piątek, 29 lipca 2016

Rule One

Opowiadanie yaoi - Altaïr Ibn-La'Ahad x William de Sablé (Assassin's Creed)






- Mistrzu, wzywałeś? - przed starcem w czarnym płaszczu pojawił się jego ulubiony skrytobójca.
- Witaj, dziecko. Tak. Pojedziesz do Jerozolimy. Znajduje się tam szef handlu niewolnikami o imieniu Jafar. Samo jego istnienie to prawdziwy wrzód na dupie... - prychnął Al Mualim i wyjrzał za okno - Zlikwiduj go, a czeka cię nagroda- dodał po chwili.
- Dobrze więc. Wyruszam natychmiast - Altair skinął głową i zwrócił się w stronę wyjścia.
- Zaczekaj - zawołał za nim. Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na swego mentora. - Siadaj - rozkazał, wskazując dłonią na krzesło przed biurkiem. Zabójca wykonał polecenie bez wahania. Wtedy Mistrz zaczął okrążać siedzącego, niczym mężny lew swoją bezbronną ofiarę.
- Zdajesz sobie sprawę, że w otoczeniu Jafara będą znajdowały się... piękne istoty? - spytał lustrując go swoim wzrokiem.
- To znaczy? - zmarszczył brwi.
- Ponętne kobiety, urokliwi mężczyźni... Nie łatwo jest ulec pokusie, wierz mi - wydał gardłowy, niski chichot.
- Mistrzu, ja nigdy-
- Wiem - przerwał mu. - W ciągu 15 lat, które spędziłeś w Zakonie bacznie ci się przyglądałem. Większość z twoich braci nie jest już czystych i mają swoich kochanków. Natomiast ty, Altairze...- oparł obie dłonie na oparciu krzesła i spojrzał mu głęboko w oczy. - Jeszcze ani razu nie zamoczyłeś.
- Mi-Mistrzu! - zawołał zaskoczony, ale też nieco zażenowany.
- Mówię jak jest. Nie ma potrzeby się dąsać - Al Mualim posłał mu swój tajemniczy uśmiech.
- Mistrzu, przysięgam ci, że ja-
- No właśnie o to chodzi! - warknął, odsuwając się. - Jesteś tak pewny siebie, że sądzisz, iż potrafisz zapanować nad własną naturą, nad pożądaniem! Dobrze. Bardzo dobrze - klasnął w dłonie. - Ale wszystko może się jeszcze zdarzyć. Przyszłość nie jest jednostronna. Dlatego chcę przekazać ci moją tajemną wiedzę.
- Czyli? - westchnął podminowany, przesuwając dłonią wzdłuż twarzy.
- Trzy złote zasady dobrego asasyna - powrócił do swojego wcześniejszego spacerowania po pomieszczeniu.
- Myślałem, że już je omawialiśmy...
- Nie. Te są ździebko inaczej sformułowane. Chodzi o zachowanie zimnej, asasyńskiej krwi w chwilach łóżkowych - odparł.
- Ja-Jakich? - zamrugał kilkakrotnie zdziwiony.
- Chodzi o seks, imbecylu! - zirytował się siwobrody.
- Ro-Rozumiem - na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
- A teraz słuchaj uważnie. Zasada numer jeden- Asasyn zawsze topuje. Bez względu na płeć. Jesteśmy dominujący i nie możemy sobie pozwolić na słabość.
- No... tak. To wydaje się nawet logiczne - przyznał.
- Zasada numer dwa- zawsze postaraj się najpierw zaspokoić pragnienie drugiej osoby ponad swoje. Stanowi to przejaw naszej wrodzonej uprzejmości, a z drugiej strony osoba będzie bardziej uległa.
- A ta trzecia? - jęknął, prosząc w myślach wszystkie możliwe bóstwa wiary o możliwość  jak najszybszego opuszczenia fortecy.
- Trzecia zasada. Ostatnia, a zarazem najważniejsza... - pochylił się i wyszeptał mu do ucha. - Zawsze połykaj.
- Cz-Czy ta zasada zalicza się do obu płci? - podpytał podejrzliwie.
- Nie, ale wiem, że przy pierwszej okazji szybciej rzuciłbyś się na mężczyznę niż kobietę - rzekł z uśmiechem.
- Skąd ten pomysł?! - oburzył się.
- Altairze, przypomnij sobie kto cię wychowywał tyle czasu. Znam twój każdy ruch i myśl. Ja wiem, kto wczoraj zrobił zamęt na mieście, ukradł świeże bułki z kuchni i oszukiwał w grze w kości z braćmi.
- Nic się przed tobą nie ukryje, Mistrzu... - odpowiedział pełen respektu.
- Skoro już wszystko wiesz, możesz odejść i zacząć swoją misję. Poślę gołębia z wiadomością do Malika. Spiesz się. Może i jest mały, ale jak się rozpędzi...
- Pokój z tobą, Mistrzu - ukłonił się i bezszelestnie wymknął przez otwarte okno.
 
***
 
Czy on już do reszty oszalał? Jakie kurwa trzy złote zasady?! I że niby ja wolę mężczyzn?! Jeszcze czego!- myślał rozgoryczony Altair, jadąc na swoim ulubionym koniu, którego zwał Szejk. Kiedy był już niedaleko bram miasta, oddał zwierzę na przetrzymanie do stajni i stanął pośrodku grupy kapłanów, aby bez szwanku dostać się do Jerozolimy i uniknąć spotkania ze strażą. Gdy tylko dotarł do pustej uliczki, wziął rozbieg i wspiął się na dach pewnego domu. Omijając czujnych łuczników i gapiów, dotarł do biura, w którym zastał szkicującego mapy Malika.
- Pokój z tobą, Maliku - rzekł na przywitanie, gdy przeszedł przez próg dumnym krokiem.
- Ah, to tylko ty - mruknął i zmierzył go nieprzyjaznym wzrokiem.
- Al Mualim mnie wezwał. Mam zlikwidować Jafara. Powiesz mi gdzie mam rozpocząć poszukiwania?
- Dla takiego ścierwa jak ty należy się jedynie śmierć. Nie. Nie śmierć. Jest dla ciebie zbyt dobra i wyrozumiała. Krwawe tortury lub choroba byłyby znacznie lepsze.
- Zapomniałeś podkreślić, że weneryczna - podpowiedział.
- Ha! To akurat cię ominie - roześmiał się złowieszczo.
- Co to niby miało znaczyć? - zmrużył swoje oczy i posłał mu mordercze spojrzenie.
- Jak to "co"? Jesteś tak wpatrzony w swoje ego, że do końca życia nie umoczysz! - Zaczynam nienawidzić tego debilnego określenia... - westchnął cicho Altair.
Po tym, jak Malik w końcu zdradził miejsca warte jego uwagi, dochodzenie nie zajęło mu wiele czasu dzięki pomocy przechodniów oraz zaufanych braci zakonu, którzy zawsze się w coś niefortunnie wpakowywali. Gdy zebrał potrzebne informacje, skierował się z powrotem do biura.
- Mam nadzieję, że kiedyś podwinie ci się noga, zasrańcu. Jednak tym razem tego nie spartol. Ten gnojek jest znacznie groszy niż ty i ma o wiele większą obstawę - poradził Malik na pożegnanie. Altair pełen zapału i zuchwałej pewności siebie wyruszył na misję, mającą zakończyć się pomyślnym zabójstwem. Niecałą godzinę skakania i skradania się później, był na miejscu- w jednym z najbogatszych pałaców w całym mieście. Mężczyzna ukrył się na drewnianych belkach, tuż przy suficie i obserwował z góry swoją ofiarę. Malik miał rację. Aż roiło się tam od solidnie uzbrojonej straży. Tłusty, czarnowłosy brodacz w ozdobnych szatach, z turbanem na głowie i pierścionkach z na każdym palcu siedział wygodnie na swoim prowizorycznym tronie.
- Wprowadzić ich! - rozkazał w pewnej chwili. Wrota do pomieszczenia otworzyły się i weszło przez nie kilku strażników, szarpiących ze sobą kobiety oraz młodego chłopaka o porcelanowej cerze, wychudzonym ciele i blond włosach, które idealnie współgrały z błękitem jego dużych, otoczonych długimi, ciemnymi rzęsami oczu. Złote bransolety na jego rękach połyskiwały w słońcu i wydawały ciche dźwięki, gdy się poruszał, a przepasana przez biodra niebieska szata jako jedyna przysłaniała kawałek jego smukłego ciała. Altair tak intensywnie wpatrywał się w niewolnika, że prawie stracił równowagę, co nie zdarzyło mu się od  kilku dobrych lat...
- Zanim was sprzedam na czarnym rynku, wybiorę sobie osobę, która spędzi ze mną upojną noc - Jafar potarł dłonie, oblizując suche wargi. To moja szansa! Nikogo przy nim nie będzie, podczas zabawiania się z jakąś kobietą... - pomyślał asasyn, szykując swoje ukryte ostrze do ataku.
- Wszystkie jesteście bez wyrazu, ale ty - wskazał na blondyna - nadasz się idealnie - uśmiechnął się szeroko. - Straże! Zaprowadzić go do mojej sypialni!- rozkazał, wstając powolnie z tronu. W sercu zabójcy coś się ścisnęło. Z jakiego powodu miałoby być mu żal chłopaka? Dlaczego miał chęć, by nie dopuścić do tego, co zamierzał z nim zrobić handlarz żywym towarem? Nie było innego wyjścia. Musiał się przekonać.
Altair wykradł się z pałacu, aby wspiąć się do okna tuż nad balkonem, przez który miał zamiar się później zakraść i pozbawić mężczyznę życia.
- Wyjść - usłyszał nagle, więc podciągnął się i zerknął przez okno. Chłopak stał przed królewskim łożem z baldachimem, obejmując się ramionami. Nie wyglądał na przestraszonego, lecz wyraźnie zniesmaczonego widokiem nagiego, leżącego na posłaniu Jafara. Samego Altaira przeszły dreszcze obrzydzenia. Musiał się bardzo powstrzymywać, aby nie zwrócić curry, które zjadł rano na mieście.
- Rozbieraj się, kochaniutki. Obiecuję, że jak nie będziesz stawiał oporu, to pozwolę ci dojść.
- Obejdzie się... - odparł melodyjnym głosem pełnym odrazy. Jego palce spoczęły na supełku, podtrzymującym lekko prześwitujący materiał na kościstych biodrach. Altair przyłapał się na obserwowaniu głodnym wzrokiem każdego, najmniejszego ruchu blondyna. W zakamarkach swego umysłu pragnął, żeby szata osunęła się na podłogę szybciej i mógł wreszcie podziwiać smakowicie wyglądające ciało w pełnej krasie. Opanuj się, Altair! Jesteś na misji! - potrząsnął głową, doprowadzając się tym samym do porządku. Kiedy ponownie zerknął do środka, jego wzrok odnalazł zdziwione spojrzenie szafirowych ślepiów. Zauważył go. Niewolnik patrzył mu prosto w oczy z zaciekawieniem. Altair wiedział, że powinien był się schować, lecz nie potrafił odwrócić swojego wzroku. Niewolnik natomiast nie zaczął krzyczeć i wskazywać na niego palcem, tylko lekko się uśmiechnął. Serce zabójcy zabiło mocniej, gdy po krótkiej chwili jego ubranie opadło na ziemię.
- Chodź tutaj. Zaraz się zabawimy - ich kontakt wzrokowy przerwał zniecierpliwiony Jafar. Altair, korzystając z okazji, skoczył na balustradę i zakradł się do drzwi balkonowych, a powiewające na wietrze białe kotary perfekcyjnie zatuszowały jego obecność. Gdy wyjrzał zza ściany zauważył jak blondyn usiadł niechętnie na łóżku. Zanim grubas zdążył się na niego rzucić i okryć własnym cielskiem, posłał mu błagalne spojrzenie. Jego myśli przepełniła złość i pragnienie zabójstwa jak najprędzej. Dlatego też bez dłuższego zwlekania, przygotował swoje ukryte ostrze i wszedł do środka. Mężczyzna pochylał się właśnie nad swoją ofiarą. Dotykał i łapczywie całował jego klatkę piersiową. Altair zakradł się za nim i wbił ostrze w jego gardło. Handlarz żywym towarem spojrzał zaskoczony na zabójcę, zakrztusił się własną krwią i skonał na łóżku. Ibn-La'Ahad wyjął czyste piórko zza pasa, aby móc przejechać nim po zakrwawionym gardle na dowód pomyślnie zakończonego zadania. Następnie sięgnął po szatę, leżącą na podłodze i rzucił ją dziwnie cichemu blondynowi, który od razu się nią zakrył. Altair wpatrywał się w niego intensywnie, próbując wyłapać każdy, najmniejszy szczegół niezwykłej urody. Nigdy wcześniej bowiem nie widział takiej istoty. Stanowił prawdziwy brylant pośród ludzi, których kiedykolwiek mógł nazwać pięknymi. W głębi duszy intrygowało go również, dlaczego nie zaczął trząść się ze strachu, uciekać bądź błagać o litość. Cud-chłopak jedynie siedział potulnie na posłaniu i patrzył na zabójcę z podziwem. Asasyn zacisnął swoje pięści i powoli skierował się w stronę balkonu.
- Poczekaj! - zawołał i podbiegł do niego, żeby złapać za materiał białego płaszcza. Skrytobójca odwrócił się i spojrzał w błękitne ślepia.
- Nie boisz się, że ciebie również zabiję?
- Nie ma takiej potrzeby. Jestem nikim - odparł, wzruszając ramionami z delikatnym uśmiechem na ustach. - Poza tym, myślałem, że jesteś moim wybawcą...
- Daleko mi do niego, uwierz mi... - mruknął pod nosem i wyjął niewielki, brązowy woreczek z pieniędzmi oraz wcisnął mu w obie ręce. - Jesteś wolny. Możesz iść dokąd chcesz.
- I niby w jaki sposób mam to zrobić, skoro przed drzwiami stoją straże? Nic mi po twoich monetach - odparł zirytowany, co bardzo zdziwiło mężczyznę. - Znasz może jakieś inne wyjście?- Altair wskazał na balkon.
- Chodziło mi o takie zwykłe wyjście. Wiesz, podłoga, drzwi... - parsknął.
- Nie ma stąd innego wyjścia - zabójca zaczął odchodzić, dopóki nie poczuł wstrzymującego go uścisku na nadgarstku.
- Proszę, pomóż mi się stąd wydostać. Odwdzięczę się. Obiecuję - westchnął ciężko i spojrzał przez ramię na blondyna.
- Chodź - wyszli razem na balkon.
- Są tutaj jakieś schody czy...? - zapytał, spoglądając z obawą w dół, za balustrady.
- Nie. Będziemy się wspinać na dach.
- Świetnie. Zabiję się spadając z wysokości podczas wspinaczki na dach. Muszę przyznać, że takiego końca się nie spodziewałem...
- Nie, jeśli będziesz słuchał i trzymał się mnie.
- To jak zamierzasz to zrobić? - ich spojrzenia się odnalazły.
- Wejdziesz na moje plecy, a ja wejdę na dach - zaproponował.
- To... brzmi sensownie. Dasz radę nas obu udźwi-? Ah, wybacz, że cokolwiek mówiłem - zamachał ręką, jakby niewypowiedziane słowa unosiły się jeszcze w powietrzu.
- Dlaczego? - dopytał.
- Spójrz na siebie! Masz tak silne i umięśnione ramiona, że udźwignąłbyś cały harem! - pochwalił z tajemniczym błyskiem w oczach.
- Idziesz, czy nie?- próbował udawać niewzruszonego jego zaskakującym komentarzem.
- Jak mam...?
- Złap za moje ramiona, a nogami obejmij mnie w pasie - poinstruował. Blondyn kiwnął i zarzucił mu ręce na szyję. Altair złapał za smukłe uda i podciągnął go.
- Poszło jak z płatka. I co teraz?
- Patrz - odparł dumnie i zaczął wspinać się po ścianie coraz wyżej i wyżej.
- Czemu nie masz jednego palca? - spytał blisko jego ucha, wywołując przyjemny dreszcz.
- Musiałem go obciąć, żeby nie haczył o ukryte ostrze.
- Pewnie strasznie bolało.
- Nie.
- Ale z ciebie twardziel... Wybacz, nawet nie zapytałem jak ci na imię! - powiedział poruszony jasnowłosy.
- Po co ci ta wiedza? - odparł podejrzliwie.
- Nie mogę nawet poznać twojego imienia? Skoro jesteś asasynem, pewnie niewielu orientuje się czy obchodzi, jak się nazywacie.
- Zwą mnie Altair.
- A mnie William. W skrócie Will - przedstawił się zadowolony.
- Jesteś z zagranicy.
- Z Andegawenii, ściślej mówiąc. Kilka dni temu porwano mnie, gdy przechadzałem się po targu.
- Nic dziwnego. Jesteś... - zanim zdążył wypowiedzieć kolejne, nieprzemyślane słowa, ugryzł się w język i zamilkł.
- Jestem? - nie umknęło to uwadze jego ciekawskiego kolegi.
- Inny - dokończył.
- Ty... też. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak zwinnie poruszał się po takiej stromej powierzchni, w dodatku równie szybko... Jesteś niesamowity - prawił mu komplementy.
- Wielu jest takich jak ja.
- Nie. Jesteś jedyny... - odparł zagadkowo. Po jakimś czasie Altair wyłonił się z cienia w ślepej uliczce, która wydawała się bezpieczna i opuścił Willa na ziemię. Następnie omiótł trzęsące się, drobne ciało swoim pilnym spojrzeniem.
- Poczekaj tutaj - odszedł o zaledwie parę kroków, kiedy ponownie został zatrzymany.
- Wrócisz, prawda? Nie zostawisz mnie? - usłyszał za sobą cichy, przestraszony głosik.
- Nie zostawię cię - obiecał, spoglądając w błękitne tęczówki. Kilka minut później wrócił ze zwykłą, lnianą koszulą, spodniami, obuwiem, chlebem i wodą.
- Ubierz to - rzucił mu ubranie. Gdy młodzieniec wykonał jego polecenie, Altair odłamał mu kawałek pieczywa i dał do ręki. William usiadł, opierając plecy o zimną, marmurową ścianę i zaczął jeść. Mężczyzna co chwilę zerkał to na drogę, to na chłopaka.
- Dziękuję - powiedział, kiedy skończył i stanął przy nim tak, że asasyn potrafił wyczuć ciepło jego ciała.
- Nie musisz - rzekł oschle. - Powinieneś sobie teraz poradzić - stwierdził, odchodząc.
- Dlaczego ciągle próbujesz ode mnie uciec?! - znów go ubiegł, łapiąc za łokieć.
- Szczerze, to nie wiem jak mam się zachować w tej sytuacji - przyznał zakłopotany.
- Nigdy nie ratowałeś damy z opresji? - posłał mu swój zadziorny uśmieszek.
- Nie. Po prostu jest zlecenie, a kiedy się kończy, kolejne. I tak w kółko.
- To musi być wyczerpująco nudne - śmiało przejechał palcami po umięśnionym ramieniu, jakby chciał go pogłaskać lub rozluźnić jego napięte mięśnie.
- Nie narzekam.
- Mam jeszcze jedną prośbę - zaczął nieśmiało.
- Co znowu? - mruknął i zerknął na cud-chłopaka.
- Wyprowadź mnie z miasta. Muszę bezpiecznie dotrzeć do Akki. Jest tam pewien statek, który odpływa za kilka dni do Francji.
- Myślisz, że mam czas na-
- Błagam! - zacisnął palce na jego ręce. - Przysięgam, że ci to wynagrodzę!
- Wspominałeś, że jesteś nikim. Niby jak mi się odwdzięczysz? - spojrzał w duże, szafirowe oczy, którym nie potrafił się oprzeć.
- Mam swoje sposoby... - odpowiedział, jednocześnie stając na palcach i dotykając ustami jego ust. Zszokowany Altair zrobił wielkie oczy. Nie wiedział, czy to sen czy jawa. Na wargach poczuł muśnięcie delikatnych skrzydełek motyla, a jednocześnie płomień namiętności. Nie zważając na cokolwiek, objął go w pasie i pogłębił ich pocałunek, wsuwając w słodkie usta swój zręczny język. William zadrżał i jęknął przeciągle. Zatracili się i nie odrywali od siebie ani na milimetr, dopóki obaj nie musieli, gdyż w pewnym momencie zabrakło im tchu. Ich zamglone spojrzenia odnalazły się. - To jak będzie? - zapytał z błogim uśmiechem, podczas gdy opuszki palców badały szorstkość kilkudniowego zarostu na żuchwie mężczyzny.
- Za mną.
 
