piątek, 17 lutego 2017

Tu Sei la Mia Ispirazione

Opowiadanie yaoi - Ezio Auditore da Firenze x Leonardo da Vinci

UWAGA +18!!!






- Buongiorno, Leonardo! Mogę wejść? - do pomieszczenia wślizgnął się przez okno znajomy asasyn z naciągniętym, białym kapturem, spod którego artysta mógł dojrzeć cień zadziornego uśmiechu.
- Mio amico! - zawołał zdesperowany, po czym zerwał się na równe nogi i wpadł w silne ramiona przyjaciela.
- Co się stało? - zapytał, wpatrując się z zatroskaniem w błyszczące od łez, błękitne oczy, do których miał słabość.
- Moja wena! Moja muza...! - głośny szloch uciął jego niezrozumiałe wyjaśnienia.
- Co z nią nie tak?
- Odeszła! Nie ma jej! Od całych dwóch dni nie miałem pędzla w ręku! Czuję się umarłym! Bez wartości, sensu istnienia...!
- Spokojnie, na pewno niedługo wróci - zapewnił, kładąc dłonie na jego ramionach i odsuwając mężczyznę od siebie, by móc spojrzeć mu w twarz.
- Ale kiedy? Z czego będę się utrzymywał? Ten portret miał być na zamówienie! Poza tym, niedługo mam wystawę... To koniec! Jestem skończony! - spuścił głowę i zaczął cicho płakać.
- Musimy po prostu znaleźć ci coś, z czego będziesz mógł czerpać inspirację - próbował wesprzeć go na duchu.
-  Łatwo ci mówić! - warknął poirytowany.
- Jesteś zbyt zdenerwowany i zestresowany. Odpocznij, a o zmierzchu zabiorę cię ze sobą na miasto - przedstawił swój przebiegły plan. Potem wyjął chusteczkę z kieszeni i podał ją przyjacielowi.
- Ezio, czy ty w ogóle słuchałeś, co do ciebie mówiłem?! Muszę skończyć portret na jutro!
- Pokaż mi go - poprosił. Leonardo otarł mokre policzki i wskazał na sztalugę. Szatyn kiwnął głową i podszedł do niej, aby obejrzeć malunek. Przedstawiał on urodziwą niewiastę na ciemnym tle. Detale pięknej, kobiecej twarzy oraz wszelkie proporcje zostały zachowane, kolory idealnie dobrane... Co mogło pójść nie tak? - Leo, ten obraz jest...
- Beznadziejny, niedokończony, nudny? - dopowiedział, wydmuchując zaczerwieniony nos w chusteczkę.
- Wspaniały! Dlaczego uważasz inaczej? - odparł nieco zmieszany.
- Nie, nie, nie! Jest bez smaku, wyczucia, duszy...! Brakuje mu... dosłownie wszystkiego! - odrzekł kompletnie załamany.
- Pleciesz głupstwa, mi amico - westchnął, układając dłonie na biodrach.
- To z ciebie jest taki ślepy pochlebca! - wytknął mu.
- Co racja, to racja. Jestem zbyt przyzwyczajony do twojej sztuki. Dlatego widzę prace twojego autorstwa przez pryzmat ideału... - wyznał z nonszalanckim uśmiechem.
- Na-Naprawdę? - malarz spojrzał ukradkiem na skrytobójcę z lekkim rumieńcem na policzkach.
- Certo! Nie znam lepszego artysty od ciebie! Jesteś unikalny, znasz się na wielu dziedzinach i zawsze starasz się z całych sił, by zaspokoić upodobania innych. To dosyć rzadkie i cenne zalety, nieprawdaż?
- S-Skoro tak twierdzisz... - bąknął zawstydzony, rozmyślając nad sensem i prawdziwością tych wspaniałych oraz wspierających na duchu słów.
- Nie martw się. Nie zostawię cię z tym samego. Widzimy się wieczorem - oznajmił ze spokojem, po czym skierował się do otwartego okna. Chwilę później Leonardo z podziwem przypatrywał się jak Włoch zwinnie skakał po dachach budynków w nieznanym kierunku. Z ust uciekło mu westchnienie, a następnie zerknął z obrzydzeniem na swoje "pokraczne" dzieło. Czy uda mu się wskrzesić mój zapał i entuzjazm do sztuki? Per favore, Ezio...

