sobota, 24 grudnia 2016

Rozdział XLIV

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Kiedy się ocknąłem, leżałem w łóżku, w moim pokoju. Zauważyłem, że byłem przebrany w czystą piżamę, a na skraju posłania zwisał złoty ręcznik kąpielowy. Czy ja... brałem wczoraj prysznic? A może kąpiel? I... przebrałem się? Jedyne co pamiętam, to siedzenie na podłodze w łazience... - temat był wart dłuższego rozważania, gdyby nie straszliwy ból w okolicach złamanego serca. Levi... - do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. Nie! Nie mogę się teraz nad sobą użalać! Muszę być silny, muszę... - załkałem cicho i w końcu pozwoliłem, by nieznośna ciecz pozostawiła po sobie mokre i słone ślady na moich policzkach oraz szyi. Wciąż nie potrafiłem pojąć faktu, iż Rivaille potajemnie grał na dwa fronty i nigdy prawdziwie do mnie nie należał. Przecież był moim jedynym powodem do życia, przyjacielem, ukochanym... Jak mogłem tego nie widzieć? Dlaczego stałem się taki naiwny i głupi? Czemu, po tym wszystkim co przeszliśmy, postanowił złamać mi serce w tak okrutny sposób? Nie potrafię spojrzeć mu w twarz - ta cała, chora sytuacja napawała mnie smutkiem, złością oraz wstrętem do niego i samego siebie.
Nagle moje rozmyślania przerwało donośne burczenie w brzuchu. Może uda mi się zabrać coś na szybko z kuchni i wrócić, żeby zabarykadować się w pokoju? - przeszło mi przez myśl. Powoli wstałem i po cichu skierowałem się na dół. Gdy już otworzyłem drzwi, dziękując w duszy Bogu, wiedziałem, że zanadto się pospieszyłem. Nikt inny, jak Rivaille we własnej osobie, stał przy kuchence i wpatrywał się intensywnie w czajnik, jednocześnie przygryzając przy tym swoją dolną wargę. Miał na sobie czarną, elegancką koszulę, która podkreślała jego porcelanową cerę oraz kolor aksamitnych włosów. Jak zawsze, niesamowicie piękny, otoczony aurą tajemniczości, działający na mnie jak magnez... Jednak to już nie było to samo. Zaledwie kilka godzin temu czułem miłość, błogość, uważałem go za prawdziwe bóstwo... Niestety, w tamtym momencie, narastający ból w piersi nie dawał mi spokoju i uświadomił, jaką cholerną pomyłkę życiową zrobiłem.
Nie miałem jak uciec przed kobaltowymi tęczówkami pełnymi niepokoju. Cały się spiąłem i zrobiłem krok w tył.
- Eren... - wypowiedział miękko moje imię. Nie potrafiłem się poruszyć ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Po prostu stałem w drzwiach i zastanawiałem się, kiedy dam radę odejść... - Jesteś głodny? Właśnie miałem zamiar zrobić śniadanie - dodał, jak gdyby nigdy nic, a moje rozgoryczenie postanowiło wcisnąć się w kąt i na jego miejsce weszła wściekłość.
- Nie zamierzasz mi nic wyjaśnić? - wydukałem, zaciskając dłonie w pięści. Po tym wszystkim co zrobił, nie chce mu się nawet przyznać do zdrady?!
- Czego wyjaśnić? - zmarszczył lekko brwi i posłał mi spojrzenie, które miało świadczyć o jego niewiedzy. Ogarnęła mnie czysta furia. Miałem ochotę rzucić mu się do gardła, zbesztać... cokolwiek!
- Planowałeś to od samego początku? A może to miał być ten finalny test, co? Chciałeś się zabawić moim kosztem, a potem mnie zniszczyć?! - uniosłem swój głos. Chciałem być twardy, jak na mężczyznę przystało, lecz w pewnym momencie dolna warga zaczęła mi mimowolnie drżeć...
- Nie - odrzekł krótko. Niestety, nie wiedziałem, na które pytanie otrzymałem odpowiedź. - Nigdy nie miałem zamiaru cię skrzywdzić, ani w sobie rozkochać. Ostrzegałem cię, Eren. Sam się o to prosiłeś - nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Po tym wszystkim co mi zrobił, jak mnie zranił... pragnął zwalić całą winę na mnie? Miał czelność mnie tym obarczyć? Po moim trupie!
Zdecydowanym krokiem podszedłem do niego dwoma susami, podniosłem rękę, zamachnąłem się i bez cienia zawahania uderzyłem go w twarz zanim zdążył jakkolwiek zareagować. Levi zachwiał się, po czym złapał rantu blatu. Zamrugał kilkakrotnie kompletnie zdezorientowany i zszokowany, wierzchem dłoni przejechał po szybko czerwieniejącym policzku i posłał mi lodowate spojrzenie.
- Jak śmiesz?! - zawołałem pełen goryczy - Dlaczego mi nie powiedziałeś?! Gdybyś z góry zaznaczył, że umawiasz się z kimś innym i zachował się jak prawdziwego dorosłego przystaje, nigdy bym się nie wtrącił! Sam mi na to pozwoliłeś! Spałeś ze mną, do jasnej cholery!
- To była twoja decyzja. Ostrzegałem cię, a mimo to, sam wepchałeś mi się do łóżka - odparł spokojnym, lecz nieco jadowitym tonem.
- Więc postanowiłeś dać mi życiową lekcję? "Złamać mnie"?! - na chwilę przymknąłem powieki, żeby się opanować przed wybuchem histerii. Nic tym nie wskórasz, Eren. Nie zawrócisz czasu. Zostaw tego drania - Możesz sobie pogratulować - stwierdziłem po pewnym czasie ze sztucznym uśmiechem i oczami pełnymi wzbierających się łez. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że skrzywił się z bólu, a w kobaltowych tęczówkach coś zgasło... - Udało ci się. Wygrałeś. Nie chcę z tobą dłużej być. Brzydzę się tobą.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytał z lekkim prychnięciem.
- Zamieszkam z Arminem, a jeżeli pan Erwin się nie zgodzi, pójdę nawet na kraniec świata, byle by nie widzieć twojej brzydkiej mordy! - wysyczałem i wyszedłem z kuchni. Następnie wróciłem do swojego pokoju, w którym w samotności wypłakałem się w poduszkę. W pewnym momencie sięgnąłem po telefon i odszukałem w liście kontaktów odpowiedni numer.
- Halo? Eren? - usłyszałem męski głos w słuchawce.
- Panie Erwin... mogę...? - nagle coś stanęło mi w gardle. Zdałem sobie sprawę, że przez to, co zamierzałem zrobić mogłem już naprawdę nigdy nie ujrzeć Leviego, a to zabolało jeszcze bardziej. Pomimo tego, co mówiłem i myślałem... moje serce nadal należało tylko do niego.
- Halo? Jesteś tam? Wszystko w porządku? - dopytywał zmartwiony dłuższą chwilą napiętej ciszy.
- Armin... Muszę porozmawiać z Arminem... - odparłem, wycierając zbłąkane łzy z policzków.
- Już go daję - po krótkiej chwili usłyszałem znajomy, zatroskany głos.
- Eren?
- Armin... przyjedź. Jak najszybciej... - poprosiłem łamliwym głosem i rozłączyłem się bez słowa.

