Po posiłku cały oddział postanowił dokładnie rozejrzeć się po
okolicy i trochę poćwiczyć przed jutrzejszym starciem. Wsiedliśmy na swoje
rumaki i ruszyliśmy za kapralem. Zacząłem rozglądać się po lesie. Promienie
słońca padały na liście, które aż się mieniły. Jechaliśmy w ciszy. Myślałem, że
to dlatego, że jutro jedziemy poza mury i wszyscy są skupieni albo…
wystraszeni.
-
Petra, jedź z chłopakami na zachód. Przypomniało mi się coś ważnego… muszę
jechać do miasta - rzekł niespodziewanie Levi.
-
Och… Dlaczego? Coś się stało? - zapytała zdezorientowana.
-
Tsk, zapomniałem o tym, że Erwin chciał ze mną omówić jakąś sprawę. Znowu coś
wymyślił… - syknął. Wszyscy spojrzeli na ciemnowłosego.
-
Ruszajcie - ponaglił. Wtedy reszta kiwnęła głową i zwróciła konie na
zachód. Opuściłem lekko głowę i skierowałem się na lewo.
-
Ty zostajesz, Jaeger - powiedział ostro. Spiąłem się i spojrzałem na
kaprala. Serce dudniło mi w uszach, a czas jakby zatrzymał się w miejscu.
Rivaille zwrócił się w moją stronę. Napotkałem jego kobaltowe, zimne oczy.
-
Dobrze się czujesz? - zwrócił się do mnie.
-
T-Tak. A o co chodzi? - bąknąłem. Levi patrzył na mnie jeszcze chwilę, a potem
lekko westchnął i spojrzał na drogę.
-
Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Zwłaszcza, kiedy jestem w twoim zasięgu... -
zaczął. Och nie… - pomyślałem, a moje
policzki same zrobiły się gorące.
- ... nie musisz się mnie tak bać. Zaczyna mnie to wkurzać. Przecież nic Ci takiego
nie zrobiłem. Tylko wtedy w sądzie... Masz jakąś traumę czy co? - Wkurzam go? Trauma…? O co mu chodzi?!
- N-Nie
boję się kaprala. Mówiłem już, że wiedziałem, iż było to konieczne... -
wytłumaczyłem spokojnie.
-
Niech będzie… - rzekł znudzony i spojrzał przed siebie. -
Eren, wyjątkowo pojedziesz do swoich kumpli-szczeniaków. Oni też wybierają się
jutro na misję, więc pouczysz się z nimi.
-
Dobrze - odpowiedziałem i zwróciłem się na wschód, w stronę zamku.
-
Zaprowadzę Cię tam. Muszę mieć na Ciebie oko - dodał.
-
Bo kapral nie może mi zaufać… - powiedziałem moją myśl na głos. Ciemnowłosy był
lekko zdziwiony i patrzył przez chwilę na mnie, a po chwili rzekł:
- W
rzeczy samej.
***
-
Levi heichou! - zawołał generał Jackson. Kapral zsiadł z konia i podszedł do
starszego mężczyzny z zarostem i ciemnymi włosami, aby podać mu dłoń. Byłem na tyle daleko, że nie słyszałem, o czym rozmawiali. Zsiadłem
z konia i pogłaskałem jego grzywę. Czułem ulgę. Chciałem zobaczyć moich
przyjaciół i przemyśleć wszystko na trzeźwo.
-
Eeeren! - nagle zobaczyłam chłopaka o błękitnych
oczach z blond włosami.
-
Armin! Hej! - przywitałem się, a w moim sercu poczułem ciepło i radość.
-
Co u ciebie? Wszystko ok? Jak ci idzie z oddziałem i kapralem? - dopytywał.
-
Wszystko w porządku. Oddział już się ze mną oswoił. Kapral… trochę też -
odpowiedziałem z uśmiechem.
-
Eren! - znajoma czarnowłosa podeszła do nas.
-
Hej, co słychać? - uśmiechnąłem się do niej. Dziewczyna przypatrywała się mi z
troską.
-
Jak sobie radzisz? Schudłeś... - zauważyła.
-
Przestań gadać jak moja matka - warknąłem. - Poza tym, nie widzieliśmy się tylko jeden dzień!
-
Aaa… słyszałem, że kapral strasznie wymęcza was tym sprzątaniem i w ogóle… -
chciał załagodzić atmosferę.
