sobota, 31 stycznia 2015

Sleep... Veteran King


Koszykówka i shougi są identyczne. Kluczem jest dobranie odpowiedniej taktyki, kierowanie pionkami oraz zaufanie własnym ruchom, które w moim przypadku są po prostu niezawodne. Dlaczego tak myślę? - Bo nigdy się nie pomyliłem. Nigdy nie przegrałem i tym samym, nigdy nie zawiodę.
Proste, prawda?




- Jutro gramy z Shuutoku... Jakim zawodnikiem jest Midorima Shintarou? - zapytał Reo. Czerwonowłosy spojrzał na niego znad planszy od shougi.
- Shintarou, tak? Ma potencjał. Jego rzuty wydają się niesamowite, ale niestety nie uda mu się wygrać...
- Sei-chan... Nie jesteś czasem zbyt pewny siebie? Jeszcze wykrakasz! - zganił go z uśmiechem.
- Nigdy się nie mylę, Reo. Po prostu to wiem. Tak samo jak to, że spotkam się w finale z Tetsuyą. Nic prostszego - rzekł, stawiając pionek na planszy.
- Hmm... Skoro tak - wstał od stołu i podszedł do drzwi. - Nie siedź za długo - dodał troskliwie.
- Dobranoc, Reo - pomachał mu dłonią z uśmiechem. Sztucznym jak można było się domyślić. Kiedy ciemnowłosy zniknął, Akashi dokończył partię shougi i spojrzał przez okno. Zobaczył ciemnogranatowe niebo pełne połyskujących świateł. Smutny grymas pojawił się na jego pięknej twarzy. Chłopak wstał i wyszedł z pomieszczenia. Udał się w stronę swojego prywatnego pokoju z balkonem. Chwycił z łóżka skrzypce i stanął na balkonie. Chłodny wiatr owiał blade policzki i krwiste włosy. Seijuurou
 ustawił skrzypce na swoim barku i zaczął grać odpowiednią melodię. Chłodny powiew wiatru roznosił słodkie dźwięki pod samo niebo. Nagle Akashi zaczął czuć niewiadomego pochodzenia ciepło wokół swoich ramion. Tak, jakby ktoś go obejmował... Czerwonowłosy przymknął powieki, oddając się przyjemnemu uczuciu.
- Wiesz, że gram to dla ciebie... - szepnął, szarpiąc delikatnie za smyczki. - Tak samo, jak ty grałaś dla mnie... - na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Będziesz na meczu, prawda? Zawsze przychodzisz... - powiedział, kończąc utwór. Następnie spojrzał tęsknym wzrokiem na okrągły oraz lśniący księżyc w pełni. Westchnął cicho, napawając się nocnym powietrzem. Po kilku minutach postanowił wejść do środka. Odłożył skrzypce na komodę, tuż obok zdjęć. Wziął jedną ramkę do ręki i delikatnie przetarł szkło palcem, tuż przy policzku pięknej nieznajomej... Odstawił zdjęcie na miejsce i odszedł, gdy nastał świt...



*****

Witajcie!~


Musiałam! Po prostu musiałam napisać coś o moim ukochanym! Już dziś wieczorem doczekam się wydarzenia, na które czekam od wakacji, czyli... Mecz Shuutoku vs. Rakuzan!! <3 Akashi na ekranie! Już nie mogę! *nosebleed*
Ekhem...
Chyba nie muszę wyjaśniać co i jak :) Jeżeli ktoś jednak nie czytał mangi, to... Seijuurou grał dla swojej matki :'(

Akashi jest wprost cudowny i zawsze będę mu kibicowała! ^^


Joleen :*

poniedziałek, 26 stycznia 2015

♥ Kawaii Hinata ♥

Haikyū!! Kageyama Tobio x Hinata Shōyō!






Jak można być tak cholernie słodkim? - rozmyślałem, wpatrując się w mojego towarzysza. Rude loczki, duże czekoladowe oczy, szeroki i głupkowaty uśmiech... To wszystko powodowało, że brakło mi miejsca na powietrze w piersiach... Byliśmy rywalami. Hinata obiecywał mi ze łzami w (jakże pięknych) oczach, że mnie pokona. Do czego to doprowadziło? Niedawno wyznałem mu swoje uczucia, a on... Zgodził się! Chodzimy ze sobą. Ja, Kageyama Tobio - upadły król, sarkastyczny gnojek z zawsze skwaszoną miną... i on - najpiękniejsze stworzenie jakie stąpa po tej ziemi. Czym sobie na to zasłużyłem? Dlaczego postanowił przyjąć moje uczucie? Nee, Hinata...

***

- Nee, Kageyama! Jeżeli ze sobą chodzimy, to nie powinniśmy mówić sobie po imieniu? - zapytał rudowłosy, wgryzając się w kanapkę z masłem orzechowym. Siedzieli razem na dachu szkoły i jedli wspólnie lunch, jak co dzień.
- B-Baka! A co jeśli ktoś się domyśli! - burknął Kageyama.
- No i co z tego? Wstydzisz się mnie? - zapytał Hinata z uśmiechem. Ciemnowłosy spojrzał w jego ogromne czekoladowe oczy. Kurna...
- Nasz związek nie jest... zwykły - mruknął, poprawiając swoją grzywkę.
- Nie jest zwykły, bo chodzę z najlepszym ciachem w szkole! Oczywiście po Nishinoya-senpai... - chłopak poczuł motyle w brzuchu. Najlepsze ciacho...? Hinata naprawdę tak uważa? - zastanawiał się przez chwilę.
- Idioto, dobrze wiesz o co mi chodzi! Związek dwóch chłopaków nie jest i nie będzie dobrze odebrany! Tsukishima będzie na każdym kroku nas poniżał aż w końcu cała drużyna się dowie! Zaczną na nas dziwnie patrzeć i...
- Na pewno nie! Mówisz jakieś brednie! Co do Tsukishimy, to może i masz rację, ale chłopaki w życiu by nas nie odsunęli! - sprzeciwił się Shouyou.
- Ciebie nie, bo cię uwielbiają... - odparł nieco zazdrosny.
- Nieprawda!
- A jednak! - zaczęli się kłócić i po chwili również siłować, aż w pewnej chwili niższy chłopak stracił równowagę i opadł na plecy, a Kageyama na niego.
- Auć... Co ty robisz?! - zawołał Hinata.
- Gomen... - mruknął ciemnowłosy. Kiedy spojrzał na towarzysza... oniemiał. Shouyou wyglądał jak mały aniołek. Znowu poczuł dziwne uczucie w piersi...
- Kageyama...? - granatowooki pochylił się nad głową Hinaty, po czym westchnął w pomarańczowe kosmyki. - Powiedz moje imię... - poprosił słodko.
- S-Shouyou... - szepnął prawie niesłyszalnie.
- Głośniej!
- Shouyou - powiedział pewniej. Nastała cisza. Kageyama spojrzał w twarz ukochanego. Jego policzki pokrywał różowy rumieniec. Poczuł, jak serce wyrywa mu się z piersi. Wzrok Tobio utknął na jego rozwartych, różanych i przepysznych wargach. Pragnął je ponownie zasmakować. Tylko jeden, drobny całus... - myślał, gdy ich usta już prawie się zetknęły.
- Kageyama... - szepną cicho rudowłosy. Właśnie wtedy usłyszeli nagły dźwięk dzwonka. Przerwa dobiegła końca. Tobio podniósł się szybko do pozycji stojącej, po czym zerknął na leżącego Hinatę.
- Pójdę przodem... - mruknął i skierował się w stronę wyjścia.
- Widzimy się na treningu! - zawołał za nim.
- Tak, pewnie! - odkrzyknął i zbiegł ze schodów, a jego policzki pokrywał krwawy rumieniec...

***

- Kageyama! Co się z tobą dzieje?! Skup się do cholery! - krzyczał zirytowany kapitan.
- Gomenasai! - Tobio ukłonił się w geście przeprosin. Na treningu nie mógł się skoncentrować na grze. Przez cały czas jego wzrok był skierowany na Hinatę. Jego drobne i nieco wilgotne od potu ciało, zmierzwione włosy, smukłe ruchy... 
- Idź już do szatni, Suga zagra na twoje miejsce, ale jutro skopię ci tyłek jeżeli się nie ogarniesz! - zawołał wkurzony Daichi. Kageyama niechętnie zgodził się zejść z boiska. Pożegnał się ze wszystkimi, poszedł do szatni, a później pod prysznic. Kiedy był już przebrany, wyszedł na zewnątrz i zobaczył stojącego obok drzwi Hinatę. Och nie...

