niedziela, 23 lutego 2014

♥ Rozdział VII ♥


Jasne promienie słońca wpadały przez okna oświetlając dużą i uporządkowaną komnatę. Obudziłem się w dość dziwnej pozycji, opierając się o biurko. Przez całą noc spałem, siedząc przy biurku…? - nagle wydałem syk, wywołany bólem kręgosłupa. Przetarłem zaspane oczy.
- Gdzie ja...? - mruknąłem i rozejrzałem się po pokoju. Komnata była sporych rozmiarów z osobną łazienką. Było tam niezwykle zadbanie i przejrzyście. Sufit i ściany były koloru kremowego, a podłoga wyłożona ciemnymi panelami. Trzy duże okna osłaniały piękne, bordowe zasłony. Mebli nie było sporo. Drewniana komoda, biurko z krzesłem, skórzany fotel, regał na książki i… królewskie łoże. Nigdy jeszcze nie widziałem tak niesamowitego łóżka. Wydawało się delikatne i kuszące… Zdobne, drewniane wykończenia, niebiańska, miękka pościel, a dwie poduszki i kołdra aż lśniły nieskazitelną bielą. To musi być łóżko kaprala… Moment. Spał tutaj, to jego pokój… A ja… Ja spałem tutaj całą noc?! - spojrzałem na koc, który zsunął się z krzesła. Podniosłem go i złożyłem w kostkę. Czyżby…? - ścisnąłem lekko materiał w dłoniach. W tym samym momencie usłyszałem, że drzwi od łazienki się otwierają. Ujrzałem Rivaille. Miał na sobie rozpiętą, białą koszulę i ciemne spodnie. Wycierał kruczoczarne włosy białym ręcznikiem, przewieszonym przez ramiona. Ten widok zwalił mnie z nóg. Dobrze, że siedziałem... Wyglądał tak niesamowicie. Niczym anioł… Światło padało na jego porcelanową skórę, mięśnie brzucha… Moje serce szalało, a policzki się zaróżowiły. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Levi zamknął drzwi od łazienki i spojrzał wprost na mnie.
- Eee… Etto… Levi heichou… ja - zacząłem bełkotać. Chciałem się wytłumaczyć i przeprosić, ale litery nie układały się w żadne, logiczne słowa...
- Myślałem, że będziesz tak spał góra godzinę, a obudziłeś się dopiero teraz - parsknął. Bawiło go to, czyli... nie był zły.
- J-Ja bardzo przepraszam! Oczy same mi się wczoraj zamykały i... Przysięgam, że to się nigdy nie powtórzy…! - nie chciałem żeby był zły. Nie chciałem kolejnej kary. Ja tylko... Zamarłem, kiedy spojrzałem w twarz kaprala. Nie patrzył na mnie tak zimno jak zawsze. Jego rysy twarzy były takie spokojne i jeszcze te kobaltowe oczy, które czarowały mnie jeszcze bardziej...
- Nic się nie stało, Eren. Odwaliłeś wczoraj kawał dobrej roboty. Byłeś po prostu zmęczony - kapral jest aniołem... Taki dobry... i piękny... - Eren? Coś ci jest? - zapytał, unosząc brew.
- N-Nie, to nic. Ja… ja już pójdę… - bąknąłem zawstydzony i skierowałem się ku wyjściu. Zatrzymałem się przy mężczyźnie i oddałem mu koc. - Dziękuję… - szepnąłem, a nasze spojrzenia znowu się spotkały. Moje serce zaraz eksploduje… - ruszyłem pospiesznie do drzwi. Kiedy wyszedłem, oparłem się o zimną ścianę. Moje nogi całe się trzęsły. Nie wiedziałem, czy to ze strachu… czy może z jakiegoś innego powodu. Przysunąłem palce do ust i nabrałem kilka oddechów. Coś jest ze mną nie tak… Ale kapral naprawdę jest niesamowity… Znowu był dla mnie miły… Ach… moje serce… - złapałem się za koszulę. Darzę go ogromnym szacunkiem i traktuję jako wzór, ale kiedy jesteśmy sami… widzę wiele jego twarzy. Tak się z tego cieszę… Chcę móc bardziej go poznać… Dzisiaj zobaczyłem jego drugą stronę… a może ma tylko dobry dzień dla zwierząt…? Sam nie wiem… ale cieszę się… - uśmiechnąłem się. Muszę iść się ogarnąć, bo zaraz śniadanie…

***

Wytarłem włosy ręcznikiem i zawiesiłem go na krzesło. Nie tak miało to wyglądać… - westchnąłem. Gdy rano się obudziłem i zobaczyłem tego smarkacza, który wciąż spał opierając się o biurko... byłem naprawdę poirytowany. Ileż on może spać?! - wkurzyłem się, ale kiedy poszedłem pod prysznic i użyłem tych pachnących płynów... od razu polepszył mi się humor. Tak bardzo kochałem prysznice i kąpiele... Czułem jak moje ciało (i ja sam) cieszyło się z przyjemności, jaką dają mydliny i woda. Kiedy wyszedłem, on był już na nogach i rozglądał się po pokoju. Spojrzał na mnie i przypomniało mi się, jak wczoraj go dotknąłem. Dlaczego to zrobiłem? - rozmyślałem, a on paplał jakieś bzdury, szukając języka w gębie. Wpatrywałem się w tą różową buźkę, szmaragdowe oczy... Czułem współczucie i troskę… o tego szczeniaka! Kto by pomyślał… - ubrałem się i zacząłem zakładać buty. Jutro patrol… Dokończymy dziś sprzątanie i poćwiczymy przed misją… - układałem w głowie plan. Zlikwiduję kilka tytanów… co przyczyni się dla ludzkości… tej samej, nędznej i tchórzliwej ludzkości… ale robię to także dla Was, bo wiem, że patrzycie na mnie z góry… - podszedłem do regału na książki i wyjąłem z jednej z nich czaro-białe zdjęcie.
- Robię to również dla ciebie... - szepnąłem i odłożyłem mój skarb na miejsce, po czym skierowałem się do jadalni.



*****

Witajcie~


Zgodnie z obietnicą dodaję rozdział po tygodniu męki w szkole... Eren coraz bardziej myśli o Levim i na odwrót ;) Ostatnio zaczęłam pisać kolejne rozdziały w moim zeszycie, bo dotychczas dodawałam te, które były już dawno napisane. Teraz piszę rozdział 10 i mam pewien dylemat :-/ Otóż, mogę trzymać się anime, czyli jechać planem wydarzeń albo stworzyć własny. Na razie piszę 10 rozdział, opierający się na anime, ale jakoś mi nie idzie, bo przecież każdy już widział te sceny… Jeżeli chcecie mi coś doradzić to będę super wdzięczna :D


Joleen :*

sobota, 15 lutego 2014

♥ Rozdział VI ♥


Do rana prawie nie zmrużyłem oka. Ciągle myślałem o moim koszmarze. Nigdy nie uwolnię się od przeszłości, póki nie pomszczę mojej matki i wielu innych żołnierzy, którzy umarli za to, że chcieli coś zmienić w tym okropnym świecie. Gdy próbowałem zasnąć, ciągle widziałem przed oczami obrazy albo słyszałem przeraźliwe krzyki. Nie mogłem nad tym zapanować… Kiedy słońce wzeszło i oświetliło celę, byłem już całkiem podminowany. Smród i unosząca się w powietrzu stęchlizna drapała mnie w gardło. Zakaszlałem i podniosłem się na łokciach. Przed oczami widziałem czarne kropki. Może mam jakieś halucynacje?
- Obudziłeś się? - usłyszałem głos kaprala. Podniosłem na niego wzrok. Nawet go nie zauważyłem… - Idziemy. Masz robotę do wykonania - rozkazał, ponaglając mnie. Szybko wstałem i podszedłem do drzwi od celi. Zamknięta... Spojrzałem na twarz Leviego. - Najpierw pościelisz łóżko - warknął. Zamrugałem kilkakrotnie.
- T-Tak, sir - szepnąłem, a gdy się odwróciłem, przewróciłem oczami. Co za PEDANT! - pomyślałem i zacząłem układać koce na niewygodnym łóżku. Kiedy skończyłem, powróciłem do, tym razem, otwartych drzwi.
- Mogę zadać pytanie? - zapytałem, kiedy kapral schował klucze do kieszeni.
- Byle sensowne - prychnął
- Kiedy wyruszamy na kolejną misję? - Rivaille zwrócił wzrok z kłódki na mnie.
- Za dwa dni - odpowiedział poważnie. Skinąłem lekko, a w moi sercu zapłonął ogień determinacji..