-
Taaa… Ale można do tego przywyknąć… - spojrzałem kątem oka w stronę Rivaille.
Właśnie żegnał się z generałem, który miał nadzieję na dłuższą rozmowę.
Niestety Levi nie za bardzo i oddalił się ze swoim czarnym rumakiem.
- Tsk…
co ten krasnolud tam robi... - warknęła przez zęby Mikasa. Spojrzałem na nią.
Znowu miała ten wzrok nienawiści w oczach. Wystarczyłaby chwila i mogłaby się
rzucić na Leviego.
-
Heichou mnie tu zgarnął. Mam dziś z wami poćwiczyć, bo sam jedzie do miasta... - wytłumaczyłem.
-
To dlaczego nie jesteś razem z oddziałem? - zapytał błękitnooki.
-
Nie mam bladego pojęcia - szepnąłem i spojrzałem jeszcze raz na kaprala, który właśnie odjeżdżał galopem w stronę lasu. Nie wiedziałem, co myśleć. Nic nie
trzymało się kupy.
-
Nienawidzę tego dupka... nawet jeżeli robi wiele dla ludzkości... - warknęła
czarnowłosa.
-
Mikasa! Właśnie dlatego powinnaś być mu wdzięczna! On nas wszystkich uratował!
A ty wypominasz mu coś, co zrobił, bo musiał…! - Jak może tak o
nim mówić?! On przecież… przecież…!
-
To nie zmienia faktu, że cię skrzywdził! Zrobił to z premedytacją! Pieprzony
sadysta! Ciągle robi ci krzywdę! Aż boje się pomyśleć co…!
-
Dosyć tego! Nienawidzę tego, jak mnie tak traktujesz! Wiesz kto mnie najbardziej
skrzywdził? Tytany! - podniosłem głos. Mikasa spojrzała na mnie smutno. Nic już
nie odpowiedziała.
-
Eren... - szepnął jasnowłosy. Cały aż się gotowałem. Odszedłem szybkim krokiem w stronę
innych, którzy zaczęli już ćwiczenia.
***
-
No dobra. Koniec na dzisiaj. Zabierajcie rzeczy i wracamy! - zawołał generał.
Chciałem pobyć sam, więc szybko się zmyłem, nie zwracając niczyjej uwagi.
Pojechałem na polanę niedaleko zamku zwiadowców. Przywiązałem konia przy
strumyku, żeby mógł się napić wody, a ja sam położyłem się na zielonej trawie
pod drzewem.
-
Wkurzające… - szepnąłem sam do siebie i zasłoniłem oczy ręką. Od rana coś było ze mną nie tak. Ten sen o matce, potem ta kłótnia z Mikasą… a teraz leżę na trawie ukrywając się przed wszystkim
i wszystkimi... Kaasan… co się ze mną dzieje? Dlaczego wszystko nie
idzie tak jak powinno? Dlaczego… zawsze zostaje sam…? - po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. Wszystko zwaliło się na mnie w jednej chwili. Tytani,
zwiadowcy, sąd, koszmary, kapral, kłótnie… Czy nie mogło by być tak jak kiedyś?
Ale czy wtedy poznałbym Leviego? - przypomniałem sobie jego kobaltowe oczy i anielski wyraz twarzy z dzisiejszego ranka. -
Kso... - mruknąłem. Czemu akurat teraz o nim myślę?
***
Pomścij... Pomścij nas! EREN! Zabij tytany! Zrób to! - słyszałem głosy, krzyki.
Obejrzałem się za siebie. Zobaczyłem moją matkę, ojca, Thomasa i chłopaka o
ciemnych włosach i piegowatej twarzy.
-
M-Marco? - zdziwiłem się.
-
Eren! Ale on jest tytanem! Naszym wrogiem! - zawołał blondyn do reszty.
- C-Co?
To nie tak! - zawołałem.
-
Co takiego?! Eren! To prawda?! - spojrzała na mnie przerażona matka.
-
Nie! Wszystko ci wytłumaczę! Mamo! - krzyczałem. Kobieta zadrżała i wskazała na mnie
palcem.
- P-Potwór!
Nie zbliżaj się do nas!! - wrzasnęła.
