Opowiadanie yaoi - Oikawa Tōru x Iwaizumi Hajime
- Mam ciebie dosyć!- nieszczery uśmiech z ust Oikawy natychmiastowo zniknął, oczy zrobiły się jak spodki, a broda zaczęła lekko drżeć.
- Iwa... chan?- wychwyciłem załamanie w jego melodyjnym głosie.
- Za dużo przez ciebie wycierpiałem! Możesz sypiać z kim chcesz, nie obchodzi mnie to! Tylko już nigdy więcej nie przychodź do mnie z płaczem! Nie chcę cię znać, patrzeć na twoją brzydką mordę...! Wynoś się z mojego życia!- wykrzyczałem mu prosto w twarz. Widziałem wzbierające się łzy w dużych, czekoladowych ślepiach. Tak wiele razy ulegałem, gdy spoglądał na mnie w taki sposób, ale tym razem się nie ugiąłem, tylko odwróciłem na pięcie i zacząłem biec przed siebie. Jak najdalej od chłopaka, którego darzyłem szczególnym uczuciem, przeszłości, która nas łączyła oraz bólu, który niszczył mnie od lat...
- Iwa-chan...! HAJIME!!- usłyszałem głośny skowyt w niebiosa. Mimo tego, że duża część mnie chciała zawrócić, przeprosić za nie swoje przewinienia i ukryć go w swoich ramionach tak, jak to było zazwyczaj, bardziej przerażała mnie udręka, którą przeżywałem. Nie potrafiłem już tego znieść. Nie wytrzymałem... I tak długo to znosiłem. Zbyt długo...
Znałem Tooru od szóstego roku życia. Byliśmy kolegami z klasy. Zanim jednak się to stało, najpierw zostaliśmy sąsiadami. W sąsiedztwie nie mieszkało zbyt wiele dzieci. W młodości byłem strasznie nieśmiały i rozmowa z innymi sprawiała mi nie lada trudność. Pewnego dnia, w czasie wakacji do pustego domu obok nas wprowadziło się małżeństwo z synkiem. Podczas rozpakowywania rzeczy z ciężarówki, Oikawa wykradł się rodzicom i postanowił mnie odwiedzić. Ja natomiast ćwiczyłem odbijanie piłki do siatkówki na podwórku. Nie odezwał się ani słowem, jedynie obserwował mnie z bezpiecznej odległości. Dopiero kiedy piłka wypadła mi z rąk, zauważyłem jego obecność. Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknego człowieka. Miał delikatną skórę, miękkie, kasztanowe włosy, nienaturalnie długie i gęste jak na chłopaka rzęsy, duże, migdałowe oczy, w które potrafiłem się wpatrywać całymi godzinami i ten zniewalający z nóg uśmiech... Nie tylko wygląd stanowił jego atut. Tooru pochodził z majętnej i sławnej rodziny, więc był dobrze wychowany i czarujący, a jego talenty od młodości były szlifowane niczym diamenty.
Jednak jak każdy, miał swoje natrętne wady, które widzieli tylko nieliczni, w tym ja. Upartość, chciwość, pycha, dwulicowość... Mimo to, kochałem go. Z każdym kolejnym dniem coraz mocniej...
Przez całe życie trzymaliśmy się razem. Najlepsi przyjaciele, zawsze nierozłączni. Tak się mogło zdawać na pierwszy rzut oka. Ponieważ jego zdaniem, posiadał całkowite prawo do mojej osoby. Może właśnie dlatego stał się taki zazdrosny? Bo z jakiego innego powodu robił dosłownie wszystko, żeby nikt się do mnie nie zbliżył ani ze mną nie rozmawiał? Miałem być jego. I byłem. Oddawałem mu całego siebie, bo chciałem by kiedyś sam należał do mnie. Niestety ta ślepa adoracja szybko minęła.