 
 
*****
 
Doberek~!
 

Zanim cokolwiek napiszę, z całego serca dziękuję Kitsusiowi za to, że zmobilizował mnie do napisania tej/tego parodii/smut'a *szepcze "dziękuję" i całuje w oba, lisie uszka, które są takie wrażliwe...* <3 Chociaż z początku sobie tego nie wyobrażałam bo wcześniej byłam na tyle głupia, żeby myśleć, że na AO3 nie ma żadnych przegenialnych opowiadań z Maltair (Malik x Altair) ;_; później fabuła stworzyła się sama ^-^
 
Ile będzie części? A przypomnijcie sobie ile było zasad! x,D Dokładnie trzy! ;)

PS. W środku nocy odpiszę na Wasze zaległe komenty, obiecuję ;-;
 
(2)PS. Niewykluczone, że w przyszłości pojawi się one-shot z Altair'em i Malikiem kocham to tak baaaardzoooo *q* oraz Ezio x Leonardo <3 No ale jak to mówił Mistrz "wszystko się może zdarzyć~" i... równie szybko mi się odwidzieć xd
 
(3)PS. Jest ktoś chętny do pewnego "zadania specjalnego"? Proponuję śliczny rysunek Will'a stworzony przez Wasze utalentowane rączki! ^^ Will może być sam, może być w parze z Altair'em, co tylko chcecie! Technika dowolna! :D Co Wy na to? Jesteście chętni? ;)
 

Joleen :*

sobota, 23 lipca 2016

Run away with me

Opowiadanie yaoi - Garrett Hawke x Fenris Leto

Dragon Age II






Trzy lata. Przez trzy długie lata Hawke nie kontaktował z Fenem. Oczywiście próbował, ale okazało się, że mężczyzna zmienił numer, a z czasem usunął również wszystkie profile na portalach społecznościowych. Garrett nie zamierzał uprzykrzać mu życia i w końcu dał sobie z nim spokój. Mógłby przecież pojechać do Sehereon'u i poszukiwać białowłosego przystojniaka z tatuażami, ale... co jeśli kłamał? Z jednej strony wiedział o nim sporo, lecz z drugiej... Co było prawdą?
W ciągu ubiegłych lat umawiał się na randki, które organizowali mu rodzina i przyjaciele. Niestety nie znalazł nikogo kim byłby tak oczarowany jak tajemniczym ukochanym z portalu. Dlatego postanowił zatracić się w pracy- ostatniej rzeczy, której był pewien i nigdy by się od niego nie odwróciła. Osiągał liczne sukcesy i wspinał się po drabinie kariery aż uzyskał tytuł jednego z najważniejszych pracowników firmy. Został prawą ręką znienawidzonego przez wszystkich szefa-chamskiego tyrana. Pomimo fortuny przeznaczanej na rozpieszczanie najbliższych i siebie, dobrego imienia oraz popularności w mediach, nic nie było w stanie odgonić myśli o reszcie życia spędzonego w samotności, ze złamanym sercem...

***

- Delegacja?
- Szef kazał ci przekazać, że wyjeżdżasz na cały weekend z wybraną przez siebie osobę z biura do wspaniałego Orlais. Wszystko już opłacone. Żyć nie umierać!- zaśmiała się do słuchawki Isabela.
- I co będę tam robić?- westchnął Hawke, siadając na łóżku i wycierając mokre włosy po prysznicu ręcznikiem.
- No wiesz, konferencje, prezentacje, wręczanie nagród, osobistości z dziedziny nauki i te sprawy. Masz nas reprezentować i być na panelu dyskusyjnym razem z naszą konkurencją. Nie znam zbyt wielu szczegółów...
- Zauważyłem - wtrącił z uśmiechem.
- Nieważne! Po prostu nie daj ciała i wychwalaj naszą firmę ponad niebiosa, jasne? Na tym zależy temu pieprzonemu karzełkowi najbardziej.
- Dzięki, Bela. Chyba dam sobie radę.
- Nie "chyba", tylko "muszę"!- poprawiła go.
- To teraz możemy już w końcu porozmawiać. Co tam u ciebie?
- U mnie? Właśnie wybieram się na randkę - zaćwierkotała wyraźnie zadowolona.
- Z tym twoim nowym facetem, którego poznałaś w necie? Jak mu tam było?
- Nazywa się Anders! An-ders! Czemu ciągle go mylisz? Sam mi mówiłeś, że o nim słyszałeś!- poskarżyła się.
- N-No tak. Dziwne, nie?- Faktycznie. To nazwisko... brzmi całkiem znajomo... - zastanowił się przez chwilę.
- Skoro już rozmawiamy o związkach, Hawke, mam nadzieję że wybierzesz mądrze i kogoś w tym hotelu porządnie wystukasz. Może tego naszego byłego kuriera? No wiesz, ten, co teraz u nas pracuje - dodała flirciarsko. Cała Isabela...- potrząsnął lekko głową z wymalowanym uśmiechem na ustach.
- Chodzi ci o Zev'a? Muszę podziękować. Nie mój typ. A poza tym, on chyba jest bi...
- Nie każdy będzie seksownym, białowłosym bogiem, wiesz? Ostatnio źle wyglądasz, miśku... Dbaj o siebie i- Ah! Cholera, muszę lecieć. Varric się do mnie dobija. Pożyczyłam od niego ostatnio trochę forsy i muszę się go jakoś pozbyć... albo upić. Ciao!
- Jasne. Nie kłóćcie się i pozdrów go ode mnie. Ciao, Bela - rozłączył się i opadł wykończony na pościel. Nie chcę tam jechać... Już wolałbym pracować za biurkiem lub prowadzić te nudne konferencje, na których nikt mnie nie słucha. Na dodatek będę musiał komuś podrzucić Bary'ego...- westchnął ciężko. Nie dość, że kiedyś samotność to teraz i życie jest do dupy.

