niedziela, 26 października 2014

Rozdział V

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!




- Znowu mam cię karmić jak dzieciaka? - mruknął Levi wpatrując się we mnie podczas kolacji.
- N-Nie trzeba. Poradzę sobie - odrzekłem, po czym wziąłem widelec do ręki i zacząłem jeść posiłek przygotowany wcześniej przez Hanji i Petrę. Mężczyzna westchnął krótko i zaczął przeglądać gazetę. - Nic nie zjesz… sir? - zapytałem, przyglądając się mu ukradkiem.
- Nie jestem głodny - odparł i napił się gorącej kawy ze swojej ulubionej filiżanki. Mam deja vu... - pomyślałam, przypominając sobie  wczorajszy wieczór. - Przykro mi to stwierdzić, ale nie mogę cię posłać do publicznej szkoły - przerwał grobową ciszę między nami - Postanowiliśmy złożyć papiery do szkoły prywatnej.
- Będę chodził do szkoły? - zdziwiłem się.
- Najprawdopodobniej od poniedziałku. To dobra szkoła i bezpieczna - zapewnił. Czy aby na pewno jestem w stanie wyjść teraz na zewnątrz? A jeżeli ktoś mnie rozpozna? Może mam jakiś czyhających na moje życie wrogów? I… czy w ogóle byłem kiedykolwiek w szkole? - zacząłem się zastanawiać.
- Nie martw się, dasz sobie radę. Rok szkolny dopiero się zaczął, więc nie będziesz miał wielu zaległości - spojrzałem wprost w kobaltowe tęczówki. Jest dla mnie taki… dobry i opiekuńczy. Dlaczego? Współczujesz mi, czy tylko okazujesz litość? Jak mam to odbierać?
- Ale czy to nie będzie... kłopot? - bąknąłem.
- Co masz na myśli?
- Jeżeli mam trafić do rodziny zastępczej… Dlaczego chce pan zainwestować w prywatną szkołę? Tak naprawdę, to… wcale mnie pan nie zna - wyjawiłem moje troski. Ciemnowłosy odłożył gazetę i skrzyżował ręce na piersi.
- A ty znasz siebie? - zapytał, mrużąc oczy. Kompletnie zaskoczył mnie swoją odpowiedzią.
-  N-No, to znaczy… ja… - nie mogłem poskładać zdania w logiczną całość. Levi uciekł wzrokiem i potarł czoło dłonią.
- Wybacz, to było nie na miejscu. Chodzi mi o to, że… jesteśmy tu po to, żeby pomagać właśnie takim ludziom jak ty. Sam zgodziłem się na to, abyś u mnie zamieszkał przez jakiś czas, a co do szkoły… po prostu się zgódź. Pomimo tych bredni, co mówiła Hanji… szkoła wyjdzie ci na dobre. Uwierz mi - ponownie spojrzałem w jego magiczne tęczówki. Były niczym nocne niebo bez gwiazd oraz żadnej chmurki...
- Dobrze. Postaram się jak mogę - obiecałem.
- Świetnie - odrzekł, dopijając kawę.
- Czy mogę o coś prosić? - zapytałem w pewnej chwili. Rivaille kiwnął twierdząco głową. - Jestem świadom tego, że moje utrzymanie i szkoła będą sporo kosztowały, więc... czy mógłbym się panu jakoś odwdzięczyć albo odpracować część kosztów? - zaproponowałem. Niebieskooki odłożył filiżankę na spodek i zerknął na mnie 
- Odwdzięczyć albo odpracować, tak? - splótł dłonie i oparł o nie brodę. - Mógłbyś od czasu do czasu wyręczyć Verde w pracach domowych. Słyszałem, że ponoć nieźle idzie ci to całe sprzątanie...
- Jeżeli sobie pan tego życzy - odpowiedziałem, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- W tej sprawie będziesz musiał podporządkować się Verde. Zna tutaj każdy zakamarek, któremu brakuje odpowiedniej uwagi - wyjaśnił. - Zmieniając temat, od wczoraj trapi mnie pewne pytanie... -  spojrzał na mnie znacząco - Wczoraj, zanim zemdlałeś...
- Ach! Przepraszam! Ja naprawdę nie chciałem...! - zacząłem się tłumaczyć.
- Wiem o tym. Nie musisz przepraszać - przerwał mi.
- T-Tak… - szepnąłem speszony i opuściłem głowę.
- Mówiłeś coś... zanim zemdlałeś.
- Niestety nic nie pamiętam - odpowiedziałem z westchnieniem.
- Rozumiem... Może jednak sobie przypomnisz? Usłyszałem imię...
- Imię? - zdziwiłem się, a moje serce zabiło szybciej.
- „Mikasa” - w głowie miałem pustkę, ale coś podpowiadało mi w duchu, że kiedyś słyszałem już to imię. Nie jednokrotnie...
- Nie mogę sobie nic przypomnieć, ale czuję, że znam to imię bardzo dobrze... - nastał chwila ciszy.
- Cóż, chciałem tylko, żebyś to wiedział i miał ten fakt na uwadze. Może uda ci się coś przypomnieć - stwierdził.
- Dziękuję... - zmrużył lekko oczy, przez co mogłem zauważyć jego długie, ciemne rzęsy, otaczające niesamowicie magnetyczne oczy. Po raz pierwszy udało mi się dobrze mu się przyjrzeć z tak bliskiej odległości. Blada cera, swobodnie opadające na czoło, kruczoczarne kosmyki grzywki, prosty nos i wąskie, bladoróżowe wargi... Z rozmyśleń wyrwał mnie niespodziewany ruch ze strony mężczyzny, który podniósł rękę i wyciągnął ją w stronę mojej twarzy. Puls znacznie mi przyspieszył, a w uszach zaczęła szumieć krew. Czy to strach? - powoli przymknąłem powieki. A może po prostu...



