niedziela, 30 marca 2014

♥ Rozdział IX ♥


- Auć… auć… auć! - syczałem z bólu, gdy przeturlałem się na łóżku. Podsumowując wcześniejsze wydarzenie - heichou nie miał litości, kiedy ktoś go wkurzył. Warto zapamiętać… - położyłem się na plecy. Ach… łóżko… Było takie miękkie i wygodne. Nie takie jak w celi… - westchnąłem, wpatrując się w sufit. Ciągle miałem w głowie to, jak pokłóciłem się z Mikasą. Nienawidzę tego, jak mnie traktuje. Myśli, że jest ode mnie lepsza… Nawet była pierwsza w naszej dziesiątce… Nie chcę, żeby patrzyła na mnie z góry. Jestem już prawie dorosły i nie potrzebuję niańki! Zostałem przyjęty to Oddziału Zwiadowców i czeka mnie wiele walk na śmierć i życie! Poza tym… jestem niebezpiecznym tytanem, który nad sobą nie panuje. Ja… nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić, ale dzisiaj jak spojrzałem na jej twarz… znowu zobaczyłem różową bliznę na bladym policzku. Dlaczego mnie broni? Nawet po tym, jak próbowałem… Nic już nie rozumiem... - nagle usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Oparłem się na łokciach i ujrzałem kobietę o miodowych włosach i oczach. - Och… Petra-san - podeszła do mnie ze szklanką wody i tabletkami w rękach.
- Weź je, Eren - wziąłem od niej białą pastylkę i szklankę. Następnie przyjąłem lek i go popiłem. - Lepiej ci? - zapytała, spoglądają na mnie opiekuńczo.
- Bywało gorzej… To nie pierwszy i podejrzewam, że nie ostatni raz kiedy kapral mnie sprał… - odrzekłem, na co lekko się uśmiechnęła.
- Powinieneś uważać, Eren. Kapral Levi się nie zastanawia. On po prostu działa. Nie zważa na ryzyko i konsekwencje. Taki już po prostu jest...
- Wiem. Zdążyłem już go trochę poznać - przytaknąłem.
- Po prostu nie chcę, abyś myślał o nim źle. Wiem, że czasem jest dla ciebie taki zimny i oschły, ale niedługo zacznie się traktować jak swojego. Tak jak nas. Tylko jesteś jeszcze bardzo młody...
- Nie prawda…! Ja…! - przerwałem jej. Spojrzała na mnie niepewnie. - Przepraszam… ja po prostu...
- Zły dzień. Rozumiem. Jak będziesz chciał pogadać, daj mi znać - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Dziękuję… naprawdę… - szepnąłem. Kobieta wyszłam zostawiając mnie samego. Znów padłem na poduszki. Do bani…

„Co to jest… Eren?”

- Tsk… czemu akurat teraz? - westchnąłem. W głowie znowu widziałem scenę, kiedy opatruję rękę kaprala. Podziwiam jego oddanie. Jest cholernie silny i bardzo odważny. Zawsze udaje mu się iść na przód, pomimo straty. Chociaż ta jego oziębłość i sposób bycia… Traktuje mnie inaczej niż resztę oddziału… Jak głupiego, niedoświadczonego dzieciaka. Chciałbym, żeby widział we mnie kogoś innego. Dojrzalszego… Tylko w tym problem, że zawsze, kiedy jestem z kapralem… zachowuję się jak jakiś idiota. Denerwuje się, unikam jego wzroku i te moje policzki… Aaach! - przytuliłem do siebie poduszkę. Nie pojmuję tego. Dlaczego nie mogę być taki opanowany jak reszta? Dzisiaj to już w ogóle się zbłaźniłem! - przypomniałem sobie, jak Levi leżał pode mną wkurzony, a ja jedyne, co potrafiłem, to wpatrywać się w jego kobaltowe oczy. I ta jego tajemniczość… przyciąga mnie jak ćmę do ognia… Ciekawe czy jak będę za blisko… Spalę się żywcem…?
- Oy… Co ty tutaj robisz? - usłyszałem głos, należący do kaprala. Podniosłem się szybko.
- H-Heichou! - zdziwiłem się. Stał, opierając się nonszalancko o framugę. Moje serce zabiło mocniej, gdy spojrzałem na jego niewzruszoną twarz.
- Petra cię wołała i wołała, a ty sobie tutaj tak leżysz i lenisz się! - warknął.
- Przepraszam… Już do niej idę… - wstałem z łóżka i pospiesznie udałem się do drzwi, przy których stał ciemnowłosy. Nie patrząc na niego, chciałem szybko przejść obok i zdążyć, aby nie zauważył mojego zdenerwowania i rumieńców. Nie udało się. Levi chwycił mnie niespodziewanie za nadgarstek. Wiedziałem, że poczuł mój szybki puls. Uwolniłem dłoń z jego uścisku. Levi wpatrywał się we mnie podejrzliwie.
- Dobrze się czujesz? - NIE.
- Tak… wszystko ok - potwierdziłem.     
- Ach tak - powiedział, wciąż świdrując mnie wzrokiem. Przełknąłem ślinę. Po chwili kapral odsunął się dając mi miejsce do opuszczenia pokoju. Mam nadzieję, że nic nie zauważył… - modliłem się w duchu.

