poniedziałek, 11 września 2017

Rozdział II





Pomimo ogarniającego mnie gniewu i rozczarowania, postanowiłem odwiedzić Seijuurou. Był moją nieodłączną częścią, o którą troszczyłem się przez te wszystkie lata. To, co się wydarzyło było nieuniknione. Zachowywał się samolubnie, ignorował mnie, nigdy nie dzielił się ze mną swoimi smutkami czy radościami... Zawsze szukał pocieszenia u innych. Ojca, przyjaciół, nauczycieli... Dlaczego mu nie wystarczałem? Czemu nie chciał zwierzyć się mnie? Po co byli mu inni? Nie potrafiłem tego pojąć. Może to przez utratę matki stał się taki... obcy? Odciął swoje uczucia, okłamywał ukochane osoby, żeby nie wyjawić swoich ukrytych zamiarów... Był po prostu nieszczęśliwy i nikt tego nie dostrzegł. Wszyscy po jakimś czasie go zdradzali, oszukiwali i zostawiali. W naszym przypadku miało być inaczej. Nie chciałem go skrzywdzić, tylko próbowałem ochronić. Dać mu szansę, żeby odpoczął i przestał się zadręczać. Niestety, przez pierwsze dni po naszej zamianie, Seijuurou nie potrafił się opanować. Za wszelką cenę próbował odzyskać kontrolę. Bezskutecznie. W końcu musiałem posunąć się do ostateczności i zepchnąć go do najniższego poziomu mojej podświadomości... "Prawdziwe piekło", tak nazywała to moja druga połowa. Miejsce, w którym brakowało światła, nadziei... Była tylko wieczna cisza oraz ciemność.
- Witaj, ukochany - podszedłem do leżącego do mnie tyłem czerwonowłosego. - Dawno się nie widzieliśmy. Jak się czujesz? - kucnąłem niedaleko, wpatrując się w nagie, drżące plecy. - Wciąż masz do mnie żal za Tetsuyę? - Akashi nie odpowiadał. - Seijuurou... Dlaczego jesteś taki niewdzięczny? - westchnąłem ciężko. Tracę tutaj tylko czas... On nigdy nie zrozumie, że zrobiłem to dla jego dobra.
- Odejdź, potworze - wycedził przez zęby, otulając się rękoma.
- Ja? Potworem? Zapomniałeś już, jak sam przesiedziałem w tym miejscu całe piętnaście lat?! - uniosłem swój głos. Chwyciłem go za ramię i szarpnąłem, aby położył się na plecach i mógł spojrzeć mi w twarz. Jego rubinowe oczy były puste, zmęczone, smutne... - Teraz już wiesz jak to jest. Być zamkniętym, niezdolnym do niczego, stojącym w cieniu, niechcianym...
- Kiedy niby tak było? Zawsze poświęcałem ci swój czas! - odwarknął, a jego ślepia zabłyszczały gniewem i czystą nienawiścią. Przełknąłem ślinę. Co się dzieje...? - poczułem zimny dreszcz, który na krótką chwilę mnie obezwładnił. - Nie waż się więcej tutaj przychodzić. Ostrzegam cię. Gdy tylko odzyskam swoje ciało, postaram się, abyś już nigdy nie istniał - syknął, odwracając się ode mnie.
- W takim razie musiałbyś nas zabić, bo ja nigdzie się nie ruszę. Zawsze byłem częścią ciebie i na zawsze nią pozostanę - rzekłem chłodno, zostawiając go.

