Eren… Eren…Eren! - Znowu to wołanie... Widzę czerń i
wodę… Chodzę po wodzie, a niebo i przestrzeń dookoła mnie jest ciemna jak w piekle. Gdzie
ja jestem?
Eren… - znów ten głos…
Eren… - skądś go znam…
Eren… - jest tak blisko…
Eren!! - słyszę za sobą. Szybko odwracam głowę, aby zobaczyć jej twarz...
***
Otworzyłem oczy i nabrałem
powietrza do płuc. Było mi niedobrze. Bolało mnie gardło i głowa. Na początku
myślałem, że zwymiotuję, lecz po chwili usiadłem prosto, wziąłem kilka
głębszych wdechów i samo przeszło. Wtedy przypomniał mi się mój sen. Nie zdążyłem zobaczyć jej twarzy… - pomyślałem.
Spałem w namiocie z kilkoma innymi żołnierzami. Nie było za wiele wolnych pokoi w
miasteczku, więc rozbiliśmy obóz. Za to
w dostępnych kwaterach zatrzymali się dowódcy.
Otarłem twarz od potu. Nie
byłem pewien, czy to z powodu letniego ciepła czy z powodu snu. Postanowiłem
wyjść z namiotu i poszukać wody. Jasne promienie słońca powitały moje zmęczone oczy. Syknąłem i zasłoniłem je
dłonią. Spojrzałem na namioty innych żołnierzy i obozowisko. Nikogo nie było. Wyruszyłem w poszukiwaniu pobliskiej rzeki. Kilkanaście metrów dalej
znalazłem małe bajoro porośnięte trzciną i wysokimi trawami. Woda w blasku
słońca wydawała się być pokryta kryształami. Uklęknąłem i zamoczyłem
w niej dłonie, po czym obyłem twarz. Chłodne krople na mojej skórze były jak istne niebiosa. Westchnąłem i
spojrzałem w niebo. Od dawna nie widziałem tych skrawków błękitu i białych
chmur. Mój zachwyt i odpoczynek przerwał nagły ból głowy. Pieprzony kac… - pomyślałem i
rozmasowałem bolącą skroń. Jeszcze raz opłukałem twarz i udałem się do obozu. Gdy tam dotarłem, już prawie wszyscy byli ubrani i gotowi do drogi.
Armin i Reiner podeszli do mnie pewnym krokiem.
- Hej chłopaki! - przywitałem
się.
- Eren! Słyszeliśmy co się
stało! Gdzieś ty się tam wczoraj zgubił?! Teraz kapral ma cię na haku! - mówił
zdenerwowany blondyn. Jak tak do mnie wołał, zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze -
znowu rozbolała mnie głowa, po drugie - brzmiał jak dziewczyna. Uśmiechnąłem
się zadziornie.
- Wszystko będzie ok. Nie
martw się. To moja wina, więc biorę wszystko na siebie. Nie mógłbym was
wszystkich wsypać, co nie? - Armin patrzył na mnie zdenerwowany, a Reiner
miał podniesioną jedną brew i się uśmiechał.
- Jaeger! - usłyszałem, że ktoś
mnie woła.
- Muszę iść. Do zobaczenia
później! - posłałem im uśmiech na pożegnanie i pobiegłem w stronę głosu. Prawie
się wywróciłem, jak zobaczyłem kaprala Rivaille.
- Rivaille heichou... Ohayo... - ciemnowłosy spojrzał na mnie z irytacją.
- Gdzie byłeś? Czemu jesteś
jeszcze nie gotowy? - zapytał ostro.
- Byłem się przejść... -
mruknąłem, nie patrząc mu w twarz.
- Znowu? Mało ci jeszcze? -
warknął, marszcząc brwi.
- Przepraszam, sir. Za chwilę
będę gotowy - powiedziałem i poszedłem ubrać mundur. Po chwili
zobaczyłem, że kapral cały czas mnie obserwował.
- Pospiesz się - syknął.
