piątek, 29 maja 2015

Rozdział XX

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- Porąbało cię do reszty?!- warknął zszokowany Armin.
- Ciszej idioto!- syknął na niego Connie.
- Skąd to masz?!- zapytała Crista.
- Zabrałem z domu. Spoko loko luz i spontan, starzy się nie skapną! Możemy zaszaleć!- zachichotał Springer.
- Czy ty siebie w ogóle słyszysz?! Schowaj to, a najlepiej wyrzuć!- zagroził blondyn.
- Zrobimy tak, na razie każdy dostanie po trochu. Ten kto nie wypije do dna swojej doli, ten... Musi skoczyć do rzeki i spać nago na dworze!- wymyślił Connie z szerokim uśmiechem.
- To niedorzeczne! Ja stąd idę!- podniósł się Armin i zerknął ukradkiem na mnie.
- Ktoś jeszcze wycofuje się, jak ta blond ciota?- wskazał na chłopaka Springer.
- Przesadzasz, Connie!- warknęła na niego Crista.
- No dobra, to ktoś jeszcze chce nas opuścić?- popatrzył na resztę zebranych. Nikt nie ruszył się z miejsca. Kątem oka widziałem, jak Armin rzuca mi zdegustowane spojrzenie i odchodzi w stronę naszego domku. Poczułem się jak śmieć. Chciałem za nim pobiec i pogadać, ale... moje nogi ani drgnęły. Spojrzałem na moich nieco zmieszanych towarzyszy. To nie skończy się dobrze...- pomyślałem w duchu.
- Wszyscy mają swoje kubki? Nalewam~!- po chwili każdy z obecnych trzymał w dłoni trochę alkoholu w białych, plastikowych naczyniach po sokach.
- Do dna moi drodzy!- zawołał Connie. Nie minęło dużo czasu, zanim Connie, Sasha i Thomas siedzieli z pustymi kubkami spoglądając z rozbawieniem na resztę. Przełknąłem ślinę i spojrzałem na tajemniczą ciecz. Postanowiłem posmakować trunku. Przysunąłem przedmiot do ust. Moje nozdrza zaatakował odpychający, ostry zapach.
- Dajesz nowy!- zawołał Springer obejmując Sashę. Przechyliłem kubek i poczułem w gardle gorzki smak, który powoli spływał po moim przełyku aż do samego żołądka. Krew zaczęła szybciej płynąć w moich żyłach, a zmysły miałem przytępione. W pewnym momencie skrzyżowałem swoje niepewne spojrzenie razem z przestraszonymi, błękitnymi oczętami. Biedna Crista siedziała jak trusia przy ognisku oraz cała się trzęsła.
- Crista~! Czyżbyś chciała nocować z wilkami na golasa...?- zachichotał Connie widząc zdenerwowanie dziewczyny. Blondynka ścisnęła kubek w ręce. Była bliska płaczu. Wszyscy patrzyli na nią z wyczekiwaniem... Dlaczego zostałaś, głupia...?- pomyślałem wstając z miejsca i podchodząc do niej. Spojrzała wprost na mnie swoimi pięknymi oczętami, w których zabłysła iskierka nadziei na ratunek. Wziąłem naczynie z jej bladych dłoni i wypiłem zawartość.
- Jeager! Niezły z ciebie zawodnik!- pochwalił Thomas.
- No dobra, czas rozpocząć grę!
- Jaką znowu grę...?- zapytała nieco znużona niewielką ilością alkoholu Mina.
- Zagramy w butelkę. Każdy musi zadać zadanie przeciwnikowi. Ten, kto nie będzie potrafił wykonać zadania- pije shota! Dodatkowo jeżeli przeciwnik wypełni polecenie- osoba, która wymyśliła zadanie pije dwa shoty!- omówił instrukcje Connie.
- Niech będzie!- zgodził się blondyn pocierając swoje dłonie.
- My się piszemy!- odpowiedziała Hannah z głupkowatym uśmiechem. Następnie usiedliśmy w węższe koło. Po mojej prawej siedział Thomas, a po lewej Marco. Nadeszła pora na pierwszą rundę, którą wygrała Hannah. Zakręciła butelką. Wypadło na Marco.
- Hmmm... Masz opowiedzieć jakiś sprośny kawał.- wymyśliła rudowłosa.
- Heh? To przecież takie proste!- mruknął Connie.
- Emm... Etto...- zastanawiał się chwilę ciemnowłosy. Niestety poległ.
- Biiiip! Czas minął! Pijesz Marco Polo!- łysy chłopak nalał mu trochę alkoholu do białego kubka. Czarnowłosy spojrzał z niesmakiem na naczynie, ale wypił całą zawartość.
- Następny!- graliśmy przez jakąś godzinę. Aż w końcu "królem" był Connie i wypadło na Cristę. No to koniec...- zakląłem w duchu.
- Connie! Daj jej spokój! Miej litość!- prosili go młodzi.
- Cisza! Crista... Crista... Już wiem! Twoim zadaniem jest... pocałować Erena! W usta!!- roześmiał się na głos. Serce podskoczyło mi do gardła. Spojrzałem na zdenerwowaną blondynkę.
- J-Ja...!- zaczęła z krwawym rumieńcem na policzkach.
- Albo Thomasa. Mi to obojętne...- dodał Springer i założył rękę na ramię nieprzytomnej Sashy.
- Gorzko! Gorzko!- szeptała reszta, aby nie zbudzić innych uczniów w domkach oraz opiekunów. Niebieskooka spojrzała na mnie i Thomasa. Po chwili wstała oraz chwiejnie podeszła... oczywiście do mnie.
- Haha! Wiedziałem!- zawołał głośno Connie, po czym został uciszony przez resztę.
- E-Eren-kun... Zgadzasz się...?- zapytała trzepocząc niewinnie długimi, ciemnymi rzęsami. Nie odpowiedziałem. W głowie mi szumiało, byłem zmęczony i otumaniony. Ma takie piękne oczy... Niebieskie... Levi też ma niebieskie... ale znaaacznie piękniejsze... Jak skradzione diamenty....- majaczyłem w myślach.
- Le...vi...- wyszeptałem cicho i ująłem delikatnie twarz blondynki w obie dłonie. Następnie poczułem delikatny dotyk, niczym skrzydeł motyla na moich wargach.
- O mój Boże! Zrobili to...! Brawa!- słyszałem głosy i wiwaty.
- OY!! Co się tu dzieje?!- zawołał donośnym głosem Erwin.
- Osz...! Spadamy! Chowaj to, idioto! Eeech... Dobry, Erwin-san!
- Jest już po północy! Czemu nie jesteście w domkach?!
- Już zmykamy! Rozmowa nas tak wciągnęła! Hahaha! Naprawdę...!- poczułem, że ktoś bierze mnie pod ramię. Następnie jakoś doczołgałem się do swojego łóżka, ale nie byłem w stanie utrzymać się na własnych nogach, ani trzeźwo myśleć.


Eren...? Eren... Coś ty znowu narobił? Mój mały, niemądry chłopczyk...- kobiecy, przyjazny ton... miękki dotyk na mojej twarzy...

Kaasan... Zostaw mnie... Nie widzisz w jakim jestem stanie...?- odparłem odsuwając twarz od jej dłoni.

Taki nieodpowiedzialny... Musisz wyrosnąć na mężczyznę. Kto zaopiekuje się Mikasą i Arminem?

Nie ja... Spieprzyłem to mamo... Mikasa... Ona...- po moich policzkach spłynęły łzy.