*****

Witajcie! ;*


Wstawiam kolejny rozdział ^^ pomimo tego, że mam ogromną „falę” sprawdzianów. Śmiać mi się zachciało, kiedy to wczoraj pisałam. Eren nie chciał iść do szkoły? Czyżby chciał się wymigać? No i oczywiście Levi jako obrońca nauki i rozwoju: „To dla Twojego dobra!”, a sam na pewno był wzorowym uczniem XD

Mam nadzieję, że spodobał Wam się rozdział (a szczególnie końcówka ^^).


Joleen :*

środa, 22 października 2014

Rozdział IV

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!




Levi nie spuszczał ze mnie swoich kobaltowych oczu. Patrzył na mnie tak, jakby czekał aż zmienię zdanie. To chyba było oczywiste, że chciałem wiedzieć. Tak przynajmniej mi się zdawało… Ciemnowłosy zerknął na kartkę, którą trzymał w dłoniach, a moje serce zabiło szybciej.
- Nazywasz się Eren Yeager. Urodziłeś się 30 marca 1998 roku. Twoimi rodzicami są Carla Yaeger, która zmarła w wyniku zamachu na wasz dom rodzinny oraz poszukiwany za zbrodnie nielegalnych testów „naukowych” na ludziach i zwierzętach, ojciec- Grisha Yeager. Po śmierci matki mieszkałeś w dzielnicy Shina, która została zaatakowana przez terrorystów, którzy cię porwali i sprzedali na handlu nieletnimi. A teraz jesteś pod naszą opieką, w moim domu - opowiedział krótko, po czym wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Niedługo później w pokoju zaczął unosić się szary dym i nastała grobowa cisza.
- Czyli… jestem sierotą - stwierdziłem, wpatrując się w podłogę.
- Przykro mi -  Nie mam nikogo. Nie mam dokąd wrócić. Nikt na mnie nie czeka… - ponure myśli krążyły po mojej głowie. Atmosfera była ciężka. Dwie kobiety wyglądały na zamyślone i zatroskane tym, co usłyszały. Jednak ku mojemu zdziwieniu, ja nic nie czułem. Żadnego smutku, rozpaczy czy bólu po utracie bliskich. Oczywiście, nie byłem też zadowolony z obrotu spraw, lecz... nie zmieniło to, moich odczuć. Może to dlatego, że nie znałem tych ludzi? Albo po prostu to do mnie nie docierało jak należy?
- Co teraz z nim będzie? Zazwyczaj porwani nieletni mieli jak wrócić na stare śmieci, ale okazuje się, że to nie dotyczy wszystkich przypadków... - przemówiła Hanji.
- Są dwa wyjścia z tej sytuacji. Albo znajdziemy Grishę i oddamy go w ręce psychopaty-naukowca, albo znajdziemy mu opiekę rodziny zastępczej - powiedział spokojnie czarnowłosy, po czym zaciągnął się swoim papierosem.
- Najgorsze jest to, że wątpię, żeby jakaś „normalna” rodzina się nim zaopiekowała. W tym mieście jest zbyt niebezpiecznie, a miejscowi są… nieprzyjaźnie nastawieni - kontynuowała brunetka.
- Czyli…? - zapytałem.
- Powiedzmy, że prędzej by ciebie sprzedali bądź zjedli niż się tobą opiekowali - wyjaśnił Levi, składając papiery z powrotem do białej teczki.
- Co to ma być za miasto? - mruknąłem cicho i spuściłem głowę w dół. Czułem się w jakimś niedorzecznym horrorze, w którym grałem główną rolę. Zwłaszcza, że na końcu po głównego bohatera zazwyczaj przychodziła zjawa w czarnej pelerynie i zabijała go w nadzwyczaj brutalny sposób… Nieciekawie się układał początek mojego nowego życia.
- To miasto to prawdziwe Gotham City, a my robimy za Batmana - porównał Rivaille, wsadzając sobie nowego papierosa do ust.
- A co z władzami? Nikt się nie zainteresował tutejszą sytuacją? - zdziwiłem się.
- Władze? Zwinęli się przy pierwszej okazji. Wszystko dzięki nowemu burmistrzowi. Jest marionetką mafii. Korzystając z władzy, wprowadzili własne zasady. Brak edukacji, prosząca o pomstę bieda wśród niższych warstw społecznych... Ludzie stali się obłąkani i gotowi na sprzedaż czegokolwiek, nawet własnej duszy...
- Dlatego Eren nie może tutaj zostać! To miasto jest zbyt niebezpieczne! - zawołała Petra i poderwała się z sofy. W jej oczach widziałem iskrzące się płomienie. Ciemnowłosy utrzymywał z nią przez chwilę kontakt wzrokowy, po czym zwrócił wzrok w stronę okna.
- Zgadzam się! Chłopak ma zaledwie szesnaście lat! Powinien iść do szkoły, poznać nowych przyjaciół, zakochać się w ładniutkiej dziewuszce i żyć własnym życiem! Tutaj tylko go zniszczą! - odezwała się pełna entuzjazmu brunetka.
- Hanji, czasami mnie przerażasz - prychnął Levi, odkładając papierosa do popielniczki, leżącej na stoliku.
- Przecież to normalne marzenia nastoletniego serca! Prawda, Eren? - uśmiechnęła się szeroko i wbiła mi łokieć w bok.
- W życiu nie słyszałem głupszych bredni. Nowi przyjaciele? Zakochać się? I to jeszcze w „dziewuszce”? Co to ma kurwa być…? - parsknął sarkastycznie Rivaille.
- To po prostu nie na twoje czasy, staruszku! - zaśmiała się głośno. Lekki, niekontrolowany uśmiech pojawił się również na moich ustach.
- Że co?! - wkurzył się, wstał i złapał Hanji za kołnierzyk białej koszuli.
- Ojej! Ktoś nam się tu zdenerwował! - zanuciła zadowolona, że wytrąciła go z równowagi.
- Zamknij się, ty niewyżyta, czterooka idiotko! - warknął.
- Przestańcie! Oboje! - zawołała zdenerwowana Petra, kładąc swoje delikatne dłonie na ramionach mężczyzny. - Puść ją, Levi! Wiesz, że tylko sobie żartuje! - próbowała go uspokoić. Ciemnowłosy w końcu puścił kobietę, która po chwili opadła na sofę śmiejąc się do łez. Miodowłosa wróciła na swoje miejsce, a Rivaille usiadł w fotelu i zapalił kolejną fajkę.
- JUŻ WIEM!! - zawołała nagle brunetka. Wszyscy prawie podskoczyliśmy z zaskoczenia. Levi ze zgrzytającymi zębami już przygotowywał się do ataku na okularnicę, a Petra patrzyła na niego ze zwątpieniem. - Dopóki nie poszukam ciepłego i rodzinnego domku dla Erena, zostanie tutaj! - postanowiła bez wcześniejszej konsultacji z kimkolwiek. - Zgadzasz się Eren?
- Eh? Ja? - zdziwiłem się.
- Nie, Święty Mikołaj! Oczywiście, że ty! - zawołała z uśmiechem.
- To znaczy… To zależy od tego czy… pan Rivaille… się zgodzi - odrzekłem i spojrzałem ukradkiem na ciemnowłosego.
- Nie widzę żadnych przeszkód - odpowiedział po krótkiej chwili. Zgodził się… od tak? Po prostu? Dlaczego?
- W takim razie… zostanę. Chociaż nie chcę robić kłopotu… Dlatego postaram się najlepiej jak mogę! - przysiągłem z pełnym nadziei uśmiechem. 
- Och! - zawołała brązowooka i rzuciła mi się na szyję. - To twój pierwszy uśmiech od pobytu tutaj! To dobry znak! - zachichotała. Spojrzałem na uśmiechniętą od ucha do ucha Petrę i lustrującego mnie pilnym wzrokiem Leviego. Nie wiedziałem o nich zbyt wiele, ale byli dla mnie jak najlepsi przyjaciele. Moi bohaterowie, którzy próbowali pomóc mi w tym beznadziejnym horrorze. Wyciągnęli do mnie pomocną dłoń, a teraz, kiedy już stałem na równych nogach, mogłem zacząć iść naprzód.



