piątek, 31 lipca 2015

Rozdział XXVII

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



Siedziałem przy biurku odrabiając pracę domową z matematyki oraz języka angielskiego. Wcześniej zjadłem z Levim obiad w kompletnej oraz niezwykle niezręcznej ciszy. Na koniec posiłku, ciemnowłosy poinformował mnie, że do czasu aż skończy pracę, a ja zajmę się szkolnymi obowiązkami nie odbędziemy "poważnej rozmowy". Dlatego umówiliśmy się po dwudziestej, w salonie. Na zegarze, w moim pokoju wybiła dopiero dziewiętnasta. Westchnąłem i oparłem głowę o zeszyty rozłożone na blacie. Co mam teraz zrobić? Jak się zachować? Co tak naprawdę czuje do mnie Levi? Dlaczego mnie pocałował?- wiele pytań kłębiło się w mej głowie. Tak bardzo chciałem żeby Rivaille zrozumiał moje uczucia. Choćby odrobinę...! Ale co tak naprawdę stałoby się, gdybym... gdybyśmy... Levi zostałby moim... Kim? Bliskim przyjacielem? Chłopakiem? Kochankiem?- poczułem jak moje policzki zaczynają się rozgrzewać. O czym marzysz, baka!- skarciłem się w myślach z cierpkim uśmiechem. Po chwili na mojej twarzy znów pojawił się smutek oraz zmartwienie. Poza tym, różnimy się tak bardzo... Levi jest ode mnie o wiele starszy, doświadczony, taki dorosły... Pochodzi z zupełnie innej bajki niż ja- zagubiony, osierocony, nieletni,  żerujący pasożyt, którego ma na karku. To się nie uda... Muszę przejrzeć w końcu na oczy... i choć zdaję sobie z tego sprawę, myśl o nas razem wzniecała ogień w moim uśpionym sercu. Nie mogłem myśleć o niczym innym, ani... doczekać się tego wydarzenia. To tak, jakbym liczył na dużą stertę wymarzonych prezentów pod choinką. Ciągła ciekawość i przekonanie, że czeka na mnie coś, o czym zawsze marzyłem... Jestem w kropce.- stwierdziłem słysząc bicie zegara w kącie. Powoli podniosłem się z krzesła i ruszyłem z miejsca. W salonie zastałem czarnowłosego stojącego przy oknie z papierosem w ustach. Miał na sobie elegancką, granatową koszulę oraz ciemne spodnie. Wyglądał jak zwykle... perfekcyjnie. W pewnym momencie zorientował się moją obecnością i spojrzał wprost na mnie. Z trudem przełknąłem ślinę.
- Usiądźmy...- zaproponował kierując się w stronę fotela. Mam deja vu...- pomyślałem siadając na sofie naprzeciwko Rivaille. Mężczyzna zaciągnął się fajką i wlepił we mnie badawcze spojrzenie.
- Nie muszę ci tłumaczyć, jak alkohol działa na organizm człowieka. Zwłaszcza, gdy ma za sobą długi i ciężki dzień prawdziwej harówki. Sam powinieneś dobrze o tym wiedzieć... Mam na myśli twoją przygodę na biwaku.- kiwnąłem przyznając mężczyźnie rację.
- W takim razie, jedyne co nam pozostaje, to zapomnieć o tym całym wczorajszym zdarzeniu i żyć dalej...
- Dlaczego pan to zrobił?- po raz pierwszy w życiu odważyłem się mu przerwać. Mój głos drżał i czułem jakbym był bliski płaczu. Zapomnij, zapomnij... Nie chcę już niczego zapominać! A zwłaszcza tego, co stało się zeszłej nocy!
- Nie mam cholernego pojęcia. Byłem wstawiony, miałem beznadziejny wieczór i dowiedziałem się samych złych wiadomości. Dodatkowo byłem też napalony, a ty patrzyłeś na mnie... Nieważne. Skończmy to.- postanowił odkładając papierosa na popielniczkę.
- Dlaczego?- szepnąłem wpatrując się w jego kobaltowe tęczówki.
- O co ci chodzi? Nie mów mi, że ci się to podobało...- rzekł Levi w kontekście żartu, jednak po chwili zdębiał, gdy wyczytał odpowiedź z mojej twarzy.
- Nie. Eren.- wypowiedział twardo. W jednej chwili moje serce przeszła fala bolesnego chłodu. Mimo to, zebrałem się w garść i zacząłem mówić.
- Ja... zakochałem się w panu. Wiem, że może wydać się to dziwne oraz niezrozumiałe, ale tak właśnie czuję. Nie potrafię już dłużej okłamywać pana i siebie. Zrozumiem jeżeli nie będzie pan chciał odpowiedzieć na moje wyznanie... ja po prostu...- Rivaille spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach.
- Postradałeś zmysły?! Może sam dobrałeś się wcześniej do barku, co?- parsknął czarnowłosy.
- Musiał pan zauważyć... Po tamtym obozie... Nie mogłem przestać o panu myśleć. Kiedy całowałem Cristę... zdawało mi się, że to był właśnie pan!- pomimo bólu, jaki narastał w mojej piersi... nie odpuściłem.
- Przestań...- syknął Levi.
- Próbowałem to zwalczyć! Unikałem pana, zacząłem umawiać się z Cristą... ale to nic nie pomogło!
- Eren, jak Boga kocham...
- Moje uczucie stale rosły. Aż w końcu zrozumiałem, że są zupełnie inne od szacunku, wdzięczności oraz podziwu, które nadal odczuwam.
- ... jeśli zaraz nie...
- Pociąga mnie pan... w całkowicie inny sposób i...
- ... przestaniesz, to...
- ... nie wyobrażam sobie kochać kogokolwiek innego.- dokończyłem swoją wypowiedź. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, które zdążyłem szczerze znienawidzić.
- Eren. Mylisz się. Twoje uczucia zmieszały się w jeden wielki kłębek. Potrafiłeś mi zaufać, traktowałem cię najlepiej jak umiałem... Ta cała popieprzona sytuacja wymknęła się spod kontroli i doprowadziła do tego, że...
- Nieprawda! Wiem, co czuję! Dlaczego pan nic nie rozumie?!- moje wstrzymywane emocje puściły, a po policzkach spłynęły gorzkie łzy.
- Nie ma pan pojęcia jakie to uczucie... Stale się wzbraniać, ograniczać, wszystko przemyśleć setki razy, kłamać dla dobra innych... Doprowadza mnie to do szału! Nie liczę na odwzajemnienie mojej miłości. Może i nie znam pana dosyć dobrze, a nawet wcale, ale... tak bardzo chciałem już przestać z tym walczyć! Nie budować nowego życia na oszustwach... Dlatego postanowiłem przyznać się jak najszybciej! Wszystko z powodu tej wczorajszej nocy... Wcisnął pan włącznik, pękła we mnie pewna bariera i już nie dałem rady... Niech pan nie próbuje mi wmówić, że jestem jakimś idiotą, który sobie coś wymyślił, bo tak nie jest!- zacząłem cicho szlochać i ocierać łzy rękawem zielonej bluzy, którą miałem na sobie.
- To nie ma sensu, Eren. Zrozum. Masz pojęcie jak to by wyglądało...? Spróbujmy od nowa. Jeżeli jeszcze raz wszystko sobie przemyślisz na spokojnie i...
- To nic nie zmieni! Moje uczucia takie pozostaną! Wiecznie!- kobaltowe tęczówki zabłyszczały, a źrenice się rozszerzyły.
- Nie może tak dalej być... W najlepszej sytuacji oddałbym cię teraz do rodziny zastępczej lub pod skrzydła swojej grupy, ale obie opcje na razie nie wchodzą w grę...- Chce mnie... porzucić?! Co to ma znaczyć?!- przeraziłem się.
- Skoro nie ma innego wyboru, muszę zmusić cię, abyś mnie znienawidził...
- Ja nigdy...!- zaprzeczyłem pospiesznie.
- ... co będzie proste, ponieważ wystarczy, iż pokażę ci kim naprawdę jestem oraz jak naprawdę wygląda męsko-męski związek.- Rivaille w pewnym momencie złapał za mój podbródek i przybliżył się do mnie.
- Le-Levi-san...?!- zawołałem zdziwiony. Po chwili ciemnowłosy wpił się w moje rozwarte wargi. Co się dzieje? Moje ciało... słabnie... Levi... on mnie...!
- Umówmy się. Jeżeli do końca tygodnia wciąż będziesz za mną szalał, będę twój.- z wrażenia zaschło mi w gardle, a moje serce prawie stanęło.
- Natomiast jeśli twoje zdanie się zmieni, postaram się, abyś już nigdy mnie nie zobaczył.- dokończył z tajemniczym spojrzeniem. Wciąż oszołomiony wcześniejszym pocałunkiem, wpatrywałem się z krwawym rumieńcem na policzkach w Rivaille. Pocałował mnie... jego chłodne wargi... Tym razem zrobił to całkowicie świadomie...- myślałem jedynie o odległości jaka nas wtedy dzieliła.
- Twoja odpowiedź?- bez większego namysłu dotknąłem jego ust swoimi. Kiedy się od niego odsunąłem Levi patrzył na mnie... z zawiedzeniem? Rozczarowaniem? Lecz po krótkiej chwili wylądowałem mu na kolanach, a następne co pamiętałem to to, że całowaliśmy się z taką namiętnością oraz zatraceniem, iż straciłem łączność ze światem...



*****

Konbanwa kochani~!


Stwierdziłam, że historia potoczy się właśnie takim torem. Levi wciąż nie odkrywa wszystkich kart i ma pewien plan, co do napalonego niczym pochodnia Erenka... Spodziewaliście się tak szybkiego romansu?! ;D
- Bądź, co bądź dopiero w 25 rozdziale coś zaiskrzyło między głównymi bohaterami. W większości opowiadań całus jest w... 5 rozdziale? Czas najwyższy, słońce.- wtrąca się Akashi krojąc soczystą brzoskwinię i podając kawałek do ust speszonego Furihaty.
- No może i tak, ale moja historia jest o wiele bardziej rozbudowana i Eren ma swoje problemy, z którymi się boryka. Dlatego wszelkie seksy i tajemnicze historie Leviego pojawią się... właśnie teraz! Mogę zdradzić, że to nie jest wszystko! :D Jeszcze wiele, naprawdę wiele się zdarzy oraz wyjaśni! ^^

PS. Wiem, dosyć krótka ta notka, ale ile akcji! ^^ Przetrawcie trochę ten rozdzialik, bo w następnych częściach możecie nie złapać oddechu~! ;D


Joleen :*

Prawdziwy Akashi!!

Witam, moje Słodziaki~! ^^



Po tym ciekawym tytule posta, zapewne zastanawiacie się, o co chodzi. Otóż, jak już pewnie wszyscy wiedzą, wczoraj miałam urodziny (i to nie byle jakie). Grono najbliższych mi osób i spędzony z nimi czas naprawdę umilił ten wyjątkowy dzień. Niektórzy postarali się nawet uszczęśliwić mnie jakimś drobiażdżkiem, ale takiego czegoś nie spodziewałam się w życiu... Oto mój, osobisty i najwspanialszy na świecie... NAJPRAWDZIWSZY AKASHI-SAMA! *.* <3 :


Przód ^_^
Tył *,*
I te legendarne nożyczki <3


Niewtajemniczonym wyjaśnię, że jest to "Dakimakura"- poduszka z ulubioną postacią, wzrostu człowieka! (mój Akashi ma 160 cm) Może służyć do ozdoby lub (w moim wypadku ^^) do spania oraz przytulania.
Rozmawiałam z moją siostrą i dowiedziałam się paru ważnych faktów dotyczących zamówienia. Jeżeli ktoś zastanawia się nad kupnem, czy ma jakieś wątpliwości (np. co do materiału), to chętnie udzielimy rady ;) (piszcie na maila lub w komentarzu)
PS. Starałam się zrobić jakieś lepsze zdjęcia, ale pogoda za oknem wcale nie pomagała...



