„Lost in the Darkness” UWAGA+16!!!
W osłupieniu wpatrywałem się w przepiękne, błękitne tęczówki.
- Coś się stało? Dlaczego nie jesteś w szkole? Masz spuchnięty policzek... - zauważyła kobieta, marszcząc swoje jasne brwi.
- T-To... Po prostu... Koledzy zrobili mi głupiego psikusa i wywaliłem się - wymyśliłem na szybko jakąś głupią wymówkę. Już tyle razy kłamałem, a nie jestem w tym ani odrobinę lepszy...
- Ta dzisiejsza młodzież... - odparła z westchnieniem, po czym posłała mi uśmiech, który był identyczny jak ten, należący do jej córki. - Wsiadaj. Podwiozę cię do domu. Wędrowanie samemu po lesie o tej porze nie jest bezpiecznie.
- A co z Cristą? Domyślam się, że to po nią miała pani pojechać - zagaiłem. Gdy tylko usiadłem na miejsce pasażera, odczułem wyraźny dyskomfort w dolnych partiach mojego ciała, spowodowany wcześniejszymi wydarzenia. Na samą myśl o tym, co inni zastaną w szkolnej szatni, przeszedł mnie zimny dreszcz.
- Nocuje u Sashy. Szkoda, że zapomniała zadzwonić do mnie wcześniej. Nie musiałabym zmarnować tyle czasu na bezsensowne czekanie - wyjaśniła wyraźnie niezadowolona i odpaliła silnik.
- Rozumiem... - mruknąłem w odpowiedzi, a następnie wyjrzałem przez okno, by upewnić się, że nikt podejrzany nie kręci się w pobliżu.
- Jestem nieco zdziwiona, że nie wolała zostać się z tobą. Ciągle o tobie mówi i wydaje się taka... szczęśliwa. W poprzedniej szkole nie miała zbyt wielu znajomych i była strasznie zamknięta w sobie. Dziękuję, że tak dobrze o nią dbasz.
- To nic takiego, naprawdę... - wolałem dojechać do domu w jednym kawałku, dlatego przemilczałem fakt, iż zaledwie parę godzin temu złamałem niewinnemu dziewczęciu serce.
- Dobrze ci się mieszka z Rivaille-san? - blondynka zmieniła temat.
- Tak, bardzo. Dlaczego pani pyta? - wiedziałem, że coś podejrzanego stało za tym nagłym pytaniem.
- Rozmawiałam z nim parę razy i słyszałam co nieco na mieście. Z tego, co wiem Rivaille-san to zapracowany i... dosyć specyficzny mężczyzna. Czasami zastanawiam się, czy aby na pewno potrafi stworzyć dla ciebie odpowiednie warunki. Powiedz mi, nie potrzebujesz wsparcia? Normalnej rodziny? - poczułem gotujący się w żyłach gniew. Zacisnąłem zęby oraz dłonie w pięści. Szczerze nienawidziłem, gdy ktoś obcy uważał się za eksperta od moich spraw i wiedział wszystko najlepiej. Widziałem się z tą kobietą zaledwie kilka razy, a ona już chciała zmieniać i ulepszać charakter swojego niedoszłego zięcia. Mój ojciec był cholernym kryminalistą, matka zmarła zbyt wcześnie, zostawiając mnie na pastwę żałosnego losu, o ponownej przyjaźni z Arminem mogłem jedynie pomarzyć, a tajemnicza dziewczyna, która wydawała się być najbardziej zaangażowana, zapadła się pod ziemię, nie dając żadnego znaku życia. A teraz wisienka na torcie- zdaniem pani Reiss powinienem się przenieść do fałszywych ludzi, u których na zawsze pozostałbym obcym. I to miało być to lepsze rozwiązanie?
- Aktualnie mam wszystko, czego potrzebuję, a nawet więcej. Levi-san jako jedyny zdecydował się mnie przygarnąć. To wspaniały człowiek i nie wyobrażam sobie, żebym był gdziekolwiek indziej, niż przy jego boku - odpowiedziałem wystarczająco jasno, by mogła w końcu pojąć i zostawić temat w spokoju.
- Przywiązałeś się do niego...
- Najwyraźniej - westchnąłem i przeczesałem włosy dłonią, żeby uspokoić nerwy.
