poniedziałek, 11 września 2017

Rozdział II





Pomimo ogarniającego mnie gniewu i rozczarowania, postanowiłem odwiedzić Seijuurou. Był moją nieodłączną częścią, o którą troszczyłem się przez te wszystkie lata. To, co się wydarzyło było nieuniknione. Zachowywał się samolubnie, ignorował mnie, nigdy nie dzielił się ze mną swoimi smutkami czy radościami... Zawsze szukał pocieszenia u innych. Ojca, przyjaciół, nauczycieli... Dlaczego mu nie wystarczałem? Czemu nie chciał zwierzyć się mnie? Po co byli mu inni? Nie potrafiłem tego pojąć. Może to przez utratę matki stał się taki... obcy? Odciął swoje uczucia, okłamywał ukochane osoby, żeby nie wyjawić swoich ukrytych zamiarów... Był po prostu nieszczęśliwy i nikt tego nie dostrzegł. Wszyscy po jakimś czasie go zdradzali, oszukiwali i zostawiali. W naszym przypadku miało być inaczej. Nie chciałem go skrzywdzić, tylko próbowałem ochronić. Dać mu szansę, żeby odpoczął i przestał się zadręczać. Niestety, przez pierwsze dni po naszej zamianie, Seijuurou nie potrafił się opanować. Za wszelką cenę próbował odzyskać kontrolę. Bezskutecznie. W końcu musiałem posunąć się do ostateczności i zepchnąć go do najniższego poziomu mojej podświadomości... "Prawdziwe piekło", tak nazywała to moja druga połowa. Miejsce, w którym brakowało światła, nadziei... Była tylko wieczna cisza oraz ciemność.
- Witaj, ukochany - podszedłem do leżącego do mnie tyłem czerwonowłosego. - Dawno się nie widzieliśmy. Jak się czujesz? - kucnąłem niedaleko, wpatrując się w nagie, drżące plecy. - Wciąż masz do mnie żal za Tetsuyę? - Akashi nie odpowiadał. - Seijuurou... Dlaczego jesteś taki niewdzięczny? - westchnąłem ciężko. Tracę tutaj tylko czas... On nigdy nie zrozumie, że zrobiłem to dla jego dobra.
- Odejdź, potworze - wycedził przez zęby, otulając się rękoma.
- Ja? Potworem? Zapomniałeś już, jak sam przesiedziałem w tym miejscu całe piętnaście lat?! - uniosłem swój głos. Chwyciłem go za ramię i szarpnąłem, aby położył się na plecach i mógł spojrzeć mi w twarz. Jego rubinowe oczy były puste, zmęczone, smutne... - Teraz już wiesz jak to jest. Być zamkniętym, niezdolnym do niczego, stojącym w cieniu, niechcianym...
- Kiedy niby tak było? Zawsze poświęcałem ci swój czas! - odwarknął, a jego ślepia zabłyszczały gniewem i czystą nienawiścią. Przełknąłem ślinę. Co się dzieje...? - poczułem zimny dreszcz, który na krótką chwilę mnie obezwładnił. - Nie waż się więcej tutaj przychodzić. Ostrzegam cię. Gdy tylko odzyskam swoje ciało, postaram się, abyś już nigdy nie istniał - syknął, odwracając się ode mnie.
- W takim razie musiałbyś nas zabić, bo ja nigdzie się nie ruszę. Zawsze byłem częścią ciebie i na zawsze nią pozostanę - rzekłem chłodno, zostawiając go.

