Dark Knight UWAGA +16!!!
- Dobry wieczór dziewczęta - cztery pary rozbawionych oczu
zwróciły się w stronę ciemnowłosego.
- Dobry wieczór. Możemy w czymś pomóc? - zapytała słodkim i
pijanym głosikiem blondynka o dużych, niebieskich oczach.
- Znamy się? - dodała podejrzliwie jej koleżanka, lustrując mężczyzn nieprzyjaznym wzrokiem.
- Wybaczcie, nie przedstawiłem nas. Nazywam się John Walter,
a to jest mój przyjaciel- Barney Rolf - wskazał gestem dłoni na nieśmiałego szatyna.
- Miło was poznać. Mam na imię Bridget - powiedziała brunetka
w zielonej sukni z czarną koronką. - A to są Anastasia, Griet i Cynthia - wskazała po kolei na drugą szatynkę w krwistoczerwonej sukience oraz dwie blondynki. Córka Pana domu- Cynthia
różniła się od drugiej blondynki tym, że miała kręcone loki do ramion i
brązowe jak gorzka czekolada oczy. Popijała alkohol z kieliszka, zostawiając na szkle ślady po
czerwonej szmince z zadziornie uśmiechniętych ust. Eren nigdy by nie pomyślał,
że dziewczyna miała zaledwie osiemnaście lat. Różowa sukienka z
dekoltem, jak i ostry makijaż dodawały jej o kilka lat więcej niż rzeczywiście miała.
Levi przyglądał się jasnowłosej przez chwilę, dobierając w głowie odpowiednią taktykę, a następnie podszedł do niej, ujął delikatną dłoń schowaną w białej, jedwabnej rękawiczce i pocałował jej wierzch.
Levi przyglądał się jasnowłosej przez chwilę, dobierając w głowie odpowiednią taktykę, a następnie podszedł do niej, ujął delikatną dłoń schowaną w białej, jedwabnej rękawiczce i pocałował jej wierzch.
- To zaszczyt ciebie poznać, panienko Snow. Dużo o panience
słyszałem... - czarował ją swoimi komplementami. Młody Jeager spoglądał na niego z krzywą miną. Zrozumiał wtedy, że to na niego spadnie zadanie stania na czatach przed
drzwiami sypialni. Za to Rivaille...
- Przyjemność po mojej stronie - zatrzepotała długimi, doczepianymi rzęsami. Zielonooki nie czuł się zbyt komfortowo, patrząc na to, jak czarnowłosy szeptał dziewczynie do ucha wszystko, a zarazem nic. Dziewczyna co jakiś czas odpowiadała mu chichotem i jednocześnie bawiła się jego ciemnogranatowym krawatem. Eren wiedział, że Levi
będzie chciał ją zaciągnąć do łóżka tylko po to, aby wypełnić swój plan i
dokończyć misję. Dobrze o tym wiedział, lecz narastający ból w piersi nie mijał. Wręcz przeciwnie. Tylko wzmagał się na sile.
- Może miałabyś ochotę... pokazać mi swój pokój na piętrze? -
wymruczał w pewnym momencie Rivaille, zakładając złoty lok z twarzy za ucho Cynthii. Blondynka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, po czym odstawiła pusty kieliszek.
- Wybacz John, ale.... jesteś dla mnie nieco za stary i... nie
jesteś w moim typie - odpowiedziała i poklepała jego policzek dłonią. Szatyn parsknął cicho i ze wszystkich sił starał się, żeby się nie roześmiać. Czarnowłosy posłał mu zabójcze
spojrzenie, po którym natychmiastowo zamilkł. Córka gospodarza zeskoczyła z czarnego fortepianu i
podeszła do Erena.
- Za to ten oto brunecik jest dla mnie w sam raz! Jeśli się nie obrazisz, chętnie go pożyczę - rzekła lubieżnie i przejechała palcami po jego klatce
piersiowej. - Co ty na to mój chłopcze? - zapytała, wpatrując się w szmaragdowe oczy. Wyglądał na opanowanego, jednak w środku gotował
się ze strachu i niepewności. Zerknął na
Leviego, jednak nie uzyskał żadnej podpowiedzi. Musiał sam podjąć decyzję.
- Prowadź - odparł, a dziewczyna westchnęła i wzięła go za rękę.
- Nie czekajcie na nas! - pomachała towarzyszkom dłonią. Zanim zdążyli odejść, chłopak zobaczył na ustach Rivaille zadowolony uśmieszek.