- Hej! Chyba nie myślałeś o powrocie beze mnie?! - uśmiechnął się szeroko rudowłosy. Tobio wziął głęboki wdech i przymknął powieki.
- Warii, muszę pobyć trochę sam. Jutro przyjdę po ciebie z samego rana...
- Nie ma takiej opcji! Idziemy razem! Sam obiecałeś, że zawsze będziemy razem wracać!
- Wiem, ale...
- Żadnych ALE! - uciął Shouyou i zwrócił się w stronę schodów. Kageyama pociągnął go za czarną bluzę oraz przygwoździł do ściany.
- Kage...!
- Dlaczego jesteś taki uparty, co?! Bawi cię to?! - krzyczał ciemnowłosy.
- O co ci chodzi?! Co mnie bawi?! - odparł zdezorientowany.
- Cholera jasna... Nie udawaj idioty! - duże, czekoladowe oczy nie odstępowały z granatowych wzroku ani na chwilę... 
- A może jestem idiotą?! Spróbuj mi wyjaśnić...! - Hinata złapał za jego ramiona, wtedy Kageyama pochylił się i zamknął otwarte usta rudowłosego swoimi. Z ust Tobio wydobył się ni to jęk, ni to westchnienie. Nareszcie... - pomyślał, czując bliskość swojego ukochanego. Jego słodkie wargi, zapach, smak... Kageyama przybliżył się do chłopaka, tak że stykali się ciałami, a ich nogi były splecione niczym precel. Czarnowłosy rozsunął wargi Hinaty i wsunął mu swój ciepły język do wnętrza jego ust. Shouyou jęknął cicho, ale nie zaprotestował. Tobio czuł się jak w siódmym niebie, dopóki nie poczuł w ustach metalicznego smaku krwi... Okazało się, że Hinata ugryzł jego dolną wargę trochę za mocno. Ciemnowłosy odsunął swoje rozgrzane, wilgotne usta. Kiedy otworzył oczy napotkał zdziwione, czekoladowe ślepia. I wtedy mózg zaczął poprawnie pracować... O mój Boże, co ja zrobiłem?! - Kageyama puścił nieco osłabione, drobne ciało Hinaty i rzucił się w stronę ucieczki.

***

Od: Hinata
20:45
Kageyama! Odbierz w końcu! Musimy pogadać!

Od: Hinata
21:01
Wiem, że nie śpisz!! Halo! Jeżeli nie chcesz gadać, to chociaż odpisz! Proszę!!!

Od: Hinata
21:06
Mam przyjść???

Od: Kageyama
21:07
Ani mi się waż!

Od: Hinata
21:09
Wiedziałem, że nie śpisz ;-) Dlaczego uciekłeś? Coś się stało?

Od: Kageyama
21:11
Nieważne. Pogadamy o tym jutro, ok.?

Od: Hinata
21:13
Czemu nie teraz? Noc jeszcze młoda ;p

Od: Kageyama
21:15
Jestem zmęczony, spotykamy się jutro przed lekcjami?

Od: Hinata
21:17
Niech ci będzie. Tylko się nie spóźnij! :) ;)

Od: Kageyama
21:18
To chyba moja kwestia...

Od: Hinata
21:20
Dobranoc ;***

Od: Kageyama
21:22
Dobranoc.

Od: Hinata
21:23
A gdzie moje buziaczki?! :((((

Od: Kageyama
21:24
Nie zachowuj się jak bachor. Do jutra.

Od: Hianata
21:26
Nie zasnę dopóki nie wyślesz mi buziek! x-(

Od: Kageyama
21:27
Upierdliwe stworzenie... :* 
Zadowolony?

Od: Hinata
21:29
Mało się wysiliłeś, ale tak ^^ Obym ci się przyśnił <3

Od: Kageyama
21:30
Wystarczy mi fakt, że spotykamy się codziennie...

Od: Hinata
21:33
Hidoii!!! :O Dlaczego tak piszesz?! Wielki powrót złego Kageyamy!! Błeeee!

Od: Kageyama
21:35
Spadaj. Idę spać.

***

- Kageyamaaaa! - usłyszał wołanie za plecami. Kiedy się odwrócił, ujrzał rudowłosego, biegnącego w jego stronę. Tobio zmarszczył brwi, gdy zdał sobie sprawę, że chłopak nie zwalnia tempa. Hinata mocno się wybił i w powietrzu wskoczył na przyjaciela, rzucając mu się na szyję. 
- Hinata!! - zdążył jedynie krzyknąć. Po chwili został powalony na ziemię w mocnym uścisku chłopaka.
- Auć... Co ty do cholery robisz?! - krzyknął na niego.
- Tęskniłem głupku! - zaśmiał się niższy. Tobio spiorunował go wzrokiem. - Boli cię...? - usłyszał cichy szept.
- Nie jesteś aż tak ciężki... - zaczął lekko zarumieniony.
- Nie o to mi chodziło! - mruknął i dotknął opuszkami palców dolną wargę Kageyamy. 
- Gomen, za to że cię ugryzłem. Nie gniewaj się proszę... - Hinata objął go jeszcze mocniej i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi. Więc to o to mu chodziło? To nie on powinien być zły, tylko Shouyou!
- Oczywiście, że się nie gniewam, baka Hinata... - odparł i pogłaskał go po rudej czuprynie. Jego włosy były bardzo miłe w dotyku...
- Kageyama... Kochasz mnie? - zapytał niespodziewanie.
- C-Co ty tak nagle?! Przecież już ci mówiłem...! - zawstydził się wyższy.
- W takim razie powiedz mi to jeszcze raz! W ramach przeprosin za wczoraj! - uśmiechnął się promiennie.
- Tsk... Niech ci będzie - zgodził się. Hinata puścił go i usiadł przed nim siadem skrzyżnym. Ciemnowłosy wziął głęboki wdech i spojrzał prosto w migdałowe oczy. - Ko-kocham cię, Shouyou - wyznał z lekkim rumieńcem na policzkach. Twarz brązowookiego przybrała buraczkowaty kolor od policzków, aż po czubki uszu.
- Jesteś niesprawiedliwy! - zawołał i rzucił mu się na szyję.
- Ha?! Co ty pleciesz?! - odwarknął, jeszcze bardziej speszony niż zwykle.
- Skradłeś moje serce... Tobio - szepnął wprost do jego ucha. Kageyama myślał, że śnił... Ich serca biły w tym samym tempie... Bardzo szybkim tempie.
- Nie wybaczę ci, jeżeli mnie teraz nie pocałujesz - mruknął w jego koszulkę.
- Wczoraj mnie ugryzłeś... - przypomniał mu.
- Sam się prosiłeś!
- No dobra! Dobra! Już czaję! - wziął policzki Hinaty w dłonie i złożył pocałunek na jego różowych wargach.
- Nee, Hinata... Chcesz przyjść dzisiaj do mnie? - zaproponował po chwili.
- E-Ech? No... - Kageyama przyglądał się, jak rudowłosy unika jego wzroku. Nie zgodzi się... Cholera... Znowu spieprzyłem... - chłopak zagryzł dolną wargę.
- Jeżeli... - zaczął się wycofywać.
- Czemu nie? - Tobio spojrzał na brązowookiego ze zdziwieniem.
- E-Ech? Naprawdę?! - zapytał, upewniając się. Hinata kiwnął twierdząco głową i uśmiechnął się, pokazując równe, białe zęby. Następnie młodzi sportowcy wstali z ziemi i razem, trzymając się za ręce poszli na trening...



*****

Ohayo!~

Kolejny Oneshot z Haikyuu!! ^^ Kiedy byłam chora zaczęłam pisać nowy rozdział Lost'a i... To opowiadanie powstało tak samo z siebie... Nic na to nie poradzę! xD

Mogę śmiało stwierdzić, że uwielbiam ten paring <3 KageHina 4ever! ^^

PS. Znowu wyszukałam kolejny art ^^ Słodziaszny, nie? ;D


Joleen :*

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Joleen... rysuje! ^^

Witajcie Kochani! ;*



Niecodzienne wydarzenie na blogu! Razem z użytkownikiem „Kasia Szysz” postanowiłyśmy na swoich blogach zamieścić posty z naszymi rysunkami ^^
Powiem tak, nie jestem najlepsza w rysowaniu, ale bardzo to kocham. Kilka lat właśnie w taki sposób oddawałam swoją cześć rysując ukochaną postać. Sprawiało mi to zawsze wiele frajdy. Myślę o tym, czy nie narysować czegoś nowego np. Akashiego albo Leviego, tylko sęk w tym, że nie mam na to czasu :( Zawsze pozostają mi tylko obietnice… Trudno.

Kilka słów o dziełach ;D Niżej umieszczone zdjęcia to postacie z anime: Lisica z „Spice and Wolf”, Dark z „DN Angel”, L z „Death Note” i… Levi! XD Wiem,  pisałam ostatnio w komentarzach, że nie posiadam rysunku z Rivaille jednak, kiedy zajrzałam do mojej teczki… patrzę, a tu LEVI! I to nie byle jaki ^^ Rysunek jak się pewnie domyślacie, nie mój. Dostałam go od mojej przyjaciółki Karoliny, która też uwielbia anime. Zgodziła się na opublikowanie i gorąco Was pozdrawia ^^