Będzie dobrze. Jestem zawsze z tobą... Pamiętaj... Kocham...- osoba znikła w ciemnościach.

... Cię.- dokończyłem za nią.



*****

Witajcieee!~


Nie pytajcie o szczegóły... Błagam. Eren ma słabą głowę. Po kilku shotach już padł xD Urwane wspomnienia, myśli... No i jeszcze mamusia mu się przyśniła!

W następnym rozdziale- kac, powrót do domku i nareszcie... Levi! ^^ <3

PS. Raaany... To już 20 rozdział! o_O a końca nie widać xD


Joleen :*

piątek, 22 maja 2015

Rozdział XIX

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Kilkadziesiąt kilometrów na południu znajdowało się niewielkie obozowisko z pięcioma drewnianymi chatkami w kształtach podłużnych trójkątów. W środku znajdowały się: niewielka kuchnia z turystyczną lodówką, łazienka z prysznicem i toaletą. Na piętrze były pojedyncze łóżka, drewniana szafa oraz jaskrawo żółta lampa. Armina razem ze mną przywieziono na miejsce, ale reszta uczniów musiała zabrać się z opiekunem autokarem. Nie musieliśmy długo czekać na ich przybycie. Z pojazdu zaczęli wychodzić znani mi z widzenia uczniowie, uczennice i jeszcze jedna osoba...
- Ereeeen!!- brunetka w kitce i okularach podbiegła do nas oraz uściskała mnie przyjaźnie.
- Ha-Hanji-san?!- zdziwiłem się. Obejrzałem dokładnie szatynkę w zielonej, deszczowej kurtce, różowych rękawiczkach i tęczowych kaloszach.
- Hanji... Co ty masz na sobie?- powstrzymywał śmiech Erwin.
- W telewizji mówili, że będzie ulewa jakich mało!- oznajmiła kobieta.
- Mogę spytać... Co pani tutaj robi?- zapytałem ją.
- Jak to „co”? Jestem waszym dodatkowym opiekunem!- uśmiechnęła się szeroko. Zamrugałem powoli. Hanji-san... opiekunką? Serio?- zakpiłem w myślach.
- Lepiej uważajcie! Mam bardzo dobre okulary i żadne procenty, ani proszki się przede mną nie ukryją!- roześmiała się głośno.
- Armin! Nowy!- Connie w czarnej kurtce z kapturem pomachał do nas ochoczo.
- Idźcie się przywitać. Kiedy zabiorą swoje rzeczy, będzie generalna zbiórka.- powiedział do nas blondyn. Po chwili już rozmawialiśmy z chłopakiem o "łysej czuprynie".
- Mówię wam, tego wyjazdu nikt nie zapomni! To przecież nasza pierwsza, wspólna wycieczka!- opowiadał z entuzjazmem Springer.
- Cześć... chłopaki...- usłyszeliśmy niewyraźny, dziewczęcy głos. Z autokaru wysiadła brunetka z zielonkawą cerą na twarzy i ciemnymi workami pod oczami. Pod ramię trzymała ją drobna blondyna o niebieskich oczach.
- Sasha?! Co ci się stało?!- zawołał Armin.
- Aaaach... Lepiej już nie pytaj. Zjadła przed wyjazdem większość swoich „smakołyków” i w drodze prawie wszystko zwróciła.- odrzekł Connie.
- Dobrze się czujesz?- zapytałem dziewczynę, która powoli skinęła głową, lecz po chwili zielony kolor na jej twarzy zmienił odcień.
- Sensei! Musimy iść do łazienki. Natychmiast.- zawołała Crista.
- Pomogę ci!- zaoferowałem i wziąłem Sashę pod drugi bok. Poszliśmy do łazienki w jednym z drewnianych domków, a pani Hanji kazała nam podać jej krople żołądkowe i położyć ją do łóżka.
- Wszystko będzie z nią w porządku?- zapytałem dorosłą szatynkę.
- Mam taką nadzieję. Nabrała już kolorów i nie wymiotuje. To już coś. Jeżeli dalej będzie się źle czuła odwiozę ją do domu.- postanowiła Hanji.
- Teraz dajcie jej trochę odpocząć i idźcie na śniadanie. To budynek niedaleko. Musicie iść kawałek na lewo.- poleciła kobieta. Kiwnęliśmy i wyszliśmy z domku.
- Oby nic jej nie było.- westchnąłem.
- Dziękuję, że ze mną poszedłeś. Liczyłam bardziej na Conniego... Przecież to jego dziewczyna, ale... Jednak cieszę się, że to byłeś ty.- wyznała blondynka. Spojrzałem na dziewczynę obok mnie. Jej grzywka była lekko zmierzwiona od wcześniejszej mżawki, a policzki zarumienione. Mimo to, wciąż wyglądała niczym anioł prosto z niebios.
- Nie ma sprawy. Naprawdę.- odparłem. Nasze oczy się spotkały. Błękitne ślepia błyszczały jak dwie gwiazdy i wpatrywały się we mnie z zainteresowaniem.
- Jesteś... inny niż reszta. Masz jakieś swoje sekrety, ale... to sprawia, że jesteś tajemniczą i ciekawą osobą.- rzekła z delikatnym uśmiechem. Nie wiedziałem co odpowiedzieć na jej komentarz. To prawda, że byłem inny i... wcale nie czułem się z tym dobrze...

***

- No nareszcie! Gdzie wyście byli tyle czasu?!- zapytał zaniepokojony Armin. Weszliśmy do niewielkiej stołówki, gdzie stały drewniane stoły z przystawionymi ławami do siedzenia. Pomieszczenie było przytulne i słoneczne. Usiedliśmy z Cristą przy stole razem z Conniem, Arminem i chłopakiem o czarnych, krótkich włosach oraz piegach na twarzy. Nazywał się Marco. Poznałem go niedawno, dzięki Arminowi. Miły i sympatyczny chłopak, który był najlepszym kumplem Jeana.
- Zanieśliśmy Sashę do jej domku i daliśmy lekarstwa.- wyjaśniłem siadając obok blondyna.
- Connie! Jesteś bezczelny! Sasha to twoja dziewczyna, czy się mylę?!- nakrzyczała na niego Crista. Pierwszy raz widziałem ją tak oburzoną. W jej oczach płonęły niebieskie płomienie gniewu.
- E-Eh... No co ty, Crista...- jęknął Springer.
- Crista ma rację. Dlaczego nie troszczysz się o swoją dziewczynę, która jest teraz w potrzebie?- rzekł Armin.
- Connie... Idź do niej.- szepnął do niego Marco.
- No przecież wiem! Luuudzie!- mruknął niezadowolony chłopak i wstał od stołu. Zjedliśmy późne śniadanie, a następnie poszliśmy rozpakować swoje rzeczy w domkach. Mieszkałem razem z Arminem, Conniem, Marco i blondynem ze złotymi oczami. Nazywał się Thomas Wagner. Zająłem łóżko tuż pod oknem w pokoju z Arminem i Conniem. Marco oraz Thomas spali w pokoju przechodnim. Kiedy układaliśmy swoje rzeczy nagle usłyszeliśmy stukot szkła w torbie, którą trzymał Arlet.
- Czy to...?- Armin spojrzał na mnie badawczo. Zerknąłem na granatowy przedmiot z rzeczami Conniego. Kiwnąłem do Armina porozumiewawczo. Blondyn złapał palcami za zamek.
- Chłopaki! Wróci-! Armin!! Co ty robisz z moją torbą?!- zawołał Springer wchodząc do pomieszczenia. Od razu zabrał swoją własność z rąk chłopaka.
- Chciałem ją odłożyć na twoje łóżko.- skłamał błękitnooki.
- Ach tak, dzięki.- odparł spokojniej wkładając torbę pod łóżko.
- A tak poza tym... Co w niej jest?- zapytał zaciekawiony Arlet.
- Cierpliwości drogi przyjacielu, cierpliwości.- puścił do niego oko. Miałem złe przeczucia...
- Minna! Erwin-san prosi, żebyśmy zebrali się przy ognisku. Idziemy na spacer póki jest ładna pogoda!- poinformował nas Marco.