Córka Snow'a zaprowadziła Jeagera na piętro. Gdy stanęli przed białymi drzwiami od sypialni, Cynthia wyjęła mały, srebrny
kluczyk.
- To sypialnia moich starych, a oni mają coś z garem i zawsze zamykają swój pokój. Na szczęście zwinęłam tatusiowi kluczyk - uśmiechnęła się
do siebie z dumą.
- Sprytnie - pochwalił i zaczął muskać palcami jej nagie plecy. Dziewczyna otworzyła drzwi i zamknęła za nimi drzwi. Następnie zawiesiła mu się na szyi i pocałowała w
usta. Chłopak zamarł ze strachu. Nie miał doświadczenia z dziewczynami, nigdy nie
był w stałym związku. Fakt, iż przedtem z nikim nie spał przerażał go jeszcze
bardziej... Niestety w tym wypadku musiał wziąć się w garść dla potrzeb misji. Dlatego położył
jej dłonie na biodrach i odwzajemniał namiętny pocałunek. Wyczuł smak szampana
zmieszanego z winem oraz aromat winogron. Nagle blondynka poczęła rozpinać jego białą koszulę. Kiedy pozbyła się
górnej partii ubrania bruneta, pchnęła go na wielkie łóżko za nimi. Eren nie
był w stanie się ruszyć ani gdziekolwiek uciec.
- Barney... chcesz mnie? - zapytała, przygryzając czerwoną od
szminki, dolną wargę.
Szatyn przełknął ślinę (i swoją dumę) oraz odrzekł:
- Jak nikogo innego.
- Wolę być na górze, bo wiesz… lubię dominować -
zachichotała i usadowiła się na jego drżących kolanach w samej bieliźnie i
rajstopach.
- Zdążyłem zauważyć... - mruknął pod nosem.
- Rozluźnij się, zrobię ci tak dobrze, że nigdy o mnie nie
zapomnisz - szepnęła mu do prawego ucha i ściągnęła spodnie do kostek.
Eren wpadł w lekką panikę. Naprawdę nie chciał się z nią kochać dla celów misji. Przedtem
nigdy by nie pomyślał o tak szalonym planie. Ale co mógł począć?
Kiedy blondynka chciała zdjąć jego bokserki, nagle jej ciało opadło
na chłopaka jakby nie miała w sobie ani krzty siły.
- Cy-Cynthia?! - zawołał przerażony i złapał ją za ramiona.
Potrząsnął nią jeden raz, a potem drugi. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi. W pewnej chwili drzwi od sypialni się otworzyły. Stał w nich znajomy mężczyzna
o kobaltowych oczach...
- L-Levi?! - zdziwił się jeszcze bardziej.
- Nie zostało nam dużo czasu. Ogarnij się i zacznij
przeszukiwać pokój - wydał rozkazał i nie tracąc więcej czasu, podszedł do drewnianej komody.
- A co z Cynthią?! - zapytał lekko wkurzony faktem, iż Rivaille nie
przejął się stanem nieprzytomnej i niewinnej dziewczyny.
- Nic jej nie będzie. Kiedy ją zabawiałem, wsypałem do jej
kieliszka proszek od Hanji. Uśpi ją na kilka godzin - odpowiedział spokojnie, szperając pospiesznie w kolejnych szufladach z ubraniami. Eren położył ją delikatnie na
poduszkach, a następnie podszedł
do niego, jednocześnie zapinając ostatni guzik koszuli. Czarnowłosy zaprzestał swoich
czynności i omiótł partnera wzrokiem.
- Zrobiła ci coś? - nie mógł udawać, że
go to nie ruszało. Wbrew swoim zasadom, zależało mu na tym dzieciaku i co gorsza... martwił się o niego.
- N-Nie. Jeżeli o to chodzi, to… do niczego nie doszło - uciekł wzrokiem w bok. Nigdy nie lubił być obserwowany. Zwłaszcza przez Leviego... W pewnej chwili poczuł miękki dotyk na swoich ustach. Czarnowłosy przejechał kciukiem
po jego wargach, ścierając resztki po czerwonej szmince. Jeager odskoczył jak
poparzony.
- Co ty robisz?! - zawołał oburzony.
- Zacznij szukać, idioto - polecił krótko. Eren postanowił przeszukać łazienkę. Przelotnie spojrzał w lustro. Jego policzki
były zaróżowione, a serce biło mu jak szalone.