*****

Ohayo!~


Rozdział wstawiony na prośbę z wcześniejszych komentarzy ^^ (dzięki za wsparcie!)

Eren zostaje w rezydencji Leviego przy Morowym Jeziorze! Jeej! Można powiedzieć, że właśnie od tego momentu zaczyna się prawdziwa i niezrównoważona historia młodego bruneta. Co będzie się działo? - Sama nie wiem, bo muszę zacząć pisać dalsze rozdziały xD.

Liczę na to, że kolejny rozdział Wam się spodobał i opiszecie poniżej swoje wrażenia :)


Joleen :*

sobota, 18 października 2014

Rozdział III

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Otworzyłem oczy. Leżałem w tym samym łóżku, w którym byłem na początku moich zupełnie nowych wspomnień. Podniosłem się na łokciach i potarłem swoje czoło. Ból głowy nadal nie dawał mi spokoju... Nagle usłyszałem dźwięk wystukiwanych klawiszy klawiatury komputerowej. Przed sobą zobaczyłem starszą kobietę w eleganckim koku i okularach na nosie. Nie zwracała na mnie uwagi, tylko siedziała przy biurku i zajmowała się swoimi sprawami. To ta wiedźma… - skrzywiłem się.
- Gdzie jest pan domu? - zapytałem lekko zachrypniętym głosem.
- Musiał wyjść w sprawie interesów. Idź się umyć i ubrać - rozkazała oschle, nie zdejmując wzroku z ekranu. Powoli wstałem i skierowałem się do łazienki. Spojrzałem w lustro nad umywalką. Przynajmniej już wiem jak mam na imię, ale skąd on to wiedział? On coś wie o mojej przeszłości… wie jak mam na imię… Kim on jest? Jak się nazywa? Dlaczego się mną wczoraj zaopiekował? Chcę się dowiedzieć… - rozmyślałem w czasie kąpieli. Po pewnym czasie ubrałem się i wróciłem z powrotem do pokoju.
- Co tak długo? Masz dużo rzeczy do roboty! - naskoczyła na mnie.
- Na przykład? - spytałem, mierząc ją wzrokiem.
- Masz wytrzeć kurze, umyć wszystkie podłogi i posprzątać pokoje na piętrze - oznajmiła.
- Z czyjego rozkazu? - zmrużyłem wrogo oczy.
- Z rozkazu pana, oczywiście - odrzekła, poprawiając okulary. Mam tutaj sprzątać? Cóż… powinienem się czymś zając. Poza tym, zrobię co w mojej mocy, by mu się odwdzięczyć za wczorajszy posiłek i opiekę - postanowiłem.
- Za mną. Pokażę ci, gdzie znajdziesz potrzebne sprzęty - rzekła, wychodząc z pomieszczenia.
- Tak jest! - zasalutowałem, a kobieta posłała mi zdziwione spojrzenie. 