Ale to nie wszystko!! Moje dwie oddane czytelniczki oraz bardzo mi drogie osóbki zrobiły własne prace na cześć tego ważnego dnia! ^^ :



 Rysunek autorstwa Aravaeny ^^ Wspominała mi, że to jest właśnie jej interpretacja... mnie! ;) :D 
Jeszcze raz baaardzo dziękuję! ;*




Zuziaku... Chyba nie muszę już nic pisać, po moim mailu z wyznaniem miłości (oczywiście takiej przyjacielskiej! ;D). Dodam tylko, że jesteś niesamowicie uzdolniona i nie masz najmniejszego pojęcia, jak bardzo mnie zaskoczyłaś oraz ucieszyłaś! Dziękuję!! ;*



Myślę, że to na tyle ^^ Postaram się zaraz opublikować Wam upragniony Lost i... życzę miłego wieczoru! ;D


Joleen :*

środa, 29 lipca 2015

Desire

Opowiadanie yaoi - Akashi Seijūrō x Furihata Kōki






Furihata otworzył oczy budząc się w nagich ramionach czerwonowłosego, który uśmiechał się do niego swoim pięknym uśmiechem.
- Ohayo, Kouki - powiedział kapitan Rakuzan i pocałował lekko rozwarte wargi bruneta. Chłopak wczepił palce we włosy absoluta oraz rozkoszował się jego dotykiem.
- Ohayo, Seijuurou - wyszeptał z uśmiechem muskając ustami miękki policzek kochanka. Akashi przytulił go bliżej do siebie zamykając w romantycznym uścisku. Szatyn nie potrzebował niczego więcej. Czuł, jakby w końcu znalazł miejsce, którego szukał przez całe swoje życie. Znajdowało się ono w sercu Akashiego Seijuurou...
- Ze mną się nie przywitasz, Kouki?- nagle usłyszeli obcy głos. Skierowali wzrok na mężczyznę o bladej cerze, z czerwonymi włosami i dwukolorowymi tęczówkami. Opierał się w nonszalancki sposób o framugę drzwi z zadziornym uśmiechem.
- S-S-Sei?!- zawołał oniemiały Furihata.
- Co tu robisz, bracie?- zapytał Akashi z westchnieniem wpatrując się w rosnące zakłopotanie bruneta.
- Nie mogłem stać bezczynnie i patrzeć, jak sobie rozkosznie gruchacie niczym gołąbeczki po nocy poślubnej. Pozwól, że się przyłączę...- powoli zbliżył się w ich stronę. Następnie przyklęknął na materacu przed nimi i ujął dłoń brązowookiego.
- Kouki... Tak bardzo tęskniłem.- ucałował wierzch jego dłoni, a całe ciało szatyna przeszły dreszcze. Jak to możliwe? Dlaczego jest ich dwóch?!- myślał nerwowo spoglądając to na jednego, to na drugiego mężczyznę.
- Sei... Co się...- szepnął w końcu do czerwonowłosego, który trzymał go w objęciach.
- Nie rozumiesz, Kouki?- zapytał drugi Akashi z szerokim uśmiechem.
- Jest nas dwóch, co oznacza...- zaczął tłumaczyć.
- ... podwójną miłość i podwójną... przyjemność.- dokończył Seijuurou szepcząc mu do ucha. Brunet wzdrygnął się, gdy drugi absolut ściągnął okrywających ich śnieżnobiałą kołdrę.
- Kouki...- czerwonowłosy zaczął całować usta Furihaty, natomiast drugi obcałowywał wewnętrzne strony jego ud zostawiając na nich różowe ślady.
- S-Sei...!- jęknął odsuwając od siebie spragnione wargi kapitana Rakuzan.
- Nie udawaj, że cię to nie pociąga, mój drogi Kouki.- powiedział sunąc szczupłą dłonią po jego nagiej klatce piersiowej dochodząc do wrażliwych sutków.
- N-Nie...! Sei!- zawołał Furihata, kiedy Akashi zaczął je dotykać opuszkami palców.
- Kouki...- odezwał się drugi czerwonowłosy zdejmując jego niebieską bieliznę z kolan.
- Ah!- brunet spojrzał w błyszczące złotoczerwone tęczówki. Poczuł się bezsilny, gdy Seijuurou wsadził go sobie do ust.
- Poddaj się nam, Kouki... Poddaj się całkowicie.- szeptał Akashi podgryzając płatek ucha szatyna.
- S-Se-! Ni-Ah!- jęczał rozkosznie. Nie mógł się na niczym skupić. Ciało przejęło nad nim kontrolę, a raczej dwóch czerwonowłosych...
- Sei... Ja... Już...- szeptał zbliżając się do upragnionego, błogiego stanu.
- Dojdź dla mnie, dla nas... Kouki.- wymruczał seksownie absolut.
- Nnn-! Se-Sei...!!

***

- Kouki? Kouki!- szatyn słyszał czyjeś wołanie. Otworzył zaspane powieki i spojrzał na twarz zmartwionego ukochanego.
- S-Sei...?- odezwał się cienkim głosem.
- Wszystko w porządku? Wybacz, że cię obudziłem, ale... dziwnie się zachowywałeś. Śnił ci się jakiś koszmar, tak?- mówił opiekuńczo czerwonowłosy. Na policzkach Furihaty pojawił się krwawy rumieniec aż po same czubki uszu. Następnie chłopak odwrócił się tyłem do absoluta i zakrył twarz dłońmi.
- Kouki...?
- T-To nie tak... Ja...- bąknął speszony. Akashi położył mu dłoń na ramieniu.
- To nie był koszmar?- zapytał Seijuurou.
- N-Nie... Śniło mi się coś... Coś nieczystego...- wyjawił rumieniąc się jeszcze bardziej.
- "N-Nieczystego"...? Kouki!- czerwonowłosy pospiesznie odwrócił go na plecy i spojrzał w migdałowe ślepia z determinacją oraz... irytacją.
- Kto to był, Kouki?- wycedził z palącym gniewem w dwukolorowych oczach.
- N-Nie! To nie tak, Sei!! T-To byłeś ty i...- zaprzeczył jego bezsensownym domysłom. Przecież należał tylko do niego...
- I? Kto jeszcze?- Akashi złapał za nadgarstek bruneta uniemożliwiając mu zasłonienie się i ukrycie zawstydzenia jakie odczuwał.
- T-Ty...
- Co?- czerwonowłosy myślał, iż nie dosłyszał.
- B-Było was dwóch! Dwóch Seijuurou i... i obaj mnie dotykaliście-! Boże, to takie żenujące!!- Furihata zakopał twarz w puchową poduszkę. Absolut analizował przez chwilę wypowiedź kochanka, po czym na jego ustach pojawił się niekontrolowany, triumfalny uśmiech.
- Heeeh? Czyli ja sam już ci nie wystarczę? Potrzebujesz mnie w nadmiarze, mój słodki Kouki?- powiedział dotykając zarumienionego karku brązowookiego. Szatyn się wzdrygnął i odrobinę podniósł.
- T-To był tylko sen...! Przestań-!
- Sny są poniekąd wytworami naszej wyobraźni lub ukrytymi marzeniami i pragnieniami...- wyszeptał całując jego nagie ramię.
- J-Ja nie...! Seijuurou, proszę!- jęknął speszony Kouki. Akashi zachichotał cicho oraz odwrócił głowę bruneta w swoją stronę. Następnie wpił się ustami w różowe wargi.
- S-Sei...- jęknął Furihata, gdy odsunęli się od siebie zaledwie na parę milimetrów.
- Cieszę się, że byłeś ze mną szczery i przepraszam, ale uwielbiam się z tobą droczyć.- musnął delikatnie jego nos swoim.
- Nee, Kouki... Co powiesz na nagrodę za to, że jesteś taki słodki?
- Na-Nagrodę...?- zainteresował się szatyn pozwalając ukochanemu na zrobienie malinki na swojej szyi.
- Mówię, że spełnię twoją "nieczystą" fantazję...- i właśnie w tamtym momencie, oboje usłyszeli kroki w przedpokoju...



*****

Witajcie Kochani! ^^


Wybaczcie, ale nie miałam czasu w tym tygodniu żeby wstawić Wam Lost'a. Niespodziewanie musiałam wrócić do domku i załatwić parę spraw. Na dodatek już jutro wielki dzień i muszę przygotować to i owo, ale udało mi się wstawić obiecany, urodzinowy one-shot z AkaFuri! ^^

Pewnie zauważyliście na górze dosyć ciekawy rysunek, co? (tak, ten po prawej!) ^^ Nie mam pojęcia jakim cudem, ale znalazłam go w moich starych plikach z mangami! xD (kiedyś to się miało trochę zbędnego czasu xd) Akashi-sama kazał mi go dodać! ;D Ostatnio jest bardzo zaborczy i zazdrosny... ;-/

 Trzymajcie się ciepło! ^^


Joleen :*

niedziela, 26 lipca 2015

Story One

My Summer Vacation by Akashi Seijūrō




- Sei-chan chcesz trochę soku?- zapytał mnie Reo. Westchnąłem i wziąłem od niego słodki, czerwony napój w wysokiej szklance, ustrojony żółtą parasolką. Tafla jasnoniebieskiej wody obiła się o złoty piasek, a ptaki skrzeczały donośnie wzlatując ku słońcu. Co ja tutaj robię...?

*kilka dni wcześniej*

- Akashi, Akashi, Akashi!!- wołał do mnie znajomy blondyn na holu. Przystanąłem razem z czarnowłosym i odwróciłem się do młodego chłopaka w mundurku Rakuzan.
- Tak, Kotarou?- zapytałem, gdy dobiegł do nas.
- Dzisiaj rozpoczynają się wakacje! Macie jakieś plany?
- Ja wyjeżdżam za tydzień do mojej rodziny. Następnie wszyscy razem wybieramy się do Okinawy, a ty Sei-chan?- zwrócił się do mnie Reo.
- Będę pomagał ojcu w pracy, a potem pewnie udamy się gdzieś zagranicę...- powiedziałem nieco znudzony.
- Zagranicę?! Ekstra!- w oczach blondyna zabłyszczały iskierki.
- Coś jeszcze?- spytałem pragnąc wyjść ze szkolnego budynku.
- Tak! To znaczy... chciałbym spędzić z wami trochę czasu, wiecie... poznać się bliżej i w ogóle.- podrapał się po karku Kotarou.
- Co powiecie na weekend w moim rodzinnym kurorcie nad jeziorem? Mamy wolne miejsca!- zaproponował chłopak.
- Co ty na to, Sei-chan?- spojrzał na mnie Mibuchi. Westchnąłem oraz próbowałem nie patrzeć w oczy szczeniaczka, które Kotarou opanował do perfekcji. Niestety musiałem zerknąć...
- Niech będzie, ale jedziemy całą grupą. Bez wyjątków.- postanowiłem. Przecież nie będę się tam męczył sam...