- W porządku. Tylko pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Jeśli tylko będziesz czegoś potrzebował...
- Dziękuję - wtrąciłem - To wiele dla mnie znaczy - obdarowałem ją swoim najlepszym, wymuszonym uśmiechem. Nikt nie da mi tego, co Rivaille. Nie chcę nikogo innego. Kocham go, a on kocha mnie. Nic ani nikt więcej mnie nie obchodzi, ale oni tego nie zrozumieją...
- Jesteśmy na miejscu - poinformowała mnie po pewnym czasie, gdyż resztę drogi pokonaliśmy w zupełnej ciszy.
- Dziękuję za podwiezienie - odrzekłem uprzejmie, odpinając pasy.
- Żaden problem i... Eren? - przed opuszczeniem auta spojrzałem w jej pełne sympatii oraz troski oczy. - Uważaj na siebie.
- Pani również. Dobranoc - wysiadłem z samochodu, zatrzasnąłem drzwi i skierowałem się w stronę bramy. Nagle wszystkie uczucia, które w sobie wstrzymywałem zaczęły sięgać zenitu. Muszę powiedzieć Leviemu. Muszę go zobaczyć. Tylko on jest w stanie mi pomóc - pomyślałem bliski załamania i fali płaczu.
Bramka wejściowa do posiadłości była zamknięta, ale wjazdowa już nie. Dlaczego zostawił ją otwartą? - moje zdziwienie powoli przerodziło się w przerażenie. A co jeśli ci gangsterzy go dorwali? - złowroga myśl zmroziła mi krew w żyłach. Zerwałem się biegiem w stronę drzwi, które jak się po chwili okazało, również nie były zamknięte na zamek. Z głośno i szybko dudniącym sercem, nacisnąłem na klamkę i otworzyłem je na oścież.
- Levi! - zawołałem łamliwym głosem, rozglądając się po holu. Ujrzałem łunę światła, wychodzącą z pomieszczenia, w którym znajdował się salon. Bez wahania ruszyłem w jego stronę. - Levi, ja-! - słowa zamarły na moich ustach. Zamiast ciemnowłosego, siedzącego w swoim ukochanym fotelu, zobaczyłem kobietę. Nagą kobietę. Była piękna, niczym fotomodelka bądź sławna aktorka. Jej smukłe, jędrne ciało o brzoskwiniowej cerze spoczywało wygodnie na welurowym meblu, a ciemnoczekoladowe, mokre włosy rozlewały się na ramionach. Gdy na mnie spojrzała, wydawała się być zaskoczona i nieco zirytowana wizytą nieproszonego gościa, jednak z czasem orzechowe tęczówki zaczęły ciemnieć i połyskiwać, a na anielskiej twarz o delikatnych rysach, zawitał tajemniczy uśmiech.
- Kto by pomyślał... zagubiona owieczka... - powiedziała do siebie, przyglądając mi się z niedowierzaniem.
- Kim jesteś? - zapytałem zbity z tropu, a nieznajoma o kocich oczach zamiast odpowiedzi, posłała mi kolejny, irytujący uśmieszek i przechyliła lekko głowę na bok.
- Nie poznajesz mnie? - zatrzepotała swoimi długimi, ciemnymi rzęsami. Ton jej głosu... Już go gdzieś słyszałem... - próbowałem wyszukać z pamięci jakieś wskazówki. Nagle mnie olśniło. To była ona. Kobieta, która przyjechała kiedyś z Rivaille. Nawet udało mi się podsłuchać ich rozmowę... Wtedy też mówiła o zagubionej owieczce... Czyli... O mnie? Przez cały czas wiedziała, że tutaj jestem? Kto to? Dlaczego siedzi w fotelu Leviego? Czemu jest zupełnie naga? Gdzie jest Rivaille?
