-
Auć… auć… auć! - syczałem z bólu, gdy przeturlałem się na łóżku. Podsumowując
wcześniejsze wydarzenie - heichou nie miał litości, kiedy ktoś go wkurzył. Warto zapamiętać… - położyłem się na plecy. Ach… łóżko… Było takie miękkie i wygodne. Nie takie jak w celi… -
westchnąłem, wpatrując się w sufit. Ciągle miałem w głowie to, jak pokłóciłem
się z Mikasą. Nienawidzę tego, jak mnie traktuje. Myśli, że jest ode mnie
lepsza… Nawet była pierwsza w naszej dziesiątce… Nie chcę, żeby patrzyła na mnie
z góry. Jestem już prawie dorosły i nie potrzebuję niańki! Zostałem przyjęty to
Oddziału Zwiadowców i czeka mnie wiele walk na śmierć i życie! Poza tym…
jestem niebezpiecznym tytanem, który nad sobą nie panuje. Ja… nigdy nie
chciałem nikogo skrzywdzić, ale dzisiaj jak spojrzałem na jej twarz… znowu
zobaczyłem różową bliznę na bladym policzku. Dlaczego mnie broni? Nawet po tym, jak próbowałem… Nic już nie rozumiem... - nagle usłyszałem ciche
pukanie do drzwi. Oparłem się na łokciach i ujrzałem kobietę o miodowych
włosach i oczach. -
Och… Petra-san - podeszła do mnie ze szklanką wody i tabletkami w rękach.
-
Weź je, Eren - wziąłem od niej białą pastylkę i szklankę.
Następnie przyjąłem lek i go popiłem. -
Lepiej ci? - zapytała, spoglądają na mnie opiekuńczo.
-
Bywało gorzej… To nie pierwszy i podejrzewam, że nie ostatni raz kiedy kapral
mnie sprał… - odrzekłem, na co lekko się uśmiechnęła.
-
Powinieneś uważać, Eren. Kapral Levi się nie zastanawia. On po prostu działa.
Nie zważa na ryzyko i konsekwencje. Taki już po prostu jest...
-
Wiem. Zdążyłem już go trochę poznać - przytaknąłem.
-
Po prostu nie chcę, abyś myślał o nim źle. Wiem, że czasem jest dla ciebie taki
zimny i oschły, ale niedługo zacznie się traktować jak swojego. Tak jak nas.
Tylko jesteś jeszcze bardzo młody...
-
Nie prawda…! Ja…! - przerwałem jej. Spojrzała na mnie niepewnie. -
Przepraszam… ja po prostu...
- Zły
dzień. Rozumiem. Jak będziesz chciał pogadać, daj mi znać - uśmiechnęła się przyjaźnie.
-
Dziękuję… naprawdę… - szepnąłem. Kobieta wyszłam zostawiając mnie samego. Znów
padłem na poduszki. Do bani…
„Co
to jest… Eren?”
-
Tsk… czemu akurat teraz? - westchnąłem. W głowie znowu
widziałem scenę, kiedy opatruję rękę kaprala. Podziwiam jego oddanie. Jest cholernie silny i bardzo
odważny. Zawsze udaje mu się iść na przód, pomimo straty. Chociaż ta jego
oziębłość i sposób bycia… Traktuje mnie inaczej niż resztę oddziału… Jak
głupiego, niedoświadczonego dzieciaka. Chciałbym, żeby widział we mnie kogoś
innego. Dojrzalszego… Tylko w tym problem, że zawsze, kiedy jestem z kapralem…
zachowuję się jak jakiś idiota. Denerwuje się, unikam jego wzroku i te moje
policzki… Aaach! - przytuliłem do siebie poduszkę. Nie pojmuję tego. Dlaczego
nie mogę być taki opanowany jak reszta? Dzisiaj to już w ogóle się zbłaźniłem! -
przypomniałem sobie, jak Levi leżał pode mną wkurzony, a ja
jedyne, co potrafiłem, to wpatrywać się w jego kobaltowe oczy. I ta jego
tajemniczość… przyciąga mnie jak ćmę do ognia… Ciekawe czy jak będę za blisko…
Spalę się żywcem…?
-
Oy… Co ty tutaj robisz? - usłyszałem głos, należący do kaprala. Podniosłem
się szybko.
-
H-Heichou! - zdziwiłem się. Stał, opierając się nonszalancko o framugę. Moje
serce zabiło mocniej, gdy spojrzałem na jego niewzruszoną twarz.
-
Petra cię wołała i wołała, a ty sobie tutaj tak leżysz i lenisz się! - warknął.
-
Przepraszam… Już do niej idę… - wstałem z łóżka i pospiesznie udałem się do
drzwi, przy których stał ciemnowłosy. Nie patrząc na niego, chciałem szybko
przejść obok i zdążyć, aby nie zauważył mojego zdenerwowania i rumieńców. Nie
udało się. Levi chwycił mnie niespodziewanie za
nadgarstek. Wiedziałem, że poczuł mój szybki
puls. Uwolniłem dłoń z jego uścisku. Levi wpatrywał się we mnie
podejrzliwie.
- Dobrze
się czujesz? - NIE.
- Tak… wszystko ok - potwierdziłem.
- Ach
tak - powiedział, wciąż świdrując mnie wzrokiem. Przełknąłem ślinę. Po chwili
kapral odsunął się dając mi miejsce do opuszczenia pokoju.