***

Skończyłem większość swojej pracy, lecz zostało mi jeszcze posprzątanie pokoi na piętrze, których było aż sześć. Zdaniem wiedźmy-Verde, wymagały odkurzenia, umycia okien i założenia nowych pościeli. Szybko i sprawnie wykonałem swoje zadania. W końcu został mi tylko jeden pokój z ciemnymi, drewnianymi drzwiami. Niepewnie nacisnąłem złotą klamkę...
- Oj! Nie możesz tam wchodzić! - usłyszałem wołanie. Odwróciłem się w stronę nielubianej przeze mnie dorosłej, która podeszła do mnie szybkim krokiem i chwyciła za nadgarstek, abym puścił klamkę. - Idź do pokoju na strychu. Na razie masz wolne - kiwnąłem twierdząco głową. Puściła mnie wolno i pilnie obserwowała, jak po chwili niechętnie zacząłem iść w stronę schodów. Dlaczego nie mogłem tam wejść? Czyj był to pokój? Albo co się w nim znajdowało? - ciekawość wzięła nade mną górę. Ukryłem się za ścianą i kątem oka obserwowałem, jak siwowłosa westchnęła ciężko i zeszła na parter. Wtedy zakradłem się do drzwi od tajemniczego pokoju. Kiedy ponownie nacisnąłem klamkę, usłyszałem zbliżające się kroki...
- Eren, co ty wyprawiasz? - odezwał się znajomy, kobiecy głos. Odwróciłem się w stronę miodowłosej w brązowej marynarce, ciemnych spodniach i obcasach.
- Petra...  - mruknąłem zawiedziony. Misja zakończona jedną, wielką klapą...
- Wiesz, że tam nie wolno wchodzić, prawda? Co ci mówiła Verde? - powiedziała z przyjaznym uśmiechem.
- Co to za pokój? - zapytałem.
- To pokój Leviego, to znaczy... pana tego domu - Jego pokój… Le-Levi?
- Tak ma na imię? Pan... L-Levi?
- To jedynie przezwisko. Tak naprawdę nazywa się Rivaille. Rivaille Ackerman - poprawiła się, wsuwając kosmyk za ucho.
- Rivaille… - wymamrotałem, spuszczając wzrok na podłogę. Kobieta podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Musisz być zmęczony...
- Nie, skąd! Nie lubię siedzieć bezczynnie, naprawdę! - zaprzeczyłem - Ach! Przy okazji, chciałbym ci bardzo podziękować za wczorajszą kolację - jej twarz rozświetlił jeszcze piękniejszy uśmiech.
- To nic wielkiego. Cieszę się, że ci smakowało. A teraz chodźmy - powiedziała, kierując mnie z dala od pokoju, którego tak bardzo chciałem zbadać. Tym bardziej, gdy dowiedziałem się, do kogo należał...
- Powiesz mi więcej o panie Rivaille? - poprosiłem, idąc z nią ramię w ramię.
- Hmm, czemu nie - zgodziła się. - Niestety niezbyt dobrze znam Leviego prywatnie. Wiem tylko, że jest liderem naszej tajnej grupy, ale nad nim jest ktoś jeszcze bardziej potężny. Pan Erwin Smith. To właśnie on wciągnął go do naszego zespołu. Co jeszcze... To może powiem ci o domu, co? - zaproponowała, na co pokiwałem entuzjastycznie głową - A więc... Rivaille posiada dosyć spory majątek. Większą część z niego przeznaczył na kupno tej posiadłości przy morowym jeziorze. Pamiętam, jak na samym początku przejeżdżaliśmy obok tej dzielnicy. Na znaku przy drodze widniał wielki napis, że willa jest na sprzedaż. Okazało się, że jej właściciel zmarł i dom odziedziczył jego syn, który miał długi i nie mógł utrzymać rezydencji. Levi postanowił, że ją kupi i wyremontuje. Pewnie spodobał mu się ten ponury i tajemniczy klimat, bo jest podobny do jego charakteru. Później przyznał się, że jego intencją było, aby willa stanowiła dom dla całego naszego zespołu. Stąd aż sześć pokoi. Niestety każdy ma swoją rodzinę, z którą czuje się najlepiej. Dlatego już od prawie roku mieszka tutaj sam. Kilka razy w tygodniu odwiedza go Verde- gosposia, która służyła tutaj za czasów poprzedniego właściciela.
Levi jest zapracowany bardziej niż wszyscy. Oprócz tego, że zajmuje się sprawami w naszej organizacji, to prowadzi własne interesy na giełdzie oraz pracuje dorywczo jako detektyw. Wcześniej też pracował w policji, ale nie znam szczegółów...  Jest bardzo inteligentny i błyskotliwy, zna się na biznesie oraz świetnie radzi sobie w innych dziedzinach - zachichotała i zaczęła bawić się złotymi końcówkami.
- Naprawdę… daje sobie z tym wszystkim radę? - zapytałem zdziwiony.
- Czasami wątpię w to, że jest zwykłym, dwudziestosiedmioletnim facetem. Prawda jest taka, że wcale nim nie jest. Wprost przeciwnie… Jest niesamowity - powiedziała, wpatrując się w dal. Zabujała się w nim, czy jak? - To znaczy…! Jest niesamowitym… Emm… Niesamowitym pracoholikiem! Właśnie! - próbowała zatuszować swoje zawstydzenie, wybuchając głupkowatym i nieco histerycznym śmiechem.
- Lubisz Rivaille, tak? - zapytałem wprost, czując lekką irytację.
- Oczywiście, że tak! Podziwiam go i lubię z nim przebywać, ale poza wspólną pracą nic mnie z nim nie łączy. I nie połączy… - wyjaśniła ze smutkiem.
- Dlaczego?
- Mam już kogoś. Poza tym, nigdy nie łączyło nas nic głębszego i cieszy mnie nasza relacja jako dobrzy przyjaciele. Zawsze mogę na nim polegać. Chociaż czasem zachowuje się całkiem podle i niegrzecznie - To w końcu go kochasz, czy nie? - nie mogłem tego pojąć.
- Świat dorosłych jest taki pokręcony - westchnąłem i przeczesałem włosy dłonią. Petra uśmiechnęła się ciepło i spojrzała na mnie swoimi miodowymi oczami.
- Masz rację… nie jest łatwo - przytaknęła.
Nagle usłyszałem dziwne odgłosy za plecami. Odwróciliśmy się z Petrą równocześnie i zobaczyliśmy biegnącą w naszą stronę kobietę w okularach i brązowych włosach, które zostały związane w kitkę.
- Petra! Eren!! - zawołała i rzuciła się, aby nas przytulić.
- C-Co się-?! - zacząłem czuć się niezręcznie podczas niespodziewanego uścisku nieznajomej.
- Och, przepraszam najmocniej! Nie chciałam cię wystraszyć! - odsunęła się jak poparzona. - Jestem Hanji! Miło mi cię poznać Eren! Eren Jeager! - zaśmiała się i wyciągnęła do mnie swoją dłoń.
- Je-Jeager? To moje nazwisko? - dopytałem, a kobieta w odpowiedzi pokiwała twierdząco.
- Zajęło to trochę czasu, ale udało mi się zgromadzić parę informacji o tobie i twojej przeszłości. Przekazałam je od razu Leviemu. Jest w salonie. Chodźmy tam, szybko! - rzekła wyraźnie podekscytowana i zaprowadziła nas do ogromnego pomieszczenia z kominkiem, miękkim dywanem, dwoma skórzanymi sofami i pasującymi do nich fotelami. Na jednym z nich siedział ciemnowłosy. Miał na sobie czarną koszulę z rozpiętymi pod szyją guzikami i jasne spodnie. Przeglądał jakieś papiery, które wyjął z otwartej teczki, znajdującej się na stoliku. - Już tu są, Levi! - zawołała szatynka i rozsiadła się wygodnie na sofie. Mężczyzna spojrzał przelotnie na Petrę, a później na mnie.
- Witaj, Eren - przywitał się.
- Dzień dobry... - zawahałem się, czy nie użyć jego imienia, lecz uznałem, że byłoby to dosyć niegrzeczne, zważając na to, iż sam mi się nie przedstawił. - ... sir - dodałem po chwili.
- Usiądź, musimy porozmawiać - spocząłem między rozweseloną Hanji, a spokojną Petrą. - To, co zaraz powiem jest stu procentową prawdą. Nie ma tu żadnego cackania się i ukrywania nieprzyjemnych faktów. Jesteś na to gotowy? - zapytał, złożył swoje dłonie i wlepił we mnie swój pilny wzrok. Wziąłem głęboki wdech i kiwnąłem twierdząco. Czułem, jak krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach. Nie mogłem już dłużej czekać. Musiałem poznać prawdę.



