niedziela, 29 listopada 2015

By my side

Opowiadanie yaoi- Tsukishima Kei x Yamaguchi Tadashi





Tsukishima Kei.
Tsukki.
Uczeń liceum Karasuno.
Zawodnik drużyny siatkówki.
Mój pierwszy, prawdziwy przyjaciel.
Moja pierwsza, prawdziwa miłość...


Czemu świat musi być taki trudny, niesprawiedliwy i stwarza tylko kolejne problemy? Z jakiego powodu muszę tak okropnie cierpieć? Dlaczego nie mogę wyznać mu co czuję?- Bo wiem doskonale, jak to się zakończy... a ja nie mogę pozwolić żeby zabrakło go w moim życiu. Tsukki jest zamknięty w sobie, arogancki, złośliwy, uparty i prawie nigdy nie uśmiecha się szczerze. Nie znosi obecności "głupich" ludzi wokół siebie. Pomimo swojego ciężkiego charakteru, posiada całkiem spore grono fanek i uznanie wśród nauczycieli. Tsukishima jest naprawdę mądry. Najmądrzejszy ze wszystkich, których znam. W sportach też radzi sobie świetnie. Stanowi jeden z czołowych filarów drużyny...
Dlatego też nie mam u niego żadnych szans. Jestem strasznie naiwny. Myślałem, że bycie jego najlepszym przyjacielem mi w zupełności wystarczy... Mimo wielu, bezcelowych starań, nie mogę wybić sobie z głowy Tsukishimy Kei'a.
Myślę o nim bezustannie. Gdy nie ma go przy mnie, zaczynam się zastanawiać co robi, jak się czuje, o czym myśli... Czasami pragnę zajrzeć mu do głowy. Z pewnością nie było tam żadnego miejsca dla mnie i mojego pałającego ognistym żarem uczucia...
Kiedyś wyobrażałem sobie jak Tsukki zareagowałby na moje wyznanie: blondyn spojrzałby na mnie i chwilę nic nie mówił, a następnie położyłby dłoń na moich włosach, uśmiechnął się ciepło, pochylił do mojego ucha i wyszeptał: "Ja też cię kocham, Tadashi". To mój sen, odwieczne marzenie. Jednak mam pojęcie, jak byłoby naprawdę: chłopak zmarszczyłby się, spojrzał na mnie swoim zimnym wzrokiem i rzucił słowem "obrzydliwe".
To właśnie jest rzeczywistość. Muszę ją zaakceptować... tylko nie potrafię. Nie kontroluję już własnego umysłu ani ciała. Na lekcjach i treningach... cały czas wpatruję się w przystojnego blondyna. Nie mogę oderwać od niego wzroku. Kiedy znajduje się blisko, cały się rumienię, gdy wracamy razem do domu, pragnę złapać go za rękę...
Jestem beznadziejny! Dlaczego musiałem zakochać się właśnie w nim?!- myślę przygryzając dolną wargę.
-...guchi. Yamaguchi.- słyszę czyjś głos. Unoszę wzrok i napotykam przepiękne, bursztynowe tęczówki zza szkieł okularów z czarnymi oprawkami. Serce wyrywa się z mojej piersi.
- T-Tsukki...!- rozpoznaję swojego przyjaciela.
- Ciszej, idioto.- karci mnie zawodnik drużyny Karasuno wsadzając ręce do kieszeni spodni szkolnego mundurka.
- Gomen, Tsukki. Zaskoczyłeś mnie...- tłumaczę odwracając od niego wzrok, aby uspokoić przyspieszony puls.
- Nieważne. Powiedz reszcie, że nie będzie mnie dziś na treningu.- informuje mnie chłopak i odchodzi kilka kroków dalej.
- Poczekaj! Źle się czujesz? Tsukki!!- wołam za nim. Kei przystaje i odwraca się w moją stronę.
- Tsk. Zamknij się, Yamaguchi. Nie. Po prostu nie mam dzisiaj ochoty na sport. Jeżeli będą się o mnie pytali, wymyśl coś.
- Tsukki...!- patrzę jak okularnik odchodzi zostawiając mnie samego na holu. Po lekcjach idę do szatni, nieco zmartwiony nieobecnością mojej ukrytej miłości.
- Dobry...- mruczę na powitanie i odstawiam swoją torbę na ławkę.
- Yamaguchi? Coś się stało? Gdzie Tsukishima? Nie jesteście razem?- pyta mnie Sugawara. Wzdycham ciężko.
- Źle się poczuł i poszedł do pielęgniarki.- kłamię i zdejmuję z ramion swój mundurek.
- Znowu? Ten gnojek...- warczy Tanaka zaciskając dłonie w pięści.
- Uspokój się, Ryuu. Młody to buntownik, jak my! Na pewno wróci.- uspokaja go Nishinoya.
- Dzień dobry! Już jesteśmy!- po kilku minutach do szatni wchodzi Kageyama razem z Hinatą.
- Cześć chłopaki. Przebierać się i na salę. Już niedługo mecz z Nekomą! Oznacza to tylko jedno- czas najwyższy się w końcu odegrać!- oznajmia kapitan.
- Tak jest!- salutują jednocześnie. Ukradkiem przyglądam się jak Shoyou się przebiera. Na nagim karku rudowłosego widnieje różowe znamię, na które czarnowłosy ukradkiem zerka z dziwnym uśmieszkiem na ustach. Heh... Spieszyło im się aż tak? Szczęściarze...- myślę podgryzając dolną wargę. Gdzie jesteś, Tsukki? Dlaczego cię tutaj nie ma? Tęsknię...
- Oy! Yamaguchi! Skup się!- woła do mnie Asahi. Chwilę później dostaję piłką prosto w tył głowy. Upadam z hukiem na podłogę.
- Nic ci nie jest?!- pyta mnie Nishinoya.
- Nie bujaj w obłokach tylko skup się na treningu!- rozkazuje Daichi.
- H-Hai! Przepraszam!- powoli podnoszę się z ziemi. Kątem oka dostrzegam za otwartymi na oścież drzwiami postać wysokiego blondyna w okularach i słuchawkami w uszach, przechadzającą się leniwie po holu. Moje serce się ściska. To przecież Tsukki!
- K-Kapitanie! Jednak słabo się czuję, mogę na chwilę wyjść się przewietrzyć?- Znowu kłamię... Coś czuję, że karma mnie dopadnie.
- Pewnie. Na pewno nic ci nie jest? Mam kogoś z tobą wysłać...?- odpowiada ciemnowłosy.
- Nie, nie! Naprawdę, nie trzeba!- biegnę ku wyjściu nie zważając na jego dalszą wypowiedź. Gdzie on mógł pójść...? Tsukki...- myślę rozglądając się na boki. Nagle zauważam lekko uchylone drzwi od kolejnej sali gimnastycznej. Bingo!- kiedy wchodzę do ciemnej, pustej sali, nikogo nie widzę. Dopiero po chwili zauważam znajomego chłopaka leżącego na stercie granatowych, równo ułożonych materaców treningowych.
- Tsukki...?- odzywam się cicho, niemal szeptem i podchodzę do niego niepewnie.
- Co tutaj robisz? Trening się skończył?- rozpoznaję jego głos.
- Jeszcze nie, ale... Co robisz?- pytam wdrapując się na drewniane drabinki. Kei leży na materacach z przymkniętymi oczami i słuchawkami w uszach.
- Odpoczywam.
- Właśnie widzę... Dlaczego tu jesteś?
- Biblioteka jest dzisiaj nieczynna. Poza tym, nie chcę jeszcze wracać do domu. Siedzenie samemu jest nudne...
- Tutaj też jesteś sam.- zauważam.
- Myślałem, że poczekam na ciebie aż skończysz trening i gdzieś się razem wybierzemy.- prawie dostaję zawału. Czuję motyle w brzuchu, ciepło na policzkach i dudnienie w piersi. Tsukki... Przestań... Nie wiesz do czego jestem zdolny...!
- Posuń się.- blondyn unosi lekko głowę, aby na mnie spojrzeć, a następnie przesuwa się na bok, robiąc mi miejsce. Wdrapuję się na materace i kładę na plecy obok wysokiego chłopaka. Zaczynam wpatrywać się w jego spokojną twarz.
- Czego słuchasz?
- Yirumy.- mówi nieco znużony.
- Tego pianisty?
- Tak.
- Daj mi słuchawkę... Proszę.- wiem, że Tsukki nie lubi, kiedy ktoś mu rozkazuje.
- Jesteś dzisiaj strasznie upierdliwy...- mruczy w odpowiedzi i ulega mojej prośbie. Po chwili, w moim lewym uchu zaczynam słyszeć muzykę klasyczną. Kolejne, piękne utwory bez zbędnych słów przemijają wraz z płynącym bez przerwy czasem.
- Co to za piosenka?- pytam zaciekawiony.
- "Love hurts".- Kei podaje mi tytuł. Sam mógłbym dopisać słowa do tego utworu. Ból. Niepewność. Strach. Ogromne, jednostronne uczucie... Nie zawsze wszystko układa się jak w bajkach czy filmach. To jest rzeczywistość. Żaden sen. Tylko... Dlaczego nie mógłby się spełnić? Dlaczego Tsukki miałby mi odmówić? Znamy się już parę dobrych lat...
Czy tak ciężko jest się w kimś zakochać...?- w jednej chwili zapominam o wszystkim. Liczy się tylko ten moment.

Chcę mu powiedzieć.

