Opowiadanie yaoi - Desmond Miles x Shaun Hastings
UWAGA +18!!!
- Przebiłeś samego siebie, naprawdę! Ty kompletny imbecylu!
- Skąd mogłem wiedzieć, że robiłeś aktualizację?! Dopiero co usiadłem, a on już zaczął wariować!
- Łżesz jak pies! Musiałeś coś zrobić! Teraz będziemy mieć opóźnienie, a wiesz co to dla nas wszystkich oznacza?!
- Shaun, ja...! Wybacz, masz całkowitą rację...
- Nic mi po twoich przeprosinach!
- Spokój! - kłótnię mężczyzn przerwał donośny, kobiecy głos należący do zgrabnej blondynki w srebrnej bluzce bez rękawów i czarnych biodrówkach, która pojawiła się w ich tymczasowym mieszkaniu.
- Już wróciłaś, Lucy? Żadnych problemów? - spytał Desmond, odbierając od niej siatki z zakupami.
- Na szczęście nie. Co innego widzę tutaj... - odparła, posyłając im gniewne spojrzenie. - Więc? O co tym razem poszło? To już chyba wasza piąta kłótnia w tym tygodniu, a przypominam, że jest dopiero środa! - dodała z westchnieniem i skrzyżowała ręce na piersi.
- Szósta! Jak wczoraj byłaś w robocie, pokłócili się o to, czyja była kolej na zmywanie i ulubiony oraz zbity "przez przypadek" kubek Shauna. Myślałam, że już po Desmondzie! To dopiero było! - zawołała rozbawiona Rebecca, siedząca po drugiej stronie pomieszczenia przy swoim komputerze. Podczas ich kolejnej sprzeczki założyła swoje słuchawki, żeby nie słyszeć wrzasków i móc skupić się na pracy.
- Cudownie... - mruknęła pod nosem niebieskooka.
- A teraz przez tego palanta muszę zrestartować cały system i zainstalować go na nowo! Będziemy mieli dzień w plecy! I to wszystko przez niego! - wskazał na mężczyznę w białej bluzie z kapturem.
- Czego szukałeś w jego komputerze? - zwróciła się do Milesa.
- Chciałem... Zresztą nieważne. To już nieaktualne - burknął, uciekając wzrokiem.
- No cóż, co się stało to się nie odstanie. Przestań go ciągle obwiniać, Shaun. Wszystko masz na płytce, więc z instalacją nie będzie większego problemu. W akcie zadośćuczynienia Desmond zostanie z tobą i pomoże ci-
- Po moim trupie! Nie ma prawa niczego więcej dotykać! - przerwał jej okularnik.
- Nie będzie, prawda Des? - uśmiechnęła się do niego słodko.
- Obiecuję, że już więcej nie tknę twojego świętego komputera. Słowo asasyna - przyrzekł, przykładając dłoń na wysokość serca.
- Jasne - parsknął w odpowiedzi i zaczął szukać wcześniej wspomnianej płyty z danymi.
***
- To my będziemy się zbierać. Bardzo was proszę, aby pod naszą nieobecność obyło się bez znikających w niewyjaśnionych okolicznościach przedmiotów czy... ludzi - powiedziała na odchodne Lucy, po czym opuściła mieszkanie razem z przyjaciółką, którą trzymała pod rękę. To był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy dziewczyny mogły pójść się beztrosko zabawić, dlatego postanowiły wykorzystać dany im czas do maksimum. Niestety nie tyczyło się to panów, którzy najwyraźniej przerabiali i zgłębiali swoją wiedzę na temat cichych dni...
Przez pierwsze piętnaście minut Desmond siedział na obrotowym krześle i pilnie obserwował jak Shaun w milczeniu oraz pełnym skupieniu pracował przy swoim komputerze.
- Dolać ci herbaty? - odezwał się, nie wytrzymując napiętej ciszy.
- Nie.
- Jesteś głodny?
- Nie.
- To może mały masaż na rozluźnienie? - zaproponował z uśmiechem.
- Desmond, do cholery! To przez ciebie mamy ten cały burdel, więc zamilcz i zostaw mnie w spokoju! - wysyczał i posłał mu mordercze spojrzenie. Zawiedziony, smutny i znudzony do granic możliwości Miles podparł brodę o zagłówek mebla i przyglądał mu się dalej. Kiedy po jakimś czasie Shaun włączył restart systemu, cały ekran zrobił się niebieski, a białe litery na środku informowały o czasie wykonywanego zadania. Mężczyzna wyciągnął się na krześle, ziewnął przeciągle i dopił resztkę herbaty Earl Grey. Jego uwagę przykuła otaczająca ciemność. Gdy wyjrzał przez okno, by dać odpocząć zmęczonym oczom i zbadać panującą pogodę, jego towarzysz po cichu zakradł się i przykucnął tuż przy nim.