***

- Pan Garrett Hawke z Inqusitions? Bardzo mi miło pana poznać! Mamy nadzieję, że spędzi pan tutaj miły czas! - ukłoniła się młoda recepcjonistka pięciogwiazdkowego hotelu, w którym rozgrywała się cała impreza.
- Dziękuję - odebrał od niej plan spotkań oraz kartę do pokojów.
- Hawke! Przyniosłam sprzęt! - do mężczyzny podeszła rudowłosa kobieta w szarych spodniach i ciemnozielonej koszuli, podkreślającej kolor jej oczu. Ciągnęła za sobą swój bagaż, a w dłoni trzymała czarną torbę.
- Spokojnie, Aveline. Mamy jeszcze trochę czasu zanim rozpocznie się pierwsza prezentacja - oznajmiłem z delikatnym uśmiechem.
- W takim razie... nie obraziłbyś się jeśli... Ja... - bełkotała pod nosem zawstydzona.
- Znamy się nie od dzisiaj. Po prostu powiedz mi o co chodzi.
- Umówiłam się - westchnęła.
- Na randkę?!- zdziwił się - Gdzie tak szybko kogoś poznałaś?
- Na lotnisku spotkałam pewnego ochroniarza, który namierzył naszego brzydkiego złodziejaszka. Ma na imię Donnic. Więc... nie obrazisz się, jeśli pójdę na wystawę naprzeciwko? - posłała mu błagalne spojrzenie.
- Od kiedy interesujesz się sztuką? - zapytał z zadziornym uśmiechem.
- Od kiedy Donnic się nią interesuje - odpowiedziała mu tym samym.- Chyba, że wolisz mnie wesprzeć i towarzyszyć...
- Nie, dzięki. Zostanę na miejscu i będę cię informował, jeśli coś się zmieni.
- Jestem twoją dłużniczką. Jak zwykle zresztą. To... do zobaczenia później! - odprowadził ją wzrokiem, a następnie zwrócił się dyskretnie do recepcjonistki.
- Przepraszam, czy jest tutaj jakiś bar albo pobliski przybytek do zatapiania swoich smutków?
- Musi pan iść na prawo i zejść schodami na dół. Znajduje się tam nasz tajny bufet - odpowiedziała, puszczając mu oko.
- Świetnie. Dziękuję - postąpił jak mu polecono i już po chwili stanął w niewielkim pomieszczeniu z jaskrawą, czerwoną tapetą na ścianach, unoszącym się w powietrzu zapachem fajek zmieszanym z alkoholem oraz drętwą muzyczką w tle. Za pokaźnym, drewnianym i podświetlanym barem stał siwy barman w kolorowej kamizelce i czerwonej muszce. Na stołku przed nim siedział klient- mężczyzna w białej koszuli z podwiniętymi rękawami do łokci, ukazującymi wytatuowane ręce i ciemnych, obcisłych rurkach. Miał niespotykany kolor włosów- białe, zupełnie niczym śnieg.
- Będę musiał otworzyć całą butelkę... - gdy Garrett stopniowo się zbliżał, wychwycił toczącą się między nimi burzliwą konwersację.
- Bez obaw. Dam sobie z nią radę - odparł pewny siebie. Ten głos... Niski, męski i cholernie pociągający... Muszę mu się bliżej przyjrzeć - postanowił w myślach.
- Z przyjemnością mogę pomóc. Oczywiście podzielimy się rachunkiem - zaproponował, stając przy barze. Mądre, szmaragdowe oczy spotkały tęczówki w kolorze uśpionego miodu.
- W takim razie zapraszam - nieznajomy z jasnym wzorem tatuażu ciągnącym się od brody i chowającym pod kołnierz, odsunął mu krzesło tuż obok siebie. Wygląda tak, jak opisywał się Fen... Czyżbym miał przywidzenia? Pieprzyć to. Jeden drink, czy flirt, co to za różnica?- podziękował i zajął swoje miejsce.
- Też na delegacji?- zapytał, gdy niezadowolony barman zaczął robić swoje.
- Można to tak ująć... Będę robił zdjęcia do prasy - odpowiedział, opierając brodę o splecione dłonie.
- Nie wierzę, że kogoś mogłyby obchodzić te technologiczne badziewia - parsknął.
- Tylko prawdziwych smakoszy - odrzekł żartem mężczyzna.
- A co powiesz o wykładach?
- Już się nie mogę doczekać... - w jego głosie wyczuwalna była nuta cynizmu.
- Zostajesz tutaj do jutra czy...?
- Pewna firma sponsoruje mi tutejsze lokum. Wyjeżdżam zaraz po śniadaniu. A ty?
- Ja tak samo! - zawołał uradowany.
- Zbieg okoliczności? - uniósł ciemną brew.
- A może przeznaczenie?- ich spojrzenia się odnalazły i jednocześnie uśmiechnęli się do siebie. Magiczną chwilę z fajerwerkami w roli głównej przerwała dziewczyna, która wparowała do pomieszczenia niczym najprawdziwsze tsunami.
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukam! - zwróciła się do zielonookiego.
- Co jest? - spytał lekko poirytowany. Czyżby jej nie lubił?- Hawke przybliżył do nich dwa, pełne słodkiego czerwonego wina kieliszki.
- Szefowa dzwoniła. Dopóki nie ma wykładu mam iść porobić zdjęcia na tej wystawie naprzeciwko. Na wypadek, gdyby coś się działo... Po prostu nie ruszaj się stąd!
- Nie mam zamiaru, Merrill. Poza tym... - zerknął na ciemnowłosego - już znalazłem doskonałe towarzystwo - posłał mu zniewalające z nóg spojrzenie.
- To na razie i miłej zabawy, Fenris! - rzekła i równocześnie szybko zniknęła za drzwiami.
- Fenris? - powtórzył zszokowany. Nie. To nie jest możliwe...
- Zgadza się, nieznajomy. Zdradzisz mi swoje imię?
- Garrett.
- Ga-rrett? - zmarszczył swoje brwi. Jego piękny uśmiech wyparował, twarz mu stężała i cały się spiął. Oboje przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie nawzajem w milczeniu.
- To ty, prawda? "Little wolf"... Fen. Fenris... To twoje prawdziwe imię? Fenris? - domyślił się.
- Gare, ja... - poderwał się z miejsca i pospiesznie skierował w stronę wyjścia.
- Poczekaj! - pobiegł za nim i chwycił go za nadgarstek.
- Puść... Puść mnie! - warknął, próbując się wyswobodzić z jego uścisku.
- Nigdy! Wiesz ile czasu cię szukałem? Ile żałowałem...? - zacisnął na nim swoje palce.
- Żałowałeś? Ty? - zdziwił się.
- Fen... - próbował go zmusić, aby ponownie spojrzał mu w oczy.
- Zo-Zostaw mnie! Ja... nie mogę...!
- Chodź ze mną - powiedział, prowadząc białowłosego za sobą.
- Dokąd idziemy?! - zapytał, gdy weszli do windy, znajdującej się na holu.
- Gdzieś, gdzie możemy być sami.
- Co zamierzasz? - nie odpowiedział mu, ponieważ sam tego nie wiedział. Był pewien tylko jednego- musiał dowiedzieć się prawdy.
Kiedy dojechali na odpowiednie piętro i mężczyzna odnalazł właściwy pokój, otworzył drzwi specjalną kartą, a następnie wciągnął do niego przerażonego Fenrisa. Garrett zwolnił swój uścisk i zamknął za sobą drzwi, po czym spojrzał wprost w błyszczące ze złości zielone tęczówki.
- Nie zrozum mnie źle. Nie jestem jakimś psycholem i nie zrobię ci krzywdy. Jedyne czego chcę to odpowiedzi. Szczerych, jakby można było.
- Co chcesz wiedzieć?- spytał, krzyżując ręce na piersi.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ze mną zerwałeś?
- Nie pamiętasz jak nagle na mnie naskoczyłeś? Jak naciskałeś? - prychnął.
- Pamiętam. Jest mi za to okropnie wstyd, ale mi też nie było wtedy łatwo. Nie wiedziałem już w co mam wierzyć... - mężczyzna spuścił wzrok na podłogę - Czemu zachowałeś te konta?- oraz zwinął usta w cienką linię - Fenris?
- Bałem się.
- Czego?
- Nie wierzyłem w to, co nas łączyło. Było... zbyt idealne. To wszystko o czym marzyłem... nagle stało się rzeczywistością - westchnął cicho - Jesteś wspaniały, Hawke. Troskliwy, rodzinny, kochający, uprzejmy, przyjacielski, odważny... Zupełne przeciwieństwo mnie. Starszy facet po przejściach z nałogami, wielokrotnymi gwałtami i chorymi związkami. Nikt... takiego nie chce. Nikt. Ale nawet kiedy cię zbywałem i zachowywałem się opryskliwie... byłeś taki wyrozumiały i dobry. Wtedy było mi jeszcze ciężej. Nieustannie o tobie myślałem i obawiałem się twojej utraty. Tak naprawdę wykorzystałem naszą głupią sprzeczkę jako pretekst, żeby samemu móc to zakończyć. Lepiej będzie ci się żyło beze mnie. Uwierz mi - ciemnowłosy złapał za jego ramiona.
- To wszystko bzdury! A-A te konta? Skoro wcześniej je zatrzymałeś... Dlaczego je usunąłeś?
- Ja... nie miałem ochoty się już w to bawić. Wiedziałem też, że możesz się przez nie ze mną skontaktować, więc...
- Chyba sobie kpisz... - Garrett puścił go, usiadł podminowany na łóżku i założył dłonie na kark - Fen... Czy to, co było między nami... Byłeś wtedy szczery? - spojrzał w szmaragdowe ślepia, wpatrzone w niego niczym w największe i najcenniejsze arcydzieło.
- Zazwyczaj tego nie robiłem, ale z tobą... Nie potrafiłem kłamać. Czasami omijałem różne tematy, ale nigdy cię nie okłamałem, bo byłeś dla mnie ważny.
- Więc... - ciężko było mu wypowiedzieć te słowa - miałeś kogoś na boku, gdy byłeś ze mną?
- Dan-to znaczy Danarius mnie szukał.
- Danarius? - zmarszczył brwi.
- Mój... były, jeśli tak to można określić. To on znęcał się psychicznie i... nie tylko - wyjaśnił, oplatając się ramionami. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, a twarz wykrzywił ból. Co jeszcze ci zrobił, Fenris? W jaki inny sposób wyrządził ci tyle krzywd, że nie potrafisz mi o ty powiedzieć? Przyznać tego przed samym sobą?
- I... znalazł cię?
- Uciekłem.
- Gdzie?
- Do Kirkwall.
- Więc... szukałeś mnie? - w jego oczach zabłysła nadzieja.
- Czasami... - przyznał.
- Masz... Jesteś z kimś obecnie? - To nie moja sprawa, ale...
- Nie. A... ty? - zapytał nieśmiało.
- Żartujesz sobie? Od trzech lat nie myślę o nikim innym niż ty! - wyznał z uczuciem.
- Hawke-
- Mów mi po imieniu, Fen - podniósł się i podszedł do niego.
- Ga-Garrett... - wyszeptał słabo.
- Nie masz cholernego pojęcia jak długo śniłem o tej chwili... - dotknął jego policzka dłonią i przejechał po delikatnej skórze tuż pod okiem swoim kciukiem. Mężczyzna wzdrygnął się, lecz nie odsunął - Jesteś taki piękny. Taki, jak sobie wyobrażałem.
- U mnie jest zupełnie inaczej i... Gdzie ta legendarna broda? - odważył się musnąć opuszkami palców gładką skórę na żuchwie Garretta.
- Zgoliłem. Taka oznaka złamanego serca. Nie słyszałeś? Inni obcinają włosy, ja brodę.
- Ale z ciebie baba - oboje się cicho roześmiali.
- Zawsze mogę ją dla ciebie zapuścić - zaproponował po chwili, całując czule wierzch dłoni, którą wcześniej go dotykał.
- Nie trzeba. Tak też mi się podoba. Wyglądasz... młodo.
- Fen... Fenris... - szepnął, zatapiając się w zieleni magicznych oczu - Wciąż mi na tobie zależy. Nie chcę ciebie znowu stracić, a tym bardziej nie chcę, żebyś kolejny raz musiał uciekać. Zostań ze mną. Proszę...
- Chcesz... ze mną być? Po tym wszystkim, co zrobiłem? - spuścił głowę. Hawke złapał go za podbródek i skierował w górę.
- Chcę. Jestem twój, pamiętasz? Od zawsze należałem tylko do ciebie.
- Tak. A ja twój... - Garrett pochylił się, a białowłosy sięgnął do jego ust swoimi. Ich niewinny i słodki pocałunek niedługo później przemienił się w znacznie namiętniejszy i bardziej zachłanny, wywołując falę dreszczy oraz urwane jęki przyjemności.
- Zdajesz sobie sprawę... ile lat na to czekałem? - wyszeptał wciąż muskając miękkie wargi.
- Za długo - odparł z uśmiechem zanim jego usta znów nie zostały zamknięte. - Mmm... Gare... Wy-Wykład... - wymruczał w pewnym momencie.
- Myślisz, że cię wypuszczę w tym stanie? Poza tym, mam gdzieś ten cały wykład. Ty jesteś znacznie ciekawszy...- złożył delikatne pocałunki na jego policzku, żuchwie oraz szyi.
- Chcesz tutaj zostać?
- Chcę się z tobą kochać... - W mordę! - uzmysłowił sobie sens wypowiedzianych nieświadomie słów, gdy wyczuł jak mężczyzna nagle się spiął.
- T-To nie tak! Ja...! - zanim zdążył się wytłumaczyć, Fen nie dał mu dojść do głosu.
- Gare, uwielbiam cię, ale przymknij się w końcu i zacznij nas rozbierać.
- Jak sobie życzysz, Miłości - z uśmiechem rozpiął pierwsze guziki białej koszuli Fena. Kiedy zsunął mu materiał z ramion, jego oczom ukazał się fantazyjny wzór rozciągającego się po całym torsie i rękach tatuażu.
- Fenris, to jest... Kto ci go zrobił?
- Dan. W młodości próbował wielu rzeczy. Czego się nie dotknął był w tym mistrzem. Okazał się genialnym tatuatorem. Ten tatuaż... miał być symbolem mojego uwięzienia. To ciało... nie należy do mnie - rzekł smutno.
- Przestań - Hawke dotknął drżących ust swoimi - Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię jeszcze skrzywdził - obiecał, opierając czoło o jego.
- Garrett...
- Dlatego... naznaczę cię w mój własny sposób - postanowił.
- C-Co? Jak?
- Zbadam każdy milimetr twojego ciała ustami. W ten sposób... może być? - wymruczał mu do ucha.
- Gare...! - jęknął głośno, kiedy ciemnowłosy począł ssać i drażnić palcami oba, przekłute sutki.
- Twoje uszy... też są wrażliwe. Pamiętam - przypomniał sobie, przejeżdżając językiem po jego małżowinie.
- N-Nie...!- załkał.
- Nie chcesz...?
- Przestań się mną bawić!
- Nie bawię się - ich głodne spojrzenia odnalazły się. Hawke ściągnął z niego resztę zbędnych ubrań, a następnie przyjrzał mu się.
- N-Nie wpatruj się tak...
- Jesteś tak cholernie seksowny... Nie mogę się opanować - mruknął, po czym pocałował wystającą kość biodrową, a następnie wziął go do swoich ust. Fenris przymknął powieki i odchylił głowę w tył.
- Hawke...- jęknął, w czasie gdy mężczyzna zadowalał go swoim zręcznym językiem - Garrett! Ty pieprzony draniu...!- zaszlochał, wczepiając swoje szczupłe palce w ciemne włosy.
- Do usług - zamruczał nisko w odpowiedzi.
- Hej! To moja kwestia!
- Fen... prawdę powiedziawszy, to ja... - zaczął poważniejszym tonem.
- Czyżby nadszedł odpowiedni czas na zwierzenia? - westchnął zniecierpliwiony.
- Nigdy nie robiłem tego z mężczyzną - wyznał zakłopotany.
- Mówisz serio?
- Nie, kłamię w żywe oczy! - parsknął i uciekł wzrokiem.
- I co teraz? Jest już trochę za późno, żeby zawrócić...
- Nie o to chodzi! Po prostu... nie chcę wypaść na idiotę - na jego policzkach pojawił się krwawy rumieniec.
- Tak jak podczas naszej intymnej rozmowy telefonicznej? - uśmiechnął się zabójczo Fenris.
- Nawet mi o tym nie przypominaj...
- Musisz być bardziej pewny siebie - doradził, łapiąc za jedwabny krawat, który miał na sobie - Skoro nie wiesz co do czego... Może pozwolisz, że dam ci lekcję? - dodał ponętnym głosem.
- Jestem bardzo, ale to bardzo pilnym uczniem - odpowiedział z wymownym uśmieszkiem, na co białowłosy nie wytrzymał i się roześmiał.
- To bardzo, bardzo dobrze, paniczu Hawke - wyszeptał, muskając jego wargi swoimi - Zapraszam na łóżko - brązowooki usiadł na posłaniu, a Fen od razu zaczął pozbywać się jego ubrań. Kiedy był już całkowicie nagi, przez kilka minut najzwyczajniej w świecie dotykali się, przytulali i całowali. Obydwu to jednak nie satysfakcjonowało...
- Potrzebuję czegoś do nawilżenia... Najlepiej nadałby się lubrykant - odezwał się białowłosy.
- Może sprawdzisz w szufladzie? W hotelach często... No wiesz.
- Ależ oświeć mnie, mój drogi! - Hawke w odpowiedzi wpił się w jego kształtne wargi.
- Pospiesz się - Fen westchnął i sięgnął do etażerki, stojącej przy łóżku. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i zakłopotanie jednocześnie - Co jest?
- Garrett... Może wyjaśnisz mi kim jest Isabela? - zapytał, rzucając w jego stronę tubkę lubrykantu i liścik o treści "Zaszalej, miśku! ;* Całusy, Isabela <3".
- Bela... przerosłaś samą siebie - mruknął pod nosem, zszokowany.
- Więc? - mężczyzna mierzył go podejrzliwym wzrokiem.
- To tylko przyjaciółka, martwiąca się o moje życie erotyczne.
- To trochę... niepokojące - stwierdził lekko zdegustowany.
- Zgadzam się w stu procentach, ale... chyba będziemy musieli jej podziękować.
- Słusznie... - podszedł z powrotem do Hawke'a i usadowił się wygodnie na jego kolanach. Następnie otworzył tubkę i wylał sobie trochę substancji na palce, które schował za plecy, tuż na swoje wejście i jęknął przeciągle.
- Boli? - spytał troskliwie, głaszcząc go po policzku.
- Tylko odrobinę... - spojrzał mu z uśmiechem w oczy, zapewniając o prawdziwość swoich słów. Garrett nie tracił więcej czasu. Zamierzał sprawić, że dyskomfort zniknie i zastąpić go czystą przyjemnością, dlatego zaczął dotykać go jedną dłonią, drugą unieruchomił mu biodro, a usta zajął muskaniem stwardziałego wcześniejszymi pieszczotami sutka.
- Ga-Gare...! - wyjąkał z trudem, gdy przez jego ciało przeszedł dreszcz - Prze-Przestań...
- Robię coś nie tak?
- Wręcz przeciwnie, ale... chcę dojść razem z tobą - posłał mu błagalne spojrzenie. Hawke przełknął ślinę i kiwnął twierdząco.
- Złap się mnie -polecił. - Już chyba załapałem, o co chodzi.
- Cieszę się, bo nie potrafię utrzymać się na nogach... - uśmiechnął się słabo i założył mu ręce na szyję.
- Gotowy? - Fen skinął głową, na co Garrett objął jego biodra, które zsunął niżej...
- Garrett! - zawołał, wbijając mu palce w ramiona.
- Fen... Fenris... Tak dobrze... - wyjęczał, poruszając się coraz szybciej. Dopóki obaj nie tracili tchu. Dopóki obaj nie pogubią myśli. Dopóki obaj nie zaznają smaku ich wspólnego, jedynego w swoim rodzaju i tak długo wyczekiwanego uczucia spełnienia...
- Gare-! Fenris! - krzyknęli jednocześnie i opadli bezsilnie na miękki materac, łapiąc oddech. Zanim ich umysły uciekły do świata snów, zdążyli jeszcze raz się odnaleźć i rozkochać w sobie nawzajem od nowa...