*****

Witajcie! ^^


Niespodzianka! Post z sobotniego... popołudnia xd Jeżeli nauka mnie tak nie przygniecie jak zawsze, to wstawię Wam kolejny rozdział jutro ;)

Wybaczcie mi za ten błąd z ostatnim postem (rozdział 2). Próbowałam go poprawić na komórce w aplikacji Blogger’a, ale wyszło tak, że ucięło mi pół rozdziału XD.


Miłego weekendu! ;**


Joleen :*

niedziela, 12 października 2014

Rozdział II

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Kiedy się obudziłem, za oknem był już zmierzch. Zamrugałem kilkakrotnie, aby poprawić swój wzrok, a potem podniosłem się do pozycji siedzącej. Mogę się już poruszać. To chyba dobrze… Poczułem pod palcami miękki materiał. Wziąłem go do rąk i dokładnie obejrzałem. To była czarna marynarka i zdecydowanie męska. Przyłożyłem ją sobie do nosa. Pachniała jakimś drogim perfumem… Dlaczego znajdowała się przy mnie? Czyżbym ją nosił? Nie, to niemożliwe - stwierdziłem.
Po chwili wstałem na chwiejnych nogach i zacząłem iść w stronę lustra. Spojrzałem na swoje odbicie. Ujrzałem młodego chłopaka z krótkimi, brązowymi włosami i dużymi, zielonymi oczami. To... jestem ja? Przyjrzałem się swojej twarzy. Miałem na niej kilka otarć, siniaków i niewielką ranę na policzku, która zaczęła się już goić. Moje dłonie były podobnie okaleczone, a pod krótkimi paznokciami miałem bród i drobne ziarnka piasku. Dotknąłem moimi palcami zimnego szkła lustra i jeszcze raz spojrzałem na swoje odbicie.
- Widzę, że się obudziłeś - usłyszał za sobą kobiecy głos.
- Petra - rozpoznałem ją.
- Chodź, zrobiłam ci ciepłą kąpiel - nie mogłem zobaczyć wyrazu jej twarzy, ponieważ stała w cieniu. Jednak po głosie wyczułem, że coś było nie tak…
- D-Dobrze - zgodziłem się. Wyszliśmy z pokoju. Ujrzałem ciemny hol i schody prowadzące na parter.
- Łazienka jest za tymi drzwiami. Jak się wykąpiesz, daj mi znać. Przyjdę od razu. Kiwnąłem twierdząco głową, a następnie wszedłem do pomieszczenia. W środku czekała na mnie wanna pełna parującej wody z przyjemnie wyglądającą, białą pianą. Zdjąłem swoje ubranie i bez namysłu zanurzyłem się w niej po samą szyję. Nagle poczułem ból piekących ran na całym moim ciele. Syknąłem, ale po pewnej chwili przyzwyczaiłem się do tego uczucia. Było mi tak dobrze… Zupełnie inaczej niż dotychczas. Nie zaznałem jeszcze takiego przyjemnego ciepła, a może i tak? Nie wiedziałem, ponieważ niczego nie pamiętałem... Poczułem uścisk w piersi. Dlaczego nie mogłem sobie niczego przypomnieć? Te dwie kobiety nic o mnie nie wiedziały… Nie mogły mi nic sensownego powiedzieć. Czy nie było na świecie kogoś, kto się mną dotychczas opiekował? Rodzice? Rodzeństwo? Może dowiem się tego, gdy zejdę po tamtych schodach? W końcu... dowiem się prawdy.
Wyszedłem z wanny i wytarłem mokre ciało ręcznikiem. Potem ubrałem na siebie czyste ubranie. Kiedy wyszedłem za drzwi, ujrzałem kapcie na podłodze. To na pewno była sprawka Petry... Włożyłem je i zacząłem iść w stronę schodów. Powinienem był ją wcześniej zawołać, ale nie obchodziło mnie to. Chciałem zakończyć tą farsę i wrócić do domu. Tutaj czułem się zbyt obco...
Zszedłem na parter. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno. Okna nie oświetlały holu zbyt dobrze, ale zauważyłem światło na samym końcu korytarza. Zacząłem iść w jego stronę. Wyjrzałem zza ściany i zobaczyłem pomieszczenie, w którym znajdował się długi stół na dwanaście krzeseł, a nad nim kryształowy żyrandol. Niedaleko był też rozpalony kominek. Zauważyłem coś jeszcze… Zerknąłem na osobę siedzącą przy stole. Mężczyzna w krótkich, kruczoczarnych włosach w czarnym swetrze przeglądał jakieś papiery i popijającego kawę z białej filiżanki. Nie mogłem dojrzeć jego twarzy, gdyż siedział odwrócony do mnie tyłem. Nie byłem pewien, co miałem zrobić. Wejść czy odejść i zostawić osobę w spokoju? Zanim jednak zdążyłem podjąć decyzję, nieznajomy mnie ubiegł.