- Nadal jesteś zły? - na niespodziewany i blisko znajdujący się dźwięk głosu, Hastings podskoczył ze strachu.
- Jak cholera! Już dawno nikt mnie tak nie wkurzył! No może templariusze, ale to inna sprawa... - mruknął, odstawiając kubek na biurko i próbując uspokoić swoje szybkie tętno.
- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczył? - ułożył głowę na jego udzie i palcami zaczął rysować niewielkie kółka na drugim.
- Odejdź, zgiń, przepadnij - odpowiedział z cynicznym uśmieszkiem.
- Ale jak to zrobię, to nie będziesz za mną tęsknił? - zamrugał kilkakrotnie, naśladując dziewczyńskie trzepotanie rzęsami.
- Ha! W życiu! - parsknął.
- Ani odrobinę?
- Ani odrobinę.
- A za tym? - zanim zdążył jakkolwiek zareagować, jego usta zostały pochwycone przez Desmonda. Dobry Boże...! - pomyślał, czując dreszcze oraz mrowienie rozchodzące się po całym jego ciele. Shaun Hastings był dorosłym, wykształconym i światłym mężczyzną. W czasach nauki na studiach zdarzało mu się umówić na randkę czy dwie oraz przeżyć z kimś niezapomniane chwile uniesień. Lecz podczas jego życiowej tułaczki nikt nigdy nie zrobił na nim takiego wrażenia jak ex-barman i przodek najpotężniejszych w dziejach asasynów Desmond Miles. Najzwyklejszym pocałunkiem potrafił zdziałać cuda. Możliwe, że poprzez wspomnienia Altaira Ibn-La'Ahad'a lub włoskiego żigolaka Ezio Auditore da Firenze zdobył jakieś wyjątkowe wskazówki czy nabrał doświadczenia w tych sprawach, gdyż Shaun wręcz roztapiał się pod naciskiem kształtnych warg na jego własnych.
Historyk jęknął cicho i wbił palce w skórzane oparcia. Trudno był się oprzeć jego technikom, ale w pewnej chwili udało mu się zacisnąć swoje usta, nie dając mu wielkiego pola do popisu. Nie tym razem, Desmond. Nie dam się tak łatwo, jak za pierwszym razem. Za bardzo mnie wkurzyłeś i musisz ponieść konsekwencje - pomyślał przebiegle i przymknął powieki.
- Shaun... - wymruczał nisko i przejechał koniuszkiem zręcznego języka po zaciśniętych w wąską linię wargach. - Wpuść mnie. Dobrze wiesz, że tego chcesz... - kusił, składając krótkie i słodkie pocałunki dookoła jego ust. Hastings jednak nie dawał za wygraną. Gdy już myślał, że zwycięstwo było po jego stronie, nagle poczuł chłodne palce pod ubraniem, które zaczęły pieścić jego sutek.
- Ah...! - wydał urwany krzyk, a Desmond korzystając z okazji wsunął swój ciepły język do rozchylonych ust. Och nie...! - załkał w myślach. Próbował jakoś powstrzymać mężczyznę, odpychając go, lecz ciemnowłosy chwycił za jego nadgarstki i skierował je na swój kark. Z gardła okularnika uciekł niezadowolony pomruk, który po chwili zamienił się w pisk z powodu dryfujących po jego torsie dłoniach.
- Tak dawno nie miałem cię w swoich ramionach... Myślałem, że zwariuję... Nie możemy stracić takiej okazji - oznajmił, gdy przerwał ich namiętny, francuski pocałunek.
- Ty... zaplanowałeś to?! - zawołał zdezorientowany i zdyszany.
- Nie. Chciałem zrobić ci niewinnego psikusa, żebyś w końcu zwrócił na mnie uwagę. Nigdy bym się nie spodziewałem, że przez przypadek zhakuję cały system. Co prawda, nadal jest mi bardzo przykro, że musiałeś tyle się przy tym napracować, ale jak widzisz są też plusy... - rzekł z zadziornym uśmiechem, podciągając beżowy kardigan kochanka do góry.
- Czy tylko mi się wydaje, że to twoje "przykro" już dawno straciło na sile i teraz zostały same plusy? - prychnął, gdy Miles odpinał guziki jego białej koszuli.
- Zaraz ci to wynagrodzę, zobaczysz... - odpowiedział, jednocześnie obcałowując nagą klatkę piersiową.
- Czyżby? Wciąż jestem na ciebie baaardzo wkurzony i nie będzie ci tak łatwo mnie zadowolić - uniósł lekko swoje biodra, z których pospiesznie zdjął ciasne (we wiadomych miejscach) spodnie.
- Pozwolisz, że spróbuję? - zapytał, po czym ukląkł między jego nogami i zsunął mu bieliznę.
- Czemu nie? - uśmiechnął się lekko. Po chwili pochylił się, wziął go do swoich niebiańskich ust i począł ssać. - Des...! - załkał oraz wplótł palce lewej ręki w jego włosy, a prawą zasłonił usta.