***

- Leonardo? - o zmierzchu usłyszał ciche pukanie do drzwi. Mężczyzna poprawił swoją nową, jedwabną koszulę, wziął głęboki wdech i poszedł wpuścić nowo przybyłego gościa do środka. Jego oczom ukazał się prawdziwy, włoski ogier w bordowej (to zdecydowanie był jego kolor), eleganckiej tunice z rozpiętymi, pierwszymi guzikami i czarnej kamizelce. Natomiast nieco za długie, kasztanowe włosy, zebrane w kitkę, zostały związane czerwoną wstążką. Tak dawno nie widział przyjaciela bez swojego odzienia asasyna, że w pierwszej chwili go nie poznał. Dopiero gdy spojrzał w czarujące, migdałowe oczy oraz zauważył niewielką bliznę rozciągającą się po uśmiechniętych, niezwykle kuszących wargach w głowie zaświtało mu boskie imię- Ezio. Mamma mia! Czemu zawsze zapominam, że ten bastardo jest taki atrakcyjny? - Wszystko gra, mio amico?
- Si... si! - odchrząknął i z nerwów zaczął poprawiać swój beret.
- Zabrałeś ze sobą wszystko? Możemy ruszać? - upewnił się.
- Oczywiście - uśmiechnął się lekko, wracając do niego nieśmiałym wzrokiem.
- W takim razie chodźmy, nie chcę spóźnić się na występ.
- Występ? - powtórzył zdziwiony i zaciekawiony tym, co młody Auditore dla niego przygotował. Ezio uniósł dłoń i przyłożył swój palec wskazujący do ust malarza.
- Przygotowałem dla nas wieczór pełen rozrywek, które powinny pomóc ci się skupić na dziele. Spróbuj się trochę rozluźnić i o nic nie pytaj - Leonardo kiwnął twierdząco głową w odpowiedzi, a na jego twarzy znów zawitał zdradziecki rumieniec. - Al bacio! Ruszajmy więc!
Po jakimś czasie mężczyźni trafili do opery, gdzie zabójca wybrał najlepsze miejsca, na balkonie.
- Nie mogę nawet spytać, jakim cudem udało ci się dostać te miejsca? - odezwał się z westchnieniem.
- Od pewnego... przyjaciela. Nie mógł dzisiaj przyjść i oddał mi bilety - wymyślił na szybko jakąś historyjkę.
- Kłamczuch - niebieskooki parsknął śmiechem. Kiedy światła zostały przyciemnione, asasyn "przez przypadek" musnął spoczywającą na oparciu krzesła dłoń artysty, powodując dziwne mrowienie na jego skórze.
- Wybacz - mruknął speszony.
- Nie szkodzi - odrzekł z uśmiechem. Przez resztę występu zachowywali milczenie, podziwiając utalentowanych śpiewaków. W pewnym momencie Leonardo przymknął powieki i spróbował powrócić myślami do czekającego na niego w domu płótna. Co mógłbym dodać w tym obrazie? Czego mu brakuje? Dlaczego jest taki nieudany? - rozmyślał zacięcie.
- Leo? - kiedy otworzył oczy, zauważył, że twarz towarzysza była zaledwie kilka centymetrów od jego. Puls mu niespodziewanie przyspieszył, a na twarzy pojawił się szkarłatny rumieniec.
- C-Co takiego?
- Już koniec - oznajmił ze spokojem. Da Vinci spojrzał na tłum wychodzących ludzi i zamrugał kilkakrotnie. - I jak? Myślisz, że udało ci się znaleźć natchnienie?
- Niestety... Starałem się, naprawdę, ale...
- Mio amico, to dopiero początek wieczoru! Jednak zanim to nastąpi, może skoczylibyśmy coś zjeść? Zakładam, że od rana niczego nie tknąłeś, a jak można szukać weny z pustym żołądkiem?
- Masz całkowitą rację - obdarzył go ciepłym uśmiechem. Następnie brunet zaprowadził artystę do jego ulubionej restauracji, gdzie można było podziwiać niezwykłe widoki miasta oraz jednocześnie delektować się smacznym jedzeniem. Usiedli przy stoliku, na którym stały zapalone świece i rozsypane płatki róż. Później kelner przyjął ich zamówienia i przyniósł im kieliszki pełne słodkiego, czerwonego wina.