***

Co ten szczeniak znowu wymyśla? - pomyślałem przy stole, popijając swoją ulubioną herbatę. Od samego rana coś mi tu nie pasowało, ale wtedy gdy zobaczyłem „to” w jego oczach… To, co sam czułem dziesięć lat temu… To, o czym myślałem dnie i noce… bezustannie… ZEMSTA. Nigdy bym się nie spodziewał u Erena tego rodzaju wzroku… Chłopak miał zaledwie szesnaście lat... - rozmyślałem w ciszy. Spojrzałem na siedzącego dalej Jaegera. Powoli łamał kawałek chleba i wkładał do ust. Miał zamyślony i zmartwiony wyraz twarzy. Mój wzrok wychwycił także te ciemne cienie pod oczami. Nic się nie dziwię, że wygląda na zmęczonego. W takich warunkach… ale to jest Tytan! Musi znać swoje miejsce! - spojrzałem na moich ludzi. Auruo znowu paplał jakieś brednie, a Petra karciła go wzrokiem. Erd i Gunther jedli w ciszy wymieniając spojrzenia: „zaraz mu przywalę!”. Mój wybrany oddział, moi ludzie za których oddałbym wiele… bardzo wiele… - tu znów spojrzałem na Jaegera -… no i Eren Jaeger. Chłopak o wielkiej mocy, której nie potrafi opanować za grosz. Po sekundzie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Tym razem szybko przeniósł wzrok na podłogę, a potem znów na jedzenie. O co mu chodziło? Aż tak się boi? Och… może i lepiej gdyby tak było…
- … kapral jak zawsze pozbył się ich wszystkich i… - opowiadał Auruo.
- Auruo, przestań paplać i kończ jedzenie! Dziś mamy dużo roboty! Trzeba wysprzątać wnętrze zamku i dziedziniec! - skarciłem go.
- Wybacz, Heichou! - przeprosił i zaczął jeść. Zobaczyłem niewinny uśmiech Petry. Tsk… Petra, co znowu? Dlaczego tak ślicznie się do mnie uśmiechasz? Nic tym nie zyskasz… oprócz mojej skruchy.
- Spotkamy się za piętnaście minut na dziedzińcu. Ubierzcie rzeczy do sprzątania, nie chcę nikogo widzieć w pelerynie albo mundurze…. Będzie dużo do prania... - ugryzłem się w język. Moja obawa przed brudem… czasem jest większa ode mnie. Nic na to nie poradzę - wstałem i odniosłem do kuchni swój talerz. Później poszedłem się przebrać. Po piętnastu minutach wszyscy czekali w umówionym miejscu. - Petra i Erd zajmą się pierwszym piętrem, Auruo i Gunther drugim, a Jaeger... - spojrzałem znacząco na chłopaka. - Jeager, odbędziesz dziś swoją karę. Oprócz sprzątania dostaniesz wiele innych zadań… - Eren przełknął ślinę i wpatrywał się we mnie tymi dużymi, szmaragdowymi oczętami. - Sam tego dopilnuje, bo będę sprzątał na tym samym piętrze - dopowiedziałem ostro. Kątem oka zobaczyłem, że Erd położył młodemu dłoń na ramieniu i uśmiechnął się współczująco. Wszyscy rozeszli się do swoich zajęć.

***

Eren do cholery! Co to ma być?! Tutaj nawet nie jest posprzątane!

Do diabła…! Jaeger!! Co ty robisz?!

Patrz pod nogi, ośle!!!

Masz dwie lewe ręce i nogi, czy co?!!

Eren! Szybciej! Masz jeszcze cztery pokoje, a już południe!

FINAŁ:
Nie zjesz nic dopóki nie posprzątasz!!


Godzina 20:40

Jako ostatnie zadanie od kaprala dzisiejszego dnia było poustawianie książek i odkurzeniu ich z kurzu na jego biurku. W tym czasie reszta oddziału, która już skończyła (i miała zakaz pomagania mi w jakikolwiek sposób) spożywała posiłek razem z kapralem w jadalni. Chciałem dobrze wykonać swoje zadania, żeby Levi był ze mnie dumny. Nawet wpadłem na pomył, żeby poukładać książki alfabetycznie, ale niektóre z literek wydawały się być potrójne bądź nie odróżniałem „p” od „q” czy „a” od „o”. Dobrze, że przynajmniej siedzę… - pocieszyłem się w myślach. Ziewnąłem cicho i dalej ustawiałem książki. Wtedy usłyszałem cichy szept„połóż się… tylko na minutkę… kapral je teraz kolację… nikt nie zobaczy… odpocznij, tak długo pracujesz…”. Nie musiałem długo się zastanawiać. Powieki same się zamknęły, a ja położyłem ręce na biurko i oparłem o nie głowę. Poczułem jak senność ogarnia moje ciało i umył…

Chwilę później (oczami kaprala)

- Skończyłeś już, ty ludzki… - wszedłem do pokoju i nagle spostrzegłem śpiącego Erena. Co on sobie do cholery myśli?! Ja mu zaraz… - pomyślałem i szybkim krokiem zbliżyłem się do bruneta. Do mojej głowy wpadł pewien pomysł jak go tu obudzić… ale wtedy spojrzałem na jego twarz. Miał podkrążone oczy, na które padały brązowe kosmyki jego grzywki, a długie rzęsy powodowały lekki cień na policzki. Oddychał równomiernie i spokojnie. W pewnej chwili zacisnął mocniej powieki. Jego wargi się rozchyliły i zaczęły się poruszać. Szeptał coś… Przysunąłem ucho do jego warg i nasłuchiwałem.
- … mmm… sprzątać… ymmh… pokój… kapralu… szczotki…! - bredził przez sen. Westchnąłem cicho. Mówił przez sen o sprzątaniu, co za dzieciak… - na moją twarz wkradł się niezauważalny uśmieszek. -… Kaasan… - usłyszałem nagle. Otworzyłem szeroko oczy. Eren trząsł się lekko i miał zmarszczone brwi. Wyglądało na to, że męczył go jakiś koszmar. Przyłożyłem dłoń do jego czoła. Kosmyki brązowych włosów opadły na wierzch mojej ręki. Były bardzo miękkie i delikatne… tak jak jego ciepła skóra. Zdziwił mnie fakt, że po tym jak to zrobiłem… natychmiastowo się uspokoił. Odsunąłem się od niego i poszedłem po koc, leżący na fotelu. Przykryłem nim jego ramiona. Usłyszałem ni to westchnienie, ni to pomruk. Stałem przy nim przez pewien czas, wpatrując się w smacznie śpiącego młodzieńca. Głupi dzieciak... 



*****

To znowu ja! ;)


Trochę zamieszałam z tą narracją, wiem xd To straszne, ale to mój ostatni weekend wolnego i zaczynam znowu szkołę . Niestety, tak bywa w tym okrutnym świecie...


Joleen :*

piątek, 14 lutego 2014

♥ Walentynki ♥ Levi x Eren ♥



UWAGA +18, Yaoi !!!