- Tak jest... - spakowałem szybko
namiot i dogoniłem idącego mężczyznę. Poszliśmy do miejsca, gdzie znajdowały
się nasze konie. Była tam już cała reszta oddziału Leviego.
-Witaj Eren! - pomachała do
mnie przyjaźnie, piękna kobieta o blond włosach i złotych oczach. Uśmiechnąłem
się do niej lekko. Zawsze taka miła i dobra Petra Rall... Rivaille wsiadł na
swojego czarnego wierzchowca. Reszta uczyniła to samo.
-Ruszamy - wydał rozkaz. Przez kilka minut jechaliśmy w ciszy.
- Słyszałem, że wczoraj
odbyła się tu jakaś potajemna impreza... - zaczął mówić Erd.
- No i nikt nas nie
zaprosił! - dokończył Gunther. - Wiesz coś o tym Eren?
- Emm… no ja... - bąknąłem a po
tym mężczyźni roześmiali się. Auruo patrzył na mnie podejrzliwie (próbował
naśladować kaprala), a Petra uśmiechała się przepięknie.
- Ale na następną to się chyba
nie załapiemy! - powiedział brunet.
- Hmm? - zdziwiłem się.
Mężczyzna zbliżył się do mnie i nachylił do mojego ucha.
- Kapral już tego dopilnuje... -
szepnął mi do ucha.
-A-Acha... - jęknąłem cicho i
spojrzałem na jadącego z przodu ciemnowłosego. Przypomniało mi się wczorajsze
zajście. To jaki był wkurzony i jak mówił, że pomyśli nad karą… Znowu przeszły
mnie dreszcze. Postanowiłem wrócić myślami do mojego snu. Do tego głosu, który mnie
wołał... Przecież znałem go bardzo dobrze… Kim ona jest? Wiem, że to było
kobieta. Może Mikasa? Nie, jeszcze tego by brakowało żeby mi się śniła po
nocach... - wzdrygnąłem się. Spojrzałem w niebo. Kaasan…
***
Dojechaliśmy do kwatery
zwiadowców otoczonej lasem. Wyglądał nieco staro i niedbale, ale jego
wielkość była niesamowicie imponująca. Podjechaliśmy pod samo wejście. Od razu rzuciło mi
się w oczy, że część zamku jest zniszczona i wymaga wielu napraw. Poza tym,
mury i okna były pokryte pewną zieloną substancją lub mchem. Aż strach było
pomyśleć, co zastaniemy w środku...
-Tsk... - syknął kapral pod
nosem.
- Trzeba będzie naprawić tamto
lewe skrzydło... - powiedział Gunther.
- No i trochę tu sprzątnąć - dodał Erd.
- Dziś skupimy się na naprawie
zamku. Może damy radę dziś jeszcze coś posprzątać. Od jutra zajmiemy się całkowitym sprzątaniem - zadecydował
Levi z ponurą miną.
-Tak jest! - zawołali
żołnierze.
*****
Hi Everyone! ;D
Dzisiejszy rozdział jest
trochę krótki, ale wszystko zależy od tego, jak to rozplanowałam. Już biorę się za
rozdział 4, więc bez obaw myślę, że jeszcze dziś go opublikuję ;P Wczoraj pisałam rozdział 2 i 3 aż do 2 w nocy! xd
(dlatego, że oglądałam SnK do 23). Muszę się także wziąć w garść i zacząć
czytać chemię, biologię oraz moją ukochaną (sarkazm) historię. Życzcie mi
szczęścia! ;)
Miłego dnia~!
Joleen :*
Joleen :*
Oooo... Widzę, źe Ty też tak "kochasz" historię? ;) :D A mnie w dodatku uczy mój tata... ;p
OdpowiedzUsuńOgólnie chyba wiesz, jakie według mnie jest to opowiadanie? ;) Ale tak na wszelki wypadek powiem...
GENIALNE! ^^ Zapowiada się coraz ciekawiej :D