- Spoko, już tam idziemy!- odparł Connie. Następnie wyszliśmy z domków i poszliśmy na długą wycieczkę po okolicy. Głównie były to widoki na las i niewysokie pagórki. Jednak świeże, zimne powietrze oraz zapach drzew działał na mnie bardzo kojąco oraz odprężająco. W drodze Springer robił dziewczynom różne żarty. Raz nadział na patyk padalca i biegał za nimi przez kilka dobrych minut dopóki Erwin go nie zbeształ. 
Później zaczął szeptać do mnie i Armina ile punktów dałby każdej dziewczynie z klasy za urodę. Wtedy blondyn go skarcił i upomniał, iż sam miał już dziewczynę, która wije się z bólu w łóżku, na co Springer machnął ręką. Podczas podróży zrobiliśmy krótki postój przy rzece. Kucnąłem przy wodzie i podziwiałem jak uśpiona roślinność odbija się w tafli wody, nad którą unosiła się lekka mgła. Coś niesamowitego...- pomyślałem.
- Ciekawe, czy jest zimna...- usłyszałem dziewczęcy głos. Obok mnie pojawiła się Crista w białym polarze, bladoróżowej, ocieplanej kamizelce i czarnych legginsach. Wyglądała naprawdę uroczo. Następnie kucnęła przy mnie i dotknęła drobnymi, bladymi palcami wody, po czym szybko ją odsunęła.
- Zimna!- powiedziała ocierając dłoń o spodnie. Uśmiech zawitał na moich ustach.
- Można było się domyślić. Jest już jesień.
- Nie cierpię jesieni. Jest taka ponura i... zimna.- przyznała Crista wpatrując się w wodę.
- Każda pora roku ma coś w sobie. Chociaż ja najbardziej lubię lato. A ty?- zapytałem ją.
- Hmm... Wiosna jest wspaniała. Uwielbiam kiedy drzewa wiśni kwitną i wydają taki słodki aromat. Mój dziadek ma cały sad wiśniowy.- opowiedziała mi.
- Musi to pięknie wyglądać.- odparłem.  
- Tak. Bardzo... Czekaj. Chyba mam nawet zdjęcie!- powiedziała wyciągając różowy telefon z klapką i doczepionym breloczkiem. Przycisnęła parę guzików przeszukując galerię zdjęć.
- Powinno gdzieś tu... Jest! Spójrz!- powiedziała wskazując na ekran telefonu. Było na nim zdjęcie ukazujące znajomą blondynkę w niebieskiej sukience na tle kwitnących drzew wiśni. W powietrzu unosiły się różowe płatki, a dziewczyna o błękitnych oczach uśmiechała się pogodnie do obiektywu.
- Śliczne...- pochwaliłem.
- Prawda? Te kwiaty są takie cudne...
- Nie tylko. Całe zdjęcie mi się podoba.- dodałem z uśmiechem. Kiedy spojrzałem na Cristę. Zobaczyłem lekkie zdumienie na twarzy blondynki.
- Coś nie tak?- spytałem.
- N-Nie... To nic takiego.- odparła i zamknęła klapkę telefonu.
- Nee, Eren... Jeżeli jesteśmy już w temacie... No... To... Wymienimy się numerami?- dziewczyna uciekła wzrokiem w bok.
- Eh? Przykro mi, ale to nie będzie możliwe.- odpowiedziałem. Dziewczyna spojrzała na mnie nieco zasmucona.
- Nie mam telefonu.- wyjaśniłem.
- Żartujesz!- zawołała nie dowierzając.
- Mówię prawdę! Serio!- przyciągnąłem.
- Rany... Jaskiniowiec z ciebie, czy jak?- mruknęła. Nie powstrzymałem kolejnego uśmiechu.
- Na to wygląda.- przyglądałem się, jak chowała kosmyk złotych włosów za ucho, jak w jej błękitnych oczach odbijały się drobne fale... Nie mogłem się napatrzeć na ten idealny widok...
- Gołąbeczki!! Wracamy!- usłyszeliśmy wołanie Conniego.
- „Gołąbeczki”...? To niby... my?- zdziwiłem się. Crista nic nie odpowiedziała. Kiedy na nią spojrzałem, zauważyłem jej policzki obalane krwawym rumieńcem. Po chwili wstaliśmy i dołączyliśmy reszty grupy.

***

- Sasha!- zawołał Armin, gdy zobaczył szatynkę owiniętą brązowym kocem przy niezapalonym ognisku.
- Jak się czujesz?- zapytała Crista siadając przy niej na ławce zrobionej z konaru brzozy.
- Znacznie lepiej! Zostaję z wami!- zaśmiała się i przytuliła do siebie blondynkę.
- Honey... Wszystko w porządku?- kucnął przy niej Connie.
- Jak słońce, krasnalku!- odpowiedziała całując jego czoło.
- Dzieciaki! Macie czas wolny do obiadu, który będzie za jakąś godzinę, jasne?- zawołał Erwin. Potem wszyscy rozeszli się do swoich domków albo prowadzili pogawędki.
- H-Hej. Możemy się przysiąść?- zapytała nieśmiało dziewczyna o hebanowych włosach splecionych w dwa kucyki.
- Pewnie. Jak macie na imię?- odpowiedział nieco flirciarsko Connie. Ciemnowłosa nazywała się Mina, a jej towarzyszka- ruda, piegowata, zielonooka w pomarańczowym płaszczu- Hannah. Rozmawialiśmy chwilę o szkole i naszych wspólnych zainteresowaniach. Potem zostaliśmy wezwani na posiłek. Po obiedzie opiekunowie powiedzieli, że dają nam wolną rękę, ale nie możemy się zbytnio oddalać. Wtedy każdy mógł spokojnie dobrze poznać resztę i odpocząć po wyprawie. Większość uczniów z mojej klasy była sympatyczna i przyjacielska, ale kilka przypadków wolało pozostać w swoim gronie i udawać tych „lepszych”.