***

- Eren! - zawołał od wejścia blondyn, zamykając za sobą drzwi. Siedziałem na łóżku z przytulonymi nogami do klatki piersiowej i wpatrywałem się w przyjaciela w beżowym swetrze oraz ciemnoniebieskich dżinsach. Jego jasne, proste włosy były w lekkim nieładzie, oddech miał przyspieszony, a błękitne oczy błyszczały jak połyskujące promienie słońca na wodzie. - Już wiesz? Rivaille-san ci powiedział, prawda? - zapytał, siadając tuż obok mnie.
- O czym ty mówisz? - mruknąłem, trąc zaczerwienione oczy.
- Jean... nie żyje. Portier nad ranem znalazł jego ciało w szatni. To... To było morderstwo - wyjaśnił przerażony. Nie... Tylko nie to... - pomyślałem załamany - Nie dość, że Levi mnie zostawił, to jeszcze zgniję w więzieniu albo poprawczaku...
- Eren, co jest z tobą nie tak? Dlaczego... się uśmiechasz? - posłał mi podejrzliwe spojrzenie.
Faktycznie. Cały aż trząsłem się ze śmiechu.
- Nie wiesz? - parsknąłem - To ja go zrobiłem! - Arlet momentalnie zbladł, a jego oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.
- C-Co? - wyszeptał drżącymi wargami, nadal wpatrując się we mnie z obawą i rosnącym przestrachem.
- Jestem mordercą. Zabiłem go. Wczoraj, na balu... nabraliśmy się jakiś prochów od Conniego. Po jakimś czasie urwał mi się film i obudziłem się w tej cholernej szatni, a Jean stał nade mną ze spluwą. Groził mi, znowu wypominał wydarzenia z przeszłości, której nie pamiętam, a potem... - przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz, dlatego objąłem się ramionami - wykorzystał mnie. W ostatniej chwili udało mi się chwycić za broń i... sam go wykończyłem, zanim on zdążyłby zrobić to samo ze mną. Następnie zwiałem jak tchórz, prawdziwy kryminalista... - znowu zacząłem się histerycznie śmiać. Nagle poczułem na sobie obce dłonie. Okazało się, że to Armin trzymał mnie w słabym uścisku.
- To takie straszne... Eren...! - zaczął niespodziewanie płakać. Dlaczego płacze? Przecież to ja jestem tym złym. Powinien był mnie obwiniać, wyszydzić i donieść na policję, a on... tulił mnie jeszcze mocniej, próbując ochronić przed czymś, czego jeszcze sam nie potrafiłem zrozumieć.
- Jestem mordercą. Nie zasługuję na twoją litość... - chciałem się odsunąć, ale nie dał mi takiej możliwości.
- Nie! Wcale nie! Ty tylko próbowałeś się obronić! Tak samo, jak wtedy...! - załkał, chowając zapłakaną twarz w mój bark. "Wtedy"? Czyżby... to nie było moje pierwsze zabójstwo?
- Armin... Ko-Kogo jeszcze zabiłem? - gdy nie odpowiedział, złapałem go za ramiona, odciągnąłem od swojego ciała i spojrzałem mu w twarz. - Mów! - rozkazałem.
- K-Kiedy byliśmy dziećmi... Pewnego dnia do miasta wprowadziła się rodzina, która założyła u nas piekarnię. Od razu stwierdziliśmy, że byli jacyś podejrzani, bo na pierwszy rzut oka nie wydawali się pochodzić z ubogich rodzin jak nasze. W końcu wydało się, że właściciel piekarni... gustował w nieletnich dziewczynkach. Jednego poranka porwał Mikasę i zabrał ją do siebie, na górę. Spóźniała się, więc poszliśmy sprawdzić, o co chodziło. Byłeś taki wściekły... Zabrałeś rewolwer ojca i... - zadrżał i spuścił głowę.
- A co z resztą rodziny? Czemu nie trafiłem do więzienia? Nie było żadnych świadków? - wypytywałem.
- Był... Tylko jeden świadek...
- Był? - przełknąłem głośno ślinę, a na plecach poczułem zimny pot.
- Jego syn... - chłopak podniósł na mnie wzrok - Jean.
Nagle wszystko stało się jasne. Jean był synem piekarza i jako jedyny wiedział o zabójcy ojca. Postanowił się zemścić.
- Nie doniósł na mnie?
