niedziela, 6 kwietnia 2014

Part I

Dark Knight                                          UWAGA +16!!!

    
Tajemniczy mężczyzna wyglądał przez okno w zupełnie ciemnym pokoju, który znajdował się w najwyższym i najbardziej ekskluzywnym wieżowcu w całym Nowym Yorku. Patrzył na panoramę kończącego się dnia i rozpoczynającej nocy, a w jego kobaltowych oczach odbijały się migające światła uliczne. Czuł, że ta noc nie będzie taka sama jak inne. Odczuwał nieprzyjemny chłód już od paru dni...
Zaciągnął się dymem z papierosa, który już powoli gasł i odłożył go do popielniczki, znajdującej się na szafce. Nagle usłyszał brzęczenie w tylnej kieszeni spodni. Wyjął czarnego Samsunga i bez wcześniejszego spojrzenia na ekran, odebrał.
- Czego? - warknął do słuchawki.
- Rivaille? Wszystko gotowe. Możesz ruszać do akcji. Czekam na Ciebie za dwadzieścia minut w White Mansion - usłyszał znajomy, kobiecy głos.
- Zaraz tam będę - odpowiedział krótko i się rozłączył. Po raz ostatni spojrzał za okno. Nigdy nie był pewien, czy powróci z misji cało do swojego miejsca. Swojego spokojnego królestwa, w którym nikt oprócz niego samego nie mógł przebywać. Dotknął chłodnej szyby i przeczesał kruczoczarne włosy. Wiedział, że chowanie się w mieszkaniu nic by mu nie dało… Choć bardzo nienawidził ludzi, z którymi musiał pracować, a tym bardziej tych, których musiał się pozbyć, musiał stawić czoła ciemnej i niebezpiecznej nocy.
Kiedy wyszedł z apartamentu od razu spostrzegł czekające na niego, czarne BMW. Otworzył drzwi od strony pasażera i wszedł do środka.
- Tak ci księżyc pizga w oczy, że musiałeś założyć okulary? - zapytał cynicznie kierowca.
- Żebyś kurwa wiedział, niedoświadczony gnojku - odwarknął mu jeszcze bardziej zirytowany niż dotychczas. - Dlaczego ze wszystkich ludzi, Erwin musiał wybrać właśnie ciebie na mojego jebanego partnera? Nie mogę tego pojąć… - głowił się po drodze Levi.
- Może dlatego, że najlepiej ze wszystkich zdałem test sprawnościowy? - podsunął mu chłopak.
- Nie sądzę… Chyba chodziło o to, że jesteś pyskatym skurwysynem i przy tobie moja choroba psychiczna się pogorszy… - mrukną, spoglądając za okno.
- Hah, ciekawe… Wspominali, że jesteś jebnięty, ale żeby od razu choroba psychiczna?Może jednak odejdę z tej roboty... - odpowiedział mu sarkastycznie. Mężczyzna zsunął ciemne okulary z nosa i posłał piorunujące spojrzenie młodemu brunetowi o zielonych oczach, ubranego w czarny garnitur i skórzane rękawiczki, na których zaciskał kierownicę. Był to jego nowy, a zarazem pierwszy partner- Eren Jaeger. Ciemnowłosy nie mógł zapomnieć ich pierwszego spotkania...