- Co to było? - wyszeptał i dotknął palcami ust. Nie
wiedział, czemu jego ciało tak reagowało na najmniejszy dotyk Rivaille. Przecież
nienawidził go z całego serca! Jednak...
- Szukasz czy nie?! - z zamyśleń wyrwał go zimny głos niebieskookiego.
- No przecież szukam! - odpowiedział i wziął głęboki
wdech. Kiedy skończył, wyszedł z łazienki i spojrzał na czarnowłosego.
- Łazienka czysta. Masz coś? - powiedział i podszedł w stronę łóżka.
- Gdybym miał, to chyba bym ci kurwa powiedział, nie?! - warknął, na co brunet zmarszczył brwi.
- Tylko pytam. Czemu się tak wydzierasz? - Levi posłał mu mordercze spojrzenie.
- Jeszcze jedno słowo i wyrzucę cię przez okno - ostrzegł i
przeczesał włosy dłonią.
- Chcesz zajarać? - zgadł.
- Jak chuj… wypaliłem ostatniego jakieś 3 godziny temu… - rozsiadł się w beżowym fotelu przy oknie i potarł twarz dłońmi. Eren nie mógł się na niego dłużej wściekać. Z biegiem czasu zaczynał
rozumieć jego przyzwyczajenia, czarny humor i samego Leviego.
- Dzieciaku… rusz głową, błagam - wymruczał zza swoich bladych dłoni.
- A sprawdzałeś za obrazem?
- Że co? - warknął z niedowierzaniem własnej głupoty.
- Zobaczmy… - chłopak stanął na łóżku, stawiając stopy tak, aby
nie uszkodzić Cynthii. Potem zdjął obraz, przedstawiający jakieś dwie, obce kobiety na
ziemię i dzięki temu odsłonił miejsce na sejf, którego szukali.
- O rzesz kurwa! - zawołał zszokowany.
- Tylko jaki może być kod? - zmartwił się i spojrzał na
partnera.
- Nie mam bladego pojęcia…
- Ale ja wiem - usłyszeli męski głos, dochodzący zza drzwi. Do pokoju
wszedł wysoki blondyn w eleganckim fraku. - Eren, czy mógłbyś wpisać kod jaki ci podam? - poprosił
z uśmiechem.
- Dobry wieczór, szefie. Oczywiście - przywitał się szatyn, gotowy na kolejne instrukcje.
- 804564… - zaczął mu dyktować niebieskooki. W
pewnej chwili mężczyźni usłyszeli huk z dołu oraz krzyki kobiet.
- To mafia! - zawołał Rivaille i stanął na równe nogi.
- Eren! Wpisuj dalej…! - rozkazał Erwin.
- Ale przecież…! Levi! - odparł zdenerwowany i spojrzał za czarnowłosym, który stał w drzwiach z pistoletami w dłoniach.
- Wykonuj swoje zadanie. Zajmę się nimi - rzekł oschle.
- A-Ale! Nie możesz iść tam sam! - zawołał za nim.
- Eren! - przerwał mu - Nic mi nie będzie. Obiecuję… partnerze - odpowiedział z lekkim uśmiechem i
odszedł. Chłopak miał mieszane uczucia. Czuł ogromny strach, jednak z
drugiej strony… Rivaille po raz pierwszy zawołał go po imieniu i nazwał partnerem! Serce wyrywało mu się z piersi...
- Wpisuj dalej Eren! Nie ma chwili do stracenia! - rzekł Smith.
- Przepraszam! Co dalej?
***
- Trzech po prawej i jeden na lewo… - mówił do siebie Levi, rozglądając się po otoczeniu. Było mu cholernie ciężko. Mafia od razu
przystąpiła do ataku na posiadłość. Na szczęście nikt zbytnio nie ucierpiał dzięki szybkiej interwencji Hanji i Petry. Teraz w budynku był tylko on, Eren, Erwin i kilku agentów. Martwił
się czy ten gnojek Erwin zabrał tego idiotę w bezpieczne miejsce… Chwila! Czemu
się tak o niego zamartwia? Przecież to jakiś chłystek, który został do niego
przydzielony w pracy, czyli kula u nogi. Lecz tak naprawdę wcale tak nie czuł... Eren nie był
mu obojętny. Wkurzał go fakt, iż ta mała dziwka dotyka jego… czego? Jego
własności? Jego partnera? Przypomniał sobie ten moment, kiedy starł szminkę z
ust chłopaka. Zrobił wtedy taką minę… Miał ochotę sam wgryźć się w te wargi.