Nastał wieczór. Nie otrzymaliśmy tradycyjnego posiłku, lecz pianki oraz chleb na ognisko. Erwin razem z właścicielem obozowiska rozpalili ogień i dali nam specjalne patyki do nadziania jedzenia. Było dużo śmiechu oraz zabawy. Po dziesiątej wieczorem większość ludzi schowała się w swoich domkach. Zostaliśmy tylko ja, Armin, Marco, Connie, Sasha, Crista, Mina, Hannah i Thomas.
- No to co robimy? Idziemy spać?- zapytała Mina.
- Nie ma mowy! Zostajemy!- zawołał ochoczo Connie.
- Racja! Spałam przez cały dzień! Czas się trochę rozruszać!- powiedziała Sasha objadając się resztkami upieczonych pianek.
- Ja tak szczerze już bym się położył...- ziewnął Armin i zerknął na mnie kątem oka.
- Phi! Cienias!- prychnął Connie. 
- Wal się krasnalu...- odgryzł się blondyn.
- Coś ty powiedział?! Tylko Sasha może tak mnie nazywać!- warknął Springer.
- Nee, może w coś zagramy?- zaproponowała znudzona Hannah.
- Ja się piszę!- zgodził się Thomas.
- Póki jesteśmy w przyjaznym gronie...- mruknął w pewnym momencie Connie i szybko pobiegł do naszego domku.
- A temu co?- mruknęła Mina.
- Może musiał skorzystać... Cały czas się dziwnie kręcił i zachowywał...- zachichotała do niej Hannah.
- Na pewno przestraszył się wilków!- zgadł Thomas.
- Tutaj nie ma wilków... P-Prawda?- zapytał przestraszony Marco.
- C-Co?! Wi-Wilki?!- zatrzęsła się czarnowłosa i przybliżyła do rudej przyjaciółki.
- Nie bójcie się, obronimy was!- obiecał Thomas z zadziornym uśmiechem.
- Ja tam się nie boję...- mruknęła Sasha wkładając spory kawałek chleba do ust.
- Już jestem!- zawołał Connie trzymając pod ręką swoją torbę. Tą samą, co chował rankiem pod łóżko... Wymieniłem porozumiewawcze spojrzenia z Arminem.
- A po co ci ta torba?- spytał zaintrygowany Marco.
- Nie chodzi o torbę, tylko o to co jest w środku!- zaśmiał się Connie. Wszyscy z wyczekiwaniem patrzyli, jak chłopak wyciąga szklaną butelkę alkoholu.
- Czas rozpocząć prawdziwą zabawę!



*****

Konbanwa!


Impreza, impreza Hanji pijane dzieciaki namierza! Hah! Co tu się wyprawia?! ;D

Od razu ostrzegam- nie róbcie tego w domu, szkole, na biwaku... Obojętne! Nie, nie, nie! Alkohol jest FE! I mówię tutaj na poważnie!
Po co uszkadzać te biedne, wymarłe, szare komóreczki? Pomyślcie o tym! -,-

W trakcie czytania opowiadania zauważyliście pewnie kilka zdjęć ^^ Otóż udało się Hanji zrobić parę fajnych fotek z biwaku (mojej majówki) i mi je podesłała ;D
Jeżeli ktoś nie potrafił sobie dobrze wyobrazić tego piękna natury otaczającego Erena oraz resztę, to proszę bardzo! ;)

(Informacja: zdjęcia są mojego autorstwa i bardzo proszę nie umieszczać ich na innych blogach, bądź stronach bez mojego pozwolenia)


Joleen :*

piątek, 15 maja 2015

Rozdział XVIII

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Kiedy otworzyłem oczy napotkałem przerażoną parę miodowych ślepiów oraz zszokowaną parę kobaltowych. Siedziałem na kozetce, a przede mną stał Levi razem z Petrą.

- C-Coś się stało?- zapytałem zerkając na zaniepokojoną twarz Rivaille.
- Petra, musimy porozmawiać. Teraz.- rzekł stanowczo ciemnowłosy. Po chwili zostałem w pokoju sam. Co to miało znaczyć? Dlaczego wyszli tylko we dwójkę? Hipnoza zadziałała? A może wręcz przeciwnie...? - myślałem gorączkowo. Niedługo później do pokoju weszła złotowłosa kobieta. Wyglądała na strapioną, ale próbowała ukryć swoje uczucia za wymuszonym uśmiechem.
- Petra-san...?
- Eren-kun, jak się czujesz?- zapytała mnie.
- W... porządku. Coś się stało? Co z hipnozą?- kiedy to powiedziałem, zauważyłem jak kobieta się wzdrygnęła.
- Poszło...- przygryzła dolną wargę i uciekła wzrokiem w kąt.
- Nie wyszło nam. Musimy wymyślić coś innego.- odpowiedziała.
- Ro-Rozumiem...- odparłem i spuściłem głowę w dół. Nie udało się...
- Myślę, że na dziś wystarczy. Masz jeszcze lekcje do odrobienia, prawda?- wstałem powoli z kozetki i zabrałem swoje rzeczy.
- W takim razie ja już pójdę...
- Do zobaczenia, Eren.- pożegnała się ze mną. Kiedy wyszedłem widziałem kątem oka, jak przymknęła oczy i cicho westchnęła. Coś było nie tak. Może Levi mi powie...- pomyślałem.

***

- Nic się nie wydarzyło. Petra zawołała mnie, bo przestraszyła się, że nie chciałeś się wybudzić ze snu. Myślała, że coś ci się stało.- odrzekł Rivaille przy kolacji.
- Ach tak...- nieco się uspokoiłem. Nastała chwilowa cisza.
- Masz jakieś plany na weekend?- spytał mnie niespodziewanie ciemnowłosy.
- Eh? No... nie. Myślałem, że pomogę Verde w porządkach i pouczę się.- odpowiedziałem.
- Erwin do mnie dzwonił. Szkoła organizuje biwak z soboty na niedzielę. On też tam będzie jako opiekun, więc byłbyś pod dobrą opieką. Co ty na to?- zaproponował mężczyzna.
- Naprawdę?! Mogę pojechać?- ucieszyłem się. Levi patrzył na mnie swoimi nieziemskimi oczami. Przez pewien czas się nie odzywał, tylko lustrował mnie wzrokiem.
- Jeżeli tylko będziesz chciał...- odparł.
- Chcę! Bardzo!- poprosiłem.
- Dobrze. Wyjazd jest jutro o 7:00. Poproś Verde o jakąś walizkę.
- Hai! Dziękuję, Levi-san.- uśmiechnąłem się do niego. Rivaille spojrzał na mnie z błyskiem w kobaltowych oczach i kiwnął lekko głową. Nie mogłem się doczekać... Mój pierwszy biwak z nową klasą!

***

- Wszystko spakowałeś?- zapytał mnie rano ciemnowłosy, kiedy zapinałem czarną, niewielką torbę.
- Raczej tak. Będziemy spali w domkach?
- Nie puściliby was pod namiot w taką pogodę. Chociaż może się polepszy...- mruknął Levi opierając się plecami o ścianę i krzyżując ręce na piersi.
- Ma pan dużo roboty na weekend?- zapytałem biorąc torbę na ramię.
- Powiedzmy...
- Nie chciałby pan z nami pojechać...?- wymsknęło mi się z ust pytanie, nad którym rozmyślałem całą ubiegłą noc.
- Niestety nie mogę. Mam tu jeszcze parę spraw do załatwienia. Poza tym, to nie moje klimaty.- odparł szczerze Rivaille. Lekko się zasmuciłem.
- Szkoda...- szepnąłem cicho i zerknąłem w bok. Poradzę sobie...? Levi zawsze był przy mnie w najgorszych momentach, a teraz mam spędzić całe dwa dni bez jego obecności...?- rozmyślałem nerwowo.
- Nie rób takiej miny.- usłyszałem ponury głos mężczyzny. Spojrzałem w jego magnetyczne, kobaltowe oczy.
- Dasz sobie radę. W razie czego jest tam też Erwin, który zawsze służy pomocą.- dodał ze spokojem Levi.
- A-Ale...- ciemnowłosy podszedł do mnie bliżej i wczepił swoje palce w moje brązowe włosy.
- Będzie dobrze.- obiecał. Przymknąłem delikatnie powieki i delektowałem się jego przyjemnym dotykiem. W głębi duszy nie chciałem się z nim rozstawać. Choćby na drobną chwilę...

