wtorek, 31 marca 2015

Rozdział XIII

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- Ar-min...?- moje usta same ułożyły to nieznane dla mnie w tamtym momencie imię. Chwilę później poczułem jak ktoś rzuca mi się w ramiona. Zamrugałem i spojrzałem na chudą, drżącą postać, która mnie mocno obejmowała.
- Żyjesz! Ty naprawdę...! Eren!- szlochał roztrzęsiony blondyn. Mój wzrok napotkały nieco zadziwione, kobaltowe oczy Leviego, który chwilę później wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Erwinem.
- Armin? Spokojnie. Odsuń się od Erena i...- zaczął spokojnym tonem Smith.
- Eren! Eren! Eren!- chłopak w kółko  powtarzał moje imię. Więc jest jednak ktoś, kto mnie znał... Z mojej przeszłości...
- Armin, uspokój się. Proszę podejdź...- mężczyzna skierował się powoli w stronę blondyna.
- ...kasa.- usłyszałem jego niewyraźny szept.
- Eh?- chłopak nagle złapał za moje ramiona i spojrzał mi prosto w oczy. Jego błękitne jak ocean wypełniony łzami ślepia nie dały mi jakiejkolwiek możliwości ruchu.
- Eren! Gdzie jest Mikasa? Jest z tobą prawda? Musi być! Wtedy też byliście razem...!- mówił porywczo. Mikasa... Ona jednak istnieje! W pewnym momencie moją głowę przeszedł straszny ból.
- Eren!- usłyszałem głos Leviego, ale było już za późno. Moje myśli stanowiły jeden wielki chaos. Zacząłem widzieć szare obrazy. Przelatywały mi przed oczami coraz szybciej i szybciej. W kółko ta sama scena... Dziewczynka w słomianym kapeluszu i sukience stała obok jakiegoś starego domu oraz uśmiechała się. Obok niej był chłopiec w swetrze i koszuli. Słyszałem ich głosy. Wołali moje imię. Kiedy wyciągnąłem dłoń w ich stronę... po prostu rozproszyli się w powietrzu.
- Eren!- moje oczy się otworzyły. Spojrzałem na niewyraźną postać obok mnie. Siedziałem na podłodze, na holu. Ktoś podtrzymywał mnie za ramiona.
- Eren, spójrz na mnie. Słyszysz mnie?- mówił głos. Ujrzałem kruczoczarne włosy. To musiał być on...
- Levi-san? Co... Co się dzieje?- zapytałem nieświadomy sytuacji. Sufit... wirował. Strasznie bolała mnie głowa i czułem jakbym miał zaraz zwymiotować.
- Eren. Uspokój się. Pochyl głowę... Erwin! Przynieś mi wodę i coś zimnego!- Głos Leviego... Ma taki piękny głos...- majaczyłem. Przymknąłem swoje powieki i spuściłem głowę.

Po co ja się w ogóle narodziłem...?

***

Kiedy ponownie otworzyłem oczy, leżałem na sofie w salonie, a na czole miałem zimny okład. Tyłem do mnie, na tym samym meblu siedział ciemnowłosy mężczyzna. Rozmawiał o czymś z Erwinem. Przez chwilę rozkoszowałem się ciszą i brakiem bólu...
- Eren? Jak się czujesz?- zapytał Levi, który od razu zauważył, że byłem przytomny.
- Trochę mi niedobrze, ale przynajmniej głowa już mnie nie boli.- wyjaśniłem ochrypłym głosem. Moje gardło było suche niczym studnia na pustyni.
- Weź to i się napij.- Levi podał mi szklankę wody oraz białą tabletkę. Przyjąłem lek bez wahania.
- Co się stało?- zapytałem oddając mu szklankę.
- Rozmawialiśmy z Arminem, ale nie chciał nam zdradzić zbyt wiele bez twojego udziału. Poza tym jest w pewnego rodzaju szoku. Myślał, że nie żyjesz i ciągle wypytywał nas o dziewczynę o imieniu Mikasa...
- Ona istnieje...- wyszeptałem na głos.
- Tak. Według Armina, to właśnie wasza trójka trzymała się zawsze razem. To jej imię powtarzałeś podczas snu...- upewnił ciemnowłosy.
- Hanji już zaczęła przeszukiwać wasze dane.- dodał męski głos. Spojrzałem na blondyna siedzącego na krześle.
- Gdzie jest Armin?- zapytałem rozglądając się po pokoju. Chłopaka w nim nie było.
- Zawiozłem go do domu. Jutro idziecie wcześnie do szkoły.- powiedział Erwin wstając.
- Ja też będę już jechał. Jest dosyć późno, a muszę jeszcze popracować. Zadzwonię jutro. Levi, zajmij się Erenem.- dodał zabierając swoją kurtkę z fotela.
- Trzymaj się Eren. Niedługo wszystko się wyjaśni.- zapewnił z uśmiechem i wyszedł. Spojrzałem na Leviego, który wpatrywał się w palący ognień w kominku.
- Eren. Mogę cię o coś poprosić?- przerwał długą ciszę Rivaille. Nasze oczy się spotkały, a ja kiwnąłem.
- Powiesz mi wszystko co przekaże ci Armin. Najmniejsze szczegóły i fakty, jakie ci wspomni. Chłopak jest bardzo nieufny i nie chciał z nami wcześniej współpracować. Wiele przeszedł, więc nie ma się czemu dziwić... Jednak...
- Zgoda.- odpowiedziałem przerywając mu. Zrobię wszystko. Zwłaszcza dla Leviego. Był jedyną osobą, której mogłem zaufać i powierzyć moje życie...
- Chodź. Musisz coś zjeść.- odrzekł Rivaille wstając z sofy.

***

Nastał ranek. Po prysznicu i założeniu nowych ubrań zszedłem na dół. Miałem jeszcze trochę czasu do wyjazdu, jednak chciałem nieco ochłonąć. Stanąłem przy oknie w salonie. Zastanawiałem się jak mam się zachowywać oraz co zrobić z Arminem. Dlaczego nie chciał powiedzieć wszystkiego Leviemu i Erwinowi? Czego się tak obawiał? Może jest w coś zamieszany? Może i ja jestem...?
- Eren?- myślałem, że dostanę zawału. Obok mnie pojawił się ciemnowłosy w ciemnobrązowym golfie i czarnych spodniach.
- Wystraszył mnie pan.- powiedziałem uspokajając moje szybkie bicie serca, które z niewiadomych powodów nie ustępowało przy obecności mężczyzny...
- Jest jeszcze wcześnie. Może zjesz jakieś śniadanie?- zaproponował Rivaille zerkając na zegarek.
- Nie sądzę, żeby udało mi się cokolwiek przełknąć. Prędzej ubrudzę tapicerkę w pańskim aucie.- odpowiedziałem z lekkim, nieco wymuszonym uśmiechem. Kobaltowe oczy przypatrywały mi się uważnie.
- Nie będę cię zmuszał...- o, coś nowego.
-... Zjesz z Arminem w szkole.- wiedziałem, że tak łatwo by nie odpuścił.
- Levi-san... Jesteś dla mnie zbyt dobry, chociaż już tyle razy narobiłem panu wstydu.- jestem taki żałosny...
- Ani razu nie czułem się czymkolwiek zażenowany z twojego powodu.- odrzekł wprost mężczyzna. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- A wtedy w sklepie...?
- Mówiłem ci już, że to była tylko i wyłącznie moja wina, prawda?
- A-ale wczoraj...
- Wczoraj zrobiliśmy największy postęp od tych kilku paskudnych dni. Im szybciej dowiemy się prawdy, tym szybciej zamkniemy tych gnojków do paki i miasto w końcu ruszy z martwego punktu.- wyjaśnił ciemnowłosy. Miał całkowitą rację, jak zawsze z resztą. Myślał o wszystkim. Nieustannie w akcji i pościgu za sprawiedliwością...
- Już czas.- powiedział Rivaille w pewnej chwili oraz poszedł na górę po swoje rzeczy. Kilka minut później wyszliśmy na dwór. Dzień był pochmurny i dosyć chłodny. Na szczęście samochód Leviego miał zamontowaną klimatyzację. Dojazd na miejsce zajął nam około pół godziny. Budynek szkoły był jasny, w kształcie litery U. Na pierwszy rzut oka wydawał się dosyć surowy...
- Najpierw idziemy do gabinetu dyrektora. Musimy podpisać jakieś papiery i zapoznać cię z regulaminem.- oznajmił Levi wychodząc z auta. Z parkingu skierowaliśmy się do wejścia. W środku szkoła była zadbana, czysta, w bardzo dobrym stanie. Ściany miały zimne barwy, od błękitu po ciemniejszą purpurę. Natomiast podłogi wyłożone zostały ciemnymi płytami. Na holach były wywieszone gabloty z gazetkami szkolnymi wykonanymi przez uczniów oraz zdjęciami różnych z kół zainteresowań. Szkoła jak każda inna, jednak miała w sobie coś eleganckiego, szykownego... tajemniczego.
Levi zapukał do drzwi ze złotą plakietką ,,dyrektor". Po chwili weszliśmy do niewielkiego, przejrzystego pokoju, w którym naprzeciwko drzwi znajdowało się większe, ciemne, drewniane biurko, na które padało mgliste światło od strony okien. Przed meblem były ustawione dwa, skórzane fotele. W rogu, po prawej stał wysoki regał z książkami, a na lewo, na ścianie widniał piękny obraz w okazałej, złotej ramie przedstawiający barwne drzewa jesienią w jakimś parku. Za biurkiem siedział łysy mężczyzna, z widocznymi zmarszczkami na twarzy oraz okazałym wąsem pod nosem. Miał na sobie brązową marynarkę oraz białą koszulę.
- Ach, to wy. Witajcie i siadajcie proszę.- powiedział podstarzały mężczyzna i wskazał na fotele przed nim.
- Eren, to jest pan Dot Pixis. Jest dyrektorem tej szkoły oraz nauczycielem fizyki i astronomii.- przedstawił nieznaną mi postać Rivaille.
- Miło mi pana poznać.- ukłoniłem się uprzejmie.
- Nawzajem, Jeager-kun.- odrzekł ściskając moją dłoń i usiadł w swoim fotelu. Nie byłem do końca pewien, ale chyba moje nozdrza wyczuły od niego zapach alkoholu... Whisky? Jednak odrzuciłem tą myśl, tak samo szybko, jak pojawiła się w moim umyśle. Następnie usiadłem z Levim w wygodnych fotelach.
- Teraz przedstawię ci regulamin, który będziesz musiał podpisać. Więc, punkt pierwszy...- po drugim już przestałem słuchać. Myślami wróciłem do mojego snu o dziewczynce w kapeluszu oraz chłopcu. To na pewno był Armin i Mikasa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłem przypomnieć sobie kim oni są. Nawet jak się nazywają... Chociaż kiedy ujrzałem Armina, wiedziałem jak blondyn miał na imię... Nie pojmuję tego...
- ... I tutaj się podpisujesz.- zakończył swoją wypowiedź dyrektor podając mi czarny długopis z logo szkoły. Podpisałem się w odpowiednim miejscu i oddałem mu papier.
- Witamy w naszej szkole.

