„Lost in the Darkness” UWAGA+18!!!
Zacząłem właśnie powtarzać materiał na przyszły sprawdzian z historii, gdy Levi wszedł niespodziewanie do mojego pokoju. T-To już? Mieliśmy się przecież spotkać dopiero wieczorem...!- mój puls znacznie przyspieszył, a policzki oblał krwawy rumieniec. Ciemnowłosy zmierzył mnie swoim chłodnym wzrokiem. Po chwili napiętego milczenia, Rivaille rozchylił swoje kształtne usta, aby się w końcu odezwać.
- Wychodzę. Żadnych głupot pod moją nieobecność, jasne? Jeśli zdarzy się coś niepokojącego, zejdziesz na dół i zadzwonisz do mnie lub Erwina z telefonu stacjonarnego-
- Jest taki w domu?- zdziwiłem się.
- Po pierwsze- nie przerywaj mi, niewychowany smarkaczu. Po drugie- tak. Jest u mnie w gabinecie. Numery znajdziesz na samoprzylepnej kartce przy komputerze.- poinstruował mnie mężczyzna.
- Długo cię nie będzie?- zapytałem lekko zmartwiony.
- Nie wiem. To nie zależy ode mnie.- Znowu praca? O tej porze?
- Dokąd idziesz?- posłałem mu utęsknione spojrzenie.
- Miłej nauki.- rzucił i wyszedł. Oparłem głowę o blat biurka. Nigdy nic mi nie mówi... Martwi się? A może po prostu uważa mnie za natrętnego bachora?- z westchnieniem zabrałem się do zapamiętywania zbędnych dat.
Po kilku godzinach intensywnej pracy, poczułem się senny. Przeciągnąłem się i spojrzałem na zegar. Dochodziła północ. Gdzie on jest?- pomyślałem pakując swoje podręczniki i zeszyty do torby. Następnie skierowałem się do łazienki. Wziąłem szybką kąpiel, przebrałem się w piżamę i wróciłem do sypialni. Zgasiłem światło oraz położyłem się na łóżku. Starałem się nie zasnąć, tylko nasłuchiwać jakichkolwiek dźwięków. Nie udało mi się nic wychwycić, oprócz świstu jesiennego wiatru za oknem i wycia psa. Po pewnym czasie powieki same mi opadły, a ja pogrążyłem się w głębokim śnie...
***
Znajdowałem się na terenie posiadłości. Przed domem zauważyłem czarnowłosego w ciemnym płaszczu. Palił papierosa i wpatrywał się w morowe jezioro.
- Levi...!- zawołałem do niego z uśmiechem i zacząłem biec w stronę mojego ukochanego.
- Lance.- nagle przy boku Rivaille pojawił się tajemniczy cień należący do kobiety, którą niebieskooki objął w pasie i przyciągnął do siebie.
- Lance...- "Lance"? Chodzi jej o Leviego? Ten głos... Już go chyba gdzieś wcześniej słyszałem...- rozmyślałem przez chwilę. Czarnowłosy pochylił się ku niej i złączył ich wargi w pocałunku.
- Le-Levi?!- poczułem przeszywający ból.
- Co tu robisz, zbłąkana owieczko? Łudziłeś się, że on cię pokocha? Lance jest tylko mój.- zwróciła się do mnie. Spojrzałem w jej diabelską twarz. Zjawa uśmiechnęła się szyderczo i pogłaskała mężczyznę po policzku.
- Levi! Zostaw ją! On jest ze mną...!- krzyczałem, ale on nawet nie spojrzał w moim kierunku.
- Chodźmy, najdroższy.- cień wziął ciemnowłosego za rękę i poprowadził w stronę domu.
- Levi!!- biegłem ile sił w nogach, ale nie udało mi się ich dogonić. Stawali się coraz bardziej odlegli, aż w końcu zniknęli w gęstej mgle...