- Tsukki...- moje całe ciało drży z nerwów. Chłopak otwiera jedno oko i zerka na mnie.
- Cz-Czy... To znaczy... Etto...- Nie wiem nawet jak zacząć! Co mam zrobić?!
- No wyduś to z siebie...- warczy zniecierpliwiony Tsukishima.
- Lubisz mnie?- pytam wprost, czując rozlewający się rumieniec na moich piegowatych policzkach.
- Co ci znowu wpadło do głowy?- pyta zdziwiony blondyn.
- Po prostu odpowiedz! Proszę...!- zaciskam powieki.

Pragnę wiedzieć...
Kim dla ciebie jestem?
Ile dla ciebie znaczę?

- Jesteś moim... przyjacielem. Raczej nie mówi się tak o kimś, kogo nie lubisz.- tłumaczy Kei.
- A... nasi koledzy z drużyny? Hinata? Kageyama?
- Właśnie króla nie lubię najbardziej z nich wszystkich, a Hinata działa mi na nerwy...
- A ta dziewczyna... T-Tamta dziewczyna, która wczoraj wyznała ci miłość?- Odmówiłeś jej? Proszę... Powiedz, że jej odmówiłeś!
- Nie cierpię takich dziewczyn... Ich uczucie jest takie płytkie. Wcale mnie nie znają, a już rozmyślają nad randkowaniem i chodzeniem.- prycha w odpowiedzi. Kamień z serca! Możesz to zrobić, Tadashi!
- Tsukki... Kochałeś kiedyś jakąś dziewczynę?- Skąd mam odwagę by o to wszystko pytać?
- O co ci chodzi, Yamaguchi?- syczy zirytowany tym nagłym wywiadem okularnik.
- Ja... Ja chyba się zakochałem...- wyznaję. Serce podchodzi mi do gardła. Cały się trzęsę. Masz jeszcze szansę, aby się wycofać. Nie rób tego! Oszalałeś, Tadashi?!- słyszę konający głos rozsądku w mojej głowie.
- Tak? Dobrze dla ciebie...- mówi niewzruszony blondyn.
- Nie. Wcale nie.- Dlaczego nie potrafisz czytać mi w myślach? Dlaczego niczego nie widzisz?
- Więc co jest nie tak? Jest brzydka? Ma krzywe nogi? A może ma już kogoś-?
- T-To... chłopak.- Cisza. Przez długą chwilę milczymy oboje. Słychać jedynie moje wyrywające się z piersi serce i donośne skrzeczenie wron na zewnątrz. Za oknami robi się naprawdę ciemno, a żółty księżyc w pełni już od dawna urzęduje na bezchmurnym, gwieździstym niebie.
- Ro-Rozumiem...- słyszę jego zmieszany głos. Nie obrzydziłem go tym? Nie skomentuje tego tak jak zawsze?
- N-Nie czujesz do mnie obrzydzenia...?- dziwię się.
- To przecież nie tak, że zakochałeś się we mnie!- mówi z automatu z udawanym uśmiechem na ustach. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, sztuczny uśmieszek od razu znika z jego twarzy. Jest w kompletnym szoku.
- Wychodzę. Nie wracamy dziś razem.- blondyn zabiera swoje rzeczy i zeskakuje ze sterty materaców.
- Tsukki! Proszę...!- wołam za nim.
- Zostaw mnie, Yamaguchi! Nie idź za mną, bo inaczej skopię ci tyłek!- krzyczy i wychodzi z trzaskiem drzwi.

Boli. Tak cholernie boli. Co mam zrobić?

- Jestem skończonym idiotą...- chowam twarz mokrą od łez w moje drżące dłonie.

***

- Tadashi...? Co się dzieje?! Nic ci nie jest?- kiedy wchodzę do domu matka spogląda na mnie przerażona i zmartwiona.
- P-Pokłóciłem się z przyjacielem...- mówię ścierając wilgotne ślady z policzków rękawami czarnej bluzy Karasuno, którą mam na sobie.
- Z Tsukishimą-kunem? To dosyć nietypowe. Zawsze się dogadujecie...
- Nie tym razem. To wszystko przeze mnie... Idę do siebie, mamo. Dobranoc.- informuję ją i odchodzę. Kiedy trafiam do mojego słodkiego azylu, odkładam swoją torbę na podłogę i kładę się na łóżko. Nieumyślnie, znowu zaczynam płakać. Odechciewa mi się żyć... Co mnie podkusiło? Przecież wiedziałem od początku, co się stanie...- nagle słyszę ciche wibracje mojego telefonu w torbie. Mam dość. Zostawcie mnie...- czuję się strasznie senny.

Tsukki...

***

Kiedy otwieram oczy, czuję przyjemne ciepło na skórze. Przecieram powieki przyzwyczajając je do panujących w pokoju egipskich ciemności. Próbuję odnaleźć telefon, zegarek, cokolwiek aby sprawdzić godzinę. Moje palce wyczuwają coś miękkiego, potem ciepłego i w końcu... plastikowego?
- Połamiesz mi okulary!- słyszę niezadowolony pomruk.
- Jezu...!- krzyczę przestraszony. Kiedy zapalam lampkę nocną, moim oczom ukazuje się Tsukishima, który leży tuż obok mnie (w moim własnym łóżku!!).
- Co tu robisz?!- wołam zdumiony.
- Ciszej, idioto!- ucisza mnie chłopak poprawiając okulary. Siadam spokojnie i obserwuję swojego przyjaciela. Co on tutaj robi?! Czy to kolejny sen?
- Przyszedłem parę minut po twoim powrocie do domu. Twoja matka mnie wpuściła. Kiedy odwiedziłem twój pokój, byłeś już nieprzytomny. W związku z późną i "niezwykle niebezpieczną" porą, twoja mama kazała mi zostać na noc.- wyjaśnia zawodnik drużyny Karasuno.
- No okej, okej! Rozumiem, ale dlaczego tu jesteś? Przecież po tym wszystkim...!
- Yamaguchi. Jesteś moim jedynym, pieprzonym przyjacielem. Jedyną osobą z zewnątrz jakiej kiedykolwiek zaufałem i nie mam zamiaru pozwolić ci żebyś mnie w ten sposób zostawił.- w bursztynowych oczach widzę stanowczość i złość.
- To niemiłe z twojej strony Tsukki... Zachowujesz się egoistycznie...- wypominam mu zerkając na boki.
- Tak? Ja jestem egoistą? A kto wyznaje mi miłość ni z tego, ni z owego i przekreśla naszą przyjaźń dla jakiegoś pustego zauroczenia...?!- wymierzam mu policzek. C-C-Co ja robię?! Czy ja właśnie uderzyłem Tsukkiego?!
- Wcale nie jest puste! Sam jesteś pusty! Nic nie rozumiesz! Nic! Zakochałem się w tobie o wiele, wiele wcześniej, tylko niczego nie zauważyłeś!- zaprzeczam czując narastający uścisk w piersi i pieczenie w oczach.
- Więc dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?!- widzę jak jego prawy policzek zaczyna ciemnieć.
- Ukrywałem moje uczucia, żebyś mnie nie znienawidził, ty idioto! Bałem się, że cię stracę...!- mój głos się załamuje, a po policzkach płyną moje gorzkie łzy.

Dosyć... Nie potrafię tego wytrzymać...

- Yamaguchi...- szepcze blondyn i dotyka mojej twarzy swoją szczupłą dłonią. Kciukiem ściera mokry ślad tuż pod moim lewym okiem. Skóra łaskocze mnie tam, gdzie Tsukki mnie dotyka.

Chcę więcej...

- Prze-Przestań... Nie dotykaj mnie...- proszę odwracając od niego twarz.
- Nie zostawię cię, ale ty nie zostawiaj mnie. Yamaguchi... potrzebuję cię.- Kei opiera swoje czoło o moje ramię.
- Tsukki...? Co się dzieje?- pytam marszcząc lekko brwi. Coś jest nie tak... Tsukki dziwnie się zachowuje.
- Moi rodzice... rozwodzą się.- Zamieram. Już wszystko rozumiem.
- T-Tsukki...
- Już nie mogę tam wytrzymać. Ciągle się kłócą. Podsłuchałem rozmowę mojej matki z Akiteru. Podobno chcieli się rozwieść już wcześniej, tylko martwili się o mnie. Chcieli poczekać do moich osiemnastych urodzin. Rozumiesz to? Te wszystkie wyjazdy ojca, delegacje z pracy... To wszystko było zwykłym kłamstwem! Porzucił nas, a moja matka okłamywała mnie cały ten czas!
- Boże, Tsukki...- Co mogę mu powiedzieć? Jak go pocieszyć? W jaki sposób pokazać, że jestem tu tylko dla niego...?
- Wiem. Cieszę się, że mogę ci o tym wszystkim opowiedzieć. Wiedziałem, że jako jedyny mnie zrozumiesz...- chłopak oplata swoje długie ręce wokół mojego ciała.
- Potrzebuję cię... Tadashi. Nie zostawiaj mnie. Nie... teraz.- On... drży? Moment. Czy Tsukki właśnie nazwał mnie po imieniu?! Nieważne... Teraz nic się nie liczy. Nie ja. Nie moje pokręcone uczucia. Tylko...
- Kei.- szepczę i przytulam go do siebie. Po raz pierwszy Tsukishima otwiera się przede mną. Opowiada o swoich zranionych uczuciach, smutkach, żalach, a ja słucham go, trzymam w objęciach i wspieram. Nigdy go nie opuszczę. Jest dla mnie najważniejszy.
- Tadashi... nie wiem czy mogę odwzajemnić twoje uczucie. Wybacz mi, że wtedy uciekłem jak zwykły tchórz. Bałem się. Nie wiedziałem co zrobić. Dopiero później się otrząsnąłem i tutaj przyszedłem...
- W porządku, Tsu-Kei. Dziękuję ci za twoją szczerość. Doceniam to.- odpowiadam z uśmiechem.
- Zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem... A ja... nie znam się na miłości. Więc... może mógłbyś... Tsk. Jak to powiedzieć...? Może opowiedz mi... Kiedy się we mnie zakochałeś?
- To była miłość od pierwszego wejrzenia.- mówię z dumą.
- Wal się... Mów szczerze.- mruczy chłopak poprawiając swoje okulary.