***

- Przyjadę po ciebie o piętnastej. Wszystko w porządku?- zapytał Levi poprawiając płaszcz. Kiwnąłem twierdząco. Kobaltowe oczy zaczęły skanować moją twarz. Po chwili Rivaille posłał mi swoje zniewalające spojrzenie i wyciągnął dłoń w stronę mojej twarzy. Poczułem dotyk jego skórzanych, czarnych rękawiczek na lewym policzku. Przymknąłem lekko powieki. Można by powiedzieć, że zacząłem się odprężać i uspokajać...
- Jeżeli cokolwiek się wydarzy, marsz do dyrektora i każ po mnie dzwonić, jasne?- upewnił ciemnowłosy.
- Nie daj się, Eren. Wierzę w ciebie.- powiedział jeszcze i zwrócił się do wyjścia. Patrzyłem za nim z utęsknieniem. Dzięki jego słowom... Nabrałem odwagi i pewności. Uda mi się. Zaczynam wszystko od nowa.- postanowiłem i skierowałem się w stronę schodów. Stanąłem przed drzwiami klasy 1-B. Miałem poczekać na nauczyciela, który miał przedstawić mnie uczniom. Oparłem się o chłodną, białą ścianę i czekałem. Niedługi czas później pojawiła się kobieta w czarnej marynarce oraz spódnicy do kolan. W okół szyi miała owinięty fioletowy szalik. Była niska i drobna. Kiedy podeszła bliżej, zauważyłem jej blond włosy spięte spinką oraz przygaszone, zielone oczy. Wyglądała dosyć młodo jak na nauczycielkę...
- Jeager-kun?- zwróciła się do mnie.
- Tak, to ja.- odpowiedziałem czując nagłe zdenerwowanie.
- Miło mi cię poznać, nazywam się Rico Brzenska. Jestem nauczycielką biologii oraz wychowawczynią.- oznajmiła kobieta witając się ze mną.
- Nawzajem...- odrzekłem.
- Gotowy?- zapytała kładąc dłoń na klamce. Wziąłem wdech i skinąłem głową. Kobieta otworzyła drzwi i weszła do środka, a ja za nią. Ściany klasy miały kolor jasnej zieleni, a podłoga wyłożona była ciemnymi kafelkami. Na końcu sali stały gabloty z modelami zwierząt i roślin. Na ścianach były powieszone różne plansze z planami rozwoju człowieka. Uczniowie stali przy swoich ławkach oraz czekali na nauczycielkę. Od razu rzuciło mi się w oczy, że młodzież miała na sobie identyczne mundurki. Chłopcy nosili szare marynarki z naszywką z logiem szkoły na lewej piersi, jasnoniebieskie koszule oraz szare spodnie. Płeć piękna ubrana była w podobne, szare marynarki z niebieską kokardą w okół kołnierzyka białych bluzek. Zamiast spodni miały szare spódniczki przed kolano. Świetnie, teraz to już wszyscy zwrócą na mnie uwagę...- pomyślałem z westchnieniem.
- Dzień dobry, moi uczniowie. Zanim zaczniemy zajęcia chciałabym przedstawić wam nowego kolegę. Mógłbyś...?- poprosiła mnie kobieta. Przełknąłem ślinę i niepewnie kiwnąłem głową. Moje nogi były jak z waty, a gardło mi się ścisnęło. Wiele par zaciekawionych oczu patrzyło na mnie z zainteresowaniem.
- Emm, etto... Nazywam się E-Eren Jeager. Miło mi was poznać...- wydukałem zdenerwowany.
- Dobrze, Eren zajmij proszę wolne miejsce.- wskazała mi wolną ławkę. Chwiejnym krokiem ruszyłem do wskazanego kierunku. Od razu napotkałem wzrok blondyna o niebieskich oczach. Armin!- pomyślałem siadając w przedostatniej ławce przy oknie.
- No dobrze. Dzisiaj powiemy sobie o kodzie genetycznym.- zaczęła lekcję nauczycielka.

***

- Ohayo, Eren.- po dzwonku przy moim boku od razu pojawił się Armin.
- O-Ohayo.- odpowiedziałem wstając z miejsca. Chłopak wpatrywał się we mnie tak, jakby znów miał zamiar się rozpłakać.
- Możemy pogadać?- zaproponował blondyn. Serce podskoczyło mi do gardła. Chce porozmawiać... Powie mi o mojej przeszłości...!- myślałem z nadzieją. Przełknąłem ślinę i spojrzałem chłopakowi w oczy.
- Eren-kun! Mogę cię na chwilę poprosić?- zawołała mnie nauczycielka. Wymieniłem spojrzenia z blondynem, po czym skierowałem się w stronę kobiety przy której stała młoda dziewczyna z jasnymi włosami do ramion i błękitnymi, smutnymi oczami.
- Eren, z racji tego, że jesteś tutaj nowy potrzebujesz przewodnika. To jest Christa. Oprowadzi cię po szkole i wdrąży w jego życie.- rzekła kobieta. Drobna blondynka spojrzała na mnie i ukłoniła się.
- Jestem Christa Reiss. Miło mi cię poznać.- powiedziała cienkim i dziewczęcym głosikiem.
- Mi również! Przepraszam za kłopot!- ukłoniłem się jej.
- No to do roboty! Jeżeli się pospieszycie, to zdążycie w ciągu jednej przerwy!- powiedziała nauczycielka. Następnie wyszedłem z Christą z sali.
- Chodź, oprowadzę cię.- rzekła kierując się w stronę holu.
- Hai.- zacząłem iść jej śladem. Najpierw pokazała mi przeogromną bibliotekę, sekretariat i stołówkę, później aulę oraz świetlicę. Na następnej, dłuższej przerwie wskazała mi jak dojść do sal gimnastycznych, gdzie odbywały się zajęcia wychowania fizycznego oraz kierunek na niewielki, kryty basen.
- Dziękuję za oprowadzenie. Mam nadzieję, że uda mi się przyzwyczaić.- nabrałem pewności siebie.
- Nie ma za co. Chciałbyś pewnie dowiedzieć się trochę więcej o szkole.- zaproponowała opierając się o parapet.
- Chętnie. Nie za bardzo orientuję się w tutejszych zwyczajach i regułach...- przyznałem stając tuż obok niej.
- Nasze liceum założone zostało dokładnie dwa lata temu, wiosną. Znacznie różni się od reszty szkół w tym mieście. Ludzie są coraz bardziej niebezpieczni, ale na szczęście ten budynek jest o wiele lepiej chroniony niż inne szkoły i żaden intruz się tutaj nie prześlizgnie. Może to dlatego, że dyrektor Pixis to były generał armii wojskowej... Od poniedziałku do piątku zajęcia rozpoczynają się od ósmej rano do piętnastej, z przerwami. Uczniowie uczą się z notatek, które robią na zajęciach lub z podręczników, które będziesz musiał pewnie sobie zamówić. Mogą również skorzystać z zasobów naszej biblioteki. W ciągu dnia odbywając się także koła zainteresowań. Są one obowiązkowe, więc byłoby dobrze gdybyś się na jakieś szybko zdecydował. Poniekąd jest już październik, ale kluby przyjmą każdego chętnego. Co do nauczycieli, są bardzo odmienni, jednak wszyscy wymagają jednego... Uwagi. Jeżeli będziesz ich bacznie słuchał oraz wykonywał ich polecenia, nie pogubisz się. Uwierz mi. Co do uczniów... To już gorszy temat. Zależy w jakie towarzystwo "wpadniesz". Nasza klasa ogólnie jest sympatyczna i zrównoważona, jednakże nie wiem, czy możesz ufać innym klasom, zwłaszcza starszym. Lepiej trzymać się od nich z daleka...- dziewczyna przymknęła na chwilę powieki, po czym skierowała swój wzrok na mnie.
- Mam nadzieję, że pomogłam. Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, pytaj. Chętnie ci pomogę.- zakończyła swoją wypowiedź.
- Jestem twoim dłużnikiem. Naprawdę, dziękuję.- odrzekłem szczerze. Blondyna skinęła i odeszła w stronę holu. Ja natomiast postanowiłem wrócić do sali lekcyjnej.
- Connie! Oddawaj to!- zawołała brunetka o brązowych oczach. Chłopak z ogoloną głową zaśmiał się i gdy kątem oka mnie spostrzegł, rzucił coś w moją stronę.
- Nowy, łap!- krzyknął. W moje dłonie wpadła niewielka paczka z bułkami.
- Connie! Ty pieprzony draniu...!- warknęła dziewczyna rzucając się na chłopaka. Zamrugałem zdziwiony. Eh? Co tu się dzieje?
- Oni tak zawsze. Nasza klasowa parka.- usłyszałem głos obok siebie. To był Armin.
- A-aha. Czemu kłócą się o bułki?- zapytałem wskazując na paczkę.
- Każdy pretekst jest dobry do drobnej, małżeńskiej sprzeczki. Sasha to straszny głodomór, a nie można przynosić jedzenia do sali. Connie zawsze się z nią przekomarza i żartuje. Są najlepszymi przyjaciółmi.- wyjaśnił z lekkim uśmiechem Armin.
- Tak samo jak dawniej my...- dodał ciszej. Mój puls przyspieszył. Skierowałem swoje oczy na blondyna, który badał mnie wzrokiem.
- To ty, prawda Eren?- zapytał cienkim głosem. Zdrętwiałem. Co mogłem mu odpowiedzieć? Sam nie byłem pewien kim byłem. Niczego przecież nie pamiętałem! Ścisnąłem dłonie w pięści. Czułem zbierającą złość i rozpacz naraz. Pragnąłem wrócić już do domu, do Leviego... Jednak miałem jeszcze dwie godziny zajęć.
- Eren...?- usłyszałem głos Armina.
- Ja...
- Armin! Masz może zadanie z matmy?- podszedł do nas wysoki i szczupły chłopak z rozjaśnioną czupryną i brązowymi oczami.
- Serio, Jean? Znowu?- blondyn spojrzał na niego z politowaniem. Chłopak uśmiechnął się pokazując rząd równych, białych zębów oraz złożył ręce w geście prośby.
- Proooszę! Poratuj mnie!- poprosił.
- No dobra... Poczekaj tu chwilę.- powiedział niezadowolony błękitnooki. Gdy Arlet odszedł, chłopak spojrzał na mnie z morderczym blaskiem w oczach.
- Yo, dawno się nie widzieliśmy...- zmarszczyłem brwi i zwróciłem wzrok na postać obok mnie.
- Najmocniej przepraszam, ale nie mogę sobie ciebie przypomnieć.- wyjaśniłem oraz zwróciłem się w stronę mojej ławki, gdy poczułem jak Jean kładzie mi dłoń na ramieniu i obraca mnie siłą w swoją stronę.
- Może to orzeźwi ci pamięć!- zawołał, a po chwili poczułem silny ból mojej szczęki. Chłopak przyłożył mi pięścią w twarz, a ja upadłem zahaczając boleśnie o ławkę biodrem.
- EREN!- usłyszałem głośny krzyk Armina. Po chwili wszystko stało się... czarne.