***

- Eren!- usłyszałem jak ktoś mnie woła. Spojrzałem na blondyna w beżowej kurtce, ciemnych spodniach i ubranym jasnobrązowym plecakiem.
- Cześć Armin.- przywitałem się.
- Cieszę się, że jesteś. Zupełnie zapomniałem ci powiedzieć o tym wyjeździe!- przeprosił chłopak.
- Nic się nie stało, przecież tu jestem, prawda?- uśmiechnąłem się do niego.
- Dzień dobry, Eren.- po chwili dołączył do nas wysoki blondyn w ciemnobrązowym płaszczu.
- Ohayo, Erwin-san.
- Erwin, musimy pogadać.- przy moim boku pojawił się Rivaille, który parkował wcześniej samochód.
- Oczywiście. Poczekajcie tu chwilę.- zwrócił się do nas i odszedł z Levim w stronę rzeki.
- Podobno Jeana nie będzie na biwaku.- poinformował mnie Arlet.
- Serio?
- Tak. Jest zawieszony i anulowali jego zgodę na wycieczkę. Jednak ma już być w szkole od poniedziałku.
- Armin... Nie wiesz dlaczego on się tak na mnie uwziął?- zapytałem z obawą w głosie.
- Nie mam bladego pojęcia. Znałem go z widzenia. Jego matka pracowała w znanej piekarni, do której chodziliśmy z dziadkiem, ale to przecież było kilka dobrych kilometrów od nas.- opowiedział blondyn.
- Nie rozumiem... W takim razie dlaczego...?
- Ja też nie wiem.- odparł Armin. Staliśmy przez moment w całkowitym milczeniu.
- Idą.- spojrzałem na idących w naszym kierunku dwoje mężczyzn.
- Muszę już jechać. Bawcie się dobrze i słuchajcie się Erwina.- odezwał się ciemnowłosy w czarnym płaszczu.
- Oczywiście.- rzekł Armin.
- Do zobaczenia, Levi-san. Bezpiecznej podróży.- powiedziałem do niego.
- Do zobaczenia, Eren. Zaopiekuj się nim, Armin.- zwrócił się do błękitnookiego. Zdążyłem jeszcze spojrzeć w kobaltowe tęczówki, dopóki nie zniknął z pola widzenia.
- No to co chłopaki? Idziemy?- zapytał Erwin, gdy Rivaille zdążył już odjechać.
- Pewnie!- zawołaliśmy chórem.



*****

Cześć wszystkim! ;*


Ach, ta młodość i szkolne wycieczki, na które tyle się jeździło... w podstawówce xd Teraz już nigdzie nie jeździmy, a jak już jeździmy to musi być drogo i hu*owo xD

Na szczęście są jeszcze wakacje ^^ Już się nie mogę doczekać, jak będę opalać się na kocu i pływać w jeziorze! :D

Dość tych moich konkluzji o zbliżających się wielkimi krokami wakacjach xd Teraz przejdźmy do rozdziałów! ^^ :

Taki spontan mnie ogarnął, jak byłam na majówce, że postanowiłam wkleić biwakowy weekend z Erenkiem. Powiem Wam jedno... Będzie się działo!! :D ^^ (nawet bez ukochanego Levisia!)

PS. (spoilery, jak ja je kocham <3) Mam dla Was przygotowaną miłą niespodziankę, która będzie zamieszczona w następnym rozdziale Losta ^^


 
Joleen :*

niedziela, 10 maja 2015

Drunk in love III

Opowiadanie yaoi- Akashi Seijūrō x Furihata Kōki 





- Ohayo, Kouki.- usłyszał szatyn budząc się z błogiego snu. Gdy otworzył oczy ujrzał niebiańską twarz czerwonowłosego.
- O-Ohayo, Seijuurou.- odpowiedział mu z uśmiechem. Mężczyzna zbliżył się do niego i złożył delikatny pocałunek na miękkich ustach kochanka.
- Masz ochotę na śniadanie?- zapytał wpatrując się w duże, migdałowe oczy.
- Pewnie. Zostało nam coś jeszcze?
- Obawiam się, że to będzie nasz ostatni posiłek.- westchnął Akashi.
- Rozumiem... Może dziś nas wypuszczą?- rzekł z nadzieją Furihata obejmując ciało mężczyzny.
- Może tak, może nie…- odparł czerwonowłosy. Po jakimś czasie usiedli razem w ich stałym miejscu i zjedli wspólne śniadanie.
- Co chcesz dziś robić?- zapytał Akashi dopijając swoją kawę.
- Eh? No... Nie wiem. Nie ma tu za dużo do wyboru... A-A co proponujesz?- odpowiedział z lekkim rumieńcem Kouki.
- Prysznic.- odrzekł mężczyzna.
- Też nad nim myślałem. Chętnie z niego skorzystam.- brunet uśmiechnął się na myśl o gorącej wodzie obmywającej jego ciało.
- Źle mnie zrozumiałeś, Kouki. Weźmiemy prysznic razem.- dodał z delikatnym uśmiechem Seijuurou.
- C-Co?! H-Hentai!- zarumienił się szatyn. Akashi zachichotał cicho.
- Akurat ja nie myślałem o niczym „nieczystym”.- posłał mu swój idealny uśmiech.
- Jaaasne.- mruknął brązowooki. Oczywiście podczas ich wspólnego prysznica, Seijuurou i tak dobrał się do Furihaty. Następnie przenieśli się do łóżka, gdzie spędzili aktywnie czas aż do samego południa.
- N-Nie... Sei... Wystarczy j-już...- jęknął zmęczony Kouki, gdy Akashi obcałowywał jego nagi bark pokryty ciemnymi śladami zębów.
- Kouki...- szepnął, a następnie ponownie wgryzł się w różową skórę na ramieniu bruneta.
- Jak przypomniałeś sobie moje imię?- zapytał nagle Akashi kładąc głowę na boku mężczyzny.
- Eh? No... nie wiem. Po prostu samo mi się wymsknęło, a potem przypomniało mi się, że sam kazałeś mi mówić po imieniu jak... No… Kochaliśmy się na podłodze.- rzekł speszony.
- Szczerze mówiąc... Ja wiedziałem, jak się nazywasz od samego początku. Tylko czekałem na twoją reakcję. Masz strasznie słabą głowę…- przyznał czerwonowłosy.
- T-Ty...! Ty kłamco! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!- zawołał oburzony Kouki.
- Przecież już ci mówiłem... Czerpałem z tego ogromną przyjemność.- odparł muskając nosem jego szyję.
- Nie wierzę...!- westchnął szatyn przymykając swoje powieki.
- Wiesz, Kouki... Mógłbym tutaj zostać już na zawsze.- wyznał Akashi.
- Hmm? Dlaczego?
- W pracy ciągle mam masę roboty, w domu napiętą sytuację rodzinną, a moi najbliżsi przyjaciele rozeszli się po świecie.- pożalił się.
- Przykro mi. Nie wiedziałem...- Furihata nieco posmutniał.
- Nie przejmuj się tym. Dawałem sobie jakoś radę, prawda? Teraz też...
- Seijuurou...- brunet odwrócił się do niego przodem.
- Tak, Kouki?- zapytał dotykając delikatnie jego policzka palcami.
- Mogę zadać ci osobiste pytanie?
- Pytaj, najwyżej nie odpowiem.
- N-No więc... Etto... Masz... Masz kogoś?- zawstydził się Kouki, a jego serce zaczęło bić znacznie szybciej.
- Obecnie nie jestem w żadnym związku...- Dzięki Bogu!- pomyślał Furihata.
-... Nie licząc moich zaręczyn.- dokończył absolut.
- EEEH?!- zawołał oniemiały szatyn.
- Uspokój się. Mój ojciec to sobie wymyślił, kiedy byłem jeszcze w kołysce. Niestety, nie mam zamiaru jej poślubić.- odrzekł ze spokojem czerwonowłosy.
- T-To...- Kouki ugryzł się w język. Baka! Nie możesz powiedzieć, że „to dobrze”!- skarcił się w myślach.
- A ty? Umawiasz się z kimś?- zapytał Akashi wpatrując się w towarzysza.
- Ja? N-Nie. Też jestem wolny.- odrzekł speszony Furihata.
- Rozumiem.- uśmiechnął się Seijuurou i przytulił Koukiego bliżej do siebie.
- Szczerze, jestem tobą zainteresowany, Kouki. Bardzo zaintrygowany i nie ukrywam, że pragnę utrzymywać nasz kontakt.- wyszeptał podgryzając płatek jego ucha.
- T-Tak? Dlaczego...?
- Bo mi się podobasz. Bardzo mi się podobasz...- powiedział dotykając jego nagiego ciała smukłymi dłońmi.
- Jako osoba, czy... chodzi tu tylko o moje ciało?
- A nie mogę zaznaczyć dwóch odpowiedzi...?- uśmiechnął się zadziornie Akashi.
- Chyba można zrobić wyjątek...- odpowiedział szatyn z uśmiechem.
- Jesteś cudowny, Kouki. Pozwól, że cię wynagrodzę.- rzekł mężczyzna i złączył ich usta w długim pocałunku.
-S-Sei!- jęknął Kouki, gdy Seijuurou przybliżył go do siebie i wtedy, nagle, zupełnie niespodziewanie drzwi sypialni się otworzyły.
- Co tu się do cholery wyprawia?!- mężczyźni ujrzeli dwie, znajome postacie. Jedna z nich była niewysoka, szczuła z niebieskimi oczami i włosami, a druga- umięśniona, postawna z czerwonymi włosami i tęczówkami. Oboje mieli na sobie wyjściowe ubrania.
- K-Kuroko?!- zdziwił się brunet.
- Ohayo Furihata-kun, Akashi-kun.- przywitał się ze spokojem Tetsuya.