***

- Dziękujemy za posiłek! - uśmiechnął się do Petry Erd.
- Proszę bardzo! Eren, pomóż mi z herbatą, proszę - powiedziała kobieta. Wstałem i poszedłem z nią do kuchni. Przygotowaliśmy herbatę dla każdego. Teraz trzeba było je tylko zanieść do jadalni...
- Eren, zanieś tą kapralowi, a tą Auruo - poleciła mi. Kapralowi?! No nie…!
- J-Jasne - wziąłem powoli dwie filiżanki i poszedłem do jadalni. Stanąłem przy kapralu i położyłem przy nim herbatę. Czułem jego wzrok na sobie. - Dozo... - powiedziałem cicho.
- Dziękuję, Eren… - usłyszałem i poczułem jego chłodny oddech na policzku...
- Eren! Uważaj! - usłyszałem głos Gunthera. Za późno. Poczułem pieczenie gorąca na palcach drugiej ręki. Polałem się gorącą herbatą. Levi szybko przejął filiżankę zanim ją upuściłem i postawił ją na stole. Syknąłem z bólu. Moje palce były ciemnoróżowe i strasznie piekły.
- Eren, chodź ze mną. Musisz je zamoczyć w zimnej wodzie - rzekła Petra. Poszedłem za nią do kuchni. Po chwili pieczenie przeszło i wytarłem dłonie ręcznikiem. - Wszystko ok? Ostatnio dziwnie się zachowujesz...
- To nic. Naprawdę. Nie musi się pani martwić - upewniłem ją i wróciliśmy do stołu. Kiedy usiadłem, Levi znowu na mnie spojrzał znad swojej filiżanki. Jednak wtedy zacząłem unikać jego wzroku.
- … heichou… a co z dowódcą Erwinem? Planuje coś większego? - zapytał Gunther.
- Tak, opracowuje jakieś nowe plany… Na razie nie zdradzał szczegółów. Mówił jedynie, że ma to być za około miesiąc. Do tego czasu się nie wychylamy… Chodzi mi tu głównie o Jaegera - wszyscy spojrzeli znacząco na mnie. - Żadnych wygłupów, bo Militarna Policja cię zgarnie, jasne?
- H-Hai... - szepnąłem.
- A co z jutrzejszym patrolem po okolicy? - spytał Erd.
- Mam nadzieję, że się uda... - wpół zdania przerwał swoją wypowiedź. Zebrani spojrzeli na niego z wyczekiwaniem. - Nadchodzi…- szepnął. Spiąłem się. O co chodzi? A raczej... o kogo? - nagle usłyszeliśmy zbliżające się kroki. Ktoś szedł w stronę drzwi do jadalni. W pewnej chwili nastała szarpanina z zamkniętymi drzwiami. Petra je otworzyła i do jadalni weszła kobieta z brązowymi, związanymi włosami i okularami na nosie.
- Witajcie, oddziale Leviego! - przywitała się.
- Hanji-san? - zdziwiłem się.
- Czego chcesz, czterooka? - warknął Rivaille.
- Nie mogłam już wytrzymać!! Tak bardzo mi brakowało mojego pół-tytana! - zawołała i podeszła do mnie. - Eeeeeren! - chwyciła mnie za rękę.
- Tak…? - odparłem niepewnie.
- Chcę abyś pomógł mi jutro w badaniach. Co ty na to? - była strasznie podekscytowana.
- Tylko, że ja nie mogę za siebie odpowiadać. Musiałbym mieć zgodę...
- Levi! Eren może iść, nie?! - spojrzałem na kaprala, który miał zirytowany wyraz twarzy.
- Nie - warknął.
- LEVI!! - krzyknęła jeszcze głośniej i podeszła do niego. - Nie rób mi tego! Tak bardzo chcę zabrać ze sobą Erena!! Będę go pilnować! Plisss!! - prosiła. Czarnowłosy syknął i przeklął pod nosem.
- Już dobra! Tylko zamknij tą pieprzoną jadaczkę!! - wkurzył się.
- Juhuu! - zawołała ze szczęścia i podbiegła do mnie. - Eren! Nie mogę się doczekać jutra! Liczę na ciebie!
- Ale co ja będę robił? O jakie badania chodzi?
- Tsk… Cicho młody! Nie pytaj! - usłyszałem syk Auruo.
- He he he mogę ci opowiedzieć… - uśmiechnęła się szaleńczo. Po chwili wszyscy wyszli z jadalni, a ja sam zostałem z Hanji-san.
- Powiem ci wszystko o naszych badaniach, jeżeli zechcesz!
- Pewnie. Chętnie się dowiem o mojej drugiej drugiej naturze...
- Ach, Eren… czuję, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi! - westchnęła i zaczęła opowiadać o różnych badaniach i doświadczeniach z tytanami. Było to bardzo ciekawe i pouczające, ale nigdy nie zgadłbym, że będę o nich wysłuchiwał do samego świtu...