*****

Ohayo! ^^


Nareszcie Lost! :D Gomen za zwłokę!~ Mam nadzieję, że żyjecie i doczekaliście tej pięknej chwili ;)

Nowe postacie! Wybrałam starego, dobrego Pixica i zgorzkniałą Rico, która jest bardzo podobna do mojej pańci od biologii. Tak mnie naszło o północy w poniedziałkową noc ;p
- A miałaś się jeszcze trochę pouczyć...- dodaje Akashi pod nosem znad podręcznika od chemii.
- Musiałam uczcić jakoś fakt, że dostałam pierwszą 6 z mojej "najukochańszej na świecie" *Aj! Jad spływa!* historii! *.*- odpowiadam zadowolona. Hihi, to nie wymyślone historyjki, tyko wspaniała prawda! ^^

Kochani moi! Druga, ważna sprawa- niedługo Wielkanoc! ^^ Niestety z tego względu, iż mam ograniczony czas na pisanie, dzięki kolejnym sprawdzianom i przygotowaniom do świąt, speciala jako takiego raczej nie będzie (bo niby co? Levi jako zajączek? o_O Pfff! *wybuchła śmiechem, gdy sobie to wyobraziła*) Postaram się napisać one-shot dla Zuchii i może wstawię nowego Losta, bo już mam część gotową ^^


Joleen :*

sobota, 28 marca 2015

"Starlight"

Opowiadanie yaoi - Kusatsu Kinshirō x Kinugawa Atsushi






- Nee, Kin-chan... Wierzysz, że jeżeli pomyślisz życzenie, to spadająca gwiazda je spełni?
- Ale z ciebie dzieciak! - zachichotał białowłosy. Jego cichy śmiech był podobny do japońskich dzwoneczków, które wydają śliczny dźwięk podczas delikatnego powiewu wiatru. Dwójka małych chłopców leżała pod potężnym drzewem na zielonej trawie i wpatrywała się w niebo usłane lśniącymi ciałami niebieskimi.
- To czemu tego nie sprawdzimy? Spójrz! - Atsushi wskazał na spadającą gwiazdę, po czym złożył ręce i pomyślał życzenie.
- O co poprosiłeś? - wyszeptał do niego towarzysz, który przez cały czas bacznie przyglądał się koledze.
- Chciałbym być superbohaterem i móc ochraniać świat i ciebie, Kin-chan! - odpowiedział z uśmiechem. Młodzieniec lekko się zarumienił, a następnie spojrzał w niebo. Gdy tylko ujrzał kolejną spadającą gwiazdę, uczynił te same gesty, co wcześniej jego przyjaciel.
- Czego sobie zażyczyłeś?
- Żebyśmy byli zawsze, ZAWSZE razem... - odparł Kusatsu i ścisnął dłoń niebieskowłosego. Okularnik uśmiechnął się jeszcze szerzej i spojrzał w błyszczące, szmaragdowe oczy przyjaciela.
- Baka! To przecież oczywiste! - powiedział, splatając ich dłonie.

***

- Kin-chan! Poczekaj! - zawołał brązowooki za swoim dawnym przyjacielem.
- Nie chcę na ciebie patrzeć! Zostaw mnie! - rzekł białowłosy, nie zatrzymując się, ani nie zwalniając tempa.
- Kin-chan! - chłopak stracił go z zasięgu wzroku. - Kin-chan... Dlaczego? - zmartwił się.

***

Nastało południe. Za oknem w szkolnej sali słońce kierowało się ku zachodowi. Chłopak o krótkich, białych włosach i zielonych oczach siedział w kącie szlochając cicho. Bardzo cierpiał z powodu rozstania z jego najlepszym i najbliższym przyjacielem. Czuł się zdradzony oraz skrzywdzony. Przytulił drżące kolana do swojej piersi. Dlaczego to zrobił? Dlaczego wybrał innego? W czym jestem od niego gorszy? Yufuin... Zapłacisz mi za to! - myślał, zaciskając dłonie w pięści. Następnie wytarł mokre policzki rękawem marynarki szkolnego mundurka. Nie chciał, a raczej nie mógł wrócić do domu w takim roztrzęsionym stanie. Musiał się jakoś uspokoić oraz pozbierać myśli, chociaż łzy nie przestawały się nagromadzać...
- At-chan... Nie zostawiaj mnie... - wyszeptał cicho, chowając twarz w dłonie.
- Tutaj jesteś! - nagle usłyszał znajomy głos. Uniósł wzrok na przyjaciela, który widząc jego zapłakaną buzię znacząco posmutniał. - Kin-chan? Co się stało? Ty płaczesz...?
- Odejdź! - zawołał, odwracając się do niego tyłem.
- Kin-chan! Dlaczego tak mówisz?! Co ja ci takiego zrobiłem?! - zapytał z wyczuwalną desperacją w głosie.
- Jak możesz jeszcze pytać?! Nienawidzę cię!! - wykrzyczał i skulił się jeszcze bardziej.
- Kinshirou... - nastała długa cisza. Białowłosy po dłuższej chwili stwierdził, że jego nowy wróg odszedł. Nic bardziej mylnego... Gdy podniósł głowę, napotkał piękne, czekoladowe oczęta.
- Atsu-
- Kinshirou! - wypowiedział pewnie imię przyjaciela i przytulił go do siebie. Kusatsu w pierwszych sekundach dał się ponieść chwili, jednak trwało to jedynie parę sekund. Odsunął ramiona chłopaka od swojego ciała.
- Nie! Przestań! - zawołał ze łzami w oczach. Niebieskowłosy strącił dłonie towarzysza i na nowo do niego przywarł. Kinshirou nie miał siły na walkę z Atsushim. Był słaby i zmęczony po ostatniej nieprzespanej nocy. W kółko śnił mu się ten sam koszmar. Widział jak Yufuin odchodzi razem z jego przyjacielem, a on woła Kinugawę... Bezskutecznie. Kinshirou wczepił swoje palce w materiał mundurka chłopaka. - Czemu...? Dlaczego mi to robisz?! Nie widzisz jak przez ciebie cierpię?! - wykrzyczał mu w pierś.
- Nie chcę żebyś przeze mnie cierpiał. Jesteś dla mnie zbyt ważny...
- Jak bardzo?
- Eh? - zdziwił się Atsushi i spojrzał w lśniące oczy chłopaka.
- Jeżeli jestem dla ciebie taki ważny... Udowodnij to! Nie mam pewności...! - zawołał z nutą sarkazmu. Okularnik nie dał przyjacielowi dokończyć zdania. Wsunął swoje palce w jedwabiste włosy zielonookiego i zamknął przestrzeń między nimi dotykając swoimi wargami ust Kusatsu. - C-C-Co ty robisz?!- zawołał, gdy odsunął się od towarzysza. Jego policzki oblały się krwawym rumieńcem, a serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko.
- Przecież miałem ci udowodnić...
- Ale nie w taki sposób! - warknął oburzony Kinshirou, zasłaniając swoje usta dłonią.
- Nie lubisz mnie, Kin-chan?
- T-To nie...! Po prostu mnie zaskoczyłeś... A poza tym, tak się nie robi...! Jesteśmy facetami i przyjaciółmi i...!
- Przecież nie musisz mi jeszcze odpowiadać. Mogę jeszcze trochę zaczekać, ale nie zniosę faktu, że dalej się na mnie gniewasz - oznajmił ze spokojem.
- Atsushi...
- Późno się zrobiło... Spotkamy się dzisiaj w naszym miejscu? - zapytał, powoli wstając. Kinshirou jedynie kiwnął w odpowiedzi. Niebieskowłosy posłał mu swój przyjazny uśmiech, po czym wyszedł z sali.