*obecnie*

- Chłopaki! Wchodźcie do wody! Jest super ciepła!- zawołał wesoło blondyn.
- Chyba żartujesz! Te promienie słoneczne aż się proszą o takie ciało jak moje!- powiedział z pysznością Reo nakładając kolejną warstwę olejków do opalania.
- A ty, Akashi?- posłałem zielonookiemu spojrzenie, po którym miał dreszcze. Następnie sam zaczął chlapać się w wodzie. Westchnąłem i zdjąłem swoją białą koszulkę z ramion. Nagle usłyszałem głośny pisk. Niedaleko naszego miejsca stało grono dziewczyn, które prawie śliniły się na mój widok. Po chwili jednak stwierdziłem, iż słowo "prawie" było zbędne... Zerknąłem na ciemnowłosego, który również wpatrywał się we mnie z podziwem.
- S-Sei-chan... Twoje ciało... jest doskonałe!- zawołał udając omdlenie.
- Dziękuję, Reo.- wyjąłem okulary przeciwsłoneczne z kieszeni i założyłem je na nos. Wylegiwaliśmy się razem na leżakach przy wodzie, Kotarou pływał w jeziorze, a Eikichi obejmował bufet w kurorcie. Mayuzumi nie przyjechał, choć kazałem mu to zrobić. Hańba. Niech ja tylko wrócę z tej pipidówy...- na moich ustach pojawił się szatański uśmiech, który wystraszył moje fanki.
- Idealna pogoda... Słońce piecze... Tylko ci ludzie...- mruknął chłopak obok mnie.
- Zgadzam się, ale Kotarou nie dał się namówić na inne miejsce. Co jest tu takiego specjalnego? Obskurna plaża? Niesprawdzona woda? Dobry kurort?- zastanawiałem się na głos.
- Jesteś jakiś nie w sosie...- zauważył Mibuchi.
- Czyżby... Wciąż nie możesz pogodzić się z Winter Cup?!- zgadł ciemnowłosy. Posłałem mu zabójcze spojrzenie. Nawet przez cienkie, ciemne szkła okularów mógł wyczuć moje mordercze fale.
- Nie przypominaj mi o tym, dobrze ci radzę.- syknąłem przez zaciśnięte zęby.
- T-Tak jest!!- zasalutował. Kolejne westchnienie uciekło z moich ust. Z nudów, zacząłem obserwować plażowiczów. Dwie parki z dziećmi, grupa piszczących nastolatek, stary rybak siedzący na drewnianym pomoście... Spojrzałem na Kotarou, który zaczął pomagać dwóm dziewczynkom w budowaniu zamku z piasku. Znalazł w końcu towarzystwo godne swojego intelektu.- na moich ustach pojawił się ironiczny uśmiech. W pewnej chwili wyciągnąłem rękę do mojej torby, aby sięgnąć z niej telefon.
- Ani mi się waż!- warknął Reo. Wzdrygnąłem się i spojrzałem na towarzysza obok.
- Nie będziesz zajmował się pracą, to miał być odpoczynek!
- Wiem o tym, chciałem zadzwonić do Chihiro...- zacząłem tłumaczyć.
- Przecież i tak nie odbierze! Dobrze o tym wiesz!- skarcił mnie.
- Tsk...- odłożyłem rękę na poręcz siedzenia. Reo uśmiechnął się triumfalnie oraz przymknął oczy nastawiając się w stronę słońca. W tym czasie zabrałem się za powieść, którą znalazłem w biblioteczce ojca. Posiadał on wiele ciekawych tomików z opowieściami o starożytnej Japonii. Interesowały mnie zwłaszcza tamtejsze zwyczaje cesarzy i władców. Dodatkowo w niektórych książkach były opisy taktyk oraz walk. Bardzo pouczające... Udało mi się zapomnieć o panującym na około mnie chaosie... Do czasu.
- Jest! Patrzcie chłopaki! Jeziorooo!!- usłyszałem znajomy, wkurzający głos.
- Ale pięknie! Spójrzcie na niebo! Bezchmurne!- zauważył ktoś.
- To jest to! Zimna woda... lepsza od loda!- zmarszczyłem brwi martwiąc się, czy na pewno słuch mnie nie zawodził.
- Izuki, zamknij się.- warknęła kolejna osoba.
- Sei-chan...!- zawołał do mnie piskliwym głosem Reo. Powoli odwróciłem głowę. Moim oczom ukazała się grupa młodych ludzi w letnich ubraniach.
- Łaaa! To przecież Seirin!!- zawołał uradowany blondyn. Następnie wstał z klęczek oraz zostawił zasmucone brakiem jego obecności dziewczynki.
- To jakiś żart...- syknąłem poprawiając okulary na nosie.
- Hej, czy to nie Hayama Kotarou? Ten dryblujący w drużynie Rakuzan?! Heeeh?! Patrzcie! Akashi!!- zaczęli wołać. Mają mnie...
- Co robimy, Sei-chan?- zapytał mnie czarnowłosy.
- Idziemy się przywitać, oczywiście.- powiedziałem zakładając swoją maskę sympatycznego, ułożonego licealisty. Stanąłem z dwójką moich kolegów przed zdębiałymi członkami drużyny Seirin. Zmierzyłem ich wzrokiem. Byli to wszyscy zawodnicy razem z rezerwowymi oraz ich trenerką- Aidą Riko. Od razu w oczy rzuciła mi się dwójka chłopaków zawsze trzymających się razem. Niebieskowłosy w biało-niebieskiej bluzce w paski oraz białych szortach- Kuroko Tetsuya i wysoki, umięśniony (godny pożałowania) czarnowłosy, udający czerwonowłosego- Kagami Taiga ubrany w czarną bokserkę i krótkie, szare spodenki.
- Witaj, Tetsuya oraz drużyno Seirin.- przywitałem ich ze sztucznym uśmiechem.
- Akashi-kun... Co robisz w takim miejscu, jak to?- spytał mnie podejrzliwie Kuroko.
- Jeden z moich kolegów nalegał, abyśmy tutaj przyjechali. Nie mogłem odmówić, a wy?- wyjaśniłem zwięźle wpatrując się w błękitnookiego.
- Przyjechaliśmy tutaj na weekend. Chcemy odpocząć i naładować baterie przed kolejnym semestrem.
- Rozumiem. Nie zamierzam psuć wam pobytu... Bawcie się dobrze.- posłałem chłopakowi swój łagodny uśmiech i zwróciłem się ku swojemu królewskiemu leżakowi.
- Dobrze się spisałeś, Sei-chan.- pochwalił mnie Reo, po czym puścił do mnie perskie oko.
- Wiem, dziękuję. A teraz udajmy, że ich tutaj nie ma, zgoda?- rzekłem zakładając moje okulary z powrotem na nos.
- Hah! Nigdy bym nie pomyślał, że spotkamy tutaj tego drania! Ciekawe, czy dał radę się otrząsnąć po wielkiej przegranej...!- usłyszałem pyskaty ton tego pieprzonego gnojka.
- Kagami-kun... Wystarczy tych komentarzy.- skarcił go Kuroko.
- Tylko mówię jak jest. Lepiej chodźmy popływać!- zawołał do swojego towarzysza. Jak ten typ mnie wkurza...- pomyślałem zaciskając tak mocno palce na poręczach mebla, że aż zbielały mi kłykcie.
- S-Sei-chan?! Przerażasz mnie!- usłyszałem zaniepokojony głos ciemnowłosego.
- Sprawię, że będą błagać o litość...- przyrzekłem z niebezpiecznym błyskiem w dwukolorowych tęczówkach.



*****

Aloha~! ^^


Dziś zabieram Was na wspólną wycieczkę do mojego osobistego raju razem z Akashim-sama! Będzie gorąco! :D (chodzi mi o upał oczywiście...)

Głównym narratorem opowieści jest sam Akashi-sama! ^^ Zgodził się zrelacjonować swój ciekawy pobyt.
Coś mi również szepnął, że to właśnie tam spotkał pewną osóbkę, dla której stracił głowę... Wiecie kogo ma na myśli? ^^ Bo ja się już domyśliłam... ;D

Póki pamiętam, parę ważnych informacji! Planuję wstawiać wakacyjny post Akashiego co weekend (tak z okazji wakacji ^^), a Lost (jeżeli wena mnie nie opuści) będzie pojawiał się coraz częściej! ^^ W przyszłości muszę jeszcze zająć się opowiadaniami na konkurs i jeżeli starczy mi czasu, to napiszę jakiś one-shot...

No cóż... Jak Wam się podoba wakacyjna seria? ^^


Joleen :*

Konkurs - "Wielki Tydzień"

Ohayo Minna~!



Czas zgłaszania się oraz dosłania/opublikowania swoich dzieł dobiegł końca! Do konkursu zgłosiło się pięć następujących osób: Zuchii Suzuya, Lachtara "Elizabeth", Aravaena Rivaille Vannatte, Miles Prower oraz Alex.
Z pewnych przyczyn Aravaena nie mogła wysłać swojego opowiadania, a od użytkowniczki Lachtara "Elizabeth" nie otrzymałam maila z powiadomieniem o rezygnacji, czy pracą konkursową. Wielka szkoda! ;_;

Co do mojej kochanej reszty... Disgrace! Disgrace! DISGRACE!! (jak to mawia nasz absolut ^^) Akashi-sama nie będzie patrzył łaskawym okiem, oj nie! Było naprawdę wiele możliwości, a "nieobejrzenie anime" wcale nie jest żadnym pretekstem moje drogie leniuszki! -,-

Zgodnie z obietnicą, publikuję poniżej dzieła moich zdolnych i cudownych czytelników ;D
Po prawej stronie znajduje się dodatkowa ankieta, w której mam nadzieję chętnie weźmiecie udział i zagłosujecie na swojego faworyta (przypominam, że uczestnicy nie powinni głosować na siebie... w gruncie rzeczy nikt tego nie sprawdzi *przynajmniej ja nie potrafię xD*, ALE nie oznacza to niczego dobrego dla Waszego sumienia!). Oto i prześliczne rysunki (^.^)/ :


1. Zuchii Suzuya:




2. Miles Prower:




3. Alex: 




Na koniec dodam jeszcze coś od siebie ^^ Wszystkie trzy prace są WSPA-NIA-ŁE!! Z okazji tego, że jest Was aż/tylko troje, a prace baaardzo mi się podobają... już teraz macie zapewnioną nagrodę! ^^ Jednak o miejsca (złoto, srebro i brąz xD) będziecie się jeszcze ubiegać (w ankiecie oraz mojej osobistej ocenie)! ;)

Pragnę całej Waszej trójce jeszcze raz serdecznie podziękować za udział i będę trzymać za Was kciuki!! ;D Mam nadzieję, iż czas spędzony nad tymi jeszcze kiedyś puściutkimi kartkami z ołówkami w dłoniach nie był zmarnowany i... dobrze się przy tym bawiliście! ^^ Teraz pozostało tylko czekać...


PS. Uczestnicy przedstawieni są chronologicznie, według terminów dostarczenia prac.
PS. (2) Ogłoszenie ostatecznych wyników nastąpi 01.08.


Joleen :*

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział XXVI

„Lost in the Darkness”                          UWAGA+16!!! 



Chłodne wargi o gorzkim smaku złączyły się w delikatnym muśnięciu z moimi drżącymi ustami. Cały ten czas miałem szeroko otwarte oczy ze zdziwienia. Tamta chwila i sytuacja, o której wręcz marzyłem oraz śniłem... ziściła się w nadzwyczaj niespodziewanym momencie. Z początku poczułem odrazę i zwątpienie. Dlaczego? Dlaczego zdecydował się to zrobić... kiedy był zalany w trupa? Jednak chwilę później, gdy jego pocałunek stał się o wiele bardziej wszechogarniający i w końcu zrozumiałem, co się wydarzyło... Odpowiedziałem mu własnym pocałunkiem oraz przymknąłem powieki. Choćby na tą sekundę, minutę, chwilę... stał się mój. Tylko i wyłącznie...
- Levi-san...- jęknąłem, gdy zaprzestał czynności. Kobaltowe oczy pochłaniały mnie niczym czarna dziura. Położyłem niepewnie dłonie na jego cieplejszych niż zwykle policzkach. Rivaille nie tracąc więcej czasu na nowo wpił się w moje spragnione usta. Wczepiłem palce w kruczoczarne włosy i rozkoszowałem się ich miękkością. Kolejny pocałunek był bardziej namiętny. Mężczyzna muskał zębami moją dolną wargę, a ja oddawałem mu się całkowicie. Gdy się od siebie odsunęliśmy, Levi zbliżył się do mnie.
- Eren...- wyszeptał moje imię wprost do ucha, którego podgryzł płatek. Przez całe moje ciało przeszedł prawdziwy prąd. Zacisnąłem palce na koszuli Rivaille. Następnie ciemnowłosy lekko popchnął mnie na sofę i zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
- Tak... Boże, Levi!- jęknąłem dając mu większe pole do popisu, odsuwając swoją głowę w bok. Czarnowłosy przygryzł moją skórę zębami. Nie zwracałem uwagi na ból... Po prostu pragnąłem, aby tamta scena trwała wiecznie... Może zbyt pochopnie o tym wspomniałem? Rivaille odsunął się ode mnie i usiadł prosto na sofie. Zamrugałem kilkakrotnie zdezorientowany.
- Musisz stąd wyjść, Eren...
- A-Ale...!
- Natychmiast!- rozkazał stanowczo. Pomimo moich rozdygotanych jak galareta nóg, chwiejnym oraz szybkim krokiem wróciłem do swojego łóżka. Wpatrywałem się w otaczającą mnie ciemność, nasłuchowałem najcichszych dźwięków, próbowałem się uspokoić, ale nie potrafiłem... Moimi myślami zawładnął czarnowłosy i wspomnienie jego warg. Dotknąłem opuszkami palców swoich ust. Cały się gotowałem, hormony buzowały, a wzrok miałem zamglony.
- Cholera...- zakląłem cicho i wziąłem głęboki wdech. Co to oznacza? Czyżby czuł to co ja?- cichy, rozanielony głos podpowiadał mi do ucha. Baka! To nie jest możliwe!- potrząsnąłem głową i spróbowałem zasnąć. Na szczęście udało mi się w ciągu godziny odpłynąć do świata snów. Otworzyłem oczy dopiero po szóstej rano. Cały jak w gorączce, wstałem oraz skierowałem się do łazienki jak zahipnotyzowany. Umyłem twarz i zęby, wziąłem zimny prysznic, ubrałem się w mundurek szkolny... a w mojej głowie był tylko Levi. Spojrzałem w moje odbicie w zwierciadle. Wszystko wydawało się wyglądać w porządku, oprócz ciemnoróżowego śladu u podstawy mojej szyi. Stanowił dowód, że kompletnie nie zwariowałem. To jest to. Kiedy zejdę... Kiedy zejdę... Nie mogę wytrzymać! Muszę go zobaczyć!- jak na skrzydłach zbiegłem na dół po schodach i wszedłem do jadalni. Niestety nie zastałem go w pomieszczeniu. O dziwo, na całym parterze nie było ani śladu mężczyzny. W takim razie...- stanąłem przed tajemniczymi, drewnianymi drzwiami. Serce zaczęło kołatać mi w piersi, a ręce pocić. Znowu tutaj jestem...- myślałem i dotknąłem drzwi dłonią. Levi...- z obawą zapukałem cicho w drzwi. Serce mi stanęło. Przełknąłem ślinę oraz nasłuchiwałem przez parę minut. Zero odzewu. Powtórzyłem czynność nieco głośniej. Znowu nic. Może...?
- Co tutaj robisz, Jeager?!- prawie podskoczyłem z zaskoczenia słysząc głos Verde. Obróciłem się w stronę starszej kobiety.
- Ch-Chciałem się zobaczyć z panem Levim i...
- Nie ma takiej opcji! Pan Rivaille jest dziś niedysponowany. Pani Petra zawiezie cię do szkoły.- oznajmiła szarpiąc mnie za rękaw i ciągnąc na parter.
- D-Dobrze! Zrozumiałem! Proszę mnie już puścić!- zawołałem wyrywając jej się.
- Prosiłabym, żebyś nie przeszkadzał dziś panu. Ma zły humor i na dodatek dużo pracy...- Gdyby nie zalał się w trupa, to nie byłoby najmniejszego problemu.- pomyślałem z przekąsem.
- Oh! Petra-san już jest!- zauważyła kobieta wyglądając za okno. Westchnąłem i zabrałem swoje rzeczy.
- Ucz się pilnie!- zawołała za mną Verde. Pieprzona jędza...- pomachałem do niej ręką i wszedłem do białego mercedesa.
- Dzień dobry, Eren-kun!- przywitała mnie miodowłosa w beżowym płaszczu.
- Dzień dobry. Dawno pani nie widziałem... Dużo pracy?- zapytałem zapinając pasy.
- Nawet nie masz pojęcia... Mamy teraz w biurze urwanie głowy, a Levi się jak zwykle leni i...
- Wczoraj trochę za bardzo zabalował. Widziałem jak dobrał się do barku.- zdradziłem jej. Kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Że co?! Chyba żartujesz! My siedzimy po godzinach, a on leczy kaca?! Nie wytrzymam!- wołała wzburzona Petra.
- Na to wygląda...- mruknąłem. Może jednak nie powinienem tego mówić? Przypadkiem go właśnie nie wkopałem?
- Nieważne. Potem się nim zajmę. Lepiej opowiedz mi co u ciebie. Wszystko w porządku? Jak w szkole?