W gimnazjum dostałem od niego znacznie więcej swobody. Nagle stał się kapitanem drużyny siatkówki, a tym samym najpopularniejszą osobą w całej szkole. Od tamtej pory zawsze był otoczony wianuszkiem dziewczyn lub chłopaków... Kompletnie zapomniał o moim istnieniu. Czasami, gdy był w towarzystwie, udawał, że mnie nie znał. Działo się tak dopóki nie miał tej nieszczęsnej kontuzji... Jak na skrzydłach poleciałem do szpitala. Siedział na łóżku taki wychudzony i smutny... Kiedy spojrzałem w te szkliste, wyblakłe, orzechowe oczy oraz usłyszałem cichy szloch "Iwa-chan"... nie potrafiłem zostawić Oikawy. Musiałem go uratować. Wiedziałem, że wciąż byłem w nim zakochany po uszy...
Gdy wyzdrowiał, znowu było jak za starych, dobrych czasów, ponieważ znowu znajdowałem się na pierwszym miejscu. Poszliśmy nawet do tego samego liceum. Wszystko układało się idealnie, póki rodzice Tooru się nie rozwiedli. To wydarzenie wyryło na nim swoje diabelskie piętno. Tym razem się nie ograniczał. Zaczął się staczać. Sypiał z kim popadnie, wpadał w liczne bójki, czasem pił lub ćpał... Próbował mnie odseparować, ale prawie zawsze byłem mu do czegoś niezbędny. Do opatrzenia ran, pocieszania po utracie kochanka, ukrycia się przed zmartwioną matką, odrobienia zaległej pracy domowej, wymyślenia usprawiedliwień przed wszystkimi i samym sobą...
Przez całe dziesięć lat naszej znajomości doznawałem samych rozczarowań i zawodów, ale nie potrafiłem przestać się o niego troszczyć. Niestety psychika ludzka nie jest ze stali. Więc kiedy zobaczyłem Oikawę na ulicy w objęciach "byłego" chłopaka-psychola, który przy każdej nadarzającej się okazji bił go na kwaśne jabłko i wykorzystywał... coś we mnie pękło. Poczułem się zdradzony, oszukany, zraniony... Może byłem zwykłym idiotą i niepotrzebnie do niego podszedłem, uderzyłem w twarz i nakrzyczałem, ale... nie miałem bladego pojęcia jak z nim dłużej postępować.
Wszedłem cicho do domu i zamknąłem za sobą drzwi, wycieńczony psychicznie i fizycznie. Postanowiłem wziąć szybki prysznic i się położyć, a później wymyślić plan, aby uniknąć spotkania pewnego szatyna...
- Hajime! Bogu dzięki, już jesteś! Dzwoniłam do ciebie chyba ze sto razy!- do przedpokoju wpadła moja matka.
- Znowu zapomniałaś kupić mąki?- często jej się to zdarzało. Przynajmniej raz w tygodniu musiała przeoczyć jakiś ważny składnik z listy zakupów. Już dawno przestałem się o to złościć, bo to przecież ukochana matka-rodzicielka.
- Gdzie byłeś przez tyle czasu?!- Jak długo mnie nie było? Gdzie jest mój telefon? Nie przypominam sobie, żebym go wyciszał... Nie słyszałem go? Czy to możliwe, że pochłonięty myślami, nie zwracałem uwagi na cokolwiek dookoła? Chyba naprawdę coś ze mną nie tak...
- Co się stało?- skupiłem swoją uwagę na czarnowłosej. Była czymś wyraźnie poruszona...
- Chodzi o Tooru, on...!- na sam dźwięk jego imienia, moje całe ciało się spięło, a uścisk w lewej piersi się wzmocnił.
- Wybacz mamo, ale nie jesteśmy już przyjaciółmi i nie życzę sobie, żebyś kiedykolwiek wspominała o nim w mojej obecności.- pewnym krokiem ruszyłem w stronę schodów, żeby dotrzeć do pokoju-azylu.
- Nic nie wiesz? Tooru jest w szpitalu! Miał poważny wypadek!- zawołała za mną. Znieruchomiałem, po czym odwróciłem się, by spojrzeć w jej smutne, niebieskie oczy.