***

- Konbanwa, Kin-chan~! - przywitał się brązowooki, siadając obok Kusatsu.
- Spóźniłeś się, Atsushi! - warknął na niego.
- Gomen, gomen... Musiałem pomóc w czymś mojej mamie, ale jestem już caaały twój! - odpowiedział z uśmiechem. Kinshirou odwrócił od niego wzrok z rumieńcem na policzkach. - Nee... Kin-chan, chcesz poszukać spadającą gwiazdę? - zaproponował, wpatrując się w kolegę.
- Ale moje życzenie się już spełniło...
- To może tym razem poprosisz o coś ode mnie?
- Eh? - chłopak spojrzał w duże, czekoladowe oczy.
- N-No... Dobrze. W takim razie j-ja też spełnię jedno twoje życzenie... - postanowił Kinshirou z jeszcze ciemniejszą barwą na policzkach.
- Eh? Naprawdę?! - ucieszył się Atsushi.
- Jestem gotowy! Proś o co tylko chcesz! - zawołał w gotowości. Przyjaciel spojrzał na niego nieśmiało.
- N-No więc... Chcę... Żebyś powiedział co do mnie czu-czujesz... - zaczął speszony.
- LOVE! - roześmiał się chłopak.
- Bez żartów! Mów prawdę! - zawołał zawstydzony.
- Ale to prawda, Kin-chan. Jestem w tobie zakochany! - powiedział poważniej. Kinshirou poczuł jak coś rozlewa mu się w piersi. Cały był przepełniony niebiańskim i przyjemnym uczuciem. Po raz pierwszy w życiu doświadczył czegoś takiego, jednak wiedział dokładnie, co to za tajemnicze uczucie... - Kin-chan... Mogę teraz poprosić o moje życzenie? - zapytał, sięgając po jego dłoń. Przez cały czas nie spuszczali z siebie wzroku. Białowłosy kiwnął twierdząco. - Bardzo chciałbym cię teraz pocałować... Mogę? - poprosił, zbliżając się do niego bliżej. Kinshirou w odpowiedzi przymknął swoje powieki. Chwilę później poczuł delikatny dotyk miękkich i ciepłych warg na ustach, a nad ich głowami zamigotała kolejna spadająca gwiazda...



*****

Ohayo! ;*


Kolejny one-shot yaoi xD Nie wiem co się ze mną dzieje o_O Mam nadzieję, że lubicie moje różnopairingowe shoty ;) Chociaż wiem, że wyczekujecie Lost'a... Jeszcze trochę cierpliwości! Rozdział już prawie gotowy! :D

Co do opowiadania - Oglądałam przedostatni odcinek ,,Binan Koukou Chikyuu Bouei-bu LOVE!" i spodobał mi się tam pairing AtsushixKinshirou (zwłaszcza Kin-chan, któremu głos podkłada mój mąż ^^). Scena, kiedy chłopcy leżeli razem na trawie i trzymali się za ręce wypatrując spadających gwiazd... Moje serce odleciało do świata yaoi :D I tak oto powstało to słodkie opowiadanko.

Nic więcej do dodania nie mam. Mam nadzieję, że one-shot umilił Wam dzień choć odrobinę ^^


Joleen :*

piątek, 20 marca 2015

AkaFuri "Your love is mine!"

Opowiadanie yaoi - Akashi Seijūrō x Furihata Kōki





- Kouki, Kouki, Kouki...
- O co znowu chodzi Akashi-san?
- Spójrz na mnie.
- Nie. Muszę powtórzyć matematykę.
- A ja muszę ci coś ważnego powiedzieć...
- Przed chwilą mówiłeś to samo i nie było to nic ważnego!
- Ale tym razem jest inaczej...
- Tak? Jakoś w to nie wie-
- Kocham cię, Kouki.


***

Co to miało być do cholery?! Akashi-san się we mnie zakochał?! Dobre żarty! Na pewno już się domyślił, jak ukradkiem go obserwuję i denerwuję się, gdy jest blisko. Pewnie ma niezły ubaw! - myślał nerwowo szatyn, idąc przez korytarz. Otóż on i Akashi Seijuurou - były kapitan Pokolenia Cudów... przyjaźnili się. Po tym, jak Furihata odszedł z Seirin i przeniósł się do elitarnego liceum Rakuzan, już pierwszego dnia rozpoznał czerwonowłosego chłopaka, którego sam wzrok potrafił prawie zabić. Kouki cały czas miał w głowie dwie, konkretne sceny. Pierwsza - ich pierwsze spotkanie. W jasnej poświacie ujrzał niezbyt wysoką (jak na zawodnika koszykówki) postać w biało-niebieskim stroju. Akashi swoim mrożącym krew w żyłach spojrzeniem sprawił, że brunet nie mógł się poruszyć. Druga - ich starcie podczas finałowego meczu Winter Cup, gdy Riko - dawna trenerka Seirin, kazała mu kryć licealistę. Przez cały mecz Furihata trząsł się ze strachu niczym liść na jesiennym wietrze. Zdążył już wyrobić sobie pewną opinię o Seijuurou. Uważał go za mocnego przeciwnika, bardzo utalentowanego, ale też przerażającego i nieco szalonego...
Pomimo tego, że byli w innych klasach i nie znali się zbyt dobrze... absolut postanowił się przywitać i uciąć krótką pogawędkę. W następnych dniach, gdy chłopacy widzieli się na korytarzach, wymieniali spojrzenia albo ukłony. Później szatyn dołączył do klubu koszykówki, gdzie Akashi był kapitanem drużyny i chętnie pomagał Koukiemu na treningach. Z czasem zawodnicy zaczęli spotykać się coraz częściej poza boiskiem...
Czerwonowłosy zapraszał Furihatę na kawę, czasami grali razem w shougi lub też po prostu prowadzili długie, szczere rozmowy. Kilka miesięcy później ich więź zacieśniła się tak bardzo, że czerwonowłosy mógł czuć się swobodnie w jego towarzystwie, a Kouki spędzał każdą swoją wolną przerwę z Seijuurou. W pewnym momencie brązowooki zrozumiał, iż nie obchodzili go znajomi z klasy ani piękne dziewczęta. Liczył się tylko on...
- Kso...! - jęknął szatyn, gdy uderzył się o niezauważone wcześniej drzwi i boleśnie upadł na podłogę. Zaczął rozmasowywać bolącą, prawą kończynę.
- Kouki? - nagle usłyszał znajomy głos.
- A-A-Akashi-san! Ohayo... - przywitał się zawstydzony zaistniałą sytuacją. Obok niego kucnął chłopak w mundurku Rakuzan.
- Co ci się stało? Nic ci nie jest?- zapytał opiekuńczo.
- N-nic takiego. Po prostu się uderzyłem...
- Musisz być ostrożniejszy, Kouki - Furihata usiadł stabilniej na podłodze, opierając się plecami o ścianę.
- Wiem o tym - westchnął ciężko i spuścił głowę. Kapitan podał mu nową butelkę wody z jego białej torby. Kouki uśmiechnął się lekko, otworzył butelkę i przysunął ją do swoich ust.
- Chociaż zawsze uważałem twoją niezdarność za coś niezwykle uroczego... - dodał z uśmiechem, na co nastolatek zachłysnął się wodą i zaczął kaszleć. Akashi pokręcił lekko głową i poklepał go między łopatki. Brunet złapał się za zduszone gardło. - Co się z tobą dzieje? Powiedziałem coś złego? - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo... - fuknął w myślach koszykarz.
- Nie, skąd - odparł ze sztucznym uśmiechem, oddając mu butelkę. Shiiit...
- Kouki... Ty krwawisz! - zauważył w pewnym momencie Akashi.
- Niemożliwe! - zawołał, widząc niewielką plamę krwi na spodniach.
- Wstawaj! Idziemy do pielęgniarki!

***

- Auć! To boli! - poskarżył się Furihata.
- Przecież muszę jakoś oczyścić tę ranę - odpowiedział Seijuurou na nowo przykładając wacik nasączony spirytusem do rany.
- Ittai! - jęknął i zacisnął mocno powieki. Z czasem uczucie pieczenia powoli ustępowało. Szatyn podniósł swój wzrok na czerwonowłosego. Na jego twarzy malował się spokój i koncentracja. Po chwili zaczął zawiązywać bandaż na zranionym kolanie przyjaciela. Furihata czuł mrowienie tam, gdzie dotykały go smukłe palce absoluta...
- Gotowe - oznajmił, odstawiając apteczkę na miejsce.
- Dziękuję ci, Akashi-san. Jesteś wielki - podziękował mu. Chłopak zrobił dziwną minę, jakby go coś zabolało, a następnie oplótł Furihatę ramionami.
- A-A-Akashi-san?!
- Nie strasz mnie tak, Kouki... Co by było gdyby stało ci się coś gorszego? - puls szatyna przyspieszył. Po chwili zwątpienia, odwzajemnił jego uścisk. Zależy mu na mnie... Martwi się... Sam Akashi Seijuurou...! - myślał zarumieniony. Gdy się od siebie odsunęli, Akashi uśmiechnął się i złożył delikatny pocałunek na wysokości rany.
- Żeby się dobrze goiło - uśmiechnął się i puścił do niego oko. Twarz szatyna momentalnie przybrała buraczkowy kolor.
- Kawaii...- szepnął cicho, głaszcząc go po rozgrzanym policzku. Furihata przymknął powieki. Nie mógł patrzeć w złoto-czerwone tęczówki. Poczuł się bardzo zawstydzony. - Spójrz na mnie. Nie uciekaj... - szatyn z trudem postanowił spełnić jego prośbę. Czerwonowłosy wręcz pożerał go swoim magnetycznym wzrokiem. Po chwili zaczął się zbliżać w stronę brązowookiego, aż w końcu Kouki poczuł jego chłodne i niezwykle miękkie wargi na swoich. Seuijurou pogłębił ich niewinny pocałunek. Z ust bruneta uciekł niekontrolowany jęk. Kapitan jedną ręką obejmował go w pasie, a drugą dryfował po odkrytej nodze. Ciało Furihaty wydawało się płonąć. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Ścisnął w dłoni materiał prześcieradła. Po pewnym czasie Akashi przestał go całować, a szatyn zaczął w końcu oddychać...
- Podobało ci się? - zapytał zaintrygowany, a brązowooki speszył się jeszcze bardziej.
- J-Ja... Dlaczego, Akashi-san? - mruknął pod nosem, uciekając wzrokiem.
- Mówiłem ci wczoraj, prawda? Zakochałem się w tobie, Kouki. Dlaczego jesteś taki zdziwiony? - odpowiedział, wpatrując się w niego.
- Nie myślałem, że ty tak na serio...
- Gdyby nie było na serio... nie zrobiłbym tego - rzekł stanowczo, przysuwając podbródek chłopaka w swoją stronę. Tym razem pocałował go z jeszcze większą namiętnością. Taką, że szatyn nie potrafił złapać tchu. Utonął w romantycznym uścisku Akashiego oraz rozpłynął w szerokich ramionach...
Seijuurou odsunął swoje wilgotne wargi i spojrzał na zdyszanego przyjaciela.
- D-Dlaczego ja? - zapytał po chwili Kouki.
- Sam nie wiem. Miłości się nie wybiera, prawda? - odparł, zdejmując swoją białą marynarkę z ramion. Furihata zamrugał. Eh...?
- C-C-Co robisz, Akashi-san? - spytał, gdy absolut rozwiązał swój krawat.
- Będę się z tobą kochał, Kouki.- oświadczył wprost Seijuurou.
- E-EEEH?! A-A-Ale...! Co?! Jak?! - zdenerwował się Kouki, lądując na samym końcu łóżka.
- Uspokój się. Nie zrobię ci krzywdy - obiecał, siadając tuż przed szatynem.
- Ale... Aka-
- Ciii, Kouki. Spójrz na mnie - rzekł, przykładając mu palec wskazujący do ust. Duże, czekoladowe oczy skierowały się na postać przed nim. - Czego się boisz? - zapytał, widząc, jak chłopak pod nim cały drży.
- Nie wiem... Zachowujesz się inaczej... - powiedział przerażony.
- Nieprawda. Pragnąłem cię od zawsze - policzki Furihaty oblały się szkarłatnym rumieńcem.
- Kłamiesz... - Robi sobie ze mnie żarty. Niby ja? Atrakcyjny...?
- Nie śmiałbym, wierz mi. Jesteś... Jak to mówią? „Najseksowniejszym kąskiem na całej planecie”? - wymruczał Akashi, całując jego czoło.
- To chyba twoje zdanie... - odburknął speszony.
- Nie wystarczy ci moja opinia? - wtulił się w ramiona czerwonowłosego.
- Wy-starczy... - jęknął, rozkoszując się bliskością ukochanego.
- Cieszę się - szepnął w brązowe kosmyki jedwabistych włosów.
- Etto... Akashi-san? Co do... „tego”... - bąknął w pewnym momencie.
- Tak, Kouki? - wyszeptał, wdychając jego słodki zapach, który działał na niego niczym narkotyk.
- Nie sądzę... żeby to było dobre miejsce... - rzekł, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- Kouki...? - Akashi zamrugał ze zdziwieniem.
- Mówię, że się zgadzam! Tylko nie... tutaj... - wyjaśnił, odwracając wzrok.
- W takim razie, dlaczego nie...?
- Nie! Ciągle zapraszasz mnie do siebie. Tym razem to-to ja chcę cię zaprosić...! - przerwał mu.
- Kouki... Ureshii... - Seijuurou ujął jego twarz w dłonie i ponownie pocałował.

