknął powieki. W pewnej chwili usłyszał sygnał swojego telefonu, który leżał tuż obok. Czarnowłosy wziął niebieski przedmiot do ręki i otworzył klapkę. Dostał wiadomość od nieznajomego, z którym pisał przez cały wieczór…


"Witaj nieznajomy. Co słychać?"
"Dobry wieczór... W porządku, dziękuję. Skąd masz mój numer?"
"Nie uwierzysz mi jeżeli powiem, iż kiedy dostałem mój nowy telefon, był w nim zapisany jeden, znajomy numer. Postanowiłem się przywitać."
"Raczej nie... To dosyć mało prawdopodobne."
"Wiedziałem. Co teraz robisz?"
"Leżę w łóżku. A ty?"
"Hmm... Siedzę w pokoju i wpatruje się w zachmurzone niebo."
"Widzisz jakieś gwiazdy?"
"Raczej nie. Chociaż możesz pomóc mi je znaleźć, jeżeli chcesz."
"Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam. Miałem dosyć ciężki dzień i nie zamierzam ruszać się spod kołdry."
"Ciężki? Coś się stało?"
"Moje życie się schrzaniło, rozumiesz? Codziennie jestem narażony na rychłą śmierć."
"To oczywiste. Przecież masz pamiętnik przyszłości, a może zostać tylko jeden z dwunastu."
"Czyli też jesteś posiadaczem?"
"Na to wygląda."
"Jak się nazywasz?"
"Znasz mnie, Yuki."
"Czyżby? (zaczynam się bać)"
"Podpowiedź?"
"Jeżeli by można..."
"Jestem facetem..."
"Zdążyłem zauważyć. Coś więcej?"
"... i mam straszną ochotę cię pocałować."
"Słucham? Jak to?"
"Normalnie. Twoje słodkie wargi na moich..."
"Oy, Oy... Czy to nie coś w rodzaju sexting?"
"W rzeczy samej, kotku. Jeżeli nie masz ochoty, przestanę od razu."
"Nie wiem co mam robić..."
"To co ci karzę."
"No... niech będzie."
"W takim razie rozbierz się i odpręż. Ja zajmę się resztą."
"Serio?"
"Tak. Gotowy?"
"Gotowy. Co teraz?"
"Świetnie. Teraz wyobraź sobie, że wchodzę do tego małego, ciasnego pokoiku i oglądam twoje nagie oraz piękne ciało."
"N-nie patrz się tak... "
"Odwracam wzrok tylko na chwilę, po czym znowu skanuję każdy milimetr twojej zaróżowionej skóry. Następnie podchodzę do ciebie bliżej..."
"Nie tak szybko! Bo się jeszcze wystraszę!"
"Gomen... Jednak nie mogę dłużej czekać. Muszę dotknąć twojej delikatnej skóry, poczuć jej ciepło..."
"Mów do mnie jeszcze."
"Co byś mi teraz powiedział?"
"Że cholernie cię pragnę i chcę pocałować."
"No dobrze, możesz zacząć."
"Dziękuję. Najpierw dotykam twojej twarzy, która jest zarumieniona, a oczy niezwykle spragnione. Następnie pochylam się, aby ucałować te słodkie wargi. Tylko nie gryź..."
"Nie będę, obiecuję."
"Grzeczny chłopiec. Całuję cię delikatnie, przy czym pewnie."
"Nie jestem ze szkła..."
"... Dlatego wsuwam swój język do wnętrza twoich ust. Ciekawe jaki mają smak..."
"Mięty? Myłem przed chwilą zęby."
"Przygotowałeś się na tą okoliczność?"
"Nigdy bym nie sądził, że będę pisał z kimś takie sprośne teksty..."
"Chyba niewinne."
"Kto tu jest niby niewinny?"
"Twoje usta."
"Przestań już..."
"To nie rób takiej słodkiej miny."
"Postaram się."
"Dobrze. W takim razie zacznę używać moich zręcznych rąk. Dotykam palcami twoich gładkich ramion, a później szyi. Przyjemnie?"
"Tak. Pocałuj mnie jeszcze..."
"Nie mówiłem, że przestałem cię całować. Cały czas masz mnie w buzi."
"Twój język... Tak?"
"A o czym innym myślałeś?"
"Nieważne! Przejdźmy dalej... Proszę."
"Zaczynam patrzeć na twoje sutki. Badawczo muskam jeden z nich kciukiem..."
"Nie! Ah!"
"Boli?"
"Nie, po prostu... To moje wrażliwe miejsce."
"Jesteś taki słodki. Biorę twój sutek między palce i leciutko ściskam..."
"Nie! Proszę...!"
"Zaraz potem całuję drugi moimi spragnionymi ustami."
"Jesteś niesprawiedliwy...!"
"Przecież widzę, że ci się podoba. Jesteś już w połowie twardy..."
"Nieprawda! Nie zmyślaj!"
"Nie? Ja już..."
"Ach... No to... może ja też."
"Chcę zobaczyć."
"Przecież jestem cały nagi, nie to co ty..."
"Najmocniej przepraszam. Już się rozbieram."
"Pomóc ci?"
"Nie trzeba. Lepiej idź po lubrykant. Może się zrobić nieprzyjemnie..."