- Twoje zdrowie, Leonardo - wzniósł w pewnym momencie toast.
- Nasze, przyjacielu - uśmiechnął się i upił łyk trunku.
- Więc? Jak podobała ci się opera?
- Było wspaniale! Zawsze marzyłem, aby zasiąść na balkonie! Wszystko wydawało się takie... magiczne.
- Cieszę się, że tak uważasz - odparł.
- Więc, Ezio... Wszystko u ciebie w porządku? Jak sytuacja w domu? - zagaił.
- W jak najlepszym. Musisz kiedyś odwiedzić nas w willi. Matka byłaby zachwycona. Na marginesie mówiąc, przydałby nam się także jakiś obraz albo dwa. W salonie i sypialni mamy dosłownie nagie ściany.
- Naprawdę? W takim razie co mam namalować?
- Cokolwiek sprawi ci przyjemność.
- Przestań pleść głupstwa...
- To może portret?
- Czyj? Twojej rodziny?
- Mam już nasz rodzinny portret. Bardziej chodziło mi, abyś namalował... mnie?
- Cie-Ciebie?! - prawie się zakrztusił na myśl o pozującym dla niego młodzieńcu. Uspokój się, Leonardo! To tylko niewinna propozycja! Dlaczego od razu wyobrażasz sobie najgorsze i najbardziej zbereźne scenariusze? - myślał chaotycznie.
- Coś nie tak? Myślałem, że jesteś w stanie namalować wszystko...
- T-To nie tak, że nie potrafię, tylko... - Nie mogę wybić sobie z głowy sceny, gdy maluję Ezio kompletnie nagiego... Co mi odbija?! Chociaż z drugiej strony to dopiero byłoby arcydzieło! Nie, nie, nie! Ogarnij się!
- Leonardo...
- Oto pańskie zamówienie - dzięki Bogu, kelner pojawił się jak z nieba, aby podać im posiłek i uratować malarza z tej żenującej sytuacji.
Po kolacji Ezio zaprosił mężczyznę na spacer, który zakończył się niedaleko portu.
- Chyba żartujesz! - skomentował artysta, kiedy brunet wszedł ostrożnie na gondolę i pojął wiosło w dłoń.
- To kluczowa część programu! - odparł z szerokim uśmiechem.
- Ezio, jeśli...
- Nic nam się nie stanie. Zaufaj mi i wchodź - wyciągając ku niemu swoją rękę. Niebieskooki przełknął ślinę i po chwili podał mu dłoń. Asasyn lekko ścisnął jego szczupłe palce i poprowadził do siebie. Następnie usadził towarzysza na miejsce, odbił od brzegu i zaczął sterować łódką. Leonardo wsłuchiwał się w odgłosy tętniącego życiem miasta, czuł muskanie chłodnego wiatru na rozpromienionej twarzy, wdychał zapach świeżego powietrza, wpatrywał się w połyskującą od światła pełni księżyca oraz migoczących gwiazd wody. Coś ścisnęło się w jego piersi. Możliwe, że był to przebłysk natchnienia. Kiedy odwrócił się w stronę Ezio, by mu opowiedzieć o cudownej nowinie, zamarł. Szatyn cały czas wpatrywał się w mężczyznę z tajemniczym błyskiem w czekoladowych oczach, które roztopiły miękkie serce artysty. Nie potrafił oderwać od niego wzroku, zaparło mu dech w piersiach, czas jakby stanął w miejscu... Po raz pierwszy od wielu lat, czuł się jak niesforny