- C-Co?- czas się zatrzymał.- P-Przecież widziałem się z nim niespełna dwie godziny temu...!
- Wpadł pod samochód.- ucięła mi.
- To niemożliwe...- musiałem złapać się balustrady schodów, aby nie upaść. Oikawa... coś ty do cholery narobił?! Tym razem przeszedłeś samego siebie!- przepełniały mnie strach oraz złość.
- Zabieram jego matkę do szpitala. Jedziesz z nami?- Powinienem...? Po tym wszystkim, co się wydarzyło... Czy chcę się z nim zobaczyć? I co ważniejsze... Czy on tego chce?
***
Mam deja vu...- pomyślałem siadając z ciężkim westchnieniem na niewygodne krzesło w szpitalnej poczekalni. Miałem kilka minut na zastanowienie i ułożenie dobrej przemowy. Niestety nie mogłem się skupić. W mojej głowie powtarzało się tylko jedno pytanie: "czy on żyje?". Na szczęście zanim moje myśli zdążyły zabrnąć w czarniejsze scenariusze, pojawiła się mama.
- C-Co z nim?- zignorowałem drżenie we własnym głosie.
- Właśnie skończyli go operować. Doszło do wewnętrznego krwotoku, kilku złamań i wstrząsu mózgu.
- Wyjdzie z tego?- próbowałem doszukać się odpowiedzi z jej oczu.
- Nie wiem. Lekarze czekają aż wybudzi się ze śpiączki. Jeśli jednak nie zrobi tego w ciągu następnego tygodnia...- zacisnęła usta w cienką linię i celowo nie dokończyła swojej wypowiedzi. Spuściłem wzrok na podłogę i zagryzłem dolną wargę. To... moja wina?- Chodź. Dzisiaj już nic tutaj nie zdziałamy. Pielęgniarka pozwoliła na odwiedziny jutro po czternastej, jeśli jesteś zainteresowany.
- Dziękuję. Zastanowię się nad tym.- kobieta poklepała mnie po plecach z pokrzepiającym uśmiechem i zaprowadziła do wyjścia.
***
- Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć!
- Iwa-chan! Poczekaj!! Nie zostawiaj mnie!- nagle usłyszałem przeraźliwy pisk opon oraz dłuższy dźwięk samochodowego klaksonu. Kiedy odwróciłem się w jego stronę, było już za późno...
- TOORU!!- wrzasnąłem i pobiegłem co sił do rannego bruneta. Jego ciało niczym ubrudzona czerwoną farbą szmaciana lalka, leżało bezwładnie na brudnym asfalcie. Tak bezsilny...
- Iwa...- zadławił się własną krwią. Upadłem na kolana i objąłem go ramionami, cały roztrzęsiony.
- Nie... nie... nie...- przytuliłem go do siebie.- To nie może być prawda. Musisz żyć... Oikawa!
- Iwa-chan...- spojrzałem w czekoladowe ślepia. Uśmiechnął się cierpko i otarł kciukiem zbłądzoną łzę z mojego policzka. Położyłem jego dłoń na swojej.-... wybacz mi.
- Oikawa...- wyszeptałem cicho, czując uścisk w gardle, który nie pozwolił mi się normalnie odezwać. Jego ręka opadła wzdłuż ciała, a ciężkie powieki się zamknęły...
- Tooru! Nie... NIE!!
***
Obudziłem się zalany potem, z głośnym dudnieniem w piersiach i szybkim oddechem jak po sprincie. To był tylko sen... Tylko sen...- powtarzałem sobie, obejmując się ramionami i kiwając w przód i tył, aby się uspokoić. Po kilku minutach się uspokoiłem, lecz myślami powróciłem do wizji z koszmaru. Do teraźniejszości przywrócił mnie dźwięk mojego budzika. Czas do szkoły, do szarej rzeczywistości...
