sobota, 15 marca 2014

♥ Rozdział VIII ♥


Po posiłku cały oddział postanowił dokładnie rozejrzeć się po okolicy i trochę poćwiczyć przed jutrzejszym starciem. Wsiedliśmy na swoje rumaki i ruszyliśmy za kapralem. Zacząłem rozglądać się po lesie. Promienie słońca padały na liście, które aż się mieniły. Jechaliśmy w ciszy. Myślałem, że to dlatego, że jutro jedziemy poza mury i wszyscy są skupieni albo… wystraszeni.
- Petra, jedź z chłopakami na zachód. Przypomniało mi się coś ważnego… muszę jechać do miasta - rzekł niespodziewanie Levi.
- Och… Dlaczego? Coś się stało? - zapytała zdezorientowana.
- Tsk, zapomniałem o tym, że Erwin chciał ze mną omówić jakąś sprawę. Znowu coś wymyślił… - syknął. Wszyscy spojrzeli na ciemnowłosego.
- Ruszajcie - ponaglił. Wtedy reszta kiwnęła głową i zwróciła konie na zachód. Opuściłem lekko głowę i skierowałem się na lewo.
- Ty zostajesz, Jaeger - powiedział ostro. Spiąłem się i spojrzałem na kaprala. Serce dudniło mi w uszach, a czas jakby zatrzymał się w miejscu. Rivaille zwrócił się w moją stronę. Napotkałem jego kobaltowe, zimne oczy.
- Dobrze się czujesz? - zwrócił się do mnie.
- T-Tak. A o co chodzi? - bąknąłem. Levi patrzył na mnie jeszcze chwilę, a potem lekko westchnął i spojrzał na drogę.
- Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Zwłaszcza, kiedy jestem w twoim zasięgu... - zaczął. Och nie… - pomyślałem, a moje policzki same zrobiły się gorące.
- ... nie musisz się mnie tak bać. Zaczyna mnie to wkurzać. Przecież nic Ci takiego nie zrobiłem. Tylko wtedy w sądzie... Masz jakąś traumę czy co? - Wkurzam go? Trauma…? O co mu chodzi?!
- N-Nie boję się kaprala. Mówiłem już, że wiedziałem, iż było to konieczne... - wytłumaczyłem spokojnie.
- Niech będzie… - rzekł znudzony i spojrzał przed siebie. - Eren, wyjątkowo pojedziesz do swoich kumpli-szczeniaków. Oni też wybierają się jutro na misję, więc pouczysz się z nimi.
- Dobrze - odpowiedziałem i zwróciłem się na wschód, w stronę zamku.
- Zaprowadzę Cię tam. Muszę mieć na Ciebie oko - dodał.
- Bo kapral nie może mi zaufać… - powiedziałem moją myśl na głos. Ciemnowłosy był lekko zdziwiony i patrzył przez chwilę na mnie, a po chwili rzekł:
- W rzeczy samej.