- Kat? Z kim rozmawiasz? - do pokoju wszedł niebieskooki z przepasanym, białym ręcznikiem wokół bioder. Identycznym ręcznikiem wycierał czarne, mokre włosy. Odnalazł mnie wzrokiem i przez chwilę wpatrywał się we mnie kompletnie zszokowany. - Eren? Co ty tu robisz? - zapytał wyraźnie zaniepokojony moją niespodziewaną obecnością. Nie zajęło mi wiele czasu, żeby połączyć fakty. Poczułem jak świat powoli zapadł mi się pod nogami. Zacisnąłem usta w cienką linię, po czym zasłoniłem je dłonią, potrząsając głową. Po moich policzkach mimowolnie zaczęły spływać łzy.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że jest taki słodki? Teraz się nie dziwię, dlaczego nie mogłeś mu się oprzeć. Sama bym go schrupała - skomentowała rozbawiona brunetka, oblizując ponętnie swoje kształtne i lekko wydęte wargi. Nie mogłem dłużej tego wytrzymać. Musiałem stamtąd uciec. Jak najprędzej...
Wybiegłem z pokoju i skierowałem się na schody.
- Eren! - usłyszałem za sobą wołanie mężczyzny oraz kobiecy chichot, rozchodzący się echem po całym mieszkaniu. Wpadłem do łazienki, przekręciłem zamek i osunąłem się na podłogę. Kiedy usiadłem, puściły mi nerwy i zacząłem gorzko płakać. Nie potrafiłem się uspokoić, coś dusiło mnie od środka, nie dawało złapać oddechu, a jednocześnie rozrywało na kawałki. Przypomniałem sobie wszystkie wspólne chwile z Levim i zrobiło mi się niedobrze...
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa...
Jak mogłeś mu uwierzyć? Jesteś beznadziejny! Kto mógłby Cię pokochać?
- Nie... Błagam, nie! - chciałem wyjść naprzeciw rosnącym w siłę głosom i szeptom w mojej głowie. Niestety byłem zbyt słaby.
Od zawsze miał Cię za nic! Zepsuta zabawka! Kto lubi się bawić zepsutymi rzeczami?
- Nieprawda! Ja go kochałem, a on mnie też! - wykłócałem się... ale z kim?
Powiedział Ci to? Kiedykolwiek użył tych słów? A może wymigiwał się od odpowiedzi? Powiedz, kto ma rację?
- Nie... to niemożliwe...!
Czas najwyższy w końcu przejrzeć na oczy! Jesteś aż tak głupi? Od samego początku nie chciał mieć z Tobą do czynienia! Levi Cię ostrzegał! Zawsze miał kogoś na boku. Byłeś tylko zastępstwem. Niczym więcej!
- Przestań! - wrzasnąłem, podkulając nogi do klatki piersiowej i zasłaniając uszy dłońmi.
Nie przestanę. Sam się o to prosiłeś. Jesteś chory i zepsuty. Na nic nie zasługujesz. Powinieneś był zostać u tych handlarzy. Nikt by Cię nie uratował i zobaczyłbyś jak to jest. Ciekawe, co byś zrobił, gdybyś zamienił się miejscami z Arminem albo Mikasą... Może wreszcie poczułbyś, co oznacza życie na granicy śmierci.
Ale jeszcze nie wszystko stracone... nie wszystko stracone...
Zapamiętaj to sobie, Erenie Jeager.
Ale jeszcze nie wszystko stracone... nie wszystko stracone...
Zapamiętaj to sobie, Erenie Jeager.
Nagle ujrzałem, jak dziesiątki par obcych, metafizycznych rąk pojawiło się znikąd. Zaczęły mnie dotykać, podduszać i szarpać mną na wszelkie strony. Nie wiedziałem co zrobić, by przestały ani w jaki sposób miałem się przed nimi obronić. W końcu mogłem jedynie cicho łkać i poddać się całkowicie ich woli.
Cii... Śpij i śnij... - usłyszałem niewyraźny szept przy uchu i z czasem utonąłem w ciemnościach, które wydawały się być moją jedyną ucieczką...
*****
Doberek~! ^^
After 84 years... finally... mamy tościk! :3
Poczuliście ten spooky nastrój pod koniec? Muahahaha! :D Nie ma to jak psychicznie chorzy bohaterowie ♡ (tak, jeżeli jeszcze nie zauważyliście, to mój lostowy-tostowy Erenek ma pewien problem... i podpowiem, że ma to pewien związek z hipnozą, jeśli pamiętacie takie fakty)
Nie chcę za wiele zdradzać, ale przygotujcie się na załamania psychiczne i takie tam xD
Nie, nie będę taka ;p Nie wiem, kiedy wstawię nowy rozdział
Joleen :*