- Ale to jest prawda, Kei. Kocham cię od momentu, kiedy zobaczyłem cię w tamtym parku i mnie uratowałeś. To był pierwszy raz, gdy ktoś stanął w mojej obronie w taki... uniwersalny sposób. Nie zrobiłeś tego jak wszyscy inni. Chciałeś zwrócić moją uwagę, że jestem słaby i muszę stać się silniejszy. Byłeś moim prawdziwym idolem... Najlepszym przyjacielem na całej ziemi. Mimo tego, że byliśmy wtedy jeszcze dziećmi... czułem między nami pewną nierozrywalną więź. Nie mogłem jeszcze określić tego uczucia, ale potem zdałem sobie sprawę, że najlepszego przyjaciela nie chce się pocałować ani trzymać za rękę...
- Masz... rację.- przytakuje lekko zarumieniony Tsukishima.
- Pod tą twardą skorupą obojętności... poznałem prawdziwego Tsukkiego. Moją bratnią duszę, z którą zawsze mogę porozmawiać, która mi pomoże, która nigdy mnie nie zdradzi... Jesteś wspaniały, Kei. Wiele dziewczyn też już to zauważyło, ale... nie chcę żebyś umawiał się z kimś innym.- O Boże... Nie powiedziałem tego! Nie, nie, nie, nie, nie!!
- T-To znaczy...! Chcę żebyś umawiał się z kimś wartym twojej uwagi i...- próbuję zatuszować swoją zawstydzającą wypowiedź.
- Mówisz o sobie, Tadashi?- okularnik posyła mi swój zadziorny uśmieszek.
- N-Nie! Ja... nie jestem taki jak ty. Jestem kiepski w sportach, idzie mi gorzej z matematyki i chemii, jestem dosyć niski i jeszcze te piegi...
- Tadashi. Ucisz się. To wszystko brednie. Jesteś przemiłą i inteligentną osobą. Zawsze się starasz, walczysz do końca, nie odpuszczasz... Lubię to w tobie. Zawsze cię podziwiałem za ten hart ducha i upór. Sam nigdy nie mogłem przezwyciężyć własnego strachu oraz słabości związanych z drużyną i moim bratem. Jedynie ty potrafiłeś otworzyć mi oczy... Tylko dzięki tobie jestem tu i teraz. A co do piegów, to ani mi się waż je obrażać, jasne? Jeśli ich nie chcesz, to mi je oddaj.- czuję jak policzki mnie palą. Nie wierzę, że to powiedział...! Cholera... Pragnę go pocałować.
- Tadashi...?- blondyn napotyka mój wzrok.
- N-Nie zbliżaj się tak...!- wołam zawstydzony, gdy Tsukishima przysuwa się w moim kierunku.
- Heeh... Co się dzieje?
- P-Po prostu potrzebuję t-trochę przestrzeni...- łapię za jego ramiona i odsuwam od siebie.
- Przestań chrzanić.- w pewnej chwili chłopak chwyta mnie za nadgarstek i przyciąga w swoją stronę. W efekcie ląduję na jego kolanach.
- T-Tsukki...!
- Tadashi.- czuję miękki dotyk na wargach. Tsukki... on...! To niemożliwe!- myślę gorączkowo.
- Tadashi... Zazwyczaj jak dwoje ludzi się całuje, to zamykają oczy.- mówi mi cicho do ucha.
- Tsukki...- mam prawdziwy mętlik w głowie.
- Mów mi po imieniu.- prosi Tsukishima.
- K-Kei.- ulegam mu.
- Lepiej.- odpowiada i ponownie złącza nasze usta. Tym razem przymykam powieki oraz poddaję się słodkiej przyjemności. Kei tak wspaniale całuje... Zapominam jak oddychać.
- Haa...- nabieram powietrza do płuc przez usta, a przyjaciel zdejmuje okulary i odstawia je na etażerkę. Następnie blondyn wykorzystuje okazje oraz wsuwa swój język do moich rozwartych ust.
- Mmm...!- mruczę zaskoczony. Czuję jak jego ciepły język bada wnętrze moich warg oraz trąca mój język, abym dołączył się do niewinnej pieszczoty.

Gorąco.

- K-Kei...- wzdycham, a on obcałowuje moją żuchwę. Jego chłodne dłonie pozbawiają mnie bluzy, unoszą białą koszulkę i dotykają moich nagich pleców.
- Zdejmij to.- rozkazuje niskim, lekko zachrypniętym głosem. W jego oczach błyszczą dwie, złote iskry pożądania. Kiwam głową i unoszę ręce w górę. Chłopak pomaga mi zdjąć ubranie. Potem całuje zagłębienie mojej szyi oraz obojczyk.
- Kei...!- wołam, gdy dotyka palcami moich sutków. Przez całe moje ciało przechodzi dreszcz.
- Czujesz to...?- pyta nieco zdziwiony.
- T-Tak... Czuję.- jęczę przymykając powieki. Co ja robię? Nie powinniśmy tego robić! Zgłupiałem do reszty?!- nagle czuję coś wilgotnego na moim sutku. Spoglądam ze zdumieniem na Tsukkiego, który podgryza moje wisienki.
- N-Nie... Ah!- nie mogę się powstrzymać.

Jestem słaby.

- Boli?- pyta mnie. Nasze oczy się spotykają.
- T-To nie tak...- mruczę zawstydzony. Na ustach blondyna pojawia się uśmiech.
- Rozumiem...- mówi i znowu zaczyna całować mój tors.

Jesteś niesprawiedliwy.

- Kei... Haah...- podgryzam dolną wargę, aby nie wydać kolejnych, dziwnych dźwięków.
- Przestań to robić.
- C-Co...?- mrugam kilkakrotnie.
- Chcę cię usłyszeć... Tadashi.- blondyn sięga do paska moich spodni.
- K-Kei...!- wołam łapiąc go za nadgarstek.
- Tadashi. Poddaj się.- Tak... Tak! Boże, Kei...!
- Nnn... Nie.- sprzeciwiam się, a mój przyjaciel wgryza się w moją szyję, znacząc mnie.

Jestem twój.

Tasukishima patrzy na mnie swoimi hipnotyzującymi oczami.
- Zawsze walczysz do końca, co?- uśmiecha się szeroko.
- Sam twierdziłeś, że to zaleta...- po chwili oboje wybuchamy śmiechem. Gdy się uspokajamy, Kei pochyla się nade mną i całuje moje wargi z niezwykłą delikatnością oraz czułością.
- Dlaczego znowu płaczesz?- pyta przyglądając się mojej twarzy. Nie "znowu", Kei. To moje pierwsze łzy... pełne szczęścia.
- Bo cię kocham, idioto.- przytulam do siebie blondyna.

Jesteś mój.

***

Nastaje ranek. Wyłączam irytujący budzik przy mojej głowie i przeciągam się. Zerkam ukradkiem na chłopaka obok mnie. Widok spokojnego Tsukkiego, pogrążonego we śnie... O nic więcej nie mogę poprosić.- z uśmiechem zbliżam się do jego twarzy i składam krótki pocałunek na policzku okularnika.
- Dzień dobry... Kei.- szepczę najciszej jak potrafię.
- Ładnie to tak atakować śpiącego z samego rana?- słyszę głos Tsukishimy.
- Ty nie śpi-Ah!- blondyn powala mnie na poduszki i spogląda prosto w oczy.
- Myślałeś, że tylko tobie przypada zaszczyt oglądania śpiącej twarzy swojego ukochanego?- mój puls znacznie przyspiesza...
- Czyli nie tylko ja mam swojego ukochanego...?- upewniam się wpatrując w błyszczące, bursztynowe tęczówki.
- Nie. Już nie.- odpowiada Kei i pochyla się, aby pocałować mnie w usta.


Całą swoją młodość ci oddaję,
Twoja miłość siły mi dodaje.


I potrzebuję już tylko ciebie,
Żeby znaleźć się w naszym osobistym, słodkim
niebie.



*****

Witajcie Słodziaki~!


Trochę czasu mnie tu nie było... Ha ha haaa... niezręczny śmiech à la Ritsu do Takano
Nic na to nie poradzę! ;_; W tym tygodniu były matury próbne! (jak Wam poszło? Odnawiam grupę wsparcia! XD)

Wróćmy do głównego tematu- one-shot'a...
Zakochałam się w pairingu TsukiYama! *-* Jest nawet lepszy od KageHina! Mówię Wam! ^^ (czy historia Tsukkiego z 8 odcinka HQ!! nie była mega wzruszająca?! *^* O mało się nie rozbeczałam jak dziecko, a potem zalałam krwią z nosa mieszkania po rozmowie Tsukkiego z Tadashim! To było piękne! ;_;)

Sprawy organizacyjne: Na szóstego chciałabym Wam wstawić opowiadanko jakieś. Tak z okazji Mikołaja! ;D A co! Tak się zastanawiałam nad pewnymi wariantami: kolejny one-shot z TsukiYama ^^ podpowiem, że wtedy będą meeega seksy. Nie takie urwane jak tutaj, bo to byłoby nie na miejscu, moje Słodziaczki, pierwszy rozdział opowiadanka z Akashim, które Wam już zapowiedziałam wcześniej krew, seksy, AkaFuri i nie tylko! *q* lub też rozdział Lost'a, którego miano spalonego na węgiel tosta byłoby najodpowiedniejsze może jednak z Waszą pomocą uda mi się ruszyć z tematem ;). Wybierajcie i piszcie! Będę czekać na Wasze propozycje.

