sobota, 18 października 2014

Rozdział III

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Otworzyłem oczy. Leżałem w tym samym łóżku, w którym byłem na początku moich zupełnie nowych wspomnień. Podniosłem się na łokciach i potarłem swoje czoło. Ból głowy nadal nie dawał mi spokoju... Nagle usłyszałem dźwięk wystukiwanych klawiszy klawiatury komputerowej. Przed sobą zobaczyłem starszą kobietę w eleganckim koku i okularach na nosie. Nie zwracała na mnie uwagi, tylko siedziała przy biurku i zajmowała się swoimi sprawami. To ta wiedźma… - skrzywiłem się.
- Gdzie jest pan domu? - zapytałem lekko zachrypniętym głosem.
- Musiał wyjść w sprawie interesów. Idź się umyć i ubrać - rozkazała oschle, nie zdejmując wzroku z ekranu. Powoli wstałem i skierowałem się do łazienki. Spojrzałem w lustro nad umywalką. Przynajmniej już wiem jak mam na imię, ale skąd on to wiedział? On coś wie o mojej przeszłości… wie jak mam na imię… Kim on jest? Jak się nazywa? Dlaczego się mną wczoraj zaopiekował? Chcę się dowiedzieć… - rozmyślałem w czasie kąpieli. Po pewnym czasie ubrałem się i wróciłem z powrotem do pokoju.
- Co tak długo? Masz dużo rzeczy do roboty! - naskoczyła na mnie.
- Na przykład? - spytałem, mierząc ją wzrokiem.
- Masz wytrzeć kurze, umyć wszystkie podłogi i posprzątać pokoje na piętrze - oznajmiła.
- Z czyjego rozkazu? - zmrużyłem wrogo oczy.
- Z rozkazu pana, oczywiście - odrzekła, poprawiając okulary. Mam tutaj sprzątać? Cóż… powinienem się czymś zając. Poza tym, zrobię co w mojej mocy, by mu się odwdzięczyć za wczorajszy posiłek i opiekę - postanowiłem.
- Za mną. Pokażę ci, gdzie znajdziesz potrzebne sprzęty - rzekła, wychodząc z pomieszczenia.
- Tak jest! - zasalutowałem, a kobieta posłała mi zdziwione spojrzenie. 

