niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział XXXIV

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- Siema, Forrest!- Connie objął mnie niespodziewanie ramieniem za szyję.
- H-Hej. Co słychać?- zapytałem i spojrzałem chłopakowi w błyszczące oczy.
- Zorganizowałeś już kasiorę?- poczochrał mnie po włosach.
- Najpierw mnie puść.- mój towarzysz stanął przede mną z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Nie umiesz się bawić-Aaa... Już wiem! Pewnie układałeś tą seksowną fryzurkę cały ranek, co? Crista będzie pod wrażeniem!- przyjaciel puścił do mnie oko.
- Wal się. Niczego nie układałem.- Skąd ten głupi pomysł? Na pewno wyglądałem przekomicznie! Po wyjściu z hotelu nie miałem nawet okazji spojrzeć w lustro. Wszystko dzięki Leviemu...
- Wciąż nie mam pewności, co takiego szykujesz za te pieniądze. Może mam ci w czymś pomóc?- Muszę się dowiedzieć, co on kombinuje...
- Dzięki, stary. Wszystko już załatwione i... trochę mi głupio, ale... muszę ci coś powiedzieć.- Springer podrapał się niezręcznie po karku oraz spuścił wzrok.
- Jean też będzie na afterparty.- wyjawił mi z głupkowatym uśmiechem.
- Że co?! Oszalałeś?!- wydarłem się na niego. Kilka osób zerknęło na nas z zaciekawieniem, być może licząc na kolejną aferę lub bijatykę.
- Ciszej, stary! Zluzuj majty! Wiem, że wasze stosunki są nie ten teges, ale-
- To jest mało powiedziane! On...!- w odpowiednim momencie ugryzłem się w język i zamilkłem. Postanowiłem nikomu o tym nie mówić... 
- Nieważne.- ... i niech tak zostanie.
- Zawsze taki tajemniczy, co? Tak w ogóle, o co wam poszło?- mruknął Connie lustrując mnie swoim podejrzliwym wzrokiem.
- Mówiłem już, że nie pamiętam... Moje wspomnienia jeszcze nie powróciły i... nie wiem czy kiedykolwiek powrócą... Zaraz jest dzwonek. Zobaczymy się w klasie. Na razie.- rzuciłem oschle i skierowałem się w stronę schodów. Wspomnienia... co? Mówią, że wszystko zależy od człowieka. Nie każdemu powracają tak z dnia na dzień, ale może skoro jest mi dobrze z moją nową tożsamością, to nigdy nie powrócą? Pewnie byłyby dla mnie tylko nieciekawym doświadczeniem... Teraz mam dom, Leviego, przyjaciół, szkołę, dziewczynę... No tak. Crista.- znowu poczułem delikatne ukłucie w sercu. Nie lubię bawić się uczuciami innych. Zwłaszcza jej. Jest zbyt dobra i uczciwa... Co mam zrobić? Przecież sam zaproponowałem to całe chodzenie! I co mam teraz powiedzieć? "Sorka, ale musiałem się upewnić, co do własnej orientacji i byłaś dla mnie tylko zwykłym królikiem doświadczalnym"? To niemożliwe! Muszę wymyślić jakąś inną wymówkę... Jednak do tego czasu postaram się dotrzymać jej towarzystwa na balu.
Po nudnej lekcji matematyki i zgłębianiu wiedzy na temat logarytmów, zabrałem blondynkę do naszego cichego, spokojnego miejsca niedaleko biblioteki, abyśmy mogli usiąść i porozmawiać.
- No więc? Co takiego chciałeś mi powiedzieć na osobności? Zaczynam się stresować...- niebieskooka uśmiechnęła się do mnie zachęcająco.
- Pewnie nie zaskoczę cię niczym nowym, ale... chciałbym pójść z tobą na bal jesienny w tę sobotę.- spojrzałem w kryształowe tęczówki Cristy.
- Mogę być szczera?- powoli kiwnąłem głową.
- Już się obawiałam, że mnie nie poprosisz! Zdajesz sobie sprawę, że jest już połowa tygodnia?! Dzisiaj razem z Sashą jedziemy kupować sukienki!- szturchnęła mnie lekko w ramię.
- P-Przepraszam...?
- I powinieneś!- dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, udając obrażoną.
- Nie dąsaj się, hej...- objąłem ją. Dziwne uczucie. Jest taka drobna i miła w dotyku... Miło było trzymać kogoś w ramionach. Nie czułem do niej miłości i pragnienia, jak do Rivaille, ale nas też łączyło coś większego. Przyjaźń. Darzyliśmy się zaufaniem i broniliśmy siebie nawzajem. Mimo ciosu, jaki miałem wkrótce zadać, w głębi duszy chciałem, abyśmy byli ze sobą blisko.
- Tak naprawdę... to cieszę się, że idziemy razem.- przytuliła się do mnie.
- Ja też.- uśmiechnąłem się i oparłem policzek o czubek głowy Cristy. Jej złote włosy pachniały lawendą.
- Może zdobędziemy tytuł króla i królowej klas pierwszych?- zachichotała cicho.
- Chciałabyś?- podpytałem przymykając znużone powieki.
- A kto by nie chciał! W nagrodę jesteś zwolniony ze wszystkich niezapowiedzianych kartkówek przez cały tydzień!
- Serio?! Niemożliwe!- zerwałem się i spojrzałem blondynce w oczy.
- A poza tym...- błękitnooka oparła czoło o moją pierś.
-... myślę, że dobrana z nas para.- dokończyła z uśmiechem. Na jej policzkach zauważyłem różowy rumieniec. Nic nie odpowiedziałem. Sprawię, że na balu będziesz czuła się jak księżniczka, ale z nadejściem północy... czar pryśnie.

***

- Za dwa dni mamy mecz. Będziemy trenować do bólu.- oznajmił trener przechadzając się przed stojącymi w rzędzie zawodnikami.
- Co? Przecież następnego dnia jest bal!- zawołał znajomy blondyn.
- A co, zamierzasz się stroić niczym panienka, Thomas?- odparł mężczyzna, na co cała drużyna wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Pamiętajcie, tylko najlepsi zagrają w tym meczu! Będę was pilnie obserwował razem z kapitanem. Jutro ogłosimy, kto wystąpi w pierwszym składzie i rozpocznie dodatkowe treningi. Koniec ogłoszeń. A teraz dwie rundki dookoła sali i rozciągamy się, ślicznotki! Mamy dziś dużo do zrobienia!
- Tak jest!- krzyknęli wszyscy i ustawili się na wyznaczonych liniach. Oczywiście każdy chciał się ze mną zmierzyć, dlatego starali się bardziej niż zwykle. W czasie biegu wypatrywałem wzrokiem Jeana. Widziałem go w szatni razem z Marco, ale potem zniknął mi z oczu. Pogrążony w zamyśleniu nie zauważyłem, że jeden z zawodników wbiegł niespodziewanie na mój tor.
- Uważaj!- zawołał ktoś za mną, jednak było już za późno. Zderzyliśmy się ze sobą i upadliśmy z hukiem na podłogę.
- Przepraszam, to moja wina...!- powiedziałem pospiesznie.
- Wcale nie. Ten osioł wepchnął ci się pod nogi!- dodał ktoś inny.
- T-To prawda! Nie zauważyłem cię! Chciałem szybciej skończyć bieg i... Jesteś cholernie szybki, Jeager.- uśmiechnął się do mnie chłopak, na którego wpadłem.
- Spoko.- odwzajemniłem uśmiech. Poczułem się miło połechtany tą pochwałą. Osoba stojąca za mną podeszła bliżej mnie.
- Możesz wstać?- nieznajomy podał mi dłoń.
- D-Dzięki...- kiedy podniosłem wzrok, zamarłem. Moim oczom ukazał się nikt inny jak Jean. Jean Kirstein. Ten sam, który wczoraj zamknął mnie w magazynie i poturbował, a teraz bronił mnie i pomagał wstać?
- Wszystko można wyczytać z twojej twarzy, wiesz?- prychnął i podciągnął mnie do góry. Stanąłem przed nim zmieszany.
- O co ci znowu chodzi?- warknąłem otrzepując swoje ubranie.
- Głupio mi o to pytać, ale... naskarżyłeś dyrowi?- A więc o to mu chodzi...
- Bo co?- zmierzyłem go nieufnym wzrokiem.
- Bo jeśli dowie się, że jeszcze raz coś przeskrobałem... wylecę stąd.
- No to kicha.- przyznałem z wyższością. A nie mówiłem? Wszystko ma kiedyś swój koniec, nawet występki Jeana.
- Mało powiedziane... Moja matka wydaje wszystkie nasze oszczędności na tą prywatną budę i jeśli wylecę, to... Sam rozumiesz.- wysłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Więc pomyślałeś, że teraz będziesz dla mnie miły i to załagodzisz?- odparłem oburzony.
- A mam inny wybór? Nie mogę się wychylać, dlatego zapomnę o całej sprawie i spróbuję ci uwierzyć. Co do tej twojej amnezji...
- Pewnie myślisz, że sobie to wszystko wymyśliłem, co? Niestety muszę cię rozczarować.
- Gdybyś pamiętał, o co się tak wkurzyłem, to inaczej byś teraz gadał, Jeager.- ostrzegł Jean.
- W takim razie mnie oświeć!
- Eren! Jean! Wszystko widzę! Ruszać tyłki, bo za karę znowu będziecie sprzątać po treningu!- zawołał do nas trener. Zaczęliśmy biec truchtem obok siebie.
- Czyli... nie będziesz mnie już więcej nękał ani nigdzie zamykał?- zerknąłem w jego kierunku.
- Nie. Czy ty w ogóle słuchasz, co do ciebie mówię?- westchnął zirytowany. Jean i ja nigdy nie będziemy przyjaciółmi, choćby losy świata od tego zależały. Nie oznacza to jednak, że musimy być wrogami.
- Rozumiem i chyba masz rację. Żadnemu z nas nasz spór nie jest na rękę.- przyznałem. Gdy ukończyliśmy bieg, Jean podszedł do mnie.
- Przepraszam za wszystko, co ci do tej pory zrobiłem. Od teraz nie będę robił żadnych problemów. Masz moje słowo.- spojrzałem w poważne, brązowe oczy, a następnie uścisnąłem jego wyciągniętą dłoń na znak zgody.