***

- Powodzenia na sprawdzianie!- pomachała do mnie kobieta, gdy wysiadłem z auta. Posłałem jej uśmiech i kiwnąłem. Następnie udałem się w stronę wejścia.
- Siemka, lovelasie!- niespodziewanie Connie zarzucił mi rękę na ramię.
- Boże! Nie strasz mnie tak! C-Co? Jaki lovelas?- powiedziałem do niego.
- Sasha wszystko mi wyśpiewała, o tej całej "sobotniej nauce"! Ha! Kto by uwierzył, że nieśmiały i cichy pan Jeager rzeki rwie?!- roześmiał się głośno chłopak.
- Do twojej wiadomości, tylko się uczyliśmy. Nic więcej.- odparłem.
- To tym bardziej kicha!- prychnął Connie. Westchnąłem oraz wszedłem do budynku.

***

- Dzisiaj rozegramy mały mecz. Connie i Marco są kapitanami i wybierają sobie zawodników, ja w tym czasie pójdę po tablicę wyników.- oznajmił trener oraz poszedł z kapitanem na zaplecze.
- Kto zaczyna?- zapytał czarnowłosy.
- Gramy w kamień, papier, nożyce!- zaproponował Springer. Po kilku minutach zaciekłej rywalizacji, wygrał Connie.
- Hmm, to chyba oczywiste! Eren!- chłopak puścił do mnie oko.
- T-To nie fair! N-No to... Jean!- zdecydował Marco. Zawodnik stanął za ciemnowłosym i posłał mi gniewne spojrzenie. Niedługo później, wszyscy członkowie klubu zostali podzieleni na dwie grupy. Okazało się, że w mojej drużynie znajdował się również Thomas, z którym uciąłem krótką pogawędkę na temat sprawdzianu z matematyki, którego termin zbliżał się wielkimi krokami.
- No dobra! Na miejsca!- usłyszałem głos trenera. Wszyscy ustawili się na odpowiednich pozycjach na boisku.
- Do boju!- ryknął mężczyzna. Zaczęliśmy grę. W pierwszych rundach meczu nasz drużyna prowadziła kilkoma punktami. Connie był naprawdę świetnym miotaczem, a Thomas łapaczem. Dodatkowo mieli również mnie- "prawdziwego Forest'a". Spoglądałem ukradkiem na gotującego się z wściekłości Jeana. Dzięki poradzie Leviego, próbowałem nie okazywać strachu i utrzymywać emocje na wodzy. Jednak szczerze powiedziawszy... bawiłem się wyśmienicie widząc reakcję chłopaka, który miał do mnie wyrzuty o nie wiadomo jaką zbrodnię.
- Wygraliśmy!!- zawołał w pewnej chwili Connie. Chociaż końcówka gry była zawzięta, udało nam się z pewną przewagą. Cała nasza grupa cieszyła się i przybijała sobie piątki.
- Gratuluję wam, chłopcy. Wygrana drużyna w nagrodę otrzymuje oceny celujące!- oznajmił z uśmiechem trener.
- ... Jean. Naprawdę, to tylko gra...- usłyszałem w tle głos Marco.
- Nic nie rozumiesz!- jego towarzysz odwarknął i wyszedł.
- Ach, ten Jean. Nie może się pogodzić z faktem, że sam nie jest już gwiazdą.- nagle pojawił się przy mnie Thomas.
- Więc był... gwiazdą?- zapytałem.
- Pewnie! Jednym z najlepszych! Jednak ostatnio strasznie zaczął się rządzić i wydurniać. Może w końcu przemyśli parę spraw i poukłada sobie wszystko jak należy...- rzekł blondyn. Może...

***

- E-Eren... Naprawdę nie jesteś na mnie zły?- zapytała Crista, gdy szliśmy wzdłuż holu w stronę wyjścia.
- Nie. Na szczęście skończyło się tylko na kazaniu od Rivaille, ale wolałbym żebyś w przyszłości...
- Wiem! Przepraszam! Sama nie wiem co we mnie wstąpiło... Ja po prostu... To pewnie dlatego... Ja... bardzo cię lubię.- wyznała z rumieńcami na policzkach. Niedobrze... Kiedy jestem z Cristą cały czas zastanawiam się, czy nie zerwać z nią tego bezsensownego związku jaki nas łączy. Przecież już zdałem sobie sprawę, że kocham tylko Rivaille, więc dlaczego... Dlaczego nie mogę się zebrać i jej tego powiedzieć?
- Eren? W porządku?- usłyszałem zaniepokojony głos blondynki.
- Tak, zamyśliłem się...- wyjaśniłem.
- A-A jak poszło ci na teście?- zadała mi kolejne pytanie.
- Eh? W porządku. Chociaż było dosyć dużo zadań jak na czterdzieści pięć minut...- mruknąłem wspominając, jak nerwowo zerkałem na zegar i nie zdążyłem sprawdzić paru ćwiczeń.
- Dałem z siebie wszystko. Nie mam czego żałować.- westchnąłem z uśmiechem.
- Wiesz, przez cały weekend martwiłam się, czy nasza wspólna nauka nie poszła na marne...- spuściła wzrok na podłogę.
- Będę trzymała kciuki za twoje wyniki, dobrze?- obiecała znów spoglądając na mnie z łagodnym uśmiechem.
- Pewnie. Nie martw się o mnie! Naprawdę!- zapewniłem.
- Przecież jesteś moim chłopakiem, głuptasie!- zachichotała i złożyła delikatny pocałunek na moim policzku.
- Do jutra!- pożegnała się ze mną i wyszła. Poczułem, że nie mogłem jej tak oszukiwać. Crista była zwykłą, zakochaną nastolatką. Nie zasługiwała na te obrzydliwe kłamstwa. Zasługiwała na wyjaśnienia... Skierowałem się w stronę bramy wyjściowej. Tam już czekało na mnie znajome, czarne auto. Moje serce zabiło mocniej na widok ukochanego mężczyzny. Siedział na miejscu kierowcy, z ciemnymi okularami na nosie i papierosem w ustach. Jak zaczarowany poszedłem do samochodu i wsiadłem do środka.
- Ohayo, Levi-san.- powiedziałem ciszej niż zamierzałem.
- Ohayo, Eren.- rzekł oraz odpalił silnik. Przez ciemne szkła nie mogłem stwierdzić, czy na mnie spojrzał, czy też nie. Jechaliśmy w całkowitej ciszy. Zazwyczaj, to Rivaille zaczynał mnie wypytywać jak było w szkole i czy miałem dużo pracy domowej. Tym razem milczał niczym grób. Słyszałem jedynie irytujące dudnienie mojego serca w uszach. Musiałem coś powiedzieć, zrobić... tylko co?
- E-Etto... Verde-san mówiła, że źle się pan dziś czuje... Wszystko w porządku?- odważyłem się odezwać.
- Tak.- odparł krótko. Dlaczego tak się zachowuje? To ja powinienem się obrazić albo przestraszyć, a go zagaduję...- poczułem wzbierającą się frustrację oraz smutek.
- Levi-san...- zacząłem.
- Eren. Porozmawiamy w domu.- uciął chłodno moją wypowiedź. Z milczeniem wpatrywałem się w zamgloną od deszczu szybę. Czyli jednak... to było jedno, wielkie nieporozumienie. Sen, który tak naprawdę nigdy nie miał prawa stać się... rzeczywistością.



*****

Konbanwa Słodziaki! ;D (nie śpicie jeszcze?? ^^)


Właśnie skończyłam sprawdzać ten rozdział i tak sobie pomyślałam, że Wam go wstawię... Cieszycie się? ^^

Końcówka nie jest taka drastyczna, jak zawsze :-/ (wiem, że je wręcz ubóstwiacie! ;D) ale spokojnie, jeszcze sporo rozdziałów przed nami ;)

PS. Przypominam uczestnikom konkursu, że zostało im jedynie kilka dni do wysłania prac! No i... zawsze może ktoś jeszcze dołączyć! ^^