***

Hawke obudził się, czując dreszcz spowodowany brakiem kołdry czy innego, niezbędnego okrycia. Dlatego też wyciągnął swoją rękę, aby przysunąć Fenrisa do siebie. Niestety zamiast śpiącego białowłosego ujrzał puste miejsce. Serce zabiło mu mocniej, a w głowie poczęły układać się najgorsze scenariusze jego nieobecności.
- Fenris? - cisza - Fen?! - znowu brak odpowiedzi. Zaniepokojony mężczyzna wstał i zwrócił się ku drzwiom. Zanim zdążył nacisnąć klamkę, usłyszał odgłos lejącej się wody z prysznica oraz... śpiew?
- ... this is the part, you've got to say all that you're feeling, feeling... - To... Fenris? - pomyślał, kierując się w stronę łazienki. - Packing a bag, we're leaving tonight when everyone's sleeping, sleeping... Let's run away~! I'll run away with you... - kiedy tam dotarł, okazało się, że drzwi były otwarte, a za zamgloną od pary szybą dostrzegł znajomą postać. - Cause you make me feel like, I could be driving you all night... And I found your lips in the street lights... I wanna be there with you!- Ten wokal... Chciałbym go słuchać codziennie... - Baby! Take me to the feeling! I'll be your sinner, in secret... When the lights go out~! Run away with me! Run away with me! - nucił, gdy zmywał z włosów mydliny po szamponie.
- Baby, every single minute. I'll be your hero, I'm winning. When the lights go out...- dośpiewał z uśmiechem Garrett. Nagle drzwi od prysznica się rozsunęły.
- Słyszałeś - zmrużył nieprzyjaźnie zielone oczy.
- Masz piękny głos, wiesz?- Hawke rozsunął drzwi do końca i dołączył do niego. Następnie złapał Fenrisa za podbródek i namiętnie pocałował.
- Pomimo zapachu hotelowego szamponu... wciąż pachniesz konwaliami - wyszeptał w jego nagą i wilgotną skórę szyi.
- Nos już nie ten, co "miśku"? - zachichotał cicho. Hawke przysunął go do siebie i zamknął w swoich ramionach.
- Cholernie mnie wystraszyłeś. Nie masz prawa wychodzić z łóżka bez pozwolenia, jasne? - wyszeptał, obcałowując bark.
- Myślałeś, że znowu od ciebie ucieknę?
- Run away with me... - uśmiechnął się słabo i ucałował w skroń.
- Nie zamierzam cię już nigdy opuścić. Nie mogę znieść myśli o życiu bez ciebie.
- W takim wypadku nie widzę innego wyjścia. Musisz ze mną zamieszkać.
- Gare... mówisz poważnie? - próbował doszukać się odpowiedzi z jego bursztynowych oczu.
- Kocham cię, Fenris - wyznał - Nie pozwolę ci znowu uciec i przysięgam, że zajmę się tobą najlepiej jak tylko będę  potrafił.
- My beloved hero...- białowłosy posłał mu spojrzenie przepełnione ogromną miłością, zaklętą w niesamowitych, szmaragdowych ślepiach.


*****

Dobry~! ^^


Nie ma to jak zakończyć rozdzialik akcentem pairing'owej piosenki ;)

Tak. Joleen słucha swoich ukochanych piosenek i widzi przed oczami dany pairing lub postać. Jest ich malutko, ale w jej główce pasują idealnie :) Na przykład przegenialna piosenka "Run away with me" jest przypisana do FenHawke tak samo jak Pillowtalk z przyszłego epilogu :D To dzięki niej wpadłam na to opowiadanko ^^ Tak samo jak na przykład tytułowa piosenka bloga "Wings", która jest bliska mojemu sercu, to prawdziwy hymn AkaFuri! <3 Wy też macie takie pairing'owe hity? ;D

PS. Wiecie, co jest równo za tydzień? :3 Ostatni weekend lipca = ostatni rozdzialik FenHawke = idealny prezent na moje 19 urodzinki! ^-^

(2)PS. Tak, wiem, że miało być o część więcej, ale po 1- nie zmieściłabym się w co weekendowym rozdziale w lipcu, a po 2- mój pomysł na przyszły rozdział był tak krótki i (za przeproszeniem) z dupy, że postanowiłam powrócić do mojego pierwszego założenia :)

(3)PS. Altair w drodze, a Lost w trakcie pisania ^-^


Joleen :*

środa, 20 lipca 2016

Rozdział XXXIX

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Delikatne muskanie po twarzy oraz szyi zbudziło mnie z błogiego snu. Zmarszczyłem brwi i niechętnie postanowiłem otworzyć oczy. Kiedy jednak ujrzałem Leviego... zmieniłem swoje nastawienie.
- Dzień dobry - przywitałem go uśmiechem, a następnie złożyłem leniwy pocałunek na magicznych wargach, które przez całą ubiegłą noc doprowadzały mnie do szaleństwa. Po chwili odsunąłem się, aby ocenić jego reakcję. Patrzył na mnie swoimi hipnotyzującymi, kobaltowymi oczami i dalej badał skórę szczupłymi, przyjemnie chłodnymi palcami. Był niesamowicie opanowany i zamyślony. - Coś nie tak? - zapytałem, mrugając kilkakrotnie.
- Skąd ten pomysł? - odparł, przesuwając kciukiem po zagłębieniu w mojej szyi.
- Jesteś taki... nadzwyczaj spokojny.
- Wolałbyś żebym skakał po ścianach? - prychnął.
- Wiesz, o co mi chodzi - pochwycił mój wzrok. - Czyżbyś... - zrobiłem krótką pauzę, by odpowiednio dobrać słowa. - Wahasz się... w związku z nami?
- Myślę... o wielu rzeczach - odpowiedział zagadkowo.
- A co... Co myślisz o mnie? - dotknąłem delikatnie jego dłoni, którą położył na wysokości mojego mostka.
- Że jesteś upartym, ślepo zauroczonym... - złapał za mój podbródek -... i niezwykle pociągającym szczeniakiem - wymruczał głosem, który wywołał u mnie dreszcz od stóp aż po sam czubek głowy.
- Wykreśl dwa pierwsze i wstaw "wiedzącym czego chce" oraz "szczęśliwie zakochanym" - poprawiłem z nonszalanckim uśmiechem. Zaledwie kilka sekund później, nasze spragnione czułości usta spotkały się w połowie drogi. Levi przyssał się do mojej dolnej wargi i położył dłonie na odrobinę obolałe biodra. Wydałem cichy pomruk aprobaty i zawiesiłem ręce na jego szyję. Nie miał większego trudu z popchnięciem mnie na plecy i zatopieniem kuszących warg z powrotem w moich. Nasze nogi były związane niczym precel, a miednice lekko ocierały się o siebie, wywołując niezwykle podniecające odgłosy...
Poranną chwilę pełną przyjemności przerwał głośny dzwonek telefonu. Zirytowany czarnowłosy cofnął się, sięgnął po telefon i przejrzał spisy nieodebranych połączeń.
- Tsk. To... z pracy. Muszę oddzwonić - powiadomił, po czym wstał, - Weź szybki prysznic, a ja zrobię śniadanie - zaproponował. Zanim zdążył odejść, złapałem go za nadgarstek. Spojrzał zdziwiony w moje oczy.
- Nie dokończymy...? - zapytałem zawstydzony z pragnieniem wymalowanym na twarzy oraz... dolnych partiach ciała. Mężczyzna pochylił się do mojego ucha i omiótł je swoim ciepłym oddechem.
- Dlatego powiedziałem "weź szybki prysznic". Czytaj między wierszami, Eren - wyszeptał, podgryzając moją małżowinę.
- A-A co z tobą? Myślałem, że-
- Kilka pocałunków nie wystarczy, żebym był tak napalony jak pewien szesnastoletni gówniarz.
- Po prostu jesteś już stary - parsknąłem, posyłając mu swój pełen wyższości uśmiech.
- Jestem. I nie będę musiał się zadowalać pod zimnym prysznicem - rzucił wychodząc. Przygryzłem wargę i potrząsnąłem lekko głową. Nigdy z nim nie wygram. Jest... niesamowity. Jak zawsze z resztą... - westchnąłem i poszedłem, a raczej doczołgałem się pod prysznic. Jednak dobrze się stało, że do niczego między nami nie doszło. Inaczej nie byłbym w stanie jechać na bal. No właśnie! Bal! - kiedy wyszedłem z łazienki, pospiesznie ubrałem na siebie czarne bokserki i zszedłem na dół.
- Levi! Wiesz, która jest godzina?! - zawołałem, kierując się do kuchni.
- Dochodzi czternasta.
- C-C-Co?! - stanąłem w drzwiach jak wryty, ze wzrokiem wlepionym w zegarek elektroniczny na piekarniku.
- Ubierz coś na siebie, idioto. Przeziębisz się - skomentował moje prawie nagie ciało.
- Levi! Jest 14:15! Jak to możliwe?!
- Pół nocy uprawialiśmy seks. Czego się spodziewałeś? - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Stał przy kuchence i trzymał w dłoni czarną rączkę od patelni. Miał na sobie szare, luźne spodnie oraz granatowy, kaszmirowy golf.
- Za parę godzin muszę jechać na bal, a jeszcze nie wiem, co ubiorę! - pożaliłem się.
- Uspokój się. Najpierw zjemy... śniadanio-obiad, a potem pomogę ci coś wybrać - zaoferował.
- Mówisz serio?
- Dlaczego miałbym kłamać?- patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy. Moje wszelkie zmartwienia odeszły, a serce zabiło mocniej, tonąc w spokojnym morzu po nocnym sztormie w jego tęczówkach. Działał na mnie niczym machnięcie różdżki. Nigdy nie potrafiłbym mu się sprzeciwić, odkochać czy opuścić...
- Masz rację - posłałem mu swój najlepszy uśmiech i podszedłem bliżej. - Co smażysz?- spytałem opierając brodę o jego ramię.
- Naleśniki.
- Umiesz robić naleśniki? - zdziwiłem się szczerze.
- Prościej będzie, jeśli zapytasz czego nie potrafię.
- To prawda. Jednak większość twoich najsławniejszych talentów miałem zaszczyt poznać - rzekłem z dumą.
- To znaczy?
- Potrafisz łapać złych zbirów, znasz się na kuchni, a w łóżku...- Levi nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Tak? - jego słodkie wargi znajdowały się tak blisko...
- W łóżku... "doprowadzasz mnie do szału" - dokończyłem z szerokim uśmiechem. Fuknął na mnie cicho i odtrącił.
- Zamknij jadaczkę i siadaj do stołu, bo nic nie dostaniesz - warknął zirytowany.
- Tak, tak...- odpowiedziałem i powolnym krokiem skierowałem się w stronę wyjścia.
- Pamiętaj, że nie usiądziesz ze mną w tym stroju - ostrzegł. - Głupi i bezczelny dzieciak...- mruknął do siebie pod nosem, gdy myślał, że go nie usłyszę. Z powstrzymanym w zarodku głośnym śmiechem, wróciłem do pokoju, aby ubrać się w zwykłe, czarne spodnie i niebieską bluzę z kapturem i dużą kieszenią z przodu. Kiedy wszedłem na hol, moje nozdrza od razu uderzył smakowity i słodki zapach naleśników. Lekko odurzony wszedłem do jadalni, gdzie już czekał na mnie Rivaille z ulubionym kubkiem gorzkiej kawy i poranną gazetą.
- Siadaj - nakazał odsuwając mi krzesło obok siebie. Wykonałem jego polecenie i obserwowałem jak na talerz z parującym ciastem nakłada syrop klonowy z sosjerki, a potem kładzie przede mną.
- Może jeszcze mnie nakarmisz? - parsknąłem szczerze rozbawiony.
- Przysięgam ci, Eren, że jeszcze jedno słowo i-
- Przecież żartuję! Po prostu... wzięło mnie na wspominki - uciąłem mu i odkroiłem kawałek dania, po czym wsadziłem go do ust. - Mmm! Pyszne!- pochwaliłem. Levi patrzył na mnie z politowaniem w niebieskich oczach.
- A przypomniałeś sobie, jak odmawiałeś jedzenia albo trząsłeś się na mój widok?
- Prawie w każdym związku początki są... ciężkie. Ale to dzięki tobie zmieniło się moje życie. Wciąż nie pamiętam faktów z przeszłości, więc trudno mi mówić o jakiejkolwiek przemianie. Dlatego... odrodziłem się. Zyskałem nowe życie. Dzięki tobie... żyję - patrzyłem w kobaltowe tęczówki z wdzięcznością. Czułem jak serce zaczęło bić mi znacznie mocniej, zagłuszając wszystko dookoła. - Podziw nie jest jedynym uczuciem jakim ciebie darzę, jak już pewnie zauważyłeś...- A ty? Co do mnie czujesz?
- Jedz, bo wystygnie - czar prysł. Wziąłem kolejny kęs do ust. Zjedliśmy w milczeniu, przepełnionym moimi zdeterminowanymi myślami. Zapytam go. Jeszcze dzisiaj. Na pewno...

***

Po śniadanio-obiedzie pomogłem Leviemu pozmywać i posprzątać. Później musieliśmy się rozstać, ponieważ już od samego rana czekały na niego pilne telefony i praca, więc poszedłem do siebie i zacząłem pisać zaległe wypracowania oraz odrabiać pracę domową, zadaną przez postrach szkoły, nauczycielkę matematyki i największą zołzę w jednym. Gdy skończyłem akurat zostało mi całe pół godziny na wyszykowanie się. Podszedłem do komody, aby odnaleźć czarne skarpetki i garnitur, który kupiłem podczas zakupów razem z Rivaille. Byłem wtedy taki zakłopotany i zawstydzony... Zwłaszcza kiedy wszedł ze mną do tamtej przebieralni...- pomyślałem, zapinając guziki białej koszuli. Znajdował się tak blisko... Pomagał założyć mi krawat i wiercił we mnie dziury swoim magnetycznym spojrzeniem... Na samo wspomnienie czuję dreszcze.
- Historia lubi się powtarzać, co? - w pewnym momencie usłyszałem znajomy głos. Moje oczy skupiły się na Rivaille, stojącym w drzwiach i opierających się przedramieniem o ich framugę. Zerknąłem nieśmiało na supeł, który nieświadomie stworzyłem na jedwabnym krawacie.
- To jest zbyt skomplikowane...- westchnąłem i ponownie spojrzałem na mężczyznę. - Niech zgadnę. Przyszedłeś się ze mnie ponabijać?
- Wręcz przeciwnie - odparł i podszedł do mnie. Uważnie obserwowałem, jak rozplątał mi krawat i założył od nowa.
- Już. Zapamiętasz? - zapytał, gdy dokończył swojego dzieła.
- Byłem zbyt skupiony na czymś innym. A raczej kimś...- odpowiedziałem mu z błyskiem w oczach i pewnym siebie uśmiechem. Levi pociągnął mnie za koniec krawata, abym się pochylił.
- Następnym raz zawiążesz go sam. Jeśli popełnisz błąd, zostaniesz surowo ukarany. Zrozumiano? - wymruczał wprost do mojego ucha.
- T-Tak jest! - zasalutowałem. Posłał mi swój półuśmiech i potrząsnął delikatnie głową. Następnie sięgnął po moją marynarkę i pomógł mi ją założyć. Przejrzałem się w lustrze. Wyglądałem jak... nie ja. O wiele poważniejszy, dojrzalszy, poniekąd atrakcyjny... Podobny do jakiegoś młodego prezesa firmy czy prawnika, ale na pewno nie Erena Jeagera.
- Co myślisz? - spytałem ciemnowłosego, wpatrującego się we mnie.
- Jest... dobrze - odrzekł lekko zmieszany.
- Tylko? - zmarszczyłem brwi.
-  Czegoś mi brakuje... Poczekaj. - Rivaille włożył rękę do kieszeni, a później pochwycił mój lewy nadgarstek, na który założył elegancki, srebrny zegarek. Natomiast do prawej dłoni wręczył mi...
- Telefon?! - zdziwiłem się widząc urządzenie wielkości mojej dłoni i dotykowym ekranem.
- To miał być prezent na święta, ale już teraz będzie ci się przyda. Wpisałem do niego numer do mnie, Petry, Verde i Erwina. Jeśli tylko coś się wydarzy albo-
- Dziękuję! - uciąłem i rzuciłem mu się uradowany na szyję. Z początku nie był zadowolony moim zachowaniem, ale po krótkiej chwili otulił mnie swoimi szerokimi ramionami.
- Jesteś... szczęśliwy?
- Tak naprawdę, to...- Dasz radę, Eren. Wyduś to z siebie.- Do pełni szczęścia brakuje mi już tylko jednego - odsunąłem się od niego, by móc spojrzeć w zaciekawione ślepia.- Odpowiedzi - jedna z czarnych brwi się uniosła.
- Czyli?
- Ja... wiem, że to może wydawać się głupie, ale...- przełknąłem głośno ślinę. To chyba najtrudniejsza rozmowa w moim życiu... Wyczekiwany moment jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy tylko... - Muszę poznać twoją odpowiedź. Już wiem, że nie jestem ci zupełnie obojętny i obcy, lecz... nic nie mogę poradzić na niepewność, którą w tajemnicy przed tobą odczuwam - zacisnąłem palce na umięśnionych ramionach. - Co dokładnie do mnie czujesz, Levi? - Zrobiłem to! Zapytałem!
- Eren...- moja euforia trwała tylko kilka sekund. Rivaille... zamilkł. Na dodatek miał przybrany dziwny wyraz twarzy. Malowało się na niej zmartwienie i coś, czego nie potrafiłem odczytać. Kiedy w końcu zdecydował otworzyć ponownie usta, do pokoju wparowała Verde i zmierzyła nas swoim zszokowanym wzrokiem.
- Panie Rivaille, czy ten smarkacz znowu coś przeskrobał? - warknęła skanując naszą bliskość oraz moje dłonie spoczywające na barkach Leviego.
- Nic się nie dzieje, Verde. Poczekaj na dole. Eren zaraz do ciebie zejdzie - poinformował ją. Kobieta posłała mi mordercze spojrzenie, po czym potulnie usłuchała jego prośby i wyszła z pokoju.
- Moment. Nie odwozisz mnie? - zwróciłem się do mężczyzny.
- Jestem w trakcie dochodzenia. Nie mogę zostawić mojej grupy na lodzie. Potrzebują mnie.
- No tak...- byłem zawiedziony i wkurzony. Ciągle tylko praca i praca... A co ze mną? Co z nami?
- Obiecuję, że po ciebie przyjadę. O której godzinie mam być pod szkołą? - musnął mój policzek swoim kciukiem.
- Po północy? - Tak naprawdę bal trwał góra do 23, ale kto wie, do której Connie zamierzał urządzać to swoje słynne afterparty.
- Mam tylko nadzieje, że mój samochód w drodze powrotnej nie zamieni się w dynię...- parsknął i uśmiechnął się do mnie krzywo.
- A ja, że czarujący książę dotrzyma obietnicy i odnajdzie prawdziwą miłość - jego uśmiech natychmiastowo zniknął. - Jutro mija tydzień... Wiesz, co to oznacza. Kiedy wrócę z balu... oczekuję twojej odpowiedzi - rzekłem i wyszedłem, zostawiając go samego. Verde odwiozła mnie na szkolny parking. Podczas drogi nie odezwała się do mnie ani słowem. Dopiero kiedy wychodziłem z auta, rzuciła "nie narób panu Rivaille wstydu". Przysiągłem, że się postaram i zamknąłem drzwiczki z trzaskiem. Następnie stanąłem na rozłożonym czerwonym dywanem przed udekorowanymi balonami, serpentynami oraz kolorowymi plakatami wejściem do budynku. Z cichym westchnieniem ruszyłem w ich stronę.