***

-... drzwi były zamknięte na klucz, więc nie mogliśmy wyjść.- opowiedział im całą historię Kouki, gdy usiedli razem w salonie.
- Furihata-kun, ty... Naprawdę nic nie pamiętasz?- zapytał zdziwiony Kuroko. Brunet pokręcił przecząco głową.
- Dwa dni temu kończyłeś późno pracę. W biurze dałeś mi przez przypadek swój ważny raport na spotkanie z innymi dokumentami, które miałem przejrzeć. W biegu przyjechałeś do mojego mieszkania, ale ja byłem już w taksówce, bo miałem zaplanowany wyjazd z Kagamim. Żeby się nie spóźnić, dałem ci moje zapasowe klucze, abyś zabrał raport z komody w salonie. Było już dosyć późno, więc pozwoliłem ci przenocować w naszym mieszkaniu. Pewnie potem poszedłeś się napić do pobliskiego baru. Jednak każdy wie, że masz niezwykle słabą głowę... Dlatego przypadkowo wylądowałeś u nas i... zabalowałeś. Zdarza się.- opowiedział ze zrozumieniem niebieskowłosy.
- Kuroko-kun... Najmocniej cię przepraszam! Pokryję wszystkie koszty, posprzątam i...!
- Nie martw się Furihata-kun. Nie jestem zły...
- Ale ja tak! Co to ma znaczyć?! Kuroko! Oni się dymali w naszym łóżku!- zawołał oburzony mężczyzna.
- Kagami-kun, wyrażaj się proszę. Poza tym, Akashi-kun... Co ty tutaj robiłeś?- zadał pytanie czerwonowłosemu.
- Byłem w tamtym barze żeby odwiedzić Ryoutę i tak samo jak Kouki, nie pamiętam reszty wydarzeń.- wyjaśnił wprost Seijuurou. Kuroko wraz z Kagamim wymienili podejrzliwe spojrzenia.
- Naprawdę, bardzo was przepraszam...- powiedział szatyn kłaniając się w pas. Po tym jak wyjaśnili im sytuację z nakryciem Kuroko pożyczył im ubrania ze swojej walizki i razem posprzątali mieszkanie. Na końcu Akashi wypisał Tetsuyi czek ze sporą kwotą oraz upierał się żeby chłopak go przyjął. Głównie chodziło mu o milczenie...
- Więc co to oznacza? Jesteście parą, czy nie?- zapytał zaciekawiony niebieskowłosy, gdy mężczyźni zbierali się do wyjścia.
- C-Co? Nie... Nie wiem.- speszył się Kouki.
- Nieważne.- westchnął zawiedziony Kuroko. Po chwili pojawił się czerwonowłosy z Kagamim.
- Jeszcze raz za wszystko dziękujemy i przepraszamy za kłopot.- powiedział szatyn.
- Oddam ci ubrania jutro w pracy.- obiecał brązowooki, gdy Akashi otworzył drzwi.
- W porządku, Furihata-kun.- zgodził się z uśmiechem na ustach.
- No to my już będziemy szli. Do jutra Kuroko-kun, Kagami-kun!- pożegnał się z nimi brunet. Kiedy wyszli z mieszkania Kouki odetchnął głęboko i zaczął iść w stronę windy.
- Musimy iść po swoje rzeczy.
- Co? Jak to?- zdziwił się mężczyzna.
- Przypomniało mi się coś... Możliwe, że nie wszystko stracone.- po chwili zwrócili się w stronę baru „Monochrome”. Po ciele Furihaty przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nigdy więcej alkoholu...- przysiągł sobie.
- Ryouta!! Jesteś tu?!- zawołał donośnie Akashi. Po chwili z kantorka wyszedł młody, przystojny blondyn w brązowym kapeluszu, jasnym sweterku i czarnych, obcisłych spodniach.
- Akashicchi!- ucieszył się na widok znajomego.
- Ryouta, wiesz gdzie są nasze rzeczy?- zapytał prosto z mostu czerwonowłosy.
- Oczywiście, że tak! Przechowałem je za ladą.- odrzekł wyciągając pudło z różnymi „znalezionymi” rzeczami.
- Mój telefon...! Portfel i... marynarka!- zdziwił się Kouki. Wybrali swoje własności z pudła, po czym Kise schował je z powrotem.
- Ależ zabalowaliście ostatnio! Dzięki wam mój klub ma teraz całkiem niezłą opinię!- zachichotał blondyn i puścił do nich oko.
- Ryouta, oczekuję od ciebie całkowitej dyskrecji.- ostrzegł Akashi.
- No problem, Akashicchi!- uśmiechnął się szeroko i lekko ukłonił.
- Idziemy, Kouki. Miłego dnia, Ryouta.
- Bye, bye~!- pomachał im na pożegnanie.
- Podwiozę cię. Zaraz wezwę mojego szofera.- zaproponował Akashi, gdy wyszli z baru.
- Nie trzeba. Poza tym, muszę jeszcze gdzieś wstąpić.- odparł Furihata włączając swój telefon. Następnie zaczęli wymieniać stęsknione spojrzenia.
- No to... Do zobaczenia.- gdy Kouki chciał się oddalić, Akashi pociągnął go za nadgarstek i przytulił do siebie. Szatyn wtulił się w jego idealne ciało.
- Będę tęsknił... Kouki.- wyszeptał mu do ucha. Po ciele bruneta przeszedł dreszcz.
- Ja też... Seijuurou.- odparł szeptem brązowooki. Rozstali się na skraju dróg.
 Następnego dnia Kouki wspominał ubiegły weekend jako wymarzony sen. Po raz pierwszy w życiu doświadczył czegoś tak niesamowitego i nierealnego. Jak każdego dnia, siedział za swoim biurkiem w pracy, która jak zwykle przytłaczała go jeszcze bardziej niż kiedykolwiek i rozmyślał o dwukolorowych tęczówkach ukochanego.
- Furihata! Za mną!- usłyszał nagle głos swojego szefa. Kouki zabrał potrzebne rzeczy i podszedł do otyłego mężczyzny z nieświeżym zarostem.
- Gdzie idziemy?- zapytał po drodze szatyn.
- Na spotkanie. Mam nadzieję, że jesteś dobrze przygotowany.- powiedział podejrzliwie. Ciągle był zły za brak powiadomienia ze strony pracownika o jego nieobecności.
- T-Tak...- odpowiedział, a w myślach znowu przypomniał mu się Seijuurou. Cholera! Zapomniałem poprosić o jego numer! Jak teraz się z nim skontaktuję?! Może Kuroko go zna...?- zastanawiał się.
- Witam serdecznie. Cieszymy się, że zgodził się pan na naszą ofertę...- usłyszał wchodząc do sali zebrań. Jego współpracownik- Toki już witał ważną osobę, która podpisała z nimi ważny kontrakt.
- To czysta przyjemność z wami pracować. Czekam na rezultaty naszej pracy.- puls Koukiego przyspieszył. Znał ten melodyjny głos... Słyszał go, gdy ukochany trzymał szatyna w objęciach i szeptał czułe słówka do ucha brązowookiego. To przecież niemożliwe!- przeszło mu przez myśl.
- Przepraszam za drobne opóźnienie.- powiedział właściciel.
- Niech panu przedstawię, to szef naszego biura- Tanaka Kamiya, a to jego asystent- Furihata Kouki. Panowie, to nasz nowy wspólnik, pan Akashi Seijuurou.- przedstawił ich sobie Toki. Oczom szatyna ukazał się czerwonowłosy mężczyzna o złotoczerwonych tęczówkach w szarym, drogim garniturze z ciemnym krawatem. Gdy zauważył zaskoczonego Furihatę na jego ustach pojawił się niekontrolowany uśmiech, który Kouki tak dobrze zdążył już poznać...
- To zaszczyt z panem pracować.- uścisnął jego dłoń szef Tanaka. Po chwili brunet stanął oko w oko ze swoim nowopoznanym kochankiem, z którym spędził weekend oraz jak się okazało- szefem.
- Miło mi cię poznać, Furihata Kouki. Liczę na naszą owocną pracę.- powiedział dotykając jego dłoni.
- Ja również, Akashi-san.- odrzekł brązowooki.