Skoro są to "sprawy organizacyjne" należałoby też wspomnieć o konkursie...
Kochani, powiem szczerze, że myślałam nad tym, czy się z tym wszystkim wyrobię. Jak widzicie na razie nie wyrabiam się praktycznie z niczym xd. Ale tak sobie pomyślałam, że zbliżają się moje ukochane święta wolne od szkoły!! i niektórzy z Was już się tak straaasznie nastawili na ten konkurs wiem, że będę tego żałować i zapewne Akashi-sama powie "a nie mówiłem?" no, ale to był Wasz wybór z okazji wyświetleń, które to Wy mi nabijacie dzień w dzień xD... Dlatego konkurs się odbędzie! *jeeej* Szczegóły podam za tydzień, w osobnym poście, ale powiem Wam o tematyce. Uwaga! *werble od Kou-chan'a* Tematyką konkursu są... Święta Bożego Narodzenia i miłość rośnie w ogół nas~! ;D
W Waszej pracy musi być narysowana postać wraz z akcentem świątecznym. Nie wymagam wiele, ale chociaż czerwoną czapeczkę z białym pomponem! Jeśli wybór postaci będzie dowolny jak szaleć, to szaleć..., to może więcej osóbek weźmie udział tak, o Was mówię!? ^^ Co o tym sądzicie?

Tak więc, cieszcie się tym pięknym dniem oraz nowinami a ja wracam umęczona do podręcznika z biologii ;_;!


Joleen :*

niedziela, 8 listopada 2015

Happy B-Day Kou-chan! ^^

Opowiadanie yaoi- Akashi Seijūrō x Furihata Kōki



Autorka zdjęcia: Rowally



- Za tydzień są twoje urodziny, prawda?- Akashi przerwał błogą ciszę, kiedy szedł razem ze swoim ukochanym w stronę jego rezydencji, trzymając się za ręce. Seijuurou, gdy tylko miał okazję, nie zważając na wcześniejsze zakazy ojca, przyjeżdżał po Koukiego do Tokio i porywał na jakiś czas. Chłopak nie mógł normalnie funkcjonować bez swojej drugiej połówki. Musiał słyszeć głos Furihaty, zobaczyć go, dotknąć, pocałować... Był dzięki niemu taki szczęśliwy... Dlaczego ktoś lub coś miałoby to zepsuć? Czerwonowłosy nie dopuściłby do tego. Nigdy.
- Eh?- zamrugał kilkakrotnie szatyn.
- Ósmy listopada.- przypomniał absolut z dumą. Miano tej daty było najważniejszym w całym roku, razem z rocznicą urodzin matki kapitana drużyny Rakuzan.
- Masz już jakieś plany?- spytał czerwonowłosy lekko ściskając za szczupłe palce chłopaka.
- Mama jak co roku planuje zrobić niewielkie przyjęcie rodzinne... Za to my możemy spotkać się w następny weekend.- Akashi liczył w duchu, że będzie mógł zorganizować wspólne spotkanie w tym szczególnym dniu, ale również miał pojęcie, iż rodzina dla Furihaty była bardzo cenna. Tym razem postanowił dać za wygraną.
- Nie rób takiej miny, Sei. Nic na to nie poradzę. Może uda mi się przekonać rodziców i u nas zanocujesz?- próbował go udobruchać brunet. Seijuurou spojrzał na szatyna z nieczytelną miną.
- Na cały weekend?- dopytał z błyskiem w dwukolorowych tęczówkach.
- W sobotę rano mam trening...- przypomniał Furihata.
- Kouki, jeśli chcesz spędzić ze mną noc, to o jakichkolwiek ćwiczeniach wysiłkowych możesz zapomnieć.- na policzkach szatyna pojawił się rumieniec.
- W-W każdym razie...! Ch-Chcesz się spotkać czy nie?- Akashi zbliżył się do brązowookiego i złożył delikatny pocałunek na jego ciepłym, zaróżowionym policzku.
- Zawsze.- szepnął w odpowiedzi.