W szkole ciężko było mi się na czymkolwiek skupić, choć przez pierwsze lekcje starałem się zrobić jak najdokładniejsze notatki dla mojego pseudo przyjaciela. Niestety nic nie mogło wyrwać mnie z wiecznego umartwienia. Kiedy tylko skończyłem zajęcia, opuściłem trening i ruszyłem na przystanek autobusowy. Godzinę później znajdowałem się w szpitalu.
- Dzień dobry. Chciałbym zobaczyć się z Oikawą Tooru. Wczoraj go przywieźli.- zwróciłem się do recepcjonistki.
- Jest pan z rodziny?- zapytała, wyszukując danych w komputerze.
- Nie, ale...- Kocham go...- jesteśmy... przyjaciółmi.- Nigdy nimi nie byliśmy...- Traktuję go jak młodszego brata, którym muszę się stale zajmować.- Same kłamstwa...- Proszę, ja muszę go zobaczyć! Choćby na chwilę!- spojrzałem błagalnie w jej zmęczone, niewyspane oczy.
- Za pół godziny ma zaplanowane badanie. Będziesz musiał się stamtąd zmyć dokładnie o siedemnastej. Pokój numer 186.- poinformowała z cichym westchnieniem.
- Bardzo pani dziękuję.- skierowałem się w stronę starej windy. Nie miałem trudności ze znalezieniem pokoju, lecz przed samymi drzwiami ogarnął mnie lekki niepokój. A co jeśli się wybudzi? Co mam mu powiedzieć? Nieważne. Chcę go zobaczyć... Tylko to się teraz liczy.- nacisnąłem klamkę i wszedłem do małego, jasnego pomieszczenia z oknem wychodzącym na ocean. Nieśmiało spojrzałem na nieprzytomnego szatyna. Usiadłem na krześle przy łóżku, zsunąłem szkolną torbę z ramienia i odłożyłem ją na podłogę. Następnie drżącymi rękoma ująłem jego bladą dłoń i delikatnie muskałem kciukami jej wierzch, aby nie naruszyć podłączonej kroplówki. Mimo widocznych, granatowych siniaków na całym ciele owiniętym w bandażach... wyglądał jak królewicz, który udał się na krótki spoczynek.
- Kiedyś czytałem, że ludzie w śpiączce słyszą, co się dookoła nich dzieje, więc... jestem. Wiem, o czym myślisz. Wykrzyczałem ci na ulicy, iż nie chcę się z tobą więcej widzieć, a sam do ciebie przyszedłem. Bezsens, prawda? Obaj jesteśmy skończonymi debilami...- żachnąłem się.- Najwidoczniej... nie mogę bez ciebie normalnie żyć.- wpatrywałem się w jego idealną twarz.- To wszystko twoja wina, wiesz? Jesteś jednym, wielkim wrzodem na dupie. Tak naprawdę, to nie wiem, co w tobie widziałem. Z nikim się nie liczysz. Rozpieszczony synek, który ma gdzieś każdego, kto próbuje się nim zaopiekować, ale wiesz co? Teraz ja mam w nosie twoje zdanie. Będę tutaj przychodził codziennie i ci wypominał każde głupstwo. Wtedy będziemy kwita, nie sądzisz? A kiedy będziesz raczył się w końcu obudzić i tak będziesz miał mnie głęboko w dupie, ale... może dzięki temu będę potrafił dać sobie i tobie spokój? Przychodzenie tutaj kosztuje mnie tak wiele, lecz... nie mogę pozwolić ci odejść. Jeszcze nie... Muszę ci powiedzieć coś ważnego, dlatego... obudź się w końcu, dobrze?
Po jakimś czasie mój wzrok padł na zegar wiszący na ścianie obok telewizora.
- Osz kur-! Muszę iść!- pospiesznie zabrałem swoje rzeczy i spojrzałem z utęsknieniem na bruneta. Pochyliłem się nad nim i musnąłem ustami jego czoło.- Do jutra, Oikawa.- szepnąłem i wyszedłem bezszelestnie, jakby miał się za chwilę wybudzić z błogiego snu.