***

- Wierzysz mu?- zapytał Levi zapalając papierosa, w czasie oczekiwania zmiany świateł na zielone.
- Chyba tak. Został przyparty do muru. Nie miał innego wyjścia i... wiesz, że nawet pogratulował mi miejsca w pierwszym składzie? Przecież zająłem jego miejsce! Gdybym nim był, już dawno bym się ze mną rozprawił!
- Skoro tak sądzisz...- mruknął pod nosem ciemnowłosy.
- A jak było w pracy? Dużo rozwiązanych spraw, Sherlocku?- uśmiechnąłem się do mężczyzny.
- Tak jakby.- odparł od niechcenia. Jak zawsze rozmowny...- pomyślałem w duchu.
- A... Mam pewną prośbę.- zacząłem nieśmiało.
- Słucham.
- Potrzebuję... pieniędzy. Muszę zapłacić zaliczkę za bal i wiem, że nie powinienem-
- Ile potrzebujesz?- Uff! Łyknął to!
- Dwadzieścia.- Rivaille wyjął z tylnej kieszeni spodni odpowiedni banknot i wręczył mi go.
- Przepraszam za kłopot i dzięki.- schowałem pieniądze do szkolnej torby, a Levi zaparkował przed bramą posiadłości. Weszliśmy do domu i zdjęliśmy nasze wierzchnie ubrania.
- Verde-san jest w domu?- spytałem układając swoje buty obok butów czarnowłosego.
- Dzisiaj ma wolne, ale jutro będzie z samego rana. A co? Masz do niej jakiś interes?- niebieskooki rzucił mi ponure spojrzenie spod długich rzęs.
- To nie tak! Ja...- uciekłem wzrokiem w bok.
- Głupi dzieciak.- westchnął, a następnie przyszpilił mnie do ściany i niespodziewanie pocałował w usta. Zamknąłem powieki i odwzajemniłem jego niezwykle namiętną pieszczotę wsuwając palce w aksamitne, kruczoczarne włosy. Smakował papierosami oraz czymś, co uwielbiałem, czyli po prostu Levim.
- Do wieczora.- szepnął mi do ucha i udał się w stronę salonu. Nie musiał niczego więcej mówić ani tłumaczyć. Dokładnie wiedziałem, co miał na myśli. Na chwiejnych nogach doszedłem do swojego pokoju i oparłem się o drzwi plecami. Tracę dla niego głowę i... nie mogę doczekać się wieczora.



*****

Witajcie, spragnione Losta owieczki! ^-^


Ogłaszam, że wena na Lost powróciła i ma się dobrze ;D i pozdrawia Was gorąco xD

Skończyłam rozpiskę hohoho będzie się działo ^^. Przy dobrych wiatrach Lost zakończy się na 50 rozdziałach, czyli zostało nam jeszcze tylko 16 rozdziałów... I co my wtedy poczniemy?! :O ;_;
Seksy i opowieść Leviego będą dopiero w następnym rozdziale, bo miałam (jak zwykle) ciężki tydzień w szkole... xd

Kolejna sprawa- w tym tygodniu bardzo prędko spodziewajcie się kolejnego one-shot'a urodzinowego! ^^ Jak myślicie, kto z naszych ulubieńców obchodzi urodzinki w marcu? ;)

No i jeszcze coś. To dotyczy Was, mnie oraz Kitsusia. Nie wiem czemu, ale dostałam pewne informacje od Liska, który poskarżył mi się, że niektórzy uważają, iż jego opowiadanie i blog są mojego autorstwa. Oto mój komentarz dotyczący całej tej farsy- Zawiodłam się na Was (na tych, co tak myślą oczywiście) -,- Przez calutkie dwa lata tutaj piszę i powinniście już dobrze znać mój styl, więc skąd te błędne domysły?!
Przy okazji może też wyjaśnię, czemu go tak wspieram- Bo go uwielbiam i przeczytałam rozdziały o nauczycielu tuż przed premierą na blogu! :D Jest to nieliczne opowiadanie polskie, za którym szaleję! *q* Pan Rice to prawdziwy badass, których tak bardzo uwielbiam! <3

Na sam koniec, Kitsuś to 100% facet! Na serio. I pisze yaoi. Na serio. Wiem, że to dziwne, ale cóż... Czego się nie robi dla fejmu i piszczących lasek? Więc miejcie trochę tolerancji dla mojego Liska, jasne? I przestańcie nas utożsamiać! ale shippować nie zabraniam x'DD


Joleen :*

sobota, 20 lutego 2016

8bit Heart

Opowiadanie yaoi- Genos x Saitama (One Punch Man)

UWAGA +18!!!






- Sensei... ja się chyba w tobie zakochałem!- wyjawił niespodziewanie robot. Łysy superbohater spojrzał na swojego towarzysza znad parującego jeszcze kubka grzybowej zupki instant.
- Ha?- mruknął pochłaniając resztki chińskiego makaronu.
- Prawdopodobnie.- dodał zmieszany blondyn i spuścił swój wzrok, zaciskając metalowe palce na materiale wyblakłych dżinsów. Saitama odstawił puste naczynie na stolik, przy którym siedzieli.
- Gochisousama.- mężczyzna złożył dłonie i pochylił delikatnie głowę w dziękczynnym geście. Następnie spojrzał znacząco na chłopaka.
- Na jakich podstawach tak sądzisz?- zapytał podejrzliwie heros.
- Mój system wariuje, gdy znajduję się blisko ciebie, na widok twojej nagiej klaty czasem leci mi olej z nosa, a moje wszystkie trybiki aż się trzęsą, kiedy mnie dotykasz...- Saitama zamrugał powoli nie spuszczając swojego zdziwionego wzroku z robota.
- Chyba bateria ci się rozładowała.- prychnął po chwili.
- Nie. Cały wieczór się ładowałem. Jestem pełen energii.- zaprzeczył spokojnie Genos.
- W to nie wątpię...- mruknął pod nosem superbohater i zabrał brudne naczynia do zlewu.
- Pozwól mi to zrobić, sensei!- zaproponował cyborg i podbiegł do swojego mistrza.
- Nie trzeba. Sam sobie poradzę. Lepiej zadzwoń do tej swojej złotej rączki, bo chyba się przegrzałeś albo coś...- polecił i wylał odrobinę płynu do naczyń na niewielką, zieloną gąbkę.
- Ale sensei...!
- Słuchaj-!- warknął poirytowany Saitama i odwrócił się w stronę robota, który znajdował się o wiele za blisko...
- Ge-Genos-
- Chcę cię pocałować, sensei.- oznajmił blondyn i przysunął się jeszcze bliżej zdezorientowanego człowieka. Niedobrze...- pomyślał heros, gdy dziewiętnastolatek położył stalową dłoń na tej należącej do nauczyciela, która spoczywała na blacie.
- Postradałeś rozum?!- zawołał rumieniąc się na buraczkowy kolor.
- Nie rozumiem.- chłopak zmarszczył brwi.
- Ja też nie! Co się tak nagle z tobą stało?!- zaniepokoiła go ta zmiana. Przez ten cały czas, Genos-kun nigdy nie zachowywał się w tak odmienny i natarczywy sposób! Zawsze był posłuszny, spokojny, niczym nie wzruszony... Co mogło spowodować ten drastyczny obrót sytuacji? Miłość...? To niedorzeczność! Bo to przecież tylko zwykła kupa złomu... prawda?
- Wcale nie nagle. Od momentu, kiedy po raz pierwszy walczyliśmy, moje procesory i statystyki uległy nieregularnym wahaniom... Wiedziałem, że tylko ty jesteś jedynym, któremu uda się mnie odmienić i przywrócić dawno zapomniany system.
- Jaki znowu system?!- warknął rozgniewany Saitama, a następnie spojrzał robotowi prosto w oczy.
- Uczuć. Moje serce znowu bije. Spójrz.- Genos przyłożył dłoń współlokatora do swojej lewej piersi. Po krótkiej chwili milczenia, mężczyzna zdołał wyczuć pod palcami nierównomierny puls.
- Co... to ma znaczyć...?- zapytał zszokowany superbohater.
- Kocham cię, sensei.- wyznał ponownie blondyn.
- "P-Prawdopodobnie"?- powtórzył lekko zarumieniony nauczyciel.
- Prawdopodobnie... Od pewnego czasu zbierałem potrzebne informacje na twój temat. Myślałem, że to jedynie podziw i chęć poznania twoich prawdziwych umiejętności, ale to była błędna analiza. Nie znalazłem innego, lepszego wytłumaczenia na moje nadzwyczajne objawy. Poszedłem nawet na konsultacje z doktorem. Gdy mnie zbadał, powiedział, że wszystko ze mną w porządku i może myślę nie w ten sposób jaki powinienem. Więc zacząłem się zastanawiać. Na samym początku do głowy wpadła mi myśl o jakiejś nowej, niezidentyfikowanej chorobie i-
- Genos!! Wystarczy!- zawołał w pewnym momencie Saitama. Cyborg spojrzał na swojego mistrza.
- Dwadzieścia słów, pamiętasz? Nie monolog, jak w "Panu Tadeuszu"!- warknął zdyszany heros.
- T-Tak. Wybacz mi, sensei. Jakby to zgrabnie ująć... Uważam, że jesteś wspaniały, Saitama-sensei. Podziwiam cię. Kocham cię. Pragnę cię... Wystarczy?- w oczach robota zabłysły złote iskry. Serce mężczyzny zabiło mocniej. Co to znaczy...? Kocha? P-Pragnie? Mnie?!
- Więc... C-Co konkretnie masz zamiar z tym wszystkim zrobić?- na policzki wstąpił mu gorący, szkarłatny rumieniec.
- Zobaczysz.- usta cyborga uniosły się w zadziornym uśmiechu.