- Levi, nie… przestań! - jęknął Eren w usta Rivaille, a on pocałował go jeszcze namiętniej. Chłopak myślał, że zemdleje z nadmiaru rozkoszy. Przyjemnie chłodne dłonie pod koszulą, namiętne pocałunki i kolano między nogami doprowadzały bruneta do stanu lepszego niż jakikolwiek narkotyk...
- Tsk… ciszej dzieciaku, bo cię tu przelecę - zielonooki zarzucił mu ręce na szyję, gdy ukochany przyparł go do kuchennego blatu. Cały już drżał z podniecenia. Kapral musnął lewym kciukiem jego sutek, wywołując przy tym falę dzikich spazmów.
- Ah…! - zagryzł wargę, aby powstrzymać krzyk. Wiedział, że musiał się opanować, gdyż za ścianą siedział cały oddział Leviego, a ich relacja była naprawdę… specjalna. Co by powiedzieli na to, iż ich przełożony molestuje seksualnie za ścianą szesnastoletniego pół-człowieka? Na pewno nie byliby zadowoleni...
- O czym myślisz? - zapytał, jednocześnie podciągając beżową koszulkę do góry.
- C-Co robisz?! Kapralu! Nie tutaj! N-Nie teraz…! - zaprotestował.
- Zamknij się. Będę z tobą robił co zechcę… - mruknął i przejechał wilgotnym językiem wrażliwą skórę od obojczyka aż do sutka. Młodzieniec ścisnął materiał jego koszuli i zakrył usta dłonią. Nie chciał, by mężczyzna przestał go pieścić. Tak bardzo był w nim zakochany… Gdy zaczął dobierać mu się do spodni, usłyszeli wołanie z jadalni. - To Petra… - warknął, nie przestając ocierać kolanem o krocze Erena, który wił się i cicho pojękiwał, trzymając się kurczowo krawędzi blatu. Niebieskooki wpatrywał się w twarz ulubionego kadeta. Była tak strasznie seksowna… Od kiedy stali się kochankami, zmienili się. Zwłaszcza młody Jeager… Levi pomagał mu przejść nadchodzący, burzliwy okres dojrzewania. Gdy tylko patrzył na tą zarumienioną buźkę, chciał pokazać mu, że należy tylko do niego… Niestety z powodu obowiązków musiał zostawić go samego, spragnionego… Ale podobało mu się to. Lubił mieć nad nim kompletną władzę. - Eren… - szepnął mu wprost do ucha. Rozumiejąc ten gest, chłopak puścił go i zaczerpnął powietrza. Czarnowłosy poprawił swoje ubranie i spojrzał na Jeagera. Gdyby tylko mógł, wziąłby go na tym pieprzonym blacie… - Dokończymy wieczorem - obiecał i musnął jego wargi swoimi.
- Mmmhm… - wymruczał i oddał pocałunek. Rivaille wyszedł, a skrępowany zaistniałą sytuacją Eren musiał sam poradzić sobie z naglącym problemem w spodniach, lecz kiedy przypomniał sobie gorący dotyk Leviego szybko doszedł. Następnie umył ręce i twarz w zlewie. W pewnym momencie do kuchni wparowała Petra, cała w pąsach.
- E-Eren-kun? - pisnęła ze zdziwienia.
- P-Petra-san? Co się stało? - spytał, a kobieta zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- N-Nic... Nic się nie stało. A co tu robisz? - chciała odbiec od tematu.
- Emmm... Ja tu sprzątałem... Le... Kapral mi kazał! - ugryzł się w język.
- Aha. No tak… To... Możesz już iść. Ja zajmę się resztą.
- Nie, ja…
- Idź już, Eren! - niespodziewanie podniosła swój głos. Szatyn skinął i pospiesznie wyszedł z kuchni na hol, gdzie od razu rzuciła się na niego kobieta w brązowych włosach związanych w kitkę i okularach na nosie.
- Eeeren~! Tęskniłam! Byłam zajęta badaniami i czymś jeszcze... - poszperała w kieszeni swojej zielonej peleryny i wyjęła mały, biały woreczek.
- Co to jest?
- Prezent na walentynki! - wyjaśniła z uśmiechem.
- Wa-Walentynki? Prezent? - z trudem dochodziła do niego ta informacja.
- No bo dzisiaj 14 luty… Walentynki! - brunet pacnął się w głowę.
- No racja! Zapomniałem! - okularnica roześmiała się.
- Nic dziwnego! Ten Levi ciągle cię czymś zamęcza, nie? - spojrzała na niego ze współczuciem, na co szesnastolatek lekko się zarumienił myśląc o tym, jak naprawdę kapral go "zamęczał". - To dla ciebie - wręczyła mu niewielki pakunek, w którym znajdowały się małe, ciemne kosteczki w kształcie serc.
- Czekoladki?! - zdziwił się.
- Słodkie tak jak ty - uśmiechnęła się szeroko i puściła do niego perskie oko.
- Dziękuję. Musiały kosztować panią dużo pracy...
- Ależ skąd! Robię je co roku dla moich przyjaciół i staram się, żeby każde były różne. Jest przy tym więcej zabawy!
- Bardzo dziękuję, Hanji-san - posłał jej swój przyjazny uśmiech.
- Wesołych walentynek! - powiedziała na odchodne.
Eren zawiązał woreczek i schował go do kieszeni kurtki. Wtedy przeszło mu przez myśl, czy nie poszukać prezentu dla Rivaille. Sęk w tym, że było już południe, a on nie miał żadnego pomysłu. Postanowił poszukać Armina i Mikasę. Może zdołaliby mu coś podpowiedzieć?
- Mikasa! Armin! - zawołał za przyjaciółmi, którzy właśnie wracali z treningu.
- Cześć Eren. Co u ciebie? - uśmiechnął się blondyn.
- Mam mały problem... Usiądziemy w naszym miejscu? - poprosił. Młodzież usiadła na trawie, pod potężnym, starym klonem niedaleko budynku, w którym przebywali młodzi kadeci.
- Najpierw… Proszę! - dziewczyna wyjęła dwa, małe pudełeczka. - W-Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek! - zdziwieni chłopacy spojrzeli na siebie i otworzyli prezenty. Armin dostał kolorowe landrynki, a Eren czekoladowe serduszko z napisem „love”.
- Wow! Mikasa, dziękuję! Jesteś super! - przytulił ją niebieskooki.
- Nie musiałaś… - zaczął brunet.
- Ale chciałam. Chociaż mi podziękuj… - powiedziała nieco obrażona.
- Dziękuję... - bąknął do niej zawstydzony.
- Proszę.
- Co chciałeś nam powiedzieć? - zapytał Arlet, częstując przyjaciół cukierkami.
- Chciałem dać coś kapralowi… ale zapomniałem o tych całych walentynkach i nie mam żadnego prezentu. Co mam zrobić? - odparł zmartwiony.
- Dlaczego chcesz mu coś dawać? - wkurzyła się ciemnowłosa.
- Hmm... Trudna sprawa. Jest już za późno na skoczenie do miasta albo wypieki… Może mu coś narysujesz? Albo wysprzątasz pokój? - myślał na głos.
- Wiesz co ja bym mu dała? W PYSK!! - wtrąciła się.
- Z tym rysunkiem to może i nie byłoby źle, ale co ja niby miałbym narysować?
- Może laurkę? Tylko ładną! I pamiętaj, że musi być stylistyczna i dopracowana! - uprzedził, nie zwracając uwagi na gotującą się koleżankę.
- Hai, Hai… - rzekł, podnosząc się i otrzepując spodnie z piachu. - Zabieram się do pracy!
- My też już pójdziemy. Do jutra i powodzenia! - rzekł Armin i odszedł o kilka kroków. Tymczasem Eren spojrzał na poirytowaną i kompletnie zdołowaną Mikasę.
- Dzięki za walentynkę, siostra… - pochylił się i ucałował ją w policzek, co wyraźnie poprawiło jej humor. Potem pomachał im na pożegnanie i pobiegł do swojego pokoju, w którym pracował nad laurką. Po dwóch godzinach zadowolony z siebie Jeager schował kolorową kartkę do koperty, przeciągnął się i zerknął na zegar. Następnie westchnął i skierował się do kwatery kaprala. Wziął głęboki oddech i niepewnie zapukał dwa razy w drewniane drzwi.
- Wejść - usłyszał znajomy, niski głos. Nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia, które już tak dobrze znał... - Co jest, Eren? - młodzieniec spojrzał na siedzącego w fotelu przy oknie mężczyznę, trzymającego książkę w dłoni, z założoną nogą na nodze i okularach na nosie. Zielonooki zaczął z nerwów bawić się kopertą, którą trzymał.
- Etto... Mam coś dla ciebie, kapralu - odezwał się cicho, drżącym głosem. Ciemnowłosy uniósł na niego wzrok i zsunął nieco okulary.
- Co takiego? - dopytywał.
- L-List... - obserwował jak podniósł się z fotela i odłożył lekturę na stolik.
- Od kogo?
- Ode mnie... - odpowiedział, coraz bardziej się rumieniąc.
- List od ciebie… dla mnie? - zdziwił się i powoli zbliżył się do bruneta.
- T-Tak, właśnie. No bo… dzisiaj są walentynki… no i pomyślałem, że… - mówił pod nosem. - Tylko proszę… nie śmiej się - poprosił z westchnieniem.
- Nie będę. Obiecuję - wziął kopertę i „niechcący” musnął palcami jego. - Usiądź - zaproponował. Eren usiadł na skraju łóżku, gdy Levi powrócił do swojej początkowej pozycji. Później otworzył kopertę i dokładnie obejrzał otrzymaną laurkę. Po kilku minutach odłożył okulary wraz z kartką. Czerwony jak burak szesnastolatek siedział jak na szpilkach, czekając na jakąkolwiek reakcję. - Chcesz poznać moją opinię? - przerwał niezręczną ciszę. Kiwną twierdząco głową i przełknął głośno ślinę. Mężczyzna wstał i podszedł do chłopaka, a następnie pochylił się do jego ucha, przez co ich rozgrzane policzki się musnęły. - Tak na serio... - wyszeptał, wsuwając szczupłe palce w kosmyki brązowych włosów, na co młodszy mruknął z przyjemności. - ... jest do bani - dokończył.
- Słu-Słucham? - zamrugał z niedowierzaniem.
- W ogóle się nie postarałeś! Narąbałeś wszędzie tyle czerwonego i brokatu, że aż mi niedobrze! - odparł, patrząc na niego z politowaniem.
- To nieprawda! Siedziałem nad nią całe dwie godziny! Starałem się ze wszystkich sił i-! - bronił się, lecz kapral przerwał mu pocałunkiem.
- Żartowałem, głuptasie. Podoba mi się - zamruczał jak kot.
- Tak się cieszę... - westchnął z ulgą. Gdy poczuł w ustach ciepły język Rivaille, powitał go z rozkoszą i zawiesił ręce na jego karku.
- Mam dla ciebie niespodziankę, ale musisz zamknąć oczy i otworzyć je dopiero jak ci pozwolę, jasne?
- Już zamykam... - uśmiechnął się szeroko i wykonał polecenie. Zanim Levi odszedł złożył na jego wargach jeszcze jeden, krótki pocałunek.
- Już. Możesz patrzeć - usłyszał po pewnym czasie. Chłopak usiadł prosto i otworzył oczy. Półmrok panując w pokoju, został rozproszony przez dziesiątki świateł od świeczek, które były porozstawiane po całym pomieszczeniu. Wyglądało to naprawdę romantycznie. Ale nie tylko widok był cudowny, gdyż jego nozdrza uderzył słodki zapach kwiatów...
- Czy one są zapachowe? - czarnowłosy w odpowiedzi leciutko się uśmiechnął.
- Czujesz dziką różę? - z czułością dotknął jego rozpromienionej twarzy. - Chodź tu… - mruknął i pociągnął go za kołnierzyk koszuli. Ich usta na nowo się połączyły. - Łóżko... - przygryzł wargę kochanka. Chwilę później obaj znajdowali się na posłaniu. Nagle Rivaille oderwał się od niego i wyciągnął coś z kieszeni. Chłopak przejechał wzrokiem po małym, błękitnym woreczku. - Dostałem to od Hanji...
- Ja też taki mam! - oznajmił z uśmiechem.
- To co? Spróbujemy? - zaproponował, wyciągając czekoladowe serduszko z białego woreczka, a następnie wsadził je brunetowi do ust.
- Słodkie... Chyba mleczne - Levi przejechał koniuszkiem języka po ubrudzonych wargach Erena.
- Pyszne - wyszeptał i chwycił zębami kolejną czekoladkę, tym razem z błękitnego woreczka. Młodszy przejął ją z jego warg, a nieco gorzkie nadzienie spłynęło mu po ustach. Ciemnowłosy ochoczo zlizał ciecz z policzka.
- Levi... - rzekł zawstydzony.
- Ta była z alkoholem - stwierdził, muskając rozanieloną twarz. Szatyn bez wcześniejszego ostrzeżenia, zaczął rozpinać koszulę kochanka. Marzył o nim już od rana... Kapral począł robić to samo aż zostali w samej bieliźnie.
- Levi! - zawołał, kiedy zsunął z niego bokserki zębami i uniósł wzrok. - N-Nie patrz! To takie...! - zasłonił dłońmi swoją zarumienioną twarz.
- W takim razie będę patrzył tutaj...
- Ach! - zawołał, gdy poczuł na sobie gorące i niemożliwie miękkie wargi. Levi wsadził go sobie do ust i począł ssać. Eren wił się pod nim, jęcząc z nadmiaru przyjemności. Nie mógł się opanować, kiedy był z kapralem. W pewnej chwili jego krzyki stały się głośniejsze, a oddech nierównomiernie szybki... - Ja j-już... - załkał, próbując go powstrzymać, gdyż nie chciał ubrudzić kaprala. Lecz Rivaille ani myślał, by przestać - Levi! Nie! P-Proszę... Ja... nie chce cię ubrudzić! - po tych słowach wziął go znacznie głębiej, a Jeager zawołał głośno i wplótł drżące palce w jego włosy. - N-Nie...! Le-Levi-! - nie wytrzymał dłużej i doszedł w jego ustach. Niebieskooki połknął nasienie i otarł wilgotne wargi o wierzch dłoń. Potem spojrzał na młodego, który znów miał zbyt seksowną minę...
- Eren... - pochylił się nad uległym i zatopił w nim spragnione usta. Chłopak wiedział, co miało niedługo nastąpić, dlatego rozsunął przed nim swoje smukłe nogi i objął go nimi mocniej w pasie. Aby się upewnić, że był już gotowy, mężczyzna wsadził palec w jego wnętrze. Kiedy usłyszał zduszony jęk bólu, posłał mu zmartwione spojrzenie.
- Boli? - szesnastolatek uchylił powieki i potrząsnął głową.
- Nie... To nic - odpowiedział mu z lekkim uśmiechem. Po pewnym czasie przyzwyczaił się do tego uczucia i kapral włożył w niego drugi palec. Eren jęknął przeciągle. Tym razem nie z bólu, lecz czystej przyjemności... - Levi, proszę… wejdź we mnie…- szepnął błagalnie, ostatkiem sił. Rivaille zamrugał kilkakrotnie. Nie spodziewał się takiej reakcji. Mógł się jeszcze nim pobawić i wprawić w słodkie zakłopotanie, ale... był już u kresu wytrzymania.
- Eren, jeżeli tego pragniesz... - przez podniecone ciało chłopaka przeszedł dreszcz, gdy wyjął z niego palce i się zbliżył.
- Levi... - zdążył wyszeptać zanim poczuł jak kochanek wypełnia jego wnętrze.
- Eren… Rozluźnij się… Spójrz na mnie... - powtarzał. Młodzieniec otworzył zaciśnięte powieki, a z ich kącików szmaragdowych oczu popłynęły pierwsze łzy. Rivaille ucałował rozwarte usta.
- Jesteś cały… we mnie -  splótł ich palce i zaczął się w nim szybko poruszać.
- L-Levi! Le-vi! - wykrzykiwał jego imię na okrągło i przytulił kochanka mocniej.
- E-Eren! - zawołał i doszedł razem z brunetem w tej samej chwili. Później opadł zdyszany na młode, wilgotne od potu ciało, po czym schował go w swoich ramionach.
- Kocham cię... - usłyszał cichy szept. Nie wiedział, który z nich wypowiedział te słowa, gdyż obaj czuli to samo- upojenie słodką miłością oraz błogą senność...