***

- Levi! Znowu zabiłeś tych drani! - zawołał nieźle wkurzony Erwina.
- Nie musisz dziękować… - prychnął Rivaille i opadł na skórzaną kanapę, w gabinecie blondyna.
- Pojebało cię?! Miałeś ich tylko złapać i poczekać! Czego kurwa nie zrozumiałeś z mojej wypowiedzi?! Czy to takie trudne?! - wydzierał się na niższego mężczyznę, który spoglądał na niego znudzony. Po chwili wyjął z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i zapalniczkę. - Chyba sobie, kurwa kpisz! - warknął, kiedy wyjął fajkę ustami.
- No co znowu? - wymamrotał, po czym zaciągnął się odurzającym, słodkim dymem.
- Zgaś to, bo ci wjebię - ostrzegł.
- No to czekam - mierzyli się przez dłuższą chwilę wzrokiem.
- Ja już z tobą nie mogę! Kurwa! - złapał się za głowę. Natomiast ciemnowłosy założył nogę na nogę i oparł głowę o kanapę, wydmuchując wstrzymywany dym z płuc. - Dawałem ci szansę… teraz to ja stawiam warunki - powiedział ostatecznie, na co Levi parsknął ze śmiechu.
- Stawiać, to ty wiesz, co sobie możesz…
- W tym tygodniu razem z Petrą wybraliśmy dla ciebie partnera - oznajmił, ignorując jego słowne zaczepki.
- Jakiego partnera? Po co? - dziwił się.
- Bo nie mogę już ciebie znieść! Ot co! Dlatego postanowiliśmy wybrać kogoś, kto miałby cię na oku i w dodatku pomógł ci się nie zabić.
- Oby to była jakaś seksowna laseczka... - odparł z westchnieniem.
- Dajcie mu jakąś cholerną popielniczkę, bo mi kanapę podpali! - krzyknął Smith. Po chwili do pokoju wszedł młody chłopak z blond grzywką i dużymi, błękitnymi oczami. Na stoliku przy sofie położył białą popielniczkę.
- Dzięki, Armin - uśmiechnął się do niego Erwin.
- Do usług - odrzekł i zwrócił się do wyjścia.
- To twój syn czy jak? Wyglądacie identycznie! Tylko on jest bardziej spedalony... - skomentował agent.
-  Żaden syn, ty pojebie, tylko mój nowy sekretarz i księgowy! - odwarknął.
- No i na dodatek daje ci dupy… - mruknął pod nosem i odstawił wygaszonego papierosa do popielniczki.
- Stul pysk, psie! - walnął pięścią w stolik - Współczuję temu chłopakowi, co będzie jego partnerem, ale to moja jedyna nadzieja… - szepnął do siebie.
- Ha? - spojrzał na niego z wyrzutem. Niebieskooki wyjął telefon z kieszeni i wybrał odpowiedni numer.
- Petra, przyprowadź go - wydał komendę i rozłączył się.
- Kurna… Czyli jednak jakiś gnojek… - powiedział lekko zawiedziony Rivaille.
- Obyś smażył się w piekle - syknął przez zęby.
- Tylko odwiedź mnie na herbatę - prychnął, wyjmując kolejnego papierosa. Niedługo później do pomieszczenia weszła piękna kobieta w białej marynarce. Miała proste, miodowe włosy do ramion oraz anielską twarz. Spojrzała najpierw na blondyna, a następnie omiotła wzrokiem mężczyznę, siedzącego na sofie. Ich oczy się spotkały na krótką chwilę, lecz Levi szybko spuścił wzrok. Znał ją bardzo dobrze. Petra Rall - najlepsza przyjaciółka oraz jego była sprzed kilku lat. Nigdy nie mieli zbyt wiele czasu, aby na spokojnie porozmawiać o tym, co było nie tak w ich związku. Jedno było pewne, większa część winy leżała po stronie Rivaille.
- Wprowadź go - rozkazał blondyn. Jasnowłosa kiwnęła głową i wyjrzała za drzwi, dając gościowi do zrozumienia, że miał wejść. Do pokoju, wszedł młody chłopak. O wiele za młody, zdaniem Leviego. Jego uroda nie była ani niezwykła ani pospolita. Mężczyzna zauważył, że różnił się od niego wzrostem, kolorem włosów i niesamowicie zielonymi oczami. Doświadczeniem zapewne również...
- Levi, to jest twój partner - Eren Jaeger - przedstawił ich sobie Smith. Brunet podszedł do czarnowłosego i podał mu rękę.
- Jestem Eren. Miło mi cię poznać - przywitał się z grzecznością.
- To się jeszcze okaże… - wyszeptał starszy.