***

- A-ka-shi...! - zawołał Furihata, kiedy Seijuurou obcałowywał jego nagą klatkę piersiową.
- Kouki... - szepnął, smakując jego jasnoróżową, wrażliwą skórę na szyi. Brunet przymknął powieki i odchylił głowę w tył. Przez całe jego ciało przechodziły rozkoszne dreszcze. Nie chciał, żeby Akashi przestawał. Chciał mu dać wszystko, co miał. Wszystko, co czuł... - Kouki... Muszę cię o coś zapytać zanim zajdziemy dalej - brązowooki spojrzał na ukochanego.
- Coś nie tak? - zapytał nieco zmartwiony. Nawaliłem, prawda?
- Kouki... Robiłeś „to” z kimś? - w oczach kapitana zabłysła tajemnicza iskra.
- Eh? No... - speszył się chłopak. - Nie - Pewnie pomyśli, że jestem nieudacznikiem! Nie miałem nawet dziewczyny!!
- Nigdy? - dopytał, badając go wzrokiem.
- Nigdy - przytaknął. - To mój pierwszy raz, kiedy... jestem z kimś tak blisko. Wszystko jest takie... nowe. Boję się, ale... jeśli to ty... jeśli to ty jesteś ze mną, to... zgadzam się.
- Jesteś pewien? Wybacz, że wcześniej tak na ciebie naskoczyłem... Sam się zastanawiam, jak mógłbym dopuścić się takiego czynu... Gdybym się wtedy nie opanował... - Koukiemu wydawało się, że ma przywidzenia, ale mógłby przysiąc, iż na policzkach Akashiego na ułamek sekundy pojawił się lekki, różowy rumieniec...
- Nie ma za co - odpowiedział z zadziornym uśmiechem.
- Kouki... Przestań... - Seijuurou zasłonił swoją twarz dłonią. Furihata zamrugał zdziwiony.
- Akashi-san? Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Moja samokontrola podupada... Jesteś... zbyt słodki...! - mruknął chłopak.
- Nie pojmuję... - westchnął szatyn. Czerwonowłosy opuścił dłoń i spojrzał wprost na brązowookiego.
- Kouki, jeżeli zbytnio się zapędzę albo będzie bolało, to...
- Przestań już! Nic jeszcze nie zrobiliśmy, a ty już panikujesz! - zawołał, łapiąc go za ramiona.
- Daj mi dokończyć - powiedział z nutą wyczuwalnego chłodu. Szatyn przełknął ślinę i zamilkł.
- ... to wiedz, że sam się o to prosiłeś i nie mam zamiaru przestać! - powiedział, zamykając mu usta gorącym pocałunkiem. Brunet chciał się jakoś odgryźć lub zaprzeczyć, ale Akashi nie dał mu dojść do słowa...

***

- Dzień dobry, a może powinienem powiedzieć dobry wieczór? - powiedział z uśmiechem Akashi, widząc, jak Furihata budzi się ze snu.
- Która godzina...? - zapytał, przecierając oczy, przypominając przy tym małe kociątko.
- Po dziewiętnastej. Kiedy wracają twoi rodzice? - zapytał Seijuurou, odkładając książkę, którą znalazł na etażerce, obok łóżka szatyna.
- Dzisiaj? Zostają do późna w pracy... Musisz już iść? - zapytał lekko zmartwiony. Absolut przysunął Koukiego do swojego boku.
- A chcesz żebym sobie poszedł? - spojrzał w zamglone, czekoladowe oczy.
- W życiu... - szepnął, wtulając się w ciepłe ciało kapitana. Akashi wczepił swoje palce w brązowe włosy chłopaka.
- Dzwoniłeś do domu? - zapytał, przymykając powieki.
- Tak. Ojciec ma spotkanie biznesowe, więc brak jakichkolwiek zastrzeżeń żebym został jeszcze trochę - odparł ze spokojem. - Kouki... - zaczął w pewnym momencie. Licealista podniósł na niego swój wzrok. - Rozczarowałeś się?
- Wiesz... Nie mam żadnego punktu odniesienia, ale... było... ciekawie - rzekł, oplatając czerwonowłosego w pasie.
- Co przez to rozumiesz? - zmarszczył lekko swoje brwi.
- Błagam... To zbyt zawstydzające... Po prostu... podobało mi się, ok?
- Dobrze - odrzekł z zadowoleniem.
- A-A-A tobie...?
- Hmm?
- Nie zawiodłem cię?
- Ani trochę. Jesteś najlepszy - wymruczał z szerokim uśmiechem, całując jego ciepły policzek.
- T-Ty też... Emm... - bąknął.
- Kocham cię, Kouki. Jesteś mój już na zawsze - wyszeptał mu do ucha.
- Ja też cię kocham... Sei.



*****

Witajcie! ^^


Fu fu fu... Zaznajcie trochę ciepła od mojego ukochanego pairingu! <3 Palce same zaczęły pisać to wyborne dzieło xD

Jestem bardzo nieszczęśliwa, pod tym względem, że jest tak mało opowiadań angielskich, jak i polskich z pairingiem AkaFuri (lub AkaKuro, ale to w drodze wyjątku) :c To nie fair! Piszcie AkaFuri!!! Bo jak nie, to ja zacznę! (hmm, tak szczerze... przecież ten tekst powyżej to chyba to, o czym mówię... ;D *wielka konkluzja*)

PS Chyba czas najwyższy zabrać się za naukę i Lost'a ;)


Joleen :*

poniedziałek, 16 marca 2015

Shizaya "One last night"

Opowiadanie yaoi - Shizuo Heiwajima x Izaya Orihara

UWAGA +18!!!




Życie jest takie nudne. Nie ma w nim nic ciekawego ani ekscytującego. Nawet moi ukochani ludzie zaczynają być nudni... Więc co mi pozostało?

I-ZA-YA!!~


Na ustach czarnowłosego pojawił się zadziorny uśmiech.

Może jednak się myliłem...

***

- Ludzie! Jakie to jest nudne! Chcę już do domu! Albo lepiej...! Na miasto! Powkurwiam trochę Shizu-chana!- zachichotał mężczyzna w czarnej kurtce z jasnym futerkiem przy wykończeniu kaptura. Siedział za biurkiem na swoim obrotowym fotelu w pewnym wysokim wieżowcu, w którym zdarzało mu się popracować.
- Musisz napisać raport i spotkać się z Celty.- odpowiedziała jego asystentka.
- Przecież wiem! Tak tylko planuję...
- To nie planuj i weź się do roboty!- zawołała zatrzaskując drzwi.
- A tej co?- mruknął Izaya i spojrzał za okno. Ciekawe co teraz porabia Shizuś... Pewnie gania za jakimiś draniami z automatem na plecach.- chwilę później po gabinecie rozległ się dźwięk śmiechu. Czarnowłosy powrócił do swojej nudnej pracy i dalej pisał nudne raporty dla nudnych ludzi. W połowie westchnął i wyjął z kieszeni swój telefon. Wysłał parę wiadomości, a następnie napisał do blondyna:


Do:Shizu-chan <3
11:47

Ohayo Shizuś! ;*
Co powiesz na małą zabawę? ;)