♥ ♥ ♥

- Levi…
- Co?
- Mogę cię o coś poprosić?
- No słucham… - zerknął kątem oka w stronę szatyna.
- Etto… No… Będziesz moją walentynką? - na jego policzkach pojawił się szkarłatny rumieniec. Rivaille uśmiechnął się zadziornie i przybliżył chłopaka do siebie.
- Co to za pytanie? To chyba oczywiste... - szepnął mu do ucha, którego płatek podgryzł. - Chyba, że to jakiś podtekst… Hmm? - wymruczał, muskając palcami nagie plecy.
- Nie! To nie tak...! - przerwał mu namiętnym pocałunkiem w usta.
- Żartowałem, głuptasie. A teraz lepiej idź spać, bo jak nie, to czeka cię kara - zagroził, przykrywając ich szczelnie kołdrą.
- Ale jaka kara? - dopytał ciekawsko.
- Chcesz się przekonać?
- Mam jeszcze jedno pytanie...
- Nie, Eren. Nie zrobimy tego pod prysznicem - odparł, składając motyle pocałunki na jego barku.
- T-To nie… Co?! Kapralu! - zawołał zawstydzony, na co Rivaille uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Chodziło mi o świeczki... Skąd je wytrzasnąłeś? - odpowiedział z westchnieniem.
- To... To był prezent od Petry - wyjaśnił, głaszcząc brązowe włosy.
- Ach! To pewnie dlatego tak dziwnie się zachowywała! - nagle szatyn zamilkł i spuścił wzrok. Ciemnowłosy zaczął lustrować go swoim badawczym wzrokiem.
- Co? Zazdrosny jesteś? - zapytał kpiąco. Eren spojrzał mu w oczy z wyrzutem.
- A wiesz, że tak? - powiedział szczerze. Mężczyzna roześmiał się krótko i cmoknął go w policzek.
- Nie masz powodu. A wiesz czemu? - zbliżył się do jego ucha, kiedy ten w odpowiedzi potrząsnął przecząco głową. - Bo jesteś moją ukochaną walentynką...



♥ ♥ ♥ ♥ ♥

Witajcie Kochani! ;**


Oto mój wyjątkowy, walentynkowy prezent dla wszystkich yaoi fanów i fanek opowiadań Levi x Eren! Nie wiedziałam, czy uda mi się go napisać na czas, ale udało się! :D Zmieniłam narrację na trzecioosobową w tym special'u i mam cichą nadzieję, że Wam się spodobało ^^

Całusy,

Joleen :*

środa, 12 lutego 2014

♥ Rozdział V ♥


Wszedłem po schodach na wyższe piętro, gdzie znajdowały się pokoje sypialne. Problem w tym, że nie miałem bladego pojęcia, który pokój jest kaprala ani czy to na pewno to piętro... Potarłem twarz i przejechałem wzrokiem po wszystkich drzwiach. Nawet przeszedłem się przez cały hall. No nic, muszę poprosić Petrę o pomoc… - pomyślałem i zacząłem już schodzić po pierwszych stopniach schodów.
- A ty gdzie się wybierasz, żółtodziobie? - usłyszałem za sobą głos Rivaille. Zwróciłem się w jego stronę. Stał w pozycji z jedną ręką na biodrze. Miał na sobie jedynie białą koszulę, czarne spodnie i te same buty, co ubierał do munduru. Przy świetle świec jego poświata była niezwykle tajemnicza i czarująca… Kapral lekko zmarszczył brwi. - Masz dla siebie jakąś pościel? - nie odpowiadałem przez chwilę, tyko wpatrywałem się w niego. Idioto! Obudź się!
- Nie, sir… - bąknąłem w końcu. Kiedy patrzę na kaprala… coś dziwnego się ze mną dzieje. Z jednej strony czuję strach, ale z drugiej… pragnę spędzać z nim czas i dowiedzieć się o nim więcej...
-Trzymaj - usłyszałem niespodziewanie. Levi znajdował się tuż obok z białą, puchową poduszką oraz kocem w rękach. - Za mną - zeszliśmy na sam dół, gdzie znajdowały się piwnice. Poczułem chłód, owiewający moje ramiona. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Było tam o wiele zimniej niż na górze oraz unosił się dziwny zapach...
Kapral, idąc zapalał przymocowane do ścian pochodnie. Nie wiedziałem czy wolałbym, żeby było zapalone światło i patrzeć na otaczające mnie mury, czy żebym zagubił się w otaczających ciemnościach i smrodzie. Przeszliśmy jeszcze kawałek i wtedy Levi przystanął. Spojrzałem na celę, której się przyglądał. - To tu. Wchodź - nakazał. Powoli stawiałem kolejne kroki pełne obawy i niechęci. Kapral zmarszczył brwi oraz złapał mnie za ramię i popchnął do środka. Gdy się obejrzałem, Rivaille zamknął drzwi celi z cichym piskiem. Po tym wyjął klucze z kieszeni spodni i przekręcił zamek.
- Zamyka mnie kapral?! - spanikowałem.
- Chyba nie sądziłeś, że zostawię cię tu z otwartymi drzwiami… - zadrwił.
- Proszę, nie! -Levi spojrzał mi w oczy.
- Nie ufam ci. Tym bardziej, że ostatnio zawiodłem się na tobie za kłamstwa. Odbędziesz swoją karę - dodał ostro. Poczułem ból w piersi. „Nie ufam ci”, to samo powiedział, kiedy byłem kilka dni przed rozprawą... Rivaille zapewniał Erwina o tym, że to on się mnie podejmie i zabije gdy coś pójdzie nie tak. A po rozprawie straciłem prawo głosu, byłem całkowicie podporządkowany jemu. - Idź spać. Jutro czeka cię pracowity dzień... - rzekł tajemniczo i odszedł. Rozłożyłem poduszkę i koce na łóżku i rozejrzałem się po wnętrzu. Było w nim tylko łóżko i okno zabezpieczone kratami. Po prostu luksus… - zadrwiłem i położyłem się, po czym usłyszałem skrzypnięcie. Wyjrzałem przez okno. Ujrzałem ciemno granatowe niebo i księżyc w pełni. Przypomniały mi się szczęśliwe chwile z rodziną i moją matką. Poczułem się senny i chwilę później zasnąłem.