***

- G-Genos-kun...- blondyn rozpiął niebieską koszulę Saitamy, a następnie położył stalową dłoń na umięśnionym brzuchu. Później, odszukał palcami wrażliwy na dotyk sutek...
- Ah...!- mężczyzna jęknął głośno i przeciągle. T-To byłem ja?! Nie wierzę...!- heros zasłonił usta dłonią.
- Nie wiedziałem, że taki superbohater, jak sensei potrafi wydawać takie kuszące dźwięki... Czyżbym w końcu znalazł twój słaby punkt?- wyszeptał mu w kark złotooki.
- T-To nie tak!- zaprzeczył zawstydzony nauczyciel.
- Hmm...- mruknął Genos wsuwając drugą dłoń pod materiał piżamy swojej miłości. Potem zaczął obiema rękoma drażnić sutki, które po krótkiej chwili stały się jeszcze wrażliwsze, łaknące coraz większej dawki dotyku cyborga. Heros westchnął i oparł tył swojej głowy o ramię robota, który zbliżył swe usta do jego ucha.
- Przyjemnie, sen~sei~?- zapytał jednocześnie przesuwając po nim ciepłym językiem.
- Genos...! Co ty robisz?! T-To...!- po ciele mężczyzny przeszły dreszcze.
- Jesteś taki wrażliwy, sensei... Gdziekolwiek ciebie nie dotknę... tak słodko reagujesz.- robot sięgnął ręką między rozchylone nogi mistrza.
- Genos-kun! Ah!- zawołał Saitama i po raz kolejny przysunął swoją dłoń do ust. Następnie przygryzł własne palce, aby powstrzymać zawstydzające odgłosy, które nieumyślnie wydawał.
- Sensei... puścić rękę.- poprosił blondyn składając pocałunki na jego szyi.
- A-Ale...
- Inaczej przestanę.- zagroził cyborg. Mężczyzna spojrzał mu w oczy, które były surowe i poważne. Mogliby to wtedy zakończyć. Jeszcze przecież do niczego nie doszło, ale... Ale!
- Kontynuuj... proszę.- Saitama wsunął swoje palce w jasne włosy robota, przyciągnął jego głowę i sięgnął do miękkich ust, złączając je w zachłannym, pełnym namiętności pocałunku.
- Se-Sensei...- sapnął dziewiętnastolatek, kiedy przerwali. Genos nie spodziewał się takiego aktu ze strony ukochanego mężczyzny. Był bardzo szczęśliwy. Jego pierwszy pocałunek z sensei...
- Tylko mi nie mów, że zaraz się zawiesisz albo będziesz miał spięcie.- mruknął heros udając zawiedzionego.
- Nic z tych rzeczy!- zapewnił ochoczo blondyn. Saitama nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- W takim nie każ mi dłużej czekać.- chłopak kiwnął głową, a następnie zsunął spodnie od piżamy superbohatera.
- Sensei...- robot przyglądał mu się z zaintrygowaniem. Na policzkach nauczyciela rozlała się kolejna fala rumieńców.
- N-Nic nie mów! D-Dawno nie miałem przy sobie żadnej kobiety, więc...!
- Jesteś niesamowity, sensei...- przerwał mu i wziął go do ręki.
- Ge-Cholera-Genos!- cyborg zaczął przyspieszać swoje ruchy dłonią.
- Se-Sensei... Dobrze ci? Robię to dobrze? Powiedz coś...
- T-Ta-Ah! Cholera...! Tak! Tak! Ge-Genos...!- jęczał z rozkoszy Saitama.
- Cieszę się, sensei.- uśmiechnął się dziewiętnastolatek.
- O-Oj! Genos! Co ty robisz?!- zawołał w pewnym momencie heros.
- Sensei...- blondyn umiejscowił się pomiędzy nogami ukochanego, a po chwili wsadził go do ust.
- N-Nie...! Genos! Przes-Przestań!- zadrżał superbohater. Cholera... jest niesamowity. Nie mogę mu się oprzeć...- przygryzł dolną wargę Saitama i odchylił głowę do tyłu.
- Henhei... sze... iii?- wybełkotał cyborg.
- Ge-Genos... Nie mów, kiedy masz w ustach-Aaah! Już nie mogę!- superbohater był bliski płaczu. Jeszcze nigdy z nikim nie czuł się tak niesamowicie i nieziemsko... Słysząc słodkie jęki ze strony mężczyzny, blondyn wziął go jeszcze głębiej.
- Genos... proszę...! Ja...!- w usta robota rozlała się słona ciecz. Dziewiętnastolatek puścił mężczyznę i spojrzał mu w oczy.
- C-Co jest...? Masz to w buzi?! Poczekaj, zaraz dam ci chus-!- w tej samej chwili Saitama usłyszał, jak Genos zdążył przełknąć jego nasienie.
- Ge-Genos-kun! Czy ty wiesz co właśnie zrobiłeś?!
- Sprawiłem sensei przyjemność?
- N-Nie o to mi chodziło! Ty... teraz...!- heros zarumienił się na całej twarzy.
- Ah! Już wiem!- blondyn zerknął na swojego zdezorientowanego mistrza.
- "Dziękuję za posiłek"...?
- G-GENOS!!

***

- Dzisiaj w nocy zapowiadali ostre mrozy. Sensei, połóż się przy mnie. Postaram się ciebie rozgrzać.
- Nie wątpię...- mruknął pod nosem Saitama. Heros położył się na futonie robota i przykrył ich obu kołdrą. Następnie wtulił się w bok cyborga.
- Nee, Genos-kun...- przerwał nocną ciszę mężczyzna.
- Tak, sensei?
- T-Tobie też było dobrze? Przecież nie masz tego, no...
- Narządu kopulacyjnego?
- Taa...- na policzkach herosa pojawił się rumieniec.
- Sam widok dochodzącego sensei'a jest dla mnie wystarczający.- Zwłaszcza, że zapisałem na twardy dysk zdjęcia, jak sensei dochodzi...
- A-Ale przecież-
- Chcesz się przekonać?- Genos przystawił głowę ukochanego do swojej piersi.
- Genos-kun...
- Słyszysz, Saitama-sensei?- wyszeptał cicho blondyn. Mężczyzna przymknął swoje powieki i wsłuchał się w rytmiczny puls.
- Słyszę.- uśmiechnął się superbohater.
- Saitma-sensei, kocham cię.- robot przytulił go mocniej i pocałował w łyse czoło.
- Ja ciebie też, mój "demoniczny cyborgu"...







*****

Dobry~! ^-^


Przedstawiam Wam pairing, przez który wariuję już od dwóch tygodni... Sai-chan x Dżemosu! *-*
Pairing polubiłam już przed obejrzeniem anime i tylko z tego powodu poświęciłam się, żeby obejrzeć je do końca... Nie polecam go oglądać xd Oprócz kilku śmiesznych scen, jest strasznie mało Genosa ;_; i ogólnie wieje nudą :-/ Nie wiem czym się ludzie tak podniecali...
Moim zdaniem najlepsza scena i jedyna warta obejrzenia ;-/ to walka Genosa z Sai-chanem *///.///* Kyaa~! To było super kawaii~ >///.///< (gif na górze wiele Wam wytłumaczy ^-^)

*ekhem* Mam nadzieję, że one-shot Wam się spodobał :D
Chciałabym w przerwie między umieraniem a nauką xD napisać coś jeszcze z tym pairingiem no i z MikaYuu oczywiście ;p ^^ Mam pomysły na dwa inne shoty. Jeden mógłby być w okolicy Wielkanocy i... to też byłby smut *///.///* Ale taki bardziej... No... Bardziej smutowy! xD Sami wiecie, o co mi chodzi ;D

Kolejny temat- Lost *nagle wszystkie oczka czytelników zaczynają się świecić jak lampki choinkowe* Dzisiaj w nocy zamierzam pisać kolejny rozdzialik i zrobić rozpiskę, co do przyszłych części, bo powoli zaczynam się... gubić? o_O Joleen... is lost in the darkness?- No way! xD


Joleen :*

niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział XXXIII

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- Wstawaj, spóźnisz się do szkoły.- to pierwsze zdanie, które usłyszałem nad ranem po przebudzeniu. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem, jak Levi stał do mnie tyłem i zapinał swoje czarne spodnie. Mój wzrok sunął po jego nagich, umięśnionych plecach i nie tylko... Nagle coś zwróciło moją uwagę.
- Co to za ślad?- zapytałem przypatrując się różowemu znamieniu długości kilku centymetrów, widniejącemu pod prawą łopatką mężczyzny.
- Pamiątka.- odpowiedział sięgając po koszulę leżącą na fotelu obok łóżka.
- Pamiątka?- powtórzyłem zdziwiony marszcząc brwi.
- Z dzieciństwa.- dodał po chwili. Zamilkłem. Ta informacja rozbudziła mnie niczym kubeł zimnej wody. Na myśl nasunęła mi się nasza ostatnia rozmowa oraz mrożąca krew w żyłach historia Rivaille... Ciemnowłosy odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy.
- Przestań rozmyślać o niebieskich migdałach i zacznij się w końcu ubierać!- warknął ostro oraz rzucił mi stertę ubrań na kolana.
- Dzięki...- Co go ugryzło? Aż tak ciężko mu uwierzyć, że ktoś przejmuje się jego losem? Że mi na nim zależy...?
- Eren.- usłyszałem syk dobiegający z pomieszczenia obok.
- Już! Już!- zawołałem i podniosłem się pospiesznie. Nagle poczułem ostry ból w okolicach moich lędźwi i upadłem z hukiem na podłogę. To jednak nie był dobry pomysł...
- Co robisz?!- czarnowłosy wyjrzał zza drzwi łazienki.
- Moje biodra...!- jęknąłem. Stałem na czworaka, z głową spuszczoną prawie przy ziemi. Bolały mnie mięśnie, kości i tyłek. Ogólnie wszystko po trochu.
- Chyba za bardzo wczoraj się zagalopowaliśmy...- My? Wypraszam sobie!- prychnąłem w myślach. Levi podszedł do mnie i uklęknął na jedno kolano. Poczułem na nagich plecach jego chłodną dłoń. Moje serce od razu zaczęło bić szybciej, a niespodziewany dotyk mężczyzny wywołał rozchodzące się po całym ciele dreszcze.
- Zamówię ci śniadanie, weźmiesz jakieś leki przeciwbólowe i ci przejdzie.- zapewnił oschle Rivaille. Jakby to było takie proste!
- Nie jestem głodny i nic mi nie jest.- Oprócz mojego tyłka!
- Nie mogę podać ci leków na pusty żołądek... Dasz radę wstać?
- Już mówiłem, że-
- Mattaku...- mruknął pod nosem Levi, a następnie objął mnie w pasie i podniósł na łóżko. Odetchnąłem i spojrzałem w niebieskie oczy mojego kochanka.
- Muszę wziąć prysznic.- Powinienem stąd wyjść. Nie wytrzymam... Jest zdecydowanie za blisko...!
- O własnych siłach? Mam ci pomóc?- zapytał ciemnowłosy i zaczął rysować swoimi szczupłymi palcami kółka na moim udzie. Przełknąłem głośno ślinę.
- O-Obejdzie się...- Przecież przed chwilą czołgałem się na ziemi! Miej litość!
- Rozumiem.- Levi szybko wstał i skierował się do wyjścia.
- Dokąd idziesz?- zapytałem zaniepokojony.
- Po śniadanie, ośle. Idź się umyć.- rzucił na odchodne i zniknął za drzwiami. Westchnąłem, a następnie zebrałem się w sobie, żeby dojść o własnych siłach do prysznica. Ciepły strumień zaczął kreślić drogi na moim ciele oraz próbował rozpuścić niezmazywalny dotyk ukochanego mężczyzny z ubiegłej nocy. Wziąłem do ręki drogi szampon i wylałem trochę na dłoń. Czy w tym jest brokat?- zastanawiałem się przez chwilę przypatrując się uważnie złotemu płynowi. Nieważne.- z westchnieniem wmasowałem go we włosy. Muszę w końcu wyjaśnić wszystko z Arminem, pogadać z Cristą o tym nieszczęsnym balu i dowiedzieć się czegoś więcej o afterparty Conniego. No i jeszcze Jean... Nie wiem co mam z nim zrobić. Pogadać?- Nie... Nigdy mnie nie posłucha. Naskarżyć na niego?- Prędzej skoczę z mostu! Więc... Zostawić go w spokoju i żyć dalej?- Tak. To dobry wybór.- spłukałem białą pianę z włosów i ciała. Co do Leviego... Nie mam cholernego pojęcia co ja robię. Kochaliśmy się. Znowu. I to nie była żadna pomyłka! Pragnął mnie. Rzucił mnie na łóżko i...- na samo wspomnienie, ponownie poczułem znajomą iskrę, która aż się prosiła o odpowiednie miejsce do wzniecenia pożaru. Rivaille jest niesamowity w łóżku. Doprowadza mnie do szaleństwa. Nie potrafię się na niczym innym skupić. Jest tylko on i jego zimne oczy, chłodne usta, ciepły oddech oraz te nieziemskie odgłosy, jak dochodzi za sprawą moich warg...
- Jezu...- jęknąłem cicho i oparłem się ręką o kafelki prysznica. Muszę się opanować. Levi może wrócić w każdej chwili-