***

- IZAYA!!!- kilka centymetrów od głowy czarnowłosego przeleciał wielki automat z batonikami. Mężczyzna obrócił się i ujrzał blondyna z okularami słonecznymi na nosie w stroju kelnera.
- Ya, Shizu-chan!- pomachał do niego z uśmiechem.
- Co ty tu jeszcze robisz?! Wypierdalaj z Ikebukuro!- wołał wkurzony podchodząc do niego coraz bliżej. 
- Mieszkam tu jakbyś nie zauważył. Przejdźmy do konkretów. Nie jesteś czasem ciekawy dlaczego cię zaprosiłem?- zapytał kładąc swoje dłonie na biodrach. Shizuo nie spuszczał z niego swojego badawczego wzroku. Każda komórka w jego nadnaturalnym ciele czuła nienawiść do czarnowłosego mężczyzny. Izaya Orihara. Jego imię i nazwisko wywoływało wstręt oraz niechęć u wysokiego blondyna. Mimo to Heiwajima
 przez cały ten czas kręcił się w jego towarzystwie. Kiedyś nawet mógłby rzec, że mu ufał. Izaya był dla niego kimś ważnym... Do czasu.
- Shizu-chan! Co powiesz na grę, którą dziś rano wymyśliłem? Otóż mam propozycję. Dziś o północy terroryści przeprowadzą pewną akcję. Celty prześle ci dokładne informacje... Mój plan jest następujący: kto pierwszy się z nimi rozprawi otrzyma nagrodę.- wyjaśnił zasady Izaya.
- Nie będę brał udziału w twoich pokręconych zawodach!- odwarknął mężczyzna i zawrócił w stronę miasta.
- Na pewno? Możesz przecież rozkazać mi wyjechać z miasta i nigdy nie wrócić!- zawołał za nim ciemnowłosy. Blondyn się zatrzymał. W jego głowie roznosiły się echem słowa Orihary. Zniknie. Już na zawsze!- pomyślał Shizuo.
- Łżesz jak pies! Jak mam ci niby uwierzyć?- prychnął mężczyzna.
- Właśnie dlatego dam ci to!- powiedział i wyjął przedmiot z kieszeni, który rzucił w stronę blondyna. Shizuo złapał go oraz spojrzał na rzecz, którą trzymał w ręce. To był czarny telefon z klapką. 
- Twój telefon?!- zdziwił się blondyn. Izaya podszedł do 
Heiwajimy.
- Dokładnie. Możesz zdradzić moją tożsamość. Bez niego jestem nikim. Więc jak? Zgoda?- ciemnowłosy wyciągnął dłoń w jego stronę. Blondyn schował telefon do kieszeni i obrócił się na pięcie.
- Zacznij się pakować.- rzucił tylko i odszedł. Na ustach obu mężczyzn pojawił się triumfalny uśmiech.

***

Zbliżała się północ. Blondyn z papierosem w ustach opierał się o mur nasłuchując dźwięku silnika auta, które miało się pojawić. W co ten Izaya znowu pogrywa? Jaka akcja? Jak zwykle musiałem się wpakować w jakieś gówno...- myślał Shizuo ściskając dłonie w pięści. Nic na to nie poradził. W głębi duszy ciągle miał jakąś słabość do tego szalonego drania. Cały czas próbował pozbyć się tego odczucia. Zlikwidować je, udusić, zabić... Obojętne! Niech po prostu zniknie! Dlatego właśnie musiał zniknąć Izaya... Chwilę później Shizuo usłyszał dźwięk pisku opon. To oni. Moja szansa!- pomyślał blondyn i złapał za znak drogowy, który wcześniej wyrwał z ulicy. Czarny, sportowy samochód zaparkował na miejscu parkingowym. Heiwajima ruszył biegiem w jego stronę nabierając sił.
- Wygrałem! IZAYA!!- wykrzyknął i uniósł broń w górę. Z auta wyszedł młody mężczyzna o czarnych oczach i włosach. Blondyn znieruchomiał.
- Konbanwa, Shizu-chan~!- przywitał się z uśmiechem Orihara.
- Co ty tu kurwa robisz?!- krzyknął wkurzony mężczyzna. 
- Przyjechałem po swoją nagrodę.- odpowiedział z zadowoleniem, po czym zbliżył się do blondyna i uniósł lekko podbródek wroga palcem wskazującym tak, że ich wargi znajdowały się na tej samej wysokości.
- Czekałem tak długo... Shizu-chan...- szepnął Izaya zbliżając swoje usta do warg mężczyzny. W ostatniej chwili blondyn zrobił krok w tył i zamachnął się z całej siły, aby powalić czarnowłosego. Zamiast w ciało, uderzył z hukiem w beton, robiąc w nim sporą dziurę. Blondyn spojrzał spode łba na postać przed nim.
- Co ty sobie wyobrażasz do cholery?- warknął gotując się ze złości.
- To było aż za proste, Shizu-chan! Załamujesz mnie, naprawdę! Aż tak bardzo potrzebowałeś rozrywki, żeby uwierzyć komuś takiemu jak ja?!- roześmiał się Izaya. Blondyn zacisnął pięści.
- Dla...czego? 
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się nudziłem! Przez tą całą papierkową robotę... Odechciało mi się wszystkiego! I w pewnym niespodziewanym momencie wpadła mi myśl do głowy: "Czy Shizu-chan też ma ochotę na trochę zabawy?" Oczywiście! Wystarczy tylko podejść go od dobrej strony! Tej, której tak odwiecznie pragnie...- mówił z pasją czarnowłosy.
- Twojego pieprzonego wyjazdu...- warknął przez zaciśnięte zęby.
- Dokładnie! Jeszcze był problem jak tu cię zwabić, ale jak widać nie miałem z tym większych trudności...- uśmiechnął się szaleńczo.
- A co z tym telefonem?!
- Telefonem...? Ah! No tak, sam zobacz!- powiedział krzyżując dłonie na piersi. Shizuo sięgnął do kieszeni spodni i wyjął czarną komórkę. Kiedy otworzył jej klapkę, ekran był zupełnie rozbity na drobne kawałeczki.
- Ty skur...!- syknął blondyn łamiąc telefon w dłoni.
- Mówiłem już. Jesteś miękki, Shizu-chan. Nie możesz ufać takim niegrzecznym facetom, jak ja. Jeszcze stanie ci się coś złego...- mówił podchodząc do niego bliżej. W jego ciemnych jak dwa węgle oczach tańczyły tajemnicze iskierki. Izaya zatrzymał się jakieś dziesięć centymetrów od swojego wroga.
- To raczej tobie się coś zaraz stanie...- syknął sięgając po drogowskaz.
- Nie tym razem, Shizu-chan...- rzekł czarnowłosy wbijając niespodziewanie blondynowi  ostry nóż w brzuch. Jednak tym razem było inaczej. To nie był zwykły nóż... Ostrze było nasączone jakąś dziwną substancją.
- I-za-ya...!- zdążył warknąć 
Heiwajima, po czym bezwładnie opadł na podłogę.