***

- Levi heichou! - zawołał generał Jackson. Kapral zsiadł z konia i podszedł do starszego mężczyzny z zarostem i ciemnymi włosami, aby podać mu dłoń. Byłem na tyle daleko, że nie słyszałem, o czym rozmawiali. Zsiadłem z konia i pogłaskałem jego grzywę. Czułem ulgę. Chciałem zobaczyć moich przyjaciół i przemyśleć wszystko na trzeźwo.
- Eeeren! - nagle zobaczyłam chłopaka o błękitnych oczach z blond włosami.
- Armin! Hej! - przywitałem się, a w moim sercu poczułem ciepło i radość.
- Co u ciebie? Wszystko ok? Jak ci idzie z oddziałem i kapralem? - dopytywał.
- Wszystko w porządku. Oddział już się ze mną oswoił. Kapral… trochę też - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Eren! - znajoma czarnowłosa podeszła do nas.
- Hej, co słychać? - uśmiechnąłem się do niej. Dziewczyna przypatrywała się mi z troską.
- Jak sobie radzisz? Schudłeś... - zauważyła.
- Przestań gadać jak moja matka - warknąłem. - Poza tym, nie widzieliśmy się tylko jeden dzień!
- Aaa… słyszałem, że kapral strasznie wymęcza was tym sprzątaniem i w ogóle… - chciał załagodzić atmosferę.
- Taaa… Ale można do tego przywyknąć… - spojrzałem kątem oka w stronę Rivaille. Właśnie żegnał się z generałem, który miał nadzieję na dłuższą rozmowę. Niestety Levi nie za bardzo i oddalił się ze swoim czarnym rumakiem.
- Tsk… co ten krasnolud tam robi... - warknęła przez zęby Mikasa. Spojrzałem na nią. Znowu miała ten wzrok nienawiści w oczach. Wystarczyłaby chwila i mogłaby się rzucić na Leviego.
- Heichou mnie tu zgarnął. Mam dziś z wami poćwiczyć, bo sam jedzie do miasta... - wytłumaczyłem.
- To dlaczego nie jesteś razem z oddziałem? - zapytał błękitnooki.
- Nie mam bladego pojęcia - szepnąłem i spojrzałem jeszcze raz na kaprala, który właśnie odjeżdżał galopem w stronę lasu. Nie wiedziałem, co myśleć. Nic nie trzymało się kupy.
- Nienawidzę tego dupka... nawet jeżeli robi wiele dla ludzkości... - warknęła czarnowłosa.
- Mikasa! Właśnie dlatego powinnaś być mu wdzięczna! On nas wszystkich uratował! A ty wypominasz mu coś, co zrobił, bo musiał…! - Jak może tak o nim mówić?! On przecież… przecież…!
- To nie zmienia faktu, że cię skrzywdził! Zrobił to z premedytacją! Pieprzony sadysta! Ciągle robi ci krzywdę! Aż boje się pomyśleć co…!
- Dosyć tego! Nienawidzę tego, jak mnie tak traktujesz! Wiesz kto mnie najbardziej skrzywdził? Tytany! - podniosłem głos. Mikasa spojrzała na mnie smutno. Nic już nie odpowiedziała.
- Eren... - szepnął jasnowłosy. Cały aż się gotowałem. Odszedłem szybkim krokiem w stronę innych, którzy zaczęli już ćwiczenia.

***

- No dobra. Koniec na dzisiaj. Zabierajcie rzeczy i wracamy! - zawołał generał. Chciałem pobyć sam, więc szybko się zmyłem, nie zwracając niczyjej uwagi. Pojechałem na polanę niedaleko zamku zwiadowców. Przywiązałem konia przy strumyku, żeby mógł się napić wody, a ja sam położyłem się na zielonej trawie pod drzewem.
- Wkurzające… - szepnąłem sam do siebie i zasłoniłem oczy ręką. Od rana coś było ze mną nie tak. Ten sen o matce, potem ta kłótnia z Mikasą… a teraz leżę na trawie ukrywając się przed wszystkim i wszystkimi... Kaasan… co się ze mną dzieje? Dlaczego wszystko nie idzie tak jak powinno? Dlaczego… zawsze zostaje sam…? - po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. Wszystko zwaliło się na mnie w jednej chwili. Tytani, zwiadowcy, sąd, koszmary, kapral, kłótnie… Czy nie mogło by być tak jak kiedyś? Ale czy wtedy poznałbym Leviego? - przypomniałem sobie jego kobaltowe oczy i anielski wyraz twarzy z dzisiejszego ranka. - Kso... - mruknąłem. Czemu akurat teraz o nim myślę?