***

Przez cały dzień nie mogłem przestać myśleć o naszej konfrontacji. Seijuurou był jedynym, na którym mi kiedykolwiek zależało, a traktował mnie niczym wroga. Czy kiedykolwiek będziemy żyli w symbiozie? Czy to w ogóle możliwe? Zwłaszcza po tym, jak zamordowałem miłość jego życia... To bez sensu. Nie było już odwrotu. Musiał zaakceptować przeszłość i przyzwyczaić się do teraźniejszości.
- Shintarou? Co tutaj robisz? - zapytałem zdziwiony, widząc wysokiego zielonowłosego chłopaka w czarnym mundurku liceum Shuutoku, który stał przy wejściu do mojej szkoły.
- Yo, Akashi - przywitał się. Zauważyłem, że w zabandażowanej dłoni trzymał zabawną figurkę kota.
- Szczęśliwy przedmiot? - zgadłem. Kiwnął twierdząco głową. - Co cię do mnie sprowadza? Przejeżdżałeś obok Kioto i postanowiłeś wpaść? - parsknąłem.
- Nie. Chodzi o coś innego... - przyznał i uciekł wzrokiem w bok. Staliśmy przez chwilę w zupełnej ciszy. - Czy-Czy możemy zmienić naszą lokację? - poprosił, patrząc na wychodzących z budynku uczniów.
- Oczywiście. Zapraszam do auta - wskazałem na czarny samochód, stojący na parkingu. Gdy znaleźliśmy się w pojeździe, usiadłem obok Shintarou na tylnych siedzeniach. - Więc... Co słychać u twojego chłopaka? Jak mu tam było... Takeuchi? Takeshi? - zagaiłem, przeglądając terminarz w telefonie.
- Takao. Ma na imię Takao i nie... Nie jest już moim chłopakiem - odpowiedział, poprawiając okulary na nosie.
- Och... Wyrazy współczucia - mruknąłem mało zainteresowany i zacząłem przeglądać swoją pocztę w poszukiwaniu maila od Koukiego. Szatyn wciąż nie dawał żadnego znaku życia. Co było nie tak? Uraziłem go czymś? Ciągle miał focha o tamto przed meczem? Przecież tym razem pozwoliłem mu dojść... - zastanawiałem się. Przed oczami miałem scenę, gdy chłopak wił się pode mną i prosił o więcej... Na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech.
- Akashi? - usłyszałem głos Midorimy. Zamrugałem kilkakrotnie i wróciłem do swojej znudzonej miny.
- Wybacz, coś mi się przypomniało... O czym mówiłeś? - mruknąłem, powracając do sprawdzania wiadomości w telefonie.
- Rozstaliśmy się, bo... - zielonooki cały się spiął i zacisnął dłonie w pięści.
- Nie interesuje mnie to. Poza tym, od kiedy stałeś się taki wylewny? - wciąłem mu się w zdanie. Kogo obchodziło jego życie i związki? Przyjechał do Kioto, żeby móc mi się zwierzyć? Wyżalić? Żałosne...
- ... zorientowałem się, że kocham ciebie - dokończył. Zamarłem i spojrzałem na mojego przyjaciela, który wyglądał tak poważnie... Przez chwilę wymienialiśmy długie spojrzenia, które nagle przerwałem swoim głośnym śmiechem.
- Oszalałeś, Shintarou? Mówisz mi to po takim czasie?! - parsknąłem i odkaszlnąłem, by zakamuflować chichot.
- Wiem, że to egoistyczne z mojej strony, ale bardzo proszę, żebyś zastanowił się nad odpowiedzią... - powiedział, a jego policzki oblały się jasnoróżowym rumieńcem.
- Nie rozśmieszaj mnie! Nie bawię się w związki. Poza tym, ojciec organizuje mi narzeczoną. Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz? - Uwielbiam patrzeć, jak niszczę czyjeś serce na kawałeczki...
- Nie wiem... Przepraszam cię. Po prostu... musiałem to powiedzieć - oznajmił ze spokojem.
- Nie boisz się opinii swoich rodziców? Czy nie chciałeś iść przypadkiem na medycynę? - To takie ekscytujące...! Jego twarz wykrzywia ból i wstyd... Powinieneś się wstydzić. Słusznie. Bardzo słusznie... To nie twoja liga, Shintarou. Pogódź się z tym wreszcie.
- Wybacz... - spuścił głowę w dół, zażenowany.
- Jestem w szoku, Shintarou... Nie wiem, co mam ci jeszcze powiedzieć... - Świetna zabawa!
- Nie obchodzi mnie opinia innych. Nie mogłem przestać o tobie myśleć od czasów gimnazjum. Teraz, gdy zdałem sobie z tego sprawę ze swojej orientacji... zrozumiałem, że nie ma w tym nic złego i mogę w końcu wyznać ci moje uczucia...
- Rozumiem - przerwałem jego wywody - tylko pragnę przypomnieć ci, że nie szukam stałych związków ani miłości. Interesuje mnie wyłącznie... - okularnik spojrzał na mnie z iskrą nadziei w oczach. - Seks - dokończyłem z zalotnym uśmiechem, a potem wyciągnąłem dłoń w stronę jego policzka, którego musnąłem palcami.
- Akashi, ty... - zaczął, a ja szybko objąłem go za kark, który przyciągnąłem do siebie i złożyłem mocny pocałunek na jego ustach. Smakował... nowością. Podobało mi się to. Pragnąłem wszystkiego, co nieodkryte i nowe... - Akashi... - westchnął, gdy puściłem go wolno.
- Dam ci czas do namysłu. A teraz, wracaj do domu. Jesteśmy już na stacji - mój szofer wyszedł z samochodu i otworzył dla niego drzwi. - Miłego wieczoru, Shintarou. Liczę na twoją rychłą odpowiedź - pomachałem mu dłonią, gdy stał na zewnątrz. Życie jest pełne niespodzianek...