***
Minęły trzy dni. Tooru nadal był w śpiączce. Lekarze zaczęli się martwić, a ja razem z nimi... Zgodnie z obietnicą, codziennie po szkole, zamiast na treningi chodziłem go odwiedzać, gdy nikogo nie było w pobliżu. Siadałem obok i obarczałem bruneta nieszczęściami ze swojego życia, ale też opowiadałem mu o swoim dniu oraz jak cholernie za nim tęskniłem. Czułem ulgę, że mogłem się z nim zobaczyć i przedstawić swój monolog. Szkoda tylko, iż byłem zbyt wielkim tchórzem, by porozmawiać z nim o tym, kiedy byłby przytomny...
Tego dnia, gdy wszedłem do jego pokoju, okazało się, że nie był sam...
- Co tutaj robisz, ty gnido?! Odsuń się od niego!- rzuciłem się na stojącego przy posłaniu Ushijimę.
- Uspokój się, Iwaizumi.- odezwał się swoim niskim, opanowanym głosem.
- Ja mam się uspokoić?! To przez ciebie tutaj leży-!
- Przeze mnie?- wycedził przez zęby, mrużąc powieki w groźny sposób. Nagle kapitan Shiratorizawy rzucił mną o ścianę. Odbiłem się od niej i osunąłem na podłogę ze stękiem. Wtedy Wakatoshi przyszpilił mnie do ziemi nogami i rękami, uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy, po czym zmierzył wściekłym wzrokiem.- Gdybyś go wtedy nie zostawił, nie rzuciłby się za tobą w pościg i nie wpadł pod samochód!
- O czym ty pierdolisz?! To ty się nad nim znęcałeś!- odwarknąłem, próbując się uwolnić.
- Nigdy nie tknąłbym Tooru.- odparł z lekkim obrzydzeniem.
- Chrzanisz! Mówił mi, że ze sobą spaliście! Że to przez ciebie był pobity!
- On sam sobie to robił, idioto! Nie słyszałeś o samookaleczaniu?
- Samo- Co?- Ushijima puścił mnie i pomógł wstać.
- Tooru przychodził do mojej matki na terapię.- wyznał.
- Nie wierzę ci! Dlaczego miałby kłamać na taki temat?!- To się nie trzyma kupy...
- Bo nie chciał cię w to mieszać! Było mu wstyd i uważał, że nie jest ciebie godzien! Zależało mu na tobie!- Zależało mu? Na mnie? Nic takiego nie widziałem... A co jeśli nie potrafił tego okazać? Co jeśli...?- Mam dowody, jeżeli wciąż mi nie wierzysz. Możesz w każdej chwili iść ze mną do mojej matki i poprosić ją o rejestr wizyt.
- Nie trzeba. Po prostu stąd wyjdź...- wycedziłem z brodą opuszczoną na klatkę piersiową i zaciśniętymi pięściami.
- Jak chcesz.- rzucił zanim zatrzasnął za sobą drzwi. Momentalnie opadłem na kolana i wybuchnąłem płaczem. Jak mogłem być tak głupi? Jak mogłem uwierzyć w te obrzydliwe kłamstwa? Jak mogłem nie zauważyć tych oczywistych sygnałów? Znam go całe życie, a tak naprawdę nie znam go wcale...- przysunąłem się do łóżka, oparłem głowę o materac i patrzyłem na śpiącego Oikawę. Nie zauważyłem, kiedy sam odpłynąłem do świata snów...
***
- Iwa-chan! Zobacz, zobacz!- nastoletni szatyn wskazał za okno.
- O co ci znowu chodzi, Oikawa?- warknąłem, wchodząc do pokoju szpitalnego z tacą jego ulubionych przysmaków, po które mnie wysłał.
- Wyjrzyj za okno!- polecił mi. Z westchnieniem odstawiłem rzeczy i wykonałem polecenie.