- Nie czaj się tak tylko wejdź - usłyszałem głos. Nie musiał nawet na mnie spojrzeć. Czuł moją obecność lub usłyszał zbliżające się kroki. Wszedłem nieśmiało do pomieszczenia, ale awaryjnie ciągle stałem niedaleko drzwi. - Podejdź - rozkazał. Zacząłem iść w stronę ciemnowłosego, lecz gdy zauważyłem ruch z jego strony, zaprzestałem czynności. Mężczyzna wstał i odwrócił się w moją stronę. Znam go - podpowiedziała mi moja podświadomość. Ta twarz... wydaje się być znajoma. Pamiętam ją i te niesamowite, kobaltowe tęczówki... - Przypomniałeś sobie coś? - spytał niespodziewanie, a ja w odpowiedzi pokręciłem przecząco głową. Nie mogłem odwrócić wzroku od tych magicznych oczu. - Jesteś głodny? Petra przygotowała ci posiłek… leży na blacie, w kuchni. Przynieś go tutaj - powiedział i znowu spojrzał w swoje dokumenty. Zrobiłem jak mi nakazał. Odnalazłem pomieszczenie z jasnożółtymi ścianami i podłogę pokrytą ciemnymi kafelkami. Wszystkie drewniane szafki miały blaty pokryte drogim marmurem. Na jednym z ich ujrzałem srebrną tacę z przykrytym talerzem, filiżanką i niewielkim, białym dzbankiem. Pochwyciłem ją za uchwyty i wróciłem do jadalni.
- Usiądź - polecił ciemnowłosy, odsuwając mi krzesło obok siebie. Odłożyłem tacę na stół i usiadłem na niezwykle miękkim krześle. - Mam pytanie… Obcięli ci język, czy jak? W ogóle się nie odzywasz - odezwał się nieco niegrzecznie.
- Potrafię mówić… sir - odrzekłem ciszej niż zwykle. Ciemnowłosy wymienił ze mną długie spojrzenie.
- Twój głos… Powiedz coś jeszcze - poprosił, mrużąc przy tym swoje magiczne oczy.
- Na przykład? - zapytałem, tym razem nieco głośniej. O co mu chodzi? Co jest nie tak z moim głosem? - rozmyślałem.
- Przypominasz sobie coś? Jakąś urwaną myśl? - upił łyk kawy z filiżanki, nie zdejmując ze mnie swojego tajemniczego wzroku.
- Nie sądzę… Jedyne co pamiętam to ciemność i głosy… Głosy nieznanych mi osób… aż w końcu padło tylko jedno słowo, które zrozumiałem… „Sprzedany” - zwierzyłem się, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Mężczyzna milczał przez jakiś czas.
- Jedz - rozkazał w końcu i zaczął przeglądać gazetę, którą wyciągnął spod sterty papierów. Kiwnąłem i otworzyłem pokrywkę. Moje nozdrza uderzył niesamowicie smakowity zapach, a oczom ukazały się ugotowane warzywa i dosyć spory kawałek mięsa. Wpatrywałem się oniemiały w pełen talerz, lecz nie mogłem się poruszyć… Coś mnie powstrzymywało.
- Rozpraszam cię? - spytał, zerkając na mnie ukradkiem.
- Nie, nie! Nie... o to chodzi - odparłem pospiesznie.
- Więc o co? - nie dawał za wygraną.
- Nie jestem pewien... czy mogę to zjeść - odrzekłem z niepewnością w głosie.
- Co ty pleciesz? Przecież to danie było przygotowane specjalnie dla ciebie.
- Wiem, ale… - mruknąłem cicho. Nagle zrobiło mi się niedobrze.
- Tsk, głupi dzieciak - syknął mężczyzna, po czym przysunął się do mnie. Następnie wziął do ręki widelec, a w drugą ujął moją brodę i przysunął mi jedzenie do ust. Palce ciemnowłosego były chłodne i szczupłe. Trzymał moje policzki w sposób stanowczy, ale także delikatny. - Otwieraj - rozchyliłem niechętnie swoje wargi. Po chwili miałem w nich soczysty kawałek mięsa i zacząłem go powoli przeżuwać.
- Zgrywasz niejadka, hmm? - mruknął.
- To nn-mm…! - mężczyzna skorzystał z okazji moich otwartych ust, by móc włożyć w nie kolejny kęs. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, jak blisko się znajdował. Uniosłem na niego swój wzrok. Patrzył na mnie z wyraźnym zaintrygowaniem i lekkim rozbawieniem zmieszanym z irytacją mojego sprzeciwu. Dlaczego tak intensywnie się we mnie wpatrywał? Czemu tak bardzo zależało mu na tym, żebym jadł? Przecież nie byłem nikim specjalnym. Poza tym, ta sytuacja wydawała się zbyt absurdalna...
- Za dużo myślisz. Jedz - rzekł, wyrywając mnie z zamyślenia. Postanowiłem go posłuchać i skupić się na samodzielnym skończeniu posiłku, który trwał dosłownie chwilę, a może i całą wieczność. Traciłem rachubę za każdym razem, gdy spojrzałem w błyszczące, kobaltowe tęczówki.
Kiedy poczułem się pełny, ciemnowłosy próbował wmusić we mnie resztę jedzenia z talerza.
- P-Przepraszam, ale już nie mogę… - powiedziałem, odkładając sztućce na bok.
- Masz zjeść to do końca, jasne? W moim domu nie marnuje się jedzenia. Zwłaszcza takiego, które przygotowała zapracowana kobieta - odrzekł chłodno.
- T-To pański dom? - zdziwiłem się.
- Zgadza się - odpowiedział - I dopóki nie zjesz wszystkiego nie odpowiem na żadne z twoich pytań - zagroził. Z westchnieniem zacząłem jeść dalej. Kiedy skończyłem, mężczyzna nalał nam obu herbaty do czystych filiżanek.
- Emm… dziękuję, sir - czarnowłosy przysunął naczynie w moją stronę, spojrzał na mnie i lekko się skrzywił. Po chwili uniósł dłoń i kciukiem starł odrobinę sosu z kącika moich ust, a później wytarł palce w białą serwetkę.
- Nie ma za co... Eren - odparł, wyjawiając moje imię. Eren?