***

- Jak idzie ci w szkole, Seijuurou? - zapytał mnie ojciec przy kolacji.
- Wszystko jest jak w najlepszym porządku. Nie musisz się o nic martwić. Nie pozwolę przynieść ci wstydu - zapewniłem z lekkim uśmiechem. Brunet spojrzał w moim kierunku i uniósł jedną brew.
- Wcześniej nie byłeś w ten sposób nastawiony do moich decyzji, zwłaszcza tych dotyczących przyszłości...
- Zmieniłem się, ojcze - przerwałem mu, wycierając kąciki ust o białą serwetkę, którą odłożyłem. - Niedługo stanę się dorosłym mężczyzną i zacznę odpowiadać za swoje czyny, prawda? - przez chwilę Masaomi wpatrywał się we mnie w milczeniu, po czym kiwnął głową i sięgnął po kieliszek z winem.
- Dobrze, że w końcu zmądrzałeś - mój uśmiech się poszerzył. Seijuurou nigdy nie potrafił omamić swojego go tak jak ja. Mów, co inni chcą usłyszeć, zachowuj się z godnością, noś z dumą dobre imię Akashich... To klucz do wolności. Kiedy w końcu przejmę rodzinną firmę, pozbawię go wszystkiego. Zdejmę mu tą obrzydliwą maskę, którą miał na sobie od chwili, gdy spojrzał na mnie w ramionach matki. Poniżę go jak robaka, sprawię, aby cierpiał i zniszczę doszczętnie...
Kiedy powróciłem do mojego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, usłyszałem sygnał telefonu. Podszedłem do drewnianego biurka i otworzyłem klapkę komórki. Otrzymałem wiadomość od Shintarou. Nie musiałem jej czytać, żeby znać treść. Gdy do niego zadzwoniłem, odebrał już po pierwszym sygnale.
- Akashi? Ja... chciałem tylko... - usłyszałem zmieszany głos zielonowłosego.
- Przyjdź do mnie jutro. Masz być przed drzwiami punkt siódma rano. Tylko się nie spóźnij, Shintarou.



*****

Buenos dias amigos! ^^


Kolejny rozdział za nami! Bokushi zaczyna mieszać jeszcze bardziej... Czy Shin-chan przystanie na propozycję Seiuurou? Jak myślicie? ;D

Ciągle pracuję nad opkiem z Shadowhunters xd Mam nadzieję, że lubicie Aleca, bo to on będzie głównym bohaterem tego rozdziałowego "projektu", który mam w głowie ^^ Tylko im dalej w las, tym więcej drzew, czyli im więcej pomysłów, tym więcej części :-/ Zobaczymy, co z tego wyniknie :)


Joleen :*

poniedziałek, 4 września 2017

Rozdział I





Deszcz. Niewielkie krople spadające z zachmurzonego nieba. Idealna pogoda na tamtą, jakże tragiczną okoliczność. Znajdowałem się na cmentarzu. Przede mną stała drewniana trumna, otoczona bogatymi wiązankami oraz bukietami. Na początku zebrało się całkiem sporo ludzi, ale później zostało jedynie kilkoro. Szlochająca w tors mężczyzny kobieta oraz najbliżsi przyjaciele ze szkoły. Wszyscy byli zasmuceni, zszokowani, zatroskani... Przyglądałem się, jak matka Tetsuyi nie chciała odejść od trumny. Interweniował również bliski płaczu mąż, który siłą zabrał ją do samochodu. Patrzyłem na kolegów z drużyny, którzy żegnali się ze zmarłym po raz ostatni. No i jeszcze ten nieszczęsny Ogiwara... Ze łzami w brązowych oczach podszedł do nieboszczyka i dyskretnie złożył delikatny pocałunek na policzku niebieskowłosego. Z pewnością nie cierpiał w takim samym stopniu, jak moja uśpiona druga połowa. Ja natomiast nie czułem niczego. Żalu, smutku, rozgoryczenia, współczucia, a nawet strachu, że to właśnie przeze mnie serce Kuroko Tetsuyi zamarło na zawsze. Nie było żadnej, najmniejszej poszlaki, wskazującej na moją winę. Oczywiście policja domyśliła się, że chłopak nie popełnił samobójstwa. Niby dlaczego miałby wydłubywać sobie oczy? Jak martwy dostałby się na klif? Dlatego wszystko musiało być perfekcyjnie zaplanowane. Nie uważałem się za mordercę. Nie miałem nic do tego chłopaka, naprawdę. On był jedynie moim kluczem do wydostania się z tamtego piekła. Przez uczucia, którymi darzył go Akashi, stał się słaby i podatny na wszelkie kłamstwa, jakimi go karmiłem. To była moja jedyna szansa. Zamiast niego, pewnie zabiłbym Ogiwarę, który z niewiadomych powodów, działał mi na nerwy... Na szczęście wszystko było już za mną. Narodziłem się na nowo. Mogłem być panem swojego losu. Nie podporządkowywać się pod niczyją wolę. Czas zacząć wszystko od początku - pomyślałem, znikając we mgle.