***

- O-Ohayo... Sei.- brunet ubrany w jasnofioletową koszulę na uroczyste okazje i jasne spodnie otworzył drzwi, w których stał czerwonowłosy w eleganckim, czarnym płaszczu.
- Witaj, ukochany. Dostałeś moje kwiaty i życzenia?- chłopak musnął delikatnie czoło szatyna swoimi chłodnymi wargami.
- S-Sei... Moja rodzina jest w domu i... tak. Przecież pisałem do ciebie wiadomości z podziękowaniami!- przypomniał mu zawstydzony Furihata.
- Przecież kiedyś i tak się dowiedzą, że jesteś tylko mój.- odrzekł Akashi z szelmowskim uśmieszkiem na ustach.
- D-Demo...- Kouki zarumienił się jeszcze bardziej, a na twarzy absoluta pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
- Oh! Czy to nie Akashi Seijuurou-kun?! Witaj, wejdź proszę!- ni stąd, ni zowąd na holu pojawiła się wysoka i szczupła kobieta z jasnobrązowymi lokami do ramion. Miała na sobie białą koszulę i czarną spódnicę przed kolano.
- Kaasan...!- Kouki aż podskoczył z zaskoczenia, na co absolut zareagował dyskretnym chichotem.
- Witam, Furihata-san.- Akashi ukłonił się dorosłej z grzecznością.
- Wygląda pani wspaniale, jak z resztą zawsze, gdy panią spotykam.- dodał ujmując delikatnie jej prawą dłoń i składając na jej wierzchu pocałunek.
- A-Akashi-kun! Ale z ciebie dżentelmen!- pochwaliła kobieta. Czerwonowłosy zdjął swój płaszcz, a matka bruneta odebrała mu go i oddała w ręce Koukiego. Tego dnia absolut miał na sobie szarą marynarkę, czarną koszulę oraz spodnie w podobnym odcieniu. Wyglądał bardzo dostojnie i przystojnie. Jak zresztą zwykle...- pomyślał Furihata lustrując go wzrokiem.
- Skarbie, powieś płaszcz Akashiego-kuna i wstaw wodę na herbatę. Akashi-kun, zapraszam do salonu.- Seijuurou posłał chłopakowi utęsknione spojrzenie, a następnie zwrócił się we wskazanym kirunku. Szatyn odwiesił jego nakrycie, a następnie zniknął do kuchni. Kiedy wrócił do salonu z tacą szklanek i porcelanowym czajnikiem, zastał ciekawą sytuację. Akashi siedział na skórzanej kanapie, a matka i ojciec Koukiego siedzieli z obu jego stron oraz zasypywali pytaniami oraz pochwałami.
- Mamo, tato proszę przestańcie!- powiedział Furihata siadając na podłodze i zaparzając wszystkim gorące napoje. Czuł wstyd za nieodpowiednie zachowanie swoich rodziców.
- O co ci chodzi, Kou-chan? My tylko rozmawiamy! Prawda, kochanie?- kobieta skierowała swoje pytanie do mężczyzny z wąsem i migdałowymi oczami.
- Tak dawno u nas nie byłeś! Musisz częściej przychodzić!- pani Furihata kiwała głową dając do zrozumienia, że całkowicie zgadza się ze zdaniem męża.
- Bardzo mi miło to słyszeć, ale niestety nie mam zbyt wiele swobody, aby wychodzić za często z domu. Mam swoje obowiązki...- odparł z delikatnym uśmiechem Seijuurou.
- Słyszałeś, Kouki?! Powinieneś brać przykład ze swojego najlepszego przyjaciela!- warknęła do szatyna matka.
- Kaasan!- westchnął Furihata. Spojrzenia młodych się skrzyżowały. Na ustach absoluta dominował zupełnie inny uśmiech. Akashi nie patrzył na niego z wyższością, lecz... głęboką miłością jaką darzył swojego chłopaka na co dzień. W dwukolorowych tęczówkach błyszczały iskierki podekscytowania.
- Akashi-kun, gdzie planujesz iść na studia?- zapytał ojciec Koukiego.
- Kiseki Colleague.- odpowiedział czerwonowłosy przejmując porcelanowy talerzyk z filiżanką od chłopaka. "Niechcący" musnął palcami jego skórę, co wywołało dreszcz ze strony szatyna.
- Taka renomowana uczelnia! Nic dziwnego! Twój ojciec musi być z ciebie taki dumny!- pochwaliła kobieta. Nagle wszyscy usłyszeli jak ktoś schodzi ze schodów.
- Hej, ludzie. Idę do roboty, więc... Akashi-kun? Co on tutaj robi?- do salonu wszedł wysoki, przystojny brunet z piercingiem w lewym uchu. Ubrany był w ciemnoniebieskie dżinsy i białym sweter z dekoltem w serek. Przez ramię miał przełożoną torbę, a w ręce trzymał telefon podłączony do pary granatowych słuchawek. Keiichi Furihata- kompletne przeciwieństwo młodszego brata, popularny, odważny flirciarz studiujący na jednym z najlepszych uniwersytetów sztuki w całym mieście.
- Keiichi! Gdzie twoje maniery?!- skarciła go matka.
- Warii, witamy w naszych skromnych progach, Akashi-sama.- skłonił się Keiichi i gestem dłoni poprosił Furihatę na moment do siebie.
- Miło mi cię widzieć, Furihata-san.- Akashi uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- C-Co?- zapytał zawodnik drużyny Seirin, gdy przystanął przy bracie.
- Jeszcze cię pogryzie, Kou. Nie daj mu się tak łatwo.- chłopak szepnął mu przed wyjściem i puścił do niego oko z zawadiackim uśmiechem. Następnie zniknął za drzwiami. Keiichi jako jedyny znał prawdę o relacji, jaka łączyła Akashiego z Furim. Nie musiał być o tym powiadamiany, bo podobno wyczytał to z samej twarzy bruneta...
- Wybacz za jego zachowanie, Akashi-kun. Ostatnio stał się jeszcze bardziej...- kobieta zastanowiła się przez chwilę, aby znaleźć odpowiednie słowa.
- Zarozumiały? Pyszny? Egoistyczny? Chamski?- wymieniał szatyn powracając na swoje miejsce.
- Kouki...- skarciła go wzrokiem matka.
- Nic się nie stało. Musi być wspaniale... mieć rodzeństwo.- uspokoił ją Seijuurou. Przez parę kolejnych minut siedzieli w czwórkę. Kouki bacznie obserwował jak jego opiekunka proponowała gościowi kolejne kawałki ciasta, a ojciec rozmawiał, zdaniem Furihaty, na zbyt trudne tematy jak na zwykłego licealistę.
- Mamo, tato. Przepraszam najmocniej, ale...- zaczął mówić brązowooki.
- Akashi-kun, może masz ochotę na herbatę? Kouki! Bądź tak miły i przygotuj nam dolewkę.- poprosiła brunetka.
- Nie trzeba, Furihata-san. Naprawdę.- uśmiechnął się do niej Seijuurou. Dość tego! Nie chciałem, żeby Sei musiał znosić towarzystwo moich rodziców! Poza tym... sam chciałbym z nim trochę pobyć...! Właśnie! To jest mój gość! Ale... Chyba nie powinienem... Weź się w garść, Furihata Kouki! Inaczej rodzice zamęczą go na śmierć!- postanowił Kouki w myślach zaciskając dłonie w pięści.
- Wybaczcie nam.- Furihata zwrócił się do rodziców, a następnie zerwał na równe nogi, złapał swojego chłopaka za nadgarstek i bez słowa wyprowadził z pomieszczenia.
- Kouki! Co ty wyprawiasz?!- zawołał za nimi ojciec.
- Co w niego wstąpiło?!- skomentowała kobieta. Furihata zamknął za nimi drzwi od swojego pokoju i odetchnął z ulgą. Następnie spojrzał na zdezorientowanego czerwonowłosego. Szatyn poprowadził go do swojego łóżka i lekko popchnął, aby absolut usiadł. Potem sam rzucił się na niego, tuląc mocno do siebie.
- Kouki...?- zamrugał zdziwiony Akashi obejmując chłopaka w pasie. Brunet przytulił go jeszcze mocniej.
- Sei... Przepraszam... Moi rodzice...- wybełkotał w jego szyję.
- Jesteś o nich zazdrosny?- zgadł Seijuurou, a brunet posłał mu zirytowane spojrzenie.
- Jest mi tak wstyd... Oni tak bardzo cię lubią i szanują...
- To chyba dobrze, prawda?- zapytał głaszcząc czekoladowe kosmyki włosów Furihaty.
- Nie chciałem żeby tak na ciebie naskoczyli. Prosiłem ich, a oni jak zwykle nie posłuchali!- westchnął Kouki.
- Nie sądzę żeby na mnie naskoczyli. Są po prostu bardzo mili. Cieszę się, że mnie lubią. Jak w przyszłości dowiedzą się, że nie jesteśmy tylko przyjaciółmi... będzie im łatwiej zrozum-
- Zwłaszcza jak sobie uświadomią, że jesteś jednym z najbogatszych facetów w całym kraju i... że w ogóle jesteś facetem.- mruknął brunet.
- Nie obchodzi mnie to.- odparł Seijuurou i położył swoje dłonie na ramionach szatyna.
- Wiesz dlaczego?- spytał oraz spojrzał prosto w migdałowe oczy ukochanego. Chłopak potrząsł przecząco głową.
- Bo wiem, że ty będziesz kochał mnie bezwarunkowo. Bez względu na wszystko... i nawzajem.- uśmiechnął się do niego ciepło.
- Zawsze...- szepnął na zgodę Kouki, czując jak jego serce drży z radości oraz miłości do czerwonowłosego. Akashi przysunął się do niego i pocałował miękkie, różane usta. Szatyn objął chłopaka za szyję oraz osunął się na łóżko tak, aby Seijuurou był na górze.
- Musimy później przeprosić twoich rodziców.- powiedział absolut odpinając kolejne guziki koszuli bruneta. Puls Koukiego znacznie przyspieszył.
- T-T-Tak... P-Pewnie...- zadrżał, gdy poczuł jak chłodne dłonie Akashiego suną po jego nagim torsie.
- Haah... S-Sei...- jęknął brunet, kiedy absolut musnął opuszkami palców wrażliwe "wisienki". Seijuurou podgryzł dolną wargę i z zaciekawieniem przyglądał się jak szatyn reaguje na jego dotyk.
- Ciszej Kouki. Ciii...- wyszeptał kapitan Rakuzan i zamknął swoje usta na lewym sutku Furihaty.
- Ni-Ah!- pisnął szatyn oraz wplótł palce w krwistoczerwone włosy swojego kochanka.
- Sei...! N-Nie m-możemy...!- na policzkach brązowookiego pojawił się krwawy rumieniec.
- Wręcz przeciwnie. Ja nie mam problemu z zachowaniem milczenia, a ty panie Furihata?- Akashi posłał mu drapieżne spojrzenie. Po ciele zawodnika Seirin przeszedł dreszcz.
- Sei! Nie... Proszę...- prosił ze łzami w oczach.
- Obiecałeś mi coś Kouki...- w oczach absoluta zabłysła niebezpieczna iskra.
- Wiem, ale dociera do ciebie, że moi rodzice są piętro niżej...?!- sapnął brunet, czując jak jedna z dłoni Akashiego zsuwa się w dół...
- Nie przeginaj, mój ukochany Kouki. Jestem w stanie cię teraz przywiązać do tego łóżka i zakneblować. Tego chcesz?- szatyn zamarł. Nigdy nie sądził, że usłyszy coś takiego z ust jego pierwszej miłości.
- Ch-Chcesz mnie zakneblować...?- zadrżał Furihata. Mierzyli się przez dłuższą chwilę wzrokiem.
- Chcę...- wyszeptał w końcu Akashi i zbliżył się do chłopaka tak, że stykali się nosami. Przez kolejne parę sekund wpatrywali się sobie w oczy, dopóki ciszy nie przerwał cichy chichot czerwonowłosego.
- S-Sei...?
- Twoja mina była bezcenna...!- odrzekł Seijuurou z uśmiechem.
- T-To nie było śmieszne! Naprawdę myślałem, że...
- Nigdy nie zmusiłbym cię do czegokolwiek. Zwłaszcza do seksu...- absolut usiadł prosto na łóżku.
- Przepraszam... Spanikowałem.- brązowooki poczuł się winny.
- Nie musisz przepraszać...- Akashi pogłaskał go po policzku.
- Dzisiaj ty wybierasz, co chcesz robić. Mamy cały wieczór.- odrzekł czerwonowłosy.
- Sei...- uśmiechnął się do niego szatyn.