***

Kiedy otworzyłem oczy. Znowu byłem dziesięcioletnim chłopcem. Tak, jakbym się cofnął w czasie. Czarną pustkę wypełnił obraz mojego starego domu w Shiganshinie. Moje serce zabiło mocniej. Mój dom! Mój dom nie jest zniszczony! A jeśli… - pomyślałem, a iskra nadziei wkradła się do mojego umysłu i serca. Szybko zerwałem się biegiem do środka. Gdy otworzyłem drzwi, moim oczom ukazał się istny raj. Widziałem moją matkę, która razem z małą Mikasą przygotowywały obiad oraz siedzącego przy stole ojca. W moim sercu nagromadziło się tyle uczuć opisujących niezmierzone szczęście i ulgę. Oni żyją… Są tu… i ja też!
- Kaasan! - zawołałem, ale z moich ust wyszedł jedynie szept. Matka odwróciła się w moją stronę. Ujrzałem jej dobrą twarz, ciemne oczy i włosy związane z boku. To ona…!
- Eren… - szepnęła i uśmiechnęła się do mnie. Łzy napłynęły mi do oczu. Matka wyciągnęła do mnie ręce. Zadrżałem i zacząłem do niej biec. Biegłem z całych sił, ale nie mogłem się poruszyć więcej niż jeden centymetr. To było bardzo frustrujące. Tak bardzo chciałem przytulić moją mamę, poczuć jak głaszcze mnie po głowie i wypowiada moje imię... Wtulić się w jej ciało i opiekować się nią już zawsze, ale... nie mogłem się ruszyć. Mina kobiety zmieniła się na zatroskaną.
- E-Eren… Chodź do mnie… - była zdezorientowana.
- Mamo! Mamo! Ja… nie mogę… nie mogę się ruszyć…! - wołałem zdenerwowany. Spojrzałem w jej oczy. Zaczęła do mnie podchodzi… i wtedy, stało się. Mój dom zapadł się sekundę później. Coś dużego przygniotło moje ciało i upadłem. Kiedy spojrzałem w górę, zobaczyłem to, co pięć lat temu. Ten sam tytan podnosił moją matkę, a ona próbowała się wyrwać. Znowu miałem piętnaście la. Zobaczyłem, że mam swoje miecze do trójwymiarowego manewru. Wyjąłem je i rzuciłem się na tytana.
- ZOSTAW JĄ!! - wydarłem się, ale on nie zwracał na mnie uwagi. Przysunął ciało kobiety do ust i przeraźliwie się uśmiechnął, gdy ją pożarł. - NIEEE!! - Mogłem ją uratować! Znowu to samo! Zabiję go! Zabiję ich wszystkich! Co do jednego tytana!

***

Obudziłem się nagle i wziąłem kilka szybkich wdechów. Serce biło mi jak szalone. Cały się trząsłem i czułem kropelki potu na czole. Boże, gdzie ja jestem?! - myślałem, rozglądając się nerwowo. Jestem w celi, w zamku, razem z oddziałem. To był tylko koszmar. Nazywam się… Eren Jaeger. I obiecuję ci, mamo… że zabiję wszystkich tytanów. - uspokoiłem się powoli. Wiedziałem, że te koszmary się tak szybko nie skończą. Póki tytani chodzili po tej ziemi, moja matka nigdy nie zazna spokoju, a ja wraz z nią. Obiecałem… obiecałem jej, że zabiję… - poczułem, jak łzy spływają po moich policzkach. Łzy bólu, strachu i nienawiści. Pomszczę. Pomszczę moją matkę i mój dom...



*****

Ohayo Minna! ^^


Dzisiejszy rozdział trochę smutny i... krótki. Z okazji zbliżających się Walentynek zaczęłam pisać specjalny one-shot. Odbiega trochę od głównego opowiadania, ale to wciąż Levi i Eren (a miałam się uczyć...) ^^


Joleen :*

poniedziałek, 10 lutego 2014

♥ Rozdział IV ♥


- Eren, chodź coś zjeść! - zawołała mnie  Petra, która ugotowała kolację. Udało się nam naprawić większe szkody i oprzątnąć kuchnię i jadalnię, bo były to najważniejsze (zdaniem kaprala) pomieszczenia. Wszedłem do pomieszczenia, gdzie wszyscy siedzieli przy jednym, dużym, drewnianym stole. Z obu jego stron były dwie ławy, na których siedział cały oddział Leviego. Kiedy wszedłem, urwali rozmowę i wszyscy przenieśli wzrok na mnie. Poczułem się skrępowany.
- Dobra robota, Eren - powiedział do mnie Gunther. - Siadaj - poklepał miejsce obok siebie. Spojrzałem przez okno. Zobaczyłem rozciągające się ciemne niebo, a pod nim jeszcze ciemniejsze korony ogromnych drzew. W pokoju było trochę jaśniej, za sprawą światła od świec lub pochodni, umieszczonych na ścianach.
Niestety, gdy już przestałem się rozglądać, nie wiedziałem, o czym rozmawiają mężczyźni. Usłyszałem jedynie jakiś wątek o tytanach. Mój wzrok skierowałem na kaprala, który spokojnie popijał herbatę z białej filiżanki. Patrzyłem na niego dokładnie. Obserwowałem każdy jego ruch, każdy oddech… I właśnie w tamtej chwili jego oczy spotkały się z moimi. Siedziałem jakiś metr od niego, ale kobaltowe tęczówki z łatwością oczarowały mnie swoim blaskiem. Jak można mieć tak niesamowity kolor oczu? - rozmyślałem, będąc jakby zahipnotyzowanym. Ciekawe czy wciąż chce mnie ukarać… - po krótkiej chwili, Rivaille zmrużył lekko oczy. Oj, tak. Jestem tego pewien - dodałem w głowie.
- Już gotowe! - zawołała Petra, niosąc zielony garnek do stołu.


***

- To było wyśmienite! Petra, jesteś wspaniała! Będziesz idealną żoną! - chwalił Erd.
- D-Dziękuję - zarumieniła się lekko i odgarnęła kosmyk złotych włosów za ucho.
- Tak! Moją żoną! - zaśmiał się Auruo, a kobieta się skrzywiła.
- Nigdy w życiu - warknęła i poszła do kuchni. Gunther i Erd pomogli jej zebrać naczynia i odnieśli je do kuchni.
- Jaeger, ty dziś zmywasz - rozkazał kapral. - Reszta może odejść - dodał. Wszyscy się rozeszli, oprócz mnie i Leviego. Kiedy odstawił filiżankę herbaty, znów spojrzał mi w oczy. Nagle poczułem szybsze bicie mojego serca. - Jak skończysz to przyjdź do mnie. Wskażę ci, gdzie będziesz spał - powiedział zimno.
- Tak jest - rzekłem i wróciłem do kuchni. Zastałem tam Petrę. - Petra-san?
- Eren. Coś się stało? - zapytała z uśmiechem.
- Mógłbym ci pomóc? Może ja dokończę sprzątanie, a ty usiądź i odpocznij - zaproponowałem. Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona.
- Serio?! Dziękuję! Jestem już taka zmęczona... - potarła swoje czoło. Podciągnąłem rękawy i zacząłem dokańczać zmywanie. Petra stanęła przy szafce i wyjęła z niej dwie filiżanki. - Jak skończysz, to daj znać - rzekła, nalewając sobie herbaty z czajniczka. - W międzyczasie, może mógłbyś mi wyjaśnić o co się pokłóciłeś z kapralem Levim? - zagaiła.
- Nie wiem, czy to była kłótnia... Po prostu czeka mnie surowa kara od kaprala - westchnąłem.
- Ale za co? - zdziwiła się.
- Chyba słyszała pani o tym ognisku? Na zabawie znajdował się skradziony alkohol, a młodzi zachowywali się nieco za głośno... Tak jakoś wyszło, że kapral się o tym dowiedział i mnie przyłapał - wyjaśniłem.
- Co wtedy zrobiłeś?
- Skłamałem… i kapral mnie przejrzał. Potem się wkurzył.
- Uuua! To nie dobrze. Kapral bardzo nie lubi kłamstw. Wyczuwa je na kilometr… Wiem coś o tym - zachichotała. Wytarłem kubek i odłożyłem go do szafki. - Zdradzę ci sekret. Kapral, zanim wstąpił do Oddziału Zwiadowców był podziemnym złodziejem i może dlatego wie nieco więcej o tych sprawach - upiła kolejny łyk herbaty.
- Co?! Niemożliwe! Ale dlaczego..?! - odparłem zszokowany.
- Cicho! Ciszej, Eren! - syknęła na mnie. - Nie znam szczegółów ale podobno dowódca Erwin namówił go do wstąpienia do zwiadowców. To wielka tajemnica - dodała ciszej.
- Wow... Nigdy bym nie pomyślał, że taka osoba jak kapral...
- Ludzie się zmieniają - spojrzałem na jej spokojną twarz.
- Petra-san. Mógłbym cię o coś spytać? - przerwałem chwilę niezręcznej ciszy. - Dlaczego postanowiłaś wstąpić do Oddziału Zwiadowców?
- Wiesz... nigdy nie czułam się dobrze jako kura domowa. Gdy byłam młodsza, dużo czasu spędzałam z moimi przyjaciółmi - chłopcami. Stali się wielkimi fanami Oddziału Zwiadowców i… to przeszło również na mnie. Stałam się jeszcze bardziej pewna, gdy poznałam kaprala Rivaille - zobaczyłem lekki rumieniec na jej policzkach. Czyżby…? - Moje marzenie się spełniło. Zostałam przyjęta do wojska. Byłam nawet lepsza od moich przyjaciół! Co było naprawdę niewiarygodne. Młoda dziewczyna pokonała takich „dojrzałych” chłopaków... Potem odnalazł mnie kapral. Powiedział, że musi mieć mnie w swoim oddziale... - uśmiechnęła się szerzej. - To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Moich przyjaciół zresztą też.
- Przyjaciół? - dociekałem.
- Gunther, Erd i Auruo - odparła z uśmiechem.
- Niesamowite... - szepnąłem.
- Też tak wtedy myślałam. Choć było nam trudno, baliśmy się okropnie i wiele razem przeszliśmy… Nie odpuściliśmy i do teraz jesteśmy drużyną. A ty razem z nami - dotknęła mojej dłoni. -Wiesz, może i kapral jest czasem zimny i nieczuły ale w moich oczach zawsze będzie mi przypominał ważne chwile w moim życiu. Pokazał mi moją silną i odważną stronę, choć ja zawsze uważałam, że jestem słaba i tchórzliwa. Od tamtej pory, zabijam tytany, wierzę w siebie i ludzkość... Wiem, iż moje miejsce jest tutaj - wyznała.
- Petra-san jesteś wspaniała... - powiedziałem z westchnieniem.
- Co z wami dzisiaj? Same komplementy! Nie poznaję swojej drużyny! Oprócz tego idioty, Auruo... - roześmialiśmy się. - Dziękuję, Eren. Czasami dobrze jest móc się wygadać... Ale jest już późno. Lepiej idź zapytaj Rivaille, gdzie śpisz, bo szczerze powiedziawszy, sama nie mam pojęcia - poradziła mi.
- Dobrze - wstałem niechętnie i podszedłem do drzwi. - Dobranoc - rzekłem cicho.
- Dobranoc, Eren.