„EREN! EREN!! NIE! ZOSTAWCIE GO!
ODNAJDĘ CIĘ! NA PEWNO! SŁYSZYSZ?! EREN!!”

Nagle złapałem się za głowę i syknąłem z bólu. Czułem, jakby wnętrze mojej czaszki miało eksplodować.
- Oj, wszystko w porządku? - zapytał nieco zmartwiony nieznajomy, po czym położył mi swoje dłonie na ramionach.
- Nie dotykaj mnie!! - krzyknąłem, odtrącając je. Czemu? Czemu ci ludzie patrzą na mnie w ten sposób? Co takiego im zrobiłem? Gdzie ona jest? Gdzie?! - przed oczami widziałem przewijające się twarze, słyszałem śmiechy, znowu znajdowałem się w tamtym miejscu, co na samym początku...

„Eren! Nie zostawię cię! Czekaj na mnie!”

Nie zostawiaj mnie! Proszę…

M…!!


*****

Ohayo~! ♥


Historia Erena robi się coraz bardziej dynamiczna xd. Nie wiadomo kiedy zacznie sobie coś przypominać… ale gdy już to następuje, czuje jakby głowa miała mu wybuchnąć niczym wulkan.

Levi skrywa pewną tajemnicę, którą może już niedługo poznacie. Mogę jedynie dodać, że jeżeli myślicie iż zawsze był i będzie taki milusi oraz opanowany, to się grubo mylicie… ^_^ Uwielbiam te moje spoilery :P Gomen… xd