Myślę, że to wszystko, co mam do opisania ;) Do następnego posta! :*


Joleen :*

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział X

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Przez całą drogę wpatrywałem się w okno. Jakbym czegoś szukał… a może kogoś? Myślałem, że wyjście za teren posiadłości, choć trochę pomoże mi w odkryciu tajemnic mojej amnezji. Tylko czego mogłem się dowiedzieć z ciągłego pasma lasów i gór na horyzoncie? Praktycznie niczego. 
- Czy blisko domu znajduje się... cokolwiek? - zapytałem kierowcę.
- Co masz na myśli, mówiąc "cokolwiek"?
- Domy, sklepy, budynki... Albo chociaż sąsiedzi?
- W promieniu kilkunastu kilometrów otacza go jedynie natura - kiwnąłem powoli i znów spojrzałem przez okno.
- Mogę cię o coś zapytać? - odezwał się po chwili.
- Jeżeli będę potrafić odpowiedzieć... - odparłem i nieświadomie zacząłem czuć narastający niepokój.
- Chciałem się upewnić co do twojego stanu... psychicznego. Potrzebujesz pomocy? Może coś cię… dręczy?
- Mam pustkę w głowiev - westchnąłem - Nie mam żadnego punktu odniesienia do przeszłości. Żadnej osoby, która mogłaby mi o wszystkim opowiedzieć. Dlatego ciągle wierzę, że moja pamięć wróci, kiedy tylko się oswoję z rzeczywistością.
- Wolałbym jednak się upewnić... Słyszałem, że jednym ze sposobów na przywrócenie wspomnień jest terapia. Co powiesz na regularne wizyty z Petrą? Niedawno skończyła swoje studia, pomaga wszystkim dzieciakom, które trafiły w nasze ręce... Poza tym, zdążyła już się zapoznać z Twoją historią.
- Oczywiście, zgadzam się - odpowiedziałem bez zastanowienia. Jeżeli to ma mi w jakikolwiek pomóc… spróbuję.
- Dobrze - Rivaille po prostu się o mnie troszczy... Ma dobre intencje. - Jesteśmy na miejscu - wyjrzałem za okno i zobaczyłem ogromne centrum handlowe, które przypominało trochę zamek, zbudowany z czerwonej cegły z wysokimi wieżami. Levi zaparkował na parkingu tuż przy wejściu. - Wszystkie sankcje są podzielone. Pierwsza- to sklepy meblowe, druga- sklepy ogólne typu supermarkety z pierdołami, trzecia- restauracje, czwarta- ubrania oraz piąta- rozrywka.
- Dosyć... skomplikowane - zauważyłem.
- Idealne pole popisu dla terrorystów - podsumował i zgasił silnik. Spojrzałem na niego zdziwiony i poczułem jak przez całe moje ciało przeszedł zimny dreszcz.
- Słucham? - zapytałem oniemiały. Ciemnowłosy zerknął na mnie czujnie.
- Bardzo często dochodzi tu do porwań. Ostatnio jakiś terrorysta porwał małą dziewczynkę. Całe centrum zaczęło poszukiwania. Wezwali także nas, tak dla pewności. Po godzinie znalazłem tamtą dziewczynkę. Była zamknięta w męskiej kabinie. Miała na sobie zupełnie inne ubranie i ogoloną na łyso głowę. Cała trzęsła się ze strachu... Tak jak ty teraz - opowiedział, po czym spojrzał mi prosto w oczy. Jak mógł być tak opanowany? Widział tyle zła, a jednak… nie wyjechał. Wręcz przeciwnie! Nawet się tutaj przeprowadził!
- Nie możesz się bać. Musisz stawić czoła swoim strachom. To twoja pierwsza lekcja- wyjście - oznajmił, odpinając pasy. Jak w amoku, nagle złapałem za jego nadgarstek i spojrzałem błagalnie w kobaltowe tęczówki.
- Nie jestem gotów... - zacząłem mówić przerażony. Chciałem wrócić do pokoju na strychu, patrzeć przez okno i... I niczego się nie dowiedzieć? Ukryć się i zamknąć w sobie do końca życia? - myślałem z obawą.
- Jesteś. Widzę to w twoich oczach. Widziałem to również dziś rano i wczoraj. Chcesz się dowiedzieć. Chcesz znać prawdę i znaleźć to, co jest dla ciebie najważniejsze - rzekł, po czym wziął mnie za rękę. Jego chłodne, szczupłe palce oplotły mój nadgarstek. - A gdy zabraknie ci sił, pomogę ci wstać - Jego słowa... Czasem ostre, czasem niezrozumiałe, owiane tajemniczą... Tylko one dodały mi sił do walki.
- Chodźmy - powiedziałem z determinacją.
- O to mi chodziło, szczeniaku - odparł, wysiadając z pojazdu. Mógłbym przysiąc, że widziałem cień uśmiechu na jego bladych wargach...