Naznaczyć, że był cały jego. Nie chciał, żeby nikt choćby go dotknął. Czy to
źle?
Nagle obok Leviego przeleciała kulka z pistoletu.
- Szlag by to wszystko…! - zawołał wkurzony i wychylił się zza
przewróconego stołu, za którym się chował. Następnie wycelował i sprezentował jakiemuś osiłkowi kulę w czoło. Musiał się
stamtąd wydostać. Gdy upewnił się, że było bezpiecznie, wstał i ruszył przed siebie, strzelając w biegu w stronę mężczyzn w czarnych
garniturach. Znalazł się w kuchni, gdzie usiadł za drewnianymi blatami.
Nagle coś zawibrowało w kieszeni jego spodni.
- Erwin? Co jest? - powiedział do słuchawki.
- Eren zniknął! Byliśmy na zewnątrz, a on rzucił się z
powrotem do domu, żeby ci pomóc! - wytłumaczył w pośpiechu.
- Ty debilu! Miałeś go pilnować!! - wrzasnął wkurzony. Nagle usłyszał strzał. - Kurwa… znaleźli mnie. Potem ci wjebię Erwin! - rozłączył się
i wychylił zza zasłony, aby strzelić do wrogów. Zlikwidował zagrożenie, wstał i wyruszył na
poszukiwania za Erenem. Nie było go w salonie ani kuchni… Musiał być na górze. Rivaille powoli wspiął się po schodach na górę. Wtedy usłyszał pojedynczy strzał i głośny krzyk.
- EREN! - zawołał, ruszając w stronę hałasu. Kiedy
zajrzał do pokoju zobaczył dwóch mężczyzn. Brunet
celował w gangstera, który trzymał się za krwawiące ramię.
- Levi...? - chłopak spojrzał na niego z ulgą w zielonych oczach.
- Eren, nie! - wrzasnął czarnowłosy, ale było już za późno... złapał Jeagera i przystawił mu spluwę do skroni.
- Jeden krok i chłopak skończy marnie - zagroził.
- Zostaw go - wysyczał przez zęby. Nie miał ochoty na
żadne gierki. Chciał jedynie zakończyć tą misję i wrócić do swojego apartamentu.
Niestety ten idiota jak zwykle musiał wpakować się w kłopoty. Dosyć tego…
- Eren… zamknij oczy - polecił. Szatyn zdziwił się, lecz wykonał polecenie.
- Co ty…? - zdziwił się mężczyzna. Ciemnowłosy niespodziewanie wyjął zza paska nożyk i rzucił go w głowę przeciwnika. Nieznajomy puścił
Erena i opadł z hukiem na podłogę, a Levi podbiegł do swojego partnera.
- W porządku? - zapytał, wyciągając dłoń do bruneta.
- T-Tak. Nic mi nie jest - kiedy agent postawił go w pionie, po krótkiej chwili postanowił podłożyć mu nogę.
Chłopak zawahał się i upadł na twarz. - Co ty robisz do cholery?! - warknął wkurzony młodzieniec.
- Masz słuchać rozkazów! Co ty sobie kurwa myślałeś?! Co by
się stało, gdyby ten gnojek wpakował ci kulkę w łeb, co?!
- Chciałem ci pomóc!
- Miałeś zostać z Erwinem! Naraziłeś siebie i mnie na śmierć,
idioto!
- Wiem, ale… ja... przepraszam - posmutniał i spuścił głowę w dół. Znowu nawalił. Nigdy nic mu się nie udawało. Nawet nie mógł ochronić
własnej matki przed napaścią na dom, ale gdyby nie to przykre doświadczenie, nigdy nie wstąpiłby do policji i nie poznałby Leviego. Chciał zwalczać narastające zło i bronić sprawiedliwość. Niestety nie potrafił obronić ani siebie
ani innych...
- Oj… Dobrze się czujesz? - zapytał po dłuższym czasie grobowej ciszy, spoglądając z zaniepokojeniem na Erena.
Może był dla niego za surowy?
- Jestem beznadziejny… nie zasługuję na to żeby być agentem - odparł bliski płaczu.