Joleen :*

niedziela, 5 października 2014

Rozdział I

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- Chłopcze! Halo! Pobudka! - usłyszałem kobiece nawoływania. Otworzyłem oczy. Znów ta jasność... Czy to kolejne piekło? - Spójrz na mnie - rozkazał nieznajomy głos. Moje oczy skierowały się ku górze. Ujrzałem dorosłą kobietę. Była wysoka i chuda (a raczej wychudzona, jak na pierwszy rzut oka). Włosy w kolorze brązowych, jesiennych liści miała uczesane w elegancki kok i nosiła czarną, koronkową sukienkę z długim rękawem, sięgającą do samych kostek.
- Gdzie... jestem? - zapytałem ostatkiem sił.
- Już się bałam, że nie potrafisz mówić - odetchnęła z ulgą i poprawiła okulary na nosie. Następnie zaczęła czytać jakieś papiery, które miała w ręce. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. W pokoju o ścianach w kolorze piany morskiej znajdowały się stara komoda, lustro, zegar, biurko, szafa i pojedyncze łóżko, na którym leżałem. Dlaczego tu jestem? Kim była ta kobieta?
- Jak się nazywasz, chłopcze? - zapytała mnie niespodziewanie.
- Ja... nie wiem - odpowiedziałem cicho, wpatrując się w sufit.
- Jak to nie wiesz?! Mów prawdę! - zawołała wyraźnie zirytowana.
- Nie pamiętam - wyszeptałem. W mojej głowie panowała czarna dziura. Niczego tam nie było. Żadnych imion, nazwisk ani wspomnień…
- Jestem taki… zmęczony - czułem, jakby moje ciało ważyło z tonę. Nie mogłem się poruszyć.
- Boże, co to ma znaczyć? - warknęła i poczęła coś notować w swoim kajecie.
- Kim pani jest? - spytałem, spoglądając w jej stronę.
- Musisz coś na siebie założyć. Na komodzie masz przygotowane ubranie. Pan wraca wieczorem. Do tego czasu będziesz tu odpoczywał - wyjaśniła krótko, ignorując moje pytanie, po czym wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Zamknęła mnie. Jak zwierzę, czyjąś własność… Czemu nic nie pamiętam? Kim jestem? Ile mam lat? Kim był… „Pan”? - dręczyły mnie kolejne pytania. Postanowiłem coś na siebie ubrać, ale moje ciało ani drgnęło. Nie mogłem również zasnąć. Leżałem jak kłoda, wpatrując się w bezczynnie sufit i wsłuchując się w tykanie zegara, który stał w kącie pokoju obok okna. 
Minęła godzina. Udało mi się zapanować nad swoimi palcami od rąk i nóg. Niestety reszta ani drgnęła. Usłyszałem zbliżające się kroki. Nagle do pokoju ktoś wszedł.
- Etto… Witaj. Nie śpisz? - usłyszałem melodyjny głos, przypominający lejący się, słodki miód. Nie skrzeczący, tak jak u poprzedniej, surowej kobiety, która mnie przepytywała.
- Nie śpię - odpowiedziałem zwięźle. Po chwili usłyszałem jak nowo przybyła osoba podeszła do mojego łóżka. Spojrzałem na nią. Była przepiękna. Miodowe włosy i oczy, drobna figura, porcelanowa cera… jak u anioła. Miała na sobie biały żakiet, spódnicę do kolan i obcasy.
- Mam na imię Petra. Słyszałam o tobie… Jestem psychologiem. Chcę ci pomóc - powiedziała i usiadła na krześle przy posłaniu. - A więc… jak masz na imię?- Znowu to samo...?
- Nie wiem - odparłem, coraz bardziej zmęczony.
- Możesz usiąść?
- Nie mogę się poruszyć - westchnąłem sfrustrowany.
- To ci pomogę - zaoferowała, po czym wstała, wzięła mnie za ramiona i podniosła niczym szmacianą lalkę. Następnie oparła wygodnie plecami o ramę łóżka, abym się utrzymał w nowej pozycji. - Lepiej?
- Nie wiem - mruknąłem, zerkając w bok.
- Nie dali ci ubrania? - zdziwiła się, rozglądając po pomieszczeniu.
- Mam je na komodzie…
- Rozumiem - odparła i odeszła o kilka kroków. Wzięła niewielki stosik do dłoni i wróciła do mnie. Potem ostrożnie zaczęła mnie ubierać. - No i już. Wyglądasz o niebo lepiej! - pochwaliła z uśmiechem.
- Gdzie jestem? - przerwałem jej chwilę zachwytu.
- Eh? - zdziwiła się. - Nic nie wiesz? - zapytała, marszcząc lekko brwi. Właśnie. Nic nie wiedziałem. Wszyscy dookoła wszystko wiedzą, a ja? Dlaczego mam pustkę w głowie? Dlaczego nic nie pamiętam?
- Proszę... Błagam! Powiedz mi co o mnie wiesz! Cokolwiek! - złapałem ją niespodziewanie za ramiona. Moje serce prawie pękło na drobne kawałeczki. Tak bardzo pragnąłem przypomnieć sobie cokolwiek. Od kiedy otworzyłem oczy, w mojej głowie panowała niezmierna pustka. Zdążyłem już znienawidzić tego dręczącego uczucie z całego serca.
- Dobrze, tylko spokojnie. Wszystko ci powiem - odparła i położyła swoje dłonie na moich. Zadrżałem i opuściłem swoje ręce wzdłuż ciała. - Na razie nie mam zbyt informacji. Wiem tylko, że jesteś niepełnoletnim chłopcem, który został sprzedany na handlu żywym towarem. Moja przyjaciółka ustala twoją tożsamość, abyśmy mogli zwrócić się do twojej rodziny.
- Sprzedany… na handlu…- wyszeptałem, analizując jej słowa. To ma sens. Te światła, krzyki... "Sprzedany"... - w pewnym momencie zakręciło mi się w głowie.
- Razem z moją grupą pracujemy nad rozpowszechniającymi się porwaniami nieletnich oraz innymi przestępstwami w tym mieście - powiedziała ze smutkiem wypisanym na twarzy. - Chcemy temu zaprzestać. Wczoraj dowiedzieliśmy się o wydarzeniu, mającym związek z handlem żywym towarem. Postanowiliśmy się wybrać na miejsce sprzedaży i w końcu zamknąć tych drani. Musieliśmy zgrywać pozory zainteresowanych, więc mój przyjaciel ze stowarzyszenia postanowił wziąć udział w licytacji… Twojej licytacji. Niestety nie udało nam się ich złapać, ale zdążyliśmy zabrać cię ze sobą. Co do twojego pobytu tutaj, to jesteś teraz w pokoju, na strychu pana tej posiadłości.
- Rozumiem… Dziękuję, że mi pani o tym powiedziała - odpowiedziałem, przymykając na chwilę ciężkie powieki.
- Mów mi Petra. Kiedy ludzie mówią mi na "pani" czuję się strasznie stara - uśmiechnęła się przyjaźnie i wsunęła złoty kosmyk za ucho.
- Petra... to piękne imię - powiedziałem cicho i nagle poczułem się okropnie senny.
- Dzię-Ach! Chłopcze…! - jej widok rozmył mi się przed oczami, a po krótkiej chwili straciłem przytomność.



*****

Witajcie kochani! :)


Kolejne opowiadanie! <3 Zupełnie nowiusieńkie! Zawsze chciałam coś takiego napisać ^^

Wybaczcie, że tak późno dodaję ten post (prawie dwa tygodnie!!), ale mam dużo sprawdzianów i nauki na głowie. Postaram się dodawać rozdziały regularnie, obiecuję :)

Mam nadzieję, że prolog i pierwszy rozdział Was zaciekawił i polubicie zupełnie nowe przygody naszych bohaterów z SnK. Czekam na Wasze opinie :) 


Joleen :*

♥ Prolog ♥

  „Lost in the Darkness”



Pamiętam oślepiające światła, które padały na moją osobę. 
Nie widziałem nic prócz jasności reflektorów. W pomieszczeniu było wiele osób. Ich krzyki, wołania i gwizdy docierały do moich uszu. Lecz jedyne, co udało mi się usłyszeć i zrozumieć wśród tego hałasu, to jedno słowo: „SPRZEDANY”. Moje prawie nagie ciało omiotło zimne powietrze. Natomiast na nadgarstkach i stopach poczułem ciężar… od łańcuchów i kajdanek. Czułem się jak złapane, dzikie zwierze. Nie miałem pojęcia, gdzie się znajdywałem ani co się ze mną stanie. Potem dwie osoby złapały bardzo agresywnie za moje ramiona i zaciągnęły gdzieś w ciemność…
Nie czułem już dłużej otępiającego strachu, po prostu chciałem już…
nie żyć.