"Eren..."

- Cholera.- po raz pierwszy w życiu nieśmiało się dotykam... Było o wiele prościej, niż myślałem. Poruszałem rytmicznie dłonią, odtwarzając wczorajszą noc.
- Levi...!- powstrzymałem cisnący się na ustach krzyk i przygryzłem mocno dolną wargę. Po chwili zacząłem nabierać niezbędnego powietrza do płuc, uspokajać przyspieszone tętno i pozbywać się wszelkich dowodów wstydliwego zajścia. Jestem dziwny...

***

- Coś długo ci zeszło z tymi kanapkami...- mruknąłem wgryzając się w chrupiące pieczywo z dodatkami. Kiedy Levi wrócił, od razu opuściliśmy wynajęty pokój i skierowaliśmy się do windy.
- Okazało się, że hotel nie zajmuje się przygotowywaniem zwykłych, uczniowskich śniadań. Liczyliby sobie trzy razy drożej niż normalnie, dlatego podjechałem do najbliższego sklepu.- wyjaśnił czarnowłosy i nacisnął odpowiedni guzik na dotykowym panelu.
- P-Przepraszam. Nie wiedziałem...- miałem poczucie winy. Nie chciałem, żeby Rivaille wydawał na mnie tyle pieniędzy. Bycie ciężarem czy czymś w rodzaju... Nie. Nie chcę nawet o tym myśleć.
- Kończ jeść i wychodzimy.- gdy wyszliśmy z windy niebieskooki zaczął przeglądać wiadomości w telefonie.
- Masz dzisiaj dużo pracy?- zapytałem podążając jego śladem.
- A o co chodzi?- odparł nie wykazując szczególnego zainteresowania.
- Po prostu... chciałbym potem spędzić z tobą czas... Nie chcę ci przeszkadzać, gdybyś był zajęty...!
- Powinieneś trochę odpocząć, Eren. Nie znam się na tym, ale twoje ciało-
- Nie chodziło mi o seks! Czy nie możemy porozmawiać jak normalni ludzie?- uniosłem się nieumyślnie. Nerwowo rozejrzałem się po parkingu. Na szczęście nie było tam żywej duszy. Skierowałem swój wzrok na Rivaille.
- Po pierwsze- ucisz się. Po drugie- skup się na nauce. Niedługo masz egzaminy semestralne.- syknął.
- N-Nie zapomniałem o tym! Chodziło mi o to, że... chcę mieć z tobą lepszy kontakt, poznać cię bliżej...
- Jesteś gotowy na kolejną dawkę grozy? Wczoraj myślałem, że zejdziesz na zawał.- prychnął ciemnowłosy i otworzył drzwi auta od strony kierowcy.
- T-To nie tak!
- A jak?- Czemu zawsze musisz być taki dociekliwy?
- Zależy mi na tobie. Chcę wiedzieć o tobie wszystko. Nawet to, co próbujesz ukryć za swoimi murami. Pragnę stać się kimś więcej niż tylko bachorem, którego musisz utrzymywać... Naprawdę tego nie rozumiesz?- zwierzyłem mu się. Wpatrywałem się w burzowe tęczówki z nadzieją. Sprawię, że poczujesz do mnie to, co ja do ciebie. O to mi właśnie chodzi...
- Hmm... Chyba jednak nie rozumiem.- mruknął po dłuższej chwili mężczyzna i wsiadł do samochodu.
- Levi!- zawołałem.
- Wsiadaj albo dotrzesz do szkoły na piechotę.- ostrzegł. Posłusznie wykonałem jego polecenie. Czyli jednak nic z tego nie wyjdzie...- pomyślałem zgnębiony zapinając pasy.
- O której dzisiaj kończysz?- zapytał odpalając silnik. A może jednak...?- uśmiechnąłem się do siebie w duchu.



*****

Kon-ban-wa~! <3


Na sam początek- życzę Wam (albo mam nadzieję, że były udane ;P) yaoistycznych i szalonych Walentynek lub też "Walęwtyłek", jak kto woli xD!! ^-^ Kto, tak samo jak ja, spędzał je na objadaniu się słodyczami i wertowaniu podręczników od biologii? <3

Z tej szczególnej okazji wstawiam Wam przedsmak wielkiego powrotu Lost'a! :D Wiem, że rozdzialik jest dosyć krótki, ale miałam dużo na głowie przez ten weekend i nie udało mi się dokończyć sceny w szkole ;_; gomen... Dlatego też przekupię Was spoilerem ode mnie i mojej najwspanialszej Walentynki- Akashiego-sama! :3 bo bez zgody absoluta się nie obejdzie ;D

Spoiler- W następnym odcinku rozdziale: zaproszenia na bal jesienny (kogo zaprosi Erenek? ^^), niemiła niespodzianka walentynka dla Erena od Conniego (to ma coś wspólnego z Jeanem, bo pamiętacie jak ten koniuch zamknął Erenka w składziku na miotły? Niedobry rumak, oj niedobry...) oraz... Etto... No właśnie tu mam mały dylemat :-/ No bo będą albo seksy albo historia Leviego cz. 2 albo oba xDD Zobaczy się ;P

Kolejna sprawa- chciałam serdecznie podziękować mojej nowej czytelniczce- Wioli za śliczny prezent-walentynkę *ściskaaaaa* >.<  Jeśli się zgodzisz (kochana Ty moja i cholernie zdolna ;D) to Twój rysuneczek umieszczę w zakładce z rysuneczkami od Słodzików i dodam do... kolejnego rozdzialiku Lost'a! ^-^ Będzie razem ze smutną historią Rivaille (bo myślę, że pasuje idealnie <3).

Na sam koniec- Joleen sponsoruje i reklamuje! xD Właśnie dzisiaj, mój szczerze oddany "Lisek Chytrusek" zaczął swoją blogową przygodę z opowiadaniami yaoi! *q* Więc, jeśli łakniecie kolejnej dawki słodkich i zakochanych w sobie chłopców- zapraszam tutaj! KLIK (ja już czytałam ^^)


Joleen :*

sobota, 13 lutego 2016

Nagroda dla... Nashiro Gasai!

Opowiadanie yaoi- Kaneki Ken x Hideyoshi Nagachika






- To ty... Kaneki?- rozpoznaję głos, którego brzmienie znam lepiej niż własne. Wpatruję się w smutne, migdałowe oczy, których blask zaczyna blednąć. Wyczuwam zapach, który należy tylko do jednej osoby...

Hide... Nie masz bladego pojęcia, ile razy się nad tym zastanawiałem...
Czy to naprawdę jestem ja? A może ktoś inny włada moim ciałem i umysłem?
Czy potrafisz sobie wyobrazić...

Ile razy myślałem, że to tylko zwykły koszmar i zaraz się z niego obudzę?
Ile razy potrafiłem siebie na nowo znienawidzić?
Ile razy myślałem, żeby ze sobą skończyć?
Ile razy skrzywdziłem Ciebie, siebie i wszystkich mi bliskich?
Ile razy patrzyłem w niebo, które miało odcień zaschłej krwi?
Ile razy spoglądałem na ziemię, która miała odcień śmierci?
Ile razy unikałem spotkania i szczerej rozmowy z Tobą?
Ile razy cierpiałem z powodu tęsknoty za Tobą?
Ile razy nie spałem, a myślami byłem z Tobą?
Ile razy udawałem, że jesteś razem ze mną?
Ile razy odwracałem swój wzrok?
Ile razy obwiniałem się, że się poddałem?
Ile razy zaprzeczałem, że Cię... kochałem?

Nie jest możliwe, aby zliczyć paskudne grzechy, do których się przyczyniłem. Stałem się potworem. Ghoulem. Istotą, której wszyscy się boją, którą gardzą, która musi zostać wyeliminowana z powierzchni tej ziemi...
Uważają nas za zwykłe pasożyty wyżymane z człowieczeństwa i wszelkich uczuć, a to przecież nie jest prawda. Moje emocje były znacznie intensywniejsze, gdy stałem się ghoulem niż wtedy, kiedy uważałem się za człowieka. Nic jednak nie dorówna jednemu, dominującemu uczuciu... Głód. Mieli rację. Tego nie da się zatrzymać...

Wybacz mi, Hide.


Nawet teraz czuję w nozdrzach słodki i niezwykle aromatyczny zapach krwi pulsującej w Twoich żyłach. Chrupiące, białe kości i kosteczki, które aż się proszą o nagłą degustację. Delikatna, ciepła skóra wydzielająca jedyny w swoim rodzaju aromat...
Ciężko jest mi się powstrzymać, aby do Ciebie nie podbiec i nie wbić w nie swoich ostrych zębów. Zatopić je głęboko oraz rozkoszować się każdą chwilą, smakiem, nieziemskim doznaniem...
Nie zrozumiesz tego? Sam tego nie rozumiem...