*trzy lata później*

- Koniec meczu! Liceum Rakuzan - 100, Seirin - 43! Ukłonić się! - zawołał sędzia. Odetchnąłem z ulgą oraz otarłem przedramieniem wilgotne od potu czoło.
- Z sezonu na sezon są coraz lepsi... - zauważył Reo. Przejechałem wzrokiem po zawodnikach przeciwnej drużyny. Wszyscy byli zawiedzeni, ale w ich oczach wciąż płonęła determinacja oraz chęć do walki.
- Nigdy bym się nie spodziewał, że dotrwają do finałów... Ten Amerykanin, Kagami... Może nam w przyszłości stworzyć problemy - mruknął Eikichi, lustrując czerwonowłosego.
- I tak jesteśmy najlepsi, co nie kapitanie? - puścił do mnie oko Kotarou.
- Tak... Wybaczcie na chwilę - odrzekłem i skierowałem się w stronę szatyna o brązowych oczach, stojącego przy swoich zawiedzionych kolegach.
- ... następnym razem! Zobaczycie! - mówił porywczo, próbując wesprzeć drużynę na duchu.
- Ka-Kapitanie! - pewien chłopak z Seirin wskazał na mnie palcem. Zdziwiony brunet odwrócił się do mnie przodem.
- To była dobra gra, Furihata-san. Twoja drużyna walczyła do samego końca - zwróciłem się do zawodnika i wyciągnąłem do niego dłoń.
- E-Eh?! D-Dziękuję, Akashi-san! To naprawdę...! - powiedział nieco zszokowany, ściskając moją rękę. W ułamku sekundy przyciągnąłem licealistę do siebie, aby móc sięgnąć do jego ucha.
- Spotkaj się ze mną za pół godziny, przy automatach - wyszeptałem tak, by tylko on mnie usłyszał. Następnie puściłem licealistę wolno i odszedłem w stronę swojej drużyny z zadziornym uśmiechem na ustach.

***

Odświeżony i przebrany, kupiłem w automatach dwie kawy w puszkach. Następnie oparłem się o ścianę oraz zacząłem sączyć swój napój. Po kilku minutach zauważyłem zmieszanego Furihatę, wchodzącego niepewnie do pomieszczenia. Rozejrzał się po pustym holu. Nagle nasze spojrzenia się skrzyżowały. Brunet cały się spiął i zacisnął palce na pasku swojej torby. Gestem dłoni, kazałem mu podejść.
- Dobra robota... - podałem mu puszkę z uśmiechem.
- D-Dziękuję bardzo, ale nie piję kawy - odmówił grzecznie i przełknął głośno ślinę.
- W takim razie kupię ci coś innego - wstałem i zwróciłem się do automatu z napojami.
- Nie trzeba! Na-Naprawdę! - powstrzymał mnie. Z powrotem spojrzałem na speszonego chłopaka. - Więc... E-Etto... masz do mnie jakąś sprawę, Akashi-san? - Nie pierdol mi tutaj. Myślisz, że nie zauważyłem, jak ukradkiem na mnie zerkasz? Jak ślinisz się na mój widok? Posiadam wrodzony dar... Moje oczy znają ukryte pragnienia innych ludzi. Właśnie dlatego udało mi się oszukać Seijuurou. Marzył o kimś, na kim mógłby polegać, darzyć zaufaniem, pokochać... Seijuurou... - nagle ostry ból przeszedł przez moje serce. Nie martw się, mój drogi. Już nikt cię nigdy nie skrzywdzi. Może myślisz, że jesteś uwięziony, ale to dla twojego dobra. Zaopiekuję się twoją przyszłością... Nie musisz się już o nic martwić. Śpij i śnij o lepszych czasach, które niedługo nadejdą... - A-Akashi-san? - z rozmyślenia oderwał mnie drżący głos bruneta. Skupiłem swoją całą uwagę na chłopaku przede mną. Wydawał się taki... przeciętny. Mało kto mógł rozróżnić go w tłumie zwyczajnych, nudnych ludzi. Jednak z jakiegoś powodu potrafiłem dostrzec jego czekoladowe, puszyste w dotyku włosy, nieco zbyt długą grzywkę, lekko opadająca na oczy, różowy rumieniec na policzkach, błyszczące, migdałowe oczęta, rozchylone, miękkie usta... Od dłuższego czasu miałem pewne zamiary z nim związane. Akurat tamtego dnia jego ciche pragnienie miało się ziścić. Bo dlaczego by nie?
- Jest coś, co mógłbyś dla mnie zrobić - odparłem tajemniczo. Uniosłem swoją dłoń, którą położyłem na policzku Koukiego. Wzdrygnął się, ale nie odsunął. Czułem pod palcami ciepło oraz miękkość jego skóry. Przesunąłem opuszką kciuka po drżącej, dolnej wardze.
- T-Tak? - wyszeptał cicho, przymykając powieki. Pochyliłem się nad nim i pochwyciłem zębami jego wargę. Palce szatyna wczepiły się w moje ramiona, a nogi mu drżały. Objąłem go w pasie i przyciągnąłem bliżej, żeby nie upadł. Następnie wpiłem się w słodkie usta i nie zaprzestawałem pocałunków, dopóki nie zabrakło mu tchu.
- Będziemy się razem świetnie bawić - stwierdziłem zadowolony z reakcji brązowookiego. Zamglony wzrok, przyspieszony oddech i sięgające zenitu podniecenie... Zamierzam cię zniszczyć, Furihata Kouki. Lepiej się przygotuj, bo nie masz bladego pojęcia, co cię czeka...