- Zrobił to. Nawet przyjechała straż i zrobiła dochodzenie. Wśród nich był taki jeden młody policjant. Przesłuchiwał cię, często rozmawialiście... Chyba zrobiło mu się nas żal, bo chciał wszystko wybadać i spróbować naprawić, jednak sprawa została szybko zamknięta i pewnego dnia po prostu zniknął - opowiedział spokojnie.
- Wiesz, jak nazywał się ten policjant? - w odpowiedzi potrząsnął głową.
- Często pojawiał się z taką dwójką. Rudowłosą dziewczyną i blondynem. Razem chyba dopiero co się dostali do służby. Chcieli dobrze... Niestety, skończyło się jak zwykle.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o ojcu Jeana? Dlaczego mnie nie ostrzegłeś? - zacisnąłem palce na jego ramionach.
- Eren... To boli... - jęknął boleśnie. Puściłem go, ale nie zdjąłem z niego swoich pilnych oczu. - My-Myślałem, że się zmieni. Nigdy tak się w stosunku do innych nie zachowywał. Chociaż jak wtedy zamknął cię z składziku... Chciałem cię ostrzec. Mieliśmy iść do dyrektora, pamiętasz?
- Więc teraz to moja wina? - prychnąłem oburzony.
- Po części. Ty też się zmieniłeś, Eren. Przestałeś się czymkolwiek przejmować. Zapomniałeś o przeszłości, a co gorsza... o własnej siostrze.
- Wcale nie zapomniałem! - zaprzeczyłam pospiesznie, choć w głębi duszy wiedziałem, iż mówił prawdę.
- To dlaczego nie pomożesz w poszukiwaniach? Dlaczego odpuściłeś? Co się stało?
- Nic się nie stało, do cholery! Ruszyłem dalej, Armin! Ona może być teraz martwa, rozumiesz? Ślęczenie nad gazetami nic ci nie da!
- Gdyby ciocia Carla żyła... - odparł z westchnieniem.
- Nie obchodzi mnie to! Nie rozumiesz?! Nikt, kogo potrzebuję nie jest w stanie mi pomóc! Wszyscy się ode mnie odwrócili! Nawet Mikasa, choć obiecywała mi, że zawsze będzie przy mnie!
- Nie mów tak. A co z Levim-san...?
- Przestań! - przerwałem mu - To on skrzywdził mnie najbardziej! Zawiódł... - ścisnąłem prześcieradło w dłoniach - Dlatego muszę poprosić cię o jedną rzecz - spojrzałem mu błagalnie w oczy - Spraw, żeby Erwin przyjął mnie do siebie. Przekonaj go. Ja... już nie mogę tutaj... Nie mogę znieść...
- Skrzywdził cię? - nasze spojrzenia się odnalazły.
- Nie stało się nic złego. Po prostu... nie mogę już tutaj dłużej mieszkać. Potrzebuję... spokoju i lepszej opieki - wyjaśniłem w jak najbardziej oględny sposób.
- Myślę, że jak z nami zamieszkasz wszystko się ułoży. Nie będziesz sam i... To dobry pomysł - pochwalił blondyn z uśmiechem i ponownie mnie przytulił. - Od tej chwili będziemy się wspierać, a ty przestaniesz udawać kogoś, kim nie jesteś.
- Przepraszam, Armin... Masz rację. Cholerną rację... Jestem pieprzonym egoistą i zdrajcą...
- Jesteś jedynie trochę zagubiony, ale pomogę ci. Tym razem jak należy - obiecał, jednocześnie głaszcząc mnie dłonią po plecach.
- Nie powiesz nic Erwinowi?
- O Jeanie? - kiwnąłem twierdząco głową.
- Musimy, Eren...
- Wiem, ale... daj mi trochę czasu - poprosiłem. Patrzył na mnie przez chwilę ze współczuciem, po czym westchnął ciężko i skinął twierdząco głową.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Przekonam pana Erwina i zaczniemy od nowa.
- I odnajdziemy Mikasę! - dodałem pełen determinacji.
- Właśnie! - ucieszył się szczerze moją odpowiedzią i położył razem ze mną na łóżku, nieustannie trzymając mnie za rękę.
Resztę czasu spędziliśmy na rozmowie. Blondyn otworzył się przede mną i wyznał, jak ciężko mu było przez kilka ostatnich dni, opowiedział o koszmarach, które męczyły go w nocy i czego zdążył się dowiedzieć w związku z poszukiwaniami. W jego towarzystwie czułem się tak dobrze... Czułem się jak w domu...