"Lubrykant?"
"Zdejmuję koszulkę. Tak, lubrykant. Jakiś krem nawilżający albo olejek też wystarczy."
"Mam oliwkę..."
"Nada się. Już się rozebrałem i znowu patrzę na twoje pobudzone ciało."
"Co mam teraz zrobić?"
"Zależy. Wolisz od przodu czy...?"
"A-ah... Może być od przodu?"
"Liczyłem na to. Będę mógł wpatrywać się w twoją seksowną twarz jak dochodzisz."
"Jakiego koloru są twoje oczy?"
"To temat dosyć dyskusyjny. Jedni mówią, że czerwone, drudzy, że ciemnoróżowe..."
"Muszą być bardzo piękne..."
"Dziękuję. Znowu całuję twoje usta."
"Podasz mi ten olejek?"
"Proszę."
"Dziękuję. Ładnie pachnie. Wylewam trochę na palce prawej ręki."
"Po co ci on?"
"Zobaczysz. A teraz rozchyl nogi i unieś nad ziemię swój zgrabny tyłeczek..."
"O... Tak?"
"Wyżej, właśnie tak."
"Znowu się patrzysz..."
"A jak mógłbym nie? Masz idealne ciało. Spójrz..."
"Przestań, sam też jesteś niezły..."
"Yukiteru, czy to miał być komplement?"
"W rzeczy samej, nieznajomy."
"Jesteś zdumiewający... Mógłbym opisać jeszcze więcej twoich zalet, ale..."
"Zrobisz to później."
"Właśnie. Teraz muszę cię przygotować..."
"Jak? Mam coś zrobić?"
"Rozluźnij się i spójrz na mnie."
"Dobrze."
"Odszukuję twojego wejścia palcami, jednak cały czas wpatruję się w twoje błękitne oczy..."
"Ah...! Co zamierzasz?"
"Powoli wsadzam swój palec w twoje wnętrze."
"A-aa... Ittai!"
"Przecież mówię, że powoli... Po co sam się ruszałeś?"
"P-przepraszam."
"Nie szkodzi. Po prostu pozwól mi działać."
"Oczywiście."
"Ponownie wsadzam swój palec, tym razem głębiej... Czujesz?"
"T-tak..."
"Nie martw się. Ból niedługo minie..."
"Chcę... więcej!"
"Więcej? Już teraz? W takim razie dołączam kolejny palec..."
"Ah! Taaak!"
"Podoba ci się?"
"Proszę... Dotknij mnie!"
"Jeszcze nie. Nie chcę żebyś dochodził beze mnie..."
"To się pospiesz!"
"Nie ruszaj... biodrami!"
"Proszę, zrób to!"
"Powiedz mi czego pragniesz..."
"Chcę ciebie... we mnie... Teraz!"
"Wedle życzenia, ukochany. Znajduję się pomiędzy twoimi nogami i..."
"Jest... taki duży."
"Bo jeszcze się zarumienię..."
"Proszę bardzo."
"Nie przesadzaj. Mam nadzieję, że dasz sobie radę."
"Sprawdźmy to."
"Wchodzę... Lepiej złap mnie za szyję..."
"Po-poczekaj chwilę...!"
"Za późno. Zaczynam..."
"N-nie! Ah! Aaah!"
"Jesteś taki ciasny i... gorący. Och, Yuki...!"
"Nie...! Nie mów do mojego ucha!"
"Całuję twoje usta i szyję."
"Haah..."
"Yuki..."
"Dotknij... mnie."
"Khy... Nie ruszaj się! Ah..."
"S-szybciej...!"
"Yuki! Cholera jasna! Jesteś taki słodki..."
"Nie wytrzymam... Moje ciało... Ono płonie! Zrób coś! Proszę! Chcę..."
"Zaczynam cię dotykać."
"Nie! (Tak bez ostrzeżenia?!) Ah!!"
"Yuki... Kawaii... Mógłbym być w tobie całą wieczność i jeden dzień dłużej."
"Już nie mogę...! Proszę!"
"YUKI!"
"A-Akise!!"
"..."
"Wiem, że to ty, Akise."
"Skąd...?"
"Od kiedy napisałeś, że jesteś facetem i chcesz mnie pocałować."
"To mógłby być przecież każdy..."
"Niby tak, ale nie wszyscy mają ciemnoróżowe tęczówki ;) Poza tym zauważyłem, że często się na mnie gapisz (zwłaszcza na mój tyłek)."
"Tsk... Wiedziałem... Trzeba było wymyślić jakiś złowieszczy kryptonim."
"Akise... Czujesz coś do mnie?"
"To chyba oczywiste…"
"W takim razie dlaczego mi nic nie powiedziałeś?"
"Yuno za bardzo cię pilnuje. Poza tym z góry wiedziałem, że jesteś hetero."
"A co, jeśli ci powiem, że znaczysz dla mnie więcej niż tylko przyjaciel?"
"Nie wierzę..."
"Myślisz, że zgodziłbym się na takie wiadomości z kimś innym? Właśnie doszedłem czytając same SMSy i wyobrażając sobie jak mnie dotykasz... Nie wystarczy?"
"Chyba tak..."
"Kocham cię, Yuki."
"Cieszę się. Ja ciebie też ;*"
"Akise, muszę już kończyć. Ktoś dobija się do moich drzwi…"
"Nee, Yuki... Chcesz zrobić ze mną te wszystkie rzeczy na żywo?"
"Eh? Oczywiście, że tak. "
"To się pospiesz i otwórz drzwi <3"