***

Pomścij... Pomścij nas! EREN! Zabij tytany! Zrób to! - słyszałem głosy, krzyki. Obejrzałem się za siebie. Zobaczyłem moją matkę, ojca, Thomasa i chłopaka o ciemnych włosach i piegowatej twarzy.
- M-Marco? - zdziwiłem się.
- Eren! Ale on jest tytanem! Naszym wrogiem! - zawołał blondyn do reszty.
- C-Co? To nie tak! - zawołałem.
- Co takiego?! Eren! To prawda?! - spojrzała na mnie przerażona matka.
- Nie! Wszystko ci wytłumaczę! Mamo! - krzyczałem. Kobieta zadrżała i wskazała na mnie palcem.
- P-Potwór! Nie zbliżaj się do nas!! - wrzasnęła.
- Mamo! - w piersi poczułem narastający ból. Nagle Marco i Thomas zmienili się w jakieś dziwne potwory i rzucili się na mnie. Zaczęli wbijać ostre i długie kły oraz pazury w moje ciało. - Nie! Mamo! Proszę! - wołałem, ale ona tylko krzyczała „potwór, potwór!!” - Kaasan!! - krzyknąłem po raz ostatni i poczułem jak ich zęby zatopiły się jeszcze głębiej… Wtedy pojawiła się postać, która pozabijała te stwory jednych ruchem. Spojrzałem półprzytomnie w górę. Nie poznałem go, bo stał odwrócony tyłem i miał ubrany kaptur, ale po chwili ujrzałem jego twarz i wszystko stało się jasne...
- Levi heichou... - wyszeptałem zdziwiony.
- Czemu jesteś zdziwiony? Przecież zawsze ratuje ci skórę… - mruknął.
- No tak... - schyliłem głowę. Zobaczyłem krwawą ranę na jego ręce. - Jesteś ranny!- zawołałem i podszedłem do niego.
- To nic takiego...
- Usiądź! Musimy to zdezynfekować! - Levi spoczął tuż przy mnie. Jesteśmy chyba przy zamku… na polanie… tam gdzie zasnąłem… - coś mi świtało. Obwiązałem jego ranę bandażem.
- Dziękuję, że zawsze mnie ratujesz… Więc daj mi się czasem zrewanżować - szepnąłem. Kiedy skończyłem, spojrzałem mu w twarz.
- Eren… Co to jest? - zapytał w pewnej chwili, kładąc swoją dłoń na mojej lewej piersi. Poczułem jak serce szybko mi bije. Moje policzki się rozgrzały.
- Emm no… tego… - mruczałem pod nosem.
- A co to jest? - wierzchem dłoni dotknął mojego prawego policzka. Odsunąłem lekko jego dłoń.
- He-Heichou… - kapral spojrzał mi w oczy, w których utonąłem i zbliżył swoją twarz do mojej. Moje powieki samoistnie się zamknęły. Czekałem niecierpliwie aż jego wargi dotkną moich…

***

- Eren! Oy! Co ty wyprawiasz?! - usłyszałem ostre wołanie. Uchyliłem zamknięte powieki i ujrzałem twarz ciemnowłosego. Czy to sen czy jawa? - pomyślałem, mrugając. - Eren… zejdź ze mnie w końcu! - warknął wkurzony Levi. Okazało się, że przez sen powaliłem kaprala na ziemię i przygniotłem go swoim ciałem.
- L-Levi heichou?! - zawołałem skołowany i przeturlałem się na bok. Następnie schowałem twarz w dłoniach. CO. ZA. WSTYD!! - Krzyczałem w myślach. Co teraz? Opuściłem dłonie i zza palców obserwowałem jak otrzepywał ubranie od piachu. Co mam teraz zrobić…?
- Oy... - obróciłem się na plecy. Kapral stanął przy mnie i wbił swój but w ziemię (jakieś trzy centymetry od mojej twarzy). Zadrżałem ze strachu. Levi powoli pochylił się nade mną. - Już dawno nie było żadnej lekcji dyscypliny, czyż nie? - wypowiedział słowa pełen jadu i chłodu. Boże... umrę!



*****

Ohayo~


Wrzucam kolejny rozdział po dłuższej przerwie. Wybaczcie, że to tak długo trwało, ale miałam wiele spraw na głowie i nie było czasu na przepisanie i wstawienie. Za to rozdział jest dość długi, co nie? ^^


Joleen :*

4 komentarze:

  1. Kawaii! *_* Sen Erena bardzo mi się podobał. A tak poza tym- rozdziały są zajebiste!!! Weny życzę!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Ci się spodobało i dziękuję za ciepłe słówko ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo... ^^ Skąd Ty bierzesz pomysły na takie opowiadania? Ja też chcę! ;) :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zauważyłam,że w wielu twoich opowiadaniach eren ma sny o levim.I każdy taki sen jest słodki *^*.A potem,gdy okazało się że przez sen zgniótł leviego myślałam,że padnę xd.Kocham czytać twoje opowiadania.
    isis

    OdpowiedzUsuń