Wybacz mi, Hide.


Z drugiej strony czuję, jak coś mnie przed tym powstrzymuje. Czyżby... moje człowieczeństwo? Wciąż pamiętam, jak spotykaliśmy się w kawiarni, jak razem studiowaliśmy, jak zawsze byliśmy razem. Chroniłeś mnie, dbałeś o mnie, czuwałeś nade mną... Teraz to ja powinienem Ci się zrewanżować... Zawiodłem.

Wybacz mi, Hide.


- Hide...- wciąż nie mogę wyjść z osłupienia. Jesteś tu. Widzę cię. Stoisz przede mną, a ja ukrywam się w cieniu. Tam, gdzie moje miejsce... Coś ściska mnie w piersi i nie pozwala normalnie oddychać.
Czy to radość? Uczucie ulgi? Nadzieja? Nie jestem pewien... Najważniejsze, że jesteś-
- Ty krwawisz.- zauważam. Poruszasz się. Idziesz chwiejnie w moją stronę. Światło księżyca pada na twoją dłoń, którą zasłaniasz sporą ranę w brzuchu. Wiesz, że krew podczas pełni jest najciemniejsza?
- Kaneki... wiem kim jesteś. Cały czas to wiedziałem.- spoglądam w Twoje oczy. Nie widzę w nich obrzydzenia, strachu, nienawiści czy urazy, jak u innych... Patrzysz na mnie z miłością, czułością, zaufaniem... Czym sobie na to zasłużyłem, Hide? Jestem potworem. Zwykłym śmieciem. Proszę... przestań już.
- Szukałem cię...- Twój głos się załamuje. Brak mi tchu. Nie mogę logicznie myśleć. Coś wilgotnego napływa do moich oczu...
- Wyjdź z cienia. Chcę cię zobaczyć.- prosisz i w pewnym momencie tracisz równowagę.
- Hide!- łapię Cię w ostatniej chwili i trzymam pewnie w swoich ramionach. Nasze spojrzenia się odnajdują.
- Twoje oko...- przesuwasz kciukiem po moim lewym policzku tuż pod zmienionym okiem. Przymykam powieki i dotykam Twojej chłodnej dłoni swoją. Czuję na twarzy lepką ciecz, która szybko schnie. Jestem cały we krwi, ale nie tracę kontroli. Skupiam się na bólu w mojej lewej piersi. Uciska mnie coraz mocniej... Tak, jakby miało zaraz pęknąć.
- Tęskniłem za tobą... Tak cholernie się martwiłem...- uśmiechasz się do mnie delikatnie.
- Nie będziesz mnie obwiniał? Nie zapytasz gdzie byłem? Co robiłem? Czemu uciekłem? Dlaczego cię opuściłem?- Nie mogę tego pojąć. Wyjaśnij mi to, proszę...
- To nie ma żadnego znaczenia.- odpowiadasz ze spokojem.
- Jak... Jak to może nie mieć znaczenia?!- wołam. Nienawidzę siebie. Zakończ to. Przestań być dla mnie taki dobry!
- Proszę... nie traćmy czasu, który mi pozostał.- moja broda zaczyna się trząść.
- Jest coś, co przed tobą ukrywałem...- ubieram kolejną ze swoich masek. Będę dla Ciebie grał. To już ostatni raz...
- Ty? To niemożliwe!- odpowiadam ze starym uśmiechem na ustach. Nie wychodzi mi to... Nie potrafię już się uśmiechać tak, jak kiedyś.
 - Przez ten cały czas... kochałem cię jak szalony. Straciłem dla ciebie głowę... Kiedy zniknąłeś... wiedziałem, że coś było nie tak... Umówisz się ze mną, Kaneki Ken?- krwi zaczyna ubywać coraz więcej...
- Oczywiście... Gdzie chciałbyś pójść?- uśmiecham się ponownie, a w środku wrzeszczę i szarpię się, jak wtedy, gdy byłem torturowany. To jest znacznie gorsze...
- Nad ocean... Na tamtą plażę, kiedy byliśmy dziećmi... Pamiętasz? Nasze pierwsze wakacje...
- Tak. Meduza mnie poparzyła, a ty jak zwykle mnie uratowałeś. Potem do końca wyjazdu byliśmy w naszym domku i przez cały ten czas dotrzymywałeś mi towarzystwa...
- To były najlepsze czasy. Wszystko było takie pro-Ugh!- wypluwasz krew na podłogę. Zupełnie mi to nie przeszkadza. Moja gra idzie mi świetnie. Przynajmniej tak mi się zdaje... Ocieram strużkę krwi z kącika Twoich bladych ust.
- Nie jestem w najlepszym stanie... może niech randka odbędzie się tutaj?- proponujesz.
- Masz okropny wybór miejsca.- trudno mi powstrzymać łzy.
- Co robilibyśmy na randce?- pociągam dalej ten smutny wątek.
- Poszlibyśmy na film, potem do kawiarni, a na końcu...
- Czym to się różni od naszych spotkań?- udaję cichy chichot.
- Tym.- wplątujesz swoje szczupłe palce w moje białe włosy i sięgasz do moich ust. Przymykam powieki oraz odwzajemniam delikatny niczym muśnięcie motyla pocałunek.
- Hide-
- Nie całuje się na pierwszej randce, wiem, ale... musiałem. Rozumiesz?- znowu zaczynasz się dusić własną krwią.
- Czas naszej randki chyba już... dobiegł... końca. Wiem, że nie była idealna, ale...- moja maska fałszu opada na podłogę i roztrzaskuje się na miliony kawałków. Nie mogę już występować... Uciekam ze sceny. Wybaczysz mi?
- Kocham cię, kocham cię... Hide! Proszę...! Nie umieraj!!- łkam. Zaczyna drżeć. Na moich policzkach Twoja krew miesza się z moimi łzami. Jak krew i łzy, jak ja i ty... Demoniczna mieszanka, nie sądzisz?
- Ja też cię kocham. Szkoda, że tak późno się spotkaliśmy...- Twoje powieki opadają coraz niżej, serce bije coraz wolniej, robi się coraz ciszej, spokojniej...
- Kaneki... Wróćmy do domu.



Jak krew i łzy,
jak ja i Ty...
Rozpuszczasz się we mnie i...
znikasz.



*****

Dobry~! ^^


Wszystkiego Najlepszego, Nashiro-chan~!! <3 Mam nadzieję, że udało Ci się wytrzymać ten długi czas oczekiwania (ale pamiętaj, że to był Twój wybór ;P)! ^-^

Najpierw moje zabójcze życzenia urodzinowe, których nie umiem składać! A więc!:
Nashiro-chan! Czego mogę Ci życzyć? Przede wszystkim zdrowia i szczęścia (żeby nie łapali na ściąganiu i było mało nielubianych lekcji), spełnienia marzeń, samych epickich anime do obejrzenia, więcej OTP z yaoi, Kanekiego i AsaNoy'i, dobrych smutów mang, słodyczy no bo kto ich nie lubi ;p, zdanej maturki na 100%, super studiów oraz seksownego ghoula na białym koniu! <3 Wesołych Świąt! XD ;D

Pracowałam nad tym one-shotem. Oj, długo i często tutaj coś dodawałam... Wypełniłam go feels'ami i moimi skromnymi uczuciami aż po same brzegi! Sami oceńcie, jak Wam się podobało ;)