*****

Ohayo moje kochane zajączki! :*


Na początek chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt Wielkanocnych! ^^ Dużo uśmiechu, radości, smacznych potraw, wymarzonych upominków, dobrze spędzonego czasu z ulubionym anime oraz najbliższymi! :D ;* ^^
                  

Co do one-shota:

Taaa... *zakopuje się pod ziemię, a raczej kołdrę* Czy ja już zwariowałam do reszty? Chyba yaoi i CD dramy za bardzo uderzyły mi do głowy :O
Zboczony i spaczony mózg! Aaaarg! - krzyczy, waląc głową o ścianę w swoim pokoju. Akashi wzdycha i patrzy na mnie z politowaniem.
- Poleciałaś dziewczyno... Co sobie ludzie pomyślą? - zakłada nogę na nogę i przekartkowuje gazetkę z Carrefoura (xD).
- Gomen! Gomen! Gomen! - kłaniam mu się w geście przeprosin, niczym Sakurai.
- A ze mną kiedy one-shot będzie? Używasz tylko mojej osoby do tych swoich notek na koniec albo komentarzy, a jaką mam z tego korzyść? - pyta z niebezpiecznym błyskiem w oczach.
- Eeeh?! Wiesz jak trudno tu coś wymyśleć?! Muszę jeszcze nauczyć się na sprawdziany! - sprzeciwiam się Absolutowi (chyba naprawdę chcę umrzeć…).
- W takim razie ja wychodzę. Radź sobie sama.- odpowiada wkurzony, po czym wstaje.
- Nieeeee! Akashi-sama!!!! Dokąd idziesz?! Tylko nie to! - biegnę za nim, błagając o wybaczenie. Wybaczy mi...?

CDN. (?)


PS Tak na poważnie, Zuchii... Naprawdę starałam się wymyślić jakieś sweet, kawaii shonen-ai... Uwierz mi. Jednak jak napisałam pierwszy prototyp opowiadania, to w pewnym momencie pisania stwierdziłam, że bezsensowna byłaby opowieść o Akise, który tak po prostu przychodzi do Yukiego do domku i mówi mu, że go kocha i takie tam... Więc zaczęłam pisać drugie... I wyszło co wyszło xD Jeżeli opowiadanie Ci się nie spodobało, to mogę zastanowić się nad innym, ale od razu uprzedzam, że trochę to zajmie :-/


Joleen :*