***

Skończyłem większość swojej pracy, lecz zostało mi jeszcze posprzątanie pokoi na piętrze, których było aż sześć. Zdaniem wiedźmy-Verde, wymagały odkurzenia, umycia okien i założenia nowych pościeli. Szybko i sprawnie wykonałem swoje zadania. W końcu został mi tylko jeden pokój z ciemnymi, drewnianymi drzwiami. Niepewnie nacisnąłem złotą klamkę...
- Oj! Nie możesz tam wchodzić! - usłyszałem wołanie. Odwróciłem się w stronę nielubianej przeze mnie dorosłej, która podeszła do mnie szybkim krokiem i chwyciła za nadgarstek, abym puścił klamkę. - Idź do pokoju na strychu. Na razie masz wolne - kiwnąłem twierdząco głową. Puściła mnie wolno i pilnie obserwowała, jak po chwili niechętnie zacząłem iść w stronę schodów. Dlaczego nie mogłem tam wejść? Czyj był to pokój? Albo co się w nim znajdowało? - ciekawość wzięła nade mną górę. Ukryłem się za ścianą i kątem oka obserwowałem, jak siwowłosa westchnęła ciężko i zeszła na parter. Wtedy zakradłem się do drzwi od tajemniczego pokoju. Kiedy ponownie nacisnąłem klamkę, usłyszałem zbliżające się kroki...
- Eren, co ty wyprawiasz? - odezwał się znajomy, kobiecy głos. Odwróciłem się w stronę miodowłosej w brązowej marynarce, ciemnych spodniach i obcasach.
- Petra...  - mruknąłem zawiedziony. Misja zakończona jedną, wielką klapą...
- Wiesz, że tam nie wolno wchodzić, prawda? Co ci mówiła Verde? - powiedziała z przyjaznym uśmiechem.
- Co to za pokój? - zapytałem.
- To pokój Leviego, to znaczy... pana tego domu - Jego pokój… Le-Levi?
- Tak ma na imię? Pan... L-Levi?
- To jedynie przezwisko. Tak naprawdę nazywa się Rivaille. Rivaille Ackerman - poprawiła się, wsuwając kosmyk za ucho.
- Rivaille… - wymamrotałem, spuszczając wzrok na podłogę. Kobieta podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Musisz być zmęczony...
- Nie, skąd! Nie lubię siedzieć bezczynnie, naprawdę! - zaprzeczyłem - Ach! Przy okazji, chciałbym ci bardzo podziękować za wczorajszą kolację - jej twarz rozświetlił jeszcze piękniejszy uśmiech.
- To nic wielkiego. Cieszę się, że ci smakowało. A teraz chodźmy - powiedziała, kierując mnie z dala od pokoju, którego tak bardzo chciałem zbadać. Tym bardziej, gdy dowiedziałem się, do kogo należał...
- Powiesz mi więcej o panie Rivaille? - poprosiłem, idąc z nią ramię w ramię.
- Hmm, czemu nie - zgodziła się. - Niestety niezbyt dobrze znam Leviego prywatnie. Wiem tylko, że jest liderem naszej tajnej grupy, ale nad nim jest ktoś jeszcze bardziej potężny. Pan Erwin Smith. To właśnie on wciągnął go do naszego zespołu. Co jeszcze... To może powiem ci o domu, co? - zaproponowała, na co pokiwałem entuzjastycznie głową - A więc... Rivaille posiada dosyć spory majątek. Większą część z niego przeznaczył na kupno tej posiadłości przy morowym jeziorze. Pamiętam, jak na samym początku przejeżdżaliśmy obok tej dzielnicy. Na znaku przy drodze widniał wielki napis, że willa jest na sprzedaż. Okazało się, że jej właściciel zmarł i dom odziedziczył jego syn, który miał długi i nie mógł utrzymać rezydencji. Levi postanowił, że ją kupi i wyremontuje. Pewnie spodobał mu się ten ponury i tajemniczy klimat, bo jest podobny do jego charakteru. Później przyznał się, że jego intencją było, aby willa stanowiła dom dla całego naszego zespołu. Stąd aż sześć pokoi. Niestety każdy ma swoją rodzinę, z którą czuje się najlepiej. Dlatego już od prawie roku mieszka tutaj sam. Kilka razy w tygodniu odwiedza go Verde- gosposia, która służyła tutaj za czasów poprzedniego właściciela.
Levi jest zapracowany bardziej niż wszyscy. Oprócz tego, że zajmuje się sprawami w naszej organizacji, to prowadzi własne interesy na giełdzie oraz pracuje dorywczo jako detektyw. Wcześniej też pracował w policji, ale nie znam szczegółów...  Jest bardzo inteligentny i błyskotliwy, zna się na biznesie oraz świetnie radzi sobie w innych dziedzinach - zachichotała i zaczęła bawić się złotymi końcówkami.
- Naprawdę… daje sobie z tym wszystkim radę? - zapytałem zdziwiony.