*****

Dobry wieczór~! ♥


No. To już jest koniec wymarzonej sielanki. Wszystkie tajemnice z "ciemności" powoli zaczną wychodzić na światło dzienne. Zdradzę Wam też, że Erę po tej imprezce już nie będzie tą samą osobą... Koniec tych spoilerów, bo się rozpędzę i opowiem najlepsze! ;D Nie macie pojęcia jak bardzo nie mogę się doczekać, żeby to wreszcie napisać i Wam przedstawić! >.<

PS. Bardzo możliwe, że uda mi się przedstawić Wam jeszcze jedno opowiadanko z gry! ^^ Takie króciutkie trzy części :3 Cieszycie się? :D Jeśli nie, to nie martwcie się zbytnio, ponieważ nie grałam w inne gry na tyle dużo w tym roku, żeby wymyślić inne historie xd Mam nadzieję, że imię "Altair" nie jest Wam obce... ;)


Joleen :*

poniedziałek, 18 lipca 2016

Talk with me

Opowiadanie yaoi- Garrett Hawke x Fenris Leto

Dragon Age II







- Więc... mieszkasz w Kirkwall?- zapytał w pewnym momencie ich wspólnej, codziennej rozmowy telefonicznej Fen.
- Tak teoretycznie, to... wychowałem się w Lothering. Po śmierci moich rodziców musiałem zająć się rodzeństwem i podjąć pracę. Nie mieliśmy innego wyboru. Brak dogodnych warunków do życia zmusił nas do przeprowadzki. W Kirkwall mieszkaliśmy u brata naszej matki, wujka Gamlena. Niestety przez jego zamiłowanie do hazardu i okropny charakter nie mogliśmy liczyć na żadną pomoc. Na szczęście udało nam się odzyskać resztkę z dobytku po naszych dziadkach i dzięki temu stanęliśmy na nogi. Uczelnia, dorywcze prace, nieprzespane noce... Nie było łatwo, ale po jakimś czasie udało nam się przyzwyczaić do nowego życia. Po tym jak bliźniaki skończyły szkołę, poszło już z górki. Mój młodszy brat Carver wstąpił do wojska, a siostra Bethany zamieszkała ze swoim chłopakiem kilka przecznic ode mnie. Studiuje pedagogikę i pracuje w kwiaciarni na rogu. Wszyscy szczęśliwi... Ah! Wybacz, rozgadałem się... Przecież pytałeś tylko o to gdzie mieszkam.- podrapał się niezręcznie po głowie.
- Nie narzekam. Lubię dowiadywać się o tobie więcej i... słuchać twojego głosu - odparł ciepło. Na policzki Hawke'a wstąpił lekki rumieniec
- D-Dzięki... A ty? Gdzie jest mieścina mojego ulubionego randkowicza?- zmienił temat, aby ukryć swoje zawstydzenie wcześniejszymi pochwałami.
- Przymknij się - warknął, na co ciemnowłosy roześmiał się szczerze - Mieszkam w Sehereon'ie. Tuż przy granicy, ściślej mówiąc...
- Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym mieście - zastanowił się przez chwilę Garrett.
- Nigdy też nie było znane.
- I... jesteś tam sam?- próbował coś z niego wyciągnąć.
- Chodzi ci o to, czy teraz jestem sam czy o mieszkanie?
- O oba, jeśli można.
- Mieszkam sam, ale... nie jestem sam.- Hawke poczuł ostre i nagłe ukłucie w piersi.
- A-Aha. Rozumiem...- Co to ma znaczyć?! Czyżby Fen-?!
- Przecież rozmawiam z tobą, co oznacza, że nie jestem sam. Czuję, jakbyś siedział tuż obok mnie...- wyjaśnił pospiesznie, wyczuwając gotujące się między nimi napięcie.
- Fen... zabiję cię - mruknął z ulgą. W odpowiedzi usłyszał cichy chichot - Wcześniej... długo byłeś na innych portalach? Spotkałeś tam kogoś?
- Nikt nie był tak bezpośredni jak "Hot.Andreas69" ani tak interesujący jak ty, ale to oczywiste, że rozmawiałem z innymi ludźmi.
- Przez telefon?- ciągnął go za język.
- Z jednym.
- Fajny był?
- Jak już wspominałem, masz... fajny głos.
- Rozbrajasz mnie, wiesz?- westchnął cicho, a błogi uśmiech sam pojawił się na jego twarzy.
- Do usług.
- Tylko poczekaj, jeszcze cię czymś tak zaskoczę, że spadną ci kapcie!- ostrzegł ze śmiechem.
- Trzymam cię za słowo, Hawke.
- Myślałem, że bycie "panem niespodzianką" to twoje zadanie i nie chcesz go nikomu oddawać.
- "Pan niespodzianka"? Co to ma być?- roześmiał się.
- Fen... mam do ciebie małą prośbę - w pewnym momencie przybrał poważny ton.
- Znowu?
- To nic wielkiego, ale... Mógłbyś... Czy mógłbyś zwracać się do mnie po imieniu?- poprosił przygryzając lekko swoją dolną wargę.
- Myślałem, że "Hawke" to twoje imię - przyznał nieco zdziwiony.
- To jest moje nazwisko. Mam na imię Garrett. Garrett Hawke - przedstawił się oficjalnie.
- Ładnie. Podoba mi się... Garrett - miękki, a zarazem niesamowicie pociągający głos otulił jego imię, zamykając w uścisku czułości i bezpieczeństwa. W ustach Fena wszystko brzmiało lepiej, ponieważ wszystko, co mówił było dla mężczyzny wspaniałe i wyjątkowe. Jednak sposób w jaki wypowiadał to jedno słowo, doprowadzało go na skraj wytrzymałości...
- Jeszcze raz - wyszeptał cicho, prawie niesłyszalnie.
- Garrett.
- Jeszcze...
- Gare.
- Uwielbiam cię, Fen...
 
***
 
- Jestem zazdrosny - przyznał pewnego jesiennego dnia Hawke.
- Dlaczego? O co? O kogo?- dopytywał zaciekawiony białowłosy.
- Wiesz, od dziecka nie lubiłem się... dzielić.
- Tak?
- Za cholerę...
- I co w związku z tym? - Garrett wychwycił dźwięki, jak Fen zaczął popijać ulubioną, czarną jak smoła kawę, którą wcześniej sobie zaparzył.
- Powiem wprost. Nie zamierzam nikogo podrywać ani się z nikim wiązać. Chciałbym... No nie wiem...- potrzebował chwili, aby dobrać odpowiednie słowa .- Po prostu przestańmy to robić.
- Co? - wyczuł nutkę strachu w jego głosie.
- Skasujmy swoje profile na tym głupim portalu! - wyjaśnił z wypiekami na twarzy.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej. Jeśli nie chcesz i uważasz, że się rozpędziłem, to...
- Wiem, o co ci chodziło, Gare.- uciął. Na kilka dobrych minut zapanowała głucha, napięta cisza, podczas której serce Hawke'a waliło jak szalone.
- To kiedy je zdejmujemy?- białowłosy przerwał milczenie swoim słabym westchnieniem
- Dzisiaj? O północy?- zaproponował uradowany.
- Jak romantycznie...- parsknął w odpowiedzi.
- To nie jest mała rzecz!
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Dobrze.
- W porządku - kolejna chwila milczenia została przerywana ich wspólnym śmiechem.
- Zastanawia mnie tylko jedno - zagaił Garrett.
- Co takiego?
- Jak "Hot.Andreas69" zniesie nasze odejście?
- Teraz już się z tobą nie umówi.
- Jakoś to przeboleję.
- Bo masz mnie.
- Dokładnie, Miłości.
 
***
 
- F-Fen...?- Hawke odebrał przychodzące połączenie w środku nocy.
- Nie mogę zasnąć - usłyszał łamliwy, drżący. lecz bardzo dobrze znajomy głos.
- Coś się stało?- zmartwił się.
- Nic takiego... Po prostu... Zostaniesz?
- Pewnie. Tęskniłem za twoim głosem - próbował odwrócić uwagę ukochanego od tego, co spowodowało jego nieszczęśliwy stan, w jakim się znajdował.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Cieszę się, że chcesz ze mną pogadać.
- Ja też się cieszę, że mogę zadzwonić do ciebie w środku nocy i... wybacz. - Garrett usłyszał cichy szloch i pociąganie nosem.
- Hej, co jest?- serce kroiło mu się na pół.
- Znowu mam koszmary... Widzisz... moje życie nigdy nie należało do idealnych...
- Żadne nie jest idealne, Fen. Chcesz mi o tym opowiedzieć?
- Wolałbym nie...- odparł zniechęcony.
- Jak podzielisz się ze mną swoim ciężarem, na pewno będzie ci łatwiej. Kto wie, może zdołam ci jakoś pomóc lub wesprzeć?
- T-To nie jest dobry pomysł, Gare.
- Przecież nie mogę ci pozwolić się rozłączyć w takim stanie!
- W takim razie zostań ze mną i... nie rozłączaj się dopóki nie zasnę - nabrał powietrza do płuc. - Jesteś dla mnie ważny, Garrett. Bardzo ważny. Nie chciałbym cię stracić.
- Fen...
- Zrozum, że jestem naprawdę pokręconą i niezrównoważoną osobą, z cholernie ciężkim bagażem. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie dać ci to czego oczekujesz - pożalił się.
- Nie oczekuje niczego więcej niż tego, abyś był ze mną.
- Ja... też tego chcę. Nie masz bladego pojęcia jak bardzo... Przez ten cały czas... uzależniłem się od ciebie - wyznał.
- Fen... Nie będę ukrywał, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Sam się trochę obawiam, co przyszłość dla nas szykuje, ale... chcę żeby nam wyszło. Domyślasz się pewnie, że pragnę się z tobą zobaczyć. Jestem na to gotowy, ale jeśli nie masz tej pewności, to... wiedz, że dla tak niesamowitej osoby jak ty, warto jest poczekać.
- Garrett... mówisz poważnie? Byłbyś w stanie...?
- Oczywiście. Już od dawna o tym myślałem i...
- Tylko nie mów, że poprosisz mnie teraz o rękę - wtrącił.
- Nie przerywaj mi w takim momencie.
- Przepraszam.
- Proszę.- Hawke odchrząknął, a Fen zachichotał. - A więc... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz... moim chłopakiem?
- Jak mógłbym się nie zgodzić?
- Więc... jesteśmy oficjalną parą.
- I co teraz? Mam zmienić swój status na portalach społecznościowych?
- Jak jakieś masz...
- Spryciarz. Za dobrze mnie znasz... Aż zaczynam się bać.
- I dobrze.
 
***
 
- Cześć, skarbie.
- Proszę, przestań...- jęknął błagalnie Fen.
- O co chodzi, kotku?
- Hawke, ostrzegam cię. Zaraz puszczę pawia...
- No co ty, mój misiaczku!
- Garrett Hawke, przestań natychmiast!
- Tak się tylko z tobą droczę - roześmiał się głośno.
- Wiesz, że tego nie lubię. A teraz na poważnie. Mam do ciebie... sprawę.
- No słucham, kochanie - po drugiej stronie słuchawki usłyszał ciężkie westchnienie.
- Za tydzień... mam urodziny.
- Serio?! Kiedy?! - poderwał się z miejsca.
- 15 listopada.
- No tak, wspominałeś, że urodziny już tuż, tuż...
- Więc z tej szczególnej okazji... chciałbym żebyś coś dla mnie zrobił. Coś nieprzyzwoitego...
- Jak bardzo? - Garrett celowo zapytał ciszej.
- Bardzo...- wymruczał swoim niskim, seksownym tonem głosu.
- Zamieniam się w słuch! - odparł z szerokim uśmiechem.
 