Joleen :*

niedziela, 7 lutego 2016

⚝ The Ghost of Christmas Future ⚝

Merry Christmas, my dear Seijūrō

Opowiadanie świąteczne- Akashi Seijūrō x Furihata Kōki



Autorka zdjęcia: Rowally



Znajduję się w pokoju Seijuurou. Jest on taki sam, jak ostatnim razem, gdy widziałem się z absolutem. Rozglądam się po dobrze mi znanym pomieszczeniu. Mój wzrok skupia się na królewskim łożu z baldachimem i jedwabistą pościelą w odcieniu cappuccino. Uwielbiam ten mebel... A może to właśnie bycie w pobliżu Seijuurou sprawia mi takie poczucie bezpieczeństwa i ciepła...?- Nagle zauważam, jak czerwonowłosy mężczyzna porusza się oraz obejmuje ręką znajomego bruneta...
- To przecież ja!- wołam i podchodzę szybkim krokiem do zakochanej dwójki. Wyciągam dłoń w kierunku smacznie śpiącego szatyna.
- Nie! Stój!- Shiori łapie mnie w ostatniej chwili za nadgarstek.
- Pod żadnym pozorem nie możesz siebie dotknąć! Inaczej zostaniesz tu uwięziony już na zawsze!- ostrzega mnie duch. Wzdrygam się na samą myśl o wieczności spędzonej z dala od Seijuurou. Powoli kiwam głową i opuszczam swoją rękę, która opada wzdłuż mojego ciała. Spoglądam ukradkiem w stronę mężczyzn.
- Jesteśmy...
- W przyszłości.- dopowiada zjawa.
- Dlaczego?- spoglądam na kobietę stojącą przy mnie.
- Musisz zobaczyć, co stanie się po twoim wyjściu z tego domu. To jest... alternatywne zakończenie.- Shiori patrzy na budzącego się ze snu syna. Akashi wyciąga się na łóżku i przeciera znużone powieki. Następnie zerka na elektroniczny budzik stojący na etażerce obok posłania oraz pochyla się nad śpiącym szatynem.
- Kouki... Musisz już wstawać. Inaczej nie zdążysz dojechać z powrotem do Tokio.- mówi i składa delikatny pocałunek na policzku brązowookiego.
- Nnn... Jeszcze pięć minut...- mruczy brunet i wtula głowę w miękką poduszkę. Absolut uśmiecha się delikatnie.
- W takim razie pójdę-
- Ani mi się waż!- mężczyzna chwyta go za łokieć, przyciąga do siebie i całuje chłopaka prosto w usta. Czerwonooki wplątuje swoje długie palce w brązowe włosy ukochanego oraz odwzajemnia słodką pieszczotę. Nie mogę powstrzymać rumieńców. Zerkam na Shiori, która przypatruje się z zainteresowaniem całej scenie. To przecież matka Seijuurou! Jak możesz być taki bezwstydny, Furihata Kouki?! To jest zbyt...! A co jeśli-?!
- Nie martw się. Nie podglądam was, kiedy razem jesteście.- uprzedza moje wątpliwości duch. Wzdycham z ulgą. Kamień z serca! Na samą myśl, że matka Akashiego obserwuje, jak sypiam z Sei'em... przechodzą mnie dreszcze.
- Tylko czasami.- dodaje kobieta z zadziornym uśmiechem na twarzy.
- Akashi-san...!- zwracam się do widma, które cicho chichocze.
- Przepraszam, to tylko taki żarcik!- zapewnia szatynka i puszcza do mnie oko.
- Już teraz wiem, po kim Sei odziedziczył to specyficzne poczucie humoru...- mruczę pod nosem.
- Specyficzne?- dziwi się zjawa.
- Sei uwielbia się ze mną droczyć...- wyjaśniam z westchnieniem.
- Bo jesteś przesłodki, Kouki! To chyba dobrze!- czuję ciepło na policzkach.
- Ah! Wybacz... Nazwałam cię po imieniu.- zauważa w pewnej chwili kobieta.
- Nie, proszę! Może pani zwracać się do mnie po imieniu!
- Tylko, jeśli ty również będziesz tak robił. Jak chcesz, możesz zwracać się do mnie "mamo"!- matka Seijuurou uśmiecha się do mnie przyjaźnie.
- E-Eh... Dziękuję, ale... N-Na razie spasuję. Trochę dziwnie bym się czuł i...
- Nie ma w tym nic dziwnego, mój drogi. Jesteś dla Seijuurou, jak i dla mnie, bardzo ważny! Przecież uratowałeś mojego syna!
- Nie myślę, żebym go urat-
- Muszę się zbierać...- nagle słyszę swój własny głos kilka metrów dalej. Spoglądam na zakochaną parę. Brązowooki wstaje niechętnie z łóżka i kieruje się do łazienki. Akashi odprowadza go wzrokiem, a następnie kładzie się na plecy oraz patrzy przez chwilę w biały sufit. Z jego twarzy ani na krótką chwilę nie znika pogodny uśmiech. Sei... naprawdę wygląda na szczęśliwego. Jest zupełnie inny niż w przeszłości...- myślę przygryzając lekko dolną wargę. Może Shiroi-san ma rację... Ale to nie jest tylko moja zasługa! Pokolenie Cudów, drużyna Rakuzan, Winter Cup... Akashi nie zmienił się tylko dzięki mnie. Prawdę powiedziawszy...
Po raz pierwszy umówiłem się z Sei'em na wiosnę, w drugiej klasie liceum. Pamiętam, że wciąż drżałem, jak liść na jesiennym wietrze na widok absoluta. Wydawał się taki przerażający i bezduszny, ale potem... zaczęliśmy normalnie ze sobą rozmawiać i udało mi się poznać prawdziwe oblicze Akashiego Seijuurou. Był bardzo uprzejmy, miły i... oczarował mnie. Poczułem się taki wyjątkowy w jego towarzystwie. Gdy tylko nasze spojrzenia się odnajdywały, moje serce łomotało w piersi. Nie mogłem powstrzymać gorących rumieńców na policzkach ani drżenia zarówno głosu, jak i całego ciała...  Po przyjęciu urodzinowym Kuroko wymieniliśmy się numerami i zaczęliśmy do siebie pisać. Codziennie. Z radością oczekiwałem od niego kolejnych wiadomości. Przy każdej okazji, kiedy Seijuurou był w Tokio, spotykaliśmy się na kawę czy spacer. Po pewnym czasie, Akashi wyznał mi swoje prawdziwe uczucia i zaprosił na moją pierwszą randkę w życiu. Byłem w kompletnym szoku. Ja- zwykły Furihata Kouki i on- istny ideał, Akashi Seijuurou. Pomimo wielu niepewności i oczywistych przeszkód... zostaliśmy parą. Nie jestem zdolny wyobrazić sobie życia bez niego. Nigdy na nikim tak bardzo mi nie zależało. Nikt, nigdy nie zajmował w mojej głowie tyle przestrzeni... Tak strasznie go kocham. Oddałbym wszystko za jego szczęście, podziękował za każdy miły gest, dobre słowo, niebiański uśmiech, pilne spojrzenie, czuły dotyk i... nieprzerwaną, oddaną miłość.
- Wychodzę.- chłopak przystaje przy łóżku czerwonowłosego. Jest ubrany w ciemnozieloną bluzę z kapturem, szare spodnie, a przez ramię ma przewieszoną czarną torbę.
- Sei...- zaczyna mówić ze smutną miną.
- Nie martw się o mnie. Niedługo się zobaczymy i wtedy już cię nie wypuszczę.- czerwonooki głaszcze go dłonią po policzku.
- Jak mam się nie martwić? Jesteś...!- ucina brunet i po chwili milknie.
- "Jestem"...?- Akashi patrzy z wyczekiwaniem w orzechowe oczy.
- N-Nieważne! Muszę już iść!- odpowiada zawstydzony szatyn i odwraca swój spłoszony wzrok.
- Kocham cię.- szepcze z uczuciem absolut i całuje go w czoło.
- Przestań... bo zaraz zmienię zdanie i zostanę.- mówi zarumieniony Kouki.
- Powiedz mi...- prosi cicho czerwonowłosy. Ich spojrzenia na nowo się odnajdują.
- Ko-Kocham... cię, Sei.- mężczyzna uśmiecha się delikatnie i opiera swoje czoło o czoło brązowookiego.
- Dzwoń, kiedy tylko będziesz miał na to ochotę.
- T-Ty też...
- Nie miałbym odwagi się rozłączyć.- odpowiada szczerze Akashi.
- Idź. Pozdrów ode mnie rodziców i brata.- Seijuurou całuje go w usta na pożegnanie. Szatyn prostuje się i kieruje w stronę drzwi od sypialni. Przed wyjściem odwraca się, aby posłać czerwonookiemu swój słaby uśmiech, a potem wychodzi. Po kilku minutach Akashi wstaje z łóżka i idzie do łazienki. Po porannym prysznicu, mężczyzna zjada śniadanie, wypija czarną jak smoła kawę ze swojego ulubionego kubka, a następnie siada na skórzanej sofie w salonie i włącza swojego laptopa.
Nic się nie dzieje. Wszystko wygląda normalnie... dopóki telefon Akashiego nie zaczyna dzwonić.
- Akashi Seijuurou, słucham.- mówi z automatu, nie przerywając swojej pracy.
- Ojciec?- nagle nieruchomieje.
- Co się dzieje?!- pytam zaniepokojony milczącą zjawę.
- Kiedy?- czerwonowłosy przeciera dłonią blade czoło.
- Nie. Nie ma mowy. Mam inne zajęcia-Nie. Absolutnie. Miał na to całe życie. Teraz jest już za późno.- syczy do słuchawki i rozłącza się. W czerwonych tęczówkach wznieca się prawdziwy ogień nienawiści. Seijuurou mocno ściska komórkę w dłoni, a potem rzuca nią o ścianę. Telefon roztrzaskuje się na kawałki. Mężczyzna opada ciężko na kanapę, składa dłonie i opiera o nie swoje czoło. Jego łopatki zaczynają drżeć.
- Sei!- podchodzę do niego o dwa kroki. Duch łapie mnie za ramię.
- Chodź ze mną...- Shiori sprawia, że pojawiamy się w jakimś szpitalnym pokoju. Na łóżku leży dorosły szatyn pod tlenem.
- To przecież...- zasłaniam dłonią usta.
- Masaomi miał wypadek. Jego życie jest zagrożone. Wszystko teraz zależy od tego, jaką ścieżkę wybierze. Będzie walczył albo się podda.- mówi smutno Shiroi. Zjawa podchodzi do męża i dotyka jego policzka.
- Mój ukochany mąż... Akashi Masaomi.- w pewnym momencie, do pomieszczenia wchodzi wysoki mężczyzna z ułożonymi, czarnymi włosami i ciemnymi oczami. Ma na sobie czarny, elegancki garnitur. Nieznajomy zamyka za sobą drzwi i podchodzi do pacjenta.
- Jak pan prezes prosił, rozmawiałem właśnie z pana synem...- ciemnowłosy zacisnął wargi w cienką linię. Bordowe oczy Masaomiego spoglądają z wyczekiwaniem na swojego podwładnego.
- Kazał panu przekazać, że... nie przyjdzie.- blask w oczach ojca natychmiastowo gaśnie.
- Panie prezesie... Czy mam zadzwonić po kogoś jeszcze?- brunet kręci przecząco głową i wygląda przez okno.
- Jeśli będzie pan czegokolwiek potrzebował, proszę mnie powiadomić. Będę na dole.- mężczyzna kłania się oraz wychodzi z pomieszczenia.
- Co za cholerny smarkacz...! Jego ojciec jest po wypadku, a on nawet nie chce go odwiedzić!- warczy pod nosem ciemnooki, gdy znajduje się za drzwiami pokoju.
- Nic mu nie będzie?- pytam zmartwiony zjawę.
- Wszystko zależy od jego wyboru...- razem z Shiori przyglądam się niecodziennej sytuacji. Po policzkach bezlitosnego szefa i ojca... spływają łzy.
- Sei... juurou...- charczy cicho.
- On coś mówi!- zbliżam się do szpitalnego łóżka i pochylam się nad szatynem, żeby lepiej go usłyszeć.
- Shiori... Seijuurou... Wybaczcie...- mężczyzna przymyka swoje powieki.
- Dopiero teraz zrozumiał... Po tylu latach dowiedział się, co znaczy strach przed samotnością i odrzuceniem. Przez całe swoje życie ciężko pracował, aby zapewnić mi oraz mojemu synkowi dobre warunki. Pogubił się jednak w swoich skomplikowanych planach i zatracił się w żądzy władzy... Nikt go już nie potrzebuje. Dlatego...- Akashi łapie za kroplówkę i zaczyna za nią szarpać tak długo, dopóki jej nie odłącza.
- Co on-?!- wołam zszokowany.
-... postanawia się poddać.- nagle, w pomieszczeniu robi się zamieszanie. Pielęgniarki i lekarze próbują odratować umierającego pacjenta. Bezskutecznie. Jest już za późno. Na białej kartce papieru pojawia się napis "zgon". Po tym niespodziewanym wydarzeniu, wracamy do domu Akashiego, gdzie czerwonowłosy przykłada słuchawkę do ucha. Lekarz opowiada mu o całym zajściu oraz nagłej śmierci ojca. Telefon wypada z dłoni Seijuurou. Czeronowooki siedzi przez chwilę w bezruchu, a następnie jego nieprzyjemny chichot przeradza się w histeryczny śmiech. Lewa tęczówka mężczyzny zmienia kolor na złoty, a z pustych oczu spływają łzy.
- Sei...! Nie!- przerażam się. To znowu ON... Powrócił!
- Masaomi potrzebuje Seijuurou, a Seijuurou potrzebuje Masaomiego. Niestety żaden z nich nie przyjdzie podać ręki jako pierwszy...- Shiori niespodziewanie chwyta mnie za obie dłonie.
- Ratuj ich, Kouki! Nie pozwól zatracić się mojemu mężowi! Seijuurou nie zniesie kolejnej straty... Zasiądzie na miejscu ojca i stanie się prawdziwym tyranem!
- T-To możliwe?- kobieta spuszcza głowę w dół.
- Kouki... w tobie jedyna nadzieja. Uratuj ich... Uratuj Seijuurou!- łzy widma przypominają kosztowne kryształy.
- Shiori-san! C-Co się dzieje?!- po raz kolejny, wszechogarniająca ciemność zaczyna pochłaniać całą przestrzeń dookoła. Jednak tym razem jest jakoś inaczej...
- Liczę na ciebie, Kouki! Wybierz... Wybierz dla was dobre zakończenie!- kobieta znika mi z oczu. Ogarnia mnie strach. Nie... Nie!- wyciągam rękę przed siebie.
- Shiori-san...!!