nastolatek, bujający w obłokach, odurzony miłością. Pragnął pozostać w tej magicznej chwili już na zawsze... Niestety właśnie wtedy musieli dopłynąć na miejsce. Malarz pierwszy spuścił wzrok i potarł dłonią zaczerwieniony policzek. O czym ja marzę? To przecież Ezio Auditore da Firenze! Nigdy nie chciałby być z kimś takim jak ja... Chociaż jego wyraz twarzy... Co on oznaczał? - rozmyślał, wychodząc z asasynem z gondoli.
- Leo-! Uważaj! - szatyn w ostatnim momencie złapał błękitnookiego w swoje ramiona, aby ten nie wpadł do wody. - W porządku? - zapytał, wciąż trzymając go w pewnym uścisku. Leonardo odsunął się i uciekł wzrokiem w bok.
- T-Tak, wybacz, ja... - Ezio niespodziewanie złapał za jego przedramiona i zbliżył przyjaciela do siebie, by móc połączyć ich usta w pocałunku. Malarz zrobił wielkie oczy, do końca nie wierząc, co miało w tamtej chwili miejsce. Jednak brunet nie dał mu dojść do słowa, tylko oplótł jego drżące ciało rękoma i wpił się w miękkie wargi z cichym, błogim westchnieniem. Artysta przymknął powieki, wczepił palce w materiał koszuli skrytobójcy i pozwolił mu na to, by wsunął ciepły język do wnętrza jego ust. Nogi się prawie pod nim ugięły, a serce wyrwało z piersi. Żaden nie chciał przerwać pieszczoty, która stawała się coraz bardziej uzależniająca. W pewnym momencie oboje musieli zaczerpnąć powietrza...
- Ezio... - wyszeptał zdyszany, nie odsuwając się ani na krok.
- Per favore, Leonardo - wymruczał, muskając ustami jego gorący policzek. - Nie mogłem się powstrzymać.
- T-To nie powinno mieć miejsca. Jestem od ciebie straszy i... obaj jesteśmy facetami...
- To nie zmienia moich uczuć do ciebie - odparł, przyciągając dłonie do swoich warg. - Nie chcę nikogo innego.
- Ezio... Jesteś pewien?
- Ten cały pomysł, dzisiejszy wieczór... Wiesz jak długo planowałem cię zaprosić i wyznać, co do ciebie czuję?
- Więc... to był tylko pretekst?
- Jestem asasynem, a nam nie można do końca ufać - odparł z uśmiechem. - Jesteś zły?
- Byłbym zły... gdybym nie czuł do ciebie tego samego - brunet spojrzał na niego zszokowany.
- Żartujesz, prawda?
- Myślisz, że żartowałbym w sprawie własnych uczuć?
- Mio Dio... - rzekł i zbliżył się, by ponownie go pocałować. Tym razem jednak został zatrzymany. - Nie chcę tego robić przy wszystkich, chodź ze mną na górę - poprosił, biorąc brązowookiego za rękę.
- Leo - Ezio chwycił za jego nadgarstek i sprawił, by mężczyzna na niego spojrzał. - Ostrzegam cię, że jeśli tam pójdę, nie będę w stanie się powstrzymać - powiedział gardłowo, wywołując u towarzysza dreszcze.
- O nic więcej nie proszę - odrzekł z zalotnym uśmiechem.