***
Obudziłem się, czując dotyk na wargach. Zamrugałem kilkakrotnie, wyostrzając swoje zmysły. Ktoś całował mnie w usta i przytrzymywał za podbródek. Intruz odsunął się, a ja od razu rozpoznałem niesamowite, kobaltowe tęczówki.
- Levi?
- A myślałeś o kimś innym?- zapytał z kuszącym uśmiechem, który powodował zawroty głowy.
- Nie... Po prostu myślałem, że nikt nie zechce całować takiego "niewychowanego smarkacza" jak ja.- zażartowałem i uciekłem od niego wzrokiem.
- Ja chcę. Może cię zaskoczę, ale pragnę więcej niż samego pocałunku.- wyjawił, pochylając się nade mną. Ponownie przylgnęliśmy do siebie wargami. Rivaille wsunął swoje długie palce w moje włosy i przyssał się do moich warg. Z gardłowym pomrukiem objąłem go za szyję oraz pozwoliłem, aby zwinny język zawędrował do moich spragnionych ust. Jest niesamowity... Doprowadza mnie na skraj wytrzymałości...- niebieskooki zaczął odpinać guziki mojej piżamy, a następnie przejechał swoim dzikim wzrokiem po nagiej klatce piersiowej. Zaczął składać pocałunki na żuchwie, zagłębieniu szyi aż w końcu zamknął swoje usta na lewym sutku.
- Ah...!- przygryzłem dolną wargę i odchyliłem głowę w tył. Dłonie mężczyzny spoczęły wyczekująco na moich biodrach. Rivaille posłał mi ogniste spojrzenie. Przełknąłem głośno ślinę oraz kiwnąłem porozumiewawczo głową.
Po krótkiej chwili, leżałem pod Levim zupełnie nagi. Natomiast on wciąż miał na sobie bordową koszulę i jasne spodnie. Czarnowłosy zmierzył mnie swoim badawczym wzrokiem. Poczułem pieczenie na całej twarzy.
- P-Przestań... Zacznij się w końcu rozbierać.- bąknąłem cicho.
- Ktoś tu jest bardzo niecierpliwy...- mruknął w odpowiedzi z cholernie seksownym uśmieszkiem na ustach. Zaczął odpinać mankiety swojej koszuli, a ja pomogłem mu z resztą guzików. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, jak nigdy wcześniej. Onieśmielony wsunąłem palce za delikatny materiał i ściągnąłem mu go z ramion.
- Aż tak cię bawię?- prychnąłem widząc podejrzany uśmiech.
- Raczej twoje niewinne zachowanie.
- Czyli?
- Traktujesz mnie jakby to miałby być nasz pierwszy raz, moja słodka nie-dziewico.- nie mógł powstrzymać swojego rozbawienia.
- T-To nie jest pierwszy raz. Ja... nabrałem doświadczenia.- Co ja mówię?!
- Ho? Doprawdy? W takim razie pokaż mi czego się nauczyłeś, panie doświadczony.- mierzyliśmy się przez moment wzrokiem. Po stoczonej bitwie, drżącymi rękoma zacząłem odpinać rozporek białych, obcisłych spodni. Gdzieś ty poszedł tak ponętnie ubrany? Ciesz się, że się na ciebie nie rzucili...- pomyślałem pozbywając się drogiej, markowej bielizny. Bo ja bym się na ciebie rzucił...- Levi podparł się łokciami i ułożył wygodnie na łóżku. Nonszalancki, pełen pychy uśmiech nie znikał z kuszących warg. Chciałem jeszcze raz usłyszeć grzmoty, poczuć błyskawice... Umiejscowiłem się między nogami mężczyzny i wziąłem go do ust. Usłyszałem cichy pomruk aprobaty. Palce niebieskookiego znów wczepiły się w moje włosy. Dłońmi sunąłem po umięśnionym torsie lub udach. Gdy się już przyzwyczaiłem, próbowałem brać go całego. Aż do samego gardła...