Mam nadzieję, że nic nie zauważył… - modliłem się w duchu.
***
-
Dziękujemy za posiłek! - uśmiechnął się do Petry Erd.
-
Proszę bardzo! Eren, pomóż mi z herbatą, proszę - powiedziała kobieta. Wstałem
i poszedłem z nią do kuchni. Przygotowaliśmy herbatę dla każdego. Teraz trzeba
było je tylko zanieść do jadalni...
- Eren,
zanieś tą kapralowi, a tą Auruo - poleciła mi. Kapralowi?! No nie…!
-
J-Jasne - wziąłem powoli dwie filiżanki i poszedłem do jadalni. Stanąłem przy
kapralu i położyłem przy nim herbatę. Czułem jego wzrok na sobie. -
Dozo... - powiedziałem cicho.
-
Dziękuję, Eren… - usłyszałem i poczułem jego chłodny oddech na policzku...
-
Eren! Uważaj! - usłyszałem głos Gunthera. Za późno. Poczułem pieczenie gorąca na
palcach drugiej ręki. Polałem się gorącą herbatą. Levi szybko przejął filiżankę
zanim ją upuściłem i postawił ją na stole. Syknąłem z bólu. Moje palce były
ciemnoróżowe i strasznie piekły.
-
Eren, chodź ze mną. Musisz je zamoczyć w zimnej wodzie - rzekła Petra. Poszedłem za nią do kuchni. Po chwili pieczenie przeszło i wytarłem dłonie
ręcznikiem. -
Wszystko ok? Ostatnio dziwnie się zachowujesz...
-
To nic. Naprawdę. Nie musi się pani martwić - upewniłem ją i wróciliśmy do stołu.
Kiedy usiadłem, Levi znowu na mnie spojrzał znad swojej filiżanki. Jednak wtedy
zacząłem unikać jego wzroku.
- …
heichou… a co z dowódcą Erwinem? Planuje coś większego? - zapytał Gunther.
-
Tak, opracowuje jakieś nowe plany… Na razie nie zdradzał szczegółów. Mówił
jedynie, że ma to być za około miesiąc. Do tego czasu się nie wychylamy… Chodzi
mi tu głównie o Jaegera - wszyscy spojrzeli znacząco na mnie. -
Żadnych wygłupów, bo Militarna Policja cię zgarnie, jasne?
-
H-Hai... - szepnąłem.
- A
co z jutrzejszym patrolem po okolicy? - spytał Erd.
-
Mam nadzieję, że się uda... - wpół zdania przerwał swoją wypowiedź.
Zebrani spojrzeli na niego z wyczekiwaniem. -
Nadchodzi…- szepnął. Spiąłem się. O co chodzi? A raczej... o kogo? - nagle
usłyszeliśmy zbliżające się kroki. Ktoś szedł w stronę drzwi do jadalni. W pewnej chwili
nastała szarpanina z zamkniętymi drzwiami. Petra je otworzyła i do jadalni
weszła kobieta z brązowymi, związanymi włosami i okularami na nosie.
-
Witajcie, oddziale Leviego! - przywitała się.
-
Hanji-san? - zdziwiłem się.
-
Czego chcesz, czterooka? - warknął Rivaille.
-
Nie mogłam już wytrzymać!! Tak bardzo mi brakowało mojego pół-tytana! -
zawołała i podeszła do mnie. -
Eeeeeren! - chwyciła mnie za rękę.
-
Tak…? - odparłem niepewnie.
-
Chcę abyś pomógł mi jutro w badaniach. Co ty na to? - była strasznie
podekscytowana.
-
Tylko, że ja nie mogę za siebie odpowiadać. Musiałbym mieć zgodę...
-
Levi! Eren może iść, nie?! - spojrzałem na kaprala, który miał zirytowany
wyraz twarzy.
-
Nie - warknął.
-
LEVI!! - krzyknęła jeszcze głośniej i podeszła do niego. -
Nie rób mi tego! Tak bardzo chcę zabrać ze sobą Erena!! Będę go pilnować!
Plisss!! - prosiła. Czarnowłosy syknął i przeklął pod nosem.
-
Już dobra! Tylko zamknij tą pieprzoną jadaczkę!! - wkurzył się.
-
Juhuu! - zawołała ze szczęścia i podbiegła do mnie. -
Eren! Nie mogę się doczekać jutra! Liczę na ciebie!
- Ale
co ja będę robił? O jakie badania chodzi?
-
Tsk… Cicho młody! Nie pytaj! - usłyszałem syk Auruo.
-
He he he mogę ci opowiedzieć… - uśmiechnęła się szaleńczo. Po chwili wszyscy
wyszli z jadalni, a ja sam zostałem z Hanji-san.
-
Powiem ci wszystko o naszych badaniach, jeżeli zechcesz!
-
Pewnie. Chętnie się dowiem o mojej drugiej drugiej naturze...
-
Ach, Eren… czuję, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi! - westchnęła i zaczęła
opowiadać o różnych badaniach i doświadczeniach z tytanami. Było to bardzo
ciekawe i pouczające, ale nigdy nie zgadłbym, że będę o nich wysłuchiwał do samego
świtu...
*****
Witajcie! ^^
Opowiadania
ciąg dalszy! Cały czas mam dużo na głowie, ale nigdy nie zapominam o Was i
myślę nad dalszymi losami naszych głównych bohaterów ;)
Joleen :*