*THE END*


******

Cześć Słodziaki! ^^


To już koniec tej słodkiej, krótkiej serii o AkaFuri, jak się pewnie domyśliliście. Miałam pomysł i go w pełni zrealizowałam, więc jestem zadowolona ;)

- Szczęśliwy?- pytam Akashiego, który rozwiązuje zadania z matematyki przy moim biurku.
- Liczyłem na dłuższą serię...- mruczy pod nosem.
- AAAH! Akashi-sama! Błagam cię!!- wołam zdołowana.
- No co? Takie jest moje zdanie.- odpowiada szczerze.
- Nie martw się, jeszcze zobaczysz, że napiszę coś takiego, że się zdziwisz!
- Nie wątpię...- uśmiecha się tajemniczo.



Joleen :*

piątek, 8 maja 2015

Drunk in love II

Opowiadanie yaoi - Akashi Seijūrō x Furihata Kōki 





Dochodziła osiemnasta. Mężczyźni próbowali znaleźć jakiekolwiek wyjście lub coś do skontaktowania się z władzami. Porażka. Jedna, wielka porażka. Dodatkowo nie mieli też żadnych ubrań. Szafa w sypialni również była pusta, więc czerwonowłosy cały dzień chodził jedynie w białych bokserkach. Koukiemu nie ułatwiało to skupienia... Ani odrobinę.
- Pamiętasz coś ze wczoraj?
- Byłem w biurze do późna. Potem wkurzyli mnie moi bezmózgowi pracownicy, których naturalnie zwolniłem. Następnie spotkałem się z powiernikiem właściciela jednej firmy, z którą podpisaliśmy ważny kontrakt. Od poniedziałku mam zacząć rządzić w nowym biurze. Po pracy udałem się do baru mojego znajomego. Rzadko tam bywam, ale miałem ochotę się czegoś napić - opowiedział ze spokojem. Furihata usiłował patrzeć mu w twarz, kiedy mówił. Nie na tors. Nie. Na. Tors. Nie na… Kurna! - oczy bruneta omiotły szybko seksowne ciało czerwonowłosego.
- A ty? - Kouki spojrzał w dwukolorowe tęczówki. Mam nadzieję, że nic nie zauważył… - pomyślał w duchu.
- E-Etto... Emm... Ach! Ja? No więc, wczoraj wieczorem także byłem w pracy. Dużo papierkowej roboty, jak zawsze. Dodatkowo szef na wszystkich się darł. Wydawał się jakiś nieswój... Jakoś po dwunastej w nocy wyszedłem z biura i później dotarłem do tego baru na dole... - Tylko czemu? Przecież nie mieszkam w tej okolicy... - zastanawiał się.
- Ciekawe. Oboje pracujemy w dużych firmach i oboje postanowiliśmy wpaść do tego samego baru, o podobnej porze. Dlaczego? To nie może być przypadek... - rzekł mężczyzna. - Znamy się? - zapytał po chwili.
- Nie sądzę. W ogóle cię nie kojarzę... - powiedział zmieszany Kouki. Zaczęli mierzyć się wzrokiem. Na policzkach Furihaty pojawił się krwawy rumieniec, a następnie szatyn spuścił wzrok. - Może tu są jakieś ukryte kamery? Albo ktoś nas wkręca?
- Albo się mści - dodał mężczyzna, splatając swoje dłonie oraz nie spuszczając oczu z towarzysza.
- Masz na myśli tych ludzi, których zwolniłeś? - zgadł szatyn.
- Możliwe. Poza nimi mam innych wrogów. Znacznie gorszych. Taki fach. Tylko niby czemu mieliby cię w to mieszać...?
- A-A czym się zajmujesz?
- Jestem szefem mafii - odparł nieznajomy.
- Gówno prawda! - prychnął brązowooki.
- Wyrażaj się. Tak naprawdę jestem szefem w pewnym biurze. Rodzinny interes można by rzec. A ty?
- Podobnie, ale mam niższą funkcję. Mianowicie, asystent szefa - oznajmił z dumą brunet.
- Jakoś mnie to nie dziwi... - rzekł sarkastycznie czerwonowłosy, wyciągając się wygodnie na kanapie. - Zgłodniałem. Może zrobimy jakąś romantyczną kolację?
- Zgadzam się... Tylko proszę, nie romantyczną.
- Spaliśmy ze sobą. To chyba będzie oznaczało randkę. Czyż nie? - poprawił go.
- To nie... Co?! Skąd ta pewność, że ze sobą spaliśmy?! - zawołał zarumieniony po czubki uszu.
- To może wyjaśnisz mi, czemu rankiem świeciłeś przede mną swoim gołym tyłkiem? - posłał mu zadziorny uśmiech czerwonowłosy i zwrócił się w stronę kuchni. Kso... Sam chciałbym to wiedzieć! - pomyślał Furihata, podchodząc do niego.
- Obierz warzywa. Są na dole w lodówce, a ja wykombinuję jakieś kanapki i herbatę.- Pracowali w ciszy. Słychać było jedynie odgłosy krojonych warzyw oraz gotującego się czajnika. Po jakimś czasie mężczyźni usiedli razem na stołkach przy wysepce z blatów i zaczęli jeść.
- Mmm! Pyszne!- zawołał zaskoczony Kouki.
- To zwykłe kanapki.- mruknął towarzysz obok.
- Może i tak, ale naprawdę mi smakują!- powiedział Furihata zwracając się w stronę nieznajomego. Czerwonowłosy uśmiechnął się przyjaźnie do bruneta. Kouki poczuł jak serce zaczyna wyrywać mu się z piersi. Resztę posiłku zjedli w ciszy. Potem obejrzeli razem program o gotowaniu oraz lokalne wiadomości. Po dziesiątej postanowili położyć się spać. Wtedy pojawił się problem...
- Jedno łóżko.- zauważył Kouki wchodząc do sypialni, w której znajdowały się: jasna szafa ze złoceniami, podwójne łoże z etażerkami po obu stronach oraz zwierciadło w kącie przy balkonie.
- Jakiś problem?- zapytał nieznajomy stając tuż obok szatyna.