- Tsk... Szybko się uczysz, co?- syknął cicho Rivaille. Starałem się nie uśmiechnąć. Po chwili przyspieszyłem nieco tempo. Ciemnowłosy ochoczo unosił swoje biodra na spotkanie z moimi ustami. W pewnym momencie zaszumiało mi w uszach, a obraz stał się niewyraźny. Czułem się, jakbym był w jakimś transie.
- Wystarczy.- nagle Levi pociągnął mnie stanowczo za włosy. Puściłem go i spojrzałem zdezorientowany w magnetyczne tęczówki.
- Muszę iść po lubrykant...- stwierdził, podnosząc się.
- Co jest?- zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.
- N-Nigdzie nie odchodź.- poprosiłem podziwiając głębię jego oczu. Znowu widzę to burzowe niebo...
- Chyba nie myślisz, że wezmę cię na sucho...- parsknął.
- Twoje palce mi wystarczą...- oznajmiłem zawstydzony.
- Twój wybór. Tylko potem nie miej do mnie pretensji.- Rivaille przysunął mnie do siebie i pocałował w usta. Umiejscowiłem się na jego kolanach oraz objąłem za szyję.
- Otwórz.- nakazał przysuwając dwa palce do moich warg. Wykonałem polecenie.
- Liż.- zacząłem ssać, nawilżać oraz lekko przygryzać.
- Podoba ci się to.- Znowu ten uśmiech...- Dosyć.- Levi wyjął mi je z ust, a potem sięgnął między moje pośladki odszukując wejścia.
- Ugh.- stęknąłem, czując bolesne i zarazem niesamowite doznanie.
- Jesteś rozluźniony...- zauważył Rivaille, krzyżując we mnie swoje palce.
- Pragniesz mnie.- wyszeptał mi do ucha. Moje całe ciało przeszedł dreszcz. Nie masz bladego pojęcia jak bardzo...
- Tak...!- jęknąłem głośno i opuściłem głowę na jego ramię.
- W takim razie wiesz, co masz robić.- niebieskooki odsunął rękę. Zadrżałem oraz posłałem niebieskookiemu błagalne spojrzenie.
- Levi, nie...
- Tchórzysz, Eren?- nabrałem powietrza do płuc. Nie mogę się wycofać. Nie teraz.- powoli osunąłem się w dół...
- Levi...! Ni-Ah!- zawołałem, gdy miałem go w sobie całego.
- Świetnie ci idzie.- pochwalił ciemnowłosy, obcałowując moją szyję i przy okazji zostawiając na niej ślady swoich zębów.
- J-Ja... Levi... Błagam...!- po moich policzkach spłynęły wzbierające się łzy.
- Eren...- zacisnąłem dłonie na jego ramionach.
- Bliżej.- wyszeptał muskając mój sutek.
- Mocniej.- zacząłem poruszać się szybciej, gwałtowniej...
- Więcej.- szczytowałem razem z nim. Dotyk mężczyzny pochłaniał mnie niczym czarna dziura. Tracę łączność ze światem. Jest mi tak cholernie dobrze...
- Spójrz na mnie.- rozkazał niskim pomrukiem.
- Dotknij mnie.- Nie ma nic za darmo.- uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Tsk...- po chwili poczułem na sobie chłodne palce, które sprawiały, że odchodziłem od zmysłów.
- Levi...!- zgodnie z obietnicą, spojrzałem mu prosto w oczy. Rivaille przyciągnął mnie w dół i pochwycił moje wargi. Wsunąłem dłonie w kruczoczarne włosy oraz przyłączyłem się do gorącego pocałunku. Nagle przez całe moje ciało przeszła iskra. Rozeszła się od samych stóp po czubek głowy. Tak właśnie działał na mnie Levi. Trzasnął we mnie piorunem, który wywołał elektryczny wstrząs...
***
Bacznie przyglądałem się, jak wyjął papierosa z paczki i zapalił go swoją ulubioną zapalniczką. Zerkną na mnie i wydmuchał wstrzymywany dym wprost na moją twarz.
- Porąbało cię?!- zawołałem kaszląc.