- Ty debilu! Tak szybko się poddajesz?! Jak tak, to na pewno
jesteś beznadziejny! Włożyłeś tyle pracy, aby iść na tą misję! I co? Tak po
jednej gafie chcesz odejść? Kompletny z ciebie idiota! - krzyczał na niego. Jednak tym razem chciał go wesprzeć, a dla Erena miało to ogromne znaczenie.
- Masz… rację - powiedział, a w jego oczach zabłysły
iskry.
- Oczywiście, idioto. Zawsze mam - brunet się lekko
uśmiechnął, a czarnowłosy odetchnął z ulgą. Nawrócił dzieciaka na dobrą drogę. Tak
miało być…
- Chodź, Jeager. Wracamy do bazy.
- Ach! Levi! - zawołał za nim. - No… etto… dziękuję - powiedział zarumieniony.
- Nie ma za co, dzieciaku - odparł starszy. Ich spojrzenia spotkały się na nowo. Te burzowe i leśne tęczówki… pasowały do siebie idealnie.
***
- Dobra robota! - uśmiechnął się zadowolony Erwin. - Nie było łatwo, ale daliśmy radę. Teraz dzięki naszej misji
możemy działać! Levi, widzimy się za dwa dni. W tym czasie ja i Hanji
przejrzymy dokumenty i zawiadomimy o wszystkim policję. Ty i tak byś tego nie zrobił - Rivaille posłał mu sztuczny uśmiech - Eren! Dobra robota! Oby tak dalej! - pochwalił młodego agenta.
- Bla bla bla… dosyć tego pierdolenia. Chodź Eren, podwiozę
cię - mężczyzna dopił kawę i zaczął iść w stronę swojego auta.
- Dziękuję i do widzenia! - pożegnał się Jeager.
- Gdzie cię podwieźć? - zapytał czarnowłosy, gdy zapinali pasy.
- Na róg Wall Rose i Maria.
Jechali w milczeniu, podziwiając drogę przed nimi, aż do momentu, gdy stanęli na światłach.
Jechali w milczeniu, podziwiając drogę przed nimi, aż do momentu, gdy stanęli na światłach.
- Levi… wtedy w pokoju… mówiłeś poważnie? - odezwał się drżącym
głosem. Musiał się dowiedzcie. Musiał znać prawdę. Musiał... przestać mieć nadzieję.
- O czym ty mówisz? - zapytał niczego nieświadomy Rivaille.
- No wiesz... że dam radę być
agentem i… twoim partnerem.
- Nie rzucam słów na wiatr, Eren -
odpowiedział poważnie, na co puls bruneta przyspieszył.
- Rozumiem… - wyszeptał cicho. Przez resztę drogi wpatrywał się przez okno, rozmyślając o wszystkim, co się wydarzyło tamtej nocy.
Po dziesięciu minutach byli na miejscu. Eren wskazał na nieduży,
piętrowy dom jednorodzinny. Mężczyzna podjechał pod same drzwi i zgasił
silnik.
- To by było na tyle, dzieciaku - rzekł i spojrzał na chłopaka. Kiedy to zrobił, jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Mina bruneta
była wręcz zabójcza. Zaróżowione policzki, nieobecny wzrok...
- Kurwa... - przeklął pod nosem i przeczesał włosy dłonią. Nie mógł
już wytrzymać… Eren zamrugał zdezorientowany. Nagle Rivaille złapał młodszego
za podbródek i przyciągnął do siebie. Ich usta złączyły się w pocałunku. Jeager nie miał pojęcia, co zrobić, a wargi Leviego z sekundy na sekundę pochłaniały go coraz bardziej... W końcu postanowił rozkoszować się niebiańskim dotykiem na ustach. Czuł woń
papierosów i mieszanki alkoholu, ale nie miało to większego znaczenia. Jego dotyk sprawiał przyjemne mrowienie i dreszcze na całym jego ciele. To było coś
niesamowitego. Jedna z rąk czarnowłosego spoczywała na jego kolanie, a drugą zaś przeczesywał kasztanowe włosy chłopaka. W pewnej chwili Rivaille zapragnął więcej, dlatego wsunął swój język do rozchylonych warg i zaczął eksplorować każdy zakamarek wnętrza jego ust. Nie martwili się
czasem, otoczeniem czy zaistniałą sytuacją. Byli tylko oni i tamta chwila...