Dotarcie do mieszkania Leonardo zajęło im wieki, a zarazem jedną, krótką chwilę. Już podczas wspinaczki po schodach starej kamienicy, trudno było im oderwać usta od siebie nawzajem. Kiedy w końcu znaleźli się na miejscu, Ezio popchnął kochanka na drzwi, które zamknęły się z głośnym trzaskiem oraz wsunął kolano między jego drżące nogi. Następnie zaczął obcałowywać wrażliwą szyję, jednocześnie pozbywając się wadzącego im ubrania.
- E-Ezio! - jęknął głośno, gdy szatyn zamknął swoje kuszące wargi na jego lewym sutku. Jednak na tym nie zaprzestał swoich dalszych poczynań. Dryfował zręcznym językiem po klatce piersiowej, dopóki nie klęknął przed nim i szybkim, zdecydowanym ruchem nie zdjął mu bielizny.
- Mogę? - spojrzał mu w oczy z palącym pragnieniem. Da Vinci nie potrafił wykrztusić choćby słowa, dlatego w odpowiedzi kiwnął twierdząco głową. Z czasem poczuł na sobie gorący język i sprawne palce, rozszerzające jego wejście. Nie zajęło mu wiele czasu, by z krzykiem imienia ukochanego dojść w jego ustach i bezwładnie osunąć się na podłogę. - To jeszcze nie koniec - usłyszał rozbawiony pomruk. Kiedy ponownie uchylił powieki ujrzał jak młodzieniec zdejmował przez głowę swoją kamizelkę razem z koszulą. Jego oczom ukazał się umięśniony, opalony tors z niewielkimi bliznami. Pochłaniał wzrokiem każde miejsce, podziwiając muskulaturę ciała zabójcy. Nagle Ezio wziął mężczyznę na ręce i zaniósł do łóżka, gdzie umiejscowił się między jego ochoczo rozstawionymi nogami. - Jesteś taki piękny... - wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
- Proszę, nie karz mi dłużej czekać... - prosił, wsuwając palce w jego miękkie włosy i spoglądając błagalnie w migdałowe oczy.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - odrzekł z uśmiechem, po czym pozbył się resztek ubrania i wszedł w niego z cichym stęknięciem. Leonardo wczepił palce w pościel i wygiął się w łuk, by być jeszcze bliżej kochanka. Auditore pochwycił jego biodra i zaczął poruszać się w równomiernym tempie.
- Ezio... Więcej... - jęknął, patrząc w zamglone z pożądania, orzechowe tęczówki.
- Nie chcę, żeby stała ci się krzywda - wyznał, przygryzając dolną wargę.
- Wiem, że... się powstrzymujesz... Nie... rób tego... Proszę...!
- Leo-! - warknął, po czym przyspieszył swoje ruchy, na co artysta za każdym razem lekko unosił swoje biodra, by wyjść na spotkanie jego pchnięcia.
- Ezio... Och, Ezio...! - wołał, czując zbliżającą się, kolejną dawkę spełnienia.
- Mio Dio... Mio amore...! - szatyn złączył ich usta, po czym doszedł w jego wnętrzu i opadł na wilgotne od potu, rozgrzane ciało mężczyzny. Następnie przytulił go do siebie i zaczął składać motyle pocałunki na zapłakanej twarzy. - Ti amo da impazzire...
- Ti amo... assai - odpowiedział mu z uśmiechem, po czym odpłynął do świata snów.