- No i? Nie widzę nic nadzwyczajnego...- mruknąłem.
- Jak to? Spójrz! Pierwsze bezchmurne niebo w tym roku! Czyż nie jest piękne?!- zawołał, opierając podbródek o złożone dłonie.- Jest jak odbicie morskich fal... A ty uwielbiasz chodzić po plaży, prawda?
- O czym ty znowu bredzisz?
- Nie lubisz morza?
- Lu-Lubię...
- No właśnie! A ja wręcz kocham bezchmurne niebo! Czy to nie cudowne?!- patrzyłem na niego jak na idiotę, który wyczekiwał mojej odpowiedzi na niewiadomego pochodzenia podniecenie.
- Oikawa... Czy ty na pewno nie pomyliłeś dawek środków przeciwbólowych?- odezwałem się po dłuższej chwili milczenia.
- Baka Iwa-chan!- udał obrażonego i schował się pod kołdrę. Kiedy znów spojrzałem w niebo, pomyślałem jak bardzo kocham morze... oraz tego pięknego wariata.
***
Delikatny dotyk na moich włosach wybudził mnie ze snu. Kiedy uniosłem wzrok, napotkałem podkrążone, czekoladowe ślepia, za których widokiem tak bardzo tęskniłem.
- Nareszcie...- wyszeptałem ze łzami w oczach. Tooru posłał mi swój słaby uśmiech.- Tak bardzo się o ciebie bałem...!- pocałowałem dłoń, którą wcześniej mnie głaskał.
- Co... miałeś... mi powiedzieć?- odezwał się zachrypniętym głosem.
- Co?- pomyślałem chwilę nad sensem jego słów. Moje oczy rozszerzyły się w osłupieniu. "Muszę ci powiedzieć coś ważnego, dlatego... obudź się w końcu, dobrze?"- przypomniałem sobie. Wszystko słyszał. Przez ten cały czas...
- Że... tak bardzo cię kocham. Od całych dziesięciu lat... szaleję za tobą.- uśmiech na wargach Oikawy się powiększył.- P-Pójdziesz ze mną na randkę? Oczywiście nie ter-
- Iwa-chan...- uścisnął moją rękę.- zawsze.
***
- Mogę już otworzyć?- zapytał zniecierpliwiony brunet.
- Jeszcze tylko chwilę.- odpowiedziałem, prowadząc wózek inwalidzki w odpowiednie miejsce.
- Jesteśmy na dworze?- zgadł poprzez nagły powiew zimna pochodzący z zewnątrz. Pochyliłem się do jego ucha i musnąłem ustami w policzek.
- Twój doktorek zabronił nam wychodzić, ale kogo on obchodzi?- wyszeptałem z zadziornym uśmiechem.
- Stary, zrzędliwy i samotny zgred.- parsknął.
- Strasznie upierdliwy i nieznośny...
- Prawie jak ja.- westchnął teatralnie.
- Hej! Chyba... masz rację.
- Najwyższa pora, żebym zaczął być szczerym...- przygryzł dolną wargę i zamilkł.
- Jesteśmy.- odwiązałem szalik, który zasłaniał mu pole widzenia.
- Co...?- swój zdziwiony wzrok skupił na mnie.
- Nie patrz na mnie, tylko w niebo, głupku.- kucnąłem przy nim i wskazałem palcem w górę. Oczy Tooru wzniosły się ku bezchmurnemu niebu. Migdałowe ślepia rozbłysły, a rysy złagodniały.
- To jest...
- Podoba ci się?- w odpowiedzi złapał za moje policzki i złączył nasze wargi w długim pocałunku.
- Kocham cię, wiesz?- wyszeptał, gdy się rozdzieliliśmy.
- Teraz już wiem.- odgryzłem się. Szatyn szturchnął mnie w ramię, a ja się roześmiałem.- Przecież żartuję!- oparłem czoło o jego i splotłem nasze palce.