-
Mamo! - w piersi poczułem narastający ból. Nagle Marco i Thomas zmienili się w jakieś
dziwne potwory i rzucili się na mnie. Zaczęli wbijać ostre i długie kły oraz
pazury w moje ciało. -
Nie! Mamo! Proszę! - wołałem, ale ona tylko krzyczała „potwór, potwór!!” -
Kaasan!! - krzyknąłem po raz ostatni i poczułem jak ich zęby zatopiły się
jeszcze głębiej… Wtedy pojawiła się postać, która pozabijała te stwory
jednych ruchem. Spojrzałem półprzytomnie w górę. Nie poznałem go, bo stał
odwrócony tyłem i miał ubrany kaptur, ale po chwili ujrzałem jego twarz i wszystko stało się jasne...
-
Levi heichou... - wyszeptałem zdziwiony.
-
Czemu jesteś zdziwiony? Przecież zawsze ratuje ci skórę… - mruknął.
-
No tak... - schyliłem głowę. Zobaczyłem krwawą ranę na jego ręce. -
Jesteś ranny!- zawołałem i podszedłem do niego.
-
To nic takiego...
-
Usiądź! Musimy to zdezynfekować! - Levi spoczął tuż przy mnie. Jesteśmy chyba przy zamku… na polanie… tam gdzie zasnąłem… - coś mi świtało. Obwiązałem
jego ranę bandażem.
-
Dziękuję, że zawsze mnie ratujesz… Więc daj mi się czasem zrewanżować -
szepnąłem. Kiedy skończyłem, spojrzałem mu w twarz.
-
Eren… Co to jest? - zapytał w pewnej chwili, kładąc swoją dłoń na mojej lewej piersi.
Poczułem jak serce szybko mi bije. Moje policzki się rozgrzały.
-
Emm no… tego… - mruczałem pod nosem.
- A
co to jest? - wierzchem dłoni dotknął mojego prawego policzka.
Odsunąłem lekko jego dłoń.
-
He-Heichou… - kapral spojrzał mi w oczy, w których utonąłem i zbliżył
swoją twarz do mojej. Moje powieki samoistnie się zamknęły. Czekałem niecierpliwie aż jego wargi dotkną
moich…
***
- Eren! Oy! Co ty
wyprawiasz?! - usłyszałem ostre wołanie. Uchyliłem zamknięte powieki i ujrzałem twarz ciemnowłosego. Czy to sen czy jawa? - pomyślałem, mrugając. - Eren… zejdź ze mnie w
końcu! - warknął wkurzony Levi. Okazało się, że przez sen powaliłem kaprala na
ziemię i przygniotłem go swoim ciałem.
- L-Levi heichou?! - zawołałem
skołowany i przeturlałem się na bok. Następnie schowałem twarz w dłoniach. CO. ZA. WSTYD!! - Krzyczałem w myślach. Co teraz? Opuściłem dłonie i zza palców obserwowałem jak otrzepywał ubranie od piachu. Co mam teraz
zrobić…?
- Oy... - obróciłem
się na plecy. Kapral stanął przy mnie i wbił swój but w ziemię (jakieś trzy centymetry od mojej twarzy). Zadrżałem ze strachu. Levi powoli pochylił się nade
mną. - Już dawno nie było żadnej
lekcji dyscypliny, czyż nie? - wypowiedział słowa pełen jadu i chłodu. Boże... umrę!
*****
Ohayo~
Wrzucam
kolejny rozdział po dłuższej przerwie. Wybaczcie, że to tak długo trwało, ale
miałam wiele spraw na głowie i nie było czasu na przepisanie i wstawienie. Za
to rozdział jest dość długi, co nie? ^^
Joleen :*
Joleen :*
Kawaii! *_* Sen Erena bardzo mi się podobał. A tak poza tym- rozdziały są zajebiste!!! Weny życzę!! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało i dziękuję za ciepłe słówko ^^
OdpowiedzUsuńCudo... ^^ Skąd Ty bierzesz pomysły na takie opowiadania? Ja też chcę! ;) :D
OdpowiedzUsuńZauważyłam,że w wielu twoich opowiadaniach eren ma sny o levim.I każdy taki sen jest słodki *^*.A potem,gdy okazało się że przez sen zgniótł leviego myślałam,że padnę xd.Kocham czytać twoje opowiadania.
OdpowiedzUsuńisis