- Gapiłeś się.- odpowiedział i ponownie się zaciągnął.
- Ty stale to robisz.- wytknąłem mu.
- To co innego.- mruknął z delikatnym uśmiechem.
- Levi... Opowiedz mi o tych ludziach ze zdjęcia.- poprosiłem.
- Jakich znowu zdjęciach?- odparł oschle. Drażliwy temat?
- Tych, co trzymasz w pokoju, na pianinie.
- To... moja rodzina.- Wiedziałem! Levi jednak ma kogoś bliskiego!
- Nie byliśmy ze sobą spokrewnieni. Wychowywaliśmy się w tym samym sierocińcu. Wszyscy nie żyją.- dopowiedział zaciągając się papierosem. Serce mi stanęło.
- Jak to? Dlaczego?
- Stare dzieje...- usiadłem wygodnie i spojrzałem wyczekująco na zirytowanego Rivaille.
- Jesteś strasznie upierdliwy...- warknął.
- Zacznij od momentu, w którym ostatnio skończyłeś.- uśmiechnąłem się do niego.
- Przypomnij mi, żebym następnym razem cię zakneblował i związał.- westchnął. Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Żartował... prawda?
- Po śmierci mojej matki i ucieczce tego plugawego śmiecia, policja zabrała mnie do sierocińca, którego już nie ma. Stał się zbędny odkąd niechciane dzieciaki trafiają na handel. Jednak wtedy też nie było lepiej. Pod płaszczykiem charytatywnych programów telewizyjnych z udziałem burmistrza, kryło się prawdziwe piekło.
Mieliśmy dwie opiekunki. Panią Madison i Rotford. Madison była spokojną, dwudziestoletnią dziewczyną z prowincji. Natomiast Rotford była zwykłą jędzą, która zamykała w piwnicach, znęcała się, głodziła za nieprzestrzeganie jej chorych zasad. Wszystkie dzieciaki bały się zamknięcia na noc w tak zwanej "jaskini". Trafiłem tam jako dwunastolatek. Z nikim się nie zadawałem i od wszystkich trzymałem z daleka. Aż do pewnego wydarzenia. Do sierocińca przywieziono nową dziewczynkę- sześcioletnią Isabel Magnolię. Już pierwszego dnia złamała zakaz Rotford i otrzymała surową karę. Dwadzieścia uderzeń pasem. Rotford chciała ją złamać i pokazać innym, kto tu rządzi.
Isabel była tak cicha, przerażona i przybita. Nie mogłem być głuchy i niewidomy na to, co się działo. Wziąłem karę na siebie. To przecież było jeszcze dziecko... Rotford mnie nie lubiła. Tak, jak wszystkich zresztą, ale twierdziła, że widziała w moich oczach demona. Z chęcią się zgodziła. Ku mojemu zdziwieniu zgłosił się też pewien chłopak. Był dwa lata młodszy ode mnie. Nazywał się Farlan Church. Od tamtego wydarzenia byliśmy nierozłączni. Naszym sprytem pomagaliśmy sobie i innym. Gdy jakaś rodzina wybierała jedno z naszej trójki, robiliśmy wszystko, aby wrócić i być razem. Kiedy skończyłem osiemnaście lat, a Farlan szesnaście zgłosiłem naszą dwójkę do wojska. W tamtych czasach panowało zapotrzebowanie na rekrutów pomagających żołnierzom. Wzięli również Isabel, która zajęła się gotowaniem oraz sprzątaniem. My natomiast wypełnialiśmy drobne zadania i prace. Z zarobionych pieniędzy udało nam się później wynająć mieszkanie i przeżyć. Niedługo potem wstąpiliśmy do szkoły militarnej. Naszym celem od zawsze była sprawiedliwość, pomoc i porządek. Chcieliśmy być tymi, którzy zaczną wprowadzać potrzebne zmiany. Byliśmy najlepsi. Jako nieliczni zdaliśmy egzaminy z wyróżnieniem . Przydzielono nam także naszą pierwszą, poważną misję. Pierwszą i jak się potem okazało ostatnią...
