niedziela, 26 października 2014

Rozdział V

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!




- Znowu mam cię karmić jak dzieciaka? - mruknął Levi wpatrując się we mnie podczas kolacji.
- N-Nie trzeba. Poradzę sobie - odrzekłem, po czym wziąłem widelec do ręki i zacząłem jeść posiłek przygotowany wcześniej przez Hanji i Petrę. Mężczyzna westchnął krótko i zaczął przeglądać gazetę. - Nic nie zjesz… sir? - zapytałem, przyglądając się mu ukradkiem.
- Nie jestem głodny - odparł i napił się gorącej kawy ze swojej ulubionej filiżanki. Mam deja vu... - pomyślałam, przypominając sobie  wczorajszy wieczór. - Przykro mi to stwierdzić, ale nie mogę cię posłać do publicznej szkoły - przerwał grobową ciszę między nami - Postanowiliśmy złożyć papiery do szkoły prywatnej.
- Będę chodził do szkoły? - zdziwiłem się.
- Najprawdopodobniej od poniedziałku. To dobra szkoła i bezpieczna - zapewnił. Czy aby na pewno jestem w stanie wyjść teraz na zewnątrz? A jeżeli ktoś mnie rozpozna? Może mam jakiś czyhających na moje życie wrogów? I… czy w ogóle byłem kiedykolwiek w szkole? - zacząłem się zastanawiać.
- Nie martw się, dasz sobie radę. Rok szkolny dopiero się zaczął, więc nie będziesz miał wielu zaległości - spojrzałem wprost w kobaltowe tęczówki. Jest dla mnie taki… dobry i opiekuńczy. Dlaczego? Współczujesz mi, czy tylko okazujesz litość? Jak mam to odbierać?
- Ale czy to nie będzie... kłopot? - bąknąłem.
- Co masz na myśli?
- Jeżeli mam trafić do rodziny zastępczej… Dlaczego chce pan zainwestować w prywatną szkołę? Tak naprawdę, to… wcale mnie pan nie zna - wyjawiłem moje troski. Ciemnowłosy odłożył gazetę i skrzyżował ręce na piersi.
- A ty znasz siebie? - zapytał, mrużąc oczy. Kompletnie zaskoczył mnie swoją odpowiedzią.
-  N-No, to znaczy… ja… - nie mogłem poskładać zdania w logiczną całość. Levi uciekł wzrokiem i potarł czoło dłonią.
- Wybacz, to było nie na miejscu. Chodzi mi o to, że… jesteśmy tu po to, żeby pomagać właśnie takim ludziom jak ty. Sam zgodziłem się na to, abyś u mnie zamieszkał przez jakiś czas, a co do szkoły… po prostu się zgódź. Pomimo tych bredni, co mówiła Hanji… szkoła wyjdzie ci na dobre. Uwierz mi - ponownie spojrzałem w jego magiczne tęczówki. Były niczym nocne niebo bez gwiazd oraz żadnej chmurki...
- Dobrze. Postaram się jak mogę - obiecałem.
- Świetnie - odrzekł, dopijając kawę.
- Czy mogę o coś prosić? - zapytałem w pewnej chwili. Rivaille kiwnął twierdząco głową. - Jestem świadom tego, że moje utrzymanie i szkoła będą sporo kosztowały, więc... czy mógłbym się panu jakoś odwdzięczyć albo odpracować część kosztów? - zaproponowałem. Niebieskooki odłożył filiżankę na spodek i zerknął na mnie 
- Odwdzięczyć albo odpracować, tak? - splótł dłonie i oparł o nie brodę. - Mógłbyś od czasu do czasu wyręczyć Verde w pracach domowych. Słyszałem, że ponoć nieźle idzie ci to całe sprzątanie...
- Jeżeli sobie pan tego życzy - odpowiedziałem, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- W tej sprawie będziesz musiał podporządkować się Verde. Zna tutaj każdy zakamarek, któremu brakuje odpowiedniej uwagi - wyjaśnił. - Zmieniając temat, od wczoraj trapi mnie pewne pytanie... -  spojrzał na mnie znacząco - Wczoraj, zanim zemdlałeś...
- Ach! Przepraszam! Ja naprawdę nie chciałem...! - zacząłem się tłumaczyć.
- Wiem o tym. Nie musisz przepraszać - przerwał mi.
- T-Tak… - szepnąłem speszony i opuściłem głowę.
- Mówiłeś coś... zanim zemdlałeś.
- Niestety nic nie pamiętam - odpowiedziałem z westchnieniem.
- Rozumiem... Może jednak sobie przypomnisz? Usłyszałem imię...
- Imię? - zdziwiłem się, a moje serce zabiło szybciej.
- „Mikasa” - w głowie miałem pustkę, ale coś podpowiadało mi w duchu, że kiedyś słyszałem już to imię. Nie jednokrotnie...
- Nie mogę sobie nic przypomnieć, ale czuję, że znam to imię bardzo dobrze... - nastał chwila ciszy.
- Cóż, chciałem tylko, żebyś to wiedział i miał ten fakt na uwadze. Może uda ci się coś przypomnieć - stwierdził.
- Dziękuję... - zmrużył lekko oczy, przez co mogłem zauważyć jego długie, ciemne rzęsy, otaczające niesamowicie magnetyczne oczy. Po raz pierwszy udało mi się dobrze mu się przyjrzeć z tak bliskiej odległości. Blada cera, swobodnie opadające na czoło, kruczoczarne kosmyki grzywki, prosty nos i wąskie, bladoróżowe wargi... Z rozmyśleń wyrwał mnie niespodziewany ruch ze strony mężczyzny, który podniósł rękę i wyciągnął ją w stronę mojej twarzy. Puls znacznie mi przyspieszył, a w uszach zaczęła szumieć krew. Czy to strach? - powoli przymknąłem powieki. A może po prostu...



*****

Witajcie! ;*


Wstawiam kolejny rozdział ^^ pomimo tego, że mam ogromną „falę” sprawdzianów. Śmiać mi się zachciało, kiedy to wczoraj pisałam. Eren nie chciał iść do szkoły? Czyżby chciał się wymigać? No i oczywiście Levi jako obrońca nauki i rozwoju: „To dla Twojego dobra!”, a sam na pewno był wzorowym uczniem XD

Mam nadzieję, że spodobał Wam się rozdział (a szczególnie końcówka ^^).


Joleen :*

7 komentarzy:

  1. ciekawy rozdział ;) pisz dalej ;3
    ~M.~

    OdpowiedzUsuń
  2. uhuhuhu coś się chyba wydarzy ^^ czekam,czekam,czekam i.....czekam na dalszą część. weny życzę ;3
    ~M.~

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy wydasz następny rozdział ? pozdrawiam ~M.~

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję ;) ~M.~

    OdpowiedzUsuń
  5. Mówiłaś coś, że ja jestem niemożliwa? A kto kończy rozdział w takim momencie?! ;p :D ^^

    OdpowiedzUsuń