- Jesteś w stanie mi po tym wszystkim wybaczyć i... zacząć od nowa?- spytał poważnym tonem.
- Zawsze można spróbować.- westchnąłem w aksamitne włosy.
- Myślisz, że jestem tego wart?- nie podobał mi się kierunek, w którym brnął, więc po raz kolejny musnąłem jego usta swoimi i spojrzałem prosto w oczy.
- Jesteś wart więcej niż całe moje istnienie na tej ziemi czy w niebie...- pogłaskałem miękki, zaróżowiony policzek.
- W takim razie witaj, nieznajomy.- posłał mi swój zniewalający z nóg uśmiech.
- Witaj. Piękną mamy dziś pogodę, nieprawdaż?- odpowiedziałem mu tym samym.
- Najlepszą...
*****
Dobry wieczór, moje Słodziaki~! ♥
W końcu udało mi się skończyć moje pierwsze i chyba najdłuższe w życiu opowiadanie IwaOi! :D
Ciekawe jest to, że prototyp one-shot'a różnił się tak baaardzo od tego, co teraz przeczytaliście xD Tak pokierowało mną serce i wena. Nic na to nie poradzę! >.<
Tak więc przyjmijcie moje feels'owe IwaOi *wręcza na srebrnej tacy z ukłonem* i koniecznie dajcie mi znać, co o nim myślicie! ^-^
Joleen :*
Łoerenmikasajasnylevi o^o Przesłodkie i takie mramuśne ;3
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje prace, chcę więcej!
Dziękuję! >///.///< Bardzo miło mi to czytać :3
UsuńA co do "więcej", to możesz być pewna, że będzie :D O wiele, wiele więcej... ;)
Pozdrawiam~! <3
Joleen :*
Koffam 😘
OdpowiedzUsuńDziękować i pozdrawiać cieplusio~! <3 ;*
UsuńNo i cieszyć się i dzielić cukrem! ;D xD
Joleen :*
Jesuuus kocham to ponad życie! IwOi, czy OiIwa, nie ma znaczenia, ważne, że oni tu są xD A jeszcze w twoim wykonaniu... No chciało mi się płakać ;-; Serio.
OdpowiedzUsuńJa... Nie wiem co napisać tutaj. Początek był taki... Smutny i wogóle, aż mi to przypomniało parę chwil z mojego życia. Później był ten wypadek i Oi-chan był nieprzytomny w szpitalu, ale dzięki bogu Iwazumi poszedł do niego. No i to wyznanie, żalenie się... A na koniec miłość *.* No nie wiem czemu, ale aż mnie serduszko boli.
Kocham.
Weny życzę i pozdrawiam <3
Lud przemówił. Lud chciał IwaOi. Joleen dała z siebie wszystko, co mogła i napisała ;) Co tu jeszcze dodać? xD
UsuńOoooch <3 Naprawdę? *.* Jestem taka... szczęśliwa :,)
Kocham tworzyć opowiadania, z którymi możemy się poniekąd sami utożsamić :) Wtedy nie tylko czerpiemy większą przyjemność z czytania, ale skrawek naszej pracy zostaje gdzieś w czyjejś pamięci lub sercu... To coś niesamowicie szczególnego i pięknego <3
Dziękuję za podzielenie się cukrem i własnymi przemyśleniami :) Takie komenty cenię sobie baaardzo! <3
Pozdrawiam i wysyłam duuużo miłości! >.<
Joleen :*
Dobryy :3 Tutaj jedna z najlepszych komentatorek na tym super ,pro ,zaglibistym blogu ! ^-^
OdpowiedzUsuńDobrajajuzsiejaramsiecieszejakdziecko *O* Najlepszy paring z Oikawą * juhuhuhuhuhu *
Dobra..to było smutne . Barrdzooo smutne takie smutne ,że aż mój brzuch tak zaczął boleć przez te emocje .... Przytulisz mnie Senpai ?! D:
I oczywiscie ! Happy End C: i teraz na seksy (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°)
I teraz.. Pytania ^-^ (͡° ͜ʖ ͡°)
Twoje 5 ulubionych paringów (͡° ͜ʖ ͡°) ( a ja wiem ,ze masz ich dużo (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°))
U mnie królują paringi z Hetalii ( bo w luj ich dużo ;-; )
1. PolHun ( Polska x Węgry (͡° ͜ʖ ͡°) (͡° ͜ʖ ͡°) ) i Prusy x Fem!Polska ( ja te paringi wielbie...a nie kumam PruHun ;-; )
2. FrUk i Akafuri ( W tech dwóch to jeden to taki TsunTsun~ (͡° ͜ʖ ͡°))
3. GerIta ( No plizz... Jak oglądałam mecz Niemcy Włochy to sie bałam ;-; A jak byłam w centrum to w barze byl napis NiemcyxWłochy (͡° ͜ʖ ͡°) .. Jak ich tu nie shippować ? (͡° ͜ʖ ͡°) )
A reszty to nie chce mi sie szukać .. O C:
Dobra!