***

- Oy, długo zamierzasz się jeszcze tak lenić? Wstawaj!- blondyn usłyszał niewyraźny głos. Kto to? Co się dzieje?- myślał Shizuo otwierając znużone oczy. Czuł ból w okolicach brzucha oraz... nadgarstków, które były uniesione nad głową. Po kilku sekundach wzrok blondyna się wyostrzył i ujrzał przed sobą znajomego mężczyznę z czarnymi włosami oraz oczami, miał na sobie jedynie czarną koszulkę i bokserki.
- Izaya... Gdzie ja...?- wybełkotał wciąż otumaniony.
- Jesteśmy w moim mieszkaniu. Straciłeś przytomność po tym, jak dźgnąłem cię moim zatrutym nożykiem. Spokojnie, rana już prawie się zagoiła...- usłyszał melodyjny głos ciemnowłosego. Po chwili poczuł chłodne palce na swoim boku, gdzie czuł lekkie pieczenie. Blondyn się wzdrygnął i spojrzał na swoje, jak się okazało nagie ciało.
- C-CO TO MA BYĆ DO CHOLERY?!- wydarł się 
Heiwajima.
- Eeeeh? Dopiero teraz zauważyłeś? Szybki z ciebie Bill, Shizu-chan.- wyszeptał mu do ucha. Blondyn zaczął się wykręcać i szarpać, ale nie udało mu się w jakikolwiek sposób uwolnić.
- Skończyłeś już?- westchnął nieco znudzony Izaya.
- Wypuść mnie! Pojebało cię do reszty?!- krzyczał wkurzony blondyn.
- Może... Za to nie ja jestem w takiej beznadziejnej sytuacji jak ty.- prychnął czarnowłosy siadając powyżej bioder mężczyzny. Po chwili położył swoje dłonie między głowę Shizuo i spojrzał mu głęboko w oczy. Blondyn uciszył się, wpatrując w niesamowite, tajemnicze ślepia Orihary. Po chwili Izaya przymknął swoje powieki i kolejny raz tego wieczoru zbliżył swoje usta do ust wroga. Blondyn wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Ciemnowłosy lekko się uśmiechnął oraz przygryzł jego dolną wargę. Muskał ją swoimi zębami lub lekko za nią pociągał.
- Iz...a...ya.- wymruczał blondyn, po czym mężczyzna wpił się w jego usta i namiętnie pocałował, wsadzając mu język do wnętrza warg. Shizuo jęknął coś niezrozumiałego i pozwolił eksploatować swoje wnętrze. Język Izayi badał każdy zakamarek jego ust, tak bardzo, że strużka śliny uciekła kącikiem ust blondyna. Później Orihara wytarł ją kciukiem, a następnie oblizał.
- Porąbało cię...?- wydyszał Shizuo.
- Na twoim punkcie? Na pewno!- uśmiechnął się ciemnowłosy. Sunąc dłońmi po umięśnionym torsie mężczyzny.
- Masz takie wspaniałe ciało, Shizu-chan... Nie mogę się napatrzeć...- wymruczał całując jego brodę i szyję.
- Iza-ya!- warknął blondyn. Ciemnowłosy przejechał językiem po gorącym ciele dopóki nie dotarł do blizny, którą sam mu zadał. Zaczął ją badać palcami i obcałowywać. 
- Co robisz?- wysyczał 
Heiwajima.
- Boli...?- zapytał cicho. Blondyn spojrzał w ciemne oczy Orihary. Gdzieś głęboko skrywał się za nimi smutek i żal... Mężczyzna zaczął pozwalać ciemnowłosemu na dalsze poczynania. 
- Już nie.- odpowiedział spokojniej.
- To dobrze.- szepnął Izaya i po raz ostatni złożył pocałunek na jego zagojonej już ranie. Następnie palce Orihary znalazły się na biodrach blondyna.
- Oy...- warknął Shizuo, kiedy zobaczył, że ciemnowłosy usadawia się pomiędzy jego nogami.
- Spokojnie, Shizu-chan. Spodoba ci się...- powiedział z uśmiechem na chwilę przed tym jak zatopił swoje wargi na członku mężczyzny.
- Tsk! Iza-ya!- syknął Shizuo zaciskając palce na metalowych kajdankach, którymi był uwięziony. Ciało 
Heiwajima zaczęło podnosić swoją temperaturę, a myśli stały się chaotyczne. Czarnowłosy nie przestawał zadawać mu przyjemności dopóki mężczyzna całkowicie go zapragnął. Nie musiał długo czekać...
- Shizu-chan...- wyszeptał i odsunął się od blondyna, aby mógł zdjąć swoje bokserki.
- C-co robisz?- zapytał wróg wpatrując się w jego piękną twarz.
- To, na co czekałem od baaardzo długiego czasu...- odpowiedział z uśmiechem na ustach oraz usadowił się na biodrach Shizuo.
- Iza-
- Shizu-chan... Mogę cię o coś poprosić?- zapytał ocierając się zmysłowo o jego biodra. Z usta blondyna uciekł jęk i syk.
- C-co?- mruknął zagryzając dolną wargę.
- Zwróć się do mnie po nazwisku*...- poprosił sadzając się na jego członku.
- Khy... Najpierw zdejmij tą koszulkę.- rozkazał powstrzymując drżenie swojego ciała.
- Eh? Mam ją zdjąć? Niech będzie...- zgodził się nieco uradowany Izaya. Następnie zdjął ubranie z ramion i rzucił gdzieś w kąt. Mężczyzna wyglądał bardziej na szczupłego niż wysportowanego, ale jego budowa trafiała w gust blondyna, który zaczął pożerać go wzrokiem.
- Twoja kolej, Shizu-chan.- przypomniał ciemnowłosy osuwając się coraz niżej, a dłonie kładąc na jego udach, które stanowiły podparcie.
- Ori...hara.- powiedział blondyn swoim trochę zachrypiałym (seksownym) tonem.
- Shizuo!- jęknął głośno Izaya, kiedy dawny przyjaciel znajdował się w nim cały.
- Orihara!- powtórzył zdyszany mężczyzna. Jego nadgarstki zaczęły palić i piec coraz mocniej... ponieważ sam chciał dotknąć Izayi, ale nie mógł. Rozkoszował się jego dotykiem, ruchami bioder, słodkimi jękami oraz łzami w zamglonych oczach... Jednak wciąż to nie było to samo. Potrzebował, a raczej musiał coś z tym zrobić.
- Ori-hara...! Kajdankii...
- Eh?- zaprzestał na chwilę czynności Izaya.
- Zdejmij je... Pro-szę...- poprosił grzecznie Shizuo.
- Nnnie... Nie mogę!- jęknął i na nowo zaczął poruszać drżącymi biodrami. Blondyn syknął i zaczął szarpać za metal. Muszę jakoś się ich pozbyć!
- Shizuo!- zawołał Izaya prawie dochodząc. Nie! Jeszcze nie! Nie pozwolę...!- myślał mężczyzna walcząc zaciekle z gorącym metalem. W pewnej chwili blondynowi udało się uwolnić jeden nadgarstek, a drugi wciąż miał na sobie kajdanki. Jednak obie ręce były sprawne i mogły działać. 
Heiwajima podniósł się do siadu oraz przytulił ciemnowłosego do swojego ciała wchodząc głębiej.
- Shizuo!!- krzyknął Izaya. Chwilę później mężczyźni wydali głośne jęki i wołania, po czym doszli do wyczekiwanej ekstazy. Potem opadli razem w uścisku na łóżko sapiąc i dysząc jakby dopiero co wrócili z maratonu. Po paru minutach odpoczynku blondyn spojrzał na Oriharę.
- Dlaczego to zrobiłeś?- zapytał.
- Sam nie wiem... Może po prostu miałem na ciebie ochotę?- mruknął mężczyzna z uśmiechem sięgając do jego ust. Blondyn zdążył powstrzymać ciemnowłosego.
- Powiedz w końcu prawdę!- szarpnął za jego blade ramiona Shizuo.
- Twierdzisz, że nie zrobiłbym tego, bo jesteś za mało atrakcyjny?- powiedział z szelmowskim uśmiechem na ustach.
- Wiem, że jest coś poza tym! O to mi chodzi! Chciałeś abym trzymał się od ciebie z daleka, a sam mnie porywasz i kochasz się ze mną! Coś tu śmierdzi, nie sądzisz?! Muszę wiedzieć co myślisz... Muszę znać prawdę!- spojrzał mu w oczy Shizuo. Jego serce biło jak szalone. Znowu był tak blisko Izayi. Nie chciał, aby znowu się rozstali...
- Shizu-chan... Masz rację. Całkowitą rację... Nie mogę trzymać się od ciebie z daleka. Przez tyle lat musiałem nosić na twarzy maski, a ludzie którzy mnie otaczają są coraz bardziej nieludzcy... Dlatego moim jedynym sprzymierzeńcem jest samotność, ale ty... Nie mogę się od ciebie uwolnić. Jesteś jak nałóg... Pieprzony nałóg o nazwie Shizuo.- zaśmiał się lekko ciemnowłosy.
- Więc dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś?- zapytał blondyn głaszcząc go czule po policzku.
- Nienawidzisz mnie Shizuo. Po tym jak cię zostawiłem... Znienawidziłem sam siebie. Poza tym, kompletnie do siebie nie pasujemy. Spójrz tylko, stuknięty i bardziej stuknięty. Chociaż jeden z nas musi mieć tą piątą klepkę...- wtulił się w jego tors Izaya.
- Pierdolisz bez sensu...- mruknął w sprzeciwie blondyn. Jednak w głębi duszy wiedział co Orihara miał na myśli. Coś zakuło go w lewej piersi...
- Shizu-chan... Pocałuj mnie, kochaj mnie, a jutro... Wszystko pozostanie takie jakim było...
- Jeżeli tego właśnie chcesz, ale wiedz, że nigdy nie uda mi się wymazać tej nocy... z mojego serca.- odpowiedział całując drżące usta ciemnowłosego.
- Shizuo...- wyszeptał, a jego łzy lśniące jak najdroższe diamenty słynęły po policzkach Izayi i natrafiły na ciało ukochanego blondyna, który przytulał ukochanego najdłużej jak tylko mógł... Aż do samego świtu.



*****

Hej Słodziaki! ;)


One-shot dla Leviego (w nagrodę za te zajebiaszcze komenty xD) i oczywiście dla Was ;)

Miało być słodko - wyszły seksy, miał być happy ending - wyszło co wyszło... (mi się tam nawet trochę smutno zrobiło xd)
Podsumowując: Brak mojego komentarza na tą zmienną wenę twórczą! ;D

Zuchii! Masz prawo wyboru! ;D Postanowiłam, że spróbuję posiedzieć nad pairingiem ErwinxArmin. Pytanie do Ciebie - czy chcesz kontynuację tego opowiadania z „Dark Knight” czy „Teach me Heichou”?


PS. Wypatrujcie na horyzoncie nowego one-shota! Już niedługo zacumuje do portu! XD *wychodzi z szaleńczym śmiechem*


Joleen :*

sobota, 14 marca 2015

Epilog

Opowiadanie yaoi - nauczyciel Levi x Eren <3





- ... właśnie w taki sposób odżywiają się i trawią mięczaki. Myślę, że wystarczy na dzisiaj. Przeczytajcie dwa pierwsze rozdziały z pliku, który wysłałem wam na maila na jutrzejsze zajęcia. To wszystko, dziękuję - zakończył wykład Levi oraz usiadł przy swoim biurku. Po kilku minutach studenci opuścili salę. Oprócz jednej, natrętnej osoby...
- O której kończysz? - zapytał Eren, który wcześniej zakradł się za plecy Rivaille, aby móc opleść swoje ramiona wokół szyi ukochanego. Mężczyzna zdjął okulary z westchnieniem i odłożył je na biurko.
- Najpierw mnie puść. Co by było, gdyby właśnie teraz weszła Hanji albo jakiś inny obłąkany student? - odpowiedział lodowato.
- Pewnie by się nieźle zdziwili! - parsknął, jednak po chwili postanowił go posłuchać i oddalić się na odpowiednią odległość. Chłopak usiadł na ławce tuż przed czarnowłosym.
- Panie psorze... Ten czwartkowy test... będzie bardzo trudny? - zagaił z szelmowskim uśmiechem.
- Tak bardzo, że przez pierwsze dziesięć minut będziesz chciał wybiec z sali i wypłakać się w spódnicę mamusi - odrzekł, pakując swoje rzeczy.
- Łaaa! Istny tyran! - zaśmiał się zielonooki. Eren w życiu by się nie spodziewał, że dożyje chwili, gdy będzie z Rivaille w prawdziwym związku. Kiedy poznawał Leviego lepiej, czuł jakby zakochiwał się w nim od nowa. Ich życie uległo całkowitej zmianie. Ciemnowłosy stał się szczęśliwszy i mniej osamotniony. Miał przy sobie wspaniałego bruneta, który zawsze obdarzał go ciepłem, szczerym uśmiechem. Za to każdy dzień w przypadku Erena był wprost niebiański. Chłopak mógł coraz częściej spotykać się i przebywać w towarzystwie ukochanego. Czekał na niego po zajęciach, zapraszał na wspólne wyjścia, dzwonił, pisał wiadomości, pilnie się uczył, aby nauczyciel był z niego dumny... Wszystko tylko dla Rivaille. Dlaczego? Bo to był JEGO Rivaille.
- Wiesz, że dzisiaj przypada dzień naszej miesięcznicy? - powiedział zadowolony Jeager.
- To dlatego ze szczęścia fruwasz aż pod sam sufit? - prychnął.
- Za to ty ględzisz i zrzędzisz. Dlatego warto by było się trochę rozerwać! Zapraszam cię na randkę! Ja stawiam! - Levi uniósł jedną brew do góry.
- Synek lekarza, co? - mruknął z przekąsem.
- Hej! To moje pieniądze! Sam je zarobiłem! - wypomniał mu. - Idziemy? - spojrzał na niego swoimi wielkimi, szmaragdowymi oczami, do których profesor miał słabość. Mężczyzna kiwnął, przewiesił swoją torbę przez ramię i wyszedł razem z szatynem, lekko ocierając wierzchem dłoni o jego dłoń...