***

Przez cały dzień nie mogłem przestać myśleć o naszej konfrontacji. Seijuurou był jedynym, na którym mi kiedykolwiek zależało, a traktował mnie niczym wroga. Czy kiedykolwiek będziemy żyli w symbiozie? Czy to w ogóle możliwe? Zwłaszcza po tym, jak zamordowałem miłość jego życia... To bez sensu. Nie było już odwrotu. Musiał zaakceptować przeszłość i przyzwyczaić się do teraźniejszości.
- Shintarou? Co tutaj robisz? - zapytałem zdziwiony, widząc wysokiego zielonowłosego chłopaka w czarnym mundurku liceum Shuutoku, który stał przy wejściu do mojej szkoły.
- Yo, Akashi - przywitał się. Zauważyłem, że w zabandażowanej dłoni trzymał zabawną figurkę kota.
- Szczęśliwy przedmiot? - zgadłem. Kiwnął twierdząco głową. - Co cię do mnie sprowadza? Przejeżdżałeś obok Kioto i postanowiłeś wpaść? - parsknąłem.
- Nie. Chodzi o coś innego... - przyznał i uciekł wzrokiem w bok. Staliśmy przez chwilę w zupełnej ciszy. - Czy-Czy możemy zmienić naszą lokację? - poprosił, patrząc na wychodzących z budynku uczniów.
- Oczywiście. Zapraszam do auta - wskazałem na czarny samochód, stojący na parkingu. Gdy znaleźliśmy się w pojeździe, usiadłem obok Shintarou na tylnych siedzeniach. - Więc... Co słychać u twojego chłopaka? Jak mu tam było... Takeuchi? Takeshi? - zagaiłem, przeglądając terminarz w telefonie.
- Takao. Ma na imię Takao i nie... Nie jest już moim chłopakiem - odpowiedział, poprawiając okulary na nosie.
- Och... Wyrazy współczucia - mruknąłem mało zainteresowany i zacząłem przeglądać swoją pocztę w poszukiwaniu maila od Koukiego. Szatyn wciąż nie dawał żadnego znaku życia. Co było nie tak? Uraziłem go czymś? Ciągle miał focha o tamto przed meczem? Przecież tym razem pozwoliłem mu dojść... - zastanawiałem się. Przed oczami miałem scenę, gdy chłopak wił się pode mną i prosił o więcej... Na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech.
- Akashi? - usłyszałem głos Midorimy. Zamrugałem kilkakrotnie i wróciłem do swojej znudzonej miny.
- Wybacz, coś mi się przypomniało... O czym mówiłeś? - mruknąłem, powracając do sprawdzania wiadomości w telefonie.
- Rozstaliśmy się, bo... - zielonooki cały się spiął i zacisnął dłonie w pięści.
- Nie interesuje mnie to. Poza tym, od kiedy stałeś się taki wylewny? - wciąłem mu się w zdanie. Kogo obchodziło jego życie i związki? Przyjechał do Kioto, żeby móc mi się zwierzyć? Wyżalić? Żałosne...
- ... zorientowałem się, że kocham ciebie - dokończył. Zamarłem i spojrzałem na mojego przyjaciela, który wyglądał tak poważnie... Przez chwilę wymienialiśmy długie spojrzenia, które nagle przerwałem swoim głośnym śmiechem.
- Oszalałeś, Shintarou? Mówisz mi to po takim czasie?! - parsknąłem i odkaszlnąłem, by zakamuflować chichot.
- Wiem, że to egoistyczne z mojej strony, ale bardzo proszę, żebyś zastanowił się nad odpowiedzią... - powiedział, a jego policzki oblały się jasnoróżowym rumieńcem.
- Nie rozśmieszaj mnie! Nie bawię się w związki. Poza tym, ojciec organizuje mi narzeczoną. Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz? - Uwielbiam patrzeć, jak niszczę czyjeś serce na kawałeczki...
- Nie wiem... Przepraszam cię. Po prostu... musiałem to powiedzieć - oznajmił ze spokojem.
- Nie boisz się opinii swoich rodziców? Czy nie chciałeś iść przypadkiem na medycynę? - To takie ekscytujące...! Jego twarz wykrzywia ból i wstyd... Powinieneś się wstydzić. Słusznie. Bardzo słusznie... To nie twoja liga, Shintarou. Pogódź się z tym wreszcie.
- Wybacz... - spuścił głowę w dół, zażenowany.
- Jestem w szoku, Shintarou... Nie wiem, co mam ci jeszcze powiedzieć... - Świetna zabawa!
- Nie obchodzi mnie opinia innych. Nie mogłem przestać o tobie myśleć od czasów gimnazjum. Teraz, gdy zdałem sobie z tego sprawę ze swojej orientacji... zrozumiałem, że nie ma w tym nic złego i mogę w końcu wyznać ci moje uczucia...
- Rozumiem - przerwałem jego wywody - tylko pragnę przypomnieć ci, że nie szukam stałych związków ani miłości. Interesuje mnie wyłącznie... - okularnik spojrzał na mnie z iskrą nadziei w oczach. - Seks - dokończyłem z zalotnym uśmiechem, a potem wyciągnąłem dłoń w stronę jego policzka, którego musnąłem palcami.
- Akashi, ty... - zaczął, a ja szybko objąłem go za kark, który przyciągnąłem do siebie i złożyłem mocny pocałunek na jego ustach. Smakował... nowością. Podobało mi się to. Pragnąłem wszystkiego, co nieodkryte i nowe... - Akashi... - westchnął, gdy puściłem go wolno.
- Dam ci czas do namysłu. A teraz, wracaj do domu. Jesteśmy już na stacji - mój szofer wyszedł z samochodu i otworzył dla niego drzwi. - Miłego wieczoru, Shintarou. Liczę na twoją rychłą odpowiedź - pomachałem mu dłonią, gdy stał na zewnątrz. Życie jest pełne niespodzianek...