Levi musiał jednak się odsunąć na kilka centymetrów, aby dać towarzyszowi możliwość na zaczerpnięcie kilku głębszych wdechów, których mu brakowało. Czarnowłosy spoglądał w zielony las jego oczu i nie mógł przestać myśleć o rzeczach, które zapragnął mu zrobić.
Levi musiał jednak się odsunąć na kilka centymetrów, aby dać towarzyszowi możliwość na zaczerpnięcie kilku głębszych wdechów, których mu brakowało. Czarnowłosy spoglądał w zielony las jego oczu i nie mógł przestać myśleć o rzeczach, które zapragnął mu zrobić.
- L-Levi… przestań się tak gapić! - burknął w pewnym momencie z
zażenowania.
- A mogę cię znowu pocałować? - spytał z zadziornym uśmieszkiem na
ustach.
- N-Nie wiem. To trochę dziwne… nie sądzisz? Jesteśmy
facetami i… - zaczął paplać bez ładu i składu. Wtedy Rivaille dotknął jego ust swoimi. Tym razem bardzo
delikatnie. Twarz chłopaka natychmiastowo przybrała buraczkowy kolor.
- Twoje usta są takie miękkie…- wyszeptał i złożył kolejny pocałunek na jego żuchwie, a później na
szyi…
- Levi…! - Jeager niespodziewanie odepchnął go od siebie - Muszę już iść… Jedź bezpiecznie - rzekł i wyszedł z
auta. Levi odprowadził go wzrokiem aż pod same drzwi.
- Kurwa! Co jest ze mną nie tak?! - warknął i podgryzł
dolną wargę. Rzucił się na tego dzieciaka i zaczął go całować! Nie do
pomyślenia!
Westchnął ciężko i oparł się o siedzenie. Następnie sięgnął do kieszeni po paczkę ukochanych papierosów. Kiedy ją otworzył okazało się, że była puściutka niczym studnia na pustyni. - No jeszcze tego kurwa brakowało! - wściekł się i podjechał do małego sklepiku na rogu. - Dwie paczki Marlboro - poprosił ekspedientkę, która podała mu dwie, paczuszki papierosów. Kiedy mężczyzna wreszcie się zaciągnął i mógł odprężyć, nagle zadzwonił jego telefon. To był Erwin. Rivaille wsiadł z powrotem do auta i odebrał połączenie.
Westchnął ciężko i oparł się o siedzenie. Następnie sięgnął do kieszeni po paczkę ukochanych papierosów. Kiedy ją otworzył okazało się, że była puściutka niczym studnia na pustyni. - No jeszcze tego kurwa brakowało! - wściekł się i podjechał do małego sklepiku na rogu. - Dwie paczki Marlboro - poprosił ekspedientkę, która podała mu dwie, paczuszki papierosów. Kiedy mężczyzna wreszcie się zaciągnął i mógł odprężyć, nagle zadzwonił jego telefon. To był Erwin. Rivaille wsiadł z powrotem do auta i odebrał połączenie.
- Czego?
- Gdzie jesteś?
- Odwiozłem Erena do domu.
- Wpadnij do „Red Berry”.
- Po co?
- Na drinka. Ja stawiam.
- Wiesz która jest godzina?
- 0:52.
- No właśnie Erwin.
- Nie mów, że masz coś lepszego do roboty.
- Zawsze jest coś lepszego niż siedzenie z tobą na dupie i
picie tequili do zamknięcia baru.
- Przecież powtarzam, że na mój koszt! A teraz ruszaj swój zadek, bo
cię wyleje na zbity pysk!
- Widzę, że zacząłeś beze mnie... - ciemnowłosy wypuścił dym z ust i potarł czoło wierzchem dłoni - Będę za 15 minut.
- Czekam - rozłączył się blondyn.
*****
Ohayo!~
Mój wielki powrót z wakacji!!! : D
Następna część będzie przedostatnia (i pojawią się
gorące sceny między moimi chłopcami ^^), a w ostatniej odsłonie wystąpi mały
konflikt przez pewną byłą… ;) taki mały spoiler ^^
Dlaczego wakacje trwają zawsze tak krótko…!? :((((
Trzymajcie się w tej szarej i niesprawiedliwej rzeczywistości...
Joleen :*
Joleen :*
Jedna z tamtych dziewczyn nazywała się Anastasia. Nawet nie wiesz jaka byłam wniebowzięta, bo ja sama nazywam się Anastazja >.<
OdpowiedzUsuń