*****

Konbanwa! ^^


Ten rozdział chciał poświęcić dla mojej jednej z ulubionych postaci - Petrze Rall. Jednym z powodów dlaczego zaczęłam pisać przed tą okropną katastrofą (wiecie, kiedy cały oddział Leviego ginie L), była Petra. Ona jest taka śliczna i dobra… Nie mogłabym opisać smutku i mega zdziwienia, kiedy zobaczyłam jej śmierć. Jeszcze nie byłam na to gotowa (Levi i Eren też nie). Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tym rozdziałem :)




Dużo wypoczynku~!


Joleen :*

♥ Rozdział III ♥


Eren… Eren…Eren! - Znowu to wołanie... Widzę czerń i wodę… Chodzę po wodzie, a niebo i przestrzeń dookoła mnie jest ciemna jak w piekle. Gdzie ja jestem?
Eren… - znów ten głos…
Eren… - skądś go znam…
Eren… - jest tak blisko…
Eren!! - słyszę za sobą. Szybko odwracam głowę, aby zobaczyć jej twarz...

***

Otworzyłem oczy i nabrałem powietrza do płuc. Było mi niedobrze. Bolało mnie gardło i głowa. Na początku myślałem, że zwymiotuję, lecz po chwili usiadłem prosto, wziąłem kilka głębszych wdechów i samo przeszło. Wtedy przypomniał mi się mój sen. Nie zdążyłem zobaczyć jej twarzy… - pomyślałem. Spałem w namiocie z kilkoma innymi żołnierzami. Nie było za wiele wolnych pokoi w miasteczku, więc rozbiliśmy obóz. Za to w dostępnych kwaterach zatrzymali się dowódcy.
Otarłem twarz od potu. Nie byłem pewien, czy to z powodu letniego ciepła czy z powodu snu. Postanowiłem wyjść z namiotu i poszukać wody. Jasne promienie słońca powitały moje zmęczone oczy. Syknąłem i zasłoniłem je dłonią. Spojrzałem na namioty innych żołnierzy i obozowisko. Nikogo nie było. Wyruszyłem w poszukiwaniu pobliskiej rzeki. Kilkanaście metrów dalej znalazłem małe bajoro porośnięte trzciną i wysokimi trawami. Woda w blasku słońca wydawała się być pokryta kryształami. Uklęknąłem i zamoczyłem w niej dłonie, po czym obyłem twarz. Chłodne krople na mojej skórze były jak istne niebiosa. Westchnąłem i spojrzałem w niebo. Od dawna nie widziałem tych skrawków błękitu i białych chmur. Mój zachwyt i odpoczynek przerwał nagły ból głowy. Pieprzony kac… - pomyślałem i rozmasowałem bolącą skroń. Jeszcze raz opłukałem twarz i udałem się do obozu. Gdy tam dotarłem, już prawie wszyscy byli ubrani i gotowi do drogi. Armin i Reiner podeszli do mnie pewnym krokiem.
- Hej chłopaki! - przywitałem się.
- Eren! Słyszeliśmy co się stało! Gdzieś ty się tam wczoraj zgubił?! Teraz kapral ma cię na haku! - mówił zdenerwowany blondyn. Jak tak do mnie wołał, zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze - znowu rozbolała mnie głowa, po drugie - brzmiał jak dziewczyna. Uśmiechnąłem się zadziornie.
- Wszystko będzie ok. Nie martw się. To moja wina, więc biorę wszystko na siebie. Nie mógłbym was wszystkich wsypać, co nie? - Armin patrzył na mnie zdenerwowany, a Reiner miał podniesioną jedną brew i się uśmiechał.
- Jaeger! - usłyszałem, że ktoś mnie woła.
- Muszę iść. Do zobaczenia później! - posłałem im uśmiech na pożegnanie i pobiegłem w stronę głosu. Prawie się wywróciłem, jak zobaczyłem kaprala Rivaille.
- Rivaille heichou... Ohayo... - ciemnowłosy spojrzał na mnie z irytacją.
- Gdzie byłeś? Czemu jesteś jeszcze nie gotowy? - zapytał ostro.
- Byłem się przejść... - mruknąłem, nie patrząc mu w twarz.
- Znowu? Mało ci jeszcze? - warknął, marszcząc brwi.
- Przepraszam, sir. Za chwilę będę gotowy - powiedziałem i poszedłem ubrać mundur. Po chwili zobaczyłem, że kapral cały czas mnie obserwował.
- Pospiesz się - syknął.
- Tak jest... - spakowałem szybko namiot i dogoniłem idącego mężczyznę. Poszliśmy do miejsca, gdzie znajdowały się nasze konie. Była tam już cała reszta oddziału Leviego.
-Witaj Eren! - pomachała do mnie przyjaźnie, piękna kobieta o blond włosach i złotych oczach. Uśmiechnąłem się do niej lekko. Zawsze taka miła i dobra Petra Rall... Rivaille wsiadł na swojego czarnego wierzchowca. Reszta uczyniła to samo.
-Ruszamy - wydał rozkaz. Przez kilka minut jechaliśmy w ciszy.
- Słyszałem, że wczoraj odbyła się tu jakaś potajemna impreza... - zaczął mówić Erd.
- No i nikt nas nie zaprosił! - dokończył Gunther. - Wiesz coś o tym Eren?
- Emm… no ja... - bąknąłem a po tym mężczyźni roześmiali się. Auruo patrzył na mnie podejrzliwie (próbował naśladować kaprala), a Petra uśmiechała się przepięknie.
- Ale na następną to się chyba nie załapiemy! - powiedział brunet.
- Hmm? - zdziwiłem się. Mężczyzna zbliżył się do mnie i nachylił do mojego ucha.
- Kapral już tego dopilnuje... - szepnął mi do ucha.
-A-Acha... - jęknąłem cicho i spojrzałem na jadącego z przodu ciemnowłosego. Przypomniało mi się wczorajsze zajście. To jaki był wkurzony i jak mówił, że pomyśli nad karą… Znowu przeszły mnie dreszcze. Postanowiłem wrócić myślami do mojego snu. Do tego głosu, który mnie wołał... Przecież znałem go bardzo dobrze… Kim ona jest? Wiem, że to było kobieta. Może Mikasa? Nie, jeszcze tego by brakowało żeby mi się śniła po nocach... - wzdrygnąłem się. Spojrzałem w niebo. Kaasan…


***

Dojechaliśmy do kwatery zwiadowców otoczonej lasem. Wyglądał nieco staro i niedbale, ale jego wielkość była niesamowicie imponująca. Podjechaliśmy pod samo wejście. Od razu rzuciło mi się w oczy, że część zamku jest zniszczona i wymaga wielu napraw. Poza tym, mury i okna były pokryte pewną zieloną substancją lub mchem. Aż strach było pomyśleć, co zastaniemy w środku...
-Tsk... - syknął kapral pod nosem.
- Trzeba będzie naprawić tamto lewe skrzydło... - powiedział Gunther.
- No i trochę tu sprzątnąć - dodał Erd.
- Dziś skupimy się na naprawie zamku. Może damy radę dziś jeszcze coś posprzątać. Od jutra zajmiemy się całkowitym sprzątaniem - zadecydował Levi z ponurą miną.
-Tak jest! - zawołali żołnierze.



*****

Hi Everyone! ;D


Dzisiejszy rozdział jest trochę krótki, ale wszystko zależy od tego, jak to rozplanowałam. Już biorę się za rozdział 4, więc bez obaw myślę, że jeszcze dziś go opublikuję ;P Wczoraj pisałam rozdział 2 i 3 aż do 2 w nocy! xd (dlatego, że oglądałam SnK do 23). Muszę się także wziąć w garść i zacząć czytać chemię, biologię oraz moją ukochaną (sarkazm) historię. Życzcie mi szczęścia! ;)

Miłego dnia~! 