***
 
- Jesteś gotowy?
- Nie.
- Garrett, wiesz, że nie możesz się teraz wycofać.
- To nie tak! Po prostu... No nie wiem. Chyba za bardzo się wstydzę i... boję, że zawalę sprawę - rzekł zawstydzony i zarumieniony po same czubki uszu.
- Chciałbym zobaczyć jak zawalasz seks telefon - parsknął.
- Zaraz się przekonasz...
- Cicho, Miłości. A teraz zdejmuj portki - nakazał z rozbawionym chichotem.
- Jak sobie życzysz, solenizancie...- Garret odłożył telefon na pościel i zsunął swoje dresowe spodnie, a następnie odłożył je na podłogę. W samych bokserkach rozsiadł się wygodnie na łóżku i nabrał powietrza przez usta.
- Już? - usłyszał lekko zniecierpliwiony głos Fena.
- A co z tobą?
- Już od dawna jestem gotowy.
- Ty cholerny...- uśmiechnął się zadziornie.
- G-Gare...- wyszeptał czule, wywołując falę dreszczy rozchodzących się po całym ciele mężczyzny.
- T-Tak? - nagle poczuł jak jego gardło stało się suche i spragnione.
- Powiedz... że jesteś tylko mój...
- Jestem tylko i wyłącznie twój, Fen.
- Powiedz, co we mnie tak uwielbiasz?
- Twój arogancki i tajemniczy charakter, słodki chichot, głos, każdy oddech...- wymieniał po kolei szatyn.
- Ga-Garrett...- z jego ust uciekł urwany jęk.
- Hej! Nie zaczynaj beze mnie!- poskarżył się.
- Zrób coś... Zaraz stracę nad sobą panowanie...- wydyszał ciężko.
- Co mam dla ciebie zrobić?
- Dotknij mnie.
- Gdzie?- spytał tym samym, sięgając drżącymi palcami za gumę swoich granatowych bokserek...
- Gdziekolwiek... Cholera. Wszędzie...!
- Zdecyduj się...- wymruczał, próbując wyłapać każdy, najmniejszy dźwięk wydawany przez ukochanego.
- Opisz, co ze mną zrobisz, kiedy się zobaczymy - jego serce zabiło mocniej na te słowa. Nie był sam. Okazało się, że Fen również pragnął się z nim spotkać osobiście i poświęcić ich wspólny czas nie tylko na rozmowie...
- Pocałuję twoje czoło, policzki, czubek nosa, aż w końcu dotrę do ust, które wypowiadają tak piękne słowa... Lubisz jak szepczę ci do ucha?
- N-Nie...- zaprzeczył cicho.
- Nie udawaj - mruknął najbardziej ponętnie, jak potrafił.
- Garrett...!
- A twoje przekute sutki? - wspomniał .- Muszą być takie samotne i... wrażliwe.
- Gare...- załkał białowłosy.
- Je też mogę pocałować?
- Ah... Jeszcze śmiesz pytać o moje pozwolenie?
- Uznam to za "tak".
- Gare... Gare! Proszę...
- Mam się tobą zająć?
- Ta-Tak...
- Jak mnie chcesz?
- Obojętnie. Byle zaraz... Teraz!
- Zacznij się dotykać.
- Aaah! Tak...!
- Wyobraź sobie moje palce na tobie. Jesteś tak cholernie seksowny... Fen.
- G-Garrett... Ja już... Ah!- wydał okrzyk pełen desperacji i spragnienia.
- Jestem przy tobie, skarbie. Spokojnie. Wszystko jest w porządku.
- Gare...- zaszlochał cicho.
- Dojdź. Dla mnie. Proszę... Muszę cię usłyszeć...- wyjęczał, przyspieszając ruchy własnej dłoni.
- Ga-Ah! Haah!- po chwili obaj dyszeli ciężko, aby móc unormować oddech i puls. Kilka długich minut minęło i żaden z nich się nie odezwał.
- Było aż tak źle?- odważył się zapytać Hawke.
- Było... w porządku. - Wiedziałem. Wszystko spieprzyłem - pomyślał zawiedziony. Fen najwyraźniej zdał sobie z tego sprawę i dodał. - To nie tak. Źle się wyraziłem - odchrząknął. - To było lepsze niż cokolwiek o czym śniłem.
- Tak lepiej - odpowiedział z uśmiechem.
- Wybacz mi, ale muszę się na trochę rozłączyć.
- Przerwa na papierosa?
- Nie tylko. Muszę ochłonąć i... posprzątać ten cały bałagan... To wszystko twoja wina.
- Wiem.
- Dumny jak paw, co?
- Tak, to ja.
- Na razie, Miłości.
 
***
 
Kolejne miesiące były zarazem udręką jak i rajem. Relacja Fena i Garretta się wzmocniła. Każdą wolną chwilę spędzali na rozmowach, które gdyby tylko obaj mogli, nigdy by ich nie kończyli. Hawke uświadomił sobie, że to mógł być ten jedyny na całe życie. Mimo wiadomych granic i rosnących wątpliwości, mężczyzna nie mógł już dłużej przed sobą i bliskimi ukrywać, że był zakochany po uszy. Ale w kim? W tym atrakcyjnym głosie? Opisie z fantazji? Pragnienie Garretta o spotkaniu jego wymarzonego chłopaka ze snów z dnia na dzień wzmagało na sile. Tak samo jak strach przed odrzuceniem. Fen nie raz dzwonił do niego w środku nocy z płaczem i nigdy nie chciał się mu przyznać, kto go skrzywdził. Próbował zrozumieć. Jednak wyobrażenie o wspólnym życiu z ukochanym była o wiele większą pokusą. Nie tylko z powodu miłości, którą odczuwał, lecz chęci pomocy Fenowi. Garrett nigdy nie pozwoliłby żeby stało mu się coś złego. Zaopiekowałby się nim i dbał o ich związek, bo go kochał i nie mógł już znieść dłuższego czekania...
Pewnego wieczora Hawke wrócił z pracy bardzo zmęczony i na dodatek w bardzo złym humorze. Gdy dotarł do mieszkania, zdjął marynarkę, rozwiązał krawat i odłożył swoje rzeczy na oparcie sofy. Następnie podszedł do lodówki i wyjął z niej puszkę schłodzonego piwa, po czym usiadł wygodnie w ulubionym fotelu i otworzył laptopa. Wtedy nagle zadzwonił jego telefon.
- Hej, miśku! - usłyszał w słuchawce kobiecy, rozbawiony głos.
- O co chodzi, Isabela? Jestem trochę zajęty...- mruknął niemrawo do swojej najlepszej przyjaciółki i współpracowniczki w jednym.
- To zajmie tylko chwilę. Opowiadałeś mi o tym, że poznałeś swojego księcia z bajki na portalu randkowym, prawda?
- Znowu zamierzasz się ze mnie nabijać? Jeszcze ci mało?- westchnął, popijając napój.
- No wiesz co! Przecież to są tylko żarty! Wszyscy są z ciebie dumni i cieszą się twoim szczęściem!
- Jasne, jasne...- odparłem kpiąco.
- Chciałam cię tylko poinformować, że ja też zarejestrowałam się na podobny portalu i nie uwierzysz kogo znalazłam!
- Boże, Bela, nie teraz...- potarł bolącą niemiłosiernie skroń.
- Twojego chłoptasia!
- Co? - czas jakby stanął w miejscu, a wszystko dookoła mężczyzny zaczęło wirować.
- "Little Wolf". To przecież jego nick, prawda? Przynajmniej tak mi mówiłeś.
- To niemożliwe! Fen usunął swoje konto...!
- Może na jednym portalu, ale gdybyś nie zauważył, jest dosyć sporo innych, miśku.
- To jakiś absurd! Pomyłka!- czuł w żyłach przypływ złości i bezradności.
- Zapytać go? Jest teraz aktywny...
- Słucham?!- wydarł się. - Poczekaj chwilę - rozłączył połączenie i od razu wybrał numer do Fena.
- Cześć, Miłości. Już po pracy? Co słychać?- przez dłuższą chwilę Garrett czuł uścisk na gardle, przez który nie mógł się odezwać ani słowem.
- Gare? Jesteś tam?
- Je-Jestem - głos mu zadrżał, tak samo jak całe, podenerwowane ciało.
- Co się dzieje? Wszystko ok.?
- Fen... Czy to prawda, że jesteś wciąż zarejestrowany na innych portalach randkowych?
- Skąd nagle to pytanie?
- Odpowiedz!- niespodziewanie uniósł swój głos.
- To prawda. Mam swoje profile na różnych stronach. To chyba nic złego?
- "Nic złego"?! Obiecaliśmy sobie, że usuniemy nasze konta!
- Tak, ale nie mówiłeś, że mam tak postąpić ze wszystkimi innymi...
- Myślałem, że to oczywiste!
- O co ci chodzi?- zapytał nieco ostrzejszym tonem niż zwykle.
- Jesteś teraz zalogowany na jednym z nich, prawda?!
- Skąd to wiesz? Sam masz profil?- prychnął.
- Nie pierdol! Wyjaśnij mi to! Przez tyle miesięcy myślałem... Myślałem, że jesteśmy razem i nie flirtujesz z innymi na boku!
- O czym ty do cholery mówisz?! Przecież z nikim nie gadam! Jestem tylko z tobą!
- Więc dlaczego nie usunąłeś innych profili?!
- Mam... Mam swoje powody - odpowiedział oględnie. To rozwścieczyło ciemnowłosego jeszcze bardziej.
- Świetnie! Po prostu świetnie! Teraz będziesz się zgrywał, tak?
- Przestań się wygłupiać, Gare! Dobrze wiesz, że nigdy bym ciebie nie zdradził!
- Wiem? Właśnie nic nie wiem! Rozmawiamy ze sobą od tylu miesięcy i ani razu nie chciałeś się spotkać! Jak mam ci teraz wierzyć? Cały czas robisz wokół siebie zasłonę dymną i niczego nie mogę się o tobie dowiedzieć! Skoro ci na mnie zależy, dlaczego wszystko ukrywasz?!
- Mówiłem ci, że mam problem. Nie ufam ludziom i-
- Dlaczego nie zaufasz mi? Wiem o tym, że masz swoje problemy. Wielokrotnie mnie w tym uświadamiałeś, ale... musisz mnie zrozumieć. Ja już dłużej tak nie wytrzymam!
- Obiecałeś mi, że zaczekasz - wypomniał mu.
- Tak! Czekałem, wierzyłem ci, na litość boską! Ale co ja mam teraz myśleć?! Kim ty jesteś?! - Garrett potarł dłonią twarz i westchnął ciężko. - Już nie mogę czekać, Fen. Nie mogę ciągle żyć w tej niepewności...
- Więc co proponujesz?
- Spotkaj się ze mną. Porozmawiajmy w cztery oczy. Chcę móc ci znowu uwierzyć. Nieważne na jak długo i gdzie... Proszę, Fen... jeśli chcesz to uratować, nas uratować, to błagam, zgódź się! - kolejna cisza.
- W porządku - serce Garretta zabiło mocniej. Zgodził się! Nareszcie spotkam się z Fenem! Jednak coś dla niego znaczę...! Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale mężczyzna go ubiegł.
- Żegnaj, Hawke.- rzekł białowłosy i rozłączył się. Garrett siedział w bezruchu wsłuchując się w przerywany odgłos sygnału oraz hulający za oknem wiatr tańczący z kroplami zimnego deszczu. Po policzkach powoli spływały mu gorzkie łzy, dopóki nie spadły na drewnianą podłogę razem z niewidzialnymi kawałkami roztłuczonego z bólu serca. Tej nocy Hawke nie słyszał czułego głosu w słuchawce, który go usypiał i uspokajał. Był tylko deszcz i ciche łkanie w przeraźliwej samotności...
 
 
 
******
 
Witam, w ten piękny, bo FenHawke poniedziałkowy wieczorek (^-^)/
 
 
Oj, Hawke... Może jednak lepiej było pisać na czacie niż rozmawiać przez telefon? ;P Na pewno przyniosłoby ci to mniej bólu i więcej w portfelu przez nie wydawanie fortuny na abonament x,D... ;-; Mój biedny misiu... *płacz i przytulanie zranionego bohatera do piersi*
 
W tym tygodniu miałam trochę zamieszania bo studia i dlatego post jest tak późno wstawiony :( I nie wierzcie tym bredniom Kitsusia, że ja niby tracę czas na granie w gry i skakanie po dachach, bo tak nie jest! >.< przynajmniej przez ostatnie kilka dni xd Nie martwicie się też zbytnio moim graniem, bo ze skoków po dachach też mogę wymyślić całkiem niezły one-shot yaoi... ^-^ chcielibyście? ;)
 
Dla fanów Losta-tosta: kolejny rozdział już napisany i już jest w trakcie poprawek! C: Całkiem nieźle mi idzie, nie? ;D Może to Wasze spragnione tostów myśli z dodatkiem weny? A może to dlatego, że niedługo stanie się tyle ciekawych rzeczy? ^^
 
 
Joleen :*

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział XXXVIII

„Lost in the Darkness”                UWAGA+18!!!



- S-Słucham...?- Czy to jakiś żart?
- Jesteś głuchy? Kazałem ci się rozebrać.- odparł mrużąc swoje powieki. Czyli jednak nie...
- Ni-Nie możesz poczekać aż będziemy w domu?- zapytałem, czując szybko rozprzestrzeniające się ciepło na policzkach.
- Wkurzający...- usłyszałem niezadowolony pomruk. Po chwili Rivaille odpiął mi pas i jedną dłonią szarpnął za moje ramię, a drugą za włosy, przyciskając mnie siłą do siedzenia. Byłem zbyt zmęczony, żeby z nim walczyć, co nie znaczyło, że się łatwo poddam.
- Levi! Przestań! To boli!- zawołałem, sięgając do jego palców, mocno wczepionych w moich włosach. Mężczyzna puścił je tylko po to, by móc pochwycić ręką oba moje nadgarstki, które przyszpilił do chłodnej, samochodowej szyby. Następnie sięgnął do rozporka spodni, które miałem na sobie...- Nie!- ostatkiem sił próbowałem mu się wyrwać. Niestety moje działania na nic się zdały, gdy niespodziewanie zsunął materiał z moich ud i złapał za nagie biodro, aby unieść je w górę.
- Nikt cię tutaj nie usłyszy.- Nie rozumiem... Dlaczego miałbym wzywać o pomoc? To przecież Levi. Osoba, którą darzę bezgranicznym zaufaniem oraz miłością... Więc czemu to robi? Czy to kolejny test? Chce mnie przerazić? Zrazić do siebie? O to mu chodzi?
Nagle poczułem, jak naciąga kondom na mnie, a później na siebie...
- Skąd je masz?- zdziwiłem się. Nigdy wcześniej ich nie używaliśmy. Możliwe, że to zaplanował, jednak szczerze w to wątpiłem. To jakiś koszmar...- pomyślałem, gdy ukląkł na siedzeniach, tym samym umiejscawiając się między moimi rozłożonymi i trzęsącymi nogami.
- Dlaczego to robisz?- nie potrafiłem opanować zbierających się w oczach łez, które powoli spływały po moich bladych policzkach i drżącej brodzie.
- Bo chcę.- odrzekł krótko i wsunął się w moje wnętrze bez żadnego ostrzeżenia. Krzyknąłem-nie, wrzasnąłem z bólu, który rozdzierał mnie na drobne kawałki za każdym jego agresywnym pchnięciem. Stałem się przedmiotem. Bez znaczenia, bez uczuć, bez życia... Zupełnie pusty i tak cholernie samotny...
- Eren...- usłyszałem jakby gdzieś w oddali. Moje zapłakane i zmęczone oczy skupiły się na tych niesamowitych, niebieskich tęczówkach, które w tamtej chwili wydawały mi się zupełnie obce...
- Dla-Dlaczego?- zaszlochałem.
- Twoja dziewczyna...- stęknął cicho i doszedł bez zamiaru dokańczania swojej uciętej wypowiedzi. Zdawało mi się? Co ma z tym wspólnego Crista?
Kiedy mnie w końcu puścił, poczułem pieczenie i widziałem ciemny ślad wokół moich nadgarstków. Momentalnie przybliżyłem swoje nogi do piersi oraz objąłem się rękoma. Czyżby chodziło mu o... tamten pocałunek?
Niestety nie zdążyłem o nic zapytać, gdyż straciłem kontakt ze światem.