⚝⚝⚝

Otworzyłem oczy. Widziałem znajomy, biały sufit, a wokół mojej talii czułem oplatującą mnie rękę. Spojrzałem na miejsce obok. Zobaczyłem śpiącego, czerwonowłosego mężczyznę. Moje serce zaczęło bić jak szalone. W-Wróciłem!- pomyślałem i odetchnąłem z ulgą. Następnie wtuliłem się w pierś Akashiego. Jest tu... To nie sen!- badałem palcami jego delikatną skórę na ramionach, dłoniach, twarzy...
- Kouki...?- wymruczał czerwonooki budząc się ze snu.
- Sei... Sei... Sei!- przytuliłem go do siebie mocniej. Już nigdy go nie puszczę!
- Co się stało?- zapytał, odwzajemniając mój uścisk.
- Miałem taki zwariowany sen... Nigdy byś mi nie uwierzył!- zaśmiałem się cierpko.
- Rozumiem...- mężczyzna pocałował mnie w czoło. Tak strasznie za tym tęskniłem... Jego dotyk, głos, ciepło... Sei. Mój ukochany i jedyny Sei...
- Kouki... zaraz musisz jechać-
- Nie!- przerwałem mu niespodziewanie. Akashi zrobił zdziwioną minę.
- Przepraszam... Ja... Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego!- spojrzałem w czerwone niczym dwa rubiny oczy.
- Zamieniam się w słuch.- uśmiechnął się do mnie z miłością. Przełknąłem nerwowo ślinę.
- Sei... Ja wiem, że to wyda się bezsensowne, głupie, aroganckie i może nawet trochę podłe z mojej strony, ale... musisz skontaktować się ze swoim ojcem!- Powiedziałem to! 
- Kouki... rozmawialiśmy już na ten temat. Nie chcę mieć z moim ojcem nic wspólnego. Myślisz, że gdybym chciał się z nim pogodzić, w wieku dziewiętnastego roku życia opuściłbym dom rodzinny? Komunikował się tylko telefonicznie? Unikał w każdy możliwy sposób...?
- Wiem, wiem Sei! Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale... nie możesz tak dalej żyć! Ta nienawiść, którą do niego żywisz... przecież on jest twoją jedyną rodziną!
- Nieprawda.- odpowiedział zimno Akashi i spojrzał mi prosto w oczy.
- Ty jesteś moją jedyną rodziną. Nie mam nikogo innego.- serce ścisnęło się w mojej lewej piersi.
- Seijuurou...- wyszeptałem.
- Nie potrzebuję nikogo innego. Tylko ty się dla mnie liczysz... Dlatego proszę, spróbuj mnie zrozumieć. On zniszczył całe moje życie i... nie potrafię mu tak po prostu wybaczyć.
- Nawet jeśli miałby...- mamroczę bez zastanowienia.
- Co?
- Nie! Już nic...- przygryzłem dolną wargę. A może nic złego się jednak nie stanie? Może to był tylko zły sen? Wszystko powinno być takie, jak zawsze...
- Kouki... Co zamierzasz zrobić?- Sam nie wiem... Co mam teraz zrobić? Jak zatrzymać tą bezlitosną machinę czasu? Shiori-san... powiedz mi...


"Liczę na ciebie, Kouki! Wybierz... Wybierz dla was dobre zakończenie!"

- Kouki...- przytuliłem się do Akashiego. Nie. Nawet jeśli miało to być złudzenie... obronię cię, Sei. Wierzę w słowa Shiori-san i zrobię wszystko co w mojej mocy.- postanowiłem i zerwałem się na równe nogi.
- Sei... Muszę na chwilę wyjść.

⚝⚝⚝

- Etto... Chciałbym się zobaczyć z panem Akashim Masaomim.- zwróciłem się do sekretarki siedzącej w lobby.
- Był pan umówiony?- zapytała, nie odrywając pilnego wzroku od ekranu monitora swojego komputera.
- N-Nie...- mruknąłem cicho. Kobieta westchnęła i spojrzała na mnie z litością.
- W takim razie proszę-
- Chodzi o jego syna! Akashiego Seijuurou! To coś naprawdę ważnego! Proszę!- Shiori-san... Pomóż mi! Dodaj mi odwagi i siły... Ja muszę się z nim zobaczyć! Dla Shiori-san i dla Seijuurou...
- Moment. Zapytam jego głównego sekretarza czy nie prowadzi obecnie spotkania.- westchnęła ciężko.
- Bardzo pani dziękuję!- ukłoniłem się nisko. Jasnowłosa sekretarka podniosła czarną słuchawkę telefonu i wykręciła odpowiedni numer.
- Może pan wejść. Proszę wjechać windą na 13 piętro. Drugie drzwi na prawo.
- Dziękuję najmocniej!- I co teraz?- przełknąłem głośno ślinę wciskając w windzie przycisk z trzynastką. Cały się trzęsłem, serce łomotało w piersiach, a w głowie miałem prawdziwy mętlik.
- Wejść.- usłyszałem męski głos, gdy zapukałem w drewniane drzwi ze złotą plakietką i czarnym napisem "Akashi". Przekręciłem gałkę i wszedłem do gabinetu. Pomieszczenie było przestronne oraz elegancko urządzone. Białe ściany, ciemny, drogi dywan. Nie było tam za wiele mebli. Jednie regały zapełnione książkami, kilka roślin w porcelanowych doniczkach, a na samym środku pokoju znajdowało się duże biurko, za którym siedział zwrócony przodem do okna, z widokiem na niesamowitą panoramę Kioto, mężczyzna.
- D-Dzień dobry. Nazywam się Furihata Kouki.- przedstawiłem się i ukłoniłem.
- Furihata? Czy to nie ty przyjaźnisz się z Seijuurou?- usłyszałem odpowiedź zza skórzanego, czarnego i obracanego fotela.
- T-Tak!
- Co cię do mnie sprowadza, Futihata-san?- Masaomi powoli odwrócił się w moim kierunku. Ma krótko ścięte brązowe włosy, z kilkoma siwymi kosmykami, parę zmarszczek na surowej twarzy i bordowe, zmęczone oczy... Zmienił się... To chyba oczywiste! Minęło już kilka, dobrych lat!
- J-Ja... chciałbym, żeby Seijuurou się z panem pogodził.
- Słucham?- ostre, przeszywające słowa zamrażają na krótką chwilę mój umysł i serce.
- M-Może powiem panu wszystko od początku... W-Więc... Znamy się z Seijuurou. Jesteśmy przyjaciółmi od liceum i... zdążyłem go już trochę poznać. Znam jego przeszłość i to, jaki jest teraz i... boję się o niego. O jego przyszłość. Tyle już przeżył cierpienia w swoim młodym życiu... Stracił swoją najukochańszą matkę, z którą miał taki dobry kontakt i... nie pozwolę, żeby stracił też ojca!- zbieram w sobie resztki odwagi i podnoszę wzrok, aby spojrzeć mu prosto w oczy.
- Młodzieńcze...
- Seijuurou się zmienił! Nie jest już tą samą osobą, co kiedyś. Jest mądry, dobry, przyjacielski... Zupełnie inny niż w młodości! Tyle czasu zajęło mu zagojenie swoich krwawiących ran... Nie wszystko stracone! Możecie jeszcze odbudować swoje relacje! Czy nie po to są właśnie święta...?- Kouki... Czy ty właśnie mu przerwałeś? Czy ty właśnie przerwałeś wielkiemu Akashiemu?! Uciekaj. Natychmiast. Odwrót! Odwrót!- czułem zimny pot spływający po moich drżących plecach.
- Jeśli zależy panu na tym samym... Niech się pan stawi dzisiaj, o dwunastej na cmentarzu przy grobie pana żony. Będziemy tam czekać. Ja i Seijuurou. Do-Do widzenia!- ukłoniłem się grzecznie i pospiesznie wyszedłem z gabinetu. Dotarłem do windy, na chwiejnych nogach i próbowałem z całych swoich sił nie zemdleć. Próbowałem, Shiroi-san. Nic więcej nie uda mi się wymyślić. Resztę... zostawiam tobie.