Joleen :*

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział XXV

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- R-Rivaille-san! To nie tak...!- zawołałem zdenerwowany.
- To moja wina...!- dodała speszona Crista. Czarnowłosy mierzył nas przez chwilę zimnym wzrokiem wcale się nie odzywając.
- Panienko, twoja matka po ciebie przyjechała. Czekamy na dole.- Levi posłał mi ostrzegawcze spojrzenie i wyszedł. Boże... za jakie grzechy?!- myślałem próbując uwierzyć w to, co miało przed chwilą miejsce.
- E-Eren... ja...- usłyszałem drżący, cichy głos.
- Crista... Proszę... Po prostu chodźmy już.- wycedziłem przez zęby i stanąłem przy drzwiach nie patrząc na nią. Dziewczyna zabrała swoje rzeczy oraz podeszła do mnie, gdy była gotowa. Skierowaliśmy się na dół. Levi prowadził rozmowę z kobietą w blond włosach związanych w luźną kitkę. Miała na sobie białą marynarkę i spodnie, a w dłoni trzymała duży, turkusowy parasol.
- M-Mamo? Co tutaj robisz? Nie masz dziś pracy?- zapytała dziewczyna zakładając swój płaszcz. Obejrzałem kobietę z bliska. Była... niesamowicie piękna oraz podobna do Cristy. Wysoka, szczupła, elegancka, z anielską twarzą, dużymi, niebieskimi oczami i długimi rzęsami. Mógłbym przysiąc, że zajmowała się modelingiem lub w jej żyłach płynęła błękitna krew...
- Skończyłam dziś wcześniej. Postanowiłam nie robić panu Rivaille kłopotu i po ciebie przyjechać. Nie ukrywam, że zajęło mi trochę odszukanie tego miejsca.- uśmiechnęła się do czarnowłosego. Levi jedynie kiwnął w odpowiedzi.
- A to musi być Eren, prawda?- zapytała spoglądając na mnie ukradkiem.
- T-Tak, przedstawię Was! E-Eren, to moja mama- Historia Reiss. Mamo, to jest Eren Jeager, mój... ko-kolega.- zawahała się.
- Kolega? W domu wspominałaś, że to twój ukochany chłopak!- zachichotała kobieta. Cały się spiąłem. Tylko nie to! Levi-san stoi obok! Cholera...- powtarzałem w myślach nawet nie patrząc w stronę mężczyzny.
- Mamo! Chodźmy już!- zawołała zawstydzona Crista.
- Ach, ta młodość... Jeszcze raz dziękuję panu za ugoszczenie mojej córki.- ukłoniła się wyższa blondynka.
- Drobiazg.- odpowiedział ciemnowłosy. Po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze.
- Do zobaczenia, Eren.- pożegnała się ze mną i wyszła za drzwi.
- Eren... przepraszam. Do poniedziałku...- powiedziała do mnie cicho niebieskooka oraz spojrzała mi ze smutkiem w oczach.
- Nie przejmuj się tym... Do poniedziałku.- powiedziałem do niej. Błękitne ślepia zabłysły niczym gwiazdy na nocnym niebie, a na ustach pojawił się przyjazny uśmiech.
- Do widzenia, Rivaille-san! Pa, Eren!- pomachała do mnie i wyszła. Levi zamknął za nimi drzwi oraz powoli obrócił się w moją stronę.
- Za mną.- rzekł i skierował się do salonu. Poszedłem za nim, przy okazji obmyślając milion wymówek oraz wyjaśnień. Moje nogi drżały, a serce wyrywało się z piersi.
- Siadaj.- czarnowłosy wskazał na sofę, a sam rozsiadł się w swoim fotelu. Następnie wyjął paczkę fajek i włożył jedną do ust.
- Głuchy jesteś? Powiedziałem siadaj.- warknął do mnie. Wykonałem jego polecenie i złożyłem dłonie, aby zatuszować nerwowe drżenie. Levi zaciągnął się zapalonym papierosem oraz wlepił we mnie swój czujny wzrok.
- Jestem zły. Wiesz dlaczego?- zapytał zakładając nogę na nogę.
- N-Nie...- To nie mój głos!!
- Okłamujesz mnie.
- E-Eh? Co?- zmarszczyłem lekko brwi.
- Obiecywaliśmy sobie szczerość, tak? Dlaczego nie powiedziałeś mi, że pokłóciłeś się z Arminem? A co ze szkołą i tym dupkiem, co cię nęka? Jest w tej samej drużynie. Co do tej małej...- spojrzałem w kobaltowe oczy.
- To nie mój interes z kim się umawiasz, ale zabraniam ci jakichkolwiek "miłych i niezapomnianych doznań" w tym wieku oraz tym domu. Co jeżeli zaciąży...?
- T-To nie...! My naprawdę nic...!- próbowałem wyjaśnić.
- Cisza. Teraz ja mówię, smarkaczu. Nie masz zielonego pojęcia w jakiej jesteś przesranej sytuacji. Nie pogarszaj tego, ok.? Ledwo ja sobie radzę z tym, co mam teraz na głowie. Spróbuj jakoś pomóc i nie narób więcej niepotrzebnych kłopotów.- ostrzegł Rivaille z niebezpiecznym wzrokiem. Przełknąłem ślinę i kiwnąłem.
- Teraz możesz się wytłumaczyć. Potem nie będzie czasu, bo będziemy się uczyć.- powiedział strzepując popiół z papierosa na popielniczkę.
- U-Uczyć? Czego?- zdziwiłem się.
- Łaciny, ośle! Wiem, że ta blondynka niczego cię nie nauczyła. Od samego wejścia śliniła się na twój widok...- prychnął ciemnowłosy.
- U-Umie pan łacinę?- zapytałem mrugając kilkakrotnie.
- Oczywiście. Na studiach miałem naprawdę dobrego profesora.- oznajmił mężczyzna.
- T-To... Nie musi pan... Mam jeszcze trochę czasu i...
- To dla mnie żaden problem. Poza tym, od teraz muszę się bardziej tobą zainteresować.- moje serce zabiło znacznie szybciej.
- Kto by pomyślał... Na kilka dni spuściłem z ciebie oko i już są namiastki problemów...
- Bardzo pana przepraszam! To się więcej nie powtórzy!- przysiągłem kłaniając się nisko.
- Wiem.- odparł z westchnieniem czarnowłosy.
- No więc? Zamierzasz się wytłumaczyć? Czy może wolisz znowu wszystko zataić?- zapytał spoglądając na mnie tajemniczo.
- Chcę spróbować... Wszystko panu opowiem.- zacząłem mówić. O obozie, Arminie, szkole i innych moich troskach. Mężczyzna wypalił jeszcze trzy fajki i uważnie mnie wysłuchał. Czasem potakiwał, a czasem marszczył ciemne brwi. Czas jakby zatrzymał się w miejscu. Znowu poczułem się tak, jak na początku naszej znajomości. Zaufałem mu.
- ... i to chyba wszystko.- skończyłem swoją wypowiedź. Rivaille odłożył papierosa na popielniczkę i spojrzał na mnie.
- Chcesz znać moją opinię?- kiwnąłem twierdząco głową.
- Jesteś idiotą i tchórzem. Nie wiem czym bardziej. Każdym po trochu. Armin, to jedyna osoba w całym mieście, a nawet na całym świecie, której naprawdę na tobie zależy. Wiesz jak cholernie mu było ciężko bez ciebie? A teraz tak go traktujesz? Niedorzeczne... Druga sprawa- jeśli chcesz zostać w tej drużynie, nie możesz okazywać strachu przed tym chłopakiem albo po prostu zejdź mu z drogi. Inaczej źle się to skończy.- poradził ciemnowłosy.
- D-Dobrze. Postaram się poprawić.- obiecałem.
- W porządku. Cieszę się, że wszystko mi szczerze powiedziałeś. Ostatnio ciągle mnie unikasz i nic nie mówisz...- moje policzki się zarumieniły.
- W-Wstydziłem się... tego wszystkiego panu powiedzieć.- skłamałem zerkając w bok.
- Ach tak...- mruknął Levi nie zdejmując za mnie swojego nieustępliwego wzroku.
- Chodź. Pokażesz mi czego nie rozumiesz z tej łaciny.- skierowaliśmy się do mojego pokoju. Moje serce biło o wiele za szybko. Siedzieliśmy razem przy moim biurku, a Rivaille tłumaczył mi materiał, którego nie rozumiałem. Nagle czarnowłosy uciął w pół zdania i zerknął na mój podręcznik.
- C-Co...?- uchwyciłem jego wzrok. Na którejś ze stron w podręczniku widniał napis: "Levi" nagryzmolony ołówkiem. Pragnąłem się zapaść pod ziemię z zażenowania.
- T-To... Mój kolega ze szkoły się podpisał! Ma tak samo na imię!- To chyba najgorsze kłamstwo jakie przyszło mi do głowy...
- Rozumiem.- odparł spokojnie Rivaille, po czym zaczął uczyć mnie dalej.
- Wszystko dobrze.- powiedział sprawdzając moje ćwiczenia.
- Na-Naprawdę?!- zawołałem zszokowany.
- Czemu się tak dziwisz? Miałeś dobre podstawy, po prostu potrzebowałeś żeby ktoś ci to lepiej przyswoił i zrobił z tobą przykładowe ćwiczenie.- rzekł ciemnowłosy.
- Może i tak, ale... To wszystko dzięki panu...- zebrałem się w sobie i spojrzałem mu prosto w oczy.
- Nie dziękuj mi jeszcze. Zobaczymy jak pójdzie ci na teście.- odpowiedział odkładając długopis, który trzymał w ręce. Był tak blisko... Zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Moje całe ciało lgnęło do niego, a umysł zawodził... Pragnąłem pocałować Leviego. Zatopić usta w bladych wargach i zapomnieć o wszystkim i wszystkich. Nagle usłyszałem dzwonek telefonu mężczyzny. Rivaille wyjął przedmiot z kieszeni i odebrał połączenie.
- Tak? Teraz...? Gdzie jesteś? Niech ci będzie. Zaraz tam będę.- mówił do słuchawki, po czym się rozłączył.
- Muszę wyjść. Coś ważnego. Nie będzie mnie na kolacji.-  poinformował mnie i skierował się w stronę drzwi.
- P-Powodzenia!- zawołałem zanim wyszedł. Potem wziąłem mój podręcznik do ręki i odszukałem stronę z napisem. Przejechałem kciukiem po rysunku. Muszę mu w końcu powiedzieć...

***

- Levi-san?- zapytałem widząc czarnowłosego mężczyznę siedzącego przy morowym jeziorze, na pomoście. Usiadłem obok niego. Rivaille patrzył na zamgloną taflę wody.
- Coś nie tak? Dlaczego pan nie wejdzie do domu?- chciałem żeby spojrzał w moją stronę, ale on nie zwracał na mnie uwagi. Ze skupieniem wpatrywał się w jezioro. Kiedy ponownie zerknąłem na jezioro ujrzałem postać pod wodą.
Martwe ciało dryfowało w naszym kierunku.
- O mój-! Levi-san! Musimy stąd odejść!- postać zbliżała się do nas coraz szybciej.
- Levi-san!!- mężczyzna wstał i wystawił stopę poza granicę pomostu. Zdębiałem.
- LEVI-!!- wrzasnąłem z całych sił, ale było już za późno. 
Czarnowłosy wpadł do wody i zniknął.
- Nie! Levi!! Nie zostawiaj mnie...!!

***

 Otworzyłem oczy. Leżałem na łóżku w moim pokoju. Zerknąłem na zegar. Dochodziła druga w nocy. Nagle usłyszałem stukot na dole. Niepewnym krokiem udałem się do drzwi. Kiedy je otworzyłem zobaczyłem, że na dole paliło się światło. Pomimo wzbierającego się we mnie strachu i obaw, powoli zszedłem po schodach nasłuchując wszelkich dźwięków. Serce dudniło mi w piersi jak szalone, a oddech stał się nierównomierny. Światło było zapalone w salonie. Na palcach zbliżyłem się do drzwi  Przełknąłem ślinę i zerknąłem w niewielką szparę. Moim oczom ukazał się czarnowłosy mężczyzna stojący przy barku. Nalewał sobie szklankę złotego trunku. Odetchnąłem z ulgą i wszedłem do pomieszczenia.
- Co tutaj robisz, Eren?- zapytał mnie Rivaille.
- Przepraszam, usłyszałem coś i zobaczyłem palące się światło... Na dodatek śnił mi się okropny koszmar i... sam nie wiem.- przymknąłem powieki i objąłem się ramionami. Na samą myśl o tamtym śnie przechodziły mnie zimne dreszcze... W tym czasie Levi usiadł na sofie i upił łyk drinka.
- Chodź. Opowiedz mi o nim.- rzekł do mnie i wskazał na miejsce obok siebie. Nieco zakłopotany usiadłem przy ciemnowłosym. Rivaille miał rozciągnięte ramię wzdłuż oparcia, dlatego wolałem się nie rozsiadać, aby przypadkiem nie wyszło z tego nic, co mężczyzna mógłby odebrać za "dziwne".
- Mów, Eren.- polecił.
- N-No to... Przyśnił mi się... pan.- zacząłem speszony.
- Ja?- mruknął i dopił resztkę alkoholu.
- Siedział pan przy jeziorze i... potem wpadł pan do niego, bo... tam pływały czyjeś zwłoki.
- Hmm, czyli jakiś trup mnie wciągnął do wody? Zabawne.- stwierdził Levi. Zerknąłem na niego. Dziwnie się zachowuje... Jego aura się zmieniła i na dodatek... śmierdzi alkoholem.- myślałem w duchu.
- To był tylko sen... Nie będę panu zawracał głowy.- poderwałem się z miejsca, gdy nagle poczułem jak szczupłe palce oplatają mój nadgarstek i ciągną z powrotem.
- L-Lev-!- opadłem na mebel, a czarnowłosy się do mnie zbliżył, dotykając mojego policzka dłonią. Nie odrywaliśmy od siebie oczu.
- Le-Levi-sa-
- Skoro ty i ta blondyneczka jesteście na poważnie razem... Musisz o nią dobrze zadbać, jasne?
- C-Co pan...?
- Żaden związek na pół gwiazdka, ani bawienie się uczuciami nie wchodzą w grę...- Czy on majaczy...? I dlaczego znajduje się tak blisko?!
- Levi-san... Myślę, że...
- ... co to tych "zbliżeń"... też nie możesz jej rozczarować, dlatego...- złapał za mój podbródek i skierował go w swoją stronę.
- ... nauczę cię jak dobrze całować.- dokończył, a następnie dotknął moich warg swoimi.



*****

Witajcie, moje wygłodniałe Lost'a wilczki! ;) ^^


Ha! No i co teraz? Nie spodziewaliście się takiego zakończenia, co?! xD Już wyobrażam sobie Wasze miny oraz reakcje! ^^ (ostrzegałam, że romans już niedługo się zacznie, prawdaaa?)