***

Gdy Ezio się obudził, zauważył, że brakowało mu przyjemnego ciepła i gładkiej, nagiej skóry pod palcami. Przetarł znużone oczy i rozejrzał się po sypialni.
- Leonardo?! - zawołał, wstając niechętnie z łóżka i owijając się pogniecionym prześcieradłem.
- Tutaj jestem! - usłyszał znajomy głos dochodząc z salonu. Asasyn otworzył drzwi i ujrzał jak niedaleko okna, przy sztaludze stał już ubrany Leonardo ze skupioną miną i pędzlem w dłoni. Czyżby wróciła mu wena?
- Leo... co robisz?
- Cii! Zaraz skończę, możesz w tym czasie zjeść śniadanie, wszystko masz przygotowane w kuchni - poinstruował, nie odrywając wzroku od płótna. Auditore uśmiechnął się pod nosem, zabrał talerz z jedzeniem oraz szklankę świeżego soku pomarańczowego i zwrócił się w kierunku niedużego, okrągłego stolika z marmuru, który znajdował się na balkonie. Usiadł przy nim na krześle i zaczął jeść, przy okazji zażywając dawkę promieni słonecznych. Nie mógłby czuć się bardziej szczęśliwy, choć brakowało mu towarzystwa jego nadwrażliwego, przystojnego i ulubionego artysty... Westchnął cicho i spojrzał na bezchmurne niebo, po którym szybowały dwa orły. Mam nadzieję, że z nami też tak będzie. Dwa wolne ptaki, których ścieżki już zawsze będą się krzyżowały...
- Ezio! Ezio! Skończyłem! - nagle jego rozmyślania przerwało wołanie podekscytowanego Leonardo.
- Już idę - odparł i wstał. Kiedy znalazł się przy rozanielonym kochanku, najpierw objął go i złożył delikatny pocałunek na miękkim policzku i uśmiechniętych ustach. - Tęskniłem za tobą... - wymruczał, wdychając zapach jego włosów.
- Wybacz, mi amore. Nad ranem dopadła mnie wena. To było jak dar z niebios! Trzasnął we mnie twórczy piorun i...!
- Jestem z tego rad, naprawdę. Jednak nie lubię, gdy brakuje cię przy mnie. Zwłaszcza po takiej "owocnej" nocy - puścił do niego oczko, na co da Vinci zareagował gorącym rumieńcem na policzkach.
- Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy - odrzekł poważnie, po czym pocałował bruneta.
- Tak lepiej. To co? Pokażesz mi to arcydzieło?
- Przygotuj się! Oniemiejesz z zachwytu! - oznajmił, zdejmując płachtę, okrywającą obraz. Oczom Ezio ukazał się ten sam malunek co zeszłego dnia, lecz był nieco... zmieniony. Otóż namalowana kobieta trzymała w dłoniach...
- Co to jest?
- Jak to "co"? To przecież gronostaj!
- Wiem, ale... dlaczego?
- Ach, Ezio! Ty nic nie rozumiesz! - zaśmiał się Leonardo. - To było to, czego brakowało temu obrazowi! Alegoria, Ezio! Rozumiesz? Ukryta symbolika i prawda, której naukowcy będą latami próbowali dociec! - wyjaśnił z błyszczącymi z ekscytacji ślepiami. Dla mnie to po prostu jakiś dorysowany, brzydki szczur... Sama kobieta byłaby o wiele bardziej efektowna. No może gdyby została namalowana zupełnie naga, albo w objęciach jakiegoś mężczyzny... - Ezio postanowił pozostawić swoją opinię dla siebie.
- Masz całkowitą rację. Jest idealmente! - dodał ze sztucznym uśmiechem, który artysta najwyraźniej kupił.
- Ale to nie wszystko! Miałem tak wielki przypływ inspiracji, że namalowałem jeszcze jeden! - dodał uradowany, sięgając po kolejne płótno, które leżało na podłodze, oparte o ścianę.
- Leo... czy to...? - mężczyzna nie mógł wyjść z podziwu, przyglądając się swojemu własnemu portretowi. Oczywiście nie nadawał się on, aby powiesić go w willi, ponieważ nie wydawało się zbyt stosownym, żeby bliscy czy inni goście oglądali jego nagie, spoczywające na łożu oblicze...
- Myślałem nad tym, co mi wcześniej proponowałeś i w akcie podziękowania za wczoraj, stworzyłem go dla ciebie. Nazwałem go "Tu sei la mia ispirazione" - wyjaśnił lekko zawstydzony.
- A nie "Ezio Auditore, superlativo amante"? - spytał z lubieżnym uśmiechem.
- Bene - odparł, sięgając do jego ust swoimi. - Ti amo, mio superlativo amante.
- Ti amo, amore mio - wyszeptał, odwzajemniając jego namiętny pocałunek.