⚝⚝⚝

- Dlaczego tak nagle chcesz ze mną jechać na grób mojej matki?- zapytał mnie Seijuurou w drodze na cmentarz.
- Tak dawno jej nie widziałem! Tak szczerze, to tylko raz, kiedy mi ją przedstawiłeś...- mruknąłem pod nosem.
- Co ty znowu knujesz, co Kouki?- przemilczałem swoją odpowiedź, a Akashi zaparkował swoje auto na parkingu. Wysiedliśmy z samochodu. Czerwonowłosy zaprowadził mnie do nagrobka stojącego pod uśpionym drzewem wiśni. Następnie złożył na kamiennej płycie bukiet czerwonych róż.
- Cześć, mamo. Przyszliśmy. Uwierzysz, że to był pomysł Koukiego? Podobno stęsknił się za tobą.
- Dzień dobry, Shiori-san.- A niech to...! Nazwałem ją po imieniu!- zerknąłem na czerwonookiego, który uśmiechał się do mnie ciepło. Nie ma nic przeciwko...?
- Pomodlimy się?- kiwnąłem twierdząco głową. Złożyliśmy dłonie i pochyliliśmy głowy do modlitwy. Proszę... Akashi-san... Pojaw się!- błagałem w myślach zaciskając dłonie coraz mocniej. W pewnym momencie usłyszałem zbliżające się w naszym kierunku kroki. Otworzyłem oczy i uniosłem wzrok. Niedaleko nas stał wysoki brunet w czarnym, eleganckim płaszczu i ciemnych, skórzanych rękawiczkach. W dłoniach trzymał bukiet białych róż.
- A-Akashi-san...!- Udało się!- poczułem ulgę i radość.
- Co ty tutaj robisz?- syknął nieprzyjaźnie Seijuurou, a następnie stanął przede mną oraz zaczął mierzyć się wzrokiem z ojcem. Osłania mnie?
- Maniery, Seijuurou. Co do twojego pytania, to przyszedłem odwiedzić żonę.- szatyn kucnął przy nagrobku i położył piękne kwiaty obok naszego bukietu. Akashi przez cały czas nie spuszczał z niego swojego wściekłego wzroku.
- Idziemy, Kouki.- rzucił do mnie czerwonowłosy.
- Poczekaj, Sei!- złapałem go za rękaw szarego płaszcza.
- Czy to nie jest dobra okazja, żeby porozmawiać? Właśnie tutaj... Jesteście wszyscy razem.- Seijuurou spojrzał na Masaomiego, a potem na grób Shiori.
- Sei... nie możesz stracić kolejnej osoby. I to tak ważnej, jaką jest twój własny ojciec!- zacisnąłem palce na materiale jego okrycia.
- Kouki...
- Nie zastąpię ci rodziców, Sei. Chociaż bardzo bym chciał.... nie potrafię. Pogódź się z ojcem. Spróbuj mu wybaczyć. Jestem pewien, że nie jest jeszcze za późno.- posłałem dorosłemu mężczyźnie swój lekki uśmiech i odszedłem o kilka kroków.
- Dokąd idziesz?!- zawołał za mną czerwonowłosy. Wiem, że się boisz, Sei. Ja też się cholernie boję... Nie chcę cię tam samego zostawiać, ale... to jest sprawa tylko pomiędzy wami. Ojciec i syn. Nie ma tam miejsca dla osoby trzeciej.
- Idę do stawu! Będę tam na ciebie czekał!- Tak być powinno. Oby im się udało... Wierzę w ciebie, Seijuurou.


⚝⚝⚝

Wpatrywałem się w taflę lodu, która pokrywała staw. Kucnąłem i objąłem kolana rękoma. Zimno...- zadrżałem.Czekałem na Seijuurou przez dobre pół godziny. Mógłbym czekać nawet w nieskończoność, byleby się pogodzili... Szkoda mi tylko trochę palców u stóp... i nosa.- westchnąłem i wyprostowałem się. Chyba się przejdę...
- Kouki!- usłyszałem wołanie. W moją stronę biegł czerwonowłosy mężczyzna.
- Wybacz, że tak długo. Wszystko-
- Nie martw się o mnie. Ważniejsze jest... Pogodziłeś się z ojcem?- spojrzałem w czerwone tęczówki. Akashi przez chwilę milczał. Dla mnie jednak nie była to zwykła "chwila". Przez cały czas jego nieobecności odchodziłem od zmysłów.
- Postanowiliśmy... zacząć od nowa. Nie będzie łatwo, ale postaramy się odbudować nasze relacje. Zaczniemy od codziennych telefonów, a potem może wrócę na kilka nocy do rodzinnego domu...
- To wspaniale!- rzuciłem mu się na szyję.
- Kouki! Jesteś strasznie zmarznięty!- zauważył czerwonooki.
- Tak strasznie się cieszę... znowu jesteście rodziną...- czułem, jak moje ciało zaczęło słabnąć.
- Kouki...? Kouki!

⚝⚝⚝

Kiedy się ocknąłem, leżałem w łóżku Akashiego owinięty w kołdrę i gruby koc.
- Narobiłeś dzisiaj niezłego zamieszania, "kochanie".- Seijuurou wszedł do pokoju z białym kubkiem w dłoni. Miał na sobie zimowy, beżowy sweter i ciemne spodnie. Czerwonowłosy podszedł do mnie oraz podał mi ciepłe naczynie.
- Kakao?- moje nozdrza wyczuły słodką, znajomą woń.
- Z dodatkową ilością cukru. Jeszcze chwila na tym mrozie i zamiast chłopaka miałbym królową lodu.- mężczyzna usiadł przy mnie na łóżku.
- Zjesz coś? Ugotowałem kolację.
- Kusząca propozycja.- uśmiechnąłem się do niego i upiłem łyk smacznego napoju.
- Twoi rodzice dzwonili. Powiedziałem im, że miałeś jakąś niestrawność i teraz odpoczywasz u mnie w domu. Masz do nich zadzwonić. Tylko mnie nie wydaj...
- Oczywiście, że nie! Przecież zrobiłeś dla mnie to pyszne kakao!- odparłem z uśmiechem.
- Tylko dlatego?- Akashi uniósł jedną brew do góry.
- Nie tylko.- musnąłem jego policzek ustami.
- Sei... czy mógłbym zostać dzisiaj u ciebie? Chyba już żaden pociąg mnie nie zabierze do Tokio...
- Głupio mi to rzec, ale nie mógłbym być bardziej szczęśliwy z tego powodu.- uśmiechnął się szeroko Seijuurou i pocałował mnie w czoło.
- Świetnie. A teraz idź do salonu. Pod choinką coś na ciebie czeka...
- Pod choinką...?- zamrugał powoli czerwonooki.
- Nie zauważyłeś? Zostawiłem ci tam prezent!- nagle absolut zerwał się na równe nogi i wyszedł z pokoju. Pół minuty później wrócił trzymając w dłoniach niewielkich rozmiarów czerwone pudełeczko ze złotą wstążką.
- Dziś jest Boże Narodzenie, więc możesz już otworzyć.- oznajmiłem popijając kakao.
- Czyli ty mogłeś mi coś kupić, a ja już nie?
- Po pierwsze- jestem zdany na twoją łaskę. Po drugie- nie psuj nastroju. Po trzecie... otwieraj już!- Akashi pociągnął za wstążkę i uchylił wieko.
- Wesołych Świąt, Seijuurou!- czerwonowłosy obracał w dłoniach kulę śnieżną.
- Tak naprawdę, to jest kula śnieżna z pozytywką. Zobacz. Tutaj jest takie pokrętło...- Seijuurou nakręcił pozytywkę. W pokoju rozległ się dźwięk znajomej melodii.
- To... Czy to nasza piosenka?- zapytał i spojrzał mi w oczy.
- Pamiętałeś?- zachichotałem.
- Kouki... jesteś niesamowity. W jeden dzień naprawiłeś to, czego sam nie potrafiłem od lat. I jeszcze ten wspaniały prezent...
- Nie rozumiesz, Sei? Kocham cię i nie chcę cię opuścić. Twoje rany i problemy... dotykają mnie ze zdwojoną siłą. Dlatego od teraz, chcę być dla ciebie kimś więcej, być coraz bliżej ciebie i być częścią twojego życia.- Akashi złapał mnie za rękę i ucałował jej wierzch.
- Furihata Kouki... kocham cię.- Wiem, Sei. Ja ciebie też. Najbardziej na świecie...



⚝⚝⚝⚝⚝

Drodzy Czytelnicy!! :D


Nadszedł ten piękny wcale nie piękny, bo już po feriach i matura się zbliża dużymi krokami ;_; i wyczekiwany przez niektórych dzień... Blog ma już calutkie dwa lata! <3 Jak ten czas szybko leci... Od razu zbiera mi się na wspominki, jak go zakładałam! xD Te wypieki na twarzy w czasie przepisywania "opowiadania głównego" z zeszytów na laptopa, pierwsze wyświetlenia, pierwsi obserwatorzy, pierwsze komentarze... I oby wszystkiego było jeszcze więcej~! ;D

Dokładnie tak, jak w zeszłym roku, chciałam ogłosić parę statystyk odnośnie bloga ^^ (to niesamowite, jak społeczność czytelnicza "My Yaoi Passion" tak się rozszerza z dnia na dzień :D) Nie wiem czy pamiętacie, ale podczas rocznicy bloga, wyświetleń było trochę ponad 10 tysięcy, a teraz... Teraz jest ich ponad 150! *q* Jak?! Jak...?! :O *nie może wyjść z osłupienia* Przybyło również kilka, nowych Słodziaków (jak zawsze, wieeelkie arigatou za obserwacje! ^-^) i jeszcze więcej komentarzy- ponad 1000 (łącznie z moimi)! *.* (Właśnie! Odnośnie komentarzy... postaram się za nie niedługo zabrać ;P)

Dziękuję, że jesteście ze mną i wspieracie mnie komentarzami oraz wiadomościami prywatnymi (to dla mnie bardzo cenne i ważne) <3 ;) mam też cichą nadzieję, że te nieco leniwe i skryte duszyczki również się uaktywnią ;p


Co jeszcze...

Kochani! Nie uwierzycie co dostałam! *-* Moją pierwszą mangę BL!! :O *Q* Wszystko dzięki mojej ukochanej siostruni, którą zapoznałam ze światem yaoi :D Tak, zebrałam się na odwagę i jej to wyjawiłam. Następnie obejrzałyśmy prawie wszystkie anime tego typu ^-^ Nie jest taką fanatyczką jak ja, ale cieszę się, że o wszystkim wie, bo teraz mogę nawijać jej o moich ukochanych pairingach oraz nowych pomysłach na bloga :D Nie przedłużając, przedstawiam Wam moje nowe dzieciątko:

Muahahahah! Joleen lubi bawić się w feng shui ;P


Jeżeli będziecie chcieli, to mogę Wam napisać krótką recenzję z tej wspaniałej mangi i opowiedzieć, co ogólnie myślę o polskich wydawnictwach mangi a jest o czym mówić xd. Mangę "Labirynt uczuć" bardzo serdecznie Wam polecam. To była jedna z tych mang, przez które płakałam jak bóbr (ze śmiechu i nadmiaru feelsów ;D)! *Pssst! Jeśli ktoś czytał, to niech się pochwali! ^^*


Na razie to tyle. Trzymajcie się cieplutko i życzcie mi powodzenia na egzaminie na prawko (już w przyszłym tygodniu 13 lutego ;_; zdaję)!

PS. Epilogu z opowiadania świątecznego nie będzie! ;_; to trochę przesada... jest już luty! xD a poza tym spójrzcie jaki ten post długi Dlatego mam nadzieję, że pomimo mojej obsuwy z terminami, opowiadanie Wam się spodobało ^^

(2) PS. Szykujcie się na Walentynki! ^^ może uda mi się coś napisać... Wolicie one-shot? A może Lost...? Lost na Walentynki? O.o xD


Joleen :*