***

Ogromny budynek, z zewnątrz wyglądał nieco staroświecko, ale wewnątrz był bardzo nowoczesny. Ruchome schody, drogie urządzenia, kamery schowane w zakamarkach ścian...
- Ten budynek... Jest inny niż reszta obiektów jakie mijaliśmy po drodze - posłałem Rivaille pytające spojrzenie, gdy byliśmy na schodach. Mężczyzna zerknął na mnie i rozejrzał się po pomieszczeniu. 
- Bo to centrum mafii. Burmistrz wykupił ten stary zamek i przerobił na centrum handlowe. Gang pokrył większą część remontu. Podejrzewamy, że mafia ma tu swoją siedzibę, w dawnych lochach. Mój zespół cały czas pracuje nad ich nakryciem, ale szuje umieją się dobrze schować - wyjaśnił. - Za mną - rozkazał, gdy znaleźliśmy się na piętrze. Nie odstępowałem go ani na krok. W budynku kręciło się sporo ludzi. Widziałem jak wiele par nieznajomych oczu spoglądało na moją osobę. Poczułem się niekomfortowo, a całe moje ciało się spięło. Nie znasz tych ludzi... Ale może oni nie znają ciebie? Czemu się tak denerwuję? Muszę się uspokoić... Ale jeśli… Jeśli mnie znają? Kim byłem przez te wszystkie lata? Może zrobiłem coś takiego, dzięki czemu mnie pamiętają? Co wtedy…?- rozmyślałem w duchu. - Najpierw pójdziemy po jakiś garnitur albo cokolwiek eleganckiego. Potem możesz powybierać sobie ciuchy, które ci się spodobają - zapowiedział czarnowłosy, po czym skręcił w stronę działu dla mężczyzn. Zaprowadził mnie do sklepu o nazwie "Black Suit". W wystawowej szybie ujrzałem czarne manekiny ubrane w różne garnitury i smokingi. Weszliśmy do środka. Pierwsza rzecz, jaka zapadła mi w pamięć, to zapach alkoholu i unoszącego się dymu. Dosyć niespotykana mieszanka w sklepie ubraniowym... Sklep był przestrzenny i wytworny. Biały sufit, brązowe ściany ze złotymi wzorami i podłoga z ciemnego, dębowego drewna. W pomieszczeniu stało wiele wieszaków z ubraniami. Na lewo widziałem jasną, drewnianą ladę, a za nią drzwi do zaplecza. Po prawej był kącik z przymierzalniami, dużymi lustrami oraz niewielkim… podestem? Pewnie, żeby móc się lepiej sobie obejrzeć z każdej, możliwej strony. Przed nim były umiejscowione dwa fotele ze skóry. Sklep na pewno różnił się od reszty. Miał w sobie coś… Czego nie potrafiłbym określić jednym słowem.
- Och! Levi! Już jesteś!- usłyszałem kobiecy głos. Do Rivaille podeszła młoda blondynka o dużych, brązowych oczach. Miała na sobie czarną marynarkę, białą koszulę, ciemny krawat, czarne, obcisłe spodnie i wysokie obcasy. Do marynarki miała przyczepioną plakietkę z napisem "Stella". 
- Co słychać? - zagaił, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. Ekspedietka wzięła od niego płaszcz.
- Mogę? - zwróciła się do mnie. Zamrugałem zdezorientowany, po czym pospiesznie zdjąłem swoje nakrycie i podałem jej.
- Dziękuję - bąknąłem lekko speszony. Kobieta posłała mi przyjazny uśmiech i schowała płaszcze za ladą. Rivaille rozsiadł się w ciemnobrązowym fotelu, przed lustrami i zapalił papierosa. Po chwili podeszła do niego Stella ze srebrną tacą, na której były dwa wąskie kieliszki i butelka szampana.
- Zamknęłaś sklep? - zapytał ciemnowłosy, gdy kobieta odłożyła tacę.
- Się wie! - puściła do niego oko.
- To jest ten twój podopieczny bez krzty elegancji, tak? Eee... Jak ci na imię słońce? - zapytała mnie.
- Eren. Eren Jaeger - odpowiedziałem grzecznie.
- Miło mi, jestem Stella Maque. Współwłaścicielka tego oto sklepu odzieżowego dla mężczyzn - przedstawiła się i uścisnęła moją dłoń.
- Zapomniałaś dodać "była kryminalistka, skazana na pozbawienie wolności za fałszowanie papierów, fałszerstwo, liczne szantaże oraz moje ulubione- wspólniczkę w akcji próby włamania do komputerów rządowych" - parsknął niebieskooki.
- Kiedy to było! Stare dzieje! - zaśmiała się nerwowo i otworzyła szampana. 
- Jakieś dwa lata temu? - dopowiedział.
- No przestań już! Nie rób mi wstydu przed klientem! - poprosiła. Kryminalistka? Ekspedientką w sklepie? Co tu się dzieje? - Przez telefon mówiłeś, że chcesz kupić parę rzeczy... Dla Erena, tak?
- Cały zestaw. A raczej trzy. Dawno mnie tu nie było... - mruknął, zaciągają się papierosem.
- W takim razie do roboty! - zawołała i pociągnęła mnie za sobą.
- Przepraszam, ale jeżeli mogę zapytać... To o jakie zestawy chodzi? - wtrąciłem się.
- Ciuszki, kochaniutki! - uśmiechnęła się szeroko i już po chwili zostałem zmierzony żółtą miarą.
- Hmm... Jaki masz rozmiar buta? - zapytała, oglądając mnie uważnie.
- 39? Albo 40...
- Dokładnie 39,5 - odezwał się Levi.
- Spoks-koks! - odparła i poszła między wieszaki białych koszul. Wziąłem głęboki wdech. Co ja tutaj robię? - Włóż to! - poleciła podając mi kilka wieszaków z ubraniami. 
- Czy-Czy mogłaby Pani na chwilę wyjść…? - poprosiłem.
- Głupku! Pomogę ci się ubrać! Nie musisz się wstydzić! - roześmiała się, zdejmując czarne spodnie z wieszaka. Spojrzałem na nią niepewnie. Mam się przy niej rozebrać? Nie miałem czasu na protesty. Nim się obejrzałem, stałem w przymierzalni jedynie w bokserkach. Kobieta wybrała dla mnie białą koszulę, czarne spodnie i marynarkę.
- Dość skomplikowane, nie? - zagaiła, gdy przyglądałem się z podziwem jej technice wiązania krawatu na mojej szyi. Kiwnąłem twierdząco, wpatrując się w szybkie ruchy jej palców.  - Gotowe! Jeszcze tylko jakieś buty... - mruknęła do siebie i podała mi odpowiednie obuwie do garnituru.  - Chodź do lustra - i Leviego. Kobieta ustawiła mnie przed lustrami, czyli niedaleko od miejsca, w którym siedział Rivaille. Spojrzałem na swoje odbicie. Musiałem przyznać, że prezentowałem się naprawdę elegancko. Jakbym wybierał się na jakąś nietypową uroczystość.
- Podoba ci się? - usłyszałem męski głos za plecami. Odwróciłem się w stronę ciemnowłosego. Jego kobaltowe oczy badały mój nowy "image".  - Garnitur jest trochę za duży - zauważył po chwili, nie dając mi możliwości odpowiedzi.
- Nie ma już mniejszego! Ten chłopak jest jak ptaszyna! Same kości i piórka! Karmisz go czasem? - zawołała blondynka z zaplecza.
- Chyba będę musiał wrócić do starych metod, co nie Eren? - Levi posłał mi gniewne spojrzenie. Poczułem rozprzestrzeniające się ciepło na moich policzkach. Znowu zamierza mnie karmić...?
- Przepraszam - mruknąłem cicho, spuszczając głowę.
- I powinieneś... - odparł, wyciągając się w skórzanym fotelu.
- Czas na następne! - Stella zaciągnęła mnie z powrotem za kotary przebieralni. Gdy znów stanąłem przed lustrem, tym razem miałem na sobie jasnoniebieską koszulę, krawat w małe, błękitne kropki oraz szarą marynarkę i spodnie w tym samym odcieniu.
- Pierwszy był lepszy... - skomentował mój ubiór Levi.
- Moim zdaniem wygląda ładnie. Co sądzisz, Eren? - powiedziała, poprawiając mój krawat. Spojrzałem w duże, czekoladowe oczy otoczone gęstymi, czarnymi rzęsami.
- Ten zestaw nie jest zły, ale pierwszy też... - blondynka roześmiała się i poczochrała mnie po głowie.
- Jesteś przesłodki! - stwierdziła. Poczułem kolejny rumieniec na moich policzkach. Co to miało znaczyć? - Dobra, jeszcze jeden zestaw i spływajcie. Mam dziś randkę z gościem ze sklepu naprzeciwko - pochwaliła się.
- Ten palant co sprzedaje telewizory? Nisko upadłaś... - skomentował, wyjmując komórkę z kieszeni.
- Nikt nie dorówna "panu doskonałemu" ani jego słodkim, niewyparzonym wargom - parsknęła. Levi spojrzał na nią z politowaniem w oczach.
- Nie pochlebiaj sobie. Do teraz dziękuję Bogu, że zakończyło się tylko na „tym”. Nie wybaczył bym sobie, gdybym posunął się dalej... - odpowiedział i zaczął przeglądać coś w swoim telefonie. E-Eh? O czym oni mówią? Doszło do czegoś? Między Levim a Stellą?
- Nawzajem… - nie próbowała mu się odgryźć. Możliwe, że wciąż coś do niego czuła? Albo się go bała? - Chodźmy Eren. Mam jeszcze jeden zestaw. Przymierzysz go, a ja zapakuję resztę - poleciła. W przymierzalni zacząłem ubierać nowe rzeczy. Próbowałem zawiązać także krawat, ale... z trudem mi się to udawało. Postanowiłem chwilę poczekać na Stellę, jednak nie przychodziła już od dobrych kilkunastu minut. Po chwili usłyszałem dźwięk rozsuwanych zasłon od przebieralni. Spojrzałem za siebie. Ku mojemu zdziwieniu, napotkałem kobaltowe tęczówki Rivaille....
- S-Sir...? - zdziwiłem się jego obecnością. Mężczyzna zasłonił kotary, po czym zmierzył mnie wzrokiem. Myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi. Czułem jak ciepło rozszerzyło się na moich policzkach. Znajdował się tak blisko... Na wyciągnięcie ręki...
- Coś ty zrobił z tym krawatem? - zerknąłem na supeł na mojej szyi. Próbowałem się cofnąć, ale Levi złapał mnie za końcówkę ciemnego krawata. - Nie ruszaj się - polecił. Oparłem się o ścianę, na której było lustro. Dotknąłem palcami gładkiej, chłodnej powierzchni. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Dlaczego Levi był w mojej przebieralni? Czemu musi być tak blisko? - myślałem gorączkowo, przyglądając się jak mężczyzna rozplątywał powstały supeł na mojej szyi. Podczas, gdy skupił swoją uwagę na krawacie, próbowałem się jakoś uspokoić, jednak nic nie pomogło. Zerknąłem na swoje odbicie. To niedorzeczne…! Moje policzki były pokryte ciemnoróżowym rumieńcem, szmaragdowe oczy aż iskrzyły, a ciało przechodziły dziwne dreszcze. Przełknąłem ślinę i spojrzałem na czarnowłosego. Od razu napotkałem jego magnetyczne spojrzenie. Och, nie… - przeszło mi przez myśl. Jest tak blisko… Tak cholernie blisko… Czułem jak powietrze między nami zaczyna się robić nieco gęstsze i gorętsze...
Nagle ciemnowłosy podciągnął węzeł krawata aż pod moją szyję. Nie mogłem odwrócić od niego wzroku, a co dopiero się poruszyć. Znowu czułem, jakby porwał mnie do zupełnie innej przestrzeni... Rzucił urok i miał nade mną całkowitą kontrolę... Nic nie mogłem na to poradzić.
- Gotowe - z zamyśleń wyrwał mnie jego spokojny i niewzruszony ton głosu. Zamrugałem kilkakrotnie i czar prysł, jak mydlana bańka…
- A-Ach, tak - Kurna! Mój głos się załamał! - przygryzłem dolną wargę i odwróciłem wzrok.
- Już maa- EH?! Co tu robisz?! - zdziwiła się Stella, widząc Rivaille ze mną w przebieralni. Lepiej bym tego nie ujął...
- Zawiązywałem młodemu krawat. Musimy się już zbierać. Eren, nie musisz się przebierać, pójdziemy coś zjeść - udało mi się kiwnąć w odpowiedzi. - Ruszaj się, Stella!- warknął na skamieniałą blondynkę, która stała w przejściu. Gdy zostawił mnie samego, na krótką chwilę zakryłem usta dłonią i oparłem się plecami o lustro. Co się ze mną najlepszego dzieje?



*****

Cześć Wszystkim! ^^


Nareszcie ruszyłam moje opowiadanie! :D Naprawdę ciężko jest znaleźć czas na pisanie, ale tyle się już naczytałam Waszych błagalnych komentarzy, że musiałam coś dla Was wstawić ^^

Ho ho! Co ten Levi robił w przebieralni razem z Erenem? Sama nie wiem xD Wpadłam na ten pomysł już daaaawno. Brunet jeszcze nie rozumie (ale domyśla się), że coraz bardziej podoba mu się przystojny Rivaille. Chociaż znają się baaardzo krótko, widzi tą nić przeznaczenia <3 Może za szybko na takie myślenie…? o_O

W każdym razie, mam nadzieję, że zaspokoiłam (na razie) Waszą ciekawość. Kolejny rozdział będzie o wiele ciekawszy ^^


Joleen :*

niedziela, 11 stycznia 2015

♥One-shot z Haikyuu!♥

Haikyū!! Kageyama Tobio x Hinata Shōyō!



Przegraliśmy. Mogliśmy wygrać, ale przegraliśmy...