***

- Jak idzie ci w szkole, Seijuurou? - zapytał mnie ojciec przy kolacji.
- Wszystko jest jak w najlepszym porządku. Nie musisz się o nic martwić. Nie pozwolę przynieść ci wstydu - zapewniłem z lekkim uśmiechem. Brunet spojrzał w moim kierunku i uniósł jedną brew.
- Wcześniej nie byłeś w ten sposób nastawiony do moich decyzji, zwłaszcza tych dotyczących przyszłości...
- Zmieniłem się, ojcze - przerwałem mu, wycierając kąciki ust o białą serwetkę, którą odłożyłem. - Niedługo stanę się dorosłym mężczyzną i zacznę odpowiadać za swoje czyny, prawda? - przez chwilę Masaomi wpatrywał się we mnie w milczeniu, po czym kiwnął głową i sięgnął po kieliszek z winem.
- Dobrze, że w końcu zmądrzałeś - mój uśmiech się poszerzył. Seijuurou nigdy nie potrafił omamić swojego go tak jak ja. Mów, co inni chcą usłyszeć, zachowuj się z godnością, noś z dumą dobre imię Akashich... To klucz do wolności. Kiedy w końcu przejmę rodzinną firmę, pozbawię go wszystkiego. Zdejmę mu tą obrzydliwą maskę, którą miał na sobie od chwili, gdy spojrzał na mnie w ramionach matki. Poniżę go jak robaka, sprawię, aby cierpiał i zniszczę doszczętnie...
Kiedy powróciłem do mojego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, usłyszałem sygnał telefonu. Podszedłem do drewnianego biurka i otworzyłem klapkę komórki. Otrzymałem wiadomość od Shintarou. Nie musiałem jej czytać, żeby znać treść. Gdy do niego zadzwoniłem, odebrał już po pierwszym sygnale.
- Akashi? Ja... chciałem tylko... - usłyszałem zmieszany głos zielonowłosego.
- Przyjdź do mnie jutro. Masz być przed drzwiami punkt siódma rano. Tylko się nie spóźnij, Shintarou.



*****

Buenos dias amigos! ^^


Kolejny rozdział za nami! Bokushi zaczyna mieszać jeszcze bardziej... Czy Shin-chan przystanie na propozycję Seiuurou? Jak myślicie? ;D

Ciągle pracuję nad opkiem z Shadowhunters xd Mam nadzieję, że lubicie Aleca, bo to on będzie głównym bohaterem tego rozdziałowego "projektu", który mam w głowie ^^ Tylko im dalej w las, tym więcej drzew, czyli im więcej pomysłów, tym więcej części :-/ Zobaczymy, co z tego wyniknie :)


Joleen :*