*****

Wesołych, spóźnionych Walentynek! XD


Nie wstawiłam szota wcześniej, ponieważ nie chciałam, żeby wyszedł, jak to mówił Takuś, na pół gwizdka ;D A tak jest całkiem ciekawy i długi ^^

Przy okazji chciałam też pozdrowić Chibi-chan, która jakiś czas temu pisała do mnie mail'e odnośnie opowiadań z AC ^-^ Naprawdę się zdziwiłam i jednocześnie ucieszyłam, że był to jej pierwszy ship yaoi :D Mam nadzieję, że one-shot Ci się spodobał ;)

A teraz jeszcze małe słówko co do Losta-tosta. Otóż możliwe jest, iż pojawi się jeszcze jeden dodatkowy rozdział, z tego względu, że wspomnienia Erenka trochę zajmują, a nie chcę robić rozdziału na nie wiadomo ile stron :-/ Także przygotujcie się na trzy rozdziały, a nie dwa... ;-;


Joleen :*

6 komentarzy:

  1. Królowo moja!!! Jesteś jedną wielka niespodzianką! Oto nowe spojrzenie na sztukę :)))) Boska jesteś !!! Padam na kolana! (na świeżo wyprodukowana pierzynkę tak na marginesie :))) MB
    ps. jestem przygotowana nawet na cztery....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xD Powiedz mi coś, czego nie wiem :') Sama siebie codziennie zaskakuję ;P Zwłaszcza podczas nauki... (typowy dzień Joleen- wstaje, nic nie robi cały dzień, po czym ma olśnienie, że sprawdziany za pasem, ale i tak nic sobie z tego nie robi i wchodzi na ulubioną stronę z fanfikami lub sama coś pisze... o_o)

      Po prostu poczułam się jak prawdziwe bóstwo... albo faraon xD Gdzie moja piramida?!

      Dziękuję za słodzenie i pozdrawiam cieplusio ♡

      PS Dobrze wiedzieć, że mam takie wsparcie x'D Ale zostańmy przy 3 rozdziałach ;)


      Joleen :*

      Usuń
  2. Łał, było gorąco...i romantycznie. Chciałabym spędzić wieczór tak jak oni, to znaczy: opera, jedzonko i łódka:D.
    -Fioletowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto by nie chciał! ;D *wzdycha i patrzy na Akashiego-sama z rozmarzeniem*

      Żeby tylko więcej było takich włoskich dżentelmenów... ;p


      Joleen :*

      Usuń
  3. *Rozpływa się* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem! Niestety oznajmiam, że się nie rozpiszę, bo no jakoś tak. One Shot... Super! Ship... Przyznam, że zaskoczył mnie. Miałam takie... WTF?! Pogrzało ją czy jak?! No, ale wchodzę, czytam i takie... O w kurwe... To to dobre takie xD Tak Asia zmienną jest, ale dobrze, że na lepsze xD Powiem szczerze, że sama się zdziwiłam, że mi się spodobało. Serio! Ale ship serio zarąbisty! Zwłaszcza, że gdzieś tam z tyłu głowy całkiem lubię Assasina. Co prawda nie mam super wiedzy do co do niego, ale sagę AC bardzo lubię i darzę sympatią. Musiałaś poruszyć dobijający mnie fakt prawda? Musiałaś mi to zrobić? Wiesz, że ubolewam, że tak niewiele zostało :'( Będę po Loście-toście płakać i zobaczysz! Będziesz mieć me łzy na sumieniu bo za cholerę zapomnieć Ci o tym nie dam! A teraz kończę pierniczyć.
    Do następnego!
    Papa!
    AsiaAri <3

    OdpowiedzUsuń