W sercach wszystkich zawodników panował ból, rozczarowanie i smutek. Zwłaszcza u piętnastoletniego chłopaka o rudych włosach. Hinata błądził po szkolnych korytarzach bez sensownego celu. Nie mógł znaleźć sobie miejsca. Kiedy siedział w klasie, ciągle przypominał sobie scenę z ich ostatniego meczu z liceum Aobajosai. Unosił się niczym ptak, czarny kruk. Czuł, jak z barków wyrastały mu skrzydła. Nie mogło się nie udać! Spojrzał w granatowe oczy swojego towarzysza - Kageyamy Tobio, który zdecydował się na podanie do niego. Podanie, które zawsze tak bardzo uszczęśliwiało Hinatę z niewiadomego powodu. Rudowłosy dotknął piłkę dłonią i z całą mocą skierował ją w stronę przeciwników. Ostatni punkt, ostatnie sekundy, ostatnia szansa na wygraną. Gdy otworzył oczy...
- Kso... - warknął przez zęby brązowooki i kopnął nogą w ścianę. Zacisnął dłonie w pięści i zwinął usta w cienką linię. Wzrok miał spuszczony na podłogę. Czuł się potwornie źle. Od dnia przegranej, nie mógł spać ani jeść. Jego pierwsza przegrana po zaledwie kilku meczach... Przez tyle lat marzył o zagraniu w prawdziwym turnieju, na prawdziwej sali, z prawdziwą drużyną. Wygrać lub przegrać... Ten dreszczyk emocji. Być zupełnie jak jego idol... Jednak wszystko tak szybko się skończyło, jak zaczęło. Chłopak potrząsł głową. To tak cholernie boli… boli… Boli! To moja wina! Dlaczego…?! - jego przemyślenia przerwał dźwięk. Dobrze znany mu dźwięk. Odgłos odbijanej piłki o podłogę, gdzieś niedaleko. Piętnastolatek spojrzał w stronę sali gimnastycznej. Czyżby…? - przeszła mu przez głowę myśl. Po chwili zerwał się do biegu i niepewnie uchylił drzwi. Zerknął do środka. Zobaczył tam wyższego chłopaka z kruczoczarnymi, krótkimi włosami i burzowymi tęczówkami. Miał na sobie strój gimnastyczny i odbijał piłkę do siatkówki o ścianę. Hinata zrobił smutne oczy i powoli wszedł do środka. Kageyama od razu odwrócił się przodem do nieznajomego.
- Hinata? - zdziwił się jego obecnością.
- Co tu robisz, Kageyama? Lekcje już trwają od dawna... - powiedział z wymuszonym uśmiechem. Czarnowłosy spojrzał na piłkę, którą zaczął obracać w dłoniach.
- Nie mam ochoty na nie iść. A ty? Dlaczego tu jesteś? - zapytał podejrzliwie. Hinata zamknął drzwi i oparł się plecami o ścianę.
- Nie mam pojęcia... Nie mogę się skupić. Ciągle myślę o meczu... - odpowiedział przygnębiony. Tobio przez chwilę patrzył na chłopaka ze zwątpieniem w oczach, jednak później zmienił je na swój zwykłe, mroczne spojrzenie. Nastała długa cisza. Shoyo wpatrywał się w swojego rywala, a ten odpłacał mu tym samym.
- Nie stój tak. Chodź, zagramy - mruknął i rzucił piłkę w stronę rudowłosego. Zaczęli odbijać do siebie piłkę, dopóki Hinata nie spuścił z niej wzroku. Okrągły przedmiot odbił się o podłogę i poturlał w kąt sali. Siatkarz spojrzał w duże, czekoladowe oczy chłopaka.
- Wybacz... Jak zawsze, źle odbiłem - powiedział smutno i odszedł powoli, aby pójść po piłkę. Kageyama syknął oraz podbiegł do rywala, po czym złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- O czym ty mówisz?! - warknął gniewnie. W brązowych oczach zabłysło coś innego niż dotychczas... Czarnowłosy miał złe przeczucie...
- Jak to? Przecież to moja wina! - odparł Hinata, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. W jego głosie Tobio wyczuł lekkie załamanie.
- Niby co jest twoją winą? - zapytał, marszcząc brwi. Co się z tobą dzieje? Gdzie się podział twój entuzjazm? Dlaczego nie uśmiechasz się tak, jak zawsze? - myślał w duchu.
- Przegraliśmy... przeze mnie - powiedział ze spuszczonym wzrokiem. Następnie strącił dłoń Kageyamy z ramienia i odszedł o kilka kroków. Czarnowłosy nie mógł już dłużej wytrzymać. Pociągnął chłopaka za kołnierzyk mundurka i przyszpilił go do ściany.
- Kageyama! Puść mnie! Co ty rob-?!
- Nie chrzań mi tutaj! Przecież to moja wina! To ja zdecydowałem! Bo ja jestem rozgrywającym...!
- Nieprawda! - Tobio spojrzał pytająco w lśniące oczy nastolatka.
- Dlaczego zawsze się o wszystko obwiniasz?! Dlaczego ciągle myślisz jak „Król”?! To nie twoja wina! Postawiłeś na mnie! To mnie wybrałeś! Zaufałeś mi! A ja...! Ja to zawaliłem! - w czekoladowych oczach zaczęły zbierać się gorliwe łzy.
- Ja byłem odpowiedzialny...!
- Kageyama! Nie! Przestań! - strach przejął kontrolę nad ciałem niższego. Nagle zaczął krzyczeć jak opętany, a po jego policzkach spłynęły łzy. Za nic nie mógł się uspokoić.
- Oy, Hinata... - czarnowłosy potrząsnął chłopakiem, ale ten rzucał się na wszystkie strony i krzyczał. Tobio musiał go jakoś uciszyć...
- DOŚĆ!! - wrzasnął i objął drobne ciało rękoma.
- Kage-Kageyama... Nie... Puść mnie... - łkał cicho, próbując odsunąć go od siebie, ale szerokie ramiona chłopaka ścisnęły go jeszcze mocniej, przybliżając do siebie. Hinata zamrugał zdziwiony i po chwili przestał walczyć. Jego ręce opadły bezsilnie wzdłuż ciała. Pozwolił, aby Tobio przejął nad nim kontrolę. W ramionach czarnowłosego stopniowo zaczął się uspokajać. Gorzkie łzy spłynęły na materiał brunatnej bluzy piętnastolatka, a oddech zaczął być równomierny. Shoyo oparł głowę o pierś Kageyamy. Wsłuchał się w bicie jego serca. Gdy nabrał powietrza do płuc, wyczuł słodki zapach zmieszany z potem. Shoyo lekko zadrżał i postanowił wtulić się w chłopaka. Nie obchodził go fakt, czy byli rywalami lub sprzymierzeńcami. Po prostu... miał takie wspaniałe ramiona, w których mógł się całkowicie schować i zniknąć...
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo... - szepnął niespodziewanie w sterczące, rude kosmyki. Shoyo uchylił zmęczone powieki. - To dopiero początek. Nasza drużyna jest silna, ale staniemy się jeszcze silniejsi i wtedy pokonamy wszystkich. Nawet tego drania Oikawę. Słyszysz? - Hinata odsunął się od niego, żeby móc spojrzeć w jego granatowe jak nocne niebo oczy.
- Obiecujesz? - odezwał się cicho. Rywal sięgnął ręką do policzka chłopaka i starł kciukiem zabłąkaną łzę.
- Obiecuję. Wygramy to razem, Hinata. Ja i ty mamy nasz unikalny styl gry. Dzięki niemu, jesteśmy niepokonani - rzekł z lekkim uśmiechem.
- Kageyama... Masz rację, staniemy się silniejsi i...
- ... zostaniemy na boisku do końca - dokończył za niego czarnowłosy, po czym wziął miękkie policzki brązowookiego w dłonie i złożył na jego ustach pocałunek, który zapieczętował obietnicę oraz nowy początek...



*****

Ohayo!~

Niespodzianka! One-shot! I to nie z Levim i Erenem! :O W zeszłym tygodniu obejrzałam do końca z siostrą anime Haikyuu! o siatkówce. Nie wiem czemu, ale wprost uwielbiam te „nowsze” anime o sportach :) Jednak nic nie przebije Kuroko no Basuke! Jeżeli nie wiecie (a powinniście) już w ten weekend pojawił się pierwszy odcinek trzeciego sezonu! Już nie mogę się doczekać następnego! (wyczekiwałam tego sezonu już od baaardzo długiego czasu… <3)
Kibicujemy oczywiście Akashiemu! ^^ To moja ulubiona postać z anime, plus jego głos podkłada najlepszy seiyuu ;) (jeżeli mi się uda, to napiszę jeszcze one-shot o Akashim w wolnej chwili)

Wracając do one-shot’a… Obejrzałam ostatni odcinek Haikyuu, który był taaaki smutny i depresyjny, ale o dziwo główni bohaterzy, kiedy spotkali się razem na sali… zaczęli wrzeszczeć i biegać jak opętani! Bardzo mi się to nie spodobało :-/ Liczyłam na coś innego... (może jakieś yaoi??? ^^) To był jeden z powodów, dlaczego napisałam ten one-shot, a po drugie… Hinata jest taki kawaii! *^* Jestem pewna, że Tobio dobrze to wie, tylko nie potrafił tego okazać (zamiast tego ciągle go lał albo straszył) ;D

Kończąc, mam nadzieję, że one-shot Wam się spodobał i jeżeli nie obejrzeliście tego anime, to bardzo zachęcam do obejrzenia, bo naśmiałam się jak nigdy xD


Joleen :*

poniedziałek, 5 stycznia 2015

♥Christmas Special!♥

Merry Kurisumasu! Soshite… Happy New Year!