***

- Czy romanse zawsze były takie płytkie?- mruknął w pewnej chwili Akashi. Furihata postanowił, że tego wieczoru obejrzą jakiś film w jego pokoju, tuląc się do siebie pod kołdrą i jedząc popcorn. Mieli do wyboru brutalny film akcji oraz romans obyczajowy. Z okazji urodzin, Seijuurou ustąpił swojemu chłopakowi i włączyli drugi film. Kouki uniósł delikatnie głowę, która spoczywała na kolanie absoluta i spojrzał mu w oczy.
- Nie podoba ci się?- zapytał zmartwiony brunet. Oczywiście, nie chciał żeby jego gość czuł się nieswojo lub był najnormalniej w świecie znudzony.
- Nie o to chodzi. Po prostu od kiedy jesteśmy w związku... wszystko wydaje się zupełnie inne.- odparł wczepiając swoje szczupłe palce w brązowe włosy ukochanego.
- W jakim sensie?- przełknął nerwowo ślinę Kouki.
- Czuję się niesamowicie. Jakbym unosił się nad ziemią... Przyszłość nie wydaje się już taka straszna.- uśmiechnął się Akashi i przymknął swoje powieki. Furihata przypatrywał mu się chwilę, po czym zwrócił oczy na ekran telewizora i położył głowę, tym razem, na torsie czerwonowłosego. Zaczął wsłuchiwać się w równomierne bicie serca Seijuurou.. W pewnym momencie, puls kapitana drużyny Rakuzan znacznie przyspieszył.
- S-Se-?
- Mam dla ciebie prezent...- wyszeptał mu do ucha Akashi.
- P-Przecież zabroniłem ci cokolwiek kupować! Obiecałeś-!- Kouki przypomniał sobie ich wcześniejsze rozmowy na temat drogich, wyszukanych prezentów. Furihata musiał zagrozić Akashiemu odwołaniem spotkania, żeby przestał się z nim spierać.
- Obiecuję ci, że nic nie wydałem... Poczekaj tutaj.- Seijuurou pocałował czoło chłopaka i wyszedł z pokoju. W tym czasie brunet wyłączył telewizor oraz poprawił pościel na łóżku. Jak on tak może?! Przecież prosiłem go tyle razy...!- myślał ewidentnie wkurzony całą sytuacją szatyn. Po paru minutach absolut wrócił i usiadł przed swoim ukochanym na łóżku. Kouki zauważył, że w dłoni trzymał niewielkie, bordowe pudełko.
- S-Sei...?- Furihata zrobił wielkie oczy.
- Proszę. Otwórz.- polecił chłopak o dwukolorowych tęczówkach. Brązowooki z drżącymi palcami otworzył wieko. W środku pudełeczka, znajdowała się niewielka, srebrna obrączka.
- To obrączka, którą nosiła moja matka. Przed swoją śmiercią kazała mi ją przekazać swojej miłości...
- Sei... Ja...- zaczął panikować szatyn. Co to oznacza? Dlaczego akurat obrączka? Czy to znaczy, że...?!
- Jeszcze nie, Kouki. Najpierw muszę cię poprosić.- musnął jego policzek z uśmiechem, a po chwili czerwonowłosy uklęknął na jedno kolano i ujął delikatnie dłoń chłopaka.
- Kocham cię, Kouki. Może nie od naszego pierwszego spotkania czy wejrzenia, ale zakochałem się w tobie, gdy bliżej cię poznałem. Uwielbiam twój niewinny charakter, niedoskonałe ciało, które tak naprawdę jest idealne, twój uśmiech, to jak się słodko przy mnie rumienisz i jak bardzo ci na mnie zależy... Jesteś najdroższą mi osobą i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie u mojego boku. Dlatego proszę cię już dziś, w dniu twoich osiemnastych urodzin... Czy zostaniesz moim już na zawsze i... wyjdziesz za mnie?- po policzkach bruneta spłynęły pierwsze łzy wzruszenia. Te piękne słowa, delikatny dotyk, szczere spojrzenie... wywoływały brak tchu i kontroli nad szybkim dudnieniem w piersiach Furihaty.
- Kouki... Spójrz na mnie. Proszę...- poprosił Akashi dotykając jego mokrego policzka dłonią.
- Se-Seijuurou... Je-Jesteśmy za młodzi i... jeszcze...- całe ciało szatyna drżało.
- Wiem. Wiem to, mój miły. Ale... Chcę mieć pewność, że mogę liczyć na tą ścieżkę. Będę na nią pracował, dążył do niej. W chwilach zwątpienia, będę mógł się do niej zwrócić... Może i jestem nieco... szalony-
- Bardzo.- wciął się Kouki.
- Wszystko z miłości. Z twojej winy...
- Nie zwalaj wszystkiego na mnie...!- burknął brązowooki.
- Taka jest prawda, Furihata Kouki. Odmieniłeś całe moje życie i od tej pory, pragnę by zostało już tak na zawsze.- ich spojrzenia się odnalazły.
- Kouki...?
- Kocham cię... Nie mogę nic na to poradzić! Też bardzo chcę spędzić z tobą resztę życia...- Akashi niespodziewanie przyciągnął go do siebie i pocałował.
- Dlaczego nigdy nie potrafię ci odmówić...?- powiedział cicho Kouki.
- To pewnie przez mój nieodparty urok osobisty.
- Oczywiście.- prychnął szatyn i przytulił się do ciała absoluta. Trwali tak kilka dobrych minut, po czym Seijuurou wyjął obrączkę z pudełka oraz założył ją na palec Furihacie.
- Pasuje... idealnie- zdziwił się Akashi.
- To trochę żenujące... Pewnie myślisz, że moje palce są takie... kobiece.- odezwał się speszony brunet.
- Myślę, że to przeznaczenie i jestem pieprzonym egoistą, ponieważ cieszę się jeszcze bardziej niż powinienem. To przecież są twoje urodziny... Jestem takim wielkim idiotą, wybacz mi.- czerwonowłosy oparł czoło o ramię brązowookiego.
- Ja też się cieszę...- mruknął zawodnik Seirin.
- Naprawdę?- Akashi spojrzał mu w oczy.
- Wiesz dlaczego kazałem ci nic nie kupować? Bo dajesz mi wszystko czego kiedykolwiek potrzebowałem. To jest dla mnie najcenniejsze. Nasza miłość. A teraz... mam pewność, że będzie ona trwała wiecznie, nieustannie...- wyznał Furihata.
- Kouki...- jedno spojrzenie wystarczyło żeby zrozumiał to, co Seijuurou zamierzał powiedzieć na głos.
- Ja też cię kocham.- wyszeptał chłopak z uśmiechem i przytulił czerwonowłosego do siebie.


Czas i miejsce traci dla mnie wszelkie znaczenie...
Bo kiedy obiecujesz mi swoją wieczną miłość...


Moje serce wypełnia nadzieję...
Że już zawsze będziemy tylko we dwoje...



 
*****

Cześć Słodziaki! ^^


W końcu nadszedł ten wyczekiwany przeze mnie dzień... Dzień urodzin jednej połówki z mojego OTP! :D AkaFuri jest moim najukochańszym, najcenniejszym pairingiem i mam nadzieję, że to nigdy się nie zmieni! ^^ (czuję się, jakby to był dzień AkaFuri... x'D niestety jeszcze trochę czasu zanim to nastąpi...)

Dlaczego tak lubię Koukiego?- Bo idealnie pasuje do Akashiego! xD (wielki powrót rymowanek, część II) Taka prawda! ;D Na samym początku byłam shipperką pairingu AkaMido, ale to nie był dobry szlak. Jak już kiedyś wspomniałam, sama nie wiedziałam, co inni widzą w pairingu AkaFuri. Teraz już wiem i... nie mogę bez niego pairingu żyć! *-*
Podsumowując, są to dwie (moim zdaniem) najlepsze i najsłodsze postacie EVER! (AkaFuri to pieprzony "canon couple"!! nie jest ale bardzo chciałabym żeby był ;_; życie zaczęłoby mieć w końcu jakiś sens!) I niech żyje Fujimaki Tadatoshi! ^^ (oby Ci się wiodło, mój mistrzu! ;D)

PS. Co do konkursu... Eeeh... Jak już wspominałam przy tamtej ankiecie, chciałam żeby zgłosiło się więcej osóbek, bo za opcją w było chyba ok. 30, a zgłosiły się... (po przeliczeniu) 3-4? -,- Moim zdaniem, to zdecydowanie za mało... Napiszcie mi w komentarzach, co o tym wszystkim myślicie i jaką tematykę byście sobie życzyli, bo ja tak szczerze mówiąc mam związane ręce. To Wy chcieliście ten konkursik, więc oddaję Wam pałeczkę i lecę na dodatkową matmę! ;P

(2) PS. Druga fotka oczywiście też autorstwa mojej bogini- Rowally! ^^


Joleen :*

piątek, 6 listopada 2015

The Fool

Opowiadanie yaoi- Fushimi Saruhiko x Yata Misaki






- Patrzcie na tą ciotę! Jesteś do niczego! Pieprzony wymoczek!- zostałem przyparty do ściany w męskiej toalecie przez trzech, wysokich, wysportowanych kolegów z mojej szkoły. W każdej klasie jedna osoba zostaje naznaczona jako stały przedmiot drwin i okrutnych tortur. Niestety tym razem trafiło na mnie. Może dlatego, że byłem najniższy z całej mojej klasy? A może dlatego, że nie potrafiłem wysoko skakać ani opowiadać sprośnych dowcipów? Nigdy nikogo nie "zaliczyłem", nie brałem używek i nie piłem alkoholu... Którykolwiek z tych powodów lub też żaden sprawiły, iż nikt nie chciał się ze mną zadawać. Stałem się wyrzutkiem. Na dodatek popełniłem jeden, kolosalny błąd- zacząłem się bronić. Złamałem pierwszą zasadę przeżycia. Najlepsze jest to, że nie chodziło tu o moją osobę, ponieważ mogli mnie katować, poniżać, łamać psychicznie... ale nie innych. Zwłaszcza dziewczyn. Postawiłem się i... oberwałem. Mam za swoje, prawda? Trzeba było się nie wychylać, powiadacie? Niestety taki już jestem. Zwykły naiwniak, który chciał bezinteresownie pomóc innym. W zamian za moją "heroiczność" nie dostałem nic. Nie żebym na cokolwiek liczył. No może na jedno... Słowo "dziękuję". Nigdy się tego jednak nie doczekałem...
- Co tak stoisz? Nie będziesz krzyczał na ratunek? Co za nieudacznik... Daj nam się w końcu trochę rozerwać!- nagle otrzymałem silnego kopniaka kolanem w brzuch. Osunąłem się na podłogę z głośnym piskiem. Cholernie bolało. Objąłem się ramionami i zacząłem trząść. Nie mogłem im się poddać. Musiałem być silny. Coraz silniejszy, żeby w końcu im się odwdzięczyć za tamto bezlitosne traktowanie...
- Zwykły szczur... Może damy mu trochę naszej specjalnej trutki? Hmm? Hej, Kou! Podaj mi moją torbę!- spojrzałem z przerażeniem na moich oprawców, którzy złapali oraz unieruchomili moje ramiona i nogi. Jeden z nich wyjął przezroczystą paczuszkę ze swojej szkolnej torby. W środku niej znajdowały się jakieś niezidentyfikowane, białe tabletki. Serce podeszło mi do gardła. Pomimo wiercenia, szamotania, krzyków i próśb byłem...

Bezużyteczny...
Beznadziejny...
Zniknij wreszcie, przepadnij!
Zgiń i skonaj...
Bo nikt cię tutaj nie potrzebuje.