Joleen :*

niedziela, 9 lutego 2014

♥ Rozdział II ♥


- Jean! Kto cię tu kurna zapraszał?! - warknąłem wściekły. Armin, Mikasa i żołnierze z naszego rocznika urządzili małą zabawę przy ognisku. Z tego, co wiedziałem, przyniesiony alkohol był chyba skradziony dowódcom, ale nikt się tym zbytnio nie przejmował. Christa i Ymir grały na gitarach, a reszta upijała się mocnym trunkiem, śpiewała i tańczyła. Było naprawdę miło, ale jak zwykle Jean musiał odstawiać jakąś szopkę. Jak on mnie wkurza…
- Armin wspominał coś, że przychodzą wszyscy młodzi kadeci, którzy żyją i chcą oblać udaną misję, więc pomyślałem, że wpadnę się napić - odparł, popijając napój z kufla. - A tak w ogóle, widziałeś Mikasę?
- Następnym razem ja zajmę się zaproszeniami... - mruknąłem, ignorując go.
- Jaeger! Słyszysz, co się do ciebie mówi?! - wkurzył się i szarpnął mnie za ramię. Wyrwałem się i popchnąłem go. Chłopak wpadł na krzak i rozlał alkohol na swoje ubranie. Ten widok wywołał mój niekontrolowany, złośliwy uśmieszek. - Już nie żyjesz - wysyczał. Gdy już miał się na mnie rzucić z pięściami, znikąd pojawił się Armin.
- Chłopaki!! Uspokójcie się! - zawołał i stanął pomiędzy nas. - Dzisiaj żadnych kłótni! A poza tym, Jean lepiej już odstaw browca - zlustrował Kirstein’a wzrokiem.
- No dobra, kumam... - odpuścił chłopak i odszedł w stronę ogniska. Wymieniliśmy spojrzenia z blondynem.
- Miałem nadzieję, że już pójdzie... - westchnął.
- Pytał o Mikasę... Może jej szuka? Ale po co? - patrzyłem, jak przechodził między ludźmi. Nagle Armin się spiął. - Co jest? Nie wiem o czymś? - chłopak pokręcił przecząco głową. Obserwowaliśmy dalej bawiących się ludzi. Nagle zaschło mi w gardle. - Muszę się napić… Chcesz coś, Armin? - zaproponowałem.
- Nie, dzięki. Pójdę poszukać Mikasę - powiedział i odszedł w tłum. Zwróciłem się w stronę beczki z piwem, przy której stał wysoki, przypakowany blondyn.
- Cześć Reiner - przywitałem się.
- Hej, Eren. Co słychać? - gdy sięgnąłem po kufel, chłopak wyręczył mnie i nalał nam obu trunku do pełna. - Trzymaj.
- Dzięki.
- Zdrowie, za dzielnych żołnierzy! - wzniósł toast.
- Zdrowie - stuknęliśmy się kuflami i zaczęliśmy pić. Wypiłem trzy piwa a Reiner sześć. - Wow, nieźle - pochwaliłem, już nieco wstawiony.
- He he... Już wymiękasz? - zaśmiał się.
- Już późno i trzeba zacząć sprzątać ten bajzel... - wymigałem się.
- Racja - kiwnął. Oparłem się o drzewo i dopiłem resztkę alkoholu, jaka została mi w kuflu. Ciepło żarzącego ogniska, śmiech przyjaciół, muzyka... Czego więcej brak? - pomyślałem, ciesząc się chwilą.
- UWAGA! Generał Erwin i Kapral się zbliżają!! - usłyszeliśmy wołanie Conniego. Wszyscy szybko zaczęli gasić ognisko i zabierać rzeczy po zabawie. Odstawiłem kufel na ścięty pień za mną. Gdy się odwróciłem, było okropnie ciemno, a ludzie jakby wyparowali. Zostałem sam. Co teraz?! W którą stronę mam pójść?! Gdzie są wszyscy?! - spanikowałem. Polana obok lasu, w której robiliśmy ognisko stała się strasznie cicha. W oddali dostrzegłem światło od pochodni. To oni! Wrócili po mnie! - ucieszyłem się, ale moja nadzieja jak szybko się pojawiła, tak samo szybko zniknęła. Pospiesznie ukryłem się za dużym drzewem, a serce podeszło mi do gardła. O nie…
- … jakieś głosy i śmiechy - usłyszałem Erwina. Wiedziałem, że dowódca miał towarzystwo. Oby to nie był kapral… - modliłem się w duchu.
- No i co, Erwin? Nikogo tu nie ma - rzekł niski, znajomy głos.
- Mówię ci, Levi, coś się tu działo. Widziałem światło... - Tak, to na sto procent Erwin i Rivaille... Zasłoniłem dłonią usta, aby nie wydać jakiegokolwiek dźwięku. Czułem zimny pot, spływający po moich plecach. Tak bardzo się bałem...
- Może to tylko dzieciaki… - rzekł blondyn, który chciał się już wycofywać.
- Może... Wracajmy - oznajmił kapral. Powoli moje ciało się rozluźniało. Och! Dzięki ci Panie! - zawołałem w myślach. - Czekaj, Erwin - Rivaille nagle przystanął. - Czujesz to? - po chwili usłyszałem kroki. Kątem oka zauważyłem, że Levi kucnął przy stercie drewna i je dotknął. - Jeszcze ciepłe... Pieprzone dzieciaki urządziły sobie ognisko! - warknął zirytowany, na co cicho przełknąłem ślinę.
- Co zrobimy? - zapytał drugi i skrzyżował ręce na piersi.
- Już ja się nimi zajmę… - syknął złowieszczo ciemnowłosy.
- No weź przestań, Levi. Przecież nic się takiego nie stało...
- Słucham?! - fuknął niższy.
- Mówię, żebyś im trochę odpuścił. Pewnie się cieszyli udaną misją i może ostatnimi wspólnymi chwilami.
- Erwin, dyscyplina musi być! - wypowiedział swoje motto Rivaille.
- Ach… jak chcesz - westchnął mężczyzna. Nie wiem czemu, ale wręcz gotowałem się ze śmiechu. ,,Dyscyplina musi być”, a Twoje drugie motto to: ,,Myj rączki po każdej czynności. I to bardzo dokładnie!”. Bycie pijanym w tamtej sytuacji nie pomagało. I właśnie wtedy usłyszałem dźwięk łamanego pod moją nogą drewna... NIE!! Oby tego nie słyszeli!
- Słyszałeś? - zapytał Erwin.
- Czuję tutaj jakiegoś szczura... - powiedział z zacięciem Rivaille. Kurna! Co teraz?! Mam dwa wyjścia. Albo ucieknę albo będę się tu ukrywał aż mnie wywęszą… - zagryzłem dolną wargę. Chyba, że… będę grał na zwłokę - olśniło mnie. Co mam do stracenia? I tak by mnie złapali… - wziąłem głęboki wdech i wyszedłem zza drzewa. Ujrzałem dwóch mężczyzn. Dowódca Erwin- blondyn o niebieskich oczach, spoglądał na mnie ze zdziwieniem, a kapral Rivaille był w pozycji do nagłego ataku, trzymając dłonie na rękojeściach swoich mieczy. Gdy mnie zobaczył, skrzywił się i wyprostował.
- Co tu robisz Eren? - zapytał wyższy.
- D-Dobry wieczór... No, bo... ja chciałem się przejść, a im dalej w las tym gorzej no i... - gadałem jakieś brednie. W mojej głowie brzmiało to lepiej… - nie mogłem spojrzeć na kaprala.
- No i? - dociekał ciemnowłosy. Czułem jego pilny wzrok na sobie.
- … zgubiłem się - czułem się zażenowany i było mi wstyd za to kłamstwo, ale mogli uznać to za prawdę. Głupi, nieostrożny i niedojrzały pół-człowiek... To była moja jedyna szansa. Błagam uwierzcie mi w to kłamstwo… - spojrzałem błagalnie na dowódcę Erwina. W jego oczach widziałem zrozumienie i przyjaźń, nie to co u kaprala...
- Każdy… - zaczął wyższy.
- Łżesz jak pies - przejrzał mnie niebieskooki. Erwin spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, a ja myślałem, że zapadnę się pod ziemię. - Od razu coś mi tu nie pasowało, a ta twoja bajeczka… - prychnął - Godna pożałowania. Nawet nie mogłeś porządnie skłamać! Ciągle patrzyłeś na boki albo w ziemię! Od razu dało się wyczytać, że kłamiesz! - z jednej strony było mi wstyd, ale z drugiej nauczyłem się czegoś przydatnego... - Teraz najważniejsze - kto tu był i co tutaj się działo przed paroma minutami? - zapytał ostatecznie. Nie odpowiedziałem i spuściłem lekko głowę. Powiedzieć mu? Mam wsypać kumpli? Nie mogę tego zrobić! Kto wie, co wymyśli ten facet? - Odpowiadaj gnojku! - warknął na mnie wkurzony.
- Levi, uspokój się - odezwał się jasnowłosy.
- Nie jestem tobą, Erwin! Nie będę tolerował takich zachowań! - zwrócił się do niego. - Daję ci okazję do zrehabilitowania się. Kto jeszcze tu był? Odpowiadaj! - rzekł do mnie.
- Tylko ja, sir - odpowiedziałem cicho.
- Tsk! Uparty bachor... Jak chcesz. W takim razie pomyślę nad surową karą dla ciebie - odparł Rivaille i odwrócił się na pięcie. Aż mnie ciarki przeszły na myśl o tej „surowej karze”.
- Wracajmy. Chodź Eren - zwrócił się do mnie Erwin. Czułem wstyd i sfrustrowanie. Przez całą drogę z powrotem nie odezwałem się słówkiem, pogrążony w zamyślaniu. Czy nie lepiej było siedzieć cicho i poczekać aż odejdą? Ale jak bym wrócił? - zerknąłem na Leviego. Czy to, co mówił po południu… naprawdę miało miejsce? Może to był jednak tylko sen?



*****

Ohayo!~


Kolejna notka ode mnie :) Dzisiaj po kolejny obejrzałam całe Shingeki no Kyojin z moją siostrą! Boże, jak ja uwielbiam Leviego… <3 (niestety moja siostra nie podziela zafascynowania kapralem… chyba jest tytanem xd). Zauważyłam kilka nowych faktów, które mi pomogą przy dalszym pisaniu, z czego bardzo się cieszę. I teraz moja opinia na temat relacji Eren x Levi - ich naprawdę coś łączy :D Wiedziałam już o tym od dawna, ale... teraz jakoś znowu obejrzałam to anime i potwierdzam. Oni są tacy sweet! >.<
Mikasa też jest super! :) Podziwiam jej „miłość” do Erena. Potrafiła poświęcić dla niego wszystko… Ale to Levi zawsze go ratował ;)
Ciekawą relację mają też Marco i Jean albo Jean i… Armin. Lub jeszcze inaczej (hetero) Jean i Mikasa. Ja tak szczerze to wolę tą ostatnią ^^  W moim opowiadaniu będę chciała kontynuować ten związek. „A tak w ogóle to widziałeś Mikasę?” He he ^^ tak, tak. Możecie się czegoś spodziewać (mały spoiler) ;D

Do bloga: Jeżeli ktoś był tu przed rozdziałem 1, to może zauważył pewne zmiany na blogu ^^ Tak, chciałam się postarać i podrasowałam trochę blog. Mam nadzieję, że teraz będzie wygodniejszy + poprawiłam błędy, tak na przyszłość.
Póki mam ferie to będę dodawać tak co 1 lub 2 dni, ale muszę się dużo uczyć, więc potem zobaczymy co to będzie. Myślę, że będę dodawać post co piątek lub co weekend.