- Czasami wątpię w to, że jest zwykłym, dwudziestosiedmioletnim facetem. Prawda jest taka, że wcale nim nie jest. Wprost przeciwnie… Jest niesamowity - powiedziała, wpatrując się w dal. Zabujała się w nim, czy jak? - To znaczy…! Jest niesamowitym… Emm… Niesamowitym pracoholikiem! Właśnie! - próbowała zatuszować swoje zawstydzenie, wybuchając głupkowatym i nieco histerycznym śmiechem.
- Lubisz Rivaille, tak? - zapytałem wprost, czując lekką irytację.
- Oczywiście, że tak! Podziwiam go i lubię z nim przebywać, ale poza wspólną pracą nic mnie z nim nie łączy. I nie połączy… - wyjaśniła ze smutkiem.
- Dlaczego?
- Mam już kogoś. Poza tym, nigdy nie łączyło nas nic głębszego i cieszy mnie nasza relacja jako dobrzy przyjaciele. Zawsze mogę na nim polegać. Chociaż czasem zachowuje się całkiem podle i niegrzecznie - To w końcu go kochasz, czy nie? - nie mogłem tego pojąć.
- Świat dorosłych jest taki pokręcony - westchnąłem i przeczesałem włosy dłonią. Petra uśmiechnęła się ciepło i spojrzała na mnie swoimi miodowymi oczami.
- Masz rację… nie jest łatwo - przytaknęła.
Nagle usłyszałem dziwne odgłosy za plecami. Odwróciliśmy się z Petrą równocześnie i zobaczyliśmy biegnącą w naszą stronę kobietę w okularach i brązowych włosach, które zostały związane w kitkę.
- Petra! Eren!! - zawołała i rzuciła się, aby nas przytulić.
- C-Co się-?! - zacząłem czuć się niezręcznie podczas niespodziewanego uścisku nieznajomej.
- Och, przepraszam najmocniej! Nie chciałam cię wystraszyć! - odsunęła się jak poparzona. - Jestem Hanji! Miło mi cię poznać Eren! Eren Jeager! - zaśmiała się i wyciągnęła do mnie swoją dłoń.
- Je-Jeager? To moje nazwisko? - dopytałem, a kobieta w odpowiedzi pokiwała twierdząco.
- Zajęło to trochę czasu, ale udało mi się zgromadzić parę informacji o tobie i twojej przeszłości. Przekazałam je od razu Leviemu. Jest w salonie. Chodźmy tam, szybko! - rzekła wyraźnie podekscytowana i zaprowadziła nas do ogromnego pomieszczenia z kominkiem, miękkim dywanem, dwoma skórzanymi sofami i pasującymi do nich fotelami. Na jednym z nich siedział ciemnowłosy. Miał na sobie czarną koszulę z rozpiętymi pod szyją guzikami i jasne spodnie. Przeglądał jakieś papiery, które wyjął z otwartej teczki, znajdującej się na stoliku. - Już tu są, Levi! - zawołała szatynka i rozsiadła się wygodnie na sofie. Mężczyzna spojrzał przelotnie na Petrę, a później na mnie.
- Witaj, Eren - przywitał się.
- Dzień dobry... - zawahałem się, czy nie użyć jego imienia, lecz uznałem, że byłoby to dosyć niegrzeczne, zważając na to, iż sam mi się nie przedstawił. - ... sir - dodałem po chwili.
- Usiądź, musimy porozmawiać - spocząłem między rozweseloną Hanji, a spokojną Petrą. - To, co zaraz powiem jest stu procentową prawdą. Nie ma tu żadnego cackania się i ukrywania nieprzyjemnych faktów. Jesteś na to gotowy? - zapytał, złożył swoje dłonie i wlepił we mnie swój pilny wzrok. Wziąłem głęboki wdech i kiwnąłem twierdząco. Czułem, jak krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach. Nie mogłem już dłużej czekać. Musiałem poznać prawdę.



*****

Witajcie! ^^


Niespodzianka! Post z sobotniego... popołudnia xd Jeżeli nauka mnie tak nie przygniecie jak zawsze, to wstawię Wam kolejny rozdział jutro ;)

Wybaczcie mi za ten błąd z ostatnim postem (rozdział 2). Próbowałam go poprawić na komórce w aplikacji Blogger’a, ale wyszło tak, że ucięło mi pół rozdziału XD.


Miłego weekendu! ;**


Joleen :*

5 komentarzy:

  1. Świetnie piszesz ! ;3 Życzę dalszych sukcesów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuuuuję! :* Taki super komentarz na koniec dnia ^^

      Usuń
    2. kiedy będzie następny rozdział ? pytam, ponieważ nie mogę się doczekać *__* weny życzę ;)

      Usuń
  2. Ooooch! :D to bardzo się cieszę! ^^ Rozdziały pojawiają się zazwyczaj co tydzień w weekend'y, ale może dam radę wstawić go jutro :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję za info ;).

    OdpowiedzUsuń