Część V (i ostatnia)                       UWAGA!!! +18



* Opowiadanie powiązane z serią “Dark Knight”. Zapraszam do czytania!! *





- No więc? O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - zagaił Levi, wycierając białą, kuchenną ściereczką szklankę. Kobieta, która stała przed nim była naprawdę piękna. Wysoka, zgrabna z jasną i gładką cerą. Hebanowe włosy sięgające do ramion, ciemne, długie rzęsy i niesamowite oczy niczym dwie, czarne dziury... Miała na sobie czarną sukienkę za kolano, której koronkowe rękawy sukni sięgały aż do łokci oraz wysokie, czarne obcasy. Mikasa Ackerman - córka, siostra, agentka i anioł stróż w jednym. Rivaille wiedział, że z tą dziewczyną mogą być kłopoty. Zwłaszcza, kiedy chodziło o najważniejszą osobę w jej życiu. Młodszego brata, który nagle stwierdził, że zakochał się w o wiele starszym i zupełnie nieznanym mężczyźnie. Tu musiało coś nie grać… Musiało. Kobieta spojrzała na ciemnowłosego swoimi kocimi ślepiami.
- Chodzi o ciebie i Erena… - zaczęła, po czym zamilkła, czekając na odpowiedź z jego strony. Mężczyzna spojrzał jej prosto w oczy. Ta rozgrywka mogła się potoczyć bardzo szybko i nieprzyjemnie, albo… dość bezboleśnie.
- Słucham - rzekł, skupiając na niej swoją całą uwagę. Odchrząknęła i znów spojrzała na niego z wyższością.
- Traktujesz go poważnie? - pierwszy strzał. Niecelny.
- Myślisz, że zaproponowałbym mu wspólne mieszkanie, nie traktując go poważnie?
- Po prostu odpowiadaj na pytania - warknęła, mrużąc swoje oczy w groźny sposób.
- Tak. Traktuję go poważnie - odparł tak, jak sobie życzyła.
- W takim razie, dlaczego wpakowałeś go w takie bagno? On dopiero zaczął swoje życie. Dostał się do pracy, chodzi na studia. Ma całe życie przed sobą, a taki kryminalista jak ty… nie jest jego wart! - Nie jestem jego wart… tak? Tak dobrze znał te słowa… Sam niedawno je wypowiadał. Niekontrolowany uśmiech pojawił się na jego ustach. Mikasa zmarszczyła brwi i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale mężczyzna ją ubiegł.
- Och, wybacz mi. Naprawdę... Przypomniałem sobie... pewną rzecz - odpowiedział i wziął do ręki kolejną szklankę do wytarcia.
- Nieważne, po prostu chcę wiedzieć...
- Nie muszę ci tłumaczyć niczego, co wiesz sama i to bardzo dobrze - spojrzał jej prosto w oczy. - Rozgryzłem cię, od kiedy postawiłaś stopę w moim domu. Jesteś zakochana w Erenie. Nie jako siostra, przyjaciółka czy koleżanka po fachu… Kochasz go, ale nigdy nie miałaś odwagi mu tego powiedzieć lub też próbowałaś, ale on… kochał cię jedynie jako siostrę. Zawsze tak było. Wszystko było cacy, dopóki ktoś nie sprzątnął ci go sprzed nosa. I to mężczyzna. Starszy, na dodatek kryminalista. „Co ten Eren sobie do cholery myślał? Dlaczego wybrał kogoś takiego? Co ma on czego ja nie mam? Mogłabym dać mu wszystko. Lepiej… więcej… bardziej… niż on. Więc dlaczego…?” - Rivaille na chwilę zamilkł, aby zatrzymać kobiecą dłoń, zbliżającą się w kierunku jego policzka. Złapał za jej prawy nadgarstek. Mocno. Po czym przybliżył się o krok. Poczuła się słaba, bezsilna i… bardzo smutna. Mężczyzna przyszpilił ją do ściany. - Tracisz kontrolę. Nie powinnaś tego robić. Również ze względu na pracę - Mikasa syknęła i uniosła kolano, aby go odsunąć lub kopnąć (zdecydowanie to drugie). Niestety agent przewidział również ten ruch. W końcu unieruchomił jej ciało całkowicie i skierował wzrok na siebie. - Jesteś słaba. Myślałaś, że zatrzymasz go przy sobie na stałe? Nawet przy tak dalekiej odległości? A może po prostu stchórzyłaś? - powiedział do ucha kobiety.
- Prz-Przestań! - syknęła cicho, żeby nie zwrócić uwagi chłopaków w salonie.
- Odpuść albo walcz. Najpierw jednak się zastanów, bo on… już nie wróci - rzekł zimno. Spojrzała na niego ze szklanymi oczami. Na jej twarzy malowała się niepewność. - Wiesz dlaczego? - wyszeptał w aksamitne, czarne włosy. Potrzęsła przecząco głową, po czym spuściła ją w dół. Czuła jego odurzający zapach, czuła palący dotyk, z którego tak bardzo chciała się wyswobodzić… Całe ciało dziewczyny wrzeszczało "NIENAWIDZĘ GO!" Pragnęła go powalić na podłogę i dźgać nożem kuchennym, który leżał na blacie. Nabrała powietrza i przymknęła powieki. Niech to się skończy… niech to się skończy… - powtarzała jak mantrę.
- Bo go nie wypuszczę. Nigdy - powiedział ostatecznie i ją puścił. Ona zsunęła się po ścianie i zaczęła rozmasowywać swoje nadgarstki, które o dziwo nie bolały. Spojrzała w górę. Mężczyzna patrzył na nią z góry. W jego oczach nie było zła, wyższości czy chęci mordu... Widziała jedynie chłód oraz kryjący się w głębi ból. Jej źrenice się rozszerzyły. On jest taki sam... Taki sam jak ona...
- Obiecuję ci... - kucnął przy niej. -  Dopóki żyję na tej ziemi... - wyciągnął dłoń w jej stronę. - ... nie opuszczę Erena. Nawet, jeżeli się mną znudzi i rzuci. Ja zawsze będę stał po jego stronie - Czy mogę zaufać tym kobaltowym oczom…? - pomyślała tylko, poddając się.


***


- Było zaje-To znaczy, wspaniale! - ugryzł się w język Armin. Blondyn wraz z Mikasą ubierali się na holu. Dziewczyna obwijała szyję swoim nowym szalikiem, który dostała od Erena, a Armin poprawiał płaszcz.
- Też tak myślę - uśmiechnął się promiennie brunet.
- Jeszcze raz dziękuję za prezenty i... za miłe towarzystwo - podziękował Arlet i podał dłoń Leviemu. - Z-Zobaczymy się w pracy, Levi - powiedział nieśmiało.
- To chyba nieuniknione - zażartował Rivaille. Błękitnooki uśmiechnął się do niego i zwrócił do przyjaciela.
- Trzymaj się stary. Niedługo się spotkamy. W czwórkę, mam nadzieję - powiedział, ściskając mocno Erena.
- Pew-Co? W czwórkę? - zdziwił się zielonooki, puszczając chłopaka. Armin uśmiechnął się nieśmiało i ukradkiem spojrzał na Leviego.
- No... Ty, Levi, ja i... Erwin - wyjaśnił z lekkim rumieńcem na policzkach. Szatyn w końcu zaczął kojarzyć fakty.
- Nieee! Nie mów, że się zeszliście! - zawołał z niedowierzaniem.
- Trochę to trwało, ale... tak. Jesteśmy parą. Tym razem oficjalnie. Jednak prosiłbym o dyskrecję... Rozumiecie...
- Milczę jak grób! - przysiągł z szerokim uśmiechem Jeager.
- Ja też - odezwał się czarnowłosy.
- Dzięki wielkie - odrzekł Armin i zaczął szukać swojej torby. Brunet z Rivaille spojrzeli na kobietę w czarnym płaszczu. Od sytuacji w kuchni, Mikasa nie miała odwagi spojrzeć Leviemu w oczy. Czuła... szczerze, to nie miała już pojęcia, w co wierzyła.
- Mikasa - brat objął ją czule. Dziewczyna odwzajemniła nieśmiało uścisk chłopaka. Tą część chłopaka kochała najbardziej. Kiedy świat walił się jej pod nogami, zawsze odnajdywała się w jego ramionach. Kochała go a on kochał ją. Tylko to się liczyło...
- Widzimy się jutro. Na pewno nie chcesz zostać? - zapytał opiekuńczo brunet. Czasami potrafi być troskliwy... - pomyślała ciemnowłosa.
- Mmm… - mruknęła coś w jego pierś.
- Aż tak nie znosisz Leviego? - rzekł nieco zawiedziony. Mikasa odsunęła się od bruneta i spojrzała na mężczyznę o tajemniczych, kobaltowych oczach.
- Nie... Nie nienawidzę go, ale... to nie znaczy, że go lubię! - dopowiedziała szybko, widząc triumfalny uśmiech na ustach Erena.
- Czyli go tolerujesz? - dopytywał.
- Tego nie powiedziałam... - mruknęła, na co chłopak się roześmiał. W tym czasie Armin przyszedł z salonu ze swoją torbą, w której zmieścił prezenty.
- Do jutra, Mikasa. Zadzwonię rano, żeby omówić, o której przyjadę - oznajmił Jeager. Ciemnowłosa kiwnęła i po raz pierwszy tego wieczoru... uśmiechnęła się.