Coś ode mnie: Proszę, jeżeli ktoś przeczytał choć te 2 rozdziały… Napisz co myślisz! Kiedy sobie tak siedziałam, przeszła mi przez głowę myśl - głupia, po co chcesz dodawać jakieś posty? Nikt tego czytać nie będzie! Nawet nie będą tu wchodzić! Oni chcą jakieś Hard Yaoi, a nie…! - więc naprawdę jeżeli chcielibyście mnie wesprzeć to byłoby naprawdę miło.
A co do tego Hard Yaoi… Powiem tak, jestem za tym żeby bohaterowie się w sobie zakochali, a potem do czegoś doszło (i to często *///.///*) , więc musicie uzbroić się w cierpliwość, bo zaręczam będzie warto ^^

Ale się rozpisałam xd. Jeżeli przeczytaliście to do końca… Arigatou!! Jak to mówi Mamoru - Sank You! Ale jeśli pominęliście, to i tak fajnie, że zajrzeliście :)


Joleen :*

piątek, 7 lutego 2014

♥ Rozdział I ♥


- Eren...Eren...Eren! - słyszałem w głowie głos. Kaasan?
- EREN! - zawołał ktoś, tym razem znacznie głośniej. Otworzyłem oczy. Nade mną stała młoda, czarnowłosa dziewczyna. Na jej twarzy malował się strach, niepewność i troska.
- Mi... Mikasa? Co się stało? - zapytałem zdezorientowany.
- Mówiłeś przez sen i... myślałam, że to koszmary się męczą więc postanowiłam cię obudzić. Wszystko w porządku?
- Nie... nigdy nie było w porządku... - wyszeptałem, a ciemnowłosa spojrzała na mnie smutno. Potarłem wierzchem dłoni wilgotne od potu czoło. Rzeczywiście, koszmar... Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Leżałem na łóżku w jakimś obcym pokoju. Oprócz łóżka i biurka z dostawionym do niego krzesłem, nic szczególnego tam nie było. - Gdzie ja jestem?
- Jesteś w pokoju szpitalnym. Nie pamiętasz? Po walce z tytanami i po tym, jak się przemieniłeś... zasłabłeś. Ledwo cię odratowaliśmy... - No tak, teraz pamiętam. Ogarnęła mnie czysta furia, ogromna moc i siła, które wycieńczają mnie i moje ciało. Ostatnim razem, jak ratowałem Mikasę i Armina, krew leciała mi z nosa… Ale to nic! Ważne, że pomagam ludzkości zwalczać te potwory!
- Mikasa... - przerwałem jej - Ja... nie zrobiłem nikomu krzywdy, prawda?
-Nie, Eren. Opamiętałeś się... tym razem - odetchnąłem z ulgą. Nie chciałem, by stała się znowu komuś krzywda, tak jak wtedy Mikasie... Wciąż nie mogłem uwierzyć, że chciałem ją zabić.
- Eren... - Mikasa patrzyła na mnie zatroskana i dotknęła czule mojego policzka.
- Przestań się zamartwiać, głupia - szepnąłem.
- Zawsze tam gdzie ty, będę i ja... Pamiętaj.
- Nie jestem dzieckiem! - odwarknąłem.
- Jo, dzieciaki! - usłyszałem męski, niski głos. O framugę opierał się dosyć niski, czarnowłosy mężczyzna w zielonej pelerynie. Jak zwykle na jego twarzy widać było znudzenie i obojętność.
- Rivaille heichou... - zdziwiłem się. Nagle usłyszałem zły syk pochodzący z ust Mikasy. Patrzyła na kaprala swoim gniewnym, przerażającym wzrokiem.Wyglądała tak, jakby chciała oderwać mu głowę zębami.
- Oy, tak mi się odwdzięczasz za ratunek twojego brata? - syknął Levi. Mikasa drgnęła i nieco się rozluźniła, ale w jej oczach wciąż płonął ogień nienawiści. Chyba nigdy mu tego nie wybaczy...
- M-Moment! Rivaille heichou...? Uratowałeś mnie? - wtrąciłem się.
- To nie pierwszy i podejrzewam, ze nie ostatni raz, dzieciaku - prychnął i podszedł o kilka kroków w naszą stronę. Mikasa zacisnęła dłonie w pięści. - Gdybyś tylko umiała zabić wzrokiem, już bym leżał - stwierdził ponuro.
- Och, gdybym to było takie proste... - syknęła, na co Levi westchnął krótko.
- Dobrze się czujesz?
-T-Tak, trochę lepiej. Dziękuję za troskę i... za ratunek - mężczyzna posłał mi beznamiętnie spojrzenie.
- Gdybyś nad sobą nie panował, to inaczej by się skończyło - ta odpowiedź lekko mną drgnęła. Czy on tylko myśli, jakby mnie tu zabić? Pewnie o tym marzy… hah - z moich myśli wyrwała mnie Mikasa, która aż się gotowała. Moment… - spojrzałem na ciemnowłosego, który patrzył na nią z zainteresowaniem w kobaltowych oczach. To o nią chodziło, tak? Chciał ją po prostu bardziej wkurzyć!
- Mikasa? Gdzie jest Armin? - zapytałem, aby zmienić temat, ale ona twardo pożerała wzrokiem kaprala. Och… Co teraz?
- Eren!! - usłyszałem piskliwy głos. Do pokoju wparował chłopak o jasnych włosach i niebieskich jak morze oczach.
- Armin! - uśmiechnąłem się szeroko. Żyją! Mikasa, Armin i nawet Levi! Reszta się nie liczy...
- Mikasa! Przestań zabijać kaprala wzrokiem! - upomniał ją. Dziewczyna zmrużyła oczy i skupiła się na Arminie. Może ja i Mikasa byliśmy bardziej związani, ale nikt inny jak Armin nie mógł nami pokierować. W pewnej chwili zauważyłem, że kapral powoli zaczął się wycofywać z pokoju.
- Etto… Kapralu Rivaille! - zawołałem za nim. Mężczyzna przystanął i spojrzał na mnie chłodno. - D-Dużo osób… poległo? - czułem, jakby w ogóle mnie tam nie było, ale to nie znaczyło, że 
- Sądzę, że około trzydziestu, ale mogę się mylić...
-Rozumiem - posmutniałem i spuściłem wzrok. Zawsze... zawsze ktoś musi umrzeć?
- Eren! - spojrzałem w kobaltowe tęczówki. - Dobrze się spisałeś. Oby tak dalej - poczułem nieznajomy uścisk w sercu. Czy kapral… właśnie mnie pochwalił? Miał tą samą minę bez wyrazu, ale… chyba mówił to na serio.
- Dziękuję, sir! Kapral również…! - zacząłem, lecz zdążył już w tym czasie się ulotnić. Patrzyłem jeszcze kilka sekund w miejsce, w którym stał. Potem spojrzałem porozumiewawczo na Armina i Mikasę. Blondynowi opadła szczęka ze zdumienia, a dziewczyna zmrużyła podejrzliwie swoje oczy. Natomiast do mnie jeszcze to nie docierało...
- Eren... Kapral Levi... pochwalił cię. Czaisz?! - odezwał się zszokowany błękitnooki.
- Sam jeszcze nie wiem, co się właśnie wydarzyło… - rzekłem, przecierając oczy. - Ja chyba jeszcze śpię... Prawda, Armin? - po sekundzie razem wybuchnęliśmy śmiechem.
- Eren! Jesteś po prostu...! - otarł łzy z kącików oczu.
- Ludzie, tak się cieszę, że jesteśmy razem! - powiedziałem szczerze, a Armin złapał mnie i Mikasę za ręce. - Musimy się trzymać razem...
-Tak. Zawsze i wszędzie - zgodził się blondyn. Czarnowłosa kiwnęła twierdząco. Każdy z nas ma swoje słabości i się czegoś boi, lecz zawsze jesteśmy razem i wspieramy się nawzajem. Nikt, nigdy nas nie rozdzieli. Teraz oni są moją najważniejszą rodziną. Armin, który pokazał mi piękno naszego przyszłego życia za murami oraz Mikasa - moja przyrodnia siostra, wiecznie troszcząca się o mnie i Armina.
- Musimy to uczcić! - zawołał chłopak.
- Pochwałę kaprala? - zdziwiłem się.
- No... to też, ale bardziej fakt, że jesteśmy tu razem! - wyjaśnił.
- Masz rację - zgodziłem się. - Kiedy jesteście ze mną niczego mi nie trzeba!
- Mi też - odezwała się nieśmiało Mikasa.
- No to chodźmy! - postanowił mój najlepszy przyjaciel, wyprowadzając nas z pokoju.



*****

Witajcie!

Pierwszy rozdział już przepisany. Ufff! Moje biedne palce i nadgarstki xD
Kilka informacji na temat tego rozdziału i przyszłych. Moja opowieść toczy się w czasie po wyroku sądu i przed przyjazdem Kaprala Leviego i oddziału do zamku, więc najlepsze przed nami! :) Wiem, że nie było takiej sceny w anime, ale chciałam wprowadzić Was w taką fajną atmosferę ^^

Mam nadzieję, że Wam się podobało i jakby co to możecie mi coś napisać w komentarzu :)

Pozdrawiam Was i życzę miłych ferii!

Joleen :*