Co do całuska... nie tylko na tym się skończy ^^ *spoiler z pozwoleniem od Akashiego* Ale! To jeszcze nie jest ten punkt kulminacyjny, oj nie! ;D

PS. Nie ma więcej chętnych do udziału w konkursie? -,-


Joleen :*

środa, 15 lipca 2015

Sweet Revenge, re: Sweet Chains

Opowiadanie yaoi- Akashi Seijūrō x Mayuzumi Chihiro

  UWAGA +18!!!





- Wróciłem! Akashi...? Akashi!- jasnowłosy wchodzi do zupełnie ciemnego i pustego mieszkania. Drzwi za nim się zamykają, a gdy się odwraca zostaje zaatakowany. Ktoś przyciska mu ściereczkę nasączoną odurzającą substancją do twarzy. Mayuzumi powoli upada na podłogę...

***

- Obudź się.- słyszy komendę tuż po otwarciu powiek. Jest przykuty kajdankami do łóżka. Ma na sobie jedynie szare bokserki, a przed nim, na krześle siedzi znajomy, czerwonowłosy mężczyzna. Chihiro przełyka ślinę i spogląda w jego stronę.
- Wyjaśnisz mi co się tutaj dzieje?- prosi jasnowłosy. Akashi wstaje z krzesła. Po drodze zabiera ze sobą długi, skórzany przedmiot, który obraca w dłoniach.
- Bat?- dziwi się srebrnooki.
- Widzę, że znasz się na rzeczy, Mayuzumi-san...- mówi i przystaje przy łóżku.
- Co ty masz na sobie?!- pyta oglądając skórzany, czarny i niezwykle obcisły kombinezon Seijuurou.
- To mój strój pana.- oznajmia absolut i przysuwa koniec bata do policzka mężczyzny.
- "Pana"? Co ty kurwa pleciesz?- warczy jasnowłosy.
- Skoro ja jestem panem, to czym jesteś ty, Mayuzumi-san?- pyta przysiadając na łóżku.
- Twoją matką.- Akashi zamaszystym ruchem ręki, uderza go batem po twarzy. Mocno. Tak mocno, że przecina skórę na policzku Chihiro.
- Zachowujesz się bezczelnie i karygodnie. Dodatkowo, to zła odpowiedź.- mówi z niebezpieczną iskrą w dwukolorowych tęczówkach.
- Jeszcze raz. Skoro ja jestem panem, to ty jesteś...?
- Jakoś nie mam ochoty się w to bawić...- oznajmia srebrnooki. Po raz kolejny dostaje batem. Tym razem w drugi policzek.
- Czym jesteś... Chihiro?- wypowiada z akcentem imię mężczyzny. Jasnowłosy zerka na absoluta i czuje szybsze bicie własnego serca. Nie może zrozumieć, jak niesamowicie brzmi jego imię w ustach ukochanego. Po chwili wzdycha i odpowiada.
- Twoją dziwką?
- Nie, ale jesteś blisko.- mówi zadowolony Akashi ocierając bat z krwi.
- Szmatą?
- Nie.
- Kurwą?
- Nie. Wyrażaj się. Przynajmniej w moim towarzystwie.
- Nie wiem.
- Za szybko się poddajesz, ale dam ci podpowiedź... Jesteś zwierzęciem.- mężczyzna chowa białą chusteczkę.
- Psem.- zgaduje Mayuzumi bez cienia wątpliwości.
- Gratulacje! Poprawna odpowiedź.- na ustach czerwonowłosego pojawia się triumfalny uśmiech.
- I co w związku z tym?- pyta znudzony Mayuzumi.
- Jako wierny pies swojego pana potrzebujesz tresury, abyś był posłuszny. Rozkaz, wykonanie, nagroda. Rozkaz, nie wykonanie, kara. Tak to działa.- opowiada Seijuurou z błyskiem w oczach.
- I to cię tak podnieca?- dziwi się srebrnooki.
- Poniekąd, ale robię to z zemsty za tamten gwałt.- uśmiecha się z szaleństwem.
- Nie myślałem, że będziesz chciał się za to mścić... Tyle już razem przeszliśmy...- mówi Mayuzumi.
- To prawda, ale chcę żebyśmy byli na równi.- przyznaje Akashi.
- Zawsze musi być na twoje, co? Pieprzony absolut...- klnie pod nosem Chihiro.
- Mówiłeś coś?- Seijuurou dotyka skórzanym przedmiotem jego podbródka i lekko unosi w swoją stronę.
- Nic a nic... panie.- uśmiecha się z przekąsem w głosie jasnowłosy.
- Widzę, że już nie możesz się doczekać, co?- mruczy dotykając batem jego bladych warg.
- Zasady są takie. Ja mówię, a ty uważnie słuchasz i wykonujesz. Jeden niechciany ruch i lądujesz w rzece niedaleko stąd. Zrozumiano?
- Tak...- Akashi zadaje mu cios w ramię.
- Jesteś psem. Będziesz mówił, gdy dostaniesz pozwolenie. A teraz uwolnię cię, ale nic mi nie zrobisz.- ostrzega Seijuurou i wyciąga z szuflady kluczyk. Następnie pozbywa się kajdanek z rąk Chihiro. Znajdują się bardzo blisko siebie. Prawie stykają się ciałami. Srebrnooki czuje jego zapach, widzi idealne rysy twarzy, słyszy szybkie bicie serca. Nie jest pewien czyj to puls...
- Na podłogę i na kolana.- wydaje mu rozkaz. Mayuzumi powoli podnosi się, a Seijuurou kopie go w nogę. Mężczyzna opada na podłogę z głośnym łupnięciem.
- Psy nie chodzą na dwóch łapach, tylko na czworaka.- oznajmia Akashi z cieniem uśmiechu na ustach. Chihiro ze złością wykonuje polecenie, a następnie siada przed Seijuurou na klęczkach.
- Świetnie. Dobry pies.- absolut gładzi jego jasne, miękkie w dotyku włosy. Przyjemne...- myśli Mayuzumi i przysuwa się do ręki swojego pana. Słyszy cichy chichot.
- Może nauczymy cię paru sztuczek, co?- uśmiecha się triumfalnie, a Chihiro marszczy brwi.
- Podaj łapę.- rozkazuje wyciągając otwartą dłoń w jego stronę. Po chwili Mayuzumi powoli podaje mu swoją rękę.
- Teraz się przeturlaj.- na ustach Seijuurou pojawia się kolejny, zadziorny uśmiech. Jasnowłosy wzdycha i kładzie się na podłodze. Następnie wykonuje polecenie.
- Świetnie. Teraz daj głos.- mężczyzna robi zmieszaną minę.
- H-Hau...?- mówi niepewnie. Dostaje batem po ręce.
- Głośniej.- karze Akashi.
- Hau.- odzywa się pewniej.
- Dobrze. Teraz daj mi buziaka.- absolut dotyka palcem swojego policzka. Mayuzumi podchodzi do niego i liże jego blady policzek.
- Sztuczki świetnie ci idą.- chwali głaszcząc jasne kosmyki.
- Teraz przejdźmy do zabaw... Zdejmij swoje bokserki i zrób dla mnie małe show.- poleca czerwonowłosy. Chihiro patrzy na niego zmieszany.
- No dalej... Chi.- Akashi chichocze z powodu nowego przezwiska, które wymyślił dla swojego psa. Jasnowłosy pozbywa się swojej bielizny i zaczyna się zadowalać, w taki sposób oraz pozycji, aby widział Seijuurou.
- Grzeczny...- szepcze absolut nie spuszczając dzikiego wzroku z ciała Mayuzumiego. Ich spojrzenia się krzyżują. Jasnowłosy zaczyna tracić rozum. Dwukolorowe tęczówki pilnie obserwują jego każdy ruch... Chihiro zaczyna przyspieszać swoje działania.
- Dość. Podejdź do mnie.- rozkazuje z groźnym pomrukiem Akashi. Jasnowłosy, wciąż spragniony, podchodzi na czworaka przed Seijuurou, który pozbywa się swojego ubrania i odrzuca je na bok.
- Zdejmij je... zębami.- karze wskazując na swoje białe bokserki. Mayuzumi z uśmiechem łapie zębami miękki materiał i powoli szarpie w dół ukazując stojącą męskość czerwonowłosego.
- Wiesz co robić.- uśmiecha się absolut. Chihiro bierze go w usta. Akashi wydaje jęk i wczepia swoje palce w białe włosy. Trzyma za nie pewnie oraz sprawia, że mężczyzna prawie się dusi. Jednak po chwili, Mayuzumi przyzwyczaja się do szybkiego tempa oraz postępuje... jakby był w transie. Jakiś czas później, Seijuurou odsuwa go od siebie i dochodzi... na całej jego twarzy.
- Śliczny...- pochwala i przejeżdża kciukiem po rozwartych wargach Chihiro.
- Na koniec... Wejdź na łóżko i rozłóż dla mnie swoje seksowne, długie nogi.- mruczy Akashi. Mayuzumi posyła mu zdziwione spojrzenie. Zaczyna się wahać...
- O co chodzi? Myślałeś, że tylko ty możesz dominować? A może się boisz?- Seijuurou uśmiecha się szaleńczo. Chihiro zaciska szczękę i unika jego wzroku. Absolut wyciąga rękę po bat, a srebrnooki czołga się powoli na łóżko.
- No w końcu.- komentuje czerwonowłosy i usadawia się między nogami Chihiro. Mężczyzna z przerażonym wzrokiem zerka na Akashiego.
- Musisz otrzymać karę... Nie przygotuję cię. Gdybyś od razu wykonał rozkazy...- postanawia.
- Akashi! Przestań! Masz pojęcie, jak to będzie cholernie bolało...?!- nagle Seijuurou łapie za bat i zaczyna obkładać go po plecach. Na skórze srebrnookiego pojawiają się cienkie, czerwone ranki.
- Psy nie mówią, a już tym bardziej nie sprzeciwiają się panu.- warczy absolut i przestaje go bić. Następnie głośno wzdycha oraz odkłada bat.
- Bądź grzeczny, to może pozwolę ci dojść.- oznajmia wchodzą w niego cały za jednym pchnięciem. Mayuzumi wydaje krzyk, a całe ciało zaczyna drżeć.
- To się nazywa prawdziwa tresura, co nie Chi?- mówi Akashi i zaczyna się w nim poruszać. Jasnowłosy czuje się jak w agonii. Nie wie, co ma zrobić. Zaciska palce na satynowej pościeli i modli się w duchu o szybki koniec. Niestety, ruchy Seijuurou są bardzo agresywne i nie może skupić się na niczym innym niż na bólu. Jedyną myślą trzymającą go w ryzach jest fakt, iż robił to czerwonowłosy, którego tak bardzo kochał...
- Chihiro...- absolut wbija mu paznokcie w biodra i wchodzi w niego znacznie głębiej.
- Aka-Akashii!!- wydaje krzyk Mayuzumi.
- Błagaj mnie... Proś...- srebrnooki nie wie czy to komenda, czy cokolwiek innego. Możliwe, że to jego jedyna nadzieja na ratunek...
- Błagam, Akashi...
- Błagaj mnie, żebym cię wykończył...- dokańcza Seijuurou. Jasnowłosy przełyka ślinę.
- Wykończ mnie! Jestem cały twój... Rób ze mną, co chcesz! Uczyń mnie swoim psem! Chcę... ciebie!!- woła na skraju wytrzymałości.
- Tak...! Tak! Chihiro!!- absolut dochodzi razem z Mayuzumim w tym samym momencie. Oboje wpadają sobie w ramiona całując się namiętnie. Ich ciała są połączone, wilgotne od potu oraz całkowicie zaspokojone.
- Musimy opatrzyć te rany...- odzywa się Akashi dotykając kciukiem zranionego policzka mężczyzny.
- Zagoi się... jak na psie.- oboje wybuchają głośnym śmiechem.



*****

Ohayo~!