- Oy... Co wy tu robicie?- w całym tym chaosie przebił się nieznany, młody głos. Potem wszystko ucichło, a mocny uścisk na moim ciele zelżał. Nie czułem już żadnego bólu. Nareszcie wolny... Zamglonym wzrokiem spojrzałem z wdzięcznością na chłopaka stojącego w drzwiach. Nie zdążyłem dobrze mu się przyjrzeć ani podziękować, gdyż straciłem przytomność z wycieńczenia. Kiedy się przebudziłem, leżałem na kozetce w gabinecie szkolnej pielęgniarki. Czyli jednak przeżyłem...- przymknąłem powieki i zacisnąłem dłonie w pięści.
- Czym sobie na to zasłużyłem...?- spytałem łamliwym głosem sam siebie, a po chwili poczułem jak łzy same napływają mi do oczu.
- To nie twoja wina.- wzdrygnąłem się i spojrzałem na kozetkę obok. Szczupły chłopak w szkolnym mundurku leżał na boku z książką w dłoni. Miał włosy koloru burzowych chmur, a za szkłami okularów z ciemnymi oprawkami i cieniem czarnych rzęs skrywały się inteligentne, niebieskie ślepia.
- Co tu robisz?- zapytałem nieznajomego.
- Odpoczywam. To chyba jedyny pożytek za ratunek twojego tyłka... Obiecałem się tobą zająć i przypilnować, żeby do końca dnia nie być na lekcjach, więc nie utrudniaj mi zadania i śpij.- polecił przewracając kolejną kartkę swojej lektury.
- To ty wtedy wszedłeś do łazienki...- rozpoznałem mojego wybawcę. Chłopak nie zwrócił uwagi na moją wypowiedź.
- Więc chciałeś mnie tylko wykorzystać żeby nie iść na lekcje?- dodałem po chwili wciąż wpatrując się w niebieskookiego z zainteresowaniem.
- Masz z tym jakiś problem?- mruknął trochę nieprzyjaźnie.
- Nie. Żadnego.- odparłem z delikatnym uśmiechem i ułożyłem się wygodnie na łóżku.
- Jestem Yata Misaki z pierwszej B. A ty?- przedstawiłem się po paru minutach ciszy. Okularnik westchnął cicho i zamknął swoją książkę.
- Fushimi Saruhiko. Pierwsza C.
- Czyli jesteśmy w tym samym wieku...- ciemnowłosy wydawał mi się trochę starszy. Co prawda, każdy chłopak był ode mnie wyższy i wyglądał nieco dojrzalej, ale Fushimi... emanował takim spokojem, że w moich oczach zachowywał się jak prawdziwy dorosły.
- Na to wygląda.- odrzekł mój towarzysz. To chyba pierwsza osoba, która ze mną normalnie rozmawia na terenie szkoły... Jestem... taki szczęśliwy!- poczułem nieznaną mi dotąd falę ciepła rozlewającą się po całym moim wnętrzu.
- Fushimi-kun... Mogę zostać twoim przyjacielem?

***

Kładę się na łóżko i przyciskam twarz do poduszki. Wciąż czuję jego chłodne palce na moim ciele, charakterystyczny zapach w nozdrzach, smak kształtnych warg na swoich... Pamiętam każdy, najmniejszy ruch.
- Kurwa mać!!- przeklinam i osuwam się na podłogę.


"Misaki... Misaki... Misaki..."


- Zamknij się! Zamknij do cholery! Nienawidzę cię!!- wrzeszczę i łapię się za głowę obiema rękami.

"Misaki... Ja..."


- Nie!!- podnoszę się i biegnę do łazienki. W pośpiechu zdejmuję ubrania oraz wchodzę pod prysznic. Muszę zmyć z siebie jego dotyk, obecność... Zimna woda spływa po moim nagim ciele.


Brak mi tchu. Serce bije zbyt szybko. Cały drżę...


- Nienawidzę go...- szepczę, a po policzkach spływają moje własne łzy.


Kogo ja oszukuję...?


- Kocham go...- łkam cicho, prawie niesłyszalnie.

***

- Yata-chan? Dobrze się czujesz? Od zeszłego tygodnia wyglądasz bardzo... marnie.- Kusanagi-san patrzy na mnie zmartwiony zza fioletowych szkieł swoich okularów.
- Nic mi nie jest.- warczę w odpowiedzi popijając swojego drinka.
- Yata-san... Może nam pan przecież powiedzieć...!- odzywa się Kamamoto.
- Stul pysk!! Przecież mówię, że nic mi nie jest!- krzyczę na blondyna. Po chwili dociera do mnie moje karygodne zachowanie. Oni się o mnie martwią. Są moimi przyjaciółmi...

Nie to, co ON.


- Przepraszam ja... Muszę wyjść. Niedługo wrócę.- wstaję i kieruję się w kierunku drzwi wyjściowych z siedziby Homry. Co się ze mną dzieje?!- zanim udaje mi się przekręcić gałkę od drzwi, one same otwierają się na oścież.
- Misaki!!- moim oczom ukazują się dwie, znajome postacie. Mikoto- mój wspaniały i jedyny król, razem z Anną.
- Co się-?
- Fushimi!! Musisz go uratować!- dziewczynka łapie mnie za bluzę swoimi drobnymi, bladymi rączkami i spogląda w moje oczy. Na dźwięk jego nazwiska, moje serce ściska się na krótki moment, jednak po chwili znowu jest twarde i zimne niczym skała. Saruhiko to już przeszłość. Etap, który zamknąłem. Przypominam sobie sentencje, które określiłem za mantrę, moje żelazne zasady.


Nigdy więcej miłości.
Nigdy więcej cierpienia.
 Nigdy więcej Fushimiego Saruhiko.


- Saru...? Nie. Nie chcę go widzieć-!
- On chce popełnić samobójstwo! Misaki! Pomóż mu! Tylko ty jesteś w stanie go zatrzymać! Pospiesz się! Zostało niewiele czasu...!- prosi białowłosa ze łzami w oczach.
- Nie mam zamiaru! Samobójstwo? I bardzo dobrze! Nienawidzę tego zdrajcy! Dlaczego go tak bronisz Anno-?!- wołam i sprawnie ich omijam.
- On cię kocha, ty idioto!!- woła zdesperowana dziewczyna. Zatrzymuję się i odwracam do zmartwionej dwójki.
- C-Co?- mrugam zdziwiony. Ogarnia mnie strach. Skąd ona to wie? Skąd wie, że Saru jest innej orientacji? Mnie też podejrzewają? Co mam zrobić? Zaprzeczyć? Przyznać się? Uciec? Zostać...?
- Jeżeli go nie uratujesz... już nigdy nie będziesz szczęśliwy. Ty też go kochasz, Misaki. Twierdzisz, że nienawidzisz Fushimiego, ale tak naprawdę nie chcesz żeby zginął. Proszę... zrób coś! Nie wiem kiedy moja wizja dokładnie miała miejsce...- patrzę jej prosto w oczy. Zaczynam mieć kolejne wątpliwości. Znacznie większe. Co jeśli Anna ma rację? Co jeśli Saru naprawdę popełni samobójstwo? Powinienem poczuć ulgę... Zbędny ciężar, jaki nosiła ta ziemia zostanie zlikwidowany, a ja zacznę żyć od nowa...

Bez skazy. Bez wstydu. Bez miłości.


"Misaki..." 


Nagle przed oczami stają mi obrazy, sceny wspólnie spędzone z Saruhiko. Czuję jak moje serce się ściska, boli, tęskni...


Jakby to w ogóle było możliwe...!


- Kurwa... Gdzie on jest?!- gdy po krótkiej chwili dostaję dokładny adres od Anny, wskakuję na moją deskorolkę i ruszam jak z procy w podane miejsce. Przy użyciu magii znacznie szybciej znajduję się na szczycie wyznaczonego wieżowca. Kiedy otwieram drzwi, zdyszany zaczynam z przestrachem rozglądać się po dachu. Kątem oka dostrzegam postać w ciemnoniebieskim płaszczu, stojącą na granicy przepaści.
- Sa-Saru...?- obserwuję jak chłopak rozpościera swoje długie ramiona. Wiatr targa jego ubraniem i włosami.
- Saruhiko!!- wołam go po imieniu i zaczynam biec w kierunku członka Niebieskich. Okularnik powoli odwraca się w moją stronę. Łapię za siatkę oddzielającego nas ogrodzenia bezpieczeństwa.
- Misaki? Dlaczego tutaj jesteś?- pyta mnie cicho Fushimi. Nie mogę dojrzeć wyrazu jego twarzy. Widzę jedynie usta wykrzywione w grymasie.
- Ty skończony idioto! A jak myślisz?! Myślisz, że nie wiem co chcesz zrobić?!- krzyczę na niego szarpiąc za ogrodzenie. Wyczuwam, że jest naznaczone jego magią. Nie przedostanę się tak łatwo...
- Sam powiedziałeś, że mam zniknąć. Że nie chcesz mnie już dłużej znać, widzieć... Nienawidzisz mnie, Misaki?- chłopak z powrotem odwraca się i spogląda przed siebie.
- To prawda. Nienawidzę.- przyznaję. Następuje chwila napiętej ciszy.
- Dlaczego chcesz to zrobić, Saru? Dlaczego... Dlaczego chcesz żebym cierpiał jeszcze bardziej?! Za każdym razem-!
- Misaki... Pamiętasz jak się spotkaliśmy po raz pierwszy? Jak zaproponowałeś mi swoją przyjaźń, po tym jak cię uratowałem? To wszystko było zwykłym kłamstwem. Od początku chciałem cię tylko wykorzystać, a na koniec sprawić, abyś czuł jeszcze większy ból i nienawiść do ludzi, do mnie, do całego świata. Byś był taki jak ja...Nadal jestem tym samym egoistą i draniem. Ranię cię, wykorzystuję, niszczę... Nie zasługuję na ciebie. Skrzywdziłem cię już wystarczająco.- słyszę jego każdy ruch na śliskiej posadzce. Jest tak blisko przepaści... Tak blisko śmierci... Nie! Nie pozwolę mu na to!
- Saru... Pamiętam. Pamiętam wszystko. Właśnie dlatego tutaj jestem! Wiem jak było ci ciężko... Znam cię zbyt dobrze, choć tak często się przede mną ukrywałeś. Nie chciałeś mnie do siebie dopuścić, jednak zawsze udawało nam się przejść najtrudniejsze momenty. Razem. Czy to nic dla ciebie nie znaczy? Skoro zawiódł cię cały świat, wszyscy ludzie, czemu nie wróciłeś do mnie tak jak zawsze? Dlaczego postanowiłeś ze sobą skończyć? Dlaczego się ode mnie odwróciłeś-?
- Nic nie rozumiesz!- warczy na mnie niespodziewanie.
- Nie mogę już się do ciebie zwrócić, Misaki! Odkryłem to, co schowałem trzy lata temu i nie mogę normalnie funkcjonować!- wykrzykuje zaciskając swoje dłonie pięści.
- O czym ty mówisz?!- pytam wpatrując się w jego napiętą twarz.
- Misaki... To nasze ostatnie pożegnanie. Nie musisz już więcej mnie wspominać...
- Saruhiko! Przestań! Nie rób tego! Do jasnej cholery!! Wpuść mnie!- krzyczę przerażony szarpiąc z całych sił za ogrodzenie. Nie mogę mu na to pozwolić! Jak mam go zatrzymać? Tak strasznie się boję... Nie chcę go stracić! Kocham go... To tak strasznie boli... ale będzie jeszcze bardziej jeżeli on zniknie. Nie wytrzymam tego! Proszę...! Muszę mu powiedzieć. Teraz. Choćbym miał odpokutować, cierpieć istne katusze, być znowu wyśmiewanym... Chcę móc pozostać z nim jeszcze chwilę.
- Kocham cię, idioto!! Jeśli skoczysz, skoczę za tobą!- wykrzykuję moje wyznanie, a kiedy otwieram powieki widzę jak ciało niebieskookiego spada w dół.
- SARUHIKO!!- drę się na cały głos.