*****

Witajcie! ^^


Opowiadania ciąg dalszy! Cały czas mam dużo na głowie, ale nigdy nie zapominam o Was i myślę nad dalszymi losami naszych głównych bohaterów ;)


Joleen :*

sobota, 15 marca 2014

♥ Rozdział VIII ♥


Po posiłku cały oddział postanowił dokładnie rozejrzeć się po okolicy i trochę poćwiczyć przed jutrzejszym starciem. Wsiedliśmy na swoje rumaki i ruszyliśmy za kapralem. Zacząłem rozglądać się po lesie. Promienie słońca padały na liście, które aż się mieniły. Jechaliśmy w ciszy. Myślałem, że to dlatego, że jutro jedziemy poza mury i wszyscy są skupieni albo… wystraszeni.
- Petra, jedź z chłopakami na zachód. Przypomniało mi się coś ważnego… muszę jechać do miasta - rzekł niespodziewanie Levi.
- Och… Dlaczego? Coś się stało? - zapytała zdezorientowana.
- Tsk, zapomniałem o tym, że Erwin chciał ze mną omówić jakąś sprawę. Znowu coś wymyślił… - syknął. Wszyscy spojrzeli na ciemnowłosego.
- Ruszajcie - ponaglił. Wtedy reszta kiwnęła głową i zwróciła konie na zachód. Opuściłem lekko głowę i skierowałem się na lewo.
- Ty zostajesz, Jaeger - powiedział ostro. Spiąłem się i spojrzałem na kaprala. Serce dudniło mi w uszach, a czas jakby zatrzymał się w miejscu. Rivaille zwrócił się w moją stronę. Napotkałem jego kobaltowe, zimne oczy.
- Dobrze się czujesz? - zwrócił się do mnie.
- T-Tak. A o co chodzi? - bąknąłem. Levi patrzył na mnie jeszcze chwilę, a potem lekko westchnął i spojrzał na drogę.
- Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Zwłaszcza, kiedy jestem w twoim zasięgu... - zaczął. Och nie… - pomyślałem, a moje policzki same zrobiły się gorące.
- ... nie musisz się mnie tak bać. Zaczyna mnie to wkurzać. Przecież nic Ci takiego nie zrobiłem. Tylko wtedy w sądzie... Masz jakąś traumę czy co? - Wkurzam go? Trauma…? O co mu chodzi?!
- N-Nie boję się kaprala. Mówiłem już, że wiedziałem, iż było to konieczne... - wytłumaczyłem spokojnie.
- Niech będzie… - rzekł znudzony i spojrzał przed siebie. - Eren, wyjątkowo pojedziesz do swoich kumpli-szczeniaków. Oni też wybierają się jutro na misję, więc pouczysz się z nimi.
- Dobrze - odpowiedziałem i zwróciłem się na wschód, w stronę zamku.
- Zaprowadzę Cię tam. Muszę mieć na Ciebie oko - dodał.
- Bo kapral nie może mi zaufać… - powiedziałem moją myśl na głos. Ciemnowłosy był lekko zdziwiony i patrzył przez chwilę na mnie, a po chwili rzekł:
- W rzeczy samej.