- Nikogo tu nie ma. Możesz krzyczeć moje imię ile tylko zapragniesz - zachęcił, sunąc językiem po całej jego długości.
- Cocky bastard... - zmrużył groźnie swoje powieki. Kiedy jednak ponownie poczuł na sobie jego gorące wargi, nie mógł się powstrzymać. Co prawda, nie był to ich pierwszy raz, lecz jeszcze nigdy nie zdecydował się, by użyć swoich ust w sposób, który mógł doprowadzać Shauna do czystego szaleństwa. W pewnym momencie historyk zatracił się na tyle, żeby nieśmiało poruszać swoimi biodrami, dobrać odpowiednie tempo oraz dosięgnąć upragnionej ekstazy. - De-Desmond... Ach...! M-Mo-Mogę...? - spojrzał w iskrzące, bursztynowe tęczówki, błagając w duszy o pozwolenie. Mężczyzna skinął delikatnie głową, zacisnął palce na jego udach i przymknął swoje powieki. Niedługo później poczuł rozlewającą się, słono-słodką ciecz wraz z głośnym okrzykiem satysfakcji, niosącym się echem po całym mieszkaniu. Następnie przełknął nasienie i spojrzał w oczy swojemu zaspokojonemu ukochanemu.
- Udało mi się zaskarbić w twoje łaski, o najdroższy? - zapytał z pewnym siebie uśmiechem na twarzy.
- Desmond... to było... Jeśli zaraz mnie nie weźmiesz... gorzko pożałujesz - zagroził zdyszany, ze szkarłatnymi rumieńcami na policzkach.
- Och? "Apetyt rośnie w miarę jedzenia"? - zachichotał, gładząc go po kolanie.
- Nie... - sięgnął do jego ucha i dodał szeptem. - "Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone" - przyciągnął go do siebie i pocałował. Ciemnowłosy bez dłuższego wahania objął kochanka w pasie i zaniósł do sypialni, w której "przekonywał" go aż do świtu...
***
- No nie wierzę! - zawołała zszokowana blondynka, wchodząc do apartamentu, gdzie Shaun siedział z Desmondem na kanapie i popijał parującą z nowego, ulubionego kubka herbatę.
- Co jest, Lucy? - zapytał podejrzanie uśmiechnięty od ucha do ucha Miles.
- Cisza, spokój, żadnych strat materialnych ani moralnych... Jestem z was dumna! - podeszła do nich i obdarowała w nagrodę pocałunkami w policzek.
- To była tylko mała sprzeczka. Chyba nie myślałaś, że pokłóciliśmy się na dobre - odparł Hastings i poprawił swoje okulary na nosie.
- "Mała sprzeczka"? W takim razie mieliście ich w tym tygodniu aż nadmiar! - odezwała się Rebecca, wchodząc do pomieszczenia i siadając przy swoim stanowisku.
- To prawda, przez pewien czas była między nami napięta atmosfera, ale wczoraj sobie wszystko wyjaśniliśmy i...
- Po prostu dobry ze mnie negocjator, co nie Shaun? - przerwał mu i przejechał koniuszkiem języka po dolnej wardze.
- Czasami aż za dobry... - mruknął w odpowiedzi, puszczając do niego perskie oko.
*****
Witam, witam i o zdrowie pytam! ;D
A co z moim zdrowiem? Ach, nic wielkiego. Jestem tylko troszkę... uzależniona. Choruję na asasynowe uzależnienie pairingowe ;-/ Ciężka sprawa... Myślicie, że kiedyś mi przejdzie? :c
Pairing Desmond x Shaun wypatrzyłam już podczas pierwszych minut gry w Assassin's Creed 2. Nie wiem czy bardziej shippuję Des'a z Lucy czy z Shaun'em (mój kochany nerd ♡), ale yaoi to yaoi, czyli musiało być Deshaun! ☆.☆
Sam pomysł na tego szota przyszedł mi podczas gry w inną grę
PS. Przygotujcie się na więcej asasynowych szotów! <3
(2)PS. Zdjątko takie jesienne... Mrrr ^^
Joleen :*
Omg idealne <3
OdpowiedzUsuńPokazałaś mi najlepszy pairing w całej serii AC <3
Więcej Deshauna *u*
No już myślałam, że nigdy się nie doczekam jakiegoś fana Deshauna! A tu taka miła niespodzianka! <3
Usuń"Najlepszy pairing"? A co z Maltairem albo Lezio? >.< (ewentualnie pozostał jeszcze Altair x Will ;D )
Dziękuję! ^^ Zapamiętam to sobie ;)
Joleen :*
Więc paringów z AC plosę ಥ⌣ಥ
OdpowiedzUsuńBędę to miała na uwadze :D
UsuńPS Maltair czy Lezio? Hmm...
Joleen :*