***

- Mmm Levi... - wymruczał Eren w usta Rivaille. Starszy odsunął się od niego, aby móc spojrzeć na zarumienioną twarz zielonookiego. - U mnie czy u ciebie? - zapytał z zamglonym wzrokiem i nierównomiernym oddechem.
- Co to za pytanie? - uśmiechnął się kusząco, przeczesując czekoladowe włosy palcami.
- Normalne? Nie chcę się z tobą jeszcze rozstawać... Chyba, że sobie tego życzysz - odpowiedział z lekką obawą, iż Levi się nie zgodzi się i powróci do swojej samotni. Mężczyzna uśmiechnął się i musnął jego rozchylone wargi swoimi.
- Nie mógłbym pragnąć niczego więcej, jak spędzenie wspólnego wieczoru z moim wstawionym uczniem - szatyn przez chwilę próbował przetworzyć słowa, które padły z jakże niesamowitych i delikatnych ust ciemnowłosego, którym bacznie się przyglądał.
- Czy to był sarkazm? - zmarszczył swoje brwi.
- Oczywiście, ptaszyno - odrzekł, ściskając jego nos w dwa palce, w geście droczenia.
- Już jesteśmy, proszę pana - ich oczy skierowały się na kierowcę taksówki, który patrzył na pasażerów z rosnącym zniecierpliwieniem. Levi sięgnął do kieszeni spodni i wyjął swój portfel. Następnie wyszukał banknot, który podał brodatemu mężczyźnie.
- Reszty nie trzeba - dodał, otwierając drzwiczki od auta. - Chodź, Eren - na dźwięk własnego imienia, ciało bruneta przeszedł przyjemny dreszcz. Po chwili stali razem na ulicy, trzymając się za ręce.
- To nie twoje mieszkanie? - zgadł, rozpoznając znajomą okolicę.
- Dokładnie - odpowiedział, kierując się z chłopakiem w stronę budynku. Po kilku minutach dwójka trafiła do mieszkania na najwyższym piętrze, gdzie Rivaille od razu przyszpilił bruneta do ściany. Zielonooki mruknął coś w jego usta, po czym oddał mu się całkowicie. Ciemnowłosy odsunął się i zaczął rozpinać kolejne guziki ciemnej koszuli studenta. Następnie przywarł wargami do wgłębienia jego szyi. Z ust Erena uciekły ciche jęki. Mężczyzna jednym ruchem pozbył się koszuli z ramion chłopaka i wgryzł się w jego kościste ramię.
- Levi... - zdołał wyszeptać. W oczach Rivaille pojawiła się dzikość i pożądanie. Przez ciało młodzieńca przeszedł dreszcz. I to nie z winy chłodu...
- Chodź - rozkazał, prowadząc swojego ucznia do sypialni. Eren był tam może po raz drugi. Ciemne ściany i panele, królewskie łoże z pościelą z satyny, której purpurowy odcień odpowiadał kosztownym zasłonom. W pokoju nie było za wiele mebli. Levi musiał się jeszcze zadomowić i jakoś upiększyć swój nowy zakątek. Jeager został popchnięty na miękkie łóżko, na którym podparł się na łokciach. Rivaille dołączył do niego i zaczął całować na nowo. Jednak Erenowi nie wystarczyły jedynie pocałunki...
- Levi... Dzisiaj... Idźmy na całość - poprosił. Ciemnowłosy spojrzał na niego badawczo.
- Co masz na myśli? - zapytał z błyskiem w oczach.
- Zawsze, kiedy myślisz, że posuwasz się za daleko, to się... powstrzymujesz. Chcę, żebyś nie traktował mnie jakbym był ze szkła... - powiedział odważnie, po czym przytulił go do siebie. - ... ponieważ nie jestem ze szkła - dodał i podgryzł płatek jego ucha.
- To prawda. Człowiek zazwyczaj jest pokryty skórą...
- Levi! - warknął, spoglądając w kobaltowe tęczówki, które kochał całym swoim sercem.
- Jesteś pewien? - chłopak kiwnął twierdząco z figlarnym uśmiechem na ustach. Po chwili mężczyzna wplótł swoje palce w aksamitne włosy i zaczął całować do utraty tchu. Następnie delikatnie skierował go na poduszki. W tym czasie zdążył już uporać się z wadzącą im w tamtym momencie odzieżą bruneta. Potem Eren pomógł rozebrać się ukochanemu i na nowo połączyli swoje spragnione wargi. Rivaille zaczął przygotować studenta, rozluźniając go i rozszerzając jego wejście swoimi chłodnymi palcami. Na początku Jeager czuł doskwierający ból, jednak z czasem pojawiła się także przyjemność.
- Levi... - usłyszał w pewnym momencie. Spojrzał na zarumienioną twarz ucznia. - Pospiesz się... - usłyszał zduszony jęk bruneta pod nim. Mężczyzna przełknął ślinę i usadowił się między jego nogami. Chłopak wczepił palce w nagie łopatki czarnowłosego.
- Eren... - szepnął, zatapiając swoje usta w smakowitej szyi szatyna. Po chwili zaczął powoli wchodzić we wnętrze zielonookiego. Z warg Erena uciekł jęk, a Leviego ciche syknięcie.


Pierś przy piersi, serce przy sercu... 
Nigdy nie czuli się tak blisko. 
We dwoje. Połączeni.
W powietrzu można było wyczuć zapach ich miłości.
Usłyszeć ciężkie oddechy, urwane słowa...
Aż w końcu dosięgnęli nieziemskiej ekstazy. 
Razem.
Na zawsze...


***

Ciemnowłosy rozchylił swoje przymknięte powieki. Nastał kolejny, słoneczny dzień, których tak bardzo nienawidził. Spojrzał na miejsce obok. Pusto. Erena nie było przy jego boku. Więc... gdzie się znajdował? Po chwili Levi usłyszał zbliżające się kroki. W drzwiach stanął potargany brunet z turkusowymi oczami i szerokim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie za dużą, granatową bluzę Rivaille. Chłopak trzymał w dłoniach srebrną tacę, na której znajdowały się biały kubek, cukierniczka, dzbanuszek z mlekiem oraz kilka rogalików na porcelanowym talerzyku.
- Dzień dobry! Zrobiłem kawkę! - oznajmił radośnie, kładąc tacę na kolanach zaspanego mężczyzny. Levi odłożył wszystkie rzeczy na bok, po czym pociągnął studenta za nadgarstek tak, że wylądował w jego ramionach. - Levi?! - zdziwił się, jednak Rivaille nie miał ochoty na tłumaczenia. Od razu wpił się w słodkie usta kochanka. Opór Erena nie trwał zbyt długo. Młodzieniec przymknął swoje powieki i rozkoszował się porannym pocałunkiem. Po dłuższej chwili czarnowłosy oderwał się od jego kuszących warg i sięgnął po parujący kubek, gdy Jeager ciągle bujał w obłokach. - Masz dzisiaj zajęcia?
- Od czternastej do wieczora - odpowiedział w przerwie na łyk kawy. 
- Ale przecież jest sobota! - zawołał wzburzony.
- To zaoczni studenci. Studiują tylko w weekendy - wyjaśnił. 
- Ten dziekan to pieprzony drań! Nie może zatrudnić kogoś jeszcze? Tylko wykorzystuje swoich pracowników i ich czas wolny! Dlaczego nikt mu się nie stawia?! - rzekł oburzony.
- Erwin wie, co robi. Poza tym, nasza uczelnia jest jedną z najlepszych w mieście. Dlatego też ten honorowy tytuł zobowiązuje do najlepszego przygotowania, nie sądzisz?
- Ale...! - mężczyzna odłożył kawę na spodek i spojrzał wprost na bruneta.
- Eren, jest dopiero dziewiąta, a ty już narzekasz. Jestem tutaj, tak? Jeżeli to ci nie wystarczy, to możemy się spotkać po moich zajęciach - zaproponował z westchnieniem.
- Zgoda! Zrobię obiad! - odrzekł zadowolony.
- Chcesz tutaj zostać? - zdziwił się.
- A czemu nie? Masz jakieś inne plany? Ktoś przyjedzie? Może dziewczyna? - zakpił.
- Jeszcze jedno słowo, a wyjdziesz z tego domu jedynie w majtkach. Ludziom na pewno spodoba się obrazek synka znanego lekarza, który biesiaduje po mieście prawie nago...
- Nie zrobiłbyś tego... - mruknął z uśmieszkiem na ustach. Kiedy zobaczył, że Rivaille wyglądał na kompletnie poważnego, zamarł.
- Nie zrobiłbym, a wiesz dlaczego? - zapytał, przysuwając się do przerażonego bruneta. Jeager przełkną ślinę i potrząsnął przecząco głową.
- Ponieważ nikt nie ma prawa oglądać mojego, nagiego chłopaka... - powiedział tuż przy jego uchu. Puls Erena przyspieszył, a na policzkach pojawił się krwawy rumieniec.
- Jestem twój? - wyszeptał, czując znajome ciepło rozlewające się w jego wnętrzu.
- Na całą wieczność - odpowiedział, zamykając usta młodzieńca swoimi.



*****

Witajcie! :)

Ale się namęczyłam z tą częścią... Nie macie bladego pojęcia! Dodatkowo ten tydzień był niesamowicie stresujący i okropny :'( Tyle testów i nerwów... Ciało odmawia mi posłuszeństwa! ;-;

Mam jeszcze pytanko do Leviego ;) Zgodziłam się napisać one-shot z Shizayą (mam już wstęp) i zastanawiam się, czy chcesz takie shonen ai czy raczej hot yaoi?? ;D

Jeżeli mi się uda, to może napiszę coś z Arminem dla Zuchii, ale zobaczymy, co będę robiła w dni wolne. Zawsze się coś znajdzie (np. muszę w poniedziałek jechać do mojej szkoły na 8:00 żeby napisać zaległy test z historii xO gdzie tu sprawiedliwość?! GDZIE?! PYTAM SIĘ!! Chyba potrzebny jest mi tutaj dobry death note, który o dziwo posiadam ^^ albo rządy Leloucha xD).
Oprócz tego mam super misterny plan, żeby poszukać dobrych CD dram BL z moim ukochanym seiyuu (tak dawno nie słuchałam dram... Trzeba to nadrobić! :D) Jeżeli ktoś zna jakąś fajną płytkę, to może się pochwalić i napisać pod postem ;) Będę super wdzięczna! >.<

PS Spodziewajcie się nowego one-shot'a (nie Shizaya) ^-^ Chyba nikt nie zgadnie tego pairingu :p Chcecie? To próbujcie! :)


Joleen :*