Wszedłem po schodach na
wyższe piętro, gdzie znajdowały się pokoje sypialne. Problem w tym, że nie
miałem bladego pojęcia, który pokój jest kaprala ani czy to na pewno to
piętro... Potarłem twarz i przejechałem wzrokiem po wszystkich drzwiach. Nawet
przeszedłem się przez cały hall. No nic,
muszę poprosić Petrę o pomoc… - pomyślałem i zacząłem już schodzić po
pierwszych stopniach schodów.
- A ty gdzie się wybierasz,
żółtodziobie? - usłyszałem za sobą głos Rivaille. Zwróciłem się w jego stronę.
Stał w pozycji z jedną ręką na biodrze. Miał na sobie jedynie białą koszulę, czarne spodnie i te same buty, co ubierał do munduru. Przy świetle świec jego poświata
była niezwykle tajemnicza i czarująca… Kapral lekko zmarszczył brwi. - Masz dla siebie jakąś
pościel? - nie odpowiadałem przez chwilę, tyko wpatrywałem się w niego.
Idioto! Obudź się!
- Nie, sir… - bąknąłem w końcu. Kiedy patrzę na kaprala… coś dziwnego się ze mną
dzieje. Z jednej strony czuję strach, ale z drugiej… pragnę spędzać z nim czas i dowiedzieć się o nim więcej...
-Trzymaj - usłyszałem niespodziewanie. Levi
znajdował się tuż obok z białą, puchową poduszką oraz kocem w rękach. - Za mną - zeszliśmy na sam dół, gdzie znajdowały się
piwnice. Poczułem chłód, owiewający moje ramiona. Przeszły mnie nieprzyjemne
dreszcze. Było tam o wiele zimniej niż na górze oraz unosił się dziwny zapach...
Kapral, idąc zapalał przymocowane do ścian pochodnie. Nie wiedziałem czy wolałbym, żeby było zapalone
światło i patrzeć na otaczające mnie mury, czy żebym zagubił się w otaczających ciemnościach
i smrodzie. Przeszliśmy jeszcze kawałek i wtedy Levi przystanął. Spojrzałem na
celę, której się przyglądał. - To tu. Wchodź - nakazał.
Powoli stawiałem kolejne kroki pełne obawy i niechęci. Kapral zmarszczył
brwi oraz złapał mnie za ramię i popchnął do środka. Gdy się obejrzałem, Rivaille
zamknął drzwi celi z cichym piskiem. Po tym wyjął klucze z kieszeni spodni i
przekręcił zamek.
- Zamyka mnie kapral?! -
spanikowałem.
- Chyba nie sądziłeś, że
zostawię cię tu z otwartymi drzwiami… - zadrwił.
- Proszę, nie! -Levi spojrzał mi w oczy.
- Nie ufam ci. Tym bardziej,
że ostatnio zawiodłem się na tobie za kłamstwa. Odbędziesz swoją karę - dodał ostro. Poczułem
ból w piersi. „Nie ufam ci”, to samo powiedział, kiedy byłem kilka dni przed
rozprawą... Rivaille zapewniał Erwina o tym, że to on się mnie podejmie i zabije
gdy coś pójdzie nie tak. A po rozprawie straciłem prawo głosu, byłem całkowicie
podporządkowany jemu. - Idź spać. Jutro czeka cię
pracowity dzień... - rzekł tajemniczo i odszedł. Rozłożyłem poduszkę i koce na
łóżku i rozejrzałem się po wnętrzu. Było w nim tylko łóżko i okno zabezpieczone
kratami. Po prostu luksus… -
zadrwiłem i położyłem się, po czym usłyszałem skrzypnięcie. Wyjrzałem przez
okno. Ujrzałem ciemno granatowe niebo i księżyc w pełni. Przypomniały mi się szczęśliwe chwile z rodziną i moją matką. Poczułem się senny i chwilę później zasnąłem.