Poprawione i wstawione! ;) Mam nadzieję, że obie części Wam się spodobały. Jeżeli coś mnie w przyszłości oświeci, to napiszę coś jeszcze z tym pairingiem... ale i tak wolę AkaFuri! xD

W tych dwóch opowiadaniach napisane zostały historie dwóch popaprańców, niewyżytych seksualnie... <3 Podobało mi się ^^ Zwłaszcza ten dominujący Akashi-sama *nosebleed*
- Ty chyba naprawdę zgłupiałaś do reszty... Chociaż ten motyw z psem był niezły.- ocenia Seijuurou czytając moje dzieło.
- Kiedy oglądałam trzeci sezon cały czas nazywałam Mayu-chan twoim psem.- opieram się o jego tors i wpatruję w okno.
- Heh... Nie mam psa, tylko konia.
- Wiem, wiem... ale może Mayu-chan nada się na naszego pieska? Co ty na to? Adoptujmy go!- proponuję spoglądając mu w oczy.
- Przemyślałaś to? A co na to Kouki? Myślisz, że Mayuzumi się tak łatwo zgodzi?- pyta mnie i dotyka mojego policzka.
- Kouki nie ma, co do gadania, bo ma dużo pracy w ogródku, a ja muszę mieć kogoś do towarzystwa, gdy jesteś zajęty...- tłumaczę.
- Czyli nie będziesz już za mną tęskniła, ani o mnie myślała?- pyta mnie smutno.
- Baka~!- przytulam go do siebie.
- Nigdy tak się nie stanie.- zapewniam go.
- Chyba nie mam wyjścia... Załatw te papiery-
- Do waszej wiadomości, jestem człowiekiem. Nie psem!- nagle obok nas pojawia się srebrnooki z wymalowanym zirytowaniem na twarzy.
- Mayu-chan! Już tu jesteś! Mam coś dla ciebie!- po chwili zakładam mu na szyję elegancką, czarną obróżkę.
- Witaj w naszej rodzinie!- uśmiecham się i przytulam mocno.
- Tsk! Słuchaj co się do ciebie mów-! A z resztą i tak nie mam nic innego do roboty...- mruczy ściskając mnie.
- Jeeej! Nie będziesz już taki porzucony i samotny! Postaram się żebyś stał się lepszy!- mówię głaskając jego włosy.
- To nie będzie takie łatwe, ale spróbujmy.- Akashi staje tuż obok mnie.
- Mayu-chan...! Chi-chan!
- Błagam... tylko nie Chi...


Joleen :*

poniedziałek, 13 lipca 2015

Sweet Chains

  Opowiadanie yaoi- Mayuzumi Chihiro x Akashi Seijūrō

  UWAGA +18!!!




 Drewniane drzwi otwierają się z piskiem. W srebrnych oczach pojawia się tajemnicza iskra lecz po dosłownej sekundzie znika. Pod ścianą, w ciemnym pokoju z zasłoniętymi kotarami siedzi postać. Czerwonowłosy, młody i urokliwy mężczyzna z zamkniętymi oczami oraz spuszczoną głową. Jego nagie, blade ciało jest oparte o zimną ścianę oraz... związane i przykute do podłogi. Na ustach nieznajomego pojawia się uśmiech. Powoli podchodzi do tzw. "absoluta". Co to za absolut? Tak uniżony i związany...- myśli i kuca przed swoim niewolnikiem.
- Jestem naprawdę zadziwiony. Straciłeś czujność, Akashi?- odzywa się oraz wyciąga dłoń w stronę jego policzka. Nagle dostaje kopniaka w łydkę.
- Tsk... Jednak nie.- syczy masując bolącą kończynę. Powieki czerwonowłosego powoli unoszą się. Palące złoto oraz czerwień obserwują prześladowcę.
- Nie widzieliśmy się kilka godzin i tak mnie witasz? Niegrzeczny...- mruczy jasnowłosy. Oczy mężczyzny zwężają się w groźny sposób.
- Chciałbyś mi coś powiedzieć zanim się z tobą zabawię?- pyta srebrnooki zdejmując jednym szarpnięciem szarą taśmę z jego ust. Po chwili w miejscu taśmy pojawia się czerwony ślad oraz... uśmiech.
- Ostrzegam cię... jak tylko stąd wyjdę...- odzywa się nieco ochrypłym głosem Akashi.
- Tak, tak...! Mówiłeś to już z tysiąc razy, a o dziwo nadal tu jesteś.- uśmiech z ust Seijuurou znika tak szybko, jak się pojawił.
- I wiesz co? Nie mam zamiaru cię tak łatwo oddawać...- szepcze mu do ucha wdychając jego zapach.
- Zabiję cię... Spuszczę krew, obedrę ze skóry, wydłubię oczy i pozbawię wnętrzności... Wymażę twoje istnienie doszczętnie z tego świata.- grozi czerwonowłosy.
- Dlatego muszę korzystać póki jeszcze mogę, prawda?- uśmiecha się i muska czubkiem nosa szyję zniewolonego.
- Brzydzę się tobą... Nienawidzę cię i nie mogę patrzeć...
- Akashi... to wszystko twoja wina. Dlaczego musiałeś się urodzić? Dlaczego mnie odnalazłeś? Dlaczego mnie wybrałeś? Dlaczego nie zostawiłeś mnie w spokoju? Dlaczego nie czujesz tego co ja...?- mówi dotykając dłońmi jego drżących ramion.
- Chciałem cię wykorzystać... Byłeś dobry.- odpowiada odwracając twarz od jasnowłosego. Mężczyzna łapie absoluta za podbródek i zwraca w swoją stronę.
- Ja też chcę cię wykorzystać... W nieco innym celu. Mianowicie, do zaspokojenia moich chorych potrzeb.- wyznaje, a po chwili sunie językiem po szyi absoluta.
- Mayu...zumi. Dość.- warczy przez zaciśniętą szczękę.
- Nic z tego... Nie masz cholernego pojęcia, jak seksownie teraz wyglądasz. Cały w niewielkich siniakach, związany, nagi...- przejeżdża palcami po udzie Akashiego. Po pomieszczeniu roznosi się echo brzdęków łańcuchów.
- Nie pozwalaj sobie.- cedzi przed zęby Seijuurou, ale w głębi duszy cały drży ze strachu...
- O czym ty mówisz? Zaraz cię zgwałcę, a ty uważasz inaczej? Nie rozśmieszaj mnie...- mówi zdejmując szarą marynarkę z ramion oraz czarne spodnie.
- Przestań! Możesz to załagodzić! Wypuść mnie teraz, a obiecam ci, że umrzesz bezboleśnie!- w oczach absoluta zabłysł strach. Mayuzumi prycha i usadawia się między rozłożonymi nogami Seijuurou.
- Kłamiesz. Po tym, co ci zrobię sprawisz, że moje prochy znikną z tej ziemii... Bądź grzecznym chłopcem i nie stawiaj oporu. Będzie mniej bolało.- uśmiecha się i wbija palce w kolana mężczyzny.
- Nie! Mayuzumi, ty skurwysynu!!- krzyczy Akashi wierzgając dziko.
- Ciii, najpierw trochę się z tobą zabawię. Obiecałem, prawda?- szepcze dotykając jego sutków.
- Zostaw-! Nie!!
- Niech ci będzie...- mruczy oraz schyla się nad obojczykiem Seijuurou. Następnie składa delikatne pocałunki na umięśnionym torsie i schodzi coraz niżej...
- Sprawię, że mnie zapragniesz tak, jak ja ciebie...- mówi wsadzając go sobie do ust. Absolut próbuje uciszyć swoje zawstydzające jęki. Łańcuch brzęczy, a jasnowłosy porusza się szybciej...
- Mayu-ah-zumi...!- krzyczy Seijuurou dochodząc w jego ustach. Chihiro oblizuje wargi i wsadza w absoluta dwa palce rozszerzając wejście.
- Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz.- śmieje się widząc, jak mężczyzna mu się poddaje.
- Stul pysk, psie.- syczy przekręcając głowę w bok.
- Patrz na mnie.- karze Chihiro unosząc mu nogi wchodząc w jego wnętrze. Mocno, głęboko i szybko...
- A-Aah!!- krzyczy Akashi, a w dwukolorowych oczach zbierają się błyszczące niczym diamenty łzy.
- T-Tak... Nareszcie.- wzdycha Mayuzumi z dominującym uśmiechem.
- Nie... Proszę...- słyszy ciche łkanie pod sobą.
- Rozluźnij się. Mamy czas...- szepcze opiekuńczo i sięga między nogi absoluta.
- Seijuurou...- wypowiada imię czerwonowłosego oraz zaczyna się w nim poruszać. Akashi jęczy, krzyczy, czuje narastający ból... ale również przyjemność. Srebrne ślepia krzyżują się z dwukolorowymi oczami. Jasnowłosy pochyla się nad mężczyzną i całuje go w rozwarte usta. Nagle czuje metaliczny smak...
- Ugryzłeś mnie.- mruczy Chihiro.
- Pocałowałeś mnie.- warczy Seijuurou. Mayuzumi uśmiecha się i jeszcze raz złącza ich usta. Akashi zaczyna ssać jego dolną, zranioną wargę, a jasnowłosy na nowo porusza się we wnętrzu absoluta.
- Mayuzumi...!!- wykrzykuje czerwonowłosy łapiąc się kurczowo łańcuchów oraz oplatając biodra mężczyzny mocniej.
- Seijuurou... Kocham cię... Tak cholernie mocno... rozpadam się na pieprzone kawałeczki... potem je pozbieraj, dobrze?- jęczy i dochodzi w nim, a niedługo później także Akashi. Chihiro opada na jego ciało. Oboje ciężko oddychają i próbują się uspokoić. Absolut przymyka zmęczone powieki. Unosi je, gdy słyszy dźwięk otwieranych zamków. Mayuzumi usuwa łańcuchy i więzy.
- Co robisz?- pyta zdziwiony Akashi.
- Nie widać?- mówi pozbywając się ostatniego zamka. Następnie odsuwa łańcuchy na bok i spogląda Seijuurou w oczy. Potem wstaje oraz kieruje się w stronę łazienki, ale absolut go zatrzymuje i sprawia, że upada. Wtedy siada na nim z szalonym wzrokiem.
- Mógłbym cię teraz udusić... Wiesz o tym?- grozi łapiąc za jego szyję oburącz.
- Jeżeli tego chcesz...- Mayuzumi przymyka powieki i czeka kilka minut. Co ciekawe, nic się nie dzieje. Otwiera oczy oraz widzi... łzy spływające ciurkiem po policzkach Akashiego.
- Sei-
- Jesteś kretynem... Pierdolonym egoistą i popaprańcem...- łka ocierając wilgotne powieki.
- Czy ty...?- Chihiro patrzy na niego z niedowierzaniem.
- Już nie. Nigdy więcej. A kiedy stąd wyjdę, nie chcę widzieć twojej jebanej twarzy do końca mojego życia.- mówi i powoli wstaje. Kiedy znajduje się blisko drzwi, mężczyzna podbiega oraz obejmuje go swoimi ramionami.
- Nie pozwolę ci wyjść w takim stanie...- szepcze Mayuzumi.
- Nagle się przejmujesz?- prycha Akashi.
- Zawsze się tobą przejmuję... i już nigdy nie zamierzam wypuszczać cię wolno.- wyznaje i obejmuje jego ciało mocniej, bardziej nerwowo. Ukrywając twarz w nagim ramieniu absoluta.
- Doskonale...- Akashi odwraca się w stronę jasnowłosego i spogląda mu w oczy.
- Zmienię twoje życie w piekło. Takie samo jak moje, osobiste piekiełko. Pasuje ci ten układ, Chihiro?- proponuje zarzucając mu ręce na kark. Srebrnooki przełyka ślinę oraz próbuje się uspokoić po tym, jak czerwonowłosy nazwał go po raz pierwszy po imieniu.
- Nie marzę o niczym więcej...- odpowiada przytulając Seijuurou do siebie i całując go z palącą namiętnością.



*****

Cześć Słodziaki! ;D


Myśl o zniewolonym Akashim-sama nie dała mi spokoju... Musiałam to napisać! ;D Szkoda tylko, że nie znalazłam żadnej fotki Akashiego w łańcuchach -,- *zirytowana i zawiedziona*

Dlaczego Mayuzumi?- nie mam za grosz pojęcia! XD Tylko on mi się nasunął na myśl (no bo przecież nie Kouki...). Poza tym szukałam niedawno jakiegoś opowiadania z tym pairingiem i nie było żadnych fajnych :-/

W trakcie pisania byłam trochę zgorszona i zrobiło mi się szkoda Akashiego, ale na tym to polegało xd Chociaż, jak mam być szczera... Podobało mi się to opowiadanie ^^ Było takie mroczne i... mrrraśne ;D Zastanawiam się nad częścią drugą- "Zemsta Akashiego". Co Wy na to? ;)


Joleen :*

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział XXIV

„Lost in the Darkness”                           UWAGA+16!!!