Naszym zadaniem było przekazać zaszyfrowaną i tajną wiadomość dowódcy. Farlan specjalizował się w takich łamigłówkach. Bez problemu odczytał zapiski, z których dowiedzieliśmy się o pewnej wartościowej paczce. Okazało się, że oficer robił brudne interesy z niebezpiecznymi ludźmi. W odwecie za zniewagę, postanowiliśmy ukraść część dóbr z paczki, aby miał kłopoty, a my zyskalibyśmy parę groszy na zaległy czynsz. Kazałem im stanąć na czatach, żeby ich ochronić, a sam udałem się po przesyłkę. Nim się spostrzegłem, usłyszałem strzały i krzyki. Jeden z grupy handlowców sam skusił się na łatwy łup. Oczywiście od razu ich pomściłem. Własnoręcznie wyrwałem każdy organ aż pozostała po nim jedynie ogromna plama krwi.
- C-Co było potem?- zaschło mi w gardle.
- Wyjechałem. Uciekłem od tego wszystkiego. Nie byłem jeszcze gotowy zmierzyć się z tym miastem. Miałem zaledwie dziewiętnaście lat. Musiałem nabrać doświadczenia, by poradzić sobie ze złem. Pewnego razu załatwiałem zlecenia w Berlinie. Tam poznałem Erwina, który prowadził jaką sprawę. Zaoferował mi dobry układ. Pieniądze i pomoc w zamian za pracę i pokierowanie jego niedoświadczonym zespołem. Wróciłem, aby dokonać tego, co zamierzaliśmy od samego początku. Oczyścić to plugawe miasto- stolicę nieszczęścia i zła.
- To jest w ogóle wykonalne?- zapytałem.
- Wystarczy sprzątnąć grupę handlowców i zdemaskować burmistrza. Staramy się od miesięcy, ale wciąż brakuje odpowiedzi, tego ogniwa, które wszystko wyjaśni i pomoże nam zakończyć sprawę raz na zawsze.- Szkoda, że nic nie pamiętam i nie mogę im pomóc...
- Na pewno kiedyś je znajdziecie i pomścisz swoją rodzinę.- położyłem dłoń w geście zrozumienia i wsparcia na ramieniu Leviego.
- Też mam taką nadzieję.- odpowiedział nie spuszczając ze mnie pilnego wzroku. Oparłem głowę o jego bark.
- Dziękuję.- wyszeptałem w nagą skórę.
- Za co?
- Że mi to wszystko opowiedziałeś. W końcu przestałem się czuć jak obcy...- na moich ustach pojawił się krzywy uśmiech. Żeby to jeszcze była prawda...
- Nigdy nie byłeś dla mnie obcym.- coś ścisnęło mnie w piersi. Nasze oczy się spotkały. Czy to znaczy, że jestem kimś więcej? Zawsze byłem...?
- Pocałuj mnie.- rozkazałem przysuwając czarnowłosego bliżej do siebie. Rivaille pochylił się i złączył nasze wargi. Objąłem go, a następnie opadliśmy razem na miękkie poduszki.
Nikt nie jest dla mnie ważny tak jak Levi. Jest wszystkim co mam i wszystkim, co chcę mieć w przyszłości.
*****
Konbanwa~! (^-^)/
Uważam, że idealnie pasuje do dzisiejszego rozdziału ^^
Jeśli ktoś oprócz Wioli i Tsugami-chan chciałby przesłać mi jakieś dzieło z dowolnej okazji (lub bez okazji), to serdecznie zachęcam! <3 Kocham Wasze prace! *-*
A teraz wróćmy do spraw organizacyjnych...
Jeszcze tylko tydzień i będzie
Postanowiłam się dowiedzieć, o czym mam zacząć myśleć przy wstawianiu kolejnego, długometrażowego opowiadanka :D
Na razie to tyle
Joleen :*