Nie mogę cię dosięgnąć.
Nie mam skrzydeł, które potrafią mnie unieść.
Nie cofnę czasu wstecz.
Bezlitosna prawda wbija we mnie swój miecz.


Powoli osuwam się na kolana. To koniec.- zamykam oczy i spuszczam głowę na moją pierś. Pozwalam, aby łzy płynęły po moich policzkach niczym dwa strumienie. Moje serce zostaje roztrzaskane na miliony drobnych kawałków.
- Znowu mnie zdradziłeś...- szlocham cicho.
- Nie tym razem, Misaki.- moje uszy od razu rozpoznają tą barwę głosu. Podnoszę wzrok z nadzieją. Przede mną klęczy znajomy chłopak w okularach. To sen?
- Saruhiko... Ty żyjesz?- pytam i wyciągam drżącą dłoń w stronę jego bladego policzka. Opuszkami palców wyczuwam miękką skórę. Jest prawdziwy... Prawdziwy!
- Nie mógłbym pozwolić na twoje samobójstwo. To byłoby... zbyt dramatyczne, nie sądzisz?- uśmiecha się do mnie delikatnie i splata moje palce ze swoimi.
- Misaki... Muszę się upewnić czy to, co przed chwilą powiedziałeś...- łapię go oburącz za twarz i przyciągam do siebie. Nasze usta łączą się w pocałunku. On... żyje!- po moich policzkach płyną kolejne łzy.
- Nie-Nienawidzę cię! J-Jak mogłeś próbować mnie zostawić?! Jak mogłeś...?- nie mogę powstrzymać łez i zimnych dreszczy na całym ciele.
- Misaki...- Fushimi przyciąga mnie do siebie i otacza swoimi ramionami. Wzdycham cicho oraz wtulam twarz w jego tors.
- Tak mi przykro, Misaki. Ja... już nie wiedziałem co mam robić! Tak cholernie się bałem, że cię straciłem! Że moje życie znowu będzie prawdziwym koszmarem. Nie mógłbym tak dłużej żyć... Nie zniósłbym tego ponownie... bo tylko ty trzymasz mnie przy życiu. W najgorszych momentach trwałeś zawsze przy mnie, jako jedyny wywoływałeś uśmiech na mojej twarzy, tylko tobie na mnie zależało... a ja nigdy nie byłem dla ciebie idealny. Powinienem być. Zasługujesz na to jak nikt inny...
- Ciii... Wystarczy. Już wszystko rozumiem.- uciszam Fushimiego i odwzajemniam jego uścisk.
- Kocham cię, Misaki. Byłem taki ślepy... Wybaczysz mi kiedyś?
- Długo ci to zajęło, ty głupia małpo. Co do twojego pytania... może. Na razie jestem zbyt... Po prostu zabierz mnie stąd.- proszę chowając twarz w zagłębienie szyi ciemnowłosego. Powoli się uspokajam. Moje serce bije znacznie wolniej, oddech staje się równomierny.
- Wedle rozkazu.- odpowiada mi i bierze na ręce.


Zupełnie tak, jak się poznaliśmy...
Twoje delikatne, opiekuńcze ramiona chronią mnie przed wszystkimi,
przed całym światem...


***

- Saru-Ah!- jęczę pomiędzy naszymi namiętnymi pocałunkami.
- Misaki... W porządku?- pyta mnie patrząc w moje zamglone oczy z miłością. Co prawda, czuję pewien dyskomfort w dolnej partii ciała, lecz tęsknota i pragnienie są znacznie bardziej intensywne.
- Nie przestawaj...- szepczę, a Fushimi w odpowiedzi znowu złącza nasze wargi i zaczyna się we mnie na nowo poruszać.
- Ha-ah... Saruhiko... Więcej...!- proszę w pewnej chwili.
- Misaki...- mruczy okularnik składając pocałunki na mojej szyi.
- Za-Za mało... Chcę mieć cię na własność...- Czy wyczyta znaczenie moich słów?
- Jestem cały twój. Teraz i już na zawsze...- szepcze podgryzając płatek mojego lewego ucha.
- Tak... Proszę...!- wołam oplatując nogi wokół jego smukłych bioder, aby znajdował się jeszcze bliżej mnie.
- Misaki... Przestań. Inaczej stracę nad sobą panowanie...- wzdycha niebieskooki i całuje moje lekko wilgotne od potu czoło.
- Saru! Zrób to...! K-Kochaj mnie!
- Kocham cię. Bez względu na wszystko... Już zawsze będę cię kochał.- obiecuje mi i jednocześnie wchodzi w moje wnętrze znacznie głębiej. Wbijam palce w jego nagie plecy.
- Saru...! Aaah!!- krzyczę dochodząc. Wszystko na krótki moment staje się takie jasne. Jestem w zupełnie innym świecie, wymiarze...
- Mi-Misaki...!- czuję jak Fushimi dochodzi we mnie. Brak mi powietrza. Moje serce zaraz eksploduje...
- Saruhiko...- po pewnym czasie, odzywam się jako pierwszy. Napotykam wzburzony ocean jego niesamowitych oczu.
- Co teraz z nami będzie? Pochodzimy z dwóch różnych klanów, jesteśmy wrogami...
- Nie wiem, Misaki. Jestem zbyt szczęśliwy żeby teraz o tym myśleć, ale wiedz jedno... Już nigdy cię nie wypuszczę. Jesteś moim lekarstwem, czystym powietrzem... Umrę bez ciebie w moim życiu.- szepcze mi do ucha, które później podgryza.
- Mi-Misaki?!- woła ciemnowłosy, gdy przyciskam go do materaca i siadam na nim okrakiem. Następnie posyłam mu swoje mordercze spojrzenie.
- Ani słowa więcej o śmierci, jasne?- delikatny uśmiech znika z jego pięknej twarzy.
- Jeśli tylko będziesz przy mnie, stanę się nieśmiertelny.- obiecuje głaszcząc mój prawy policzek swoimi szczupłymi palcami.
- A więc ustalone.- po chwili czuję, jak oplata moje ciało niczym pnącze, wbijając swoje grzeszne ciernie głęboko w moją skórę.


Jestem prawdziwym głupcem, zakochanym w największym zdrajcy...

 

...i nie zamierzam go nikomu oddać.




*****

Witajcieee~! ;D


Jejku... Ile czasu ja nic nie dodawałam! ;_; Postaram się coś jeszcze wstawić w ten weekend, bo troszkę wolniejszy, a poza tym... Szykuję na 8 listopada coś supeeer eeekstra! ;) xD Wiecie co za święto wypada tego dnia? ^^ Jeśli ktoś wie i napisze poprawną odpowiedź w komentarzu... to może spotka tego "ktosia" jakaś nagroda? ;)

Co do opowiadania: Kilka osób tak mnie podbudowało pod ostatnim postem, że postanowiłam dodać kolejny one-shot z SaruMi... Eee... Tak szczerze to chyba będzie two-shot! *-* Wow... Mój pierwszy two-shot! <3 *ekhem* Więc... Chciałam napisać taki happy end... Niestety wyszło na to, że treść tego opowiadania jest jeszcze smutniejsza niż w poprzedniej historii! xD (jednak w głębi duszy mam cichą nadzieję, że Wam się spodobało... ^^)

PS. Czytając ponownie ten tekst... sama się popłakałam! ;_; To jakaś pieprzona opera mydlana! Nie czytajcie tego! X'D

(2) PS. Mam chrapkę na napisanie one-shot'a z pairingiem TsukiYama z "Haikyuu!!" Co Wy na to? ^^ a kiedy Lost?

(3) PS. Właśnie się dowiedziałam (z ręką na sercu, nic o tym wcześniej nie wiedziałam!), że Saru ma 7.11 urodzinki! *-* Specjalny one-shot na specjalną okazję! ^^


Joleen :*