- Słucham?- usłyszałem ostry ton oraz ujrzałem chłód bijący z kobaltowych oczu Leviego. Miał zmieszaną minę i zmarszczone brwi. Boże... To jakiś obłęd!- moje myśli stały się chaotyczne. Miałem ochotę uciec, ale nie potrafiłem się ruszyć. W gardle stanęło mi coś, czego nie mogłem się pozbyć, a nogi miałem jak z waty. Jedyne co mogłem zrobić... to kłamać.
- T-To znaczy... Chodzi mi o to, że...! Ja nie...! Etto... przez cały ten czas... byłem ciekaw i...- plotłem bez sensu.
- Eren.- wypowiedział twardo moje imię. Spojrzałem mu w twarz.
- Mam propozycję. Zapomnę, o tej całej, cholernie niezręcznej sytuacji, a ty w zamian nie będziesz już dłużej prosił mnie o naruszenie mojej prywatności w jedynym, pieprzonym pokoju tego przeogromnego domu, w którym mogę zostać zupełnie sam. Zgoda?- pierwszy raz widziałem prawdziwy lód w tych niesamowitych oczach. Naprawdę wierzyłem, że mógłby mnie nimi zabić... Na szczęście, udało mi się kiwnąć w odpowiedzi na jego rozsądną propozycję.
- Dobrze, a teraz chodźmy na kolację.

***

Cały następny poranek nie mogłem zapomnieć o wydarzeniu z ubiegłej nocy. Dlaczego to powiedziałem? Czy Levi ciągle był zły? Wybaczy mi? Czemu jestem takim idiotą?!- myślałem leżąc na łóżku i wpatrując się w biały sufit. W pewnym momencie ktoś zapukał do moich drzwi.
- Proszę.- chwilę później w moim pokoju znajdował się ciemnowłosy w czarnym, wyjściowym płaszczu.
- Le-Levi-san...
- Jadę po twoją koleżankę. Chciałem przypomnieć żebyś był gotowy, kiedy już tutaj przyjedziemy.- oznajmił sucho Rivaille. Coś zakuło mnie w piersi. Nie tak miało być. Chciałem znaczyć dla niego coś więcej, a stałem się zwykłym, cholernym egoistą i kretynem...- spuściłem głowę.
- Wychodzę. W razie czego Verde jest na dole...- powiedział i zwrócił się w stronę drzwi. W mgnieniu oka stanąłem przy nim i złapałem za materiał płaszcza zatrzymując go.
- Levi-san... Tak bardzo pana przepraszam...! Ja nie... Nie miałem tego na myśli! Proszę...!- nagle poczułem jak szczupłe palce przeczesują moje włosy. Spojrzałem mężczyźnie w oczy.
- W porządku. Umówiliśmy się, czyż nie? Nie jestem na ciebie zły...- wyjaśnił spokojnie. Wpatrywałem się w kobaltowe ślepia, które znów pałały tajemniczością i znajomym ciepłem.
- Dobrze...- oparłem czoło o jego tors. Moje nozdrza wyczuły specyficzny zapach Rivaille, a ja całkowicie się uspokoiłem. Właśnie tego potrzebowałem. Chwilę później ciemnowłosy dotknął moich ramion. Zadrżałem i spojrzałem mu w oczy. Badałem każdy element jego idealnej twarzy, jakbym zapisywał je w swojej pamięci dopóki mój wzrok spoczął na kuszących, wygiętych wargach mężczyzny. Tak bardzo pragnąłem, aby objął mnie oraz przyparł do ściany a następnie pocałował z niewyobrażalną namiętnością i uczuciem...
- Muszę jechać. Mam dzisiaj parę ważnych spraw na głowie. Pogadamy wieczorem.- oznajmił nagle Rivaille i odsunął mnie od siebie. Niedługo później zostałem sam ze swoimi myślami. Znowu to zrobiłem... Chciałem Leviego... W ten dziwny sposób...- przeraziłem się. Potem postanowiłem się przebrać w odpowiedniejszy strój niż szara bluza i trochę za duże spodnie. Założyłem na siebie czerwoną koszulę w kratę oraz czarne spodnie. Następnie oprzątnąłem swój pokój i ułożyłem potrzebne podręczniki na biurku.
- Pan zjawi się dosłownie za minutę! Jesteś przygotowany?- usłyszałem głos Verde. Oczywiście weszła do pomieszczenia bez poinformowania mnie.
- Tak.- odpowiedziałem jej krótko. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i wyszła. Wziąłem głęboki wdech oraz zszedłem na dół. Niedługo później w drzwiach stanęły dwie znajome postacie pod czarnym parasolem.
- Cześć, Eren.- przywitała mnie blondynka z błyszczącymi oczami.
- Hej, Crista. Wejdź.- uśmiechnąłem się do niej i wpuściłem ją do środka.
- Zerwało się na deszcz... Muszę jechać do pracy. Zajmij się nimi...- słyszałem jak Rivaille rozmawiał z Verde, gdy wieszałem jasnobrązowy płaszcz dziewczyny na wieszak.
- Zrozumiałam.- odezwała się kobieta. Po chwili drzwi się zatrzasnęły, a ciemnowłosy zniknął. Dlaczego się ze mną nie pożegnał?
- Łaa-ał...- szepnęła Crista rozglądając się po wnętrzu domu.
- Co nie? Ten dom jest niesamowity!- odezwałem się i podszedłem do niej. Niebieskooka odwróciła się do mnie i kiwnęła.
- Ładnie wyglądasz, Eren. Tak... inaczej. Codziennie widzę cię w mundurku...- powiedziała cicho z niewinnym rumieńcem.
- Eh? D-Dzięki...- wtedy spojrzałem na jej strój. Miała na sobie piękną bladoróżową sukienkę do kolan, jasny sweterek na ramionach, cienkie rajstopy oraz jasne buty na niewysokim obcasie. Albo nie oglądała prognozy pogody albo nie mieszka tutaj tak długo żeby wiedzieć, iż w tej miejscowości pada non stop...- pomyślałem zgryźliwie.
- Wyglądasz naprawdę ślicznie.- pochwaliłem ze słabym uśmiechem.
- A-Arigatou...- zarumieniła się jeszcze bardziej. Wyglądała jak różowa landrynka. Słodka, ale czy aby na pewno nie "zbyt słodka" na mój gust?
- Chodź, zaprowadzę cię do mojego pokoju.- rzekłem do niej. Po chwili skierowaliśmy się na górę. Idąc wzdłuż holu zerknąłem na drzwi do sypialni Leviego...
- To tutaj.- weszliśmy na strych, gdzie tymczasowo urzędowałem.
- Dosyć tutaj... pusto.- stwierdziła nieśmiało Crista.
- Nie da się ukryć, ale to nie moje mieszkanie. Cudem jest, że w ogóle mam gdzie spać...
- Eren... dlaczego tutaj mieszkasz? Kim jest dla ciebie pan Rivaille?- moje serce stanęło. Spojrzałem na blondynkę stojącą kilka metrów ode mnie, zaciskającą nerwowo palce na białej torebce.
- Wolałbym na razie o tym nie mówić... Napijesz się czegoś?- zapytałem przystając przy drzwiach.
- Chętnie...- odrzekła. Poszedłem do kuchni i przygotowałem dwie szklanki ciepłej herbaty. Kim jest dla mnie Levi...? A może kim chciałbym żeby dla mnie był?- zagryzłem dolną wargę. Czy nie mieliśmy się przypadkiem uczyć? Czemu ona musi być taka wścibska?- myślałem poirytowany wracając do pokoju. Gdy byłem na miejscu, Crista siedziała przy moim biurku z rozłożonymi podręcznikami.
- Proszę.- wręczyłem jej naczynie.
- Dziękuję... i przepraszam! Jestem tutaj żeby cię pouczyć, a nie wypytywać! To musi być dla ciebie coś ważnego, skoro nikomu nie mówiłeś, ale jesteśmy... jesteśmy parą i kiedyś chciałabym...- mówiła zdenerwowana.
- Rozumiem. Kiedyś wszystko ci opowiem.- obiecałem siadając obok niej. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i spojrzała mi w oczy z uśmiechem.
- Dziękuję. To może zaczniemy?- zaproponowała przysuwając w moją stronę kartkę z ćwiczeniami, którą niedawno dostaliśmy na zajęciach.
- Łacino, nadchodzę!- zawołałem z determinacją, a blondynka cicho zachichotała.

***

- Wiem, że starałaś się z całych sił... ale musimy pogodzić się z myślą, że łacina nie jest mi pisana.- opadłem bezsilnie na łóżko.
- Przecież dobrze umiesz regułki! Nie wiem, dlaczego zrobiłeś tyle błędów...- mamrotała Crista przeglądając moje zdania, które przetłumaczyłem na język obcy.
- Zostałem pokonany przez gramatykę i bezsensowne zdania o tym, że lekarz leczy miłe panie, a studenci robią różne eksperymenty w laboratorium...!- zaśmiałem się.
- To niemożliwe! Spójrz!- dziewczyna usiadła przy mnie na łóżku.
- Musisz określić sobie osobę i przypadek. Następnie odszukujesz potrzebną koniugację i dopisujesz końcówkę...
- Przecież wiem! Cały czas to robiłem!- zawołałem poirytowany.
- Spróbujmy od początku.- powiedziała spokojnie.
- Ha?!- podniosłem się do siadu.
- Crista! To jest niewykonalne! Siedzieliśmy nad tym od paru godzin!
- To co zrobisz w poniedziałek na teście? Poddasz się i oblejesz?- zapytała mnie.
- Nie wiem... Nie chcę o tym myśleć.- mruknąłem zerkając w bok.
- T-To co teraz? Mam już sobie iść...?- spojrzałem w duże, błękitne oczy blondynki. Nasze twarze dzieliły centymetry...
- Eren... pamiętasz tamten obóz? Wtedy... ty mnie... i ja... teraz.- zbliżyła się do mnie oraz położyła swoje drobne dłonie na moich policzkach.
- Chcę cię pocałować...- wyznała.
- Crista...!- próbowałem ją zatrzymać, ale nie udało mi się. Poczułem dotyk jej miękkich warg na swoich. Była taka ciepła i delikatna... Przymknąłem swoje powieki. Dziwne. Nie czuję zupełnie nic. Nic niezwykłego. Kiedy znajduję się przy Levim... Sama jego obecność wywołuje u mnie jakieś nietypowe objawy. Dlaczego? Dlaczego nie mogę pozbyć się tego uczucia i zakochać się w kimś innym?
- Dzieciaki, kończycie już...?- nagle do pokoju wparował ciemnowłosy o kobaltowych oczach. Zdążyłem zobaczyć zdziwienie na jego twarzy oraz rosnące zakłopotanie blondynki obok mnie. Tylko nie to...



*****

Witajcie Kochani! ^^


Chciałam wstawić Wam coś jeszcze do poczytania na ten weekend ;)

Obiecane całuski były... ale jeszcze nie z Levim! XD Wybaczcie... Staram się, jednak nie przyspieszę akcji. Tak już sobie wymyśliłam :-/ Może w zamian za czekanie trochę wyjaśnień? ;)

Dlaczego nie ma już, teraz, w tym momencie całusków z Rivaille?- Miejcie trochę więcej wyrozumiałości! Eren jest dzieciakiem po przejściach. Kiełkujące w nim uczucie (i pożądanie xD) względem Leviego rośnie, ale on próbuje je zwalczyć. Dlatego też chce pochodzić trochę z naszą słodką Cristą. Okazuje się, że to jedna wielka klapa. W związku z tym, Eren nie będzie miał innego wyboru i w następnym rozdziale...
Nagle dostaję piłką od koszykówki w głowę.
- Akashi-sama! Jeszcze jeden raz mnie czymś rzucisz, rekwiruję nożyczki!- warczę na czerwonowłosego za mną.
- Znowu chciałaś spoilerować? Ani mi się waż.- prychnął siadając obok mnie. *wzdycham ciężko* Ze spoilerów nici. Jak będziecie chcieli spoilery, to najpierw niech ktoś zwiąże Akashiego oraz zamknie w bezpiecznym miejscu... Moment. Akashi... Akashi z zaklejonymi usteczkami srebrną taśmą klejącą... Jego idealne rączki dobrze związane sznurkiem... (widzicie to? Nie? Mam Wam to zilustrować, a raczej... napisać? ^^)
- Ślinisz się.- zauważa Seijuurou.
- C-Co? A-Aha...- mrugam powoli.
- Kończ już. Zaraz idziemy oglądać z Koukim końcówkę naszego serialu...
- Ciii! Tylko nie mów co oglądamy!- zasłaniam mu usta dłońmi.
- Wstydzisz się oglądać czegoś innego niż anime?- pyta mnie.
- T-To nie tak...!- mamroczę.
- Mam wspomnieć jak...- uśmiecha się złośliwie.
- Akashi-sama...! D-O-Ś-Ć! Jesteś dzisiaj dla mnie bardzo niemiły!
- I tak wiem, że to lubisz.- szepcze do mojego ucha, przy okazji podgryzając je.
- Czekam~!- odchodzi, zostawiając mnie na skraju wytrzymałości... <3


Joleen :*