*****

Wesołych Świąt!! :D


Witam Was dzisiaj z drobnym upominkiem w postaci nowego rozdziału tościka oraz składam Wam najserdeczniejsze życzenia z okazji najwspanialszych świąt Bożego Narodzenia! ^^

Akcja w Loście się zagęszcza i już niedługo poznacie kolejne skrywane tajemnice ;) szybciej niż myślicie ;p

Kiedy znowu coś wstawię i co to będzie? Otóż na razie nie mam ochoty pisać innych opowiadań, dlatego też w najbliższym czasie postaram się napisać kolejne rozdziały Losta <3


Joleen :*

9 komentarzy:

  1. Awww, dziękuję za rozdział w święta! <3 Wesołych Świąt Joleen! Dużo weny twórczej i jak najwięcej rozdziałów Losta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, nie ma za co! ^^

      Ślicznie dziękuję za życzenia! <3 <3

      Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego dzionka spędzonego w cudownej, świątecznej atmosferze! ;)


      Joleen :*

      Usuń
  2. Wesołych Świąt i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku Królowo. Bardzo miły prezent na Święta sprawiłaś:)
    Ale się porobiło!!! Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg i - że tak powiem/napiszę;)- w pełni popieram Twoją inicjatywę skupienia się na Loście. MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ;** Bardzo się cieszę, że prezent był udany ;)

      Zauważyłam, że ostatnio skomentowałaś parę postów... Zaraz lecę Ci na wszyściutko odpowiedzieć ;)

      xD Dobrze wiedzieć ;P

      Pozdrawiam cieplusio~! <3


      Joleen :*

      Usuń
  3. Jeeeeeej prawie wszystko idzie po mojej myśli 😜

    OdpowiedzUsuń
  4. A co ten Levi? :I Co się porobiło *łapie się załamana za głowę*
    No nic, teraz trzeba ostro wkopać kurduplowi i pocieszać niemca-kryminalistę :D Wszystko się ułoży… prawda? Prawda?! :o
    A Jean? Koniomordy nikogo nie obchodzi :D
    Jeśli chodzi o pisanie Lostów, to jestem za!

    Wegi
    Ps. Wesoych świąt i dużo mandarynek! (/•^•)/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Levi ma kryzys wieku średniego i musi sobie odreagować x,D

      I nikogo nie będziemy kopać! >.< A jeżeli już musimy, to Erę jest pierwszy w kolejce! ;P

      Ułoży? Nie powiedziałabym... ._.

      E-Etto... Kto? o.O (xD)

      PS Dziękuję :3 Ja natomiast życzę Ci Szczęśliwego Nowego Roku i samych słodkości! <3


      Joleen :*

      Usuń
  5. kyaaa ^_^ nareszcie rozdział

    OdpowiedzUsuń