***


Levi siedział w wannie wypełnionej gorącą wodą i dużą ilością białej piany. Oparł tył głowy o wannę i przymknął zmęczone oczy. To był ciężki dzień, ale... zadowalający. Po chwili usłyszał, jak drzwi od łazienki się otwierają. Nie otworzył oczu, ani nic nie powiedział. Kroki wskazywał na to, że osoba zbliżała się do Rivaille.
- Śpisz? - usłyszał głos Erena. Ciemnowłosy od razu rozchylił przymknięte powieki. Napotkał szmaragdowe tęczówki, od których aż zakręciło mu się w głowie. - Buuu - szepnął i pochylił się, aby złączyć ich usta w pocałunku. Wargi Rivaille były wyjątkowo miękkie i wilgotne od wody. Chłopak chciał, aby mogli być tak blisko w nieskończoność, lecz ciemnowłosy podgryzł jego wargę i tak sielanka się skończyła... - To bolało!- zawołał, dotykając wargi, aby sprawdzić, czy nie krwawiła.
- Byłeś niegrzeczny - odparł, chowając głowę aż po same uszy w wodzie. Po chwili nieuwagi, brunet znalazł się w wannie razem z ukochanym. Rivaille od razu zainterweniował.
- Wyłaź. Natychmiast - rozkazał ostro.
- Wiesz, że jeszcze nigdy się razem nie kąpaliśmy? A mówią, że to takie romantyczne... - zaśmiał się i zdmuchnął trochę białej piany, aby móc spojrzeć na ukochanego. Nie przewidział tego, że piana wyląduje na twarzy Leviego. - Pff! Sorki! - roześmiał się. Agent zmył pianę z twarzy, ale niczego nie skomentował.
- Ostrzegam cię, Eren. Masz wyjść. JUŻ. Wiesz ile bakterii znajduje się na naszych ciałach? To nie higieniczne i...
- Tylko zapominasz o jednym fakcie, słońce - mruknął z uśmiechem i przysunął się w jego stronę. Ciemnowłosy spojrzał na chłopaka i uniósł jedną z brwi ku górze, gdy usłyszał nowe, irytujące przezwisko. - Może i jestem niegrzeczny, ale nie bardziej niż ty... - usadowił się na jego kolanach i wplótł palce w wilgotne, kruczoczarne włosy.
- A teraz? Kto tutaj jest bardziej niegrzeczny? - zapytał, kładąc dłonie na nagich biodrach.
- Wciąż ty, bo mnie kusisz... Przez calutki dzisiejszy dzień, a teraz nareszcie mamy trochę wolnego czasu, więc... - przygryzł dolną wargę i przybliżył usta do warg starszego.
- Jak bardzo... cię kuszę? - wyszeptał pytająco.
- Jak cholera - zamruczał i zamknął mu usta swoimi. Rivaille wbił mocniej swoje palce w ciało bruneta. Obaj zaczęli czuć narastające pożądanie... - Och, Levi... - jęknął, kiedy odsunęli swoje spragnione usta.
- Co chcesz, żebym zrobił? - wyszeptał, składając liczne pocałunki na mokrej szyi zielonookiego.
- To, co zwykle - uśmiech zawitał na jego ustach.
- Czyli... każdy seks jest dla ciebie... „zwykły”? - rzekł kąśliwie.
- N-Nie prawda… dobrze o tym wiesz - zaprzeczył i odchylił głowę do tyłu, by dać mu do niej większy dostęp. - W wannie jeszcze tego nie robiliśmy...
- Czyli chodzi o miejsce?
- N-Nie... Chociaż, może trochę tak... Ale nie to jest najważniejsze... - Levi przygryzł różowy sutek kochanka, na co ten zareagował wyraźnym, głośnym jęknięciem.
- Więc co w końcu? - mruknął zniecierpliwiony. Eren zadrżał i spojrzał mu w oczy.
- To... - rzekł i przystawił dłoń mężczyzny do swojej lewej piersi. Rivaille od razu wyczuł jego szybki puls i zobaczył ciemnoróżowy rumieniec na policzkach. - ... że cię kocham. To jest dla mnie najważniejsze - ciemnowłosy zmrużył oczy i pochwycił wargi chłopaka w pocałunku.
- Dla mnie też - szatyn uśmiechnął się lekko i objął go za szyję.
- A teraz... Zrób, co mówię... Weź mnie... - agent przygryzł swoją dolną wargę, po czym złapał młodszego za biodra.
- Jesteś pewien?
- Akurat teraz przejmujesz się, czy będzie bolało? - parsknął, muskając policzek ciemnowłosego ustami.
- Ja zawsze...
- Mmhmm... Pewnie - parsknął. - Chcę w końcu dostać mój prezent, Levi-san... - jęknął mu wprost do jego ucha. Po tym, czarnowłosy przestał walczyć z Erenem... Przybliżył go do siebie i opuścił biodra młodzieńca niżej.
- W takim razie będziesz na górze... Pasuje?
- Tak - szepnął zadowolony, po czym nadział się na swojego kochanka. - Levi... Już nie mogę... - załkał w pewnej chwili, wbijając swoje palce w ramiona niebieskookiego.
- Co mam zrobić? - zapytał, przytulając go do siebie.
- R-Ruszaj się... - szepnął, czując narastający brak powietrza w płucach. Mężczyzna kiwnął głową. Zaczął powoli, aby przyzwyczaić bruneta do niekomfortowej pozycji. Kiedy zaczął oswajać z sytuacją, agent nieco przyspieszył swoje ruchy. Za każdym razem, gdy się do siebie zbliżali, słyszeli odgłos wody, przedzierającej się między ich złączonymi ciałami...
- Ach... właśnie t-tak... - temperatura ich ciał była znacznie wyższa niż ciecz, w której się „kąpali”. Brunet kochał to uczucie spełnienia, do którego obaj zmierzali. Chciał być związany z Levim w każdy możliwy sposób. Ostatkiem sił złapał się brzegu wanny.
- Dotknij mnie - poprosił, powstrzymując się przed krzykiem.
- Dotykam cię cały czas - mruknął rozbawiony Rivaille.
- W-Wiesz, o co mi... chodzi - brunet spojrzał w kobaltowe tęczówki ukochanego.
- Jedynie jeżeli ładnie poprosisz... - szepnął z lekkim uśmiechem. Następnie przygryzł jego wilgotną szyję.
- A-Ach! Nie...! - zawołał. Nie będę go o nic prosił! - pomyślał zielonooki. W pewnej chwili opuścił jedną ze swoich dłoni i zanurzył ją w wodzie...
- Tsk, kto ci pozwolił? - warknął mężczyzna i pochwycił szatyna za nadgarstek.
- L-Levi... Czemu...? - jęknął przeciągle, próbując wyswobodzić swoją rękę.
- Lekcja manier, słońce - odpowiedział z zadziornym uśmiechem. Więc o to mu chodziło? Głupie przezwisko?
- Levi, ty... Uhhh... - nie mógł poskładać słów w całość. Czuł, jak Levi zaczął się w nim poruszać i splótł ich palce razem. Brunet bardzo pragnął, aby starszy zaczął go dotykać, dlatego nie miał wyboru... - Levi... proszę! P-Proszę... - Rivaille spojrzał na niego i po chwili spełnił prośbę ukochanego. Eren złapał ciemnowłosego za szyję, wbijając palce w wilgotną skórę na plecach. Tracił kontrolę nad własnym ciałem i umysłem. - Levi! - zdążył krzyknąć, po czym opadł bezwładnie na rozgrzane ciało kochanka. Przez pierwsze chwile wcale się nie ruszali, tylko próbowali złapać oddech. - Boże, Levi... jesteś... - chłopak odezwał się pierwszy. Czarnowłosy zbliżył jedną z dłoni zielonookiego do swoich ust i zaczął całować jej wierzch. Eren patrzył na ciemnowłosego z miłością. Na jego delikatne, wąskie wargi, składające pocałunki na jego dłoni. Mężczyzna nie musiał nic mówić ani tłumaczyć. Potrafili zrozumieć się bez słów...
- Eren... - zwrócił się do bruneta. Jeager spojrzał na niego z wyczekiwaniem. - Wyłaź. Natychmiast.
- Ha?! - zdziwił się.
- Pod żadnym względem nie możemy dłużej zostać w tej wodzie...
- Teraz przypomniałeś sobie o zasadach higieny?! - nie zważając na słowa jego chłopaka, wyszedł z wanny i spojrzał znacząco na Erena. - Levi...
- Wstawaj - mruknął, oplatając swoje biodra ręcznikiem.
- Levi.
- No co?! - warknął i obejrzał się za siebie.
- Nie mogę wstać... Pomóż mi - powiedział bezbronnie. Rivaille westchnął i wydostał z wanny. Później wytarł dużym, frotowym ręcznikiem, którym go opatulił niczym małe dziecko.
- W porządku? - zapytał, zbliżając swoją twarz do twarzy szatyna.
- Nie musiałeś mnie wycierać. Nie jestem dzieckiem. Prosiłem tylko, żebyś mnie wyjął z wanny - odparł zawstydzony.
- Wyglądałeś tak, jakbyś nie mógł kiwnąć palcem, a teraz wiesz, co zamierzam z tobą zrobić przez resztę wieczoru? - wyszeptał mu do ucha.
- Skąd mógłbym wiedzieć, co jakiś kryminalista ma w głowie? - parsknął sarkastycznie.
- Powinieneś wiedzieć, bo w twoim nieciekawym wypadku... Chodzisz z tym kryminalistą! - odpowiedział i wziął go na ręce.
- L-Levi! Co ty robisz?! Puść mnie! - wołał chłopak, próbując się wyswobodzić.
- Ani mi się śni, księżniczko - odrzekł i zaniósł Erena do sypialni.