***

- A-Akashi-san... - jęknął przeciągle Kouki, gdy podgryzłem jego kościste ramię i jednocześnie drażniłem palcami wrażliwe sutki pod jego czarną koszulką Seirin. - Za-Zaraz mamy me-mecz! Boże...! - zawołał, zaciskając zęby na dolnej wardze i opierając dłonie o metalową szafkę. Uwielbiałem się z nim droczyć. To, jak reagował na mój najmniejszy dotyk... Miałem rację. Świetna zabawa...
- Jak myślisz, Kouki... dojdziesz od dotykania samych sutków? - wymruczałem do jego ucha, którego płatek polizałem.
- Nie! Nie! Proszę...! - potrząsnął głową.
- Mam przestać? - zapytałem i zaniechałem dalszych czynności. Chłopak cały się spiął oraz zamilkł na moment.
- N-Nie o to mi... chodziło - wydukał speszony.
- A więc o co? - wyszeptałem w szyję szatyna. Brunet zaczerpnął powietrza przez usta i przymknął powieki - Chcesz zrobić to po meczu? W porządku... - odezwałem się po chwili i zacząłem się odsuwać od jego spragnionego ciała.
- N-Czekaj!! - złapał mnie pospiesznie na rękaw bluzy.
- Uważaj... - nie zdążyłem dokończyć, gdyż Furihata już zaczął tracić równowagę. Jednym, zdecydowanym ruchem przysunąłem go do siebie, by wylądował w moich ramionach.
- N-Nie zostawiaj mnie w takim stanie... - poprosił, wtulając twarz w mój tors i wczepiając palce w materiał mojej bluzy.
- Sam kazałeś mi przestać - wypomniałem mu.
- Bo znowu chciałeś mnie ośmieszyć!
- Kiedy i gdzie? - parsknąłem.
- P-Przed chwilą... mówiłeś cz-czy doszedłbym od samego twojego dotyku...
- Nie miałem zamiaru się z ciebie śmiać. Chciałem tylko sprawdzić, jak bardzo ci na mnie zależy, ale skoro odmówiłeś, to... - nie mogłem powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.
- C-Co?! Mo-Moment! Jak niby...?! - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Pragniesz mnie, Kouki? - pochwyciłem jego podbródek, podziwiając orzechowe tęczówki.
- T-Tak...
- Kochasz mnie? - po chwili namysłu chłopak uciekł wzrokiem w bok. Kiedy kiwnął nieśmiało głową, jego policzki, szyja i czubku uszu oblały się krwawym rumieńcem. Doskonale - szeroki uśmiech zawitał na mojej twarzy. - W takim razie unieś swoją bluzkę - brunet wykonał polecenie bez większego sprzeciwu. Zacząłem sunąć zręcznym językiem po jego nagiej skórze. Następnie skupiłem się na sutkach, które trącałem koniuszkiem oraz delikatnie skubałem zębami. Kouki z całej siły próbował powstrzymać zawstydzające dźwięki, które w niekontrolowany sposób wydostawały się z jego warg. Dłonią wyczułem twardość w spodenkach. On naprawdę... - myślałem zaintrygowany, ssąc drugi sutek.
- A-Aka...! Ha-Ach! - zawołał, niespodziewanie dochodząc. Odsunąłem się od niego i zsunąłem z jego bioder szorty wraz z bielizną. Przejechałem po jego długości dłonią.
- Niesamowite... - przypatrywałem się swoim lepkim palcom. - Poliż - kazałem, przysuwając rękę do jego warg. Na wpół świadomie Furihata rozwarł usta, do których wsunąłem swoje palce. Wyjąłem je dopiero, gdy były oblizane do czysta. - Jak smakujesz? Lepiej niż ja? - zapytałem z uśmiechem, wycierając dłonie w chusteczkę.
- N-Nie... - mruknął pod nosem i zarumienił się jeszcze bardziej.
- Na pewno? Po meczu się upewnimy. Na ten czas, trzymam kciuki za twoją drużynę, Furihata-kun. Nie zawiedź mnie - złożyłem krótki pocałunek na jego czole, po czym wyszedłem z szatni, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Z dnia na dzień zaskakuje mnie coraz bardziej... Nie zamierzam go jeszcze porzucać. To dopiero początek naszej "zabawy"... - po holu, echem rozległ się mój głośny śmiech.