Pozdrawiam najcieplej jak mogę !
Wysyłam Wene,wene,wene,wene,wene,wene,wene,wene,wene do pisania i do rysowania ^-^ ! Oczywiscie czekam na twój kolejny rysunek ! *o*
Pozdrawiam z wietrznego dnia ( i zimnego T.T )
Tsuga suga (͡° ͜ʖ ͡°)
Witam, najzaglibistrza komentatorko EVER! ;D
UsuńHmmm... Polemizowałabym ;p W pairingu z Oikawą jest ktoś, kogo nikt nie przebije ^-^ Ale o tym dowiesz się dopiero w sierpniu ;)
Jeszcze się pytasz?! *podbiega pospiesznie i tuli mocno do siebie* >.< >.< >.<
Oj, nie wiem czy seksy byłyby tak od razu xD Oi-chanowi zajmie trochę czasu zanim wydobrzeje. Biedaczysko :C A poza tym, seksy to nie wszystko! Miłość najważniejsza! Miłość wygrywa wszystko! :D :3
O Boziu, jakie trudne pytanie! >.< Najgorsze jest to, że u mnie 5 top pairingów zmienia się prawie co miesiąc! xDD To w takim razie... podam pairingi na ten miesiąc ;p
1. (to miejsce jest przeznaczone tylko dla OTP!!!) AkaFuri, najcudowniejsze i najsłodsze <3
2. FenHawke z Dragon Age 2
3. ___Oi z HQ!! (tak, to jest ten tajemniczy ship z sierpnia xd)
4. Handers (Anders x Hawke z Dragon Age 2)
5. (tylko niech nikt mnie nie osądza, tak?) Sam x Nate z Uncharted 4 (tak, wiem, że oni są braćmi, ale nic na to nie poradzę! >.< To jest ship i koniec!)
Jak już mówiłam, te 5 shipów ulegnie zmianie, jak tylko obejrzę nowe anime lub zagram w kolejną grę z relacją boy x boy xd Szybko zakochuję się w pairingu, a potem go porzucam (oprócz AkaFuri). Okrutna ja, moje stare, ukochane pairingi spalą mnie za karę na stosie... ;-;
Niestety Hetalia jeszcze nie wstąpiła na moje ekrany, ale... widzę na 2 miejscu AkaFuri! :D <3 Rozpiera mnie duma! ^^ Chodź tutaj! *ściska po raz kolejny*
Ah! Jaki gorąc i wena! Bardzo serdecznie dziękuję! <3 <3 <3 Wena na pisanie potrzebna jak smaczne śniadanie! ^-^ Czekasz... na moje rysunki? O.O Moje? Moje bazgrołki? Jak miło! ;3
Wysyłam cieplusie pozdrowionka, cukier i gorące kakałko na rozgrzanie! ;*
Joleen :*
to jest takie cudowne♡♡♡ napisz proszę więcej
OdpowiedzUsuń