***


- Levi... Levi... Levi... - Rivaille słyszał męski, młody głos. To sen…? - myślał, obracając się na drugi bok.
- Obudź się, do cholery! Twój telefon dzwoni już chyba od godziny! - zawołał zirytowany chłopak. Ciemnowłosy otworzył oczy i spojrzał na bruneta o lśniących, szmaragdowych oczach.
- Co? - mruknął i zmusił się do siadu.
- Ktoś się dobija i dobija, więc odbierz w końcu i daj mi spać! - warknął wkurzony i rzucił mu czarną komórkę na kolana. Następnie przykrył się śnieżnobiałą kołdrą i odwrócił plecami do kochanka.
- Tsk... trzeba było wyłączyć dźwięk... - syknął i odblokował ekran.
- Trzeba było nie ustawiać hasła na odblokowanie ekranu - odburknął mu.
- Nie moja wina, że grzebałeś mi we wiadomościach - odgryzł się i zaczął przeglądać spis nieodebranych połączeń. - W takich momentach, zabiłbym gnoja jeszcze szybciej niż planowałem... - westchnął i zadzwonił do Erwina. - Czego chcesz Erwin?
- Levi! W końcu! Ile mam się do ciebie jeszcze dobijać?! - wołał wzburzony blondyn do słuchawki.
- Ile będzie trzeba. Są Święta do jasnej... No o co chodzi? - zaczął rozmasowywać swoje skronie. Czuł się nieźle skacowany, chociaż nie wypił tyle alkoholu, co zwykle, żeby mógł powiedzieć, iż ma kaca. Potrzebował kawy i papierosa...
- Chodzi o sprawę, którą niedawno omawialiśmy. To ważne.
- Niech ci będzie... - mruknął i podniósł się niechętnie z łóżka. Omiótł wzrokiem młodego bruneta zakopanego w pościeli, po czym ruszył do kuchni.
Zawsze zapracowany… - myślał Eren, który udawał, że zasnął, aby nie zwracać uwagi kochanka. Po chwili oparł się nagimi plecami o ramę łóżka i usiadł. Brunet miał pojęcie, że nigdy nie będą agentami na tym samym poziomie. Rivaille miał duże doświadczenie, był spostrzegawczy i skrywał swoje tajemnice razem z Erwinem. Chłopak nie mógł nic na to poradzić. Coraz rzadziej dostawał jakiekolwiek misje do wypełnienia. Dlatego też zaczął skupiać się na skończeniu studiów i nauce, więc nie był aż tak pokrzywdzony. Jednak... pragnął wiedzieć o mężczyźnie wszystko i ciągłe sekrety powoli go męczyły. Jeager osunął się z powrotem na poduszki i zaczął wpatrywać w sufit.
Po kilku minutach usłyszał, jak do pokoju wszedł Rivaille w czarnej koszulce i bokserkach. Miał dwa kubki z kawą w dłoniach.
- Nie śpisz? - zapytał, udając zdziwionego, po czym usiadł przy Erenie.
- Przez twój pieprzony telefon się nie wyspałem, a teraz nie mogę zasnąć - ciemnowłosy odstawił kubek chłopaka na drewniany stolik i spojrzał w szmaragdowe tęczówki. - To był Erwin?
- Tak, jak zawsze wie, kiedy zadzwonić... W ramach przeprosinach chciał nas zaprosić na wspólny obiad, ale udało mi się odmówić.
- Czemu odmówiłeś? - zapytał, wpatrując się w ukochanego.
- Spotykasz się dziś z Mikasą, a ja mam trochę roboty...
- Na pewno nie w Święta! - zawołał, podrywając się nagle. Poczuł, jak jego obolałe ciało karci go za zeszłą noc. Chłopak syknął i powrócił do siadu.
- Eren, musisz spędzić trochę czasu z siostrą. Sam na sam. Potem możemy siedzieć na kanapie, śpiewać kolędy i co tam sobie jeszcze zamarzysz... - mruknął, popijając gorącą kawę.
- Masz rację, ale... Obiecaj mi, że się nie weźmiesz nadgodzin.
- Dobrze, mamo - prychnął czarnowłosy z uśmiechem.
- To nie jest śmieszne! - warknął i przyciągnął Rivaille do siebie, po czym złączył ich usta w pocałunku. Kiedy skończyli, Eren sięgnął do jego ucha. - Levi... Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin... - wyszeptał z uśmiechem.
- Ktoś znowu zaglądał do tej szuflady, co nie powinien, hmm? - zaczął dotykać swoimi szczupłymi, chłodnymi palcami rozgrzanej szyi chłopaka.
- Data urodzin to nic tajnego... - parsknął, głaszcząc go po policzku. - Niestety nie starczyło mi już kasy na drugi prezent. Potraktuj zegarek jako... prezent łączony - poprosił, obejmując go za szyję.
- Zgoda, ale wieczorem to sobie odbiję... - zachichotał, muskając jego dłoń wargami.
- Ni-Niech ci będzie - zgodził się. Ciemnowłosy się uśmiechnął i pocałował studenta nieco namiętniej.
- Co do prezentów... - rzekł mężczyzna po pewnym czasie. Następnie wstał i wyszedł na chwilę z pokoju. Gdy wrócił, trzymał w dłoniach trzy zapakowane paczuszki.
- To prezenty od pani Hanji-san? - upewnił się brunet. Levi kiwnął twierdząco głową i położył pakunki na łóżku. Z lekką obawą postanowili je wspólnie otworzyć.
- Co tam masz Eren? - zapytał, widząc szeroki uśmiech szatyna.
- Pełno jakiś niemieckich słodyczy, a oprócz tego zdjęcia z imprezy policyjnej. Spójrz... - pokazał mu kilka zdjęć.
- Żenujące... - mruknął Rivaille oglądając zdjęcie, na którym był Levi obejmujący Erena oraz wciskająca się we większość kadru Hanji.
- Wcale nie! Moim zdaniem są ekstra! Kiedy sprzątaliśmy salon widziałem, że masz dużo nieużywanych ramek...
- Nawet o tym nie myśl - ostrzegł.
- Za późno! A co ty dostałeś? - spojrzał na odpakowany, dosyć sporych rozmiarów prezent Rivaille.
- Książki - odparł z westchnieniem ciemnowłosy. Brunet przyjrzał się powieściom. Gdy rozpoznał trylogię „Pięćdziesięciu twarzy Greya” nagle zbladł.
- Znasz w ogóle tę autorkę? Poza tym, nie czytam jakiś tanich romansideł - odparł, obracając pierwszy tom w dłoni.
- Le-Lepiej żebyś tego nie czytał... Możemy dać je Erwinowi albo… Aaa! Mówiłem, żebyś nie czytał! - zawołał zielonooki, gdy zauważył, że ciemnowłosy zaczął przekartkowywać lekturę.
- Hmm, ciekawe... - mruknął wyraźnie zaintrygowany. Och nie, już po mnie… - pomyślał w duchu Eren, wyobrażając sobie Rivaille z pejczem w dłoni, szatańskim uśmiechem na twarzy i lśniącymi na czerwono ślepiami.
- Już chyba wiem, co to za książki. Petra mi kiedyś o nich mówiła. Jakiś sadysta nieźle zabawia się z szarą myszką aż przez trzy tomy... Może jednak rzucę na nie później okiem - oznajmił, odkładając tom na łóżko. - Eren, coś nie tak?
- Nic... mi nie jest - wydukał, wciąż rozmyślając o sadystycznym Levim.
- Zostało jeszcze jedno... - powiedział mężczyzna, otwierając trzeci prezent. W środku znajdowała się biała koperta i tajemniczy, niewielki worek. Agent otworzył kopertę, wyjął z niej list i zaczął czytać:

„Do Leviego i jego „dziubaska” Erena!

Kochani! Nie macie pojęcia, jak się cieszę, że spędzacie te Święta razem! Smutne jest to, że pewnie Levi nie spędzi ze mną tych świątecznych dni :( Bardzo nad tym ubolewam, bo na ten rok przygotowałam coś super... Ale! Do rzeczy! Levisiu! Z okazji kolejnych urodzin (ty stary pryku, ty! ;D PS Czy to, co robisz z Erenem nie jest przypadkiem karalne??? Żarcik… ;P) i Świąt Bożego Narodzenia życzę Tobie oraz Erenowi Wszystkiego NAJ! Dużo uśmiechu, zadowolenia z życia, miłości wszędzie!!! No i żebyś naszego Erena nie zamęczył za bardzo, bo go tak baaardzo lubię! Tak się cieszę Waszym szczęściem! Na imprezie wiadomo było, że miłość kwitnie! ^^
Jeszcze raz wszystkiego, co najlepsze i do zobaczenia!
PS Zróbcie dla mnie jakieś HOT zdjęcia we wdzianku, ok? :D ;D ;*
H.,,

Jakim do cholery wdzianku?! - myślał wkurzony Rivaille, gniotąc kartkę w dłoni
- Emm... Levi... - usłyszał niewyraźny głos Erena.
- Co?! - warknął niespodziewanie i spojrzał na chłopaka. Brunet trzymał w dłoniach czarno-białą, kusą sukienkę pokojówki. Była krótka, wykończona czarną koronką i na pewno pochodziła ze sklepu dla pełnoletnich klientów. Ciemnowłosy zamrugał kilkakrotnie.
- Tu jest napisane, że to prezent dla nas obu, w takim razie… Dla którego z nas jest sukienka? - zdziwił się brunet.
- Eren... - Levi zwrócił się do niego śmiertelnie poważnie. Zielone oczy skierowały się na mężczyznę siedzącego przed nim. - Myślę, że będzie na ciebie idealnie pasować. Idź się szybko przebrać, a ja zacznę studiować te książki... - oznajmił swój misterny plan i wziął w dłonie pierwszy tom trylogii.
- E-Ech...? Eeeech?! - zawołał głośno Jeager.



*****

Witajcie~! ;*


To już definitywny koniec... Świątecznego Spiecial'u oczywiście! ;D Cieszę się, że spodobała Wam się ta odbiegająca od reszty opowiadań seria. Sama dobrze się bawiłam planowaniem i pisaniem tej Wigilijnej historyjki ^^

Najlepsze było wymyślanie prezentów. Podpytywałam trochę także siostrę, a ona ciągle upierała się, żeby podarować któremuś z bohaterów sagę „Zmierzchu” (najbardziej stawiała na Armina, bo ciągle twierdzi, że jest gejem i lubi się bawić lalkami…), a Leviemu odkurzacz albo obrotowy super mop xD

Już niedługo szkoła i znowu wejdę w wir sprawdzianów i nauki, ale po kilku tygodniach będą ferie! Wtedy będę pisała o wiele, wiele więcej, bo to nie Święta lecz FERIE! A właśnie w zimowe ferie stworzyłam tego bloga ^^ Same dobre wspomnienia… :3

Nie martwcie się, wstawię coś jeszcze przed dniami szkolnymi! (u mnie piekło od środy) Będzie niespodzianka ^^ hi hi… (ach, te moje spoilery... nie mogę trzymać języka za zębami, a raczej palców od klawiatury xD)

PS Cz-Czternaście stron…? Serio?! :O


Joleen :*