***
Kiedy otworzyłem oczy. Znowu byłem
dziesięcioletnim chłopcem. Tak, jakbym się cofnął w czasie. Czarną pustkę
wypełnił obraz mojego starego domu w Shiganshinie. Moje serce zabiło mocniej. Mój dom! Mój dom nie jest zniszczony! A jeśli… - pomyślałem, a iskra nadziei
wkradła się do mojego umysłu i serca. Szybko zerwałem się biegiem do środka.
Gdy otworzyłem drzwi, moim oczom ukazał się istny raj. Widziałem moją matkę, która
razem z małą Mikasą przygotowywały obiad oraz siedzącego przy stole ojca. W
moim sercu nagromadziło się tyle uczuć opisujących niezmierzone szczęście i
ulgę. Oni żyją… Są tu… i ja też!
- Kaasan! - zawołałem, ale z
moich ust wyszedł jedynie szept. Matka odwróciła się w moją stronę. Ujrzałem
jej dobrą twarz, ciemne oczy i włosy związane z boku. To ona…!
- Eren… - szepnęła i
uśmiechnęła się do mnie. Łzy napłynęły mi do oczu. Matka wyciągnęła do mnie
ręce. Zadrżałem i zacząłem do niej biec. Biegłem z całych sił, ale nie mogłem
się poruszyć więcej niż jeden centymetr. To było bardzo frustrujące. Tak bardzo
chciałem przytulić moją mamę, poczuć jak głaszcze mnie po głowie i wypowiada
moje imię... Wtulić się w jej ciało i opiekować się nią już zawsze, ale... nie
mogłem się ruszyć. Mina kobiety zmieniła się na zatroskaną.
- E-Eren… Chodź do mnie… -
była zdezorientowana.
- Mamo! Mamo! Ja… nie mogę…
nie mogę się ruszyć…! - wołałem zdenerwowany. Spojrzałem w jej oczy. Zaczęła do
mnie podchodzi… i wtedy, stało się. Mój dom zapadł się sekundę później. Coś
dużego przygniotło moje ciało i upadłem. Kiedy spojrzałem w górę, zobaczyłem to, co pięć lat temu. Ten sam tytan podnosił moją matkę, a ona próbowała się wyrwać. Znowu miałem piętnaście la. Zobaczyłem, że mam
swoje miecze do trójwymiarowego manewru. Wyjąłem je i rzuciłem się na tytana.
- ZOSTAW JĄ!! - wydarłem się, ale on nie zwracał na mnie uwagi. Przysunął ciało kobiety do ust i
przeraźliwie się uśmiechnął, gdy ją pożarł. - NIEEE!! - Mogłem ją uratować! Znowu to samo! Zabiję
go! Zabiję ich wszystkich! Co do jednego tytana!
***
Obudziłem się nagle i wziąłem kilka
szybkich wdechów. Serce biło mi jak szalone. Cały się trząsłem i czułem
kropelki potu na czole. Boże, gdzie ja
jestem?! - myślałem, rozglądając się nerwowo. Jestem w
celi, w zamku, razem z oddziałem. To
był tylko koszmar. Nazywam
się… Eren Jaeger. I obiecuję
ci, mamo… że zabiję
wszystkich tytanów. - uspokoiłem się powoli.
Wiedziałem, że te koszmary się tak szybko nie skończą. Póki tytani chodzili po
tej ziemi, moja matka nigdy nie zazna spokoju, a ja wraz z nią. Obiecałem… obiecałem
jej, że zabiję… - poczułem, jak łzy spływają po moich policzkach. Łzy bólu, strachu i
nienawiści. Pomszczę. Pomszczę moją matkę i mój dom...
*****
Ohayo Minna! ^^
Dzisiejszy rozdział trochę
smutny i... krótki. Z okazji zbliżających się Walentynek zaczęłam pisać
specjalny one-shot. Odbiega trochę od głównego opowiadania, ale to wciąż Levi i Eren (a miałam się uczyć...) ^^
Joleen :*
Biedny Eren... Najpierw zjedli mu matkę, potem zjedli jego, potem skopali mu tyłek, bo pozabijał kilku Tytanów, potem zamknęli go w celi... I weź tu człowieku spróbuj pomóc ludzkości, to cię zjedzą, pobiją i zamkną... xD ;p Rozdział świetny ^^
OdpowiedzUsuń