***

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że przydzielili mi takiego gówniarza... - mruknął Levi, wpatrując się w chłopaka, który prowadził auto.
- Podobno jesteś najlepszy ze wszystkich… - wspomniał Eren.
- Fakt.
- Jakoś nie mogę uwierzyć w te wszystkie akcje. Wydają się takie... nierealne.
- Czyli?
- Na przykład operacja D4 w Monako.
- To była łatwizna - podsumował.
- No nie wiem… A co z tą masą cywili? Wszyscy tak po prostu zniknęli i sam poradziłeś sobie z najniebezpieczniejszym gangiem na całej półkuli?
- Widzę, że ktoś nielegalnie zajrzał do mojej kartoteki… - odrzekł, zbaczając z tematu. Nie lubił opowiadać o swoich „przygodach” z misji. Było ich dużo i prawie każda kończyła się tak samo… Nikt nie miał jaj, żeby zabijać tych bezmózgich bandytów, siejących spustoszenie. Dlatego przypodobali sobie tajnego agenta-zabójcę, który nienawidził ich wszystkich, a zwłaszcza tego, kto to wymyślił. Na początku wszystko wydawało się to normalne. Złych należy karać i zabijać. Nic prostszego. Tylko, czy na pewno było to właściwe? Przecież sam nie był bez winy…
- Nie nielegalnie. Erwin mi ją pokazał. Chciał się upewnić, czy wiem na co się godzę… - odgryzł się.
- Nie wiedziałem, że jesteście na „ty”… A byłeś już u Erwina w domu? Oglądaliście jego wielkie akwarium… w sypialni? - zapytał podejrzliwie, na co Eren ścisnął kierownicę i spojrzał gniewnie na pasażera obok.
- Wiesz co? Wal się! - warknął głosem pełnym jadu.
Resztę trasy spędzili w ciszy i zaparkowali nieco dalej od posiadłości, do której się wybierali.
- Jesteśmy - oznajmił, wyjmując kluczyk ze stacyjki.
- Pokaż, co masz - chłopak wyjął zza paska spodni dwa pistolety M9.
- Za mało… Minimum to trzy - westchnął i przeczesał włosy dłonią.
- A ty?
- Nie muszę ci nic pokazywać - odparł i rozejrzał się, czy okolica była czysta od gapiów.
- Przestań pieprzyć i pokaż! - rozkazał mu.
- Nie takim tonem gówniarzu. Pamiętaj, kto tu jest szefem - ostrzegł.
- Na pewno nie ty… - kiedy już chciał wyjść, Levi pociągnął go za łokieć z powrotem do auta. - Co do…?! - wydarł się, gdy mężczyzna przycisnął go do fotela i spojrzał mu w oczy. Ich twarze dzieliły centymetry. Rivaille mógł poczuć ciepły oddech na policzku, ujrzeć tą niezbadaną iskrę w zielonych oczach... Hmm… ciekawy dzieciak… - przeszło mu przez myśl.
- Nie wkurwiaj mnie. Masz się mnie słuchać co do słowa, jeżeli chcesz wyjść z tego cało. Rozumiemy się? - powiedział lodowatym tonem głosu.
- Puść mnie - wycedził przez zęby. Levi przejechał palcami po szyi i żuchwie szatyna, obserwując z zaciekawieniem, jak reagował na jego dotyk. Po chwili jednak zdecydował puścić go wolno. Potem wysiadł z samochodu i poczekał na bruneta. Następnie podszedł do niego, wyjął dodatkowy F40 i wcisnął mu broń w obie dłonie.
- Masz tu prezent, dupku.
- Nie dziękuję, popaprańcu - na twarzy niebieskookiego przez ułamek sekundy pojawił się zadziorny uśmieszek.
- Idziemy. Pamiętaj, żeby trzymać się blisko mnie. Jakbyś widział coś niepokojącego , mów - poinstruował go starszy. Następnie obaj ruszyli w stronę białego, podświetlonego budynku.



*****

Krótka notka od autorki ;)


Siedziałam tak sobie na geografii i jak zwykle przysypiałam. Wtedy do mojej głowy wpadł pomysł na napisanie nowego Special’a.
Jak pewnie zauważyliście, jest to część pierwsza. Kolejne części będą się pojawiać w następnych dniach lub w tygodniach, zależy od weny i obowiązków szkolnych.
Lubię opisywać historie Leviego i Erena bez wątku tytanów i tego odstępu czasowego. Czasami jak piszę rozdziały opowiadania to się zastanawiam: „Czy w 800 roku było już to…? A tamto…?” : )
Mam nadzieję, że się Wam spodobał mój Special.

Mogę już zdradzić, że w kolejnych jego częściach Levi i Eren nieco bardziej się do siebie zbliżą… ^^ 

  
Joleen :*