***

- Levi heichou! - zawołał generał Jackson. Kapral zsiadł z konia i podszedł do starszego mężczyzny z zarostem i ciemnymi włosami, aby podać mu dłoń. Byłem na tyle daleko, że nie słyszałem, o czym rozmawiali. Zsiadłem z konia i pogłaskałem jego grzywę. Czułem ulgę. Chciałem zobaczyć moich przyjaciół i przemyśleć wszystko na trzeźwo.
- Eeeren! - nagle zobaczyłam chłopaka o błękitnych oczach z blond włosami.
- Armin! Hej! - przywitałem się, a w moim sercu poczułem ciepło i radość.
- Co u ciebie? Wszystko ok? Jak ci idzie z oddziałem i kapralem? - dopytywał.
- Wszystko w porządku. Oddział już się ze mną oswoił. Kapral… trochę też - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Eren! - znajoma czarnowłosa podeszła do nas.
- Hej, co słychać? - uśmiechnąłem się do niej. Dziewczyna przypatrywała się mi z troską.
- Jak sobie radzisz? Schudłeś... - zauważyła.
- Przestań gadać jak moja matka - warknąłem. - Poza tym, nie widzieliśmy się tylko jeden dzień!
- Aaa… słyszałem, że kapral strasznie wymęcza was tym sprzątaniem i w ogóle… - chciał załagodzić atmosferę.
- Taaa… Ale można do tego przywyknąć… - spojrzałem kątem oka w stronę Rivaille. Właśnie żegnał się z generałem, który miał nadzieję na dłuższą rozmowę. Niestety Levi nie za bardzo i oddalił się ze swoim czarnym rumakiem.
- Tsk… co ten krasnolud tam robi... - warknęła przez zęby Mikasa. Spojrzałem na nią. Znowu miała ten wzrok nienawiści w oczach. Wystarczyłaby chwila i mogłaby się rzucić na Leviego.
- Heichou mnie tu zgarnął. Mam dziś z wami poćwiczyć, bo sam jedzie do miasta... - wytłumaczyłem.
- To dlaczego nie jesteś razem z oddziałem? - zapytał błękitnooki.
- Nie mam bladego pojęcia - szepnąłem i spojrzałem jeszcze raz na kaprala, który właśnie odjeżdżał galopem w stronę lasu. Nie wiedziałem, co myśleć. Nic nie trzymało się kupy.
- Nienawidzę tego dupka... nawet jeżeli robi wiele dla ludzkości... - warknęła czarnowłosa.
- Mikasa! Właśnie dlatego powinnaś być mu wdzięczna! On nas wszystkich uratował! A ty wypominasz mu coś, co zrobił, bo musiał…! - Jak może tak o nim mówić?! On przecież… przecież…!
- To nie zmienia faktu, że cię skrzywdził! Zrobił to z premedytacją! Pieprzony sadysta! Ciągle robi ci krzywdę! Aż boje się pomyśleć co…!
- Dosyć tego! Nienawidzę tego, jak mnie tak traktujesz! Wiesz kto mnie najbardziej skrzywdził? Tytany! - podniosłem głos. Mikasa spojrzała na mnie smutno. Nic już nie odpowiedziała.
- Eren... - szepnął jasnowłosy. Cały aż się gotowałem. Odszedłem szybkim krokiem w stronę innych, którzy zaczęli już ćwiczenia.

***

- No dobra. Koniec na dzisiaj. Zabierajcie rzeczy i wracamy! - zawołał generał. Chciałem pobyć sam, więc szybko się zmyłem, nie zwracając niczyjej uwagi. Pojechałem na polanę niedaleko zamku zwiadowców. Przywiązałem konia przy strumyku, żeby mógł się napić wody, a ja sam położyłem się na zielonej trawie pod drzewem.
- Wkurzające… - szepnąłem sam do siebie i zasłoniłem oczy ręką. Od rana coś było ze mną nie tak. Ten sen o matce, potem ta kłótnia z Mikasą… a teraz leżę na trawie ukrywając się przed wszystkim i wszystkimi... Kaasan… co się ze mną dzieje? Dlaczego wszystko nie idzie tak jak powinno? Dlaczego… zawsze zostaje sam…? - po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. Wszystko zwaliło się na mnie w jednej chwili. Tytani, zwiadowcy, sąd, koszmary, kapral, kłótnie… Czy nie mogło by być tak jak kiedyś? Ale czy wtedy poznałbym Leviego? - przypomniałem sobie jego kobaltowe oczy i anielski wyraz twarzy z dzisiejszego ranka. - Kso... - mruknąłem. Czemu akurat teraz o nim myślę?