*****

Dzień dobry~! ^^


Spodziewaliście się tak szybkiego posta? Hehe... Widzicie, jak Was rozpieszczam wspieram? Jestem, piszę, wstawiam i na razie nigdzie się nie ruszam <3 Tylko oby tak dalej...

PS Ciągle pracuję nad nowymi szotami z Shadowhunters ^^ Ostatnio za dużo siedziałam na Tumblr i naszła mnie wena na Malec'a, Jalec'a oraz Seblec'a... xD kill me plz


Joleen :*

piątek, 1 września 2017

Prolog





Kolejny dzień zbliżał się ku końcowi. Kolejny dzień zostały zmarnowany na słuchaniu bezsensownych oraz nieprzydatnych nauk ludzi, którzy udają. Bo wszyscy udają. Nikt nie jest tak naprawdę sobą. Każdy posiada ukryte, "drugie ja". Nieszczere, pesymistyczne, złośliwe, opryskliwe, znienawidzone... Zamknięte tam, gdzieś w otchłani najczarniejszych myśli, które aż się prosi o uwolnienie... Ludzie wstydzą się je ujawnić. Dlatego boleśnie katują i traktują jak nieproszonego pasożyta. Nie każdy akceptuje je w pełni i pragnie wysłuchać, co ma do powiedzenia...
"Seijuurou... Mój ukochany..." - usłyszałem melodyjny głos, przebijający się przez moje strapione myśli.
"Nie teraz. Jestem w autobusie" - westchnąłem ciężko i spojrzałem przez okno. W odbiciu szyby zobaczyłem młodego chłopaka o identycznych rysach twarzy. Różnicą między nami były jedynie dwukolorowe tęczówki. Jedna rubinowa, druga złota...
"W takim razie porozmawiaj ze mną, aniele" - uśmiechnął się do mnie szeroko.
"Jestem zmęczony. Nie możesz poczekać aż wrócę do domu? Poza tym, nie mam ci nic do powiedzenia. Widzisz moimi oczami, słyszysz uszami, dotykasz palcami..."
"Ale nie czuję... Zdradź mi proszę swoje myśli, utrapienia. Obarcz mnie gniewem, którym darzysz swoich nieprzyjaciół... Kochaj mnie z taką namiętnością, niczym najlepszego kochanka..." - na te słowa przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz.
"Nie. Po prostu mnie zostaw. Proszę... Odejdź już..."
"Na zawsze...?" - wzdrygnąłem się. Czy naprawdę pragnąłem, by odszedł na wieczność? Co prawda, nie znosiłem go, ale też zbytnio się nie skarżyłem...
- Akashi-kun? - podniosłem swój wzrok na stojącego przy mnie niewysokiego chłopaka w mundurku gimnazjum Teikou. Miał niebieskie włosy i duże, błękitne oczy.
- Kuroko... - uśmiechnąłem się łagodnie do kolegi z klasy, którego niegdyś darzyłem głębszymi uczuciami. Niestety w ostatniej klasie gimnazjum, zanim zdążyłem wyznać mu swoje uczucia, zaczął umawiać się ze swoją bratnią duszą i najlepszym przyjacielem - Ogiwarą-kun.
"Czas leczy rany"... mimo to, nigdy nie pozbędziesz się swoich bolesnych wspomnień. Wyleczyłem się z tego nastoletniego zauroczenia już parę miesięcy temu, jednak wciąż czułem nieprzyjemne ukłucie w lewej piersi. W moim sercu pozostała sporej wielkości dziura i nikt nie miał odwagi jej załatać...
- Mogę się przysiąść? - zapytał, zerkając na wolne miejsce obok.
- Oczywiście... Tetsuya - po chwili siedzieliśmy razem, pogrążeni w pogawędce o szkole i... No właśnie. Co było dalej? Nic nie pamiętałem...

***

- A-Ak-ka...shi-i... - usłyszałem zduszony głos. Wokół mnie panował straszliwy mrok. Moją skórę muskał chłodny, jesienny wiatr. Nie czułem na sobie żadnego materiału, więc wywnioskowałem, że byłem całkowicie nagi. Spojrzałem w dół. Klęczałem na łóżku. Kołdra i poduszki były porozrzucane na drewnianej podłodze. Okazało się, że pomiędzy moimi nogami znajdował się nagi niebieskowłosy, przywiązanym jakimiś skrawkami za krwawiące nadgarstki do ramy łoża. Cały był umazaną ciemnoczerwoną substancją, a jego oczy wydawały się puste. Bez życia... Spojrzałem niżej i znieruchomiałem. Chłopak miał podcięte gardło, z którego tryskała krew. Kątem oka zauważyłem ubrudzony nóż... w mojej drżącej dłoni. Kiedy uświadomiłem sobie, co właśnie miało miejsce, z wrzaskiem odrzuciłem ostrze w kąt i wstałem. Potknąłem się o własne nogi oraz upadłem na podłogę. To niemożliwe! Dlaczego Kuroko jest martwy?! Ja... Ja jego...!
O co chodzi? - nagle zobaczyłem postać, stojącą niedaleko, zwróconą w stronę okna. Na ciemnogranatowym niebie widniał częściowo zasłonięty chmurami księżyc w pełni, którego jasność padała na czerwonowłosego. On również był bez ubrania. Przypatrywałem się jego umięśnionym, bladym plecom.
- Co ty zrobiłeś?! Kuroko... On... On...! - gdy ponownie spojrzałem na kolegę, poczułem uścisk w gardle. Myślałem, że zwymiotuję. Pokój zaczął wirować, a moje nozdrza uderzył ostry, metaliczny zapach.
- To nie ja trzymałem za ostrze, aniele - wytknął mi, krzyżując ręce na piersi.
- Nieprawda! Nigdy bym tego nie uczynił!! - zawołałem na skraju wytrzymania.
- To nie ja go tutaj przyprowadziłem, przywiązałem... - powoli odwrócił się w moim kierunku.
- Przestań! - wrzasnąłem, zasłaniając uszy dłońmi.
- ... zgwałciłem... - kontynuował, podchodząc bliżej.
- Nic... nie mów! - syknąłem, spuszczając głowę.
- ... i zabiłem - dokończył, stając tuż przy mnie.
- ZAMKNIJ SIĘ!! - rzuciłem się na niego. Dopiero wtedy zauważyłem szaleńczy uśmiech na jego twarzy. Miał dziki wzrok, a dłonie całe skąpane we krwi. - To nie ja, słyszysz?! To twoja wina! Nie moja! To ty mi to zrobiłeś! Zawładnąłeś mną i teraz próbujesz zwalić winę na mnie! Ja nigdy bym...! - zacząłem obkładać go pięściami na oślep. W pewnej chwili chwycił za moje nadgarstki. Poczułem na sobie dotyk jego skrwawionych dłoni. Wzdrygnąłem się, a zimny dreszcz przeszedł po całym moim ciele.
- Uspokój się i spójrz na mnie - nagle po moich policzkach spłynęły łzy. - Och, aniele... Nie płacz. On nie jest wart twych łez...
- Kochałem go... Tak mocno... Jak mogłeś?! - łkałem. Czułem bezsilność i narastający ból, smutek, żal, które powoli mnie niszczyły.
- Zasłużył na karę. Sprawił ci tyle przykrości. Zlekceważył twoje uczucia...
- To nie powód, żeby go zabijać! Oszalałeś?! Co ja mam teraz zrobić?! Jak... Jak...?! - dusiłem się. Nie mogłem oddychać. Nie wiedziałem, jak nabrać powietrza.
- Seijuurou... - złapał za mój podbródek i skierował go w swoją stronę. Spojrzałem mu w oczy, które połyskiwały złotem i czerwienią. - Nie oszukasz mnie. Już nie. Odebrałem ci uczucia, przez które byłeś słaby. Wiem, że się cieszysz. Nareszcie... wiem o tobie wszystko!
- C-Co?! Nie porównuj mnie do siebie, ty potworze! - krzyknąłem, odpychając go od siebie.
- Spójrz... - wskazał na mebel, przesiąknięty krwią i niewybaczalnym grzechem... Uciekłem wzrokiem w bok. - Spójrz na swoje dzieło. Jesteś perfekcyjny... - uśmiechnął się ponownie i zbliżył do już martwego ciała.
- Co chcesz...? - zamarłem, widząc jak przejeżdża językiem po otwartym, błękitnym oku. - Zostaw...!
- Chcę pożreć jego oczy. Podaruj mi je, mój ukochany - zamarłem, gdy uklęknął przede mną na kolana, wziął mnie za rękę i pocałował wierzch mojej dłoni. Potem wsunął moje trzy palce do ust i począł je ssać. Poczułem dziwny dreszcz w okolicach moich lędźwi. Kiedy się odsunął, popchnął mnie na łóżko
- C-Co...?
- Wyjmij je... - skierował moją dłoń w stronę lewej gałki ocznej Kuroko.
- N-Nie! Nie zrobię tego!
- Nie chcę, żeby patrzył, jak będziemy się kochać - wyszeptał mi do ucha, którego płatek polizał. - Zrób to. Szybko - ponaglił, całując mój kark. Przełknąłem ślinę, przekręciłem głowę na bok, zacisnąłem mocno powieki i wsunąłem palce w otwór. Poczułem ciepło oraz miękkość... - Idealnie, aniele. Teraz drugie - położył mi rękę na plecach w geście wsparcia. Po chwili trzymałem w dłoniach dwie, zakrwawione gałki oczne mojej dawnej miłości. - Jedno dla mnie, drugie dla ciebie...
- Możesz wziąć obie... - odparłem, wręczając mu martwe narządy wzroku do rąk. Trzymał je niczym najcenniejszy skarb. Następnie ujrzałem błysk szaleństwa w dwukolorowych oczach. Kiedy czerwonowłosy włożył je do swoich ust, mieszanka czystej rozkoszy i ekstazy malowały się na jego twarzy. Z kącika ust spływała mu niewielka stróżka krwi.
- Przepyszne... - stwierdził, oblizując palce do czysta.
- Skończyłeś już? - podszedł do mnie z szerokim uśmiechem i przytulił do siebie.
- Nie denerwuj się... sowicie cię wynagrodzę - wymruczał, sunąc dłonią po moim nagim udzie. Syknąłem cicho i objąłem go za szyję. Drugą rękę położył mi na biodrze. Zacząłem drżeć z powodu gorąca, które wywoływał jego doświadczony dotyk. Kiedy odchyliłem głowę w tył, aby głośno jęknąć, czerwonowłosy wykorzystał okazję i wbił swoje zęby w moją szyję. Czułem ból. Rozpalał we mnie żar, palił żywcem, jednak... był też taki przyjemny i ciepły... Koił moje nerwy, pozwolił zatuszować czarne myśli... Kiedy się odsunął, ujrzałem krew, która splamiła jego wygięte wargi. Oczy o dwóch różnych barwach lśniły. Moją uwagę zwrócił ślad na szyi mojego sobowtóra.
- T-To... - dotknąłem palcami wgłębień w bladej skórze, w tym samym miejscu, co u mnie.
- Dzielimy tę samą duszę, i ciało - oznajmił z uśmiechem na ustach. Następnie dotknął moją dłoń i splótł ze swoją. - Jesteśmy jednością - oparł swoje czoło o moje. - Tylko my dwoje, Seijuurou. Ty i ja. Ja i ty. Razem. Przeciwko całemu światu... Na zawsze - złożył krótki pocałunek na moich wargach. Nie wiem już, co mam myśleć... - przymknąłem swoje powieki i pozwoliłem, aby robił ze mną wszystko, co tylko zapragnął...