- Przecież nie możemy ze sobą spać! Pójdę na kanapę...- powiedział Furihata i zaczął się wycofywać, dopóki nie poczuł szczupłych oraz długich palców, które oplotły jego nadgarstek.
- P-Puść...
- Nie wygłupiaj się. Spaliśmy razem na podłodze.
- M-Może i tak! A-Ale... Tym razem jesteśmy trzeźwi!- powiedział szatyn ukrywając krwisty rumieniec na policzkach.
- A ja cały czas czuję się jak na haju. Może to twoja zasługa...?- czerwonowłosy podchodził coraz bliżej bruneta. W jego oczach kryło się coś tajemniczego oraz niesamowicie zmysłowego...
- Nie-Nie podchodź...!- zawołał zawstydzony Kouki. W pewnym momencie zderzył się plecami ze ścianą sypialni. Nie miał już jak uciec...
- Nie walcz z tym. Wiem, że tego chcesz. Cały dzień lustrujesz mnie wzrokiem. Myślałeś, że nie zauważę?- powiedział dotykając palcami jego nagiego uda.
- To nie tak... Ja...- plątał się Furihata. Czuł iskry, tam gdzie mężczyzna go dotykał.
- Nie próbuj kłamać. Odpowiedz mi. Szczerze.- rzekł muskając nosem szyję bruneta. Ciało Koukiego przeszedł przyjemny dreszcz.
- A-A jeśli tak, t-to co...?- bąknął wdychając słodki zapach jego ciała.
- Sprawię, że znajdziesz się ze mną w niebie.- wyszeptał podgryzając płatek ucha brązowookiego. Z ust szatyna wydobył się zduszony jęk.
- Więc jak będzie?- zapytał czerwonowłosy składając drobne pocałunki na jego żuchwie.
- Tak... Chcę...- wyszeptał wbrew zdrowemu rozsądkowi.
- Czego chcesz?- wyszeptał przy drżących ustach bruneta.
- Ciebie.- odpowiedział speszony Kouki, po czym jego wargi zostały pojmane w lubieżnym pocałunku. Mężczyzna w jednej chwili zdjął z ramion brązowookiego czarny polar i popchnął go na łóżko. Później zaczął badać językiem każdy centymetr ciała Koukiego.
- A-Ah!- jęknął głośno szatyn, gdy czerwonowłosy zszedł ustami niżej…
- Ngh! N-Nie! Aaa...- mężczyzna w pewnej chwili wsadził dwa palce w jego wejście.
- Boli?- zapytał opiekuńczo nieznajomy. Kouki pokręcił głową i w odpowiedzi poruszył biodrami.
- Dobrze. Bardzo dobrze...- szepnął oraz zaczął całować rozwarte usta kochanka dopóki nie był w pełni gotowy.
- Jesteś niemożliwy... Nie dziwię się, że cię wybrałem.- uśmiechnął się seksownie nieznajomy.
- Proszę... Ja... Już...!- błagał Kouki.
- Cierpliwości. Musisz nauczyć się posłuszeństwa.- powiedział czerwonowłosy wsadzając swoje palce jeszcze głębiej. Brunet krzyknął i wczepił swoje palce w pościel.
- P-Proszę... Zrób coś! Zaraz oszaleję...!- Furihata czuł narastającą frustrację.
- Jeszcze chwila.- szepnął wgryzając się w ramię bruneta. Kouki musiał coś zrobić. Jeszcze ułamek sekundy i mężczyzna go złamie...
- Proszę...! S-S... Seijuurou!!- zawołał nieświadomie. Akashi zaprzestał swoich czynności i spojrzał na Furihatę najpierw ze zdziwioną miną. Później na jego ustach pojawił się triumfalny uśmiech.
- Grzeczny... Kouki.- wyszeptał mu wprost do ucha i pogłaskał po czekoladowych włosach. Następnie Akashi wszedł w niego cały.
- T-Tak...!- jęknął szatyn oplatając nogami jego biodra, aby znajdował się jeszcze bliżej. Przez cały czas nie odrywali od siebie spragnionych, wilgotnych ust. Seijuurou poruszał się coraz pewniej i szybciej, aż w pewnej chwili poczuli, że byli już blisko...
- S-Sei... Mhmm...- wymruczał w jego usta Furihata informując czerwonowłosego o stanie w jakim się znajdował.
- K-Kouki...- Akashi wbił palce w biodra kochanka.
- S-Seii…!!- jęknął brunet dochodząc.
- Możesz dojść, Kouki.- pozwolił mu mężczyzna. Po chwili oboje znaleźli się w „niebie”, które wcześniej zasugerował czerwonowłosy.
- Seijuurou...- szepnął Furihata wtulając się w ciało Akashiego, który nie wypuszczał go z romantycznego uścisku.
- Mój... Tylko mój... Kouki.- powtarzał Seijuurou składając pocałunki na twarzy bruneta. Niedługo później usnęli razem w swoich objęciach...



*****

Witajcie!~


Akashi uwodzi mojego małego Koukiego i... 

- Niby kiedy, kto i kogo uwiódł? - słyszę zirytowany głos. Odwracam się powoli. W drzwiach stoi czerwonowłosy w stroju Teiko.
- A-Akashi-sama! Myślałam, że już się nie pojawisz! - mówię uradowana jego obecnością.
- Jak to? A co to przed chwilą było?! Kouki chciał iść przecież spać na kanapie!
- Nieprawda. Od początku chciał spać ze mną w łóżku.
- Skąd ta pewność?
- Znam go lepiej niż ty.
- No i znacznie głębiej... - powstrzymuję śmiech.
- Żebyś wiedziała. No, to kiedy będzie kolejna część? - pyta zaciekawiony, siadając tuż obok mnie.
- Kiedy będę miała czas żeby ją poprawić i zły pan Internet mi na to pozwoli.
- Wiec... bierz się do roboty! - w czerwonych oczach pojawiają się niebezpieczne płomyki.
- J-Ja... Tak jest!! - salutuję i biorę laptopa w ręce.


Joleen :*