***

Pomścij... Pomścij nas! EREN! Zabij tytany! Zrób to! - słyszałem głosy, krzyki. Obejrzałem się za siebie. Zobaczyłem moją matkę, ojca, Thomasa i chłopaka o ciemnych włosach i piegowatej twarzy.
- M-Marco? - zdziwiłem się.
- Eren! Ale on jest tytanem! Naszym wrogiem! - zawołał blondyn do reszty.
- C-Co? To nie tak! - zawołałem.
- Co takiego?! Eren! To prawda?! - spojrzała na mnie przerażona matka.
- Nie! Wszystko ci wytłumaczę! Mamo! - krzyczałem. Kobieta zadrżała i wskazała na mnie palcem.
- P-Potwór! Nie zbliżaj się do nas!! - wrzasnęła.
- Mamo! - w piersi poczułem narastający ból. Nagle Marco i Thomas zmienili się w jakieś dziwne potwory i rzucili się na mnie. Zaczęli wbijać ostre i długie kły oraz pazury w moje ciało. - Nie! Mamo! Proszę! - wołałem, ale ona tylko krzyczała „potwór, potwór!!” - Kaasan!! - krzyknąłem po raz ostatni i poczułem jak ich zęby zatopiły się jeszcze głębiej… Wtedy pojawiła się postać, która pozabijała te stwory jednych ruchem. Spojrzałem półprzytomnie w górę. Nie poznałem go, bo stał odwrócony tyłem i miał ubrany kaptur, ale po chwili ujrzałem jego twarz i wszystko stało się jasne...
- Levi heichou... - wyszeptałem zdziwiony.
- Czemu jesteś zdziwiony? Przecież zawsze ratuje ci skórę… - mruknął.
- No tak... - schyliłem głowę. Zobaczyłem krwawą ranę na jego ręce. - Jesteś ranny!- zawołałem i podszedłem do niego.
- To nic takiego...
- Usiądź! Musimy to zdezynfekować! - Levi spoczął tuż przy mnie. Jesteśmy chyba przy zamku… na polanie… tam gdzie zasnąłem… - coś mi świtało. Obwiązałem jego ranę bandażem.
- Dziękuję, że zawsze mnie ratujesz… Więc daj mi się czasem zrewanżować - szepnąłem. Kiedy skończyłem, spojrzałem mu w twarz.
- Eren… Co to jest? - zapytał w pewnej chwili, kładąc swoją dłoń na mojej lewej piersi. Poczułem jak serce szybko mi bije. Moje policzki się rozgrzały.
- Emm no… tego… - mruczałem pod nosem.
- A co to jest? - wierzchem dłoni dotknął mojego prawego policzka. Odsunąłem lekko jego dłoń.
- He-Heichou… - kapral spojrzał mi w oczy, w których utonąłem i zbliżył swoją twarz do mojej. Moje powieki samoistnie się zamknęły. Czekałem niecierpliwie aż jego wargi dotkną moich…

***

- Eren! Oy! Co ty wyprawiasz?! - usłyszałem ostre wołanie. Uchyliłem zamknięte powieki i ujrzałem twarz ciemnowłosego. Czy to sen czy jawa? - pomyślałem, mrugając. - Eren… zejdź ze mnie w końcu! - warknął wkurzony Levi. Okazało się, że przez sen powaliłem kaprala na ziemię i przygniotłem go swoim ciałem.
- L-Levi heichou?! - zawołałem skołowany i przeturlałem się na bok. Następnie schowałem twarz w dłoniach. CO. ZA. WSTYD!! - Krzyczałem w myślach. Co teraz? Opuściłem dłonie i zza palców obserwowałem jak otrzepywał ubranie od piachu. Co mam teraz zrobić…?
- Oy... - obróciłem się na plecy. Kapral stanął przy mnie i wbił swój but w ziemię (jakieś trzy centymetry od mojej twarzy). Zadrżałem ze strachu. Levi powoli pochylił się nade mną. - Już dawno nie było żadnej lekcji dyscypliny, czyż nie? - wypowiedział słowa pełen jadu i chłodu. Boże... umrę!



*****

Ohayo~


Wrzucam kolejny rozdział po dłuższej przerwie. Wybaczcie, że to tak długo trwało, ale miałam wiele spraw na głowie i nie było czasu na przepisanie i wstawienie. Za to rozdział jest dość długi, co nie? ^^


Joleen :*