Czy ty naprawdę istniejesz? A może to tylko sen? - jego delikatne dłonie sunęły po moim nagim ciele.

Nienawidzę cię i kocham jednocześnie... Jesteś mi przyjacielem, bratem oraz wybrankiem - ucałował moje usta, szeptał słodkie słówka do ucha, patrzył na mnie z lubością, uczuciem...

Czy mogę w ciebie uwierzyć? Zaufać? Oddać się cały...? - powoli rozbijał moją mentalną barierę, która zaczęła pękać...

Zostaniesz ze mną aż do śmierci? 

A nawet dłużej, gdyż jesteśmy złączeni razem w okrutnym grzechu...?

Słabnę... Czuję, jak próbujesz się przedostać...

Nie opuścisz mego boku, nie będziesz osądzał, kpił, poprawiał, narzucał...?

Jedyne, czego teraz pragnę, to... być z tobą.

Więc... przytul mnie, ukochany.

Kurtyna opadła, bariera, którą wokół siebie zbudowałem została rozbita na miliony kawałków. Gdy oddałem mu wolność i kontrolę, dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że zostałem oszukany. Bez chwili zwątpienia zostawił mnie w cieniu, za o wiele grubszą ścianą z drutem kolczastym. Dostałem nauczkę. Niewyobrażalny ból przeszedł przez moje skrwawione serce. Więc tak smakuje zdrada... - uśmiechnąłem się cierpko i upadłem na kolana. Potem zasnąłem głębokim sen, z którego już nigdy nie miałem się wybudzić...



*****

Witajcie ponownie! ^^


Z ankiety wyszło, że chcieliście poczytać AkaFuri, więc... proszę? x,D Gdzie to AkaFuri?! To jakiś żart?!

Nie wiem, czy wiecie, ale... jeśli liczyliście na przesłodkie opowiadanie, gdzie będziecie rzygać tęczą, to... bardzo się zdziwicie ;P Zapowiada się dobry angst! xD

Wpadłam na ten pomysł szmat czasu temu (bo aż w 2015!! :O) i... przyznam się, że po przeczytaniu prologu trochę się przestraszyłam... Na szczęście kolejne rozdziały "Reflection" będą... mniej drastyczne :)
Tak, obiecuję, że jest tam AkaFuri, ale opko ma głębszy sens, do którego dojdziecie dopiero podczas czytania kolejnych rozdziałów/części. Mam ostatnio dobry humor, więc dam Wam mały spoiler! ^^ *jeeej* Oprócz AkaFuri pojawi się też... MidoAka! :D Nic więcej nie zdradzę! ;P

PS Trzymam za Was kciuki w szkole! >.< Wierzę w Was, dacie radę! Ja też niedługo zabieram się do nauki, więc wiedzcie, że nie jesteście sami! :,) A jak już będzie bardzo źle, to... poczytajcie jakiegoś dobrego fanfica albo obejrzyjcie crack! <3


Joleen :*