***

Obudziłem się w środku nocy, we własnym łóżku. Czułem się strasznie obolały i... wykorzystany. Wiedziałem, że pomimo wszystkiego, co stało się przed paroma godzinami, nie mogłem zostawić tej naglącej rozmowy na później. Gdy odgarnąłem kołdrę, zauważyłem, że mam na sobie piżamę. Kilka tygodni wcześniej byłbym zażenowany, jednak teraz nie miałem przed Levim nic do ukrycia, czego wcześniej by nie wiedział czy widział. Został mężczyzną mojego życia i nic nie miało szansy tego zmienić. Nigdy.
Powoli skierowałem się do jego sypialni. Gdy już tam dotarłem, wziąłem kilka głębszych wdechów i niepewnie uchyliłem drzwi. Stał po ciemku przy oknie w tych samych ubraniach, co przedtem i palił papierosa.
- Nie śpisz?- zapytał, nie patrząc w moim kierunku. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do niego.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie.- oparłem się plecami o ścianę, niecały metr od niego.
- Jak się czujesz?- dodał po dłuższej przerwie przepełnionej niezręcznym milczeniem.
- Po tym jak mnie prawie zgwałciłeś?
- Nie wiedziałem, że jest tam jakieś "prawie".- prychnął, odkładając niedopałek do popielniczki znajdującej się na parapecie.
- To zależy... Żałujesz tego, co zrobiłeś?- wzrok miał wciąż wbity w obraz za oknem. Przyglądałem się jego twarzy w blasku pełni księżyca. Kobaltowe oczy pałały tajemniczością i spokojem, co oznaczało, że wrócił do normy.
- Nie byłem wtedy sobą.- przyznał, opierając dłoń o szybę.
- To kim?
- Moją dawną wersją.
- Czyli?- twardo dopytywałem. Nie często nadarzała się taka okazja.
- Cholernie przystojnym, inteligentnym, doświadczonym...
- Proszę cię...- skrzyżowałem ręce na piersi.
-... gnojkiem, którego nikt ani nic nie obchodziło.- dokończył z grymasem na twarzy.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie nie słuchałeś?
- Byłem... wytrącony z równowagi. Wieloma rzeczami, które w ostatnim czasie miały miejsce.
- Byłeś... zazdrosny?- Nie powiedziałem tego...
- Co?- od razu złapałem z nim kontakt wzrokowy. Okrzyczcie mnie, zabijcie, a potem zakopcie w ogródku za domem!
- O Cristę... Byłeś o nią zazdrosny?- wiercił mnie swoim zniewalającym z nóg spojrzeniem. Głupi, naiwny Eren... Taki facet jak Levi nigdy nie-!
- A co jeśli odpowiem, że tak?- serce zabiło mi mocniej. Przez kilka dobrych minut patrzyliśmy sobie w oczy. W uszach słyszałem oszalały puls, a krew się zagotowała w żyłach. Bez większego zastanowienia podszedłem do niego te kilka kroków, które nas dzieliły i zatopiłem się w pachnących dymem, miękkich wargach oraz pozwoliłem mu eksploatować swoje wnętrze gorącym i zręcznym językiem.
- Jestem tylko twój.- wyznałem, kiedy odsunęliśmy się od siebie zdyszani.- Nie masz prawa do zazdrości o mnie. Wybacz, że ci nie powiedziałem, ale planuję zerwać z Cristą po balu. Jest dla mnie bardzo ważną...- uniósł jedną brew.- przyjaciółką.- dokończyłem, pozbywając się jego bezsensownych domysłów.- Nie chcę jej skrzywdzić. Może chociaż poprzez wspólną zabawę na balu wynagrodzę jej tyle czasu zwodzenia...
- Zwodzenia?
- Chyba nie myślałeś, że coś do niej czuję!- w kobaltowych oczach zobaczyłem lekkie zakłopotanie.- A uważa się za takiego dorosłego...- posłałem mu swój najlepszy uśmiech.- Jesteś, byłeś i zawsze będziesz dla mnie jedynym. Nikt inny się dla mnie nie liczy.- nagle poczułem jak oplata ręce wokół mojej talii i przyciąga blisko do siebie. Zatraciłem się w pocałunku, którym mnie obdarzył oraz szerokich ramionach, stanowiących moje ukochane miejsce na ziemi.
- Eren... doprowadzasz mnie do szału. Wiesz o tym?- wymruczał w moją szyję. Zadrżałem i odchyliłem głowę w tył, aby dać mu do niej większy dostęp.
- To... dobrze?- chaos w mojej głowie robił się coraz większy.
- Chcesz się przekonać?- zapytał, sięgając między moje nogi.
- T-Tak... Tak!- załkałem, czując jak dłonią poruszał o niezwykle cienki materiał moich spodni od piżamy.
- Jesteś pewien? Wcześniej wyglądałeś na wyczerpanego. Musiałem cię zanieść do łóżka...- zaprowadził mnie w stronę posłania.- ... rozebrać...- jednym, sprawnym ruchem zerwał materiał mojej koszuli i przez moment drażnił sutki szczupłymi palcami.-... i położyć.- popchnął mnie na pościel, po czym sam zdjął swoją czarną koszulkę i zmierzył wzrokiem od stóp do głów.
- I-I co potem?- spytałem z szkarłatnym rumieńcem na policzkach.
- Potem...- pochylił się w moim kierunku.- chciałem cię jeszcze raz ostro zerżnąć.- wyszeptał do mojego ucha. Nie wiedziałem, jak powinienem prawidłowo zareagować na tak ogniste słowa. Na szczęcie ciało i sięgające zenitu podniecenie postanowiły odpowiedzieć za mnie.
- Weź mnie, proszę... Błagam, Levi! Potrzebuję cię tak bardzo...- zawołałem głosem pełnym desperacji. Czarnowłosy niezwłocznie rzucił się na mnie i zamknął usta swoimi. Nasze języki tańczyły, a pobudzone ciała ocierały się o siebie, aby chwilowo zaspokoić pragnienie.
- Jak chcesz to zrobić?- wymruczał zdyszany, pociągając za moją dolną wargę. Po raz pierwszy pyta mnie o zdanie... Nie sknoć tego!
- Ch-Chcę... cię widzieć.- Jedynie na tym mi zależy... Pragnę podziwiać twoją perfekcyjną twarz, słyszeć odgłosy rozkoszy, widzieć jak układasz moje imię na tych nieziemskich wargach...
Kiwnął twierdząco głową i zdjął ze mnie spodnie oraz strzępki piżamy.
- Połóż się.- usłuchałem go i podparłem się na łóżku na łokciach, rozsuwając przed nim nogi. Rivaille zupełnie niespodziewanie zarzucił moją prawą nogę na bark i pochylił się nisko, aby wziąć mnie do swoich ust. Z westchnieniem wczepiłem palce w jego hebanowe włosy i skupiłem się na równomiernym oddychaniu. Był niesamowity, idealny, cudowny... Czułem zbliżający się orgazm, jednak Levi zaskoczył mnie, gdy uniósł moje biodra i zaczął sunąć swoim gorącym językiem po moim wejściu.
- Le-Levi!- jęknąłem głośno z rozkoszy, która unosiła mnie wysoko ponad ziemię. Nie potrzebowałem ani chwili dłużej, aby dojść. Z przyspieszonym pulsem i oddechem, swoimi na wpół przymkniętymi powiekami obserwowałem, jak Rivaille rozpiął swój rozporek oraz zdejmuje spodnie razem z bielizną. Następnie złapał za moje uda i rozchylił je, zajmując odpowiednią pozycję. Zanim wykonał kolejny ruch, spojrzał mi w oczy, sięgając resztek mojej zamglonej świadomości.
- Gotowy?- usłyszałem spragniony, niski warkot, który wywołał falę dreszczy. Powoli kiwnąłem głową. Mężczyzna bez wahania wszedł we mnie, pokonując wszelkie możliwe bariery między nami. Wbiłem swoje palce w satynową pościel, a z ust uciekł mój zduszony krzyk.
- Złap się mnie. Będzie ci wygodniej.- Levi pokierował moje dłonie na swój kark. Uchyliłem zaciśnięte powieki i spojrzałem w kobaltowe tęczówki.
- Nie-Nie chcę zrobić ci krzywdy...- odezwałem się cicho.
- Odrobina bólu jeszcze nikogo nie zabiła. Poza tym, zaraz odczujesz go jeszcze więcej...
- Lubię go.- odparłem, przykuwając jego uwagę.- T-Ten rodzaj bólu...- ciągnąłem dalej.- Myślę, że... potrafię sobie już z nim poradzić i się do niego... przyzwyczaić.- odpowiedział mi cichym parsknięciem. Po chwili na jego ustach zawitał delikatny uśmiech.
- Dobrze wiedzieć...- sięgnął do mojego ucha.-... ponieważ nie zamierzam cię wypuścić ani na sekundę.- dokończył, wchodząc we mnie znacznie głębiej.
- Ah-!- zawołałem, wbijając paznokcie w nagie łopatki czarnowłosego. Było zupełnie inaczej niż przed paroma godzinami w samochodzie. Poruszał się miarowo, bez pośpiechu, rozkoszując każdym odurzającym pocałunkiem, urwanym westchnieniem, niezapomnianym dotykiem... Tak jakby chciał mi pokazać po raz pierwszy, co znaczą słowa "kochać się".
Po kilku minutach doszliśmy razem, a on, zgodnie z obietnicą, nie puścił mnie, tylko trzymał w swoich objęciach, aż obaj znaleźliśmy siłę do ponownego skosztowania naszego wspólnego raju.
Pomimo niezwykle namiętnej i zaspokojonej tęsknotą wspólnej bliskości nocy... gdzieś w głębi serca czułem rosnący niepokój. Kolejny raz wyznałem Rivaille co czuję, a on nadal nie dał mi żadnej, sensownej odpowiedzi...



*****

Witajcie po krótkiej przerwie! :D


No nie wierzę... Kolejny, zadowalający rozdział! I to z podwójnym seksem! O.O
Ja wiem, że to dla Was za dużo. Moje biedne, niewinne Słodziaki... Czy Wasze mózgi usmażyły się tak bardzo jak mój podczas pisania? ;p ;-J

Liczę, że rozdział przypadł w Wasze Levi Grey'owe gusta i dawka "emocji" była odpowiednia ^-^
W następnym rozdziale leniwy poranek i przygotowania do wyczekiwanego przez wszystkich balu jesiennego, na którym będzie się działo... oj, będzie się działo ;D


Joleen :*

sobota, 9 lipca 2016

Chat with me

Opowiadanie yaoi - Garrett Hawke x Fenris Leto

Dragon Age II






<Informacje profilowe>
Nick: Hawke
Płeć: mężczyzna
Wiek: 25
Interesują mnie: mężczyźni
Hobby: gry RPG, filmy akcji, książki, muzyka rockowa/pop/hip hop/ogólnie wszystko po trochu
Krótki opis: Cześć! :) Jestem Hawke i chętnie poznam kogoś z ciekawą osobowością. Do usłyszenia w sieci! ;)


Nie jest... zbyt prosto? A może wręcz przesadziłem?- ciemnowłosy wpatrywał się w ekran swojego laptopa, przygryzając nerwowo dolną wargę. Pracował nad swoim profilem przez bite dwie godziny i nadal nie miał pewności, czy był taki, jakiego oczekiwał. Z drugiej strony, skąd miał wiedzieć, skoro to był jego pierwszy raz na portalu randkowym?
Z ciężkim westchnieniem najechał myszką na pole "zarejestruj teraz" i nacisnął lewy przycisk.
Jeżeli do jutra nikt się nie odezwie... zmieniam opis!- postanowił, zerkając na wpatrującego się w niego z wyczekiwaniem psa.
- Już idę, idę! - poczochrał go po łbie i podszedł do szafy. Ubrał na siebie szare, dresowe spodnie, czarną koszulkę i założył słuchawki. Potem zapiął psu smycz we wzór moro oraz skierował się w stronę drzwi do mieszkania.
- Ach! Zapomniałbym! - wyjął pospiesznie telefon z kieszeni. Po krótkiej chwili aplikacja randkowa została zaktualizowana i gotowa do powiadamiania o zaczepkach czy wiadomościach z portalu. Brązowooki schował urządzenie i nacisnął klamkę.
Boję się samotności... Samotność jest do dupy.- westchnął ponownie.
- Dobrze, że mam jeszcze ciebie.= - uśmiechnął się do merdającego przyjaźnie ogonem czworonoga. W tej samej chwili rozległ się cichy sygnał dzwoneczków. Brunet uniósł jedną brew.- Biegnij przodem.- rzucił do zwierzęcia i sięgnął po komórkę. Czyżby... Nowa wiadomość?! Tak szybko?!- podekscytowany otworzył powiadomienie i szybko je przeczytał.


Wiadomość od użytkownika: Little Wolf
21:20
Hej, nieznajomy. Co słychać?


Mężczyzna bez namysłu nacisnął opcję "dodaj do znajomych".

***

Garrett przez cały spacer rozmyślał o wiadomości, którą otrzymał. Czuł rosnącą ciekawość, ekscytację i rozpierającą energię. Wszystkie wątpliwości związane z samotnością i nieakceptacją przez otoczenie momentalnie odeszły. Nie mógł się doczekać, kiedy zacznie pisać z nowym kolegą.
Gdy wrócił do domu, wziął odświeżający prysznic, położył się na łóżku i niezwłocznie otworzył randkową aplikację, aby przejrzeć profil tajemniczego adoratora, który odważył się do niego odezwać.


<Informacje profilowe>
Nick: Little Wolf
Płeć: mężczyzna
Interesują mnie: mężczyźni


Zaznaczył jedynie pola wymagane... Praktycznie niczego się nie dowiedziałem...- ponownie przejechał wzrokiem po ekranie urządzenia. "Little Wolf"... Ciekawe, co kryje się za tym uroczym nick'iem... Co ważniejsze, co powinienem mu napisać?! A raczej odpisać!- przez następne pół godziny próbował wymyślić coś mądrego i miłego, ale w końcu wszystko skasował i ograniczył się do tak zwanego minimum...


Do: Little Wolf
22:55
Hej :) W porządku. Dzięki. A u Ciebie?


Nie odpisze. Jest już dosyć późno...- zmartwił się. Zanim jednak zdążył odłożyć telefon, usłyszał znajomy sygnał oznaczający powiadomienie.


Od: Little Wolf
22:58
Już myślałem, że trafiłem na kolejnego oszusta albo reklamę, ale najwyraźniej tak nie jest.


Do: Little Wolf
23:01
Przepraszam za zwłokę! >.< Pierwszy raz jestem na tego typu portalu i nie wiem jak się zachować...


Od: Little Wolf
23:03
Po prostu bądź sobą. Na pewno znajdziesz kogoś z "ciekawą osobowością".


Do: Little Wolf
23:04
Serio? Dzięki za radę i... myślę, że możesz być niezłym kandydatem ;)


Nie pospieszyłem się? Może zabrzmiało to zbyt dziwnie? Hawke, ty skończony idioto!! Skąd nagle w tobie tyle pewności siebie?! Aaach! Szkoda, że nie mogę tego usunąć ani cofnąć się w czasie....- jego czas użalania się nad swoim losem przerwała kolejna wiadomość.


Od: Little Wolf
23:07
Nie jestem... ciekawy.


Do: Little Wolf
23:09
Więc pozwól mi się poznać, Panie Wilku, a dam Ci znać! ;D


Zabierzcie. Mi. Ten. Cholerny. Telefon.


Od: Little Wolf
23:10
Kusząca propozycja...


Od: Little Wolf
23:10
Mów mi Fen.


Uratowany!!


Do: Little Wolf
23:11
Cała przyjemność po mojej stronie, Fen :) Jestem Hawke.

***

Gdy Garret słyszał dźwięk porannego budzika zawsze postępował tak samo. Toaleta, ubrania, spacer, praca. Tym razem jego pierwszą czynnością po przebudzeniu było sprawdzenie poczty.


Nowa wiadomość!
Użytkownik: Hot.Andreas69
02:13
Siema, przystojniaku! ;*
Masz ochotę na gorący flirt? Potrafię sprawiać wiele przyjemności, o której nigdy nie zapomnisz~ ♥


Garret parsknął śmiechem i wszedł z ciekawości na profil podrywacza.


<Informacje profilowe>
Nick: Hot.Andreas69
Płeć: mężczyzna
Wiek: 27
Interesują mnie: mężczyźni
Hobby: koty, mistycyzm, seks
Krótki opis: Nie bawię się w romanse, za to zabawić się potrafię! Piszcie lub dzwońcie, kociaki! ♥ (numer: 66* *** ***)


Z lekkim wahaniem odezwał się do Fena.


Do: Little Wolf
7:10
Dzień dobry! :) Znasz niejakiego "Hot.Andreas69"?? W nocy otrzymałem od niego dosyć ciekawą ofertę...


Od: Little Wolf
7:12
Dzień dobry. To internetowa męska dziwka. Radziłbym nie reagować na jego zaczepki, (a najlepiej zablokować) ale droga wolna.


Do: Little Wolf
7:14
Dzięki za ostrzeżenie ;) Raczej wolę go nie zaczepiać... Kto wie, co za te "zabawy" dostał oprócz przyjemności? ;p


Do: Little Wolf
7:14
Pracujesz dzisiaj?


Od: Little Wolf
7:15
Słusznie. Tak, a Ty?


Do: Little Wolf
7:16
Też ;-/ Właśnie zbieram się na poranny spacer z psem.


Od: Little Wolf
7:17
Masz psa? Jaka rasa?


Do: Little Wolf
7:21
Mabari. Słyszałeś o niej? (ponoć jest teraz bardzo rzadki) Pies wabi się Bary. Kochane stworzenie i cholernie inteligentne. Szkoda tylko, że strasznie uparte... (i strasznie się ślini! ;-;)


Od: Little Wolf
7:21
Słyszałem. Czy to nie jest przypadkiem pies bojowy? Uparte? Podobnie jak każde stworzenie...


Do: Little Wolf
7:22
Dokładnie. Fakt ;D A Ty? Masz jakiegoś pupila? ^^


Od: Little Wolf
7:23
Nie. Nic do nich nie mam, ale... nie mógłbym żadnego mieć. Za duża odpowiedzialność.


Do: Little Wolf
7:24
Ma to coś wspólnego z pracą?


Od: Little Wolf
7:22
Pracuję w domu.


Do: Little Wolf
7:24
Serio?! Super! :D Mogę poznać zawód?


Od: Little Wolf
7:25
Pracuję w czymś w rodzaju obsługi klienta. W skrócie koresponduję lub rozmawiam przez telefon z dziadkami, którzy mają problem z uruchomieniem komputera. Technika idzie do przodu, więc z roku na rok przybywa ich coraz więcej...
Czasami dorabiam dorywczo jako fotograf. Ogólnie łapię każdą, sprawdzoną robotę. Nie lubię siedzieć bezczynnie. A Ty?


Do: Little Wolf
7:28
Podziwiam za cierpliwość i opanowanie! :D
Pracuję w korporacji. Oddział techniki i modernizacji (tylko nazwa jest taka fajna...) Czyli podlizywanie się szefowi-gnojowi, ubieranie niewygodnych garniturów, gdzie krawat uciska cię jakbyś miał obrożę na szyi oraz promowanie jakiś upartych nieudaczników bez krzty wyobraźni.


Od: Little Wolf
7:29
Nie każdy wytrzymałby w takich warunkach. Mam chociaż nadzieję, że szef-gnojek to przystojniak.


Od: Little Wolf
7:29
Właśnie nie! ;-; To niski karzełek, który uwielbia się nade mną znęcać! Trzeba jednak przyznać, że ma niesamowitą smykałkę do interesów. Kumpluję się z jego bratem, który jest pisarzem. Varric Tethras, kojarzysz? :)


Od: Little Wolf
7:30
Czy to jest ten bestseller'owy pisarz, który pisze te badziewne romanse, które kupują... prawie wszyscy?


Od: Little Wolf
7:30
Tak, dokładnie xd Równy z niego gość, ale nie mogę powiedzieć tego samego o Bartrand'zie...


Do: Little Wolf
7:32
Przepraszam Cię, ale niestety muszę lecieć! :( Jeśli za sekundę nie wyjdę z Bary'm... będzie źle. Ale napiszę potem! :)


Od: Little Wolf
7:32
Powodzenia. Będę czekał.


Schował telefon i biegiem wyszedł z domu na szybki spacer do pobliskiego parku. Niestety nie udało mu się uniknąć małego spóźnienia do pracy, za który dostał sowity ochrzan od surowego szefa. O dziwo Hawke mało się tym przejął, bo wiedział, że było warto.

***

Do: Little Wolf
19:43
Hej, nie przeszkadzam?


Od: Little Wolf
19:44
Nie, jest ok. Właśnie kończę poprawiać pewien projekt i idę zrobić sobie kawę.


Do: Little Wolf
19:45
Oh! Mi też zrób! :D ;)


Od: Little Wolf
19:45
Z mlekiem i dwoma łyżkami cukru?


Do: Little Wolf
19:46
Skąd wiedziałeś?! :O


Od: Little Wolf
19:47
Przeczucie.


Do: Little Wolf
19:48
Też słodzisz albo dodajesz mleka? ;)


Od: Little Wolf
19:48
Nie. Wolę czarną, gorzką.


Do: Little Wolf
19:45
A to szatan! ;D
Tak w ogóle, to na pewno Ci nie przeszkadzam? Mam napisać później?? :)


Od: Little Wolf
19:45
W czasie, kiedy napiszesz, co u Ciebie zdążę wszystko ogarnąć. Dodaj też jak Ci idzie na portalu. Jakieś "zdobycze"?


Do: Little Wolf
19:49
W pracy jako-tako. Byle do wypłaty, co nie? xd
No coś Ty! >.< Nie jestem typem... zdobywcy (raczej cichego wielbiciela ^^). Oprócz Ciebie i Hot.Idioty nikt nie odważył się do mnie odezwać, a ja... jakoś nie mam odwagi :-/ Pomimo tego, że jest to portal randkowy i powinienem się bardziej postarać...


"Ty mi wystarczysz"... Chciałbym mu to napisać, ale to zdecydowanie za szybko. Piszemy ze sobą zaledwie od paru dni... Paru? To będzie już dobry tydzień!- zdał sobie sprawę.


Do: Little Wolf
19:52
A co słychać u Ciebie? Poszczęściło Ci się z kimś? ;)


Od: Little Wolf
19:54
Nie wiem jak to najlepiej ująć, ale... wygląda na to, że interesujesz mi tylko Ty.


Cholera...- serce zabiło mu mocniej, a na policzki wstąpiły gorące rumieńce.


Do: Little Wolf
19:55
Czy byłoby dziwnie, gdybym Ci powiedział, że na razie nie mam ochoty nikogo szukać, bo dobrze mi z Tobą?


Od: Little Wolf
19:56
Skąd.


Odetchnął z ulgą. Kiedy przeczytał kolejną wiadomość, był pewien, że tamtej nocy nie zaśnie spokojnie...


Od: Little Wolf
19:57
Czuję to samo.

***

Od: Fen
18:49
Dostałem awans.


Do: Fen
18:51
Ekstra! :D Gratuluję! Trzeba to jakoś oblać! ;)


Od: Fen
18:51
Co masz na myśli?


Hawke pisał z Fenem już przez cały miesiąc. W ciągu tego czasu pojawiło się kilka ofert bliższego poznania na portalu, ale żadna nie była w stanie oderwać Garretta od tajemniczego korespondenta. Polubił go. Może nawet... przywiązał się? Codzienny kontakt sprawił, że zdążył już nieco poznać charakter mężczyzny.
"Little Wolf" był bystry, dokładny, uprzejmy, inteligentny, ale też bardzo nieufny i czasem cyniczny. Przełomem w ich relacji był moment, kiedy z chatu przenieśli się na telefony. Garrett przecież mógł go namierzyć i zrobić coś niebezpiecznego i nieproszonego. Mimo obaw, Fen zgodził się i kontaktowali się teraz tylko przez sms-y. Ciemnowłosy milczał i w sekrecie oczekiwał na upragniony dzień ich wspólnego spotkania.


Do: Fen
18:53
To może... powiesz mi coś więcej o sobie?


Od: Fen
18:54
To chyba moja kwestia! W nagrodę za ciężką pracę przeplataną rozmowami z Tobą, odpowiesz na moje pytania.


Do: Fen
18:55
Tylko jeśli też udzielisz na nie odpowiedzi! ;p


Od: Fen
18:56
Niech sprawiedliwości stanie się zadość. Więc... Ile masz lat?


Do: Fen
18:57
Tyle co na profilu- 25 ;)


Od: Fen
18:58
Nie przerazisz się, jeśli ci powiem, że jestem... starszy?


Do: Fen
18:58
Zależy o ile ;p


Od: Fen
18:59
30


Do: Fen
19:00
O 30 lat?! O.O


Od: Fen
19:01
Nie, głupku! MAM 30 lat! Za kilka miesięcy kończę 31...


Do: Fen
19:02
Uff! A już myślałem, że zejdę na zawał! xD


Od: Fen
19:03
Wiesz dobrze o tym, że mogę kłamać, prawda? Mogę mieć nawet powyżej 80...


Do: Fen
19:03
Wierzę Ci :)


Od: Fen
19:04
Jesteś zbyt ufny...


Do: Fen
19:06
Możliwe, ale to jedynie w stosunku do Ciebie ;D Jakie jest kolejne pytanie? ^^


Od: Fen
19:07
Kolor oczu?


Do: Fen
19:07
Brązowe.


Od: Fen
19:08
Zielone. Kolor włosów?


Do: Fen
19:09
Ciemny brąz.


Od: Fen
19:20
Białe. Nie cierpię dziecięcego określenia "siwe"... (choć pasowałyby do określenia 80-latka, co nie?)


Do: Fen
19:22
Masz białe włosy?! *o* (Przestań! To nie jest śmieszne... :C)


Od: Fen
19:23
Mój naturalny kolor to czarny, ale kilka lat temu zmieniłem i tak już zostało.


Do: Fen
19:24
Czemu? Nie podobały Ci się? :(


Od: Fen
19:25
Za krótko się znamy, żebym opowiedział Ci moją całą, niesamowicie pogmatwaną historię życia. Zwłaszcza ten "kluczowy" moment.


Do: Fen
19:26
W takim razie... Mam przypomnieć się przyszłości? ;)


Od: Fen
19:26
Może. Kolejne pytanie- Masz jakieś tatuaże? Piercing?


Do: Fen
19:27
A broda się liczy? ;D


Od: Fen
19:27
A jak długa?


Do: Fen
19:30
Cóż... Nie wyglądam jak Gandalf z "Władcy Pierścieni", jeśli o to Ci chodzi x'D Określam ją raczej jako taki "dłuższy zarost" (ale stale muszę ją przycinać, bo odrasta niczym dziki żywopłot sąsiada xd). A jak jest u Ciebie?


Do: Fen
19:32
Nie mam brody (nie urośnie mi nawet, gdybym chciał). Za to mam tatuaże i piercing.


Od: Fen
19:33
Ooo! Powiesz coś więcej? :D


Do: Fen
19:34
Co do tatuażu... Powiem tylko, że jest obecny na moim całym (dosłownie) ciele, a piercing mam w obu sutkach.


Do: Fen
19:35
Przekułeś sutki?! :O


Od: Fen
19:36
Tak. Było zajebiście. Musisz kiedyś spróbować.


Do: Fen
19:37
Niestety muszę podziękować. Panicznie boję się igieł i strzykawek... ;-;
Wracając do tematu, przyznaję, że musisz wyglądać oszałamiająco! ;) (przynajmniej w mojej wyobraźni ^^)


Od: Fen
19:38
Podoba Ci się mój opis? (nie wystraszyłem Cię?)


Do: Fen
19:39
Bardzo... (nigdy)

***

Następne dwa miesiące minęły w oka mgnieniu. Od kiedy Hawke zaczął pisać z Fenem, jego życie nabrało kolorowych barw. Nie był tak samo przygnębiony jak zwykle, tylko szczęśliwie zakochany. Pomimo wiadomych barier między nimi, mężczyzna darzył swojego wybranka zaufaniem. Chciał wykonać kolejny krok, nie przestraszając swoją pochopną decyzją Fena. Postanowił się nie wychylać. Przynajmniej na razie...
Pewnej jesiennej nocy wybudził się ze snu przez dzwoniący telefon. Bez wcześniejszego zerknięcia na ekran, odebrał na wpół przytomny.
- Ha-Halo...?- mruknął, przecierając znużone powieki.
- Zawsze byłem ciekaw jak brzmi twój głos... Obudziłem cię? Przepraszam. Potraktuj to jako pytanie retoryczne.- usłyszał obcy, męski głos.
- Nic się-Moment. Z kim rozmawiam?- zmarszczył lekko swoje brwi.
- Nie poznajesz mnie, Hawke?
- Czy to... F-Fen?!- rozbudzony do granic możliwości, od razu zmienił pozycję na siedzącą.
- Bingo.- Brzmi tak dojrzale, męsko i... cholernie pociągająco. Czy ja śnię?
- Ja-Jak...?!- nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. Fen... zadzwonił? Nie mogę w to uwierzyć!
- Przecież wspomniałem Ci, że niezły ze mnie hacker. Pewien miły dziadek mnie poduczył...
- W takim razie dziadziusiowi należą się podziękowania.- Garrett przygryzł dolną wargę,  aby powstrzymać odgłosy euforii, która go ogarnęła. To on... To naprawdę on!- nie mógł wyjść z podziwu.
- Chciałem tylko... Podejdziesz na chwilę do okna?- poprosił nieśmiało.
- Tylko mi nie mów, że jesteś przed domem!- zaśmiał się.
- Nie lubisz nieproszonych gości?
- To nie tak! Posprzątałbym i w ogóle...- na policzkach Hakwke'a pojawił się zakłopotany rumieniec.
- Posprzątałbyś?- zdziwił się Fen i po chwili dodał.- Co jeszcze?
- No wiesz... Ugotował romantyczną kolację, otworzył twoje ulubione czerwone wino, zapalił świece, odpalił muzykę klasyczną w tle...- skierował się powoli w stronę okna.
- Brzmi nieźle. Może się skuszę...
- Kiedy tylko zechcesz.- Garrett rozejrzał się po okolicy. W pobliżu domu nie było żywej duszy. Poczuł coś w rodzaju ulgi zmieszanej z rozczarowaniem. Z cichym westchnieniem podniósł wzrok na nocne niebo. Jego migdałowe oczy momentalnie rozszerzyły się i rozbłysły w oniemieniu.
- Fen... Jasny gwint! To jest...!
- Noc spadających gwiazd.- dopowiedział z wyczuwalnym uśmiechem.
- Niesamowite!- zaparło mu dech w piersiach.
- Cieszę się, że ci się podoba. Nie będę ci już przeszkadzał, więc-
- Fen! Poczekaj, poczekaj, poczekaj!- zawołał pospiesznie do słuchawki. W pewnej chwili przeraził się, że zielonooki go rozłączył. Na szczęście tak się nie stało.
- Tak?
- Spadające gwiazdy... one spełniają marzenia, tak?- przełknął nerwowo ślinę. Nie spieprz tego! To jest ten kolejny krok, o który prosiłeś...
- To tylko stare bajki.- odparł.
- Ale... właśnie masz okazję jedno spełnić, więc... Zostaniesz? Proszę...


Chcę usłyszeć więcej słów z Twoich idealnych ust,
nauczyć się Twojego głosu na pamięć,
powtarzać go niczym ukochaną kołysankę...
Od nowa,
jeszcze raz
i po raz kolejny...


- Masz mnie za jakąś wróżkę?- zachichotał.
- No to najpierw powiedz mi swoje życzenie, a moim zajmiemy się później!- zachęcił Hawke.
- Już się spełniło.- zdziwiony, zmarszczył swoje brwi. Zanim zdążył zapytać, białowłosy ubiegł go - Odebrałeś.



*****

Witam~! ^-^


Przedstawiam Wam dzisiaj wakacyjne opowiadanie z przecudownym pairingiem FenHawke :) (całe cztery, długie części plus smutny/romantyczny epilog ^^ ile tego?! XD)

Wiem, że większość z Was nie ma bladego pojęcia skąd ten pairing się wziął, więc wyjaśniam, że pochodzi on z gry Dragon Age II wydanej przez BioWare oraz EA. Dostałam ją razem z pozostałymi częściami na ubiegłe święta wielkanocne i poprawiła ona moje samopoczucie po tym okropnym wypadku. Powiem więcej! To najlepsza gra, w jaką w życiu grałam! *-* <3
Serdecznie polecam dla tych, którzy jak ja wcześniej nie mieli z nią w ogóle do czynienia! Jeśli ktoś będzie bardziej zainteresowany, może poszukać informacji w Internecie (polecam filmiki na YT) ;)

Mam cichą nadzieję, że opowiadanie Wam się spodoba... Bądź co bądź będzie zawierało yaoi, seksy i ciekawą historię ^-^ Jeśli nie, to tylko rozdział tygodniowo, więc możecie je najzwyczajniej olać